Między nami zrobiło się dziwnie, ale oboje bardzo
staraliśmy zachowywać się tak, jakby tej rozmowy nie było. W poniedziałek rano
postawiłam kawę na biurku Draco i nie widziałam go aż do lunchu. Ja zajmowałam
się swoim projektem, on zaś przyjął do gabinetu kilku współpracowników. Wyściubił
nos dopiero, gdy szykowałam się na przerwę.
- Czy dzisiaj mam jeszcze tylko to spotkanie z Johnem
Wrightem? – spytał.
Poprawił klapy marynarki, choć i bez tego wyglądał
perfekcyjnie. Samo patrzenie na niego powodowało, że chciałam rzucić wszystko i
spędzić z nim resztę dnia.
- Tak, o czternastej. Wszystkie materiały położyłam
ci rano na biurku i…
- Wiem, dzięki.
Przygryzłam wargę. Zupełnie zapomniałam, po co
wstałam od biurka. Malfoy rzucił mi krótkie spojrzenie.
- Mógłbym cię prosić o jeszcze jedną kawę? Aha, i gdyby
pytał ktokolwiek poza Wrightem, to nie ma mnie i nie wiesz gdzie jestem, jasne?
We wtorek wcale nie było lepiej. Prawie nie odezwał
się do mnie poza pytaniem, czy mam dla niego jakąś pocztę, i oczywiście prośbą
o kawę. Nie mogłam skupić się na pracy, bo w kółko powtarzałam sobie naszą
rozmowę.
Nie
zasługuję na bycie tą drugą.
Skończ
z udawaniem.
Nie
wybrałam tego, że cię pokocham.
Myślę,
że ci na niej zależy.
Daję
ci czas do końca roku.
Było mi głupio za własne słowa, które zniszczyły
nasz spokój, ale one musiały wybrzmieć. Za długo nosiłam to wszystko w sobie. Cała
nasza relacja była… niepoprawna.
Obiecałam, że nie będę drążyć tematu, że dam mu czas
do spokojnego namysłu. Tylko dlatego siedziałam jeszcze za biurkiem,
przekonując siebie samą, że jestem w stanie wymyślić coś kreatywnego do projektu,
nad którym ślęczałam.
W środę nie wytrzymałam. Po zaniesieniu Draco
porannej kawy nie wyszłam z jego gabinetu, ale skrzyżowałam ręce na piersi.
- Wiesz, wcale nie prosiłam cię o to, żebyś mnie
ignorował.
Wyglądał na tak irytująco spokojnego i
niewzruszonego, że aż wzbudzał we mnie tryb niszczyciela. Miałam ochotę wziąć z
jego biurka ramkę ze zdjęciem Astorii, którego do tej pory się nie pozbył, i
roztrzaskać mu ją na głowie.
A jeśli wybrał ją? Jeśli stwierdził, że nie chce się
ze mną użerać?
- Nie, ale wyglądasz seksownie, kiedy się o to
denerwujesz.
Prychnęłam.
- Naprawdę marny tekst na podryw, dyrektorze.
Nie podobało mi się to, co robiło ze mną głupie
uczucie. Czułam, że wychodzę na idiotkę. Wściekałam się o byle co, a moje
emocje szalały. Sama ledwo ze sobą wytrzymywałam. Malfoy rozparł się wygodnie
na krześle i pogładził się po brodzie.
- Kiedy przylatują twoi rodzice?
- W piątek wieczorem. Bo co?
Uśmiechnął się do mnie chyba po raz pierwszy tego
dnia.
- Bo myślę, że zrobimy sobie w piątek wolne. Aha,
gdybyś była tak miła, to poproszę na śniadanie naleśniki.
- Chyba śnisz.
Ale, oczywiście, naleśniki czekały na niego jeszcze
ciepłe, gdy w piątek rano zapukał do moich drzwi. Napięcie wzbudzał we mnie
fakt, że spotkamy się poza firmą po raz pierwszy od naszej „ważnej rozmowy”.
Zmieniła ona bardzo dużo w naszych relacjach. Nawet bałam się, że przeważyła
szalę na stronę Astorii.
Nadal nie wierzyłam, jak mogłam się w to wplątać,
ale kiedy obserwowałam jedzącego Draco, jego koszulę ze swobodnie rozpiętym
guzikiem pod szyją, jego marynarkę odrzuconą niedbale na oparcie pobliskiego
krzesła, wszystko rozumiałam. Nie potrafiłam żyć bez tego człowieka.
- Przestań się na mnie gapić. – Poruszał zabawnie
brwiami, wyrywając mnie z rozmyślań. – Zaraz zaczniesz się ślinić.
Uśmiechnęłam się do niego, nadal pozostając jednak w
stanie rozmemłania psychicznego. Bezmyślnie gładziłam fakturę stojącego przede
mną kubka. Nietknięta przeze mnie kawa prawie już wystygła.
- Hej – Draco pochylił się lekko, próbując zajrzeć
mi w oczy. – Jestem tu dzisiaj po to, żeby naprawić to, co się zepsuło.
Jego noga musnęła moją pod stołem. Był tutaj. W
mojej kuchni, przy moim stole, jedząc moje naleśniki. Patrzył na mnie, nie na
Astorię. Musiałam przestać myśleć o niej i o życiu, które Draco prowadził na co
dzień. Skupić się na chwili obecnej, na zapachu kawy, czekolady zdobiącej
naleśniki, na delikatnej, oszałamiającej woni Draco, która unosiła się w
powietrzu przy każdym jego ruchu.
Wzięłam pierwszy łyk kawy tego dnia. Była zaledwie
lekko ciepła, gorzkawa, i zawierała stanowczo zbyt mało mleka, ale i tak ją
piłam.
- Powiedziałem, że cię kocham.
Drgnęłam. Jego oczy patrzyły na mnie z taką
szczerością, ciepłem. Chciałabym zatracić się w tej chwili i cieszyć nią.
Chciałabym, żeby świat zewnętrzny nie istniał.
- Naprawdę to czuję – ciągnął łagodnym tonem. – To nie
jest w porządku wobec Astorii, wobec świata… wobec ciebie. Ale nic na to nie
poradzę, i nie zamierzam tego żałować. Pojawiło się między nami coś
niesamowitego.
Sięgnął do mojej dłoni, której palcami nieświadomie wybijałam
coraz szybszy rytm na blacie. Pogładził kciukiem jej wierzch, kojąc moje
zdenerwowanie.
- Tylko ty się dla mnie liczysz. I jeśli muszę
wszystko dla ciebie rzucić, do diabła, zrobię to z przyjemnością.
Pozwoliłam na to, by przyciągnął mnie do siebie, by
złączył swoje usta z moimi. Przymknęłam oczy, rozkoszując się jego łaskoczącym oddechem
na moich wargach, smakiem czekolady, dłonią podążającą wzdłuż mojego
kręgosłupa, bliskością ciepłego ciała. Kiedy miałam ramiona Draco wokół siebie,
cały świat przestawał mieć znaczenie. Odsunęłam głowę, by móc popatrzeć mu w
oczy. Jasnoniebieskie tęczówki kontrastowały z rozszerzonymi źrenicami.
Obwiodłam wzrokiem jego twarz – zmarszczone czoło, jasne brwi, długie rzęsy okalające
oczy, cień zarostu na policzkach. Skupiłam się na różowych ustach, stworzonych
do całowania.
Wyzwalał we mnie równocześnie ogień i porządny sztorm.
Zrywał mosty i walił otaczające mnie mury. To wszystko było tak intensywne, że
nie wiedziałam już, kim jestem i czego mogłabym chcieć prócz niego.
- Kocham cię – wyszeptałam jedynie. Moje gardło
wiązała ilość i siła napływających do mnie uczuć.
Nie chciałam, by ta chwila kiedykolwiek się
skończyła.
*
* *
Kiedy wieczorem odbierałam rodziców z lotniska,
wciąż czułam na sobie dotyk Draco, jego pocałunki, jego zapach wokół mnie.
Dłonie zaciśnięte na moich, gdy kochaliśmy się na dywanie obok pachnącej igliwiem
choinki, oczy sięgające mojej duszy, przyjemność płynącą z mojego ciała.
Aż było mi głupio stać tak w tłumie ludzi i myśleć o
takich rzeczach. Czułam się jak jakaś wyuzdana rozpustnica. Uśmiech nie
schodził z mojej twarzy.
Gdy tylko wypatrzyłam rodziców przechodzących przez
bramki, z piskiem podbiegłam, by ich uściskać.
- Tato, wyglądasz wspaniale! – Nie mogłam nadziwić
się temu, jak szybko nastąpiła u niego widoczna poprawa. Jego twarz wyglądała
na zdrową i wypoczętą, sylwetka znów nabrała sprężystości, ale największa
zmiana zaszła w oczach. Już nie patrzyłam na człowieka, który utracił nadzieję.
Patrzyłam na kogoś, kto dostał drugą szansę, i nie zamierzał jej zmarnować.
- Ty też dobrze wyglądasz, Hermiono.
Ucałowałam go w czoło i uścisnęłam mamę.
- Też świetnie wyglądasz – powiedziałam, podziwiając
jej szeroki uśmiech. – Jestem… Jestem taka szczęśliwa, że was mam.
Może to trochę tandetne i wstydliwe, ale przysięgam,
że wszystkim nam szkliły się oczy. Roześmiałam się i otarłam łzy szczęścia.
*
* *
Spędziliśmy razem cudowne święta. Moje mieszkanie
nareszcie tętniło życiem, tak jak powinien to robić prawdziwy dom. Rodzice
nawet domagali się, żebym zaprosiła Lucy i Trevora, gdy tylko wrócą od swojej
rodziny, więc w pewnym momencie zrobiło się naprawdę tłoczno.
- Panie Granger, proszę przestać zamęczać mnie
pytaniami o składniki eliksirów, ja się na tym nie znam! – protestowała
żartobliwym tonem Lucy przy wspólnym stole, zastawionym masą najróżniejszych
potraw. Miała na sobie odświętną granatową sukienkę, do której dopasowała
kolorystycznie opaskę przytrzymującą wyprostowane, gładkie kasztanowe włosy. –
Hermiona bardzo dobrze radzi sobie z eliksirami, proszę pytać ją!
Jęknęłam, wywołując śmiech zgromadzonych. Tata w
ostatnim czasie zainteresował się magomedycyną tak bardzo, że aż w pewnych
momentach działał na nerwy. Kupiona przeze mnie książka wyjaśniająca jej
podstawy wcale nie zaspokoiła jego ciekawości, a wręcz przeciwnie – jeszcze
bardziej ją rozbudziła.
Tata miał na głowie czerwoną czapkę Mikołaja. Kiedy
obrócił głowę w stronę Trevora, biały pompon podskakiwał razem z nim.
- A może ty odpowiesz na kilka moich pytań, młody
człowieku? Wyglądasz mi na takiego, co ma anielską cierpliwość, nie to co moja
córka.
- Tato… - jęknęłam. Trevor poprawił okulary na
nosie.
- Słucham, panie Granger.
- Wszyscy słyszymy – zaprotestowałam, ale na nic się
to zdało, bo mężczyzn pochłonęła rozmowa o magii.
- Byłoby miło, jakby Draco do nas dołączył, prawda?
– spytała mama, odciągając od nich moją uwagę. Żołądek mi się ścisnął. – Tak
jak w Australii.
Natrafiłam na porozumiewawcze spojrzenie Lucy i
szybko odwróciłam od niej wzrok. Chciałabym mieć go tutaj, siedzącego obok
mnie, nachylającego się co jakiś czas do mojego ucha i szepczącego
nieprzyzwoite rzeczy. Potrafiłam to sobie wyobrazić.
- Draco jest… - odchrząknęłam. – Mamo, Draco ma
swoją rodzinę i nie sądzę, żeby…
- Och, nonsens. Lucy i Trevor znaleźli chwilę, by
nas odwiedzić, prawda? Poza tym mógłby przyprowadzić swoją żonę, z chęcią bym
ją poznała.
Lucy zakasłała, by zamaskować śmiech. Zgromiłam ją
wzrokiem.
- Uwierz mi, wcale nie chciałabyś jej poznać. Jest
okropna.
- Dlaczego ktoś tak sympatyczny i inteligentny jak
Draco miałby poślubić okropną kobietę? – Najwyraźniej nie mieściło jej się to w
głowie. – Mam wrażenie, że przesadzasz.
- No właśnie, Hermiono – wtrąciła Lucy. Patrzyła na
mnie ze słodką niewinną miną. Miałam ochotę zetrzeć ten uśmieszek z jej twarzy.
- Poza tym wątpię, żeby chciała tutaj przyjść. Nie
lubimy się.
To ogromne niedopowiedzenie z mojej strony, ale nie
chciałam i nie mogłam wprowadzać mamy w temat. Jeśli Draco rozstanie się z
Astorią, wtedy będę mogła powiedzieć rodzicom i… Nie, nie powinnam o tym
myśleć. Denerwowałam się na myśl o tym, co powiedzą, kiedy dowiedzą się, że
rozbiłam czyjeś małżeństwo. Co pomyślą o mnie i o Draco, mimo że tak bardzo nie
chciałam trzymać tego przed nimi w tajemnicy.
Mama najwyraźniej wyczytała coś z mojej twarzy.
- Czy wszystko w porządku? – spytała. –
Pokłóciliście się? O co chodzi?
- Tak, pokłóciliśmy się – przyznałam, wykorzystując
szansę, która się pojawiła. – Poszło o… o sprawy związane z pracą. Przeprowadzamy
reorganizację działu i trochę się ze sobą nie zgadzamy. – Plotłam, co ślina mi
na język przyniosła. – No wiesz, jest moim szefem. Ma jakieś swoje założenia, z
którymi się nie zgadzam i po prostu…
- Tak to jest, jak miesza się sprawy służbowe z
towarzyskimi – zawyrokowała Lucy. Wiedziałam, że w jej słowach czai się
podtekst. Oczy błysnęły jej złośliwością. – Ciężko to później rozgraniczyć.
- Otóż to – przyklasnęła jej mama. – Nawet jeśli
szef wydaje się być tak ludzkim człowiekiem. Pamiętam, jak trzydzieści lat
temu…
Mama oddała się opowiadaniu o swoich wspomnieniach,
a ja odetchnęłam z ulgą. Czułam się, jakbym zaraz miała eksplodować z nadmiaru
tego wszystkiego związanego z Draco.
Po skończonym jedzeniu rodzice z Lucy przenieśli się
na kanapę w salonie, a Trevor został ze mną, by pomóc w sprzątaniu. Zamiast
skupić się całkowicie na tu i teraz, wspominałam ten piątek, gdy Draco spędził
u mnie cały dzień. Po przyrządzeniu i zjedzeniu obiadu, siedzieliśmy na kanapie
w salonie, udając, że oglądamy telewizję, a tak naprawdę spędziliśmy ten czas
przyglądając się sobie i kradnąc pocałunki.
Draco powiedział, że nie chce przesyłać mi świątecznego
prezentu pocztą i woli dać mi go osobiście, nawet jeśli troszkę za wcześnie.
Podał mi zgrabnie zapakowane, podłużne pudełko. Na tle brokatowej, srebrnej
struktury, odcinała się śnieżnobiała wstążka.
- Otwórz – zachęcił mnie, kiedy tak wpatrywałam się
w to małe cudeńko. Nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio dostałam tak
ładnie zapakowany prezent.
- Ty pierwszy – powiedziałam, przywołując różdżką
spakowany wcześniej prezent dla niego i oddając go w jego ręce.
Zaciskałam nerwowo palce na trzymanym przeze mnie
pudełeczku, kiedy z uśmiechem na ustach rozrywał czerwony papier ozdobiony gałązkami
ostrokrzewu.
- Och. – Jego mina nie mówiła zbyt wiele. Obejrzał
pudełko skrywające nowe perfumy i dobrał się do jego zawartości. Z niepokojem
obserwowałam, jak będą się mu podobać. Rozpylił zapach cedru, różowego pieprzu
i gałki muszkatołowej. Były równocześnie subtelne, słodkie, drzewne i męskie. W
połączeniu z jego naturalną wonią okazały się eksplozją dla zmysłów.
- Podobają ci się? – dopytałam, mając nadzieję na twierdzącą
odpowiedź. Ja niemal odpływałam, zatracając się w tym połączeniu. Uśmiechnął
się szeroko.
- Nawet gdyby mi się nie podobały, twoja reakcja
rekompensowałaby mi wszystko. Sio!
Odgonił mnie od siebie, gdy bezwstydnie wwąchiwałam
się w niego. Chichocząc jak głupia małolata, zabrałam się do rozpracowywania
mojego prezentu. Ostrożnie zdjęłam półprzezroczystą wstążkę i otworzyłam
pudełko.
Wewnątrz znajdował się delikatny, połyskujący
naszyjnik z niewielkim serduszkiem. Wyjęłam go z opakowania i przyjrzałam się
mu z bliska. Na tylnej stronie wygrawerowano:
Kocham Cię
D.
- Pomożesz mi? – poprosiłam, podając mu naszyjnik i
obracając się do niego tyłem. Męczył się chwilę z zapięciem, drażniąc muskaniem
palców moją skórę. Dotknęłam serduszka, które spoczęło pod wgłębieniem mojej
szyi. Czułam się taka szczęśliwa!
- Ten eliksir rzeczywiście pomógł twojemu tacie –
powiedział Trevor, wyrywając mnie z rozmyślań. Przyłapałam się na przekładaniu
serduszka między palcami i opuściłam rękę. Efemeryczne wspomnienie ulotniło
się.
Trevor transportował zaklęciem naczynia ze stołu do
zlewu, a ja miałam zabezpieczyć i umieścić w lodówce resztki jedzenia. Wróciłam
do swojego zadania.
- Tak – odparłam. – Mówiłam ci, że tak będzie.
Jesteś geniuszem.
Westchnął.
- Żeby tylko Ministerstwo w to uwierzyło.
- Nadal blokują rozpowszechnianie eliksiru?
Przytaknął. Za sprawą jego czarów naczynia zaczęły
same się myć pod jego czujnym okiem, wywołując charakterystyczne szczękanie.
- Powołują się na procedury bezpieczeństwa. To
jeszcze trochę potrwa.
- To dość innowacyjny eliksir – podrzuciłam. – Mogą
mieć dużo wątpliwości. Muszą zbadać go dokładnie pod każdym kątem, żeby nie zagrozić
pacjentom.
- Jakoś nie wykazywałaś się takim rozsądkiem, kiedy
wykradłaś mi go, żeby podać tacie.
- Mhm, no nie – wymamrotałam.
Mimo że Trevor zapewnił mnie już, że między nami
wszystko okej, uwielbiał mi to wypominać, a ja wtedy czułam się jak
kryminalistka. Było mi wstyd, nawet jeśli swoim działaniem przyniosłam wiele
dobrego.
- Pracuję teraz nad czymś innym, żeby zabić czas. –
Trevor znów zmieniał się w szalonego naukowca, mogłam zobaczyć ten specyficzny
błysk w jego oczach i podekscytowanie bijące z całej jego postawy. – Malfoy
pomaga mi finansowo.
Zastygłam ze ścierką w ręce, którą miałam zamiar
przetrzeć blat stołu. Przypomniałam sobie, jak on i Trevor rozmawiali o
współpracy w domu rodziców. Zupełnie wyleciało mi to z głowy.
- Malfoy pomaga ci finansowo? – powtórzyłam, patrząc
na niego z niedowierzaniem.
Wzruszył ramionami.
- No tak. Zobowiązał się i dotrzymuje słowa. Równy z
niego gość.
Mhm. Przetarłam blat. Z salonu dobiegały żywe
odgłosy rozmowy rodziców i Lucy. Miałam wrażenie, że dzielące nas kilka metrów
to prawdziwa przepaść. Tutaj, między mną a Trevorem, wciąż był obecny Malfoy,
który psuł całą atmosferę spokoju i komfortu, rozpalając moją tęsknotę.
Potrząsnęłam głową, próbując pozbyć się go z niej.
- Czy ktoś chce kawy? – zawołałam.
- Ja poproszę!
- Ja też!
- A ja herbatę!
- Pomogę ci. – Lucy zaczęła podnosić się z kanapy,
ale powstrzymałam ją ruchem ręki.
- Nie trzeba, naprawdę.
Wróciłam do Trevora, który przyglądał mi się
otwarcie, bez jakiegokolwiek zażenowania. Ręce skrzyżował na piersi, wystająca
z jego dłoni różdżka skierowana była na zlew, w którym wciąż myły się naczynia.
Wyglądał… groźnie. Co było dziwne, biorąc pod uwagę jego wątłą sylwetkę,
okulary, szmaragdowy sweter z białym kołnierzykiem i znoszone spodnie.
- Co jest między wami? – spytał. Nie miałam
wątpliwości, że chodzi mu o mnie i Malfoya, i nie chciałam udawać głupiej.
Obróciłam się za siebie, chcąc sprawdzić, czy nikt inny nie ma szansy usłyszeć
naszej rozmowy. Tata poklepywał Lucy po ramieniu, mówiąc coś do niej, mama
przysłuchiwała się im z uwagą. Odwróciłam się do Trevora, przygryzając wargę.
- A co ci się wydaje?
Wyprostował się bardziej, teraz wydawał się jeszcze
wyższy. Jego mina była nachmurzona.
- Myślę, że macie romans – powiedział wprost. Przez
chwilę biłam się z myślami, patrząc w jego szczere, wyczekujące oczy, a później
spuściłam wzrok.
- To jest aż tak oczywiste?
- Nie wiem. Ja to widzę.
Oparłam się o blat kuchenny.
- Skąd wiesz?
Przyglądał mi się przez chwilę, jakby oceniając, ile
może mi wyjawić.
- Znam cię dobrze, Hermiono. Widzę, że coś cię
trapi. I widziałem, jak na siebie patrzyliście, jeszcze w domu twoich rodziców.
Poza tym Malfoy… Wiesz, że on to wszystko robi dla ciebie, prawda?
- Co wszystko?
- Pomaga mi. – Wiedziałam, że tak. Czułam to. –
Prześledziłem jego przeszłość. Akcje charytatywne to nie do końca jego bajka.
Zmieniłaś go.
Dumałam przez chwilę nad dwoma ostatnimi słowami.
Nie wiedziałam, czy to powód do radości. Dziwnie czułam się z tym, że to
właśnie ja miałabym być przyczyną zmiany w jego zachowaniu.
- I… co o tym myślisz? O nas? – Miałam na uwadze to,
że kiedyś byliśmy razem, a on jeszcze przez długi czas po naszym rozstaniu nie
tracił nadziei, że do siebie wrócimy. Nawet jeśli nasz „związek” był bardzo
krótki i zakończyłam go, nim zdążył się na dobre zacząć.
- Myślę, że musicie być ostrożni, bo możecie
skrzywdzić wiele osób, a przede wszystkim siebie nawzajem.
Gdy jego słowa wybrzmiały echem w mojej głowie,
przytaknęłam. Miałam tego pełną świadomość.
- Co z tą kawą? – krzyknęła Lucy z salonu.
Otrząsnęłam się z rozmowy z Trevorem.
- Chwila, już robię!
*
* *
- Chyba sobie żartujesz?!
Ja i Draco staliśmy naprzeciwko siebie, mierząc się
wzrokiem. Absurdalność jego propozycji była z każdą chwilą… no cóż, coraz
bardziej absurdalna.
- Jak wyobrażasz sobie mnie na balu sylwestrowym w
twoim domu? Twoim i Astorii?
Wzruszył ramionami.
- Będzie tam mnóstwo ludzi. Nie panikuj. Weźmiesz
Sandsa jako swoją osobę towarzyszącą i wszystko będzie w porządku.
W
porządku?!
Draco wezwał mnie do siebie do gabinetu, gdzie
przyjął mnie w rozluźnionej postawie, opierając się tyłem o biurko. Jego
zaproszenie było dla mnie jak cios poniżej pasa, ponadto zasugerował, że ja i
Trevor przyjdziemy sobie pod rękę jakby nigdy nic, sprawiając wrażenie, że
jesteśmy parą, podczas gdy… Ugh!
- Serio? – jęknęłam. – Nie możesz mnie do tego
zmusić. To upokarzające.
- Nie. – Jakim cudem pozostawał tak irytująco
spokojny i nieczuły? – To jedyny sposób dla nas, żebyśmy przywitali razem Nowy
Rok.
- I z Astorią. – Nie kryłam kpiny w moim głosie. –
Dwie pieczenie na jednym ogniu.
Ugryzłam się w język, ale słowa już zostały
wypowiedziane. Draco westchnął. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Może tak jak ja
nie spał po nocach, męcząc się sytuacją pomiędzy nami.
- Do stu dementorów, gdybym wiedział, jaka zrobisz
się zgryźliwa, to…
- To co?
Zaklął pod nosem.
- Słuchaj, ten bal był zaplanowany od wielu
miesięcy. Nie mogę tak po prostu tego odwołać. Zależy mi na tym, żebyś spędziła
ten wieczór ze mną, ale jeśli nie chcesz, to w porządku.
Wywróciłam oczami. Miał skubaniec rację, a jego
racjonalne argumenty naprawdę do mnie trafiły.
- Okej. – A wszystkimi swoimi obawami i kompleksami
będę mogła zająć się później, na osobności, jak już ochłonę.
- Naprawdę wolałbym zabrać cię na sylwestra do
Paryża i oglądać fajerwerki na tle masywu wieży Eiffla, ale…
- Okej – powtórzyłam. Nakręcał się coraz bardziej.
- Nie tym razem. Próbowałem się z tego wykręcić, nie
ma szans. Właśnie dlatego… poczekaj… co? – Najwyraźniej dopiero do niego
dotarło, że już zdążyłam się zgodzić.
Wiedziałam, że będę tego żałować.
Dwa lata temu w sylwestra ja i Ron byliśmy jeszcze
razem. Zaprosiliśmy do siebie Ginny i Harry’ego, ale nie czułam tego dnia, nie
potrafiłam się cieszyć zabawą, kiedy w moim sercu wciąż gościła żałoba. Upiłam
się i zasnęłam jeszcze grubo przed dwunastą.
Rok temu z żalem patrzyłam na piękne kolory i
kształty wykwitające na niebie z bezpiecznej przestrzeni swojej własnej kanapy.
Sama. Ten dzień był żałosny. Chyba nigdy wcześniej i później nie czułam się aż
tak samotna. Tęskniłam za moim życiem z Ronem, Harrym i Ginny. Mimo wszystko
było dobre, a później tak po prostu się skończyło.
Nie zamierzałam powtarzać tego i tym razem, siedząc
jak ostatnia sierota na kanapie. Nie zamierzałam już czuć się tak żałośnie.
Chociaż pojawienie się u Draco miało być nie lada wyzwaniem, wolałam rzucić się
w wir życia, niż bezwolnie czekać na cud.
Trzeba stawiać czoła swoim obawom i słabościom.
*
* *
- Nie idę tam. – Zatrzymałam się na środku podjazdu
i cofnęłam o krok. Trevor obrócił się do mnie z cierpiętniczą miną.
- Mam ci przypomnieć, kto niemal siłą zmusił mnie do
uczestnictwa w tej błazenadzie?
Uniósł brew, na co nie mogłam powstrzymać kącików
ust od uniesienia się. To do niego nie pasowało; wystroił się w eleganckie
ubranie, nawet przygładził niesforne włosy. Prezentował się bardzo przyzwoicie.
A cały ten wizerunek psuła jego niezadowolona mina.
- Dzięki, że się zgodziłeś. – Zatrzepotałam rzęsami.
Wyciągnął do mnie dłoń, którą chwyciłam. Wzięłam głęboki, uspokajający wdech i
pozwoliłam się prowadzić.
- Nie miałem wyjścia, prawda? Zresztą przyda ci się
jakieś oparcie, skoro Lucy postanowiła przyjść z tym bucem.
Trevor nie potrafił pogodzić się z faktem, że Lucy
ma nowego faceta. Nie lubił go i korzystał z każdej sytuacji, w której mógł to
wyrazić. Obecność Lucy na balu była jednym z moich warunków, które wystosowałam
do Draco w związku z moim uczestnictwem, a on na niego przystał.
Popatrzyłam w rozjarzone jasnością, ogromne okna,
których poświata padała na uśpiony zimową porą ogród. Oprócz tego na zewnątrz
unosiły się rozmieszczone strategicznie pochodnie, oświetlając mury starej,
imponującej swoim rozmiarem i przepychem rezydencji. Po bielonym murze piął się
zimozielony bluszcz, który oplatał także potężne kolumny strzegące głównego
wejścia.
- I pomyśleć, że ktoś tutaj naprawdę mieszka – ściszyłam
głos, przytłoczona. Pomyśleć, że Malfoy tu mieszka. To zupełnie inny świat. Aż
do tego momentu nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę.
Trevor popatrzył na mnie z ukosa. Otworzył usta,
później zamknął je niepewnie.
- Co? O co chodzi?
- Ja tylko… - urwał. Jego oczy przeczesywały
otoczenie. Nachylił się do mnie, zmniejszając dystans pomiędzy nami. – Mam
nadzieję, że naprawdę dobrze to wszystko przemyślałaś.
- Szczerze? Starałam się nie myśleć za dużo.
Przerwało nam powitanie stojącego w drzwiach,
posępnego i postawnego mężczyzny, który sprawdził nasze nazwiska na liście i
oszczędnym skinieniem głowy zezwolił nam wejść do środka.
W holu czekała już Lucy. Wyglądała pięknie w
srebrzystej, lejącej sukni, z pełnym makijażem i kasztanowobrązowymi włosami
spływającymi kaskadą loków na jedno ramię. Miałam nadzieję, że sama wyglądam
nienajgorzej, choć przy niej czułam się jak siostra Kopciuszka.
- A gdzie Adam? – Trevor najwyraźniej uznał pytanie
za odpowiednie przywitanie. Wymieniłam z Lucy krótki uścisk, podczas gdy ta
odpowiadała:
- Zanosi nasze okrycia do szatni, powinien już… O, w
samą porę.
Uśmiechnęła się, utkwiwszy wzrok powyżej mojego
ramienia. Obróciłam się, podążając za jej spojrzeniem, i mój wzrok padł na
Adama. Do tej pory widziałam go zaledwie kilka razy, głównie przelotnie,
pomijając nasze pierwsze spotkanie na siłowni (gdzie, swoją drogą, więcej nie
wróciłam). Jego ładnie wyrzeźbioną sylwetkę skrywała gustowna marynarka,
idealnie dobrana do jego postury – w przeciwieństwie do Trevora, który wyglądał
tak, jakby pożyczył swoją od starszego brata. Adam szedł dumnie wyprostowany,
niemal nie odrywając spojrzenia zielonych oczu od Lucy. Przywitał się z nami
krótko, po czym władczo ujął dziewczynę pod ramię.
- Nie lubię typa – wtajemniczył mnie Trevor, kiedy
Adam i Lucy byli zajęci pożeraniem się wzrokiem. Boże, to żenujące. Nie
przypominam sobie, żebym kiedykolwiek afiszowała się uczuciem tak bardzo, żeby
inni czuli się przy tym niczym świadkowie gry wstępnej.
- Chodźmy odnieść kurtki – zaproponowałam, na co Trevor
pokiwał ochoczo głową. Nie byłam pewna, czy Lucy i Adam zauważyli nasze
odejście, kiedy zostawialiśmy ich szepczących sobie do ucha i chichoczących.
- Jest irytujący. A ona zachowuje się przy nim jak
trzynastolatka.
- Jesteś jej bratem, Trevor.
- To co? Chcesz powiedzieć, że przesadzam, tak? –
Uderzył pięścią w otwartą dłoń. – Wiem, co mówię. Coś mi się w nim nie podoba,
ot co. No sama zobacz.
- Tak, przesadzasz. – Mimo mojego zdania nie mogłam
powstrzymać się od zerknięcia w kierunku parki i szybko tego pożałowałam. Adam
najwyraźniej próbował dobrać się do migdałków Lucy, czy coś w tym stylu.
Odwróciłam wzrok, krzywiąc się. – No cóż, wydaje się być szczęśliwa.
Następną godzinę spędziłam na krążeniu pomiędzy
ludźmi z niemal nietkniętym kieliszkiem szampana i gorączkowym wypatrywaniu
Malfoya. Jako gospodarz powinien się udzielać i być doskonale widoczny, ale jak
dotąd udało mi się zobaczyć go tylko dwa razy na drugim końcu sali, i zanim
zdążyłam do niego podejść, ulatniał się. Skosztowałam kilku przekąsek
proponowanych przez lawirujących przez tłum kelnerów ze srebrnymi tacami, ze
trzy razy zgubiłam Trevora, a na dokładkę wpadłam na podchmieloną już grupkę
koleżanek z pracy, i nie mogłam się od nich uwolnić. W końcu wyswobodziłam się
pod pretekstem wyjścia do toalety. Opuściłam zatłoczoną ludźmi salę i ruszyłam
trochę mniej uczęszczanym korytarzem w stronę łazienek. Automatycznie zwolniłam
kroku, podziwiając porozwieszane na ścianach obrazy Malfoyów, z których jeden
wyglądał dziwniej od drugiego. Wszyscy zaś patrzyli na mnie z charakterystyczną
wyższością.
Skręciłam tak, jak prowadził mnie korytarz, i w
oddali zobaczyłam znajomą sylwetkę Draco. Na ustach wykwitł mi szeroki uśmiech,
a serce przyspieszyło bicia. Mężczyzna obrócił się powoli, jak w zwolnionym
tempie. Obserwowałam jego kamienną twarz, błysk rozpoznania pojawiający się w
oczach, aż wreszcie wygładzenie czoła i kąciki ust unoszące się w uśmiechu.
- Granger. – Tak bardzo ucieszył mnie ten jego
zgryźliwy głos. – Jak podoba ci się na moim przyjęciu?
- Dziękuję, coraz bardziej.
Gdy zbliżyłam się do niego na odpowiednią odległość,
chwycił mnie za przedramię, rozejrzał się uważnie i otworzył najbliższe drzwi.
Pociągnął mnie za sobą do ciemnego pomieszczenia. Słyszałam, jak mruczy
zaklęcie, i nagła jasność płynąca do wnętrza lamp rozproszyła mrok.
- Łał! – Z miłym zdziwieniem odkryłam, że jesteśmy w
gabinecie, którego dwie ściany zajmowały całkowicie regały z książkami. Były
ich setki, tysiące! – Naprawdę podoba mi się coraz bardziej.
- Bardzo się cieszę.
Przylgnął do moich pleców, objął mnie ręką w talii i
musnął ustami wrażliwe miejsce na szyi. Westchnęłam, kiedy przyjemne uczucie
rozlało się na resztę ciała. Znów mnie pocałował, odsunął usta, a później po
raz kolejny je zbliżył. Torturował mnie naprzemiennym kontaktem i jego brakiem,
budując frustrację i pożądanie. Pachniał perfumami ode mnie: różowy pieprz,
drewno cedrowe i gałka muszkatołowa, co zauważyłam z zadowoleniem i dumą.
- Chyba powinniśmy wrócić na salę – wydukałam wbrew
sobie. Draco obrócił mnie szybkim ruchem, stanęłam z nim oko w oko. Pochylił
się i naparł na moje usta.
- Jesteś… tego… pewna? – wymamrotał pomiędzy
pocałunkami. Niczego nie byłam pewna, ale położyłam dłoń na jego piersi i
odepchnęłam lekko. Popatrzyłam w jego zdumione, pociemniałe oczy.
- Twoja żona może tu wejść w każdej chwili. Cholera,
każdy z gości może tu wejść.
- No to co? – Wzruszył ramionami. – Jesteś moja i
nie obchodzi mnie nic więcej.
Przemknęłam obok niego i dopadłam drzwi.
- Tak ci się tylko wydaje. – Puściłam do niego oko. –
Widzimy się później.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi, walcząc z beznadziejnym
przyciąganiem, które nakazywało mi się cofnąć. Starając się odrzucić od siebie
wszelkie myśli o Malfoyu, wróciłam na salę wypełnioną różnokolorowym,
bezimiennym tłumem ludzi.
~ * ~ * ~ * ~
Od autorki:
mam wrażenie, że ten rozdział wyszedł mi jakoś koślawo. Nie chciałam
dodawać go wcześniej, bo bardzo długo nad nim dumałam, ale nie
wymyśliłam niczego odpowiedniego, więc dodaję to co mam, żeby już nie
przedłużać.
Jak
myślicie, co wydarzy się dalej? Czy Hermiona i Draco zmierzają do
rychłego happy endu? Czy po drodze napotkają jeszcze na jakieś
przeszkody? Co z Astorią?
Nie gryzę, śmiało piszcie! ;)
Rozdział cudeńko! Wrócę z dłuższym komentarzem na weekendzie :D
OdpowiedzUsuńJuż jest weekend!
UsuńA dla mnie w sumie wcale nie, bo mam więcej do roboty niż w tygodniu :D
No i jestem!
UsuńDzisiaj nie będę się rozkminiać (jeszcze nie do końca się rozbudziłam) więc przygotuj się na nieskładny komentarz. Na początek wspomnę o prezentach! Bo to o nie wierciłam Ci dziurę w brzuchu pod poprzednim rozdziałem. Przyznam szczerze i z ręką na sercu, że zastanawiałam się dłuuugo cóż też Hermiona mogłaby dać komuś, kto tak naprawdę ma wszystko. Pomysł z perfumami genialny! Aż mam ochotę bić się w pierś, że na to nie wpadłam, przecież ona non stop wrzucała jakieś wzmianki o perfumach, które dostał od Astorii.
A prezent dla niej - OMG serducho mięknie i wzdycha do takiego romantyka! No bo która z nas nie chciałaby dostać takiego dowodu miłości? Przepiękny prezent!!! Tyle że... po późniejszych przemyśleniach doszłam do wniosku, że trochę niebezpieczny. No bo istnieje ryzyko, małe przyznaję, jednak istnieje, że napis na zawieszce przeczyta Astoria i co wtedy? Może i nie jest najbystrzejsza, ale potrafi dodać dwa do dwóch, a wymowne "D" mogłaby zinterpretować na swój sposób. Błagam na kolanach, niech do czegoś takiego nie dojdzie!
Kolejna sprawa - Trevor. Nie sądziłam,że tak szybko rozejdzie się wieść o romansie. Nie sądziłam, że Hermiona tak szybko się do tego przyzna, skoro zamierzała pozostawić to wszystko w tajemnicy. Ok, wiem, że w sumie chlopak sam się domyślił, a owijanie w bawełnę i zaprzeczanie oczywistej oczywistości nie jest fair, ale jak to ja - LĘKAM SIĘ! Nic na to nie poradzę, że taka ze mnie panikara! Chcialabym żeby ta bajka trwała jak najdłużej :P
No a teraz sylwester - z jednej strony zaproszenie Hermiony mogło być przysłowiowym policzkiem dla Hermiony - nie ma nic gorszego do przywitania Nowego Roku w obecności ukochanego, którego o północy całuje ktoś inny. I przyglądanie się temu z daleka! O Boże, już współczuje Hermionie. Z drugiej strony jednak nie ma nic lepszego niż przywitanie Nowego Roku w pobliżu ukochanej osoby, gdy wie się, że o północy ta osoba myśli tylko o tobie. I szuka Cię wzrokiem wśród tłumu, składając życzenia komuś innemu, a tak naprawdę podświadomie kierując je do ciebie.
Tak, wiem, to skąplikowane, ale mam nadzieję, ze mniej więcej wiesz co autor miał na myśli :D
Rozdział jest genialny! I wcale nie wyszedł Ci koślawo!!! I me serce się raduję, że po moim przypomnieniu wpisałaś tę dodatkową scenę z Draco w święta. Wszystko pięknie się skomponowało :D
Pozdrawiam i tradycyjnie czekam na więcej, Iva Nerda
Wiesz co, jak ja o tym pomyślałam, tzn. co Hermiona mogłaby kupić, to wpadłam w panikę. Zwłaszcza że zbliżają się urodziny mojego chłopaka i dopiero co kombinowałam na święta, na walentynki, nie wspominając już o prezentach które wykorzystałam w poprzednich latach i po prostu nie mogę ich powtórzyć :/ i teraz co ZNOWU kupić? I jeszcze mam wymyślać dla Draco? Serio? Ale nagle spłynęło na mnie objawienie, może pomysł banalny, tyle że od początku chciałam, żeby kiedyś Hermiona kupiła mu perfumy, niekoniecznie z okazji, ale że okazja się nadarzyła...
UsuńKomponując naszyjnik też przez chwilę pomyślałam, czy to nie za bardzo niebezpieczne, tzn. dodawanie litery. Bo gdybym była w sekretnym romansie, na pewno nie dałabym drugiej osobie czegoś tak bardzo wskazującego na mnie, ale pozwoliłam Draco to zrobić, bo... Aha, jeszcze nie opublikowałam tego, o czym chciałam powiedzieć. No trudno, muszę to tak zostawić :/
No i znowu. Trevor. Też nie bardzo mogę o tym teraz mówić, chociaż bardzo chętnie bym się odniosła. W ogóle muszę chyba szybciej pisać, żeby w końcu móc z kimś pogadać o różnych rzeczach :D
Pozdrawiam również i dziękuję za Twój punkt widzenia, to bardzo pomocne ;)
Rozdział świetny . Jestem zbyt zmęczona żeby coś więcej napisać !! ☺
OdpowiedzUsuńZerknij też po chyba dwa razy masz napisany ten sam akapit " kiedy wieczorem odebrałam ...". Pozdrawiam i życzę weny
Możliwe, bo coś mi się zepsuło z formatowaniem, część tekstu pozmieniała kolor i trochę się z tym męczyłam, dzięki ;)
UsuńJa sie boje, ze cos jeszcze w Draco i Astorii sie obudzi na jedna szalona noc i okaze sie, ze jednak Astoria zajdzie w ciaze. Tak straszysz tymi pytaniami to sie boje i wymyslam :D A to mi sie wydaje jedynym powodem, ktory moze im przeszkodzic.
OdpowiedzUsuńJak zawsze czuje niedosyt i juz pragne polknac kolejny rozdzial.
Pozdrawiam,
D.
Hah, szalona noc, w sumie czemu nie? Hm. Nie. Obiecuję z ręką na sercu, że nie będzie żadnej "szalonej nocy".
UsuńAle będą inne sprawy, bo nie może być za idealnie ;)
Pozdrawiam! I czy to nie sam D. - Draco do mnie napisał? :D
A mi to Astorii jest szkoda. O. Mimo wszystko to jego żona, niech się rozwiedzie i po kłopocie ;) I szkoda mi też Hermiony :( Na tym przyjęciu musi czuć się okropnie, przecież wszyscy (no prawie) znają tam Malfoya jako męża więc pewnie nie raz usłyszy coś czego by nie chciała. Bo nie uwierzę, że nikt nie plotkuje o gospodarzach xD
OdpowiedzUsuńA Draco szkoda mi nie jest! :p Sam się w to wpakował :p
Weny życzę.
Luella
Uch, mi też jej szkoda, ale w kolejnych rozdziałach poznamy jeszcze różne informacje dotyczące Astorii.
UsuńSytuacja jest w sumie dla każdego z tej trójki ciężka i można każdego o nią obwiniać. Staram się opisać wszystko jak najbardziej prawdopodobnie :)
Dziękuję i pozdrawiam :)
Hmm, tytuł nieco zbił mnie z tropu i - mam dziwne wrażenie - że Draco będzie dla Hermiony faktycznie ulotny. Mimo to mam nadzieję, że jednak to opowiadanie zakończy się happy endem, no ale się okaże :).
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał i cieszę się, że Herm i Draco się pogodzili. Prezent chłopaka jak najbardziej słodki i romantyczny, ale moim zdaniem to wciąż za mało. Według mnie najlepszym prezentem byłoby odejście od żony... :)
Pozdrawiam,
Charlotte