środa, 25 stycznia 2017

Jesteś: 22. Namiętny

Moje życie z dnia na dzień nabrało szaleńczego tempa. Ja i Draco byliśmy nierozłączni. Noce i poranki spędzaliśmy w moim pokoju, na posiłki wymykaliśmy się osobno, nie chcąc wzbudzać podejrzeń. Przedpołudniami staraliśmy się utrzymywać pozory, poświęcając czas na integrowanie się z innymi i rzucając sobie jedynie porozumiewawcze spojrzenia. Popołudnia układały się różnie. Zdarzało nam się znikać we dwójkę na wyprawie w głąb wyspy lub oceanu, ale zawsze staraliśmy się kogoś o tym poinformować, zachęcić, a później tak pokierować rozmową, żeby zniechęcić go i zapewnić, że to jego własna decyzja. Zdarzało się, że Malfoy używał do tego czarów, za co otrzymywał ode mnie karcące spojrzenia. Nie potrafiłam jednak długo się na niego gniewać, bo chwile spędzone jedynie we dwoje były bezcenne.
Ostatniego dnia na wyspie ogarnęło nas przygnębienie. Siedzieliśmy na pomoście, utrzymując między sobą odległość, ponieważ w oddali widzieliśmy grupkę ludzi grających w jakąś grę na plaży. Stopy zanurzyliśmy w wodzie, tak jak oboje lubiliśmy najbardziej.
- Draco?
- Mhm?
Ważyłam chwilę słowa, starając się dobrać je jak najlepiej.
- Co teraz z nami będzie?
Wpatrywał się w horyzont, mrużąc oczy w blasku słońca. Widziałam napięcie na jego twarzy, wyrażające się w spinaniu mięśni. Pragnęłam wtulić się w niego i wdychać jego cudowny zapach, podczas gdy będzie gładził w zamyśleniu moje włosy. To było niemożliwe.
- Nie wiem.
Westchnęłam. To do niczego nie prowadziło.
- Nie możesz tak mówić. Ta niepewność mnie wykończy. Hej, popatrz na mnie! – Zamachałam mu przed oczami, zmuszając do skupienia na mnie uwagi. – Czy to już koniec? Czy to, co wydarzyło się na wyspie, zostaje na wyspie?
Samo mówienie o tym bolało i nienawidziłam siebie za to, ale musiałam mieć pewność. Starałam się przekonać samą siebie, że gdyby tak właśnie miało być, pogodziłabym się z tym.
- Hermiono, ja…
Ból w jego oczach i ta cholerna zachłanność potęgowały moje cierpienie. Wiedziałam, co powie, i nie chciałam tego słuchać, a równocześnie to musiało zostać wypowiedziane. Zacisnęłam wargi, starając się na to przygotować i nie zareagować emocjonalnie, ale czy to w ogóle możliwe? Westchnął.
Każda cząstka mnie pragnie ciebie i tylko ciebie. Od kiedy zobaczyłem cię na oddziale w Mungu, ubraną w szaty uzdrowicielki, z tym twoim zatroskanym wyrazem twarzy i zmarszczonym czołem. Stałaś za szybą. Obserwowałaś mnie. Nigdy nie podeszłaś do mnie, żeby porozmawiać, ale wiem, że pytałaś o mój stan. Kiedy dowiedziałem się, że to ty mnie uleczyłaś… - Pokręcił głową. – Dałaś mi nowe życie. Nigdy nie sądziłem, że ktoś, kto miał wszelkie prawo do tego, żeby mnie nienawidzić, tak po prostu mnie uratuje.
Dziwnie było słuchać tego wszystkiego. Miałam wrażenie, że mówi o zupełnie innej osobie, nie o mnie. Tamta Hermiona już nie istniała.
- Byłam uzdrowicielką – powiedziałam. – Zrobiłam to, co powinnam. Taka praca. Nie powinieneś dopatrywać się w tym…
- Przestań. – Zabrzmiał niemal szorstko, nieprzyjemnie. Wzdrygnęłam się. – Wiem doskonale, że spieprzyłem twoje życie. Wszystko byłoby w porządku, gdybym nie nawalił. Byłem ci tak wdzięczny, a później doszło do tego poczucie winy. Chciałem ci wszystko wynagrodzić, potrzebowałem tego, ale ty odrzuciłaś każdą możliwą formę pomocy. Dlaczego?
Nie podobało mi się to, w jaką stronę zmierzała ta rozmowa. Nie miała być o tym.
- Winiłam cię – przyznałam szczerze. – Za wszystko to, co mnie spotkało. Nie chciałam mieć z tobą nic wspólnego. Twoja osoba przywoływała wspomnienia, nie chciałam… Chciałam po prostu uciec.
- Ale znów trafiłaś na mnie. Słyszałem o tobie, dowiadywałem się, co u ciebie. Bardzo martwiło mnie to, że tak uparcie odrzucasz pomocną dłoń. Widziałem twoją niechęć i to było straszne.
Przypomniałam sobie wszystkie te uczucia, które pojawiły się we mnie, gdy spotkałam go kilka miesięcy temu. Tak bardzo zasłoniłam się kurtyną nienawiści, że aż mnie zaślepiła. A on wpadł do kuchni Martensa niczym superbohater i mnie uratował.
- Przepraszam, że cię kopnęłam… No wiesz, TAM, kiedy próbowałeś wyprowadzić mnie z domu Martensa.
W jego oczach zalśniły psotne ogniki.
- TAM?
- Ymhm… no… - Zaczerwieniłam się, odwracając wzrok.
Zaśmiał się.
- Hermiono, jesteś niesamowita. Masz dwadzieścia sześć lat i nie potrafisz powiedzieć „penis”. – Policzki mi płonęły. Zniżył głos, seksownie go modulując. – Jak sama widziałaś z bliska, nie ucierpiał, więc przeprosiny mogą zostać przyjęte.
Rzuciłam mu zażenowane spojrzenie spod rzęs, co musiało mieć komiczny efekt. Śmiał się jeszcze chwilę, ale szybko spoważniał. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- Ten bydlak miał szczęście, że go nie zatłukłem.
- Mówiłeś, że był twoim przyjacielem.
Wciąż nie mogłam w to uwierzyć. „Przyjaciel” to mocne słowo, kryjące za sobą bardzo ogromny ładunek. Przyjaciel to ktoś zaufany, ktoś, do kogo jesteśmy emocjonalnie przywiązani, z kim dzielimy historię, mnóstwo wzlotów i upadków. Nie potrafiłam wyobrazić sobie tych dwóch poklepujących się po bratersku po plecach.
- Nie takim przyjacielem, jakiego masz na myśli – powiedział, zupełnie jakby siedział w mojej głowie. – Był przyjacielem na pokaz. Nie nauczyłaś się jeszcze, że w moim świecie liczą się pozory?
- Pozory… - mruknęłam. – Tak jak to, że nie masz ze mną romansu.
- Nie mam z tobą romansu – powiedział szybko. Popatrzyłam na niego zmrużonymi oczami. Teraz będzie się wszystkiego wypierał? Pochylił się do mnie i zniżył głos, jakby ktoś mógł go podsłuchać, chociaż w promieniu kilkudziesięciu metrów nie widać było żywej duszy. – Nie chcę tego tak określać. To wydaje mi się obraźliwe. Nie mogę przyznać, że mam z tobą romans, bo to jest coś głębszego. Nie wiem, co to jest, ale nie nazywaj tego w ten sposób.
- A jak mam to nazwać? – Utkwiłam wzrok w swoich kolanach. – Masz żonę, Draco. Nie powinniśmy nigdy dopuścić do takiej sytuacji.
- Ale się stało. Ja tego nie żałuję, a ty?
Oczywiście, że nie. Ale nie zamierzałam przyznać tego na głos. Choć moja wewnętrzna egoistka skakała z radości, moralna Hermiona starała się trzymać ją na uwięzi i ganić za złe zachowanie.
- Nie rozumiem do końca twojego życia – zmieniłam temat. – Po co te wszystkie pozory? Dlaczego nie można po prostu być sobą?
- Nie wiem. Tak żyję od kiedy się urodziłem. To skomplikowane.
- Więc mi to wyjaśnij.
- Może kiedyś.
Zerknęłam na niego. Zaciśnięta szczęka, wzrok utkwiony w przestrzeni. Odpuściłam. Milczeliśmy przez chwilę, każde zatopione we własnych myślach. Przypominałam sobie, jak upierał się, żeby zaoferować mi pracę, pieniądze i zadośćuczynić krzywdy. Nadal nie byłam do końca przekonana, że wszystko to, co wydarzyło się później, nie wynikło z poczucia winy. Koniecznie musiałam zatruwać sobie szczęście.
- Co było dalej? – Musiałam się dowiedzieć. – Kiedy przyjęłam twoją ofertę pracy?
- Cieszyłem się, że wreszcie będę mógł odwdzięczyć się przysługą za przysługę. Będę miał czyste sumienie. Ale okazało się, że to nie takie proste.
- Nie ulżyło ci?
Uśmiechnął się.
- Nie. Zrobiło się jeszcze gorzej. Wmawiałem sobie, że pomagam ci z dobrego serca, że spędzanie z tobą czasu to pokuta i odkupienie, ale zaczęło być przyjemnością. Myślę, że początek tego uczucia nastąpił, gdy nazwałaś mnie burakiem.
Parsknęłam śmiechem i zakryłam usta dłonią.
- Byłam pijana. Nie powinieneś tak się przejąć.
- Zrozumiałem, że zrobię wszystko, żebyś zmieniła o mnie zdanie. Bo zależy mi na tym, nie dlatego, że chcę ci się odpłacić, ale dlatego, że tego pragnę. Nie chciałem tego przyznać, ale gdy zgubiłem obrączkę, nawet nie zrobiło mi się przykro. Nie chciałem gdziekolwiek zabierać Astorii, bo chciałem mieć przy boku ciebie. Jestem egoistą.
- Ja też jestem egoistką – przyznałam szybko. – Źle się czuję z tą sytuacją z Astorią. Nie wyobrażam sobie nawet jak to jest być nią. To musi być straszne. Ale nic nie mogę poradzić na to, że ciągnie mnie do ciebie.
Poruszał znacząco brwiami.
- To dlatego, że jestem taki boski. Nie miałaś szans się oprzeć.
- Chyba śnisz!
- Zobaczymy, co będziesz mówiła dzisiaj w nocy.
Zakamuflowana obietnica rozbudziła we mnie pożądanie. Nie mogłam się doczekać. Żeby stłumić te uczucia, skupiłam uwagę na ludziach na plaży – biegających, śmiejących się, korzystających z kończących się wakacji.
- Chyba powinniśmy do nich dołączyć – powiedziałam z bólem. Tak naprawdę chciałam cały dzień spędzić tylko z nim. Ostatni dzień naszej wolności. Już jutro, kiedy wrócimy do Londynu, wszystko się zmieni.
- Masz rację.
Wstał i otrzepał spodenki na tyłku, później podał mi swoją dużą, ciepłą dłoń, pomagając mi się podnieść. Nie chciałam jej puszczać, ale musiałam to zrobić.
- No dobrze, więc co będzie z nami dalej? – ponowiłam pytanie, kiedy nieśpiesznie szliśmy pomostem w stronę plaży.
- Nie wiem. Nie zrezygnuję z ciebie.
- Czy w takim razie zrezygnujesz z Astorii?
Obserwowałam jego twarz przy tym ryzykownym pytaniu. Spiął się cały. Chyba było jeszcze dla niego za wcześnie na rozstrzyganie tej kwestii, ale potrzebowałam pewności. Chociaż byliśmy ze sobą jedynie przez kilka dni, czułam, że to jest coś, w co chcę się zaangażować, nie jedynie głupi wyskok, wakacyjna przygoda. Chciałabym, żeby było to dla niego tym samym.
- Nie chciałbym, żebyś się tym martwiła.
- Ale będę się martwić.
Kilka kroków w milczeniu, ważenie słów…
- Nie mogę ci obiecać, że natychmiast się z nią rozwiodę. To nie takie proste. Ale mogę obiecać, że nie dotknę jej więcej w taki sposób, w jaki dotykam ciebie.
Nie było to dla mnie satysfakcjonujące, ale lepsze niż nic.


* * *


Gdy tylko przyszłam do pracy, rzuciłam torebkę na biurko i poszłam prosto do gabinetu Draco. Weszłam bez pukania i zamknęłam za sobą drzwi zaklęciem. Uniósł głowę znad biurka i uśmiechnął się do mnie najpiękniejszym z uśmiechów. Po chwili jednak spoważniał.
- Witaj Granger, widzę, że postanowiłaś dzisiaj zachowywać się bardzo niestosownie.
Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale szybko załapałam, gdy puścił do mnie oko. Oparłam się o drzwi i podjęłam grę.
- Dzień dobry, szefie. Przepraszam za spóźnienie. To się więcej nie powtórzy.
- Oby.
Taksował mnie uważnym spojrzeniem od góry do dołu i z powrotem. Zrobiło mi się gorąco.
- Czy jest coś, co mogę zrobić, by odpracować te kilka minut?
Oparł łokcie na blacie, a podbródek na dłoniach. Przyglądał mi się.
- Ależ tak. Możesz ściągnąć ten zgrzebny płaszcz.
- Mój płaszcz wcale nie jest… - Pogroził mi palcem, a ja zamknęłam usta. Powoli, przeciągając ten moment, sięgnęłam do guzików płaszcza i zaczęłam je po kolei odpinać. Kiedy skończyłam, zsunęłam go z ramion i opuściłam na podłogę za sobą.
Dzisiaj ubrałam liliową koszulę i obcisłą, ołówkową spódnicę. Gratulowałam sobie przyzwyczajenia do zakładania obcasów, w których poczułam się w tym momencie niezwykle seksownie i kobieco. Na moich ustach wykwitł uśmiech, gdy przypomniałam sobie, że dzisiaj rano założyłam nowy komplet koronkowej bielizny i pończochy. Malfoy jeszcze o tym nie wiedział. Ta myśl mnie ekscytowała.
- Podejdź tutaj – zakomenderował. Gdy byłam o kilka kroków od biurka, kazał mi się zatrzymać. – Bluzka – warknął.
Sięgnęłam do guzika pod szyją, ale zamierzałam trochę się z nim podroczyć. Przeciągnęłam moment jego rozpięcia najdłużej jak się dało. Patrzyłam hardo w oczy Malfoya, moje podniecenie rosło z każdą chwilą.
- Granger, nie mamy całego dnia – zganił mnie.
Wymamrotałam przeprosiny i przeszłam do kolejnych guzików, stopniowo odsłaniając zarys piersi, koronkowy materiał stanika i brzuch.
- Zdejmij bluzkę.
Uniosłam podbródek. Powolnymi ruchami uwalniałam się od materiału, aż stanęłam przed nim okryta jedynie stanikiem. Następnie sięgnęłam do zamka spódnicy, opuściłam ją w dół. Zostałam w bieliźnie, pończochach i szpilkach. Wtedy Malfoy wstał od biurka i podszedł do mnie. Jego pociemniałe z pożądania oczy pożerały każdy skrawek mojej skóry. Wybrzuszenie na przedzie spodni mówiło o tym, jak bardzo jest zadowolony z tego, co widzi.
Dopadł do mnie, a ja roztopiłam się w jego ramionach. Otoczyłam jego biodra nogą, naparłam na jego ciało. Nasze usta pożerały się zachłannie, oddechy przyspieszyły. To było lepsze na rozbudzenie niż kofeina. Ręce Malfoya zatopiły się w moich włosach. Wyciągnął spinki podtrzymujące kok i loki opadły na moje ramiona.
- Jesteś taka piękna – wymruczał. Posadził mnie na biurku i umiejscowił się między moimi nogami. Całował każdy skrawek mojej skóry, trącał nosem, dmuchał i łaskotał, przygryzał, drapał, a każdy jego ruch wyrywał z mojego gardła jęki i westchnienia.
Jeszcze nigdy nie pieprzyłam się na biurku w gabinecie szefa. To było niesamowite i gdzieś tam zaspokajało moje chore fantazje. Po kilku orgazmach leżałam bez sił na blacie, obdarta ze wstydu i nieśmiałości. Jak nigdy jeszcze cieszyłam się, że gabinet Malfoya jest dźwiękoszczelny.
Minął tydzień od naszego powrotu z Malediwów, a my nadal nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Od rana do wieczora myślałam tylko o nim, był moją pierwszą myślą po otwarciu oczu i ostatnią, gdy zasypiałam. Nie mogłam się na niczym skupić.
- O czym myślisz? – spytał, gładząc czule mój nagi brzuch.
Chciałam opowiedzieć mu o tym, jakie wzbudza we mnie uczucia, ale gdy otworzyłam usta, rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam przymknięte rozkoszą oczy i popatrzyłam z paniką na Malfoya. Mój żołądek ścisnęło zdenerwowanie. Jak na komendę zerwałam się z biurka i schowałam pod nim, Malfoy odnalazł różdżkę, przywołał moje ubrania i wcisnął mi je do rąk. Słyszałam, jak poprawia materiał swoich ubrań i opiera się o biurko z drugiej strony. Skulona w kąciku, przytuliłam do siebie odzienie i zamknęłam oczy, modląc się o cud.
- Proszę.
Musiał odblokować drzwi. Wytężonym słuchem usłyszałam, jak odkłada różdżkę na biurko i ta turla się chwilę po nim. Drzwi otworzyły się, dobiegły mnie kroki.
- Cześć, Malfoy. – To był męski głos, którego nie kojarzyłam.
- Newcastle. – Hm. To chyba dyrektor działu rozwoju. – Co cię do mnie sprowadza?
- Mogę usiąść?
Malfoy musiał skinąć głową, bo nie usłyszałam przyzwolenia z jego strony. Okrążył biurko, zobaczyłam jego nogi, później tors i kawałek twarzy, gdy zajmował swoje miejsce. Przysunął się do biurka, prawie dotykał mnie nogami. Wstrzymałam oddech. Czułam, jak gość zajmuje miejsce po drugiej stronie biurka. Dzieliła mnie od niego jedynie drewniana płyta. To dopiero byłby skandal, gdyby ktoś przyłapał w gabinecie dyrektora działu skuloną pod biurkiem, nagą asystentkę! Ta myśl była dla mnie nie tylko przerażająca, ale też odrobinę śmieszna i absurdalna.
- Powiem prosto z mostu: masz ode mnie zielone światło na wprowadzenie w dziale tych zmian, o których mi napisałeś. Bardzo podoba mi się twoja inicjatywa. Ciężko było do ciebie dotrzeć, dlatego jestem jeszcze bardziej zdziwiony projektem, który wylądował na moim biurku.
Jakim projektem? No nie, Malfoy znowu robił coś za moimi plecami! Uszczypnęłam go w łydkę. Miałam nadzieję, że chociaż się skrzywił. Dobrze mu tak. Kopnął mnie lekko, ostrzegawczo.
- To nie do końca mój projekt – wyznał Malfoy. – Napisałem go w oparciu o pomysły mojej asystentki, Hermiony Granger.
- W takim razie poproś ją tutaj, chciałbym omówić sytuację razem z nią. Jest świetna.
Komplement mile mnie połechtał, ale zrobiło mi się przykro, że nie mogę uczestniczyć w tej rozmowie. Malfoy nie mógł po prostu wyciągnąć mnie nagiej spod biurka i wcisnąć do konwersacji. Łypałam na niego groźnie, choć wiedziałam, że mnie nie widzi.
A więc to nad tym pracował ostatnio, kiedy usilnie chował przede mną papiery. Ale dlaczego po prostu mnie w to nie wtajemniczył? Pomogłabym mu i projekt zostałby ukończony dużo wcześniej. Musiałam z nim o tym porozmawiać.
- To niemożliwe w tym momencie, wysłałem ją do miasta, żeby coś dla mnie załatwiła – skłamał gładko Malfoy.
- Bez torebki? Widziałem, że leżała na jej biurku.
Zacisnęłam powieki.
- Co poradzić, jest roztrzepana. – Malfoy się zaśmiał. Uszczypnęłam go po raz kolejny. – Ale masz rację, że dobrze byłoby odbyć tę rozmowę w jej obecności. Mogłaby z nami współpracować, jest bardzo utalentowana.
Żebyś wiedział, jak bardzo! Położyłam dłoń na jego łydce i powoli zaczęłam sunąć nią w górę. Wyczułam, że się spiął. Gdy dosięgałam już prawie do jego najczulszego miejsca, złapał moją dłoń i przytrzymał z daleka.
Panowie umówili się na wspólny lunch i po bardzo długiej wymianie uprzejmości Newcastle w końcu wyszedł z gabinetu. Po chwili ukazała mi się twarz Malfoya.
- Wyłaź – zarządził. – Muszę sobie z tobą porozmawiać.
Wygramoliłam się spod biurka i spojrzałam na niego wyzywająco. Nagość działała na moją korzyść. Jęknął, odwracając wzrok.
- Jeśli będziesz tak robić, nigdy nie przejdziemy do interesów.
- Lubię robić z tobą interesy.
Usiadłam na biurku i przywołałam go gestem. Podszedł szybko i chwycił mnie w ramiona. Kiedy chciałam go pocałować, cofnął twarz.
- A-a-a! Poczekaj. Skoro sprawa już się wydała, mogę w końcu ci to zaproponować. Ja mam mnóstwo innych rzeczy na głowie i nie mam czasu na takie bzdury, więc… czy chcesz zająć się reformacją działu? Daję ci wolną rękę.
Pisnęłam z radości, a na moich ustach wykwitł uśmiech. W końcu będę mogła naprawdę się wykazać!
- Ale nie proponujesz mi tego tylko dlatego, że ze mną sypiasz? – chciałam się upewnić.
- Jakżebym śmiał.
Przesunął ustami po mojej szyi, rozbudzając we mnie gorącą przyjemność.
- Ale ja pytam serio.
Westchnął, odrywając się ode mnie.
- Hermiono, jesteś najinteligentniejszą osobą jaką znam, doskonale przygotowaną. Powierzyłbym w twoje ręce nawet moje stanowisko, gdyby była taka potrzeba. A teraz zamknij się i całuj mnie.
Nie śmiałam się sprzeciwić.


* * *


Po kilku kolejnych dniach pełnych frustracji związanej z ukrywaniem się przed światem, uległam i zgodziłam się, żebyśmy poszli do hotelu. Było to dla mnie upokarzające, gdyż wiedziałam, że nawet nie spędzimy razem nocy, i czułam się żałośnie. Nagle wszystko, co robiliśmy razem, wydawało się narażać nas na ujawnienie. Nie mogliśmy pójść do restauracji, sklepu, na spacer czy gdziekolwiek indziej, choć wcześniej nam się to zdarzało. Tym razem każda ewentualna plotka byłaby prawdą i musieliśmy być ostrożniejsi. Ja nie mogłam przyprowadzić Malfoya do mieszkania Lucy i Trevora, on nie mógł zabrać mnie do siebie, gdzie była Astoria, z kolei schadzki w biurze to duże ryzyko, narażające nas na śmieszność w oczach współpracowników.
Nie byłam w najlepszym nastroju. Nawet kolacja zjedzona na podłodze pokoju hotelowego w towarzystwie świec nie potrafiła go poprawić. Draco opowiadał mi jakąś historię, ale nie mogłam skupić na niej uwagi.
- Posłuchaj, ja tak nie mogę – przerwałam mu. Uśmiech zastygł na jego ustach. – Mam wrażenie, że wszyscy tylko czyhają na to, żeby nas przyłapać. Dziewczyny dzisiaj plotkowały i śmiały się w kuchni, a zamilkły, kiedy tam weszłam. Mam wrażenie, że się domyślają. – Nakręcałam się coraz bardziej, podnosząc głos. – Mam dość tego, że nie mogę nikomu o nas powiedzieć, że nie mogę porozmawiać z Lucy, z rodzicami. Że nie możemy spotkać się jak normalni ludzie i trzymać za ręce, tylko kryjemy się po kątach i hotelach. Nie podoba mi się to. Czuję się jak w klatce – zakończyłam dramatycznie łamiąc głos, co osłabiło mój przekaz. Ściśnięte gardło to nie dobry wspólnik.
Cieszyłam się, że nie rzucił się mnie pocieszać ani wmawiać, że wcale nie jest tak źle. Czułam, że bierze moje słowa na poważnie i zastanawia się nad możliwymi rozwiązaniami.
- Wiem, ja też się tak czuję – odparł. Nagle rozpogodził się, oczy mu zabłyszczały. Brakowało mu tylko żaróweczki zapalającej się z pyknięciem nad jego głową. – Mam propozycję. Pamiętasz, jak proponowałem ci mieszkanie służbowe, kiedy przeprowadziłaś się do Lucy?
Nie podzielałam jego entuzjazmu. Westchnęłam i objęłam ramionami nogi, kuląc się. Jasne, że to by wiele ułatwiało. Moglibyśmy spędzać czas u mnie i nikomu nic do tego. Poza tym mieszkanie w salonie Lucy, zwłaszcza z wciąż obecnym na miejscu Trevorem, stawało się coraz bardziej męczące. Ale to nie rozwiązywało problemu na dłuższą metę. Wciąż pozostawała niczego nieświadoma Astoria, ludzie wokół i zagrożenie dla naszych stanowisk.
- Draco…
- Nie, proszę cię. Przemyśl to dobrze. To dużo rozwiązuje. Poza tym i tak potrzebujesz mieszkania, prawda?
Kusiła mnie ta opcja, jednak czułam, że to niewłaściwe. Entuzjazm Malfoya działał mi na nerwy. Nigdy nie chciałam wplątać się w taką sytuację. Gdy tylko zostawałam sama, ganiłam się w myślach i wymyślałam od najgorszych, kiedy był przy mnie, wszystko przestawało się liczyć. Chciałabym mieć w sobie tyle odwagi, by skończyć tę sytuację, ale głupia, naiwna Hermionka we mnie, ta która panicznie bała się samotności i opuszczenia, kazała mi siedzieć cicho.
Powinien rozwieść się z Astorią, albo przynajmniej zażądać separacji. Tak postąpiłby każdy porządny mężczyzna. Chyba że nie był pewny swoich uczuć. Ale czy mogłam go naciskać? Próbowałam się postawić na jego miejscu. Co by było, gdybym zakochała się w nim, będąc z Ronem? Czy potrafiłabym spojrzeć w oczy każdemu z nich, a przede wszystkim sobie? Chciałam być pewna, że postąpiłabym słusznie, albo nie wplątując się w taką sytuację, albo komunikując jasno Ronowi, że w moim życiu pojawił się ktoś inny, i nie ma w nim już dla niego miejsca. Jasne, że to byłoby trudne, ale chyba lepsze niż kłamstwo i prowadzenie podwójnego życia? Wciąż jednak musiałam przypominać sobie, że nie jestem Malfoyem i nigdy nie myślałam w taki sposób, jak on. Może właśnie dlatego z góry byliśmy skazani na klęskę.
- Hermiono, rozmawiaj ze mną – poprosił. – Nie zamykaj się. Widzę, że coś cię trapi.
- Coś mnie trapi? Ciekawe co – zakpiłam. Cały romantyczny nastrój prysnął. Marzyłam tylko o tym, żeby wypisać się z tego chorego układu. Malfoy westchnął.
- Wiem, że chodzi o Astorię. Posłuchaj, byliśmy małżeństwem przez dwa lata. Mieliśmy wzloty i upadki, a ona pragnie dziecka. Jest załamana tym, że nam nie wychodzi. Mam teraz do niej pójść i powiedzieć jej, że zostawiam ją dla innej?
- Tak – rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. – Nie próbuj brać mnie na litość. To marne wytłumaczenie i ty doskonale o tym wiesz.
Potarł twarz dłońmi. Frustracja kipiała każdym porem jego skóry.
- Posłuchaj… Muszę to dobrze rozegrać. Astoria potrafi być prawdziwą żmiją. Nie mamy podpisanej intercyzy. Jeśli wykonam jakiś nieostrożny krok, wyrzuci mnie na bruk i nawet nie obejrzy się przez ramię.
- Aha, czyli jednak najważniejsze są dla ciebie pieniądze, a nie przyzwoitość. – Samo powiedzenie tego budziło moje poczucie winy, ale nie mogłam cofnąć tych słów.
- Proszę cię tylko o czas. Daj mi więcej czasu. Zajmę się tym wszystkim.
Wyglądał przy tym tak szczerze, że aż miałam ochotę we wszystko mu uwierzyć i ulec. Ale nie chodziło tylko o Astorię.
- Co z pracą? Nie mogę dalej być twoją asystentką i twoją kochanką.
- Awansujemy cię.
Prychnęłam.
- Niby na kogo? Na naczelną sprzątaczkę?
- Jesteś niesprawiedliwa.
Wstał i zaczął krążyć po pokoju. Jego ruchy jeszcze bardziej rozbudzały moje zdenerwowanie. Ale najgorsza była bezsilność. Mogłam tylko zaciskać pięści i złościć się – na siebie, na niego, na wszystkich dookoła.
- I co, po moim „awansie” się ujawnimy? Spróbuj mi wmówić, że nikt nawet nie pomyśli o mnie: „robi karierę przez łóżko”.
- Przestań już.
Odwrócił się do mnie plecami, zapatrzył w okno. Może rzeczywiście za dużo od niego wymagałam. Spotykaliśmy się dopiero od trzech tygodni. On układał swoje życie przez wiele lat. Do cholery, nawet nie wiedziałam, czy rzeczywiście będziemy razem, czy do siebie pasujemy, czy to wszystko ma sens, a już wymagałam od niego rozwodu i deklaracji? Podeszłam do niego i objęłam go delikatnie w pasie.
- Przepraszam. Reaguję zbyt emocjonalnie.
- Jesteś zbyt niepewna siebie – powiedział, nawet na mnie nie patrząc. Uderzyły mnie te słowa i zachwiały mną całą. Najgorsze, że były prawdziwe.
Tego dnia nie rozstaliśmy się w kłótni, ale też nie w zgodzie. Zaczynał się weekend i postanowiłam spędzić go z dala od Malfoya, by wszystko sobie przemyśleć i poukładać. Wiedziałam, że Lucy nie pracuje w sobotę ani niedzielę, więc zaproponowałam, żebyśmy wyjechały za miasto. Przystała na mój pomysł z lekką konsternacją, ale i radością.
- Nareszcie kilka godzin bez Trevora, kocham cię Hermiono! – skwitowała.
Wyjechałyśmy w Alpy. Lucy marudziła, że zamarzniemy i może lepiej wybrać się gdzieś, gdzie jest ciepło, ale przekonałam ją argumentem o śniegu. Wynajęłyśmy nocleg w niewielkim ośrodku, zawierającym jednak Spa, o pięknych ścianach z bali i pokrytym czapą śniegu dachem. I pomyśleć, że trzy tygodnie temu byłam na słonecznych Malediwach.
- Muszę z tobą porozmawiać – powiedziałam do Lucy, gdy sączyłyśmy w jacuzzi Piña Coladę, wygrzewając zmarznięte długim spacerem po śniegu kości. Przez wielkie okno widziałyśmy fantastycznie ośnieżone masywy górskie, a na nich pokryte czapami choinki. Widok jak z pocztówki.
- Wiem, że coś ukrywasz – odpowiedziała, miętoląc w dłoni słomkę.
- Tak?
Pokiwała głową.
- Zachowujesz się ostatnio bardzo dziwnie. Znikasz na całe godziny. Prawie się do mnie nie odzywasz. I masz taki rozmarzony wzrok. Powiedz mi, czy ty i Trevor…?
- Fuj! – Zaprotestowałam i skrzywiłam się. – Nie, Lucy, to nie o to chodzi. Boże. Ja i Trevor?
- To nie takie dziwne biorąc pod uwagę, że już kiedyś byliście razem.
Miała rację, ale od momentu, gdy dopuściłam do siebie uczucia do Malfoya, przestałam zauważać jakichkolwiek innych mężczyzn.
- Ale wiem, że chodzi o seks, temu nie możesz zaprzeczyć – drążyła. Ociągałam się z odpowiedzią o kilka sekund za dużo, podczas których na jej twarzy zdążył wykwitnąć ogromny uśmiech. – Wiedziałam.
- Niby skąd? Chcesz mi powiedzieć, że mam to wypisane na czole?
Zaśmiała się.
- Nie. Jesteś spokojniejsza, szczęśliwsza. No i chyba trochę schudłaś. Od razu wiedziałam, że chodzi o mężczyznę. Kto to taki, znam go? Czy to Stan?
- Co? – spytałam, zaskoczona. – Kto?
- Czyli to nie Stan-ochroniarz. Aha. W takim razie ktoś z pracy – paplała, dobry humor jej nie opuszczał. – Powiedziałabyś mi, gdybyś poznała kogoś nowego, za dobrze cię znam. Chyba że…
Obserwowałam, jak jej uśmiech blednie, a w oczach pojawia się błysk zrozumienia. Podniosła dłoń do ust. Moje serce biło jak oszalałe. Już za chwilę wszystko miało się wydać. Jęknęła.
- Proszę cię, nie mów mi, że to Malfoy.
Mimo wszystko nie spodziewałam się, że wywoła to u niej taki szok. Raczej wyobrażałam sobie zaskoczenie, jakieś niecenzuralne komentarze, może kilka pochwał pod kierunkiem jego pośladków czy czegoś takiego, parę docinków. Nie sądziłam, że zblednie.
- To Malfoy. Hermiono, dlaczego on? Dlaczego nie mogłaś sobie znaleźć kogoś innego?
- Myślałam, że go lubisz – rzuciłam z wyrzutem. – Wielokrotnie żartowałaś na nasz temat. Mówiłaś, jaki to on jest przystojny i pociągający, i że bylibyśmy świetną parą.
Poczułam się oszukana.
- Och, no jasne że jest przystojny. Wybuchowa z was mieszanka i na swój sposób dobrze się na was patrzy, ale… - Popatrzyła na mnie błagalnie, jakby chciała, żebym teraz zaśmiała się głośno i oświadczyła, że tylko żartowałam. – Ale on jest żonaty. I właśnie powiedziałaś mi, że zdradza żonę. Ile czasu minie, zanim zdradzi ciebie? A może właśnie teraz ją posuwa, myśląc o tym, jak to genialnie sobie wszystko wymyślił? Poza tym to nie jest typ mężczyzny, z którym chciałabyś się związać.
- Myślałam, że go lubisz – powtórzyłam jak zdarta płyta. Przez ostatnie wydarzenia byłam trochę nadwrażliwa i moje oczy momentalnie zaszły łzami. Odwróciłam głowę i starałam się dyskretnie je przetrzeć. Piña Colada straciła smak. Myślałam, że Lucy mnie zrozumie. Że kiedy jej powiem, poczuję ulgę, a nie jeszcze większe upokorzenie.
- To nie jest facet dla ciebie – powtarzała. – Nie wplątuj się w coś takiego. Odpuść sobie, zanim zrobi się zbyt poważnie i będziesz cierpieć.
- Już jest poważnie – wtrąciłam.
- JESTEŚ W CIĄŻY?! – wykrzyknęła, skupiając na nas wzrok innych ludzi. Szybko odstawiłam szklankę z alkoholem, czując jak mnie oceniają, choć nie zrobiłam nic złego.
- Ciii – zganiłam ją. – Nie jestem. Ale myślę… myślę, że go kocham.
Spojrzenie Lucy złagodniało.
- Och, Hermiono – westchnęła. – Dlaczego sobie to robisz? Nie mogę tego pojąć. Dlaczego?
Nie odpowiedziałam. Uparcie odwracałam wzrok. Było mi głupio.
- Och, na brodę Merlina, przestań się mazać. Wiesz, że czasem powiem coś głupiego i… Hej, no już – poklepała mnie po ramieniu. – Napij się Piña Colady. Jeśli chcesz, możesz jeszcze dopić moją. – Podsunęła szklankę w moim kierunku, ale pokręciłam stanowczo głową. – Jestem trochę przewrażliwiona po Danielu. Nie chcę, żeby Malfoy cię skrzywdził, tak jak on skrzywdził mnie. No i… co za świnia zdradza własną żonę? Chyba właśnie straciłam do niego cały szacunek. Przepraszam. – Pohamowała się, patrząc na mnie. – Znowu gadam za dużo. Ja…
- Nie, masz rację. – Przygryzłam wargę. – To nie ma sensu, prawda?
Zapatrzyłam się w przestrzeń. Nawet pomijając wszystkie przeszkody, przecież to Malfoy. Mal-foy. Jemu nie można ufać.
- Jejku… Nie zwracaj na mnie uwagi, dobra? Jeśli jesteś z nim szczęśliwa, to okej, a ja niepotrzebnie się wtrącam. Może się mylę. Może to twoja jedyna, wielka i prawdziwa miłość, a ja głupia…
Nie słuchałam jej. Próbowałam dotrzeć do uczuć, które do niego żywiłam, i przyjrzeć się im na chłodno. Tak się jednak nie dało. Choć część mnie krzyczała, że to szaleństwo, druga jeszcze głośniej oponowała przed zrezygnowaniem z tego. Miałam mętlik w głowie. Głos Lucy przedarł się przez moje myśli.
- A seks? Jaki jest?
- Boski – westchnęłam. – I to jest właśnie najgorsze. We wszystkim jest boski.
- Dobra, poczekaj. – Lucy wyraźnie chciała całą sprawę podsumować i zamknąć. – Zjechałam cię już. Ale myślę, że sama to wszystko przerobiłaś, skoro nie puściłaś pary z ust przez kilka tygodni. Znam cię przecież. – Wywróciła oczami. – Czy on zamierza się określić? Rozwieść z żoną?
Pokręciłam głową.
- Nie wiem, mówi, że się tym zajmie.
- Ale niespecjalnie się do tego pali? Typowe – prychnęła. – No dobra, jak wrócimy, to pójdę sobie z nim porozmawiać i przemówię mu do…
- Nie, proszę. To tajemnica. – Umówiliśmy się, że nikomu o tym nie powiemy, a ja właśnie złamałam obietnicę. Ostatnio ciągle przekraczałam swoje granice przyzwoitości.
- No dobrze. A teraz dopij w końcu tego drinka, bo idę po następne, i opowiesz mi wszystko ze szczegółami.
Nie rozmawiałyśmy tylko o nas, ale też o Lucy i Adamie. Wydawało się, że ich związek nabiera rozpędu i robi się coraz poważniejszy. Adam zaprosił ją nawet na święta ze swoją rodziną.
- Daniel nigdy nie pozwolił mi spędzić czasu ze swoją rodziną – skwitowała. – Pewnie dlatego, że przychodził tam z innymi. Bydlak.
- Bydlak.
Powiedziałam Lucy o propozycji Malfoya, żebym zamieszkała w mieszkaniu służbowym i spytałam, co o tym sądzi.
- Aha, żal mu już kasy na hotele.
- Lucy! – ofuknęłam ją. Uniosła ręce w górę.
- Sorry, nie mogłam się powstrzymać. Ale poza tym myślę, że to dobry pomysł. Sama bym skorzystała. Zaoszczędzisz trochę, staniesz na nogi. Wyjdzie ci to na dobre.
- I nie ma nic wspólnego z tym, że chcesz się mnie już pozbyć?
Zaśmiała się.

- Fakt, z Trevorem na dokładkę zrobiło się trochę ciasno. Ale przynajmniej jest wesoło. I wszystkim tak wspaniale się zajmujesz, jesteś wymarzoną współlokatorką. – Westchnęła. – Będę za tobą tęsknić.

8 komentarzy:

  1. Nie mogłam odmówić sobie przeczytania Twojego rozdziału w przerwie między robieniem prezentacji... O.o Ale napiszę coś więcej koło piątku! Trzymaj się! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, mam teraz chwilę, więć wpadłam coś Ci napisać, chociaż, prawdę mówiąc, ledwo żyję po tym tygodniu i nie wiem czy uda mi się wykrzesać z siebie choć trochę kreatywności :p Ale już nabiłam sobie trochę słów komentarza xD

      "Wewnętrzna egoistka" skojarzyła mi się natychmiast z "wewnętrzną boginią" Any xDDD Przepraszam! Zdaje się, że jestem strasznie uczulona na Grey'a. Zaczynam żałować, że kiedykolwiek to czytałam :D Ale cieszę się, że zrezygnowałaś z "ohów i ahów" :D

      Rozmowa Hermiony i Dracona z początku bardzo mi się podobała. Była wyważona i dojrzała. Z kolei następna scena dosyć mnie zakoczyła. Spodziewałam się, że po powrocie od razu cały czar pryśnie i będą tylko awantury i łzy między naszymi bohaterami. No ale dobrze, zdaje się, że wszystko w swoim czasie :p W tej scenie w gabinecie Draco również przypomina troszkę Christiana xD
      "Wyciągnął spinki podtrzymujące kok i loki opadły na moje ramiona." - zawsze mnie zastanawia cóż to za zmyślne koki, które mężczyzna (rzadko doświadczony w fryzjerstwie) z taką łatwością rozplątuje :D Sorki, nie czepiam się przecież ;)
      Zestresowałaś mnie tą sceną. Za bardzo się chyba wczuwam w tych bohaterów i zbyt żywo odczuwam wstyd, którego by doświadczyli, gdyby zostali nakryci.

      Doskonale rozumiem Hermionę i jej wątpliwości. Uważam, że znakomicie opisałaś jej uczucia. Lucy również wyszła świetnie! Serio, taka odpowiedzialna i mądra postawa wobec tej sytuacji fajnie wkomponowuje się w charakterystykę tej postaci. Dosyć roztrzepanej i takiego lekkoducha. "Ale on jest żonaty. I właśnie powiedziałaś mi, że zdradza żonę. Ile czasu minie, zanim zdradzi ciebie?" - szczególnie ta uwaga jest, moim zdaniem, bardzo trafiona.

      No. To chyba tyle. Ogólnie fajny rozdział. Jestem ciekawa co będzie dalej. Jak zachowa się Draco. No naprawdę, ciekawe jak to rozgerasz :D Buziaki! :*

      Usuń
    2. Yhhh, a Ty wiecznie o tym Greyu. Zwariować można. Cokolwiek napiszę no! :D
      A poza tym to ja robię sobie czasem takie nieskomplikowane koki! Np. na 5-6 wsuwek dookoła, to nie jest aż takie trudne do ogarnięcia, zwłaszcza jeśli facet już kiedyś to robił, także nie przesadzajmy! :D
      Buziaki :*

      Usuń
  2. No nie, pewnie zaraz sie wszystko posypie ;(

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo hejooo :D
    Wybacz, że docieram tutaj dopiero teraz. Uwierz, że rzuciłam się na rozdział od razu po Twojej publikacji, a potem napisałam komentarz, który jak widać się nie zapisał... ehh szczęście w nieszczęściu, że wróciłam do Ciebie na chwilkę, by sprawdzić jak idą postępy w pisaniu kolejnego rozdziału i zobaczyłam to tragiczne niedopatrzenie. Obiecuję poprawę :D
    Rozdział jest niesamowity. I gdzieś kiedyś czytałam, że nie chcesz, by to opowiadanie było takie standardowe, klasyczne, wedle wyuczonego schematu. I teraz po przeczytaniu dwóch ostatnich rozdziałów wiem, że do klasycznego ff wiele mu brakuje. Jest niesamowite, nietuzinkowe! I to w nim cenię najbardziej, że nigdy nie wiem, co się stanie. Oczekiwałam wyrzutów sumienia - a i owszem, były. Ale cała reszta... WOW!
    W ogóle zaskoczyłaś mnie tym, że nawiązali romans. I choćby nie wiem, jak Draco tego słowa nie lubił, to tak trzeba to nazwać.
    Muszę to napisać, po prostu muszę... Trochę nie rozumiem zachowania Hermiony i Lucy (nią też się zajmę) odnośnie Malfoya. Rany, przecież to dopiero początek ich 'głębszej relacji", dlatego też naciskanie na Draco o rozwód jest hmmm... złe. Ot, po prostu złe. Inaczej nie umiem tego określić. Rozumiem, że my, kobiety potrzebujemy stabilizacji i deklaracji, by poczuć się bezpiecznie, ale no... nie wiem... Nie spodziewałam się tego po Hermionie. Serio. Ona, pełna zrozumienia, empatii, wiedząca dokładnie kiedy odpuścić, gdy rozmowa szła w złym kierunku nagle chce jego rozwodu. Przecież musiałby skreślić dla niej całe życie! A przynajmniej zmienić jego większą część. Nie usprawiedliwiam Dracona, oczywiście, że powinien pomyśleć, zanim wgl posunął się do zdrady, ale takie naciskanie na niego, kiedy jeszcze nic nie jest stabilne i pewne, kiedy dopiero uczą się siebie nawzajem, nie jest... dobre. Kurczę, nie mogę się jakoś wysłowić :D
    Blondasowi potrzeba czasu, a wszelkie naciski tylko psują chwilę... a owa CHWILA jest no cóż... cudowna :D
    I jakkolwiek mocno bym im nie kibicowała, to nie sądziłam, że oaza rozsądku, w postaci Hermiony będzie ryzykować, że nakryją ich w pracy :D Myślałam, że będą bardziej rezolutni. No ale z drugiej strony, która z nas nie rzuciłaby się na blondasa, gdyby tylko nadarzyła się taka okazja? No właśnie :D
    No i Lucy... nosz kurczęęę... ona, roztrzepana, niepoukładana itp itd. nie poparła zwiazku Hermiony>? Myślałam, że gdy to się wyda, a nie ukrywajmy, z pewnością kiedyś tak bedzie, to Lucy będzie jedyną osobą, która jej nie osądzi, a przeciwnie, doda otuchy i poprze w miłości. Porobiło się. No i te łzy Hermiony... Nie tak powinien wygladać związek...
    Boże, boje się kolejnych rozdziałów, serio. Bo choć będą tak samo niesamowite, jak te, wiem, że poruszysz w nich sporo kwestii, które spędzają mi sen z powiek. Nie wiem, czy moje serducho coś takiego przetrzyma. A kibicuję naszej parce baaaardzo mocno. Każdy ma prawo do szczęścia.
    Jesteś niesamowita, piszesz niesamowicie i nie mogę się doczekać kolejnej notki. Jedynie boję się konsekwencji, ot taka panikara ze mnie :D
    Żeby się uspokoić, chyba wrócę do ulubionych rozdziałów i przeczytam je po raz setny, a tak, dla zabicia czasu ;D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział,
    Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo widzisz, miłość zaślepia zdrowy rozsądek, nawet ten Hermiony :) Właśnie to chciałam pokazać. Cieszę się, że patrzysz na to z tej strony, bałam się fali hejtu na Draco, no i oczywiście coś takiego też się pojawiło - że absolutnie nie powinien itd. Ale stronnicza opowieść prowadzona przez Hermionę jest... stronnicza. Nawet mi czasami troszkę próbuje zasłonić osąd, z czym walczę. Zresztą więcej w następnym rozdziale. Będzie co krytykować i co lubić (tak sądzę :) ).
      Ja też myślałam, że Lucy poprze Hermionę. Przez jakiś czas. A później przypomniałam sobie - hej, to jest kobieta, którą facet wielokrotnie zdradził i oszukał. Jak zareaguje, widząc takie zachowanie? Na pewno nie ucieszy się i zaklaszcze. Tak więc wyznanie Hermiony obudziło tę jej część.
      Pozdrawiam, dzięki wielkie za opinię, a następny rozdział w piątek. Ciekawa jestem, co o nim powiesz :)

      Usuń
  4. Jezu, jak mnie tutaj dawno nie było...Niestety, mój czas był nawet więcej niż ograniczony, ale w końcu jestem i mogę w spokoju wszystko nadrobić.
    Cóż, rozumiem rozdrażnienie Hermiony, aczkolwiek świadomie podjęła taką, a nie inną decyzję. Powinna zdawać sobie sprawę z tego, że Malfoy nie będzie tak po prostu mógł rozwieść się z żoną.
    Sytuacja w gabinecie jak najbardziej mnie rozbawiła, wyobraziłam sobie tę scenę i po prostu nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
    Ah, zapomniałabym - to całkiem dobrze, że Hermiona postanowiła przyjąć propozycję Draco dotyczącą mieszkania. To pozwoli jej - tak jak mówiła Lucy - zaoszczędzić trochę pieniędzy, i na pewno będzie mniej 'upokarzające' niż spotykanie się w hotelach z Malfoyem...
    Pozdrawiam,
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)