Trevor posapywał i pojękiwał w celi obok, co jakiś
czas dorzucając parę przekleństw. Chwilę wcześniej z pomocą Draco jako moich
oczu i dłoni, dokonałam pobieżnych oględzin jego stanu. Prawdopodobnie z jego
żebrami nie działo się nic groźniejszego od stłuczenia, nie skarżył się też na
objawy typowe dla uszkodzenia narządów wewnętrznych. Jego nadgarstek zaczął
puchnąć i podejrzewałam skręcenie, dorobił się też, zdaniem Draco, paskudnego
rozcięcia na nodze, które starali się zatamować koszulką Trevora, i kilku
szybko wykwitających siniaków na twarzy. Draco utrzymywał, że wszystko z nim w
porządku, chociaż Trevor poskarżył na niego, że utyka, krwawi z nosa i łuku
brwiowego i ma porządnie podbite oko.
- Co wam w ogóle strzeliło do głowy?! – huknęłam,
gdy już załatwiliśmy najważniejsze. – Czy wy tu przyleźliście sami?
- Ałć. A trochę wdzięczności? – spytał Draco.
Przeszkadzało mi, że nie mam możliwości go zobaczyć. Nasze cele były tak
zaprojektowane, że jedyne, co mogłam dojrzeć, to jego wyciągnięta na korytarz
dłoń (i vice versa).
- Za co mam być wdzięczna? Że działając pod wpływem
impulsu wpadliście tu jak jakieś lekkomyślne uczniaki i daliście się złapać?
- Po ciebie przynajmniej ktoś przyszedł – wtrącił
ponuro z drugiej strony Michael.
- A ty to kto? – Draco zabrzmiał napastliwie.
- Michael Theodore.
- Auror – wyjaśniłam. – Współpracował z Zakonem.
Z mojej prawej dobiegło pogardliwe prychnięcie.
- A jesteś tego pewna? – spytał Draco. – Skąd możesz
wiedzieć, że to nie jakiś szpicel…
- Ja to wszystko słyszę, wiesz? – wtrącił się
Michael. – I nie, nie jestem szpiclem. Zostałem złapany i zamknięty tutaj
zupełnie tak jak wy. Jedziemy na tym samym wózku. Może warto odrzucić
zakorzenione uprzedzenia i skupić się na tym, jak możemy się stąd wydostać,
panie Mal-foy?
Przy jego nazwisku przeciągnął sylaby w sposób
zupełnie przeczący słowom o wyzbywaniu się uprzedzeń. Wyobraziłam sobie, jak
Draco zwęża oczy.
- Moje nazwisko nie padło tutaj jeszcze ani razu,
panie Theodore – odparł arystokratycznie lodowato. – Przypadek? Czy to by nie
świadczyło o twojej roli wtyki?
- Tak się składa, że to ty jesteś osobą
rozpoznawalną i okrytą niechlubną sławą. Może o szpiegostwo i nieczyste
intencje wypadałoby oskarżyć właśnie ciebie?
Niemal wyczułam, jak Draco zjeżył się na sugestię o
przeszłości śmierciożercy.
- Słuchaj no, panie Theodore, nie życzę sobie…
- Och, na litość boską, przestańcie – syknęłam.
Położyłam się na zatęchłym materacu. Adrenalina,
dotąd buzująca w moich żyłach, powoli zaczęła opadać, a wraz z nią cała
energia. Obaj mężczyźni zamilkli momentalnie.
- Jedziemy na tym samym wózku – powiedziałam z
przymkniętymi powiekami. Otuliłam się szczelniej kocem. Zadzwoniłam zębami w
niepowstrzymanym odruchu. – Wzajemne oskarżenia nie mają teraz sensu.
Mężczyźni zamilkli, jak gdyby rozważali moje słowa i
przyznawali niemą rację. Chociaż przez chwilę mogli zachować się rozsądnie. Słyszałam
miarowe chodzenie po celi któregoś z nich. Moje powieki były coraz cięższe i
cięższe, kroki oddalały się, cichły…
- Nie jesteś ciekawa skąd się tu wzięliśmy? – spytał
Trevor, wyrywając mnie z półdrzemki. Chwilę zajął mi powrót do rzeczywistości.
- Jestem ciekawa, skąd JA się tutaj wzięłam, Trevor.
– Mój ton zabrzmiał nawet jak dla mnie zaskakująco lodowato. – Ostatnie co
pamiętam to twoje mieszkanie. Co się stało później? Dlaczego wtedy mnie tak
bohatersko nie ratowałeś? Nic z tego nie rozumiem, może mi wyjaśnisz?
Trevor odchrząknął.
- Hermiono, ja… dlatego tutaj jestem. Bo to moja
wina. Ja muszę odkupić swoje winy i… Muszę cię uratować.
- Coś ci nie wychodzi.
- Hermiono – wtrącił się spokojnie Draco. – Możesz
dać mu opowiedzieć swoją wersję. A ode mnie otrzymał już podbite oko w twoim
imieniu.
- Przecież nosi okulary.
- No i mu przypadkiem spadły.
Wyobraziłam sobie, jak Draco wpada do mieszkania
Trevora i bez słowa zamachuje się na niego pięścią. Musiałam przyznać, że to
wyobrażenie łechtało moje ego i było wystarczająco satysfakcjonujące. Nie
odezwałam się więc, dając Trevorowi nieme przyzwolenie na wytłumaczenie się.
- To… ja… już ci mówiłem, nad czym pracuję. – Trevor
najwyraźniej był ostrożny, biorąc pod uwagę obecność Michaela. – I o tym, że
dopadli mnie, grozili i kazali przestać. A później… później…
Nerwowe westchnięcie.
- Streszczaj się – popędził go Draco. Pod moimi
zamkniętymi powiekami widziałam jego twarz, napięte mięśnie szczęki, wywracanie
oczami ze zniecierpliwienia. Był konkretny i oczekiwał konkretów.
- Kiedy Lucy skończyła w szpitalu, a ja przestałem,
nie odczepili się ode mnie. Nachodzili mnie i kazali oddać wszystkie wyniki
badań, ja…
- Oddałeś? – spytałam, choć domyślałam się
odpowiedzi.
- Tak. Nie miałem wyjścia. Powiedzieli że Lucy już
nigdy się nie obudzi, jeśli tego nie zrobię. Powiedzieli, że się od niej
odczepią, obiecali…
Wyraźnie słyszałam zawód i wyrzut w jego głosie.
Westchnęłam. Biedny, naiwny Trevor. Mogli jeszcze zażądać od niego miliona
galeonów i zamachu na Ministra Magii, a i tak by się zgodził, gdyby myślał, że
oni również dotrzymają słowa. Wtedy byłby jeszcze bardziej zawiedziony.
Drżałam na całym ciele, a koc nie pomagał.
- Później zrobiło się jeszcze gorzej. Chcieli, żebym
pracował dla nich. Wtedy się postawiłem. Powiedziałem, że żadnym sposobem nie
zmuszą mnie do współpracy, a Lucy jest bezpieczna w szpitalu. Wiem, że
pilnowali jej tam aurorzy. Powiedziałem, że prędzej zginę, niż pomogę im choćby
słowem. I wtedy… wtedy przyszłaś ty.
Milczeliśmy przez chwilę, każde zastanawiając się
nad tą sytuacją. Stary, kochany Trevor. Jak mogłam go choć przez chwilę
podejrzewać?
- Skąd wiedziałeś, że coś mi grozi? Dlaczego
wypchnąłeś mnie z mieszkania?
- Wypchnąłeś ją z mieszkania? – powtórzył Draco.
- Nie chciałem, żebyś przychodziła. Coś przeczuwałem,
nie chciałem cię narażać, nie powinienem w ogóle cię wpuszczać.
- Zdecydowanie nie powinieneś. – Lodowato przyznał
Draco. – Jeśli miałeś choć odrobinę obawy, że może ją spotkać coś złego,
powinieneś trzymać się od niej najdalej jak się da.
- Ale dobijała się do drzwi i nie wiedziałem, co…
- To tylko moja wina – wtrąciłam.
- To nie jest…
- Nie, Draco. To moja wina i nie obarczaj nią
Trevora. On w ostatnich dniach przeżył wystarczająco.
To nie była prawda, że nie denerwowałam się na
Trevora, ale Draco był dla niego zdecydowanie zbyt szorstki. Jeśli coś nam się
stanie w tym lochu, nigdy bym sobie nie wybaczyła, że zachowałam się podle w
stosunku do Trevora. A jeśli jakimś cudem się stąd wydostaniemy, to wtedy
poważnie z nim porozmawiam.
- Co się stało, kiedy straciłam przytomność? –
spytałam tak spokojnie, jak tylko mi się udało.
- Zabrali cię.
- Tak po prostu? – warknął Draco.
- Nie. Próbowałem cię bronić, ale ich było trzech.
- Widziałam jednego.
- Widziałaś go przez pół sekundy.
Było mi zimno, a głowa pulsowała bólem. Nie miałam
ochoty się odzywać.
- Celowali we mnie różdżkami i grozili, co miałem
zrobić? – W głosie Trevora pobrzmiewały jękliwe nuty, na które Draco pozostał
nieczuły.
- Cokolwiek – powiedział. – Na pewno nie pozwolić
jak tchórz jej zabrać.
- Od razu teleportowałem się do ciebie.
- O kilka minut za późno, Trevor.
Słuchałam ich przekomarzanek, czując że powoli
odpływam. Ich głosy dźwięczały w mojej biednej głowie, ale traciły sens.
- Ale to zrobiłem. Wiedziałem, że muszę naprawić mój
błąd. Hermiono, wybaczysz mi, prawda? Hermiono?
Otworzyłam oczy, zmuszając się do pozostania
przytomną. Trevor mówił zbyt głośno.
- Co się stało później? – spytałam, ignorując
zapytanie Trevora.
- Zaczęliśmy cię szukać. Zwróciliśmy się do
Stowarzyszenia Wyklętych, uruchomiliśmy znajomości, namierzyliśmy bazę…
- Stowarzyszenie od kilku tygodni bacznie
obserwowało to miejsce z ukrycia – wtrącił Draco.
Po tych słowach rozległo się głośne prychnięcie od
strony Michaela.
- Proszę. Widzieliśmy waszego człowieka. Maskuje się
tak samo skutecznie jak albinos na plaży. Działacie w tej dziecinadzie?
Powiedzcie mi, udało się wam cokolwiek zdziałać oprócz wtykania nosa w nieswoje
sprawy?
- Oczywiście że tak! Na przykład…
- Lepiej zamilcz, Trevor. – Głos Draco był uprzejmie
lodowaty. – Nie mów czegoś, czego później będziesz żałował.
- Dlaczego miałbym... Ał!
- Cicho.
- To moje ucho! Bolało!
- Bo miało.
- Chłopcy… - westchnęłam.
- Mówiłem, że dziecinada – wtrącił Michael. –
Przecież oni nawet nie mają podstawowego przeszkolenia, a bawią się w wielkich
szpiegów i szturmowców. Niby dlaczego dali się złapać?
Na to pytanie żaden z nich mu nie odpowiedział.
Zrobił to potężny wybuch gdzieś nad nami, od którego zatrzęsły się ściany i
posypały kawałki sufitu. Natychmiast usiadłam, otwierając szeroko oczy. Może
tylko sobie to wyobraziłam? Byłam tak głodna, zmęczona i zmarznięta, że
wszystko wydawało się możliwe.
- Jak długo tu jestem? – spytałam.
- Dwa dni – odpowiedział mi Michael, choć
spodziewałam się usłyszeć Draco lub Trevora.
- Skąd wiesz?
- Bo codziennie rano przychodzi zakapturzona
kobieta, żeby sprawdzić, co tam u więźniów. Co do… - Jego przekleństwo ucichło
w następnym huku, który spowodował lawinę odłamków spadających na nasze głowy.
Zasłoniłam się ramionami i wykaszlałam pył.
- Panie Theodore? – głos Draco wydawał się
zdecydowanie weselszy, choć głównie kpiący. – Oto dlaczego daliśmy się złapać.
Podeszłam do krat i wsadziłam między pręty nos,
próbując dojrzeć jak najwięcej poza swoją celą. W zawilgoconym powietrzu unosił
się pył, opadający powoli na ziemię.
- Odwróciliście uwagę i wprowadziliście wsparcie? –
spytałam. – No, no, cofam moje słowa, nie jesteście imbecylami.
- Nie nazwałaś nas tak – zaprotestował Trevor.
- Ale tak pomyślałam.
- Ale wiecie, że wcale nie tak łatwo się stąd
wydostać? – marudził Michael. – Odrobiliście lekcje? Wiecie jak otworzyć cele?
Wiecie jak opuścić ten budynek? Ja próbowałem. Złapali mnie jeszcze zanim
dobiegłem do drzwi wyjściowych.
- Czyli już raz uciekłeś z celi – podchwyciłam. –
Świetnie! Będziemy mogli to zrobić po raz drugi.
Ściany odbiły echem westchnienie Michaela,
przeciągając je i dodając do niego coś, co sprawiało, że włosy stawały dęba.
- Od tamtej pory wzmocnili zabezpieczenia. Nie
wyjdziemy stąd tak po prostu.
- Coś wymyślisz – zakomenderował Draco. Był teraz
gdzieś bliżej mnie, prawdopodobnie tuż przy kracie. Tak blisko, a rozdzielały
nas więzienne ściany. To niemal bolało. Niemożność zobaczenia go frustrowała
mnie, była jak swędzące ugryzienie po komarze, na które nic nie można poradzić.
– I lepiej szybciej, niż później – ciągnął. – No, na pewno masz jakiś pomysł,
siedzisz tutaj już dłuższy czas.
- Próbowałem. – Głos Michaela brzmiał sycząco. –
Strażnik powiedział, że zamek jest chroniony zaklęciami przed otwarciem przez
niepowołane osoby. Ma ktoś z was różdżkę albo potężny eliksir wybuchający? Nie?
Jaka szkoda.
Przez chwilę nasłuchiwaliśmy kolejnych wybuchów, ale
żaden nie nadszedł. Było niepokojąco cicho. Wymacałam palcami dziurkę od klucza
i błądziłam po jej obrysie, zapamiętując kształt. Czarodzieje byli czasami
bardzo ograniczeni, jeżeli chodziło o sprawy manualne. Coś, co dla człowieka
władającego magią wydawało się niemożliwe do zrobienia bez niej, mugole
potrafili rozwiązać w kilka sekund. Próbowałam przypomnieć sobie jakieś
sztuczki z zamkami. Na pewno pomocny byłby wytrych. Wyobraziłam sobie śmieszne,
powykrzywiane urządzenie, podobne do narzędzi, których używali w pracy moi
rodzice jako dentyści. Niby skąd miałam wziąć tu coś takiego? I jak miałabym
tego użyć?
- Mam spinkę do włosów – odezwał się Draco. Uniosłam
głowę, zainteresowana.
- Moją?
- Tak, twoją, a kogo innego? Trevora?
Astorii,
przyszło mi automatycznie do głowy. Zacisnęłam zęby. Już nawet musiałam o niej
myśleć, będąc uwięziona w zapleśniałym lochu.
- Jaką spinkę? – dopytywał Michael.
- Taka długa i wąska – relacjonował Trevor,
najwyraźniej mając ją przed oczami. – Czarna.
- Trevor, kolor nie jest teraz najważniejszy –
pouczyłam go. – Skąd masz moją spinkę?
- Nie wiem, pewnie zostawiłaś gdzieś na wierzchu i
schowałem ją do kieszeni, żeby ci oddać, czy to teraz takie ważne?
- Nie.
Odetchnęłam. Mamy spinkę, a to już jakiś pomysł. Co
prawda nie miałam najmniejszego pojęcia co zrobić ze spinką oprócz wsadzenia
jej w zamek i gmerania we wszystkie strony w oczekiwaniu na cud, ale lepsze to
niż nic. – No dobra, to teraz musicie… - próbowałam przypomnieć sobie jakiś
film, którego bohaterowie otwierali w ten sposób zamki. – Musicie…
Przerwał mi kolejny huk, który zatrząsł ścianami tak
mocno, że wisząca przede mną pochodnia spadła z sykiem, na skutek uderzenia
rozprysnęła wokół siebie iskry, zmuszając mnie do uskoczenia, po czym zgasła.
Zamrugałam.
- Świetnie.
- Dobra! – Słyszałam, jak Draco klasnął w dłonie i
potarł nimi o siebie. – Nie ma co debatować, trzeba zacząć działać. Trevor?
- Zobaczę, co da się zrobić.
Przez kolejne sekundy słychać było
brzęcząco-drapiące dźwięki oraz westchnienia i posapywania majstrującego przy
zamku Trevora. Ciszę zdecydował się przerwać Michael.
- Jak ci idzie?
Słyszałam po jego głosie, że podchodzi do tego
wszystkiego z powątpiewaniem. Ja również nie robiłam sobie zbyt wielkich
nadziei na to, że Trevorowi jakimś cudem uda się otworzyć zamek, ale starałam
się nie być skrajną pesymistką. Na pewno istniał mały okruszek szans, że mu się
uda.
- Daj, ja spróbuję – zniecierpliwił się Draco.
- Nie, poczekaj, dobrze mi idzie.
- Gówno nie dobrze ci idzie. Dawaj tę spinkę.
Słyszałam, jak się przemieszczają. Wbijałam wzrok w
odległą pochodnię, starając się przypomnieć sobie blask promieni słonecznych.
Usta miałam suche i spierzchnięte, język zamieniał się w kołek. Wcześniej, w
którymś momencie gdy się obudziłam, znalazłam przy celi malutką plastikową
miseczkę wypełnioną wodą, ale już dawno zdążyłam ją wypić, a tak mała ilość nie
zaspokoiła pragnienia.
To
nieważne, powiedziałam sobie. Kiedy stąd wyjdziemy, napiję się mnóstwa wody. Wypiję całą Niagarę.
Później coś zjem, a później znów wypiję. Wezmę gorącą kąpiel. Zapomnę o tym
wszystkim. Jestem w stanie o tym zapomnieć.
- Myślicie, że to Adam za tym wszystkim stoi? –
spytałam, przerywając potok przekleństw dobiegający do mnie z prawej strony.
- A kto inny? On od początku mi się nie podobał – stwierdził
Trevor. – To w jego stylu omamić moją siostrę, zaatakować ją i udawać
niewiniątko.
- Ale… - Nie wydawał mi się niebezpieczny. Nie
potrafiłam tego wyjaśnić, ale nie wydawało mi się, żeby był zdolny do działania
na naszą szkodę, a przede wszystkim na szkodę Lucy. Wyglądał na takiego
zakochanego. – Tak naprawdę go nie znamy. Jesteś pewny?
- Na sto procent. Źle mu patrzy z oczu.
- A ty Draco? – spytałam z nadzieją. – Jak myślisz?
- Nie wiem, co myśleć. Łatwo jest kogoś oskarżyć,
sama dobrze o tym wiesz, a to potrafi wyrządzić ogromną krzywdę.
- Mądre słowa – wtrącił Michael. – Nie znam tego
waszego Adama, ale jeśli nikt z was nie złapał go na gorącym uczynku, to
radziłbym się wstrzymać z osądami.
- To wszystko miało swój początek w momencie, gdy
zaczął się umawiać z Lucy – powiedziałam, starając się sięgnąć pamięcią jak
najdalej wstecz.
- Jesteś pewna?
Tak. Nie. Nie wiem. Moja pamięć szwankowała.
Przygryzłam wargi.
- Jak wam idzie z tym zamkiem? – spytałam bez
większych nadziei, zmieniając temat.
- Kiepsko. Może byłoby lepiej, gdyby Trevor nie
chuchał mi w kark.
- Wcale nie chucham.
- Wcale że chuchasz.
- A właśnie że…
Kolejny huk wysadził drzwi. Z sufitu znów się
posypało, pochodnie przygasły na chwilę, zdmuchiwane gwałtownym przeciągiem, od
którego przeszły mnie ciarki.
- No – rozległ się męski głos gdzieś z góry. – Tu się
schowaliście.
- Blaise! – krzyknął Draco. Wcale mi się nie
wydawało, że słyszałam w jego głosie ulgę. – Nareszcie! Co tam się dzieje?
- Regularna rozpierducha. – Schodził po schodach,
ciągnąc coś za sobą. – Wierz mi, tu jest zdecydowanie przyjemniej.
To coś, co za sobą ciągnął, jęczało z upadnięciem na
każdy kolejny stopień i pobrzękiwało znajomo.
- Blaise – powiedziałam. – Nie mów mi, że
przywlokłeś tu…
Rozbłysła różdżka w świetle której zobaczyłam dwie
postaci – jedną wyprostowaną, drugą ciągnącą się po ziemi.
- Pana nie znam – powiedział, patrząc przelotnie na
Michaela.
- Ale to nie znaczy, że nie możesz mnie uwolnić,
dzieciaku.
- Zastanowię się nad tym.
Z każdym jego krokiem coraz wyraźniej widziałam
szyderczy uśmieszek goszczący na jego twarzy oraz posturę mężczyzny, wcześniej
górującego nade mną, teraz skomlącego na podłodze.
- Cześć, Granger. – Poświecił mi różdżką w twarz, aż
zmrużyłam oczy. – Okropnie wyglądasz. No cóż, panie mają pierwszeństwo, prawda?
Podciągnął mężczyznę na klęczki. Zauważyłam, że
przewiązał mu ręce sznurem. Blaise zadzwonił grubym pękiem kluczy, po czym wcisnął
go w dłoń mężczyźnie z twarzą oszpeconą bliznami po ospie. Tego samego, który
czuł się taki władczy i potężny zaledwie dwa dni temu. Albo dzień. Ciężko
stwierdzić.
- Otwieraj.
Mężczyzna mówił bardzo niewyraźnie, jego usta
zalewała krew. Odwróciłam wzrok, udając, że niczego nie zauważyłam. Próbował
wyksztusić coś o tym, że po jego trupie. Zacisnęłam powieki w momencie, gdy
Blaise kopnął leżącego mężczyznę z całej siły. Krzyk bólu przeniknął przez moją
skórę aż się skrzywiłam. Nic się nie
dzieje. Naprawdę nic. To tylko film.
- Nadal nie będziesz chciał współpracować?
Cofnęłam się. Miałam wrażenie, że to trwa całą
wieczność, chociaż oczywiście tak nie było. Mężczyzna w końcu zdecydował się
pomóc, pogmerał w zamku, wymówił formułkę i voila,
już byłam wolna. Na drżących nogach wyszłam z celi. Korytarz nagle wydał mi się
zdecydowanie mniejszy i bardziej przyjazny, niż zza krat.
Zobaczyłam go. Draco przeciskał dłoń przez szparę
między prętami, wyciągając ją do mnie. Jego szare oczy błyszczały w świetle pochodni
i różdżki Blaise’a.
- Draco!
- Hermiono!
Podbiegłam i chwyciłam jego twarz w dłonie. Zimne
pręty wbijały się w nasze policzki, kiedy błądziliśmy ustami po swoich
twarzach, gorączkowo wymieniając pocałunki, szepty i westchnienia.
Blaise udał, że wymiotuje. Zmienił głos na wysoki i
cienki.
- Tak, Blaise, dzięki że mnie uratowałeś! Będę ci
dozgonnie wdzięczna!
Zignorowałam go. Trevor odchrząknął.
- Nie chcę cię nigdy więcej tracić z oczu –
powiedział Draco między pocałunkami. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się
bałem.
- Dziękuję, że po mnie przyszedłeś.
- Czekaj… - Położył dłoń na moim czole, później
przytknął do niego usta. – Jesteś rozpalona. Chyba masz gorączkę.
- Dobra, wystarczy – zakomenderował Blaise. – Granger,
odsuń się. Blokujesz zamek. Sio. – Odgonił mnie machnięciem dłoni, a ja
posłusznie odeszłam na bok i odwróciłam głowę. Nie chciałam widzieć szamotaniny
z pokiereszowanym mężczyzną, ale słyszałam każdy jęk, każdy okrzyk, każde
uderzenie. Blaise najwyraźniej lubił nakłaniać do działania siłą perswazji
swojej pięści. Nie mogłam powiedzieć, że to pochwalam. Ale czy miałam wybór?
Przynajmniej nie używał zaklęć niewybaczalnych.
Chwilę później Draco i Trevor byli wolni. Padłam w
ramiona blondyna, schowałam twarz na jego ramieniu i rozpłakałam się jak małe
dziecko, głośno zawodząc, szlochając i wstrząsając całym ciałem. Gładził mnie
cierpliwie po włosach, całując raz po raz w czubek głowy i szepcząc
uspokajająco.
- Kocham cię.
- Ja ciebie kocham.
- A ja chcę wyjść – odezwał się Michael. – Mogę prosić?
Popatrzyłam na Blaise’a, który pytająco uniósł brwi.
Skinęłam głową.
- Na twoją odpowiedzialność – powiedział do mnie.
Chwycił leżącego mężczyznę za poły płaszcza i zawlókł go przed celę Michaela.
Chwilę później na korytarz wyszedł około czterdziestoletni mężczyzna o lekkiej
nadwadze, którego tłuszczyk rozlewał się wyraźnie pod bluzką nad krawędzią
spodni. Miał szpakowate włosy i czarne, bystre oczy, pod którymi pyszniły się
fioletowe cienie. Pod nosem widniała zaschnięta stróżka krwi. Utykał.
- Michael Theodore – wyciągnął silną dłoń w kierunku
Blaise’a, który ją uścisnął. – Dziękuję.
- Cofasz swoje słowa o naszych ludziach? – spytał zaczepnie
Draco.
Michael skinął lekko głową, przymykając oczy.
- Dobra robota. Ale chciałbym przypomnieć, że musimy
jeszcze stąd wyjść.
- Dobry pomysł. – Blaise krępował gdzieś w kącie
swojego więźnia, na koniec wciskając mu w usta nie pierwszej świeżości szmatkę.
– Nawet moglibyśmy się pośpieszyć. Mam nadzieję, że skończyliście. – Ten przytyk
skierował w naszą stronę.
Draco wziął mnie za rękę. Razem ruszyliśmy w stronę
wyjścia. Teraz wszystko już będzie
dobrze. Musi być dobrze.
- Chwilunia. – Michael wpatrywał się w jakiś punkt
ponad moim ramieniem, marszcząc brwi. – Ja cię znam.
Obróciłam się; mój wzrok padł na Trevora, który
uśmiechnął się leniwie.
- Coś musiało ci się pomylić – powiedział. Miał
napuchniętą i miejscami fioletową twarz, brudną, zresztą tak samo jak ubranie,
które na dodatek było poddarte. Koszulka, którą na siebie założył, była
wygnieciona i zakrwawiona.
- Nie. Pamiętam cię bardzo dobrze. To ty.
Podążałam wzrokiem od jednego do drugiego.
- Trevor? O czym on mówi?
Trevor poprawił na nosie stłuczone okulary,
strzepnął przód koszulki, a następnie wyciągnął z tylnej kieszeni różdżkę i
wycelował nią w mężczyznę.
- Tre…
- Avada
Kedavra!
- Nie!
- BLAISE!
Nie wiedziałam, co tak naprawdę się stało. Trevor
celował do Michaela, to w jego kierunku poleciał zielony promień, ale
ostatecznie uderzył w Blaise’a Zabiniego. Chłopak zachował się albo bardzo
odważnie, albo bardzo głupio, albo po prostu miał pecha, stając na trajektorii
lotu zaklęcia. Przeniósł wzrok na Draco. Uśmiechnął się szeroko po raz ostatni…
a później blask w jego oczach zgasł, a on osunął się na posadzkę.
Trevor zaśmiał się.
- Kto następny?
O matko. Co tu sie właśnie stało.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc ostatni rozdział pozostawił takie mieszane odczucia we mnie, bo cała akcja wydała się nieco karykaturalna w dodatku z tymi myslowymi komentarzami Hermiony i jakoś nie mogłam się przełączyć na takie wydarzenia. Teraz kiedy się wyjaśniło, że Draco z Trevorem działali jednak trochę owocniej i zgodnie z jakims wiekszym planem troche mi wstyd za te moje oskarżenia ;)
Kobieto, Ty to lubisz fundować takie zwroty akcji i emocje na końcu.
Nie jestem w stanie odkryć i domyslic się co takiego zrobił i ukrywa Trevor i bardzo mnie zaskoczył ten zwrot akcji. (Szczegolnie, ze chwilę wczesniej nam tak podsuwalas tego Adama!) Nie spodziewalam sie, ze bez wahania zdecyduje sie kogos zabic zeby to ukryc. I ten obłąkańczy tekst na końcu rozdzialu. Az strach pomyśleć czego sie dopuścił w przeszłości.
Strasznie słodko między Draco i Hermioną. Podobała mi sie ta wzmianka i myśl Hermiony o tej spince. Uwazam ze wyszlo idealnie. Duzo gestów i uczuc miedzy nimi, a jednak taka drobna sprawa pokazuje, ze chyba Hermiona nie do konca sobie poradziła z tym, ze w sumie był ktos inny w tym samym czasie. I mysle, ze moze to sie jeszcze odbić na nich w przyszlosci. Ach, podobalo mi sie!
Czekam z niecierpliwością az rozwiejesz te tajemnice.
Pozdrawiam i zycze duzo weny
D. (Nie Draco :p)
Jak mogłaś wątpić w Draco i Trevora? A wstydź się :D
UsuńNo cóż, widzę że analizowanie idzie Ci świetnie, nie zdradzę za dużo, ale dobrze kombinujesz :)
Pozdrawiam, a wena się przyda i to bardzo :)
Dlaczego tak krótko? :(
OdpowiedzUsuńJak to krótko? :(
UsuńHejo hejooo 😉
OdpowiedzUsuńNa wstępie mojej wypowiedzi chciałam napisać jedno: "A nie mówiłam?!" Już kiedyś snułam wywody na temat Trevora i tego, że kompletnie mi się on nie podoba, że jest jakiś taki... Śliski 😉 A teraz jestem z siebie dumna, że odkryłam to już wcześniej, a byłabym jeszcze bardziej dumna, gdybym nie martwiła się Zabinim (R.I.P mój drogi) oraz Draco i Hermioną, do których ten zdrajca celuje.
Także ten... Trzymam kciukasy!
Podsumowując: Padłam, leżę i nie wstaje 😉
Iva Nerda
Dobrze wyczułaś typa :) Ale czekaj, nie spisuj go jeszcze na straty, przecież nie zrobił nic... ach, no tak, takie tam małe zaklęcie. No dobra, jednak coś zrobił.
UsuńWstawaj, ktoś musi przeczytać kolejny rozdział ;)
Ojej, no why? Akurat naprawdę jakoś tak lubiłam Trevora. Może bez jakiejś wielkiej miłości, ale naprawdę wydawał mi się fajny. Udało Ci się go wykreować na autentyczną postać, według mnie, a tu takie coś... :o Zaskakujesz naprawdę.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że znacznie płynniej i lepiej się to czyta ostatnio, pewnie ze względu na akcję. Szczególnie poprzedni rozdział wydawał mi się straaaasznie krótki. Czy odstawał jakoś od średniej?
Mam też jakieś takie myśli... że trochę to Twoje opowiadanie zmieniło charakter pod koniec. Wcześniej było raczej statyczne, skupione na relacji Draco-Hermiona i wewnętrznych przeżyciach bohaterki, a teraz szast-prast, akcja, porwania, walka. Nie mówię, że to źle. Bardziej mnie zastanawia czy to było tak od początku planowane czy też tak wyszło i postacie poszły swoją drogą jak to czasem bywa. Czysto hobbystycznie interesują mnie te kulisy :D I szczerze to brakuje mi w tym wszystkim trochę Astorii. No bo w sumie wszystko się kręciło trochę wokół tego zakazanego związku z Draco, bo on był żonaty. A tu ta żona zniknęła tak nagle.
Piszę to już chyba pod każdym rozdziałem, ale powtórzę znowu: jestem naprawdę bardzo ciekawa jak to zakończysz, więc dalej dalej :D Czekam na next, dużo weny! :)
Hehe, teraz tak widzę jeszcze po komentarzach, że bardzo różne są reakcje i odczucia względem Twoich bohaterów... pytanie jakie chciałaś wywołać i czy to się w ogóle da kontrolować :D Można zwariować :p
UsuńOwszem, poprzedni był troszkę krótszy. Ogólnie jestem zła na siebie, bo kurczę koniec opowiadania, akcja, powinno się dziać, powinnam się tym wszystkim jarać i pisać jak szalona, a mam ostatnio jakiś taki zły czas, taki w szybkim tempie, i jeżeli chodzi o usiądnięcie na tyłku i skupienie się to jest baaardzo słabo.
UsuńWłaściwie to masz rację, troszkę za bardzo przesadziłam w jedną stronę najpierw wyciszając tło, a później nagle rzucając nim w twarz. To mój błąd, przyznaję się do niego i obiecuję wyciągnąć wnioski. Na czymś się trzeba niestety uczyć, a gdybym mogła napisać to opowiadanie jeszcze raz, na pewno wypadłoby lepiej w takich elementach.
Jeżeli chodzi o kulisy, to zaczynam opowiadanie z bardzo mglistym zarysem, wiem jak się zacznie, wiem jak się skończy i wiem kilka rzeczy pośrodku. Lubię sobie zaplanować jakieś główne elementy, a pomiędzy nimi mam przestrzeń na improwizowanie i - jak to określiłaś - postacie idą swoją drogą. Mam co do tego mieszane uczucia, bo z jednej strony to bardzo twórcze i często w ten sposób powstają najlepsze (moim subiektywnym zdaniem) wątki, nawet nie masz pojęcia ile wątków udało mi się zebrać w kupę takim jednym momentem "olśnienia" gdzieś podczas intensywnego główkowania, który jakimś cudem pasował mi do wszystkiego, co wcześniej zaczynało żyć swoim życiem (i mówię tu o wszystkich opowiadaniach, nie konkretnie o tym). Z drugiej strony te puste przestrzenie czasem sprawiają, że dryfuję za bardzo w jakąś stronę, albo wręcz mam potężne przestoje, bo nie wiem jak ugryźć dany temat. Ach i oczywiście są wątki, które w miarę określam, wytyczam sobie, że będzie się działo to i to, a dookreślam w momencie intensywnego główkowania nt. najbliższych kilku rozdziałów.
Często też problemem są odległości w czasie. Gdybym pisała całe opowiadanie szybciej, byłoby bardziej spójne i że tak powiem "pod jedną wizją". W momencie kiedy ciągnie się miesiącami, latami, niektóre wątki plączą mi się i plączą po głowie, męczą, dojrzewają, niektóre zaczynam uważać za głupie i staram się trochę zmienić ich tor, z kolei nagle się okazuje że zaniedbałam inne, bo zgodnie z aktualną sytuacją życiową czy nastrojem poleciałam sobie w inną stronę. Opowiadanie dużo traci na przerwach, mam niestety tego świadomość, a z drugiej strony też sporo zyskuje, bo uważam że jestem pod pewnymi względami mądrzejsza, bardziej doświadczona niż załóżmy dwa lata temu, a pewne rzeczy zdążę przemyśleć i wypracować jakieś dobre rozwiązanie.
Mam wrażenie że zaczynam pleść nie na temat i wgl się rozgadałam strasznie, chyba już zdążyłam Cię uśpić? I chyba ostatecznie nie odpowiedziałam na pytanie.
A jeśli chodzi o reakcje, to im bardziej różnorodne, tym lepiej, no nie? ;)
Jeszcze taka ciekawostka: parę miesięcy temu wymyśliłam alternatywne zakończenie, które też by było fajne, ale nie takie miałam założenie opowiadania i jego przesłanie, więc zrezygnowałam. Może po epilogu się nim podzielę ;)
UsuńWróć Igni do nas! Nie daj się błagać o zakończenie historii! ;)
UsuńNie, wcale mnie nie znudziłaś, wręcz przeciwnie, to mega ciekawe, moim zdaniem :D
Jeszcze bym była ciekawa czy zdarza Ci się pisać coś do przodu? Że nagle masz wenę i wpadnie Ci do głowy jakaś genialna scena/wątek/dialog i natychmiast to spisujesz, nawet mimo że do danego fragmentu brakuje Ci jeszcze x rozdziałów. A jeśli tak to czy potem te zapiski wykorzystujesz, czy raczej ulegają przekształceniu, modyfikacji lub z czasem w ogóle wypadają, bo nie pasują do tego jak rozwinęła się akcja :)
Wracaj, wracaj! Już czas skończyć z Hermioną i Draconem (nie mówię bynajmniej o ich uśmierceniu!), bo z tego co kojarzę to czeka na nas Drinny :D