- Byłaś z nim? – spytał zaniepokojony Trevor, gdy odnalazłam
go po powrocie na salę. Podążyłam za jego wzrokiem i dostrzegłam Malfoya
wślizgującego się do pomieszczenia. Poczułam przemożną potrzebę wytłumaczenia
się.
- Trevor, to wcale nie tak…
- Rozmazała ci się szminka.
Gorąco napłynęło do moich policzków. Pospiesznie
sięgnęłam dłonią do ust, chcąc wytrzeć niewygodne dowody. Trevor raczej nie
powiedział tego, żeby być wrednym, ale odebrałam jego uwagę jako przytyk w
kierunku romansowania z żonatym mężczyzną. Nachylił się do mnie i ściszył głos.
- Astoria patrzy.
Dyskretnie obejrzałam się i natrafiłam na jej czujne
spojrzenie. Stała kilkadziesiąt metrów dalej, pogrążona w rozmowie z jakąś
starszą panią o przesadnie natapirowanych włosach, która gestykulowała żywo.
Astoria wyglądała tak pięknie, że moje poczucie własnej wartości momentalnie
wylądowało na podłodze, rozłożone na łopatki. Żona Malfoya upięła jasne włosy w
luźny, pozornie niedbały splot, eksponując łabędzią szyję i lśniące, bogato
zdobione kolczyki w uszach. Mocny makijaż nie oszpecał jej, lecz paradoksalnie
dodawał lekkości i tajemniczości. Wszystkiego dopełniała długa i czerwona,
przylegająca do idealnego ciała sukienka.
Nienawidziłam jej. Patrzyła mi prosto w oczy,
wykrzywiając lekko usta. Stałam się jeszcze bardziej świadoma własnych nadprogramowych
kilogramów, wykonanego samodzielnie makijażu, luźno rozpuszczonych włosów.
Nawet moja sukienka przy niej wyglądała, jakbym znalazła ją w pierwszym lepszym
lumpeksie. Wygładziłam opinający się na brzuchu, pospolity, czarny materiał.
Astoria odwróciła wzrok i gestem przywołała do
siebie przechodzącego w pobliżu Draco. Ten podszedł do niej, a ona wspięła się
na palce i ostentacyjnie go pocałowała.
Suka.
- Ał! – zaprotestował Trevor. Zorientowałam się, że
zaciskam palce na jego dłoni, więc rozluźniłam uścisk. - Dziękuję!
Pomasował miejsce, w które wbiły się moje paznokcie.
Ta chwila rozproszyła mnie, więc nie widziałam, czy Draco dał się dłużej
całować, czy może odepchnął kobietę. Kiedy ponownie na nich spojrzałam, Astoria
obejmowała go w pasie i śmiała się z czegoś, co powiedziała rozmawiająca z nią
kobieta. Pochwyciłam wzrok Draco. Pokręciłam lekko głową ze zbolałą miną, na co
wyartykułował coś, co odebrałam jako „przepraszam”. Jeszcze przed chwilą
całował mnie, na gacie Merlina, dobierał się do mnie w gabinecie, a teraz tak
po prostu stał ze swoją żoną i udawał, że są przykładnym małżeństwem? Bolało.
Astoria znowu na mnie spojrzała, wydymając kpiąco
usta. Ona wie, pomyślałam. Oczywiście, że wiedziała. Przecież nie była głupia.
Musiała coś podejrzewać, zwłaszcza po tym, jak spotkałam się w nią w kawiarni,
żeby zapewnić, że między mną a Draco nic nie ma.
Idiotka!
- Chodźmy stąd. – Trevor wziął mnie pod ramię. –
Hermiono. Nalegam.
Oderwałam wzrok od ukochanego w ramionach innej.
Czułam się zdruzgotana. Czego się spodziewałaś? Przecież wiedziałaś, że jest
żonaty. Wiedziałaś, że Astoria to żmija. Wiedziałaś, na co się piszesz.
Trevor zaprowadził mnie na parkiet. Zraniona duma
nie pozwoliła mi na wyciągnięcie szybkich wniosków. Kiedy sobie uświadomiłam,
że Trevor jedną dłoń opiera na moim barku, a w drugiej trzyma moją i zaczyna
się powoli obracać, było za późno, żeby się wycofać. Orkiestra grała spokojną
melodię, więc dopasowaliśmy do niej swój rytm. Miarowe kołysanie się z Trevorem
było nieskomplikowane.
- Jestem idiotką – powiedziałam po prostu. Nadal nie
mogłam otrząsnąć się po scenie, której właśnie byłam świadkiem. Wyraz twarzy
Trevora złagodniał.
- Nie jesteś idiotką. Jesteś po prostu zakochana,
tak jak… - uciął w pół słowa i zacisnął usta.
- Jak?
- Jak ja w tobie kiedyś – dokończył, odwracając
wzrok. Sprawiło to, że zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno wszystkie jego
uczucia odeszły już w niepamięć.
Było mi wstyd, że go zraniłam.
- Trevor? Popatrz na mnie.
Przeniósł ponownie wzrok na mnie. Oprawki okularów,
skrywających jego szarozielone oczy, lśniły w blasku świec, umieszczonych w
zwieszających się z sufitu, kryształowych kandelabrach.
– Jesteś wspaniałym facetem, i jest mi naprawdę
przykro, że nie potrafiłam poczuć do ciebie niczego głębszego. Nie. Nie,
poczekaj – zaprotestowałam, gdy otworzył usta, żeby coś powiedzieć. – Poczekaj.
Ja…
Westchnęłam głośno, zyskując czas na uporządkowanie
rozbieganych myśli. Chciałam przekazać mu, ile dla mnie znaczy, ale na tyle
ostrożnie, żeby nie wyszedł z tego żaden podtekst.
– Naprawdę bardzo cię cenię. Nie mówię tego tylko
dlatego, żeby nie sprawiać ci przykrości. Te chwile, które spędziliśmy będąc
razem… Wiesz, że przebolewałam wtedy Rona. Wiesz, że byłam w ciężkim stanie.
Mruknął coś niezrozumiałego, znów odwracając wzrok.
- Bardzo mi pomogłeś. Jest mi przykro, że poniekąd
cię wykorzystałam…
- Nie wykorzystałaś mnie – zaprotestował.
Kołysaliśmy się w tańcu powoli, rytmicznie na boki. Wręcz prawie nie ruszaliśmy
się z miejsca. – Ja sam tego chciałem.
- Mimo wszystko wiedziałam od początku, że nigdy cię
nie pokocham. A pozwoliłam ci wierzyć, że możemy naprawdę być razem, tylko dla
własnej korzyści. Potrzebowałam cię wtedy. – Kiedy już zaczęłam, nie mogłam
przestać mówić. – I potrzebowałam cię, kiedy mój tata chorował. Nie zgodziłeś
się mi pomóc, więc wzięłam sprawy we własne ręce. Nie powinnam była tego robić.
Spojrzał na mnie z ukosa, z krzywym uśmieszkiem.
- Przecież tego nie żałujesz. Jakbyś mogła?
Uratowałaś ojca.
Wywróciłam oczami.
- Tak, ale chodziło mi o to, że to nie w porządku
wobec ciebie.
Kiwnął głową, jakby przyznawał mi rację.
- Przyjmuję przeprosiny. I odpuść sobie. Wiem, że
jesteś dzisiaj trochę rozemocjonowana i w ogóle, ale nie pakujmy się w to
gówno.
- Okej.
Uśmiechnęłam się do niego szczerze. Dzięki tej
rozmowie chociaż na chwilę zapomniałam o Draco i Astorii. Podczas powolnego
obrotu rozejrzałam się po sali, lecz nigdzie nie dostrzegłam państwa Malfoy.
Pary wirowały wokół nas rytmicznie, zwiewnie i pięknie. Szczególnie moją uwagę
przykuła kobieta w zielono-niebieskiej, rozkloszowanej sukience, której dół
przypominał ogon pawia. Wyglądała niestandardowo, skupiała na sobie spojrzenia
i zdecydowanie sprawiało jej to przyjemność.
- Mogę porwać? – usłyszałam obok siebie głos Draco,
który momentalnie wywołał ciarki w moim ciele. Jeszcze zanim się obejrzałam,
poczułam woń słodkawych perfum, leniwie docierającą do moich nozdrzy.
Obejrzałam się i stanęłam oko w oko z Malfoyem.
- Myślałam, że jesteś zajęty żoną – syknęłam,
zwężając oczy. Draco wychylił się za mnie, żeby zwrócić się do Trevora.
- Masz coś przeciwko?
Mężczyzna wypuścił mnie z objęć. Pochwyciłam jeszcze
jego zaniepokojone spojrzenie, zanim Draco okręcił mnie wokół własnej osi i
tanecznym krokiem zaprowadził w głąb fali tańczących. Zrobiło mi się jakoś tak
ciasno. Nie czułam się komfortowo, tańcząc z mężczyzną, którego nie powinnam
kochać.
Prowadził zupełnie inaczej niż niepewny Trevor.
Władczo przygarnął mnie do siebie i to on nadawał tempo naszym krokom.
- Co na to twoja żona? – spytałam. Jego ręka
zdecydowanie zjechała zbyt nisko na moich plecach. Nie odrywałam wzroku od jego
stalowoniebieskich tęczówek, patrząc na niego wyzywająco.
- Porozmawiam z nią dzisiaj – odparł. Jego pewny
siebie wyraz twarzy nie zmienił się ani odrobinę. Uniosłam brwi.
- O czym?
- Czy to nie oczywiste? – Moje głupie serce
zatrzymało się na chwilę, by zacząć bić szaleńczym tempem. To już, to właśnie
ten moment, na który czekałam, którego tak bardzo się bałam.
- Wybierasz… mnie? – Te słowa wypowiedziałam tak
cicho, że ledwo je słyszałam, a co dopiero on, ale przytaknął, jak gdybym
wykrzyczała je wprost do jego ucha.
- Jak możesz w to wątpić?
- No cóż, zostały ci jakieś… - Przekrzywiłam głowę,
patrząc na spoczywający na jego ręce, designerski zegarek. – Jakieś trzy
godziny. Powodzenia. Ona najwyraźniej nie spodziewa się takiej informacji.
Wybrał mnie.
Mnie!
Nieidealną Hermionę zamiast idealnej Astorii,
przykładnej, pięknej żony. Nie mogłam w to uwierzyć.
Gdy już usłyszałam od niego te słowa, z moich barków
spadł ogromny ciężar, który przygniatał mnie od kilku miesięcy. Mogłam
nareszcie odetchnąć.
- Spodziewa się – sprostował Draco. Spoważniał. – Ta
scena chwilę temu… Gra kobietę sukcesu przed swoimi gośćmi. Nie przejmuj się
nią.
- Nie przejmuj się? – Prychnęłam. – Pozwoliłeś jej
na znacznie więcej, niż się umawialiśmy. Obiecałeś mi, że się od niej oddalisz.
Nie pamiętam, żeby w umowie było przytulanie czy całowanie?
Nie chciałam brzmieć jak zazdrosna wariatka. Nie
rozumiałam tego ich świata pozorów i konwenansów. Może przesadzałam i
wychodziłam na idiotkę?
- Kochanie, wiem, że nadużywam twojej cierpliwości,
ale czy mogłabyś wytrzymać jeszcze trochę?
Wywróciłam oczami.
- Nie podlizuj się.
Tańczyliśmy, jak gdyby nie istniał świat poza nami.
Jakbyśmy wcale nie znajdowali się na sali pełnej ludzi, nie narażając się na
plotki i pogardliwe uśmieszki. Draco Malfoy, poważany arystokrata, żonaty
organizator balu, i ja, bezimienna asystentka. Mój partner zakręcił mną, a
później szybko przechylił mnie do tyłu, podtrzymując silnymi rękoma, kiedy
opadałam ku ziemi. Jeszcze prawie nic nie wypiłam tego wieczoru, ale narkotyk
imieniem Draco był skuteczniejszy, niż podawany gościom drogi szampan.
Wirowałam, śmiałam się, opadałam, tonęłam w jego ramionach. Zapomniałam, że nie
wolno mi zapominać.
Nie chciałam wypuszczać z objęć Draco, ale nagle
znalazłam się w ramionach kogoś innego. Kogoś o ciemnych włosach, kogo znałam.
- Adam – sapnęłam z rozczarowaniem.
- Nie wiem o co chodzi, ale Lucy kazała mi interweniować.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu Draco, i dostrzegłam
go, oddalającego się w rytmie tańca razem z roześmianą Lucy. Jej srebrzysta
sukienka unosiła się, wirując wokół stóp. Poczułam niemożliwą do zastąpienia
obecnością Adama pustkę. Bardzo starałam się, żeby na mojej twarzy nie malował
się zawód.
- Mam nadzieję, że to był dobry powód.
Adam również prowadził pewniej od Trevora, ale nie
tak protekcjonalnie jak Draco. I nie próbował mnie obmacywać. Tańczyło mi się z
nim dobrze, lecz poniekąd niezręcznie. Odchrząknęłam.
- Więc… Adam… co u ciebie słychać?
Przypatrywał mi się przez chwilę, jakby nie
dowierzał, że zadałam to pytanie, a później parsknął. W jego intensywnie
zielonych oczach zalśniły psotne iskierki.
- Hm, no wiesz, po staremu. Tak tylko znalazłem
wspaniałą dziewczynę i wybrałem się z nią na bal sylwestrowy człowieka, którego
zupełnie nie znam, ale zapewniała mnie, że jest w porządku. No więc jestem tu i
tańczę z jej przyjaciółką.
- Ale z ciebie bufon – mruknęłam.
- Czy mam się niepokoić tym, że Lucy tak bardzo
chciała zatańczyć z tym… Malfoyem?
Poruszał brwiami, a ja potrząsnęłam głową.
- Ani trochę. Jest żonaty – dodałam konspiracyjnie,
choć uśmiech w tej sytuacji z pewnością wyszedł mi tak, jak gdybym chwilę
wcześniej zjadła cytrynę.
- Och.
Adam zmarszczył brwi.
- Myślałem, że kręci z tobą. No wiesz, tańczyliście
trochę… sugestywnie.
- Co to znaczy?
- To znaczy: jakbyście zamierzali skorzystać z
oferty „Bed&Breakfast” w najbliższym hotelu.
Zasznurowałam usta. To było niemożliwe, choć bardzo
bym tego chciała. Końca tego ukrywania się, upokorzenia, ciągłego poczucia, że
jestem wstydliwym sekretem, kaprysem pana dyrektora, któremu wszystko wolno.
Wybrał cię, pamiętasz? Przestań się dołować.
Nie potrafiło mnie to pocieszyć w tym momencie.
Przypominałam sobie, jak razem tańczyliśmy, jak patrzyliśmy na siebie, i że dla
postronnych obserwatorów mogło się to wydać zbyt intensywne. Zrobiło mi się
głupio. Zrozumiałam, dlaczego Lucy interweniowała.
- Chyba muszę się napić. Przepraszam.
Wyswobodziłam się z objęć Adama i oddaliłam w
kierunku kelnera krążącego pomiędzy ludźmi ze srebrną tacą, na której roznosił
kieliszki wypełnione szampanem. Dopadłam jednego i zgarnęłam porcję alkoholu.
- Niech pan chwilę poczeka – poprosiłam. Wypiłam
cały kieliszek na raz i odstawiłam pusty na jego tacę, biorąc w ręce dwa
kolejne. – W porządku, może pan iść dalej. Dziękuję.
Nie dałabym rady przeżyć reszty tego wieczoru na
trzeźwo. Nie z krążącą w pobliżu Astorią, ludźmi próbującymi przyłapać mnie na
czymś niestosownym, na pewno plotkującymi o mnie – o nas – o nich. Draco
szukającym mojego spojrzenia i dotyku. Tego było zbyt wiele i czułam, że mnie
przytłacza. Wzięłam łyk szampana z jednego z kieliszków.
- Oooch, wzięłaś też dla mnie, jak miło!
Lucy, która odnalazła mnie szybciej, niż mogłam
sądzić, wzięła ode mnie drugi kieliszek, nim zdążyłam zaprotestować, i umoczyła
usta w alkoholu. Była lekko zaczerwieniona od tańca i wachlowała się dłonią.
Podziwiałam przez chwilę rudawe refleksy, wydobywane przez oświetlenie z jej
opadających na jedno ramię włosów.
- Dziękuję – powiedziałam, posępnie łypiąc w
kierunku parkietu. Draco tańczył z jakąś kobietą w szerokiej sukni,
przywodzącej na myśl bezę. Obserwowałam każdy jego ruch. Był naprawdę
utalentowanym tancerzem, poruszał się płynnie, pewnie i z gracją.
- Masz już werdykt?
Zamrugałam, odrywając wzrok od Draco. Lucy nie
zamierzała odpuścić.
- Wybrał ciebie czy Astorię?
Pociągnęłam łyk szampana.
- Mnie.
Lucy odetchnęła, zmarszczki na jej twarzy wygładziły
się. Uśmiechnęła się serdecznie.
- To świetna wiadomość! Szczerze mówiąc nie
sądziłam, że się na to zdobędzie, ale trzymałam kciuki. W takim razie nie
musiałam wam przerywać?
Nie odpowiedziałam, unikając jej wzroku.
- Hermiono? – Naciskała. – O co chodzi?
- Jeszcze jej nie powiedział.
- Chyba żartujesz.
Dokończyłam mojego szampana.
- Jak bardzo ci na tym zależy? – spytałam, wskazując
na trzymany przez Lucy kieliszek.
- Hermiono…
- Dzięki.
Nie protestowała, kiedy wyjęłam szkło z jej dłoni i
wypiłam zawartość. Czułam rozchodzące się po ciele mrowienie spowodowane
alkoholem.
- Wybacz mi, muszę do łazienki.
Oddaliłam się, nim Lucy miała szansę zaprotestować.
Odłożyłam oba trzymane przeze mnie kieliszki na tacę przechodzącego kelnera.
Uśmiechnął się do mnie; jego uśmiech przywodził na myśl ciepło wschodzącego
słońca. Automatycznie odpowiedziałam na niego. Te kilka sekund dodało mi
niespodziewanej nadziei, przyrównywanej do tej, jaka zdarza się o poranku,
kiedy jeszcze cały dzień i tysiące możliwości tworzy rozpościerająca się przede
mną ścieżka.
Kto by się przejmował Lucy i jej dogryzaniem? Draco
wybrał mnie. Jeszcze dzisiaj powie o tym Astorii i nareszcie będziemy wolni.
Kiedy wracałam z łazienki, obraz wokół mnie zaczął
się rozmywać. Zdecydowanie wypicie trzech kieliszków pod rząd nie było dobrym
pomysłem. Alkohol błyskawicznie wziął we władanie moje ciało, sprawiając, że
postrzegana przeze mnie rzeczywistość stała się dziwnie odległa i nierealna, a
problemy przestały mieć znaczenie. Chodzenie męczyło mnie, więc po powrocie na
salę zajęłam miejsce siedzące przy stole ozdobionym pokaźnym bukietem peonii,
gdzie mogłam na spokojnie, z dystansu, obserwować tłoczących się ludzi.
Na bal Malfoya przyszło ich wielu, wszyscy
wystrojeni, dystyngowani i z pewnością bogaci. Przyglądałam się, jak trzech
mężczyzn, siedzących dwa stoliki dalej, prowadzi ożywioną dyskusję, namiętnie
gestykulując. Podążałam wzrokiem za kobietą w łososiowej sukni, która szybkim
krokiem przemierzała salę. A później wypatrzyłam w oddali Draco. Uśmiechnęłam
się szeroko i wsparłam ręce na stole, zamierzając w ten sposób pomóc sobie wstać.
- Coś do jedzenia, madame?
Tuż przy mnie zmaterializował się życzliwy kelner ze
swoją srebrną tacą z alkoholem.
- Szampan wystarczy, dziękuję!
Porwałam kieliszek i oddaliłam się, podążając w
kierunku Draco. Dopadłam go kilkadziesiąt sekund później, po przedarciu się
przez rozmawiający, spacerujący i gestykulujący tłum.
- Jesteś dzisiaj baaaardzo przystojny – mruknęłam,
gładząc go po ramieniu. Popatrzył z ukosa na mnie, na trzymany przeze mnie
kieliszek, a później na dwóch mężczyzn w średnim wieku, z którymi właśnie
rozmawiał. Wyglądali bardzo poważnie. Twarz jednego z nich zdobiły olbrzymie,
sumiaste wąsy.
Draco chwycił mnie za nadgarstek i odsunął moją
rękę.
- Co ty robisz? – spytał cicho, nachylając się do
mnie. Spojrzeniem próbował dać mi coś do zrozumienia, ale zignorowałam przekaz
i zaśmiałam się, przymykając oczy. Draco drugą ręką zabrał mi z dłoni
kieliszek.
- Ej! Dlaczego…?
- Przepraszam na moment, panowie.
Pociągnął mnie za sobą. Chcąc nie chcąc drobiłam za
nim, stawiając nieco niepewne kroki na wysokich obcasach.
- Zwolnij! – poprosiłam, kiedy noga się pode mną
wykręciła.
Draco obrócił lekko głowę, nie przestając iść.
Błysnęła stal jego oczu.
- Granger, jesteś pijana.
Posłałam mu buziaka.
- Przecież lubisz mnie taką.
Zatrzymał się w końcu. Podszedł do mnie bardzo
blisko. Ręka, za którą mnie trzymał, zapiekła, gdy najprawdopodobniej
nieumyślnie ją wykręcił. Syknęłam.
- Nie. Na moim. Cholernym. Balu. – Mówiąc, ledwo
poruszał ustami. Miał tak poważną minę, że parsknęłam śmiechem. – Granger! –
zganił mnie. Próbowałam odebrać od niego kieliszek, który wcześniej mi
zarekwirował, ale cofnął rękę z alkoholem. – Dostaniesz, jak za mną pójdziesz.
- Obiecuuujesz?
Zamrugałam zalotnie. Wypuścił moją rękę, a ja
natychmiast rozmasowałam obolałe miejsce. Podjął wędrówkę, a ja, chcąc nie
chcąc, podążałam za nim. W międzyczasie dostrzegłam oddalającą się sylwetkę
Trevora, więc zatrzymałam się i zmrużyłam oczy, by upewnić się, że to właśnie
on. Przy okazji straciłam z pola widzenia Malfoya, i kiedy sfrustrowana tym, że
nie udało mi się znaleźć Trevora, chciałam iść dalej, nie wiedziałam, w którym
kierunku się oddalił. Stałam więc jak ta ostatnia sierota, potrącana barkami
przechodzących ludzi, dopóki zza naprawdę grubej kobiety nie wychynął Draco.
Miał zaciśnięte usta, a jego oczy miotały błyskawice, ale i tak uśmiechnęłam
się do niego.
- Wróciłeś po mnie!
Nie odezwał się, jedynie szarpnął mnie za rękę,
prowadząc do wyjścia.
- Ał! – zaprotestowałam. – To boli.
Poluzował uścisk, ale dalej ciągnął mnie za sobą.
Wyszliśmy z sali i podążyliśmy ponurym korytarzem.
- Hermiono – powiedział do mnie, wyraźnie
zirytowany. – Sugeruję, żebyś mimo wszystko przyspieszyła kroku.
Z westchnieniem uniosłam wolną ręką rąbek
przeszkadzającej mi, długiej sukni, i zaczęłam szybciej przebierać nogami.
Draco zaprowadził mnie do pomieszczenia, które okazało się lśniącą, sterylną
kuchnią. Kręciło się po niej kilka osób z obsługi. Posadził mnie na stołku
barowym i polecił się nie ruszać. Obserwowałam go, gdy otwierał kolejne szafki
w poszukiwaniu szklanki, którą szybko napełnił wodą.
- Wypij – polecił, stawiając przede mną naczynie.
Wywróciłam oczami, a on znów się ode mnie oddalił. Przechyliłam szklankę,
powoli sącząc znajdującą się w niej wodę. Nie chciało mi się pić.
Draco w międzyczasie porozmawiał z kilkoma ludźmi,
po czym podsunął mi pod nos talerz z buchającym parą mięsiwem, otoczonym jakąś
wytworną surówką i tłuczonymi ziemniakami, polanymi obficie tłuszczem. Obok
niego postawił filiżankę z kawą. Jedzenie ledwie zmierzyłam niechętnym
spojrzeniem, ale odstawiwszy pustą szklankę po wodzie, wzięłam się za picie
kawy. Na jej smak na języku byłam gotowa o każdej porze.
- Wow, najwyraźniej uczyłeś się manier od wikingów –
mruknęłam pomiędzy łykami.
Stał naprzeciwko mnie, po drugiej stronie barku,
opierając się o niego.
- To nie jest śmieszne – niemal warknął. – Nie
możesz się tak zachowywać. Nie możesz się upijać na tak ważnym wydarzeniu i
zdecydowanie nie możesz zalecać się do mnie przy ojcu Astorii.
Westchnęłam.
- Oj przepraaaszam. Przecież wiesz, że nie chciałam
źle, prawda?
Stuknęłam go palcem po nosie i spróbowałam nachylić
się do niego przez blat, by po pocałować. Znów pochwycił mnie za nadgarstek.
- Ani tutaj. Nie jesteśmy sami, Hermiono.
Wykrzywiłam się do niego i wróciłam do mojej kawy. Trochę
marudzenia, zjedzenie przeze mnie posiłku i dwie próby ucieczki z kuchni
później, dobry humor mnie opuścił.
- O Boże – jęknęłam, uzmysławiając sobie moje
idiotyczne zachowanie. Nadal nakręcona alkoholem dopuściłam do tego, że w moich
oczach pojawiły się łzy. – Draco, przepraszam. Nie gniewaj się na mnie, proszę.
Ukryłam twarz w dłoniach. Draco delikatnie poklepał
mnie po plecach. Było to znacznie bardziej z wyczuciem, niż gdy po raz pierwszy
próbował mnie nieporadnie pocieszyć, kiedy płakałam w jego gabinecie.
- Nie gniewam się. – Jego głos wyraźnie złagodniał.
- To wszystko przez ten stres i niepewność i… Nie
powinnam była tu dzisiaj przychodzić.
- Postąpiłem egoistycznie zapraszając się tutaj –
przyznał, gładząc moje ramię. – Nie pomyślałem o tym, jak ciężko nam będzie
trzymać się z dala od siebie. Chciałem tylko mieć cię w pobliżu.
Otarłam łzy i zamrugałam, by pozbyć się tych, które
znów zebrały się w moich oczach. Wyłowiłam ciekawskie spojrzenie kelnera. Draco
podążył za moim wzrokiem i zacisnął usta.
- Podejdź tu na chwilę – podniósł głos, zwracając
się do niego. Młody, nieco przestraszony chłopak zbliżył się do nas.
Najwyraźniej rozpoznał w Draco swojego pracodawcę. – Nie widziałeś nas tutaj,
zrozumiano? – Chłopak pokiwał gorliwie głową.
- Tak jest, sir.
- Na pewno? Bo jeśli tylko się dowiem, że ktoś
poleciał do mojej żony z bezpodstawnymi oskarżeniami, to zrobię ci z dupy
jesień średniowiecza.
- Draco. – Pokręciłam nieznacznie głową, wyrażając
dezaprobatę.
- Zmykaj.
Chłopak odszedł szybko, nawet nie oglądając się za
siebie.
- Nie odzywaj się tak do ludzi, którzy dla ciebie
pracują – upomniałam rozmówcę.
- To jest najskuteczniejszy sposób na wymuszenie
posłuszeństwa.
Westchnęłam. To tak, jakbym spierała się z kimś, kto
w ogóle nie słucha moich argumentów. Nie miałam w tym momencie siły ani ochoty
na taką rozmowę, poza tym siedzieliśmy w kuchni już dość długo. Nie zdziwiłabym
się, gdyby ktoś zaczął nas szukać.
- Myślę, że powinniśmy wracać.
Zsunęłam się ze stołka. Nagły kontakt z ziemią
wywołał zawroty głowy, ale szybko podparłam się o blat. Przeklęłam się w myślach
za ilość wypitego na prawie pusty żołądek alkoholu.
- Hermiono… - Draco zatrzymał mnie, gdy odchodziłam.
– Obiecałem ci, że porozmawiam dzisiaj z Astorią i zrobię to.
Skinęłam głową. Problem polegał na tym, że nawet
jeśli mu wierzyłam, to bałam się konsekwencji. I tego, że Astoria nie odda go
bez walki. Odeszłam, opierając się przemożnej potrzebie zatopienia się w jego
szerokich, silnych ramionach.
Do północy nie wypiłam już ani kieliszka więcej.
Zrobiłam się senna i marudna. Głównie siedziałam przy stole, zasłaniając się
bukietem peonii, choć przetańczyłam też kilka piosenek z Trevorem lub Adamem.
Miałam także prośby o taniec od innych mężczyzn, które uparcie ignorowałam.
Jakieś czterdzieści minut przed północą zauważyłam,
że Draco i Astoria opuszczają salę. Mężczyzna trzymał dłoń na jej krzyżu i
momentalnie zrobiło mi się gorąco ze zdenerwowania.
Wrócił chwilę przed północą bez niej. Moje serce
zabiło szybciej. Co to oznaczało? Powiedział jej? Nie przyszła razem z nim, bo
złamał jej serce? A może stało się coś zupełnie innego? W myślach tworzyłam
różne scenariusze, a tymczasem Draco wszedł na podwyższenie, z którego
korzystała orkiestra i wycelował różdżką w swoje gardło.
- Szanowni państwo. – Muzyka ucichła, a ludzie
przestali tańczyć i rozmawiać i skupili na nim wzrok. – Zbliża się godzina
dwunasta. Chętnych do obserwowania pokazu sztucznych ogni proszę o ubranie się
w coś ciepłego i wyjście na taras, który znajduje się za tymi drzwiami.
Na machnięcie jego różdżką otworzyły się ogromne,
przeszklone drzwi, prowadzące na zewnątrz. Zrobiło się zamieszanie. Ludzie
zaczęli rozmawiać między sobą i przekrzykiwać się, bądź pchać w kierunku szatni
po płaszcze. Nie spuszczałam wzroku z Draco. Nie wyglądał na specjalnie
poruszonego. Czy znów założył swoją maskę? A może to ja dopatrywałam się zbyt
wiele nieistniejących rzeczy? Zszedł z podestu, nawet nie patrząc w moją
stronę, co nieco mnie rozczarowało.
- Chłopaki wezmą nasze płaszcze – poinformowała mnie
Lucy, dosiadając się do stolika. – Super, nie będziemy musiały przepychać się
przez ten tłum. Istne zoo! No popatrz, a ta kobitka w złotej kiecce niby taka
elegancka i glamour, a pcha się jak rozwydrzona gorylica.
Lucy była zaczerwieniona po tańcu. Fryzura trochę
jej się zniszczyła, włosy opadały luźniej, ale wcale nie odbierało jej to uroku.
Poszczególne pasma wokół twarzy zakręciły się od potu. Jej oczy błyszczały
radością jak dwa psotne ogniki.
Nie odezwałam się. Moją uwagę ciągle rozpraszały
myśli o Draco i Astorii. Miałam ochotę podejść do niego i o wszystko spytać,
ale biorąc pod uwagę prąd tworzony przez tłum, najpewniej gdybym próbowała przekroczyć
rzekę ludzi, zostałabym stratowana. Poza tym czekałam na płaszcz, gdybym się
oddaliła, prawdopodobnie nie miałabym już szansy na odnalezienie chłopaków.
Jednak mój niepokój i frustracja rosły. Było mi trochę niedobrze, choć to pewnie
tylko kwestia wypitego wcześniej alkoholu.
- Hej! – Lucy pstryknęła mi palcami przed oczami. –
Pytałam czy już z nią rozmawiał.
- Nie wiem, chyba tak – odparłam w roztargnieniu.
- Jak to „nie wiesz”? On jest niepoważny, czy może
ty?
- Proszę cię, nie teraz…
- A właśnie że teraz!
Uderzyła pięścią w środek rozłożonej płasko dłoni.
- Miałaś postawić mu sprawę jasno. Albo ty, albo
Astoria, nie może mieć ciasteczka i zjeść ciasteczko. Za kogo on się, do
cholery jasnej, uważa?!
- Kto? – spytał Adam. On i Trevor wrócili do nas,
niosąc naręcza płaszczy. Popatrzyłyśmy po sobie z Lucy.
- Nikt – odpowiedziałyśmy równocześnie.
Podziękowałam Trevorowi za płaszcz, który mi
przyniósł, i ubrałam się w niego. Pozostało jedynie kilka minut do północy.
Taras już zaczął zapełniać się ludźmi, chcącymi zabrać jak najlepsze miejsca.
Trochę się ociągałam, więc w pewnym momencie zostałam w tyle za Lucy, Adamem i
Trevorem, jednak nie na tyle daleko, żeby nie widzieć pleców Lucy. Przepychając
się, dobrnęłam na zewnątrz, a wtedy czyjeś palce wbiły się w moje ramię,
pociągnęły mnie w bok i stanęłam oko w oko z Astorią.
Musiała wcześniej płakać. Poznałam to po
delikatnych, czerwonych obwódkach wokół oczu, choć jej makijaż i nieprzyjemny
wyraz twarzy pozostały niewzruszone.
- Ty dziwko – syknęła, kiedy odciągnęła mnie pod
ścianę. Chwilę szamotałam się z nią, zanim udało mi się wyswobodzić z jej
kurczowego uścisku. Zwęziła oczy. – Myślałam, że jesteś na tyle inteligentna,
żeby trzymać się od niego z daleka.
Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć, jak się
bronić. Przecież wiedziałam, że miała pełne prawo myśleć o mnie wszystko, co
najgorsze.
Popchnęła mnie, rozjuszając mnie tym.
- Łapy przy sobie – warknęłam.
- Odezwała się ta, co tego nie potrafi.
- Może trzeba było lepiej pilnować swojego męża!
Rozległ się trzask, a chwilę później poczułam
pieczenie na policzku. Krowa mnie uderzyła! Cofnęłam się o pół kroku, nadal w
to nie dowierzając.
A później zalał mnie gniew. Każdym porem mojej skóry
wylewały się stres i niepewność, te okropne tygodnie pełne obaw i lęków. To
wszystko musiało gdzieś znaleźć ujście.
- Jak śmiesz mówić tak do mnie?! – Choć Astoria była
drobna, złość jakby dodawała jej postawności. – Ty?! Głupia sprzątaczka, która
została sekretarką i teraz się panoszy?
Wzięłam dwa głębokie oddechy, nim się odezwałam.
- Gdybyś nie była taką ignorantką, wiedziałabyś, że
to ja byłam uzdrowicielką, która dwa lata temu uratowała życie Draco.
Na jej twarzy odbiło się chwilowe zmieszanie, szybko
jednak przeszła nad tą informacją do porządku.
- Jak widać byłaś do dupy, skoro cię wylali.
- Uratowałam. Twojego. Męża. – Wycedziłam. –
Zawiesili mnie, bo nie dopełniłam innych obowiązków, walcząc o jego życie.
- To nie ma nic do rzeczy! – Astoria gestykulowała
żywo. Na jej smukłych palcach błyszczały niezliczone pierścionki. – Oświadczył
się mi. To mi ślubował miłość i wierność. Weszłaś pomiędzy nas, omamiłaś go
pewnie jakimiś swoimi eliksirami tak, że stracił dla ciebie głowę. Wiedźma! Jak
mogłaś? Przecież wiedziałaś, że jestem w ciąży!
- Byłaś.
- Jestem.
Poczułam się tak, jakby wymierzyła mi kolejny
policzek.
- Co? – Tylko to wydobyło się z moich ust.
Uśmiechnęła się kpiąco, najwyraźniej wyczuwając swoją przewagę. Zrobiło mi się
niedobrze.
- Wiedziałaś, że jestem w ciąży. Przecież sama mi
gratulowałaś.
- Ale Draco powiedział mi…
- No? Słucham, co ci powiedział? – Astoria
przystawiła dłoń do ucha i nachyliła się do mnie. Pokręciłam z niedowierzaniem
głową. – Ach, powiedział ci, że nie ma żadnego dziecka? No proszę. Czyżby cię
okłamał?
Wokół nas zdążył się już zebrać niewielki tłumek,
ale dostrzegałam go zaledwie gdzieś na granicach świadomości. Moja perspektywa
zawęziła się do Astorii i wypowiedzianych przez nią słów.
- Ty kłamiesz – zarzuciłam jej. Widziałam jej
drgający drwiąco kącik ust i miałam ochotę jej przywalić. Naprawdę mocno.
- Możesz spytać Draco, jeśli chcesz. Ciekawe, co ci
odpowie.
Zacisnęłam usta, przełknęłam gorycz rozczarowania. To
nie ma teraz znaczenia, powiedziałam sobie. Ona chce mnie zranić za wszelką
cenę. Nie cofnie się przed niczym. Wdech. Wydech.
Jej triumfujący uśmieszek nie pozwalał mi jednak na
uspokojenie się. Do cholery, przecież to ona została dopiero co porzucona!
Powinnam się tym cieszyć, a im dłużej z nią rozmawiałam, tym czułam się gorzej.
- Jest kłamcą i oszustem. Jest w tym doskonały –
ciągnęła Astoria. – Wiem to, bo jestem jego żoną. Znam go na wylot. A ty czym
możesz się pochwalić? Pieprzeniem się z nim po kątach?
Paznokcie zaciśniętych rąk wbijały się w moją skórę.
Ból był dobry. Powstrzymywał mnie od zrobienia czegoś naprawdę głupiego.
- Tak dobrze go znasz? – spytałam. – Tak jesteś z
nim blisko? Jak myślisz, komu zwierza się od kilku miesięcy? Komu opowiada o
tym, jak wielkim jesteś dla niego rozczarowaniem?
- Dziewczyny, dajcie spokój, zaraz będą fajerwerki –
odezwał się ktoś z gapiów, ale obie go zignorowałyśmy.
- A powiedz mi, do kogo wracał każdej nocy? – odbiła
piłeczkę Astoria.
- Jesteś po prostu…
- Ty jesteś…
- …zdruzgotana tym…
- …głupią, naiwną…
- …że od ciebie odchodzi!
- …siksą, która myśli, że go usidli!
Ciężko powiedzieć, która z nas pierwsza wyciągnęła
różdżkę. Z mojej wydobywały się drobne, złote iskry, różdżka Astorii skrzyła na
czerwono, prawie dokładnie w takim odcieniu, jak jej suknia.
Rozległy się świsty, a później wybuchy. Pierwsze
fajerwerki poszybowały w niebo. Ktoś zamknął mnie w uścisku i odciągnął od
Astorii. Kątem oka widziałam, jak ktoś inny przytrzymuje ją, usiłując odebrać
jej różdżkę.
- Zostaw mnie – warknęła.
Próbowałam wyrwać się ze stalowego uścisku
nieznanego mi mężczyzny. Nad naszymi głowami niebo rozbłysło wszelkimi kolorami
tęczy, skrzyło się, jaśniało i ciemniało na przemian. Wtem gdzieś za moimi plecami
rozległy się krzyki i piski, takie, które instynktownie wzbudzają niepokój.
Obejrzałam się, by dostrzec, o co chodzi. Wyrwałam się na tyle mocno, że
mężczyzna w końcu mnie puścił.
W tłumie panowało poruszenie. Nie wiedziałam, o co
chodzi, ale miałam bardzo złe przeczucia. Zaczęłam przepychać się do serca
największego skupiska ciekawskich ludzi, korzystając z łokci i kopniaków.
- O co chodzi? Co się stało? – pytałam.
Nie uzyskałam odpowiedzi. Im bliżej środka, tym
bardziej ludzie byli poruszeni. Nadepnęłam na kilka stóp, wciąż prąc do przodu
z różdżką wyciągniętą przed siebie. Pomiędzy skupiskiem głów dostrzegłam
Trevora.
- Trevor! – krzyknęłam. – Trevor! Co się dzieje?!
Kilka kroków dalej zobaczyłam, że ktoś leży na ziemi
w pozostawionej przez ludzi przestrzeni. Trevor pochylił się nad tym kimś.
- Przepraszam, przepuśćcie mnie! – domagałam się. –
Jestem uzdrowicielką. Zróbcie przejście!
Ostatni ludzie rozstąpili się. Aż do tej chwili
funkcjonowałam jak na autopilocie, nie dopuszczając do siebie myśli, że komuś z
bliskich mi osób mogłoby stać się coś złego. Wstrzymałam oddech, a później
załkałam, wypuszczając i wciągając spazmatycznie powietrze.
Wszędzie rozpoznałabym tę srebrzystą suknię. Na
ziemi leżała Lucy.
~
* ~ * ~ * ~
Od
autorki: Czy ja aby nie przeładowałam tego rozdziału? Pisało mi się świetnie,
ale później jak doszło do poprawek, to zaczęłam się nad tym zastanawiać.
Jak
wrażenia? Co sądzicie? Bardzo liczę na Wasze opinie i reakcje, a także pomysły,
co będzie dalej!
Serce mi wali jak młotem. To jest genialne!
OdpowiedzUsuńPod względem stylistycznym piszesz świetnie, słowa pochłaniają, czyta sie lekko, szybko, niewiadomo kiedy i juz jest sie przy końcu rozdziału.
Co do niego-co mogło stac sie Lucy?
Przyznam, ze relacja Draco-Hermiona łamie mi serce. Hermiona jest ogromnie naiwna, żal mi jej niemiłosiernie. To okropne, ze jest tą drugą. Im dalej tym mam większe wrażenie, ze to opowiadanie nie ma happy endu. Draco na pewno żywi do niej jakies uczucia, ale coś je podkopuje, znowu tchórzy, bo nie daje sie temu porwać. Pierwszy raz jego charakter budzi we mnie takie wątpliwości i mi sie nie podoba, co musze przyznać rozegralas świetnie. Nie lubie Hermiony w tej wersji, bo cierpienie przelewa sie przez nią jak woda. Wolę tą waleczna i racjonalną. Jeśli ta Astoria jednak będzie w ciąży, błagam niech to nie bedzie dziecko Dracona. Sam pomysł historii realizujesz cudownie, masz talent do pisania, bo az chce sie czytac każde słowo, które wyszlo spod twojej ręki i głowy, ale przyznam, ze nie podoba mi się Hermiona jako ta druga. Nie widzialam jeszcze niczego w tym typie, niczego co ma tak bardzo ręce i nogi, ale tu mnie porwalas. Ja wielka fanka happy end`ow tu nie umiem go dostrzec. To jest straszne, bo pierwsze co mi przychodzi do głowy to "zdradził ją zdradzi i ciebie", on jest mimo wszystko taki jakby niepewny swoich uczuć, mam wrażenie, że kalkuluje swoje zyski, a nie daje sie temu porwac. Jego pewność siebie i wladczosc, jak zwykle wydaje sie niezmiernie pociągająca, ale nie zachowuje sie jak facet. Wiadomo, ze to wywolaloby ogromną burze, ale Hermiona zasługuje na wiele więcej. Wierzę, że rozegrasz to w sposób, który nie złamie mi serca, że jakos uratujesz nadszarpnieta w moich oczach męskość i dumę Malfoya, i ze sprawisz by ten romans nie był tak bardzo zły i okropny w moich oczach(swoją drogą to mialo wywołać tak negatywne uczucia, czy to skutek uboczny?)
Powodzenia/Natalia
Ojej, dziękuję, Twoja reakcja bardzo, bardzo mi się podoba i właśnie coś podobnego chciałam wywołać! To największy komplement :)
UsuńCo do zakończenia, to mam je szczegółowo zaplanowane od wielu miesięcy, z tym że od jakiegoś czasu zastanawiam się nad wersją alternatywną. Obie wydają mi się świetne. Raczej wolałabym zakończyć tak, jak to zaplanowałam, chociaż ta nowsza wersja naprawdę do mnie przemawia! Jeszcze trochę zastanawiania przede mną :)
Kurczę, tak czytam Twój komentarz po raz kolejny i kolejny i tak świetnie to wszystko napisałaś, że aż mnie przytkało. Biję pokłony! Dziękuję Ci za te analizy bohaterów. Dałaś mi dużo do myślenia.
Buziaki :* :* :*
Hejo hejooo ;D
OdpowiedzUsuńTym razem od razu rzucam się, by skomentować, puki emocje się mnie trzymają. Otóż, moja droga, prawie dostałam zawału, czytając rozdzial. I to chyba ze 3 razy. Ale po kolei.
Od początku wiedziałam, że zdarzy się coś złego. Bałam, się, po prostu się bałam tego, że Draco powie o wszystkim Astorii. Jakby nie patrząc umył ręce, a cała jej złość skupiła się na Hermionie. To oczywiste, że dumna Astoria chce grać panią na włościach tak długo jak będzie trzeba, a bycie żoną Dracona jest czymś w rodzaju błogosławieństwem dla każdej, która tylko o nim pomyśli. [Przegranie z Hermioną to przysłowiowy policzek dla niej. No bo jak Draco może wybrać kogoś TAKIEGO? Prawda?
Żal mi Hermiony - jej bajka się skończyła, a teraz pozostało jej tylko przetrwać to wszystko i trzymać głowę w górze, za każdym razem, gdy ktoś zarzuci jej rozbicie rodziny. Zawsze to kochanka jest tą "złą", jakoś zdradzający mąż nie pretenduje do tego miana, chociaż jest przecież tak samo winny. No cóż, teraz gdy Astoria już wie, nie pozostaje nic innego niż tylko czekać na jej zemstę. Zraniona kobieta jest zdolna do wszystkiego. Mam jednak nadzieję, że ta bajeczka z ciążą jest tylko... no bajeczką. Inaczej pęknie mi serce.
Cały ten wieczór wyszedł jakoś nie tak. Bolało mnie patrzenie na nieszczęście Hermiony, która musiaął obserwować Draco w objęciach Astorii. Przykro było patrzeć też na zachowanie Trevora, który ku mojemu zdziwieniu! okazał się nadal zakochany w Hermionie. Wbrew temu co wcześniej o nim myślałam, tym jednym rozdzialem odczarowałaś całą jego postać. Kibicuję mu jak najlepiej i życzę, by znalazł szczęście z kimś innym. Mam nadzieję, że chłopak zrozumie, iż Hermiona nie jest dla niego.
I wbrew całej mojej cierpliwości i wyrozumiałości dla Hermiony, to jak ona mogła się upić i zrobić z siebie taką... idiotkę? :p No jak? Miałam ochotę nią potrząsnąć, bo przymilanie się do ramienia Draco, gdy ten rozmawia z teściem jest co najmniej nieprzemyślanym zachowaniem. Ale rozumiem ją - jest po prostu zraniona, odrzucona, niepewna, czuje się gorsza. Zapewnienia i obietnice Draco niczego nie zmienią. Jej nie trzeba deklaracji. Przeszła w zyciu wystarczająco dużo, by teraz znowu cierpieć. Teraz drogi panie Malfoy potrzeba jest czynów. Na poczatek mogłeś rozdzielić walczące kociaki, bo jakkolwiek byłby to widok godny zapamiętania, to jednak nie powinien mieć miejsca na balu. Tym bardziej nie powinieneś dopuścić do sytuacji, w której Astoria znalazła się tak blisko Grnager. Następnym razem widzisz - wkraczasz do akcji - ratujesz wybrankę serca - aportujesz się z nią najlepiej od razu na Malediwy :D
Komentarz osoby u góry jest baaardzo dobry i gdybym tylko umiała tak dobrze ująć w słowa to co myślę, to pewnie wyszłoby mi coś podobnego.
Nie uważam jednak, by ich romans był czystym złem. Ich miłość i to, że potrafili się pokochać mimo tylu przeciwności losu jest piękna, tyle że zasługuje na znacznie, znacznie więcej!
Tak bardzo skupiłam się na nich, że zupełnie zapomniałam o Lucy... OMG nie mam pojęcia, co z nią będzie i dlaczego zasłabła, ale zakończenie rozdziału było mega zaskakujące i nieprzewidywalne. Czekam na więcej!
Uwielbiam Twoje opowiadanie i chociaż skończyło się swawolne rumakowanie i ich romans sie wydał, wierzę, że doprowadzisz to wszystko do happy endu. Inaczej złamiesz mi serducho :p (nie naciskam :P )
Pozdrawiam gorąco i z niecierpliwością czekam na next. Jestem w tym względzie niemal tak zachłanna jak tytułowy Malfoy z tego rodziału.
Iva Nerda
Jak ja się cieszę, że mam takich dojrzałych czytelników, którzy tak wnikliwie analizują zachowanie bohaterów i którzy tak bardzo mnie motywują do pisania! Dziękuję :)
UsuńJakoś nie umiem objąć na raz tego Twojego komentarza i odnieść się do wszystkiego. Napisałaś tyle świetnych rzeczy, dopowiadając to, co wyraziłam w trochę bardziej zawoalowany sposób i tak pięknie to wszystko zbierając do kupy. Ach, aż mnie świerzbią paluszki, żeby wyrzucić z siebie długą listę za i przeciw, dotyczącą zarzutów względem Draco, Astorii, Hermiony. Włącza mi się macierzyński instynkt obronny, a równocześnie chciałabym dorzucić od siebie kilka niemiłych słów o tej trójce, faktów i przemyśleń, które siedzą w mojej głowie. Tak ciężko być autorką :(
No właśnie, piszesz tutaj o Trevorze. Mam wrażenie, że moje drugoplanowe postaci traktuję trochę po macoszemu i nie do końca przypadają do gustu czytelnikom i właśnie chciałabym spróbować to zrozumieć i dowiedzieć się o co chodzi. Co rozumiesz poprzez "odczarowanie" Trevora? Czemu wcześniej Ci nie odpowiadał? Co się na to złożyło? Umieram z ciekawości! Poza tym Lucy poświęciłaś taki malusieńki wycinek komentarza i sama napisałaś, że o niej zapomniałaś, więc też chciałabym się czegoś o niej dowiedzieć. Mam wrażenie, że ogólnie jest niezbyt lubianą postacią w tym opowiadaniu i też chcę zobaczyć, gdzie popełniam błąd. Chyba mam w zwyczaju tworzyć irytujące przyjaciółki i chciałabym to zmienić. To z założenia powinny być pozytywne postaci :D
Hmmm, co do zakończenia, to mam dwie wizje. Jedna jest ustalona od początku, druga też jest dobra, ale wydaje mi się, że nie dość dobra, żeby wygryźć tę pierwszą. Każda z nich niesie inne przesłanie. Kurczę, to drugie przesłanie też by było wartościowe. Nie chcę się zagłębiać w szczegóły, żeby nie psuć niespodzianki, chociaż chętnie zasięgnęłabym porady. Yhh, sorry że tak się o tym rozpisuję, ale jestem tym bardzo sfrustrowana. No, troszkę sobie ulżyłam.
Dziękuję Ci bardzo za Twoją opinię, jest naprawdę wartościowa. Pozdrawiam!
Doszłam do jednego wniosku - to wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie Draco. Już wyjaśniam: Jeżeli przeczuwał, że zaczyna coś czuć do Hermiony i owo uczucie jest o wiele silniejsze niż to do Astorii; jeśli przeczuwał, że przestał kochać Astorię już dawno temu, bądź też nie kochał jej wgl, a miłość pomylił z wdzięcznością, to powinien się rozwieść zanim zaczął romans z Hermioną. Myślę, że te wszystkie nagabywania na ich całą trójkę nie biorą się z niczego... No bo jak można patrzeć z czystym zachwytem na ich miłość, jeśli jest podszyta kłamstwem i zdradą? Jak mówi pewne powiedzenie "swojego szczęścia nie zbuduje się na czyimś nieszczęściu". I to wszystko się tutaj sprawdza w 100%. Dlatego niemal rozgrzeszam Hermionę z tego, że bądź co bądź przyczyniła się do rozpadu rodziny. Gdyby Draco nie zrobił tego pierwszego kroku i nie przyzwolił na to wszystko, ona swoje uczucia potrafiłaby utrzymać na wodzy.
UsuńPrzytłacza mnie to wszystko... Niby cieszę się z faktu, że Hermiona zaufała Draco i pomiędzy nimi coś się zrodziło, ale... No właśnie! Nie powinno być żadnego ALE. Jednak owo "ale" będzie dopóki, dopóty w pobliżu zawsze będzie Astoria.
I faktycznie odczarowałaś Trevora w każdym najbanalniejszym znaczeniu tego słowa. Do tej pory postrzegałam go jedynie jako krnąbrnego Byłego Hermiony, który gotów był przedłożyć swój wynalazek nad życie ludzkie. Fakt jak się zachowywał, gdy tata Hermiony potrzebował pomocy, a on bezczelnie jej odmówił sprawił, że nie potrafiłam na niego spojrzeć inaczej, niż przez pryzmat zupełnego braku empatii do drugiej osoby. Nie mogłam pojąć jego zachowania i dla mnie był zwykłym dupkiem, co nie zmienia faktu, że wykreowałaś go na naprawdę dobrego dupka! To też trzeba umieć. Po tym rozdziale zobaczyłam jednak, że on jest po prostu głęboko zraniony. Że właśnie dlatego tak szybko domyślił się, że Hermiona ma kogoś, bo nie przestał jej obserwować i łudzić się, że jeszcze kiedyś będą razem. Chyba dzięki temu, co teraz przeczytałam, moglam odnaleźć w nim jakieś ludzkie odruchy, których do tej pory tak bardzo skąpił?
A Lucy uwielbiam! A może właściwie powinnam powiedziec, że uwielbiałam. Dopóki romans Hermiony się nie wydał, przyznam, że uważałam Lucy za najjaśniejszy promyk światła w tym opowiadaniu, w którym każda z postaci przeżywa własne dramaty i zmaga się z demonami przeszłości. Lucy potrafiła to wszystko rozjaśnić i baaardzo bym chciała mieć taką właśnie przyjaciółkę, która mimo wszystko potrafi wyciągnąć człowieka z największego bagna i poprawić humor. Do czasu. Wszystko zmieniło się, gdy Hermiona powiedziała jej o romansie, a Lucy... no właśnie... Mimo że zrozumiałam jej reakcję, podyktowaną własnymi przeżyciami, to hm... zawiodłam się na niej. Tak, chyba tak. Teraz drażni mnie każdy jej przytyk, gdy pilnuje Hermiony jak przyzwoitka i posyła jej wszystkowiedzące spojrzenia. Ja wiem, że robi to po to, by ją chronić. Wiem, że kocha Hermionę jak siostrę, ale czy nie może dać jej choć przez chwilę cieszyć się jej szczęściem? Choć przez chwilę, by poczuła, że znowu żyje...
Nie mniej jednak każdą swoją postać, zarówno 1 jak i 2- planową "dopieszczasz" i nic nie zostawiasz po macoszemu. Wszystko dopracowujesz do perfekcji, a każda z nich ma charakter i wyróżnia się na tle innych.
Co do zakończenia, to mam wielką nadzieję na happy -end i oczywiście innej alternatywy nie przyjmuję. Wiem, że chodzi Ci o przesłanie i jakiś wniosek dla nas, by historia nie była pusta, ale przecież nie musi być to przesłanie, że zdrada nie poplaca, prawda? Równie dobre byłoby przesłanie, że Miłość zawsze zwycięża? Co Ty na to? :D
Jak dobrze, że nie wiemy, co dokładnie siedzi w głowie Draco, prawda? Tyyyle domysłów ;)
UsuńAle tak serio, to ile ludzi żyje w związkach, w których wcale nie są szczęśliwi, tylko dlatego, że boi się zaryzykować i rozstać? Albo ile z nich nie jest pewnych, czy ich przeczucia są dobre, a może oszukują samych siebie, że nie są?
W każdym razie dlaczego odpowiedzialność ma spocząć na kochance? W moim odczuciu to właśnie ten zdradzający jest najbardziej winny, bo to on ma jakieś zobowiązania i to on najbardziej nie jest fair. Swoją drogą to ciekawe, że zawsze ta najgorsza to kochanka i to ona rozbija małżeństwo, a przecież biedny mąż tylko wpadł w jej sidła i jest tylko niewinną ofiarą… prawda? :D
Och, to takie miłe, co piszesz o Trevorze. Nie sądziłam, że swoją „bucowatą” postawą wywołał aż taką niechęć do niego. Niemniej podoba mi się stwierdzenie, że wykreowałam go na „dobrego dupka”. Czuję się zaszczycona :’) No cóż, nie miał być dupkiem, to wyszło przy okazji. W ogóle nikt nie miał być dupkiem, wszystko tak jakoś przypadkiem... Bo ja to miła jestem i nie życzę nikomu źle ^^ Podoba mi się Twój tok myślenia, możesz mi tak jeszcze opowiadać. Co prawda nie pisałam tego z odgórnym założeniem, że Trevor dowiedział się o romansie bo „nie przestał jej obserwować i łudzić się”, ale to jakoś idealnie współgra z tym, co intuicyjnie chciałam przekazać. Na zasadzie, że bardzo się o nią troszczy. Ale Twoje wyjaśnienie jest świetne :D
Hmm, co do Lucy to ciekawe! Bo pojawiła się wcześniej taka opinia, że właśnie kiedy zaczęła kwestionować postępowanie Hermiony, trochę zapunktowała. W każdym razie jestem zdania, że ludzie popełniają błędy i nie są tylko czarni albo biali. Na ile wychodzi realistycznie, to już nie mi to oceniać :)
A jeśli chodzi o inne postaci… Jest kilka, które chciałabym bądź powinnam bardziej rozwinąć, ale nie wszystkich od razu mogę, bo zaszkodziłabym akcji. Ale jestem zdziwiona, bo nie jesteś pierwszą osobą, która mówi o tym, że z moich bohaterów każdy ma swój charakter itd., a ja nie rozumiem, na czym to polega. Ciągle mam wrażenie, że powinnam bardziej się na nich skupiać i tworzyć ich bardziej indywidualnymi, że tworzę te postaci na jedno kopyto. Może niekoniecznie w jednym opowiadaniu, ale zauważam duże zależności między występującymi osobami w różnych opowiadaniach, i te osobowości tworzą jakieś wzory, które powielam, a wolałabym, żeby bardziej się od siebie różniły. Głównie chodzi tutaj o postać „najlepszej przyjaciółki”, mam wrażenie, że one wszystkie są takie podobne. Pracuję nad nadawaniem każdej jakiejś wyjątkowej cechy, ale to takie trudne :/
Hm, właściwie to nie rozważałam przesłania „zdrada nie popłaca”, a coś trochę innego. Z tym „miłość zawsze zwycięża” jednak trafiłaś w dziesiątkę ;)
Jestem tutaj kompletnie nowa, ale przez cały weekend nie oderwałam się od tej historii i muszę przyznać, że z każdym kolejnym rozdziałem coraz mocniej zapiera mi dech w piersiach. Jedno z najlepszych Dramione jakie w życiu czytałam, a czytam "potterowskie" opowiadania od blisko dziesięciu lat.
OdpowiedzUsuńChylę czoło, Autorko! Sama nie mogę uwierzyć w to, jaką perełkę znalazłam, szukając opowiadania o Ginny i Draco, które czytałam już jakiś czas temu, a chciałam je sobie odświeżyć (i które wielokrotnie doprowadziło mnie do łez). Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam!
Dzięki, bardzo mi miło :)
UsuńAle czy ja dobrze rozumiem, że mówiąc o Ginny i Draco masz na myśli moje TTJ?
Tak, dokładnie ;)
UsuńJa Cię strasznie przepraszam, że ostatnio mnie nie było (tzn. ja jestem na bieżąco, ale nie napisałam Ci nic pod ostatnimi dwoma rozdziałami :/), ale miałam okropną poprawkę, z którą męczyłam się cały luty, a potem przytłoczył mnie nowy semestr i tak wyszło. W każdym razie już jestem i spieszę z napisaniem Ci, co myślę.
OdpowiedzUsuńKurde, mam jakiś taki średni dzień dzisiaj i odrobinę podły nastrój, więc mam nadzieję, że nie będę za ostra :p
Generalnie irytuje mnie Hermiona. Wydaje mi się taka... no nie wiem... naiwna, albo wręcz głupia w tym swoim zadłużeniu w Draco. Po prostu ślepa. On też nie przedstawia się lepiej. W sumie zachowuje się paskudnie względem obu kobiet. Prawdę mówiąc w tej chwili jestem najbardziej po stronie Astorii. Nie wiem czy taki był Twój cel? Nawet jeśli kreowana jest na pustą paniusie i nawet mimo że Hermiona wyraża się o niej negatywnie nadal to ona wydaje mi się tutaj główną ofiarą (może bardziej się z nią identyfikuję, bo sama jestem żoną? :D). Być może to jest moja moralna dewocja (?) czy coś, ale bez względu na wszystko... okoliczności, konkretną sytuację, nawet oglądanie wydarzeń z perspektywy kochanki, znajomość jej motywów, uczuć i w pewnym stopniu identyfikacja z nią. To wszystko nie zmienia mojego zdania, że zdrada jest obiektywnie zła.
Ale teraz sobie tak myślę, że już nie mam pewności czy Twoją intencją jest byśmy zrozumieli Hermionę. W zasadzie zdaje mi się, że wcale nie starasz się tutaj usprawiedliwić ich czynów. Bardziej pokazujesz konsekwencje i chaos jaki bohaterowie na siebie sprowadzili. Powoli też przekonuję się, że to bynajmniej nie jest ani trochę sweet romance i nie będzie happy endu... ale no, zobaczymy co tam knujesz :p Bardzo w sumie jestem ciekawa jakie były Twoje intencje i uczucia i mam nadzieję, że na końcu napiszesz coś na ten temat :) Buziaki!
W porządku, studia najważniejsze! ;) Mam nadzieję, że wszystko się poukładało dobrze?
UsuńO matko. Przecież Hermiona zadłużona u Draco do końca życia się nie wypłaci! :O Hihi. Nie no, serio zachowuje się jak zakochana idiotka i nie zaprzeczam i nie bronię jej i chyba nawet napisałam za nią słowa, że dziwnie się zachowuje, ale jeśli trzeba to mogę to jeszcze popodkreślać! Bo to nie jest dla niej standardowa sytuacja i nie do końca sobie z nią radzi. Rozumiem, że może to być irytujące. Sugerujesz, że przesadzam i powinnam jednak trochę nią potrząsnąć? Możemy sobie porozmawiać z szanowną panią G. :D
Czy będziesz po stronie Hermiony czy Astorii... właściwie jest mi to obojętne. Po prostu cieszę się, że przedstawiam sytuację (chyba?) na tyle realistycznie i emocjonalnie, że jestem w stanie wywołać u czytelników emocje i ich poruszyć. Pisząc pierwszoosobowo z perspektywy Hermiony naturalnie się z nią utożsamiam, ale ciągle staram się też mieć z tyłu głowy perspektywę Astorii i nie być całkowicie stronnicza. Rozumiem, że jest Ci łatwiej się z nią utożsamiać i szczerze mówiąc nawet się z tego cieszę, bo daje to więcej punktów widzenia do dyskusji. Wiem, że wchodząc na temat zdrady weszłam trochę na minę i staram się poruszać w tym na tyle ostrożnie, żeby wyszło wiarygodnie i żeby nie głosić jedynej i prawdziwej prawdy. Co do zdrady mam mieszane uczucia. Tzn. oczywiście nie pochwalam jej w realnym życiu i wolałabym nigdy nie mieć z czymś takim do czynienia, ale te wszystkie romanse o odnalezieniu magicznie swojej drugiej połówki w najmniej sprzyjających okolicznościach są takie fascynujące i inspirujące! Niemniej podzielam zdanie Lucy i trochę wyprojektowałam na nią moją opinię - człowieku, rozumiem że się zakochałeś w kimś innym, ale bądź fair dla każdej ze stron, jeśli chcesz się związać z kimś innym, to nie oszukuj żony i rozstań się z nią, zanim podejmiesz poważniejsze kroki :/ Mimo wszystko zdaję sobie sprawę z tego, że to nie takie proste i nic nie jest czarne i białe. To w ogóle temat do jakiejś obszernej debaty, gdzie nigdy nie dojdzie się do jednomyślnych wniosków.
Co do zakończenia... powiedzmy że przychylam się do jednej z opcji, ale rozważam inne, kto wie, kto wie ^^
Ej, gdzie ten kolejny rozdział? Wiem, że pogoda dziś piękna, ale przydałoby mi się coś do przeczytania i patrzę, że dziś miał być rozdział :p
UsuńWitam, witam...
OdpowiedzUsuńZjawiam się tu ponownie zaciekawiona dyskusjami, które się toczą ;) Zaznaczę może na wstępie, że komentarz piszę po raz trzeci, tym razem na "trzeźwo" i bez komplikacji, mam tu na mysli problemy z iloscia znakow nie wspominając już o skasowaniu się całego tekstu. Naszło mnie w nocy na przemyslenia, a ja usilnie staralam sie cos naskrobac na przekór wrednemu losowi, ostatecznie mu się poddając i zostawiając to na dzis. Mimo wszystko postaram sie wysilic swoje szare komorki. Oczywiscie na początku poruszam kwestię, która interesuje mnie najbardziej, a mianowicie nasza droga Panna Granger. Tak, tak potrzasnij nią i niech sie dzieje! Tęsknię troszkę za tą racjonalną kobietą, która swoje zasady i przekonania postawiłaby ponad swoje uczucia. Dawna Hermiona byłaby gotowa odejsć od Dracona otrzymawszy wczesniej odpowiedzi na dręczące ją pytania. Nie czekałaby z oddaniem i gotowoscią poswiecenia na zwykłe "porozmawiam z nią" czy odwleczenie sprawy do jutra. Z uporem i stanowczoscią dążyłaby do szczerego wyjasnienia sprawy nawet jesli miałaby przez to cierpiec. Tu jest inaczej. Może na tym to polega, że chcesz ją ukazać jako kogos kto nie wie czego chce, bądź najzwyczajniej w swiecie boi sie po to sięgnąć? Dawna Granger była silną kobietą, która z uporem maniaka dążyła do spełnienia własnych pragnień, a ta jest wręcz słaba i tak bardzo zależna od emocji, że aż niemożliwa. Gdzie się podziała ta chlodna kalkulacja? Łączenie jej nazwiska z podrzędną rolą kochanki wywołuje mój niesmak i żal. Nie zasłużyła sobie na to. Ta kobieta kiedys nadłożyłaby szacunek do siebie ponad inne uczucia i wartosci.Dziwi ją, że Astoria może być w ciązy? Małżeństwo zobowiązuje. Jej naiwnosc wrecz razi w serce, kiedy pomysli sie o tym jak inteligentna kobieta była. Czy to uczucia tak na nią wpłynęły? Czy przez Malfoya ma tak po prostu stać się głupia?
Malfoy, Malfoy nasz...
UsuńWczesniej pisalam, ze chcialabym zeby w koncu zachowal sie jak facet i w koncu zdecydowal, ktora kobieta jest dla niego wazniejsza. Dopiero w pewnym momencie uderzylo we mnie, ze przeciez w tym jego tlenionym lbie jest jeszcze taka cecha jak egoizm. Draco chcialby miec wszystko, bo przeciez Malfoyowie zawsze dpstaja to czego chca. On nie potrafi tak po prostu zrezygnowac z wygodnego zycia, na rzecz jednej wielkiej niewiadomej, ktora wzbudziłaby ogromne kontrowersje. Co go trzyma zarówno przy Astorii jak i przy Hermionie? Przecież jedną darzy uczuciem, a co jest z tą druga? Wiem, że roztrząsam wszystko w sposob bardzo trywialny, cos jest czarne albo białe, ale powiedzcie mi dlaczego on nadal z nia jest skoro nic ich rzekomo nie łaczy? Poruszajac temat romansu, odwołując się także do jakże mojej ulubionej Ivy Nerdy, drogie panie jak mozna postrzegać romans w odcieniach szarosci? My postronni, widzimy w tym objawienie niespodziewanej miłosci między dwojką osob, ale co widzimy patrzac na Astorię? Która z nas chciałaby byc tak po prostu rzucona dla innej kobiety? Która chciałaby zyc i funkcjonowac ze swiadomoscia, ze jej mąz jest z nia tylko ze wzgledu na swoje egoistyczne pobudki i korzysci? Istnieją ludzie, ktorych centrum wszechswiata stanowi kariera i pozycja. Jesli decydujemy sie na taki sposob zycia, nie mozemy mieszac w to swoich wlasnych uczuc. Musimy byc fair zarowno wobec siebie jak i inyych, moze nawet przede wszystkim. Oddaje swoj glos na ta jakze nielubiana przeze mnie postac jaka jest Astoria. Swoj honor i przyzwoitosc facet tez musi miec. Nie mozemy nagle dopuszczac do glosu swoje zapomniane pobudki i uczucia, samolubnie nie zwracajac przy tym uwagi na kogos kto byc moze poswiecil dla nas swoje zycie, plany, czy alternatywna przyszlosc. Jak mozna nagle rzucic sie w wir wlasnych zachcianek nie doprowadziwszy wszystkich spraw do konca? To oczywiste, ze nie spodziewal sie, ze nagle szczerze sie zakocha, ale gdy poczul ledwie zalazek mogl postarac sie wyjsc tak jakby na zero. Mimo wszystko powinien brac pod uwage kazda ewentualnosc. Związek chocby byl tylko z obowiazku, istnieje, a co za tym idzie jesli chcemy odpowiadac za siebie indywidualnie nagle przypominajac sobie o wlasnych uczuciach, nie powinnismy zostawiac po sobie niedokmnietych drzwi. Kazdemu czlowiekowi jestesmy winni namiastke szacunku, tymbardziej takiemu, z ktorym laczy badz laczylo nas cos wiecej niz powietrze. Nie chodzi tu juz o samą Astorie, ale Dracon, jak on moze zyc ze swiadomoscia ze cos sie tak jakby za nim ciagnie? Przeciez niektore wybory musza pasc, jesli nie zdecydujemy sami, zrobia to inni,a tego bysmy nie chcieli prawda?
Zycie ludzi, tak naprawde polega przeciez na szukaniu. Szukaniu kogos z kim polaczy nas cos wyjatkowego, kogos kto bedzie obok nas nie na wystawe, ani z poczucia obowiazku tylko jako nasza opoka. Wydawac by sie moglo, ze Malfoy znalazl taka osobe[wnioskuje z jego uczuc wobec panny G.(swoja droga ciekawa koncepcja, gdyby nagle okazalo sie, ze nie jest tym czego on szuka, ale to juz na inna historie, na jakas emocjonalna mieszanke wybuchowa)] wiec dlaczego jej nie wybierze? Mozna by pomyslec, ze ze strachu. Drogi Malfoy stchorzylby nie po raz pierwszy. Ale czy na pewno? Hermiona Granger to najbardziej oddana osoba jaką jest nam dane ujrzec w magicznym swiecie. Uwielbia zagadki, nietuzinkowe charaktery, zdobywanie nowej wiedzy, zlozone osobowosci, jest gotowa na najwieksze poswiecenia. Mam wrazenie, ze z przyjemnoscia rozlozylaby na czesci pierwsze irytujacy charakterek Malfoya tylko po to by pozniej po kawalku zadurzyc sie w kazdym fragmencie od nowa, zauwazajac przy tym to czego on nigdy nie bylby w stanie dostrzec. Odrzucamy wiec strach. Co go moze blokowac? Co jest ta przeszkoda zatrzymujaca go przy zonie? Piękna wizytowka, ale czy perelka w postaci bohaterki wojennej nie przynioslaby o wiele lepszych korzysci? Rozumiem, ze arystokracja rzadzi sie swoimi prawami, ale nawet magiczny swiat idzie do przodu. Roztrzasam to wszystko w dosc dosadny sposob, materializm polaczony z korzysciami. Ale jaki naprawde jest malfoy? Tak naprawde gdyby nie jego uczucia polaczone z nieuniknionymi wyborami, nie byloby w tej postaci nic interesujacego. Dzięki temu moze stac sie kims nietuzinkowym wyrozniajacym sie wlasna indywidualnoscia, i wlasnie z taka osoba widze tez nasza postac. Chcialabym zobaczyc jak mowi z pewnoscia w glosie o gleboko skrytych uczuciach, a nie zbywa wszystko milczeniem. Ujrzec czlowieka, ktory mimo trudnego charakteru potrafi schowac dume do kieszenie i przyznac, ze zalezy, ze warto, ze chcialby. Kogos kto mimo wszystko wie cos o uczuciach. Bo najpiekniej o uczuciach potrafia mowic ci, ktorzy o nich milcza. I o to mi chodzi. Co jest jego blokadą?
UsuńNiezupelnie tak widzialam swoja wypowiedz, ale juz jestem zmeczona pisaniem tego samego trzeci raz. Probowalam przekazac wam swoja wizje, ale to dosc ciezki temat, swoja droga zapraszam do dyskusji jak sie cos nie podoba :D
Z niecierpliwoscią czekam na kolejna dawke wzburzen emocjonalnych, a takze na ten wielki final, ktory mam nadzieje, ze mimo wszystko szczesliwy bedzie!/N.Ach te znaki, wr!
Cieszę się, że nie poddałaś się po stoczonej wojnie i wróciłaś :D
UsuńMówisz same prawdziwe rzeczy o Hermionie, ale właśnie to chciałam pokazać – kobietę, która wkroczyła w dorosłe życie z bagażem doświadczeń, a później dostawała raz za razem kolejny cios, dopóki się nie złamała. Poza tym byłoby super, gdyby kobiety (i mężczyźni też, jak już tak gadamy) nigdy nie głupiały z miłości, najczęściej jednak jest odwrotnie. Rozumiem Twoje oburzenie, cholera, nawet sama zaczynam się burzyć przeciwko temu, że z silnej, niezależnej kobiety Hermiona stała się kimś takim, ale przecież nie wyciągnęłam tego tak o z rękawa, a motywowałam od początku. Czuję się choć trochę usprawiedliwiona ;)
Bardzo podoba mi się to, co napisałaś o Draco, o Astorii, o romansie. Wielokrotnie pisałam już, że podzielam to zdanie – że Draco zachowuje się nie fair i że nie popieram tego. I trafiają do mnie Twoje argumenty dotyczące szacunku do drugiego człowieka, niedokończonych spraw i tak dalej, jeśli rozmawiamy w sposób światopoglądowy przyznaję Ci absolutną rację, ale jeżeli chodzi o opowiadanie, to tak serio: czy myślisz, że Draco jest typem człowieka, którego jedynym zmartwieniem jest to, czy komuś nie wyrządza krzywdy? Ja nie. I biorąc pod uwagę wszystko, co o nim napisałaś, myślę że Ty też nie. Nie do końca na tym etapie.
Mówimy tutaj o Hermionie, o jej cechach, które poznawaliśmy w oryginale, o jej moralności i przekonaniach. Ale Draco też miał swój pierwowzór. Ten pierwowzór był egoistyczny, oportunistyczny, tchórzliwy i nie liczył się z uczuciami innych. Dlaczego mamy skupiać się na Hermionie i na tym, co jest w jej stylu? A co jest w stylu Draco? Nie chcę i nie mogę obrócić całego jego charakteru o 180 stopni, to stworzyłoby go nierealistycznym, fałszywym i powstałby nagle jakiś masochistyczny bad boy, który płacze po kątach.
A to, co jest właściwe i czy Draco i Hermiona pasują do siebie, to już zupełnie inna sprawa ;)
Hahah, ano tak, Draco zawsze może się odwidzieć, czemu nie. W końcu odwidziało mu się już raz, prawda? Czemu by nie drugi? Podoba mi się ta wizja ;)
Tak pięknie piszesz o Draco i jego charakterze, że aż nabieram ochoty, żeby rzucić w kąt Hermionę i skupić się tylko na jego perspektywie, która jest o wiele ciekawsza. Problem w tym, że wtedy bym go zepsuła, bo jestem typową romantyczką, która wierzy, że miłość może uleczyć i zmienić każdego. Myślę, że wyszedłby wtedy bardzo płaski i nudny, dlatego wolę utrzymywać go na dystans i wiele pozostawić w domyśle. Chciałabym też różne rzeczy przedstawić bardzo dosadnie, ale czy własne interpretacje i pole dla wyobraźni nie są ważniejsze? Bardzo podoba mi się to, co wychodzi od Was w komentarzach, to że moja twórczość zmusza Was do zastanowienia, roztrząsania, tworzenia teorii. To jest dla mnie bardzo satysfakcjonujące i każdy komentarz czytam z wielką ekscytacją.
Ja ciągle uczę się pisać i nigdy nie będę w tym mistrzynią. Ciągle gdzieś znajduję swój słaby punkt, a kiedy nad nim popracuję, pojawia się następny. Dałaś mi dzisiaj sporo do myślenia :)
Hm, zapraszasz do dyskusji, jeśli coś się nie podoba. A mi się właśnie podoba. Tyle że nie mogę pisać wszystkiego, co jest zgodne z moim światopoglądem i sumieniem, nie do końca. A to dlatego, że jestem dość nudną osobą z moją moralnością, etyką i innymi sprawami i nie mogę tworzyć każdego bohatera na mój wzór. Ale mogę dać temat do dyskusji i jakieś przesłanie. Oraz dla czysto własnego zysku stawiać sobie pisarskie wyzwania i później z nimi walczyć ;)
Widzę, że mój komentarz wyszedł dość chaotycznie, a to dlatego że nie chciałam pomijać żadnej kwestii, którą podniosłaś (choć na pewno trochę mi umknęło).
Ja to wszystko co napisałaś odebrałam tak, że jest to swojego rodzaju rozprawka, ogólne rozważanie o bohaterach, o ludziach, o życiu, o właściwym postępowaniu. Mam nadzieję, że o to właśnie chodziło. Bo rozmawiamy tak światopoglądowo, prawda? Czy wchodzimy na terytorium dotyczące czysto pisania? Jak tak, to mogę się mocniej bronić :D
Dziękuję, że chciało Ci się aż tak rozpisać, doceniam i pozdrawiam serdecznie!
Przyznaję bez bicia, że raz na jakiś czas mam takie rozkminy, wczoraj właśnie była taka noc, a Twoje postaci sa po prostu jak zapałki, która podpalaja i podkręcaja moje myśli, wrecz zmuszają mnie do stawiania siebie w każdym punkcie, do zadawania pytań :D to jest właśnie takie super, bo tak naprawdę pierwszy raz czyjeś opowiadanie przenoszę do rzeczywistości, poruszam jakies struny własnej moralności i swoich zasad, zauważyłam, że dzięki temu utwierdzam się w wielu własnych przekonaniach. Twoje opowiadanie niesie taką życiową nauke, podziwiam Cię, bo mimo, że wielu próbuje to jakimś cudem to właśnie Ty do mnie trafiasz. Właściwie to jedna myśl pociągnęła drugą jak zwykle i powstała mi taka właśnie rozprawka, tak to czytam i jeszcze trochę a bym weszla na sens życia:'). Poleciałam trochę za daleko przez własne wzburzenie, bo co do opowiadania to nie mam Ci co zarzucić, stworzyłas taki właśnie świat, to świetne, że nie dopasowujesz tego właśnie do siebie, bo nie o to przecież chodzi. To by było idiotyczne gdyby każda postać byla wzorem cnót i moralności, nie wiem jak ja to ujelam, ale to już wręcz pewne, że bardziej zagłębilam się w problemy ludzi niż w opowiadanie. Zaczęłam roztrzasac poszczególne cechy naszej dwójki na nich kierując całą swoją frustrację:D właściwie to skupilam wszystkie myśli na właściwym postępowaniu, całkowicie zapominając o ogólnym sensie powstawania różnych historii i wyjątkowości każdej stworzonej postaci:') dziękuję Ci za to, że potrafisz mi przypomnieć, że jeszcze umiem myśleć, bo ostatnio odniosłam wrażenie, że dawno gdzies straciłam tą swoją dociekliwosc i umiejętność. Pamiętam jak kiedyś potrafiłam bardzo długo myśleć nad jednym zdaniem i dostrzegać w nim coś więcej, ale kiedyś po prostu to zgubiłam. A teraz to tak jakoś wrócilo wywołując szok, az wpadłam w jakąś melancholie, chyba sie starzeje :D
OdpowiedzUsuńA to w sumie ciekawe, bo przecież nie jestem pierwszą osobą ever, która pisze o zdradzie!
UsuńOj tam, oj tam, zastanawianie się nad sensem życia też jest spoko. Ja się zastanawiałam i mam pomysł na książkę :D W ogóle rozmyślanie na różne tematy bardzo rozwija. I samoświadomość jest według mnie bardzo ważną sprawą :) Ale ja kończę psychologię, także się nie liczę, światopogląd taki zakrzywiony :’)
Boo… z nieużywanymi umiejętnościami jest tak, że zanikają. Tak jak nie ćwiczy się mięśnia i wtedy on flaczeje. Ponoć bardzo pomocna w życiu jest taka dziecięca ciekawość i dociekliwość. Także po raz kolejny cieszę się, że coś uruchamiam :D
Hmm, mam wrażenie, że rozdział jest znacznie krótszy niż poprzednie, aczkolwiek tyle się w nim działo, że zdecydowanie jego długosć schodzi na dalszy plan.
OdpowiedzUsuńAstoria postanowiła interweniować, cóż, zdaje się, że trochę za późno. Mimo wszystko jest mi jej ogromnie żal, żadna kobieta nie powinna zostać tak upokorzona jak właśnie ona. Kolejna sprawa: jej ciąża. Czy to możliwe, że Draco okłamał Hermionę? Sama już właściwie nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Oczywiście końcówka jak najbardziej zadziwiająca i jestem ciekawa, co się stało Lucy.
Pozdrawiam,
Charlotte