Myślenie o Malfoyu zaczynało być
moją obsesją. Towarzyszyły temu różne uczucia, od niechęci poprzez złość, zakłopotanie,
irytację, oszołomienie, wstyd, wdzięczność, nadzieję, podekscytowanie, aż po
radość. Był mieszaniną różnych cech i zachowań, wprowadzał do mojej głowy
mętlik.
Sama już nie wiedziałam, kim on
dla mnie jest. Na pewno nie wrogiem, ale czy przyjacielem? A jeśli już, to czy
przypadkiem nie myślałam o nim zbyt dużo w kategoriach zdecydowanie poza
przyjacielskich? Nie podobało mi się i nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo
interesuje mnie mężczyzna, który:
1) był moim wrogiem,
2) jest moim szefem,
3) ma żonę i stara się o dziecko,
4) to Malfoy. Mal-foy do cholery!
Myślałam o nim zdecydowanie
częściej niż o tym, że zostanę bez dachu nad głową, co w ogóle do mnie – osoby
praktycznej – nie pasowało. Myślenie o nim było moim buforem, który sprawiał,
że w dziwny sposób przestałam się tak bardzo przejmować innymi rzeczami.
Uspokajał mnie. A z drugiej strony wcale nie.
Rozpromieniłam się w uśmiechu,
gdy witałam go w poniedziałek zza mojego biurka. Trzaśnięcie drzwi do jego
gabinetu oprzytomniło mnie, a głupkowaty wyraz spełzł powoli z mojej twarzy.
Szczerzyłam się jak idiotka, na co on jedynie skinął uprzejmie głową. Co ja
sobie w ogóle wyobrażam? Otrząśnij się, Hermiono.
We wtorek, podczas wspólnego
lunchu z Abby, wysłuchałam nowej dawki plotek. Z niecierpliwością wyczekiwałam
tych dotyczących Malfoya i nie zawiodłam się. Podobno poprzedniego dnia, kiedy
ja wyszłam już z pracy, a Malfoy został do późna, Maggie z naszego działu
przypadkiem podsłuchała jego kłótnię z Astorią. Żona poprosiła, aby więcej
czasu spędzał z nią w domu, a mniej w pracy. Padło też moje imię. Abby spytała
mnie, czy zrobiłam coś, co mogłoby zdenerwować Astorię – i mogłam być pewna, że
oczekuje ode mnie pikantnych szczegółów – na co wzruszyłam ramionami, choć
serce zabiło mi mocniej. Idiotyzm. Przecież nie zrobiłam nic złego. To pewnie
nic takiego, zapewniła mnie Abby. Astoria nigdy nie lubiła żadnej z asystentek
Malfoya. Przytaknęłam jej, ale nie byłam tego taka pewna.
Później tego dnia z lekkim
podenerwowaniem zapukałam do drzwi Malfoya i wsadziłam głowę do pomieszczenia.
Siedział przy swoim biurku, rozparty na krześle, wpatrując się w sufit. Na
blacie przed nim leżały porozwalane bez ładu i składu papiery. Świerzbiło mnie,
żeby je wszystkie uporządkować.
- Mogę zająć ci chwilę? -
spytałam zamiast tego. Podniósł na mnie wzrok i mrugnął przeciągle, wyrażając
zgodę, więc usadowiłam się na krześle naprzeciwko niego i splotłam dłonie na
podołku. Dzieliło nas tylko biurko. Wcześniej zastanawiałam się, jak zagaić
rozmowę. Mimo kilku przygotowanych wariantów, zdecydowałam się na powiedzenie
wprost. - Słyszałam o twojej kłótni z Astorią.
Skrzywił się momentalnie.
- Na brodę Merlina, czy ludzie w
tym dziale znają słowo „prywatność”? Tak to jest, jak zatrudnia się w
większości kobiety. I po co mi to było?
- Trzeba było nie krzyczeć przy
otwartych drzwiach.
Wyszczerzyłam się. Malfoy lubił
marudzić, ale nauczyłam się już, że nie trzeba brać tego na poważnie.
- To nie ja krzyczałem. - Potarł
nasadę nosa. - Chyba muszę poobcinać tym naszym plotkarom pensje.
- Nie zrobisz tego –
stwierdziłam, wywracając oczami. - Za to powiem ci, co możesz zrobić.
- Zamieniam się w słuch. Umieram
z ciekawości, jaką radę ma dla mnie dzisiaj Hermiona Granger.
- Nie zabieraj mnie więcej –
powiedziałam szybko, wchodząc mu w słowo, póki jeszcze starczyło mi odwagi.
Wyglądał na trochę zdezorientowanego. - Na żaden bal, spotkanie i tak dalej.
Zabieraj swoją żonę.
Nie wydawał się być zadowolony z
tej rady. Zauważyłam, że bezmyślnie kręci obrączką na palcu.
- Ona nie chce mi towarzyszyć –
odparł w końcu. Nie rozumiałam tego. Wolała, żeby zamiast tego zabierał swoje
asystentki? Gdyby rzeczywiście była tak zazdrosna, jak sprawiała wrażenie, nie
dopuściłaby do takich sytuacji.
- Więc chodź sam. Słuchaj,
naprawdę nie chcę być kimś, kto staje pomiędzy wami. Astorii się to nie podoba
i myślę, że powinieneś to uszanować.
Przyglądał mi się chwilę ze
zmarszczonymi brwiami. Spodziewałam się różnych reakcji, ale na pewno nie
takiej:
- Hermiono – zaczął powoli. -
Skąd ci to, do cholery jasnej, przyszło do głowy, że jesteś przedmiotem naszych
kłótni?
Takie sformułowanie problemu nie
brzmiało dobrze. Speszyłam się. Malfoy pewnie teraz myślał, że coś sobie
wyobrażam na nasz temat, co absolutnie nie było prawdą. Musiałam mu to tylko
udowodnić.
- Abby tak mi…
- Aha, czyli to ona jest źródłem
tych wszystkich niedorzecznych plotek, które krążą w całym budynku!
Brakowało mu jeszcze uniesionej w
górę pięści zwycięstwa.
- Wcale nie.
Nie mogłam wkopać koleżanki. Abby
to miła, serdeczna i pomocna dziewczyna, i w żadnym wypadku nie może mieć
przeze mnie kłopotów.
- Mam prośbę, dobra? - Kąciki ust
Malfoya unosiły się lekko, gdy to mówił. Aha, czyli że nabijał się ze mnie? -
Jak chcesz coś wiedzieć, pytaj bezpośrednio mnie, nie tych przekupek z naszego
działu. To nam obojgu wyjdzie na dobre.
Wcale nie chciałam nic o nim
wiedzieć. Westchnęłam zrezygnowana.
- Mimo wszystko uważam, że
powinieneś spędzać więcej czasu ze swoją żoną.
Wycelował we mnie oskarżycielsko
palec, robiąc złowrogą minę.
- Wracaj do pracy, bo utnę ci
premię.
Przecież nie mam premii.
Reszta tygodnia popłynęła gładko.
Zdecydowanie zbyt gładko, jeśli brać pod uwagę, że zostało mi tak mało czasu na
znalezienie nowego mieszkania. Nie chciałam wprowadzać się gdzieś, gdzie nie
będę czuła się dobrze, tylko dlatego, że muszę mieszkać gdziekolwiek. Z drugiej
strony nie mogłam odkładać decyzji w nieskończoność, bo już za kilka dni
czekało mnie oddanie kluczy. Znalazłam się w żałosnej sytuacji.
- To mieszkanie jest za drogie –
zgasiłam zapał Lucy, który pojawił się po moim oświadczeniu, że tu mi się
bardzo podoba. Wyszłyśmy właśnie z oglądanego przez nas mieszkania i
kierowałyśmy się spacerem z powrotem do swoich domów.
- Ale bez przesady – próbowała
jeszcze negocjować. - Stać cię teraz na nie, masz w końcu stałą pracę. Albo
poproś Malfoya o podwyżkę.
Popatrzyłam na nią z przyganą.
- No co? - broniła się. - Chyba
masz u niego specjalne względy, co?
- Chyba śnisz.
Lucy tkwiła w swojej idealnej
bańce mydlanej, skąd patrzyła sobie na mnie z góry przez różowe okulary. W jej
świecie ja i Malfoy byliśmy radosnymi papużkami-nierozłączkami, zwierzającymi
się sobie z sekretów i trzymającymi za rączki. Nie mam pojęcia skąd u niej taki
obraz.
Lucy po raz kolejny powtórzyła,
żebym zamieszkała z nią, dopóki nie znajdę lokum dla siebie. Powoli
przyzwyczajałam się już do tej myśli, nie miałam innego wyjścia. Przyjaciółka
była bardzo podekscytowana moim słabnącym oporem i już ustalała nam grafik
domowych obowiązków.
- Gotujesz lepiej ode mnie –
mówiła. - Nie obrażę się, jeśli będziesz to robić częściej. Ja zobowiązuję się
do mycia naczyń i robienia zakupów…
- Nie ma mowy – zastopowałam ją.
- Będziesz kupować zbyt dużo niepotrzebnych rzeczy, a ja na pewno nie zapłacę
za nie pół na pół.
Nie wyglądała na urażoną.
- Będziesz mi robić listy.
- To nic nie da.
Znałam ją już zbyt dobrze. Zakupy
plus Lucy równa się ruina finansowa, a nie mogłam sobie na to pozwolić. Aż
dziw, że jakimś cudem Lucy wciąż miała trochę odłożonych pieniędzy. Co chwilę
żaliła mi się, ile niepotrzebnych rzeczy nakupiła, na przykład spieniacz do
mleka, którego nie użyła jeszcze ani razu. Albo ile produktów wyrzuciła z
lodówki, bo były już po terminie.
- Dobra. To będę wynosić śmieci.
Ale ty sprzątasz. Zawsze mam problemy z tymi zaklęciami czyszczącymi.
Raz nawet udało jej się podpalić
zasłony, ale litościwie postanowiłam jej tego nie wypominać. No i jeszcze ten przypadek,
kiedy zawartość muszli klozetowej eksplodowała jej w twarz…
- W porządku. - Ciekawe, kto
musiałby po niej doczyszczać. - Ale robisz pranie. Tylko błagam, nie pofarbuj
mi niczego.
- Za kogo ty mnie masz, za jakąś
kompletną ofermę? - Wywróciła oczami. - O! Czekaj! - Zatrzymała się, wymachując
ręką. - Tu jest ta nowa kawiarnia, którą ostatnio polecała mi Marilyn!
- Kto? - Byłam trochę
zdezorientowana.
Lucy wyjaśniła cierpliwie:
- Marilyn. Nowa dziewczyna u mnie
w klubie. A właśnie! Słuchaj, mamy też nowego ochroniarza i niezłe z niego
ciacho! Jest bardziej w twoim typie niż w moim… - Jęknęłam. Lucy odczuwała
nieustanną potrzebę swatania mnie. - ...dlatego pozwolę ci go najpierw
obejrzeć, i jeśli ci się nie spodoba, dopiero wtedy się za niego wezmę –
ciągnęła.
Gestykulowała żywo, wciąż stojąc
na środku chodnika. Pan w średnim wieku z ogromną aktówką uchylił się przed
zmierzającą w stronę jego twarzy ręką w popłochu.
- Ups, przepraszam! - zawołała za
nim Lucy i popatrzyła na mnie. - Mógł nie iść tak blisko. W każdym razie ten
facet ma na imię Stan i jest STAN-owczo seksowny. - Zachichotała z własnego
dowcipu. Kiedy wyrzucała z siebie peany na jego cześć, zaciągnęłam ją do
wnętrza kawiarni, przytulnie urządzonej w odcieniach brązu i różowego. Wolałam,
kiedy Lucy mówiła o nowych facetach, bo przynajmniej nie skupiała wtedy uwagi
na Danielu. A to już jakiś postęp.
Zamówiłyśmy dwie cynamonowe latte
i usiadłyśmy na pluszowej kanapie w rogu. Zerkałam w stronę witryny z ciastami.
Moją uwagę przykuło to nazwane „malinowa rozkosz”. Składało się z ciemnego
ciasta, przełożonego jasnym kremem, a na jego szczycie pyszniły się soczyście
różowe maliny. I, o mój Boże, czy to beza? Ślinka ciekła mi już na sam widok.
- Słuchaj Luce, a może weźmiemy
jeszcze po kawałku ciasta?
Popatrzyła na mnie, później na
witrynę i znów na mnie. Zmarszczyła brwi.
- Eee… jakoś nie mam ochoty. Ale
ty, jeśli chcesz, to się nie krępuj.
Nie zamierzałam. Zsunęłam się z kanapy.
Z szerokim uśmiechem na ustach złożyłam zamówienie. Sprężyście wróciłam do
naszego stolika. Już nie mogłam doczekać się tej uczty dla podniebienia.
- Swoją drogą chyba trochę
przytyłaś, co? - dogryzła mi Lucy. - Jak się poznałyśmy, byłaś takim chudzielcem.
O połowę mniejsza niż teraz.
- Wielkie dzięki – burknęłam. Nie
było wcale przyjemnie słuchać takich komentarzy na swój temat. Gdyby to nie
była Lucy, obraziłabym się. - Naprawdę wiesz, jak poprawić człowiekowi humor.
Wzruszyła ramionami.
- Nie czepiam się ani nic
takiego. Po prostu mówię. - Nagle jej twarz rozjaśniła się pod wpływem nowego
pomysłu. - Hej, a może zapiszemy się na siłownię? Ja też mam kilka ponadprogramowych
kilogramów po Danielu.
Hm, chyba miała na myśli po
obżarstwie po rozstaniu z Danielem. A poza tym wyglądała świetnie. Chciałabym
mieć jej sylwetkę. Zamiast tego walczyłam z boczkami i grubymi udami.
- Na siłownię? - powtórzyłam po
niej. - No nie wiem.
Głównie chodziło o to, że
wstydziłam się pokazać ludziom w obcisłym sportowym stroju, spocona i dysząca
przy wykonywaniu najprostszych ćwiczeń.
- No weź, będzie fajnie!
Nie było. Po przebiegnięciu w
ślimaczym tempie trzech kilometrów na bieżni w ramach rozgrzewki, stanęłam z
boku, dysząc jak parowóz i chwiejąc się na nogach. Miałam nieestetycznie
wyglądające plamy z potu pod pachami i intensywnie czerwoną, rozgrzaną twarz.
Lucy bez większego wysiłku
pokonywała szósty kilometr w pięknym stylu, przebierając nogami w
niedoścignionym dla mnie tempie. Wyglądała, jakby urodziła się na bieżni.
Poobserwowałam jeszcze chwilę jej odrobinę zaróżowioną twarz. Zdawało się, że
bieganie nie sprawia jej żadnego wysiłku. Nienawidziłam jej za to.
- Idę na rowerek – oświadczyłam.
Ustawiłam siodełko na odpowiednią
wysokość i usadowiłam się na nim. Wykonałam kilka gwałtowniejszych obrotów
pedałami, po czym zwolniłam tempo. Miałam stąd świetny widok na innych
ćwiczących ludzi. Kobiety biegające na bieżni, rozciągające się czy robiące
brzuszki, mężczyźni podnoszący sztangę, albo odpoczywający po kolejnej serii
ćwiczeń na nieznanych mi z nazwy przyrządach, wyglądających jak narzędzia
tortur. Wydawało mi się, że wszyscy wyglądają lepiej ode mnie i nie czułam się
z tym komfortowo.
- Prawie stoisz w miejscu.
Obróciłam się do właściciela
głosu. Był nim wysoki, smukły mężczyzna o zawadiacko spadających na twarz,
brązowych włosach i ciepłych, zielonych oczach. Nie zauważyłam, kiedy zajął
rowerek obok mnie. Pedałował w tempie zdecydowanie szybszym od mojego. Jego
twarz wyrażała uprzejme zainteresowanie.
- Nie chcę się przeforsować –
usprawiedliwiłam się. – Jakiś czas nie ćwiczyłam.
Chociaż był szczupły, widziałam
napięte mięśnie jego ramion i wyglądały naprawdę imponująco. Musiał ćwiczyć
regularnie. Ciekawe ile czasu potrzeba, by wykształcić takie mięśnie…
- Jestem Adam – wyciągnął w moją
stronę rękę, którą uścisnęłam.
- Hermiona.
- Mam wrażenie, że skądś cię
znam. - Przyglądał mi się, ale nienachalnie, mrużąc lekko oczy. Wzruszyłam
ramionami.
- Dużo ludzi mi to mówi.
Naprawdę wiele osób przewinęło
się przez moje ręce, kiedy jeszcze byłam uzdrowicielką. Poza tym parę razy
znalazłam się w gazetach – jako przyjaciółka Harry’ego Pottera, czy też już po
skandalu, który pozbawił mnie pracy. Nie było to nic dziwnego i nie odebrałam
tego jako tandetny podryw.
Adam przestał się we mnie
wpatrywać. Albo udało mu się przypomnieć, skąd mnie zna, albo postanowił sobie
odpuścić.
- Niespecjalnie mi się jeździ po
plaży, a tobie?
Magiczne siłownie były… dziwne.
Choć sprzęty zostały zaadaptowane do czarodziejskiego świata, tak że nie
wymagały elektryki, ktoś wpadł na pomysł, żeby cała reszta wyraźnie mówiła, że
to nie miejsce dla mugoli. Przyciski przy poszczególnych sprzętach pozwalały na
zmianę scenerii wokół danej części sali. Ktoś, kto korzystał wcześniej z
rowerów, ustawił otoczenie jako plażę – widziałam złoty piasek, turkusową wodę
i trochę porozrzucanych skał. Słyszałam szum fal, skrzeczenie mew, a w kark
grzało mnie przyjemnie słońce. Do moich nozdrzy docierał słony zapach. Taka
sceneria zachęcała do zwolnienia i napawania się nią, nie do szybkiej jazdy.
- Może las? – zaproponowałam.
Adam pokiwał z uznaniem głową i
nacisnął przycisk. Otoczenie rozmyło się, poszczególne cząsteczki magii
zamigotały i zaczęły przybierać kształty soczyście zielonej roślinności i
gładkiej, ubitej ścieżki. Rozległ się pierwszy świergot ptaków. Wiatr pieścił
łagodnie moją twarz, rozwiewał włosy. Przymknęłam oczy, nadal pedałując.
- Tak lepiej – skwitował Adam.
Uśmiechnęłam się leciutko. Mogłam tak jechać i jechać, nie zwracając uwagi na
upływające kilometry… tyle że po pewnym czasie zaczęłam odczuwać coraz
boleśniejsze napięcie w nogach. Zerknęłam na mojego towarzysza, który pedałował
jakieś sto razy szybciej ode mnie. Wyglądał, jakby w ogóle się nie męczył.
Bardzo chciałam zrobić sobie przerwę, ale jak mogłam, skoro ledwo zaczęłam? Nie
chciałam wyjść na aż takiego mięczaka.
- Więc… przychodzisz tu często? –
spytałam, próbując odwrócić swoją uwagę od zmęczenia. Zwolniłam tempo, ale się
nie zatrzymałam.
- Dość często. – Uśmiechnął się
do mnie, później odwrócił głowę i popatrzył na wprost, na rozciągającą się
przed nami drogę. – Ale ciebie widzę tutaj pierwszy raz.
- Bo jestem pierwszy raz –
odparłam szczerze.
- I jak ci się tu podoba?
Zastanowiłam się chwilę nad
odpowiedzią. Niespecjalnie. Wolałabym spędzić czas na kanapie przy dobrej
książce. Ale nie mogłam mu tego powiedzieć. Przybrałam wszechwiedzącą minę.
- No… jest całkiem nieźle. Nie
wykluczam, że jeszcze się tu pojawię.
Mrugnął do mnie.
- Więc prawdopodobnie jeszcze się
zobaczymy.
Jego wzrok utknął gdzieś nad moim
ramieniem. Wyraz twarzy wciąż był skupiony, a jednak nie zwracał już na mnie
uwagi. W tej samej chwili, w której postanowiłam się odwrócić, usłyszałam głos
Lucy, pytającej czy idę z nią poćwiczyć z ciężarkami. Popatrzyłam na nią. A
później znów na Adama. Działo się tutaj coś, czego nie można tak po prostu
opisać słowami. Coś magicznego.
Lucy popatrzyła na Adama i
rozchyliła lekko usta. Jej oczy zabłysły. Założyła niesforny kosmyk włosów za
ucho, opuszczając wzrok, a później znów go podniosła, tym razem uśmiechając się
lekko. Zareagowałam z niewielkim opóźnieniem.
- Lucy, to jest Adam, Adam – moja
przyjaciółka Lucy.
- Cześć – powiedzieli
równocześnie. Adam zerwał się z roweru, Lucy pochyliła nade mną, wyciągając
rękę. Na jej policzkach wykwitał delikatny rumieniec. Potrząsnęli dłońmi, oboje
jakby szczęśliwsi niż jeszcze przed chwilą. Poczułam się jak intruz.
- Chyba wrócę jeszcze na bieżnię…
do zobaczenia! - rzuciłam szybko i uciekłam stamtąd. Obserwowałam ich kątem
oka. Nie ruszyli się o krok, ale przynajmniej zaczęli coś do siebie mówić.
Może nie wrócę nigdy więcej na
siłownię. Może sport nie jest dla mnie i może wypluwam płuca, truchtając w
tempie ślimaka na bieżni. Ale przyjście właśnie tutaj tego dnia miało jakiś
większy sens. Głęboko w to wierzyłam.
* * *
Kochany Ronie,
Przykro mi, że nie możesz przyjechać do mnie w ten weekend. Mam
wrażenie, że coraz więcej pracujesz. Czy na pewno wszystko u Ciebie w porządku?
Może wolisz, żebym to ja przyjechała?
Kolejny tydzień minął tak szybko, że ledwo to zauważyłam. W Zurychu
jest cudownie. Bardzo się cieszę, że zgodziłeś się na mój wyjazd. Nawet nie
wyobrażasz sobie, jak dużo już się tutaj dowiedziałam, a to dopiero drugi
miesiąc. Pomyśl, co będę umiała po pół roku!
Profesor Steiner nadal jest bardzo wymagający, ale to dobrze. Jeszcze
nigdy nie widziałam, żeby się uśmiechnął, ale kiedy czytał mój esej,
przysięgam, że drgnął mu kącik ust! To chyba dobry znak. Z tej radości nie
mogłam już skupić się na innych zadaniach i zrobiłam sobie wolny wieczór.
Wyszłam razem z Beccą na małe zwiedzanie. Kupiłyśmy Damascino – brandy ze
śliwek damasceńskich, zabrałyśmy do pokoju i przysięgam, nigdy jeszcze nie
wypiłam tyle alkoholu naraz. Całą noc nie mogłam spać, strasznie kręciło mi się
w głowie. Zresztą wiesz sam, jak to na mnie działa. Żałuję, że nie było cię
przy mnie, by utulić mnie do snu. I być na tyle przytomnym, by podać mi mój
własny eliksir na takie przypadki! Przypomniałam sobie o nim dopiero rano.
Ginny pisała mi ostatnio, że rozmawialiście o wyjeździe na wakacje na
Wyspy Kanaryjskie. Dlaczego nic mi o tym nie wspomniałeś? To wspaniały pomysł!
Spędzimy trochę czasu z Potterami, no i oczywiście znajdziemy chwilę dla
siebie. Już nie mogę się doczekać. Na samą myśl o wypoczynku tam robi mi się
cieplutko. Jeszcze tylko kilka miesięcy! Oczywiście wszystko zależy od tego,
czy uda mi się dostać urlop, ale jestem dobrej myśli.
Odzywaj się do mnie trochę częściej skarbie, co? Wiem, że nadal trochę
się na mnie boczysz za ten wyjazd. Ale spójrz, jedna trzecia już za nami, zanim
się obejrzysz będę z Tobą w domu. A do tego czasu może nauczysz się jakiegoś
pysznego dania, które zaprezentujesz mi po powrocie? Żartuję. Wiem, że jadasz
teraz tylko i wyłącznie posiłki na wynos :)
Napisz mi najszybciej jak się da, kiedy będziesz mógł do mnie przyjechać.
Mam Ci tutaj tyle do pokazania! Zresztą pisałam Ci już o tym, nie będę się
powtarzać. Czekam z niecierpliwością na wiadomość od Ciebie.
Kocham,
Hermiona
Hej :)
OdpowiedzUsuńMoże na początek powiem, że ogromnie wciągnęłam się w to Twoje opowiadanie. Prawdę mówiąc miałam przeczytać dziś tylko kilka pierwszych rozdziałów, a skończyłam wszystkie dotychczas opublikowane, co bardzo mnie cieszy, bo opowiadanie jest wyjątkowe.
Muszę przyznać, że po przeczytaniu prologu spodziewałam się czegoś w stylu Zakrętów Losu i nie powiem; zaskoczyłaś mnie pozytywnie.
Najbardziej podoba mi się to, ze tak wyjątkowo budujesz historię. Stopniowo wyjaśniają się niektóre sprawy. Byłam szczerze zaskoczona, gdy przeczytałam, w którymś tam rozdziale, że Hermiona była mężatką! Ale, gdy z biegiem akcji, zaczęły pojawiać się te różne przebłyski i wspomnienia Hermiony to jeszcze bardziej mnie zaintrygowałaś. Choć wciąż niesamowicie ciekawi mnie jak to się stało, że Hermiona tak nagle straciła swoją pozycję. Jak poznała Lucy(bo chyba mi to nie umknęło?), jak urwał jej się kontakt z przyjaciółmi. Jestem ogromnie tego ciekawa. Mam dużo pytań, a szkoda, że tak mało odpowiedzi :). Muszę powiedzieć, że masz bardzo fajny styl pisania. Zgrabnie kreujesz wypowiedzi bohaterów, a także interesująco opisujesz myśli i uczucia Miony. Choć, muszę przyznać, że na początku wypowiedzi Draco wydawał mi się nad wyraz sztuczne i takie aż nadto przemyślane. Dopiero z biegiem rozdziałów uległo to zmianie i nie wydawały się już tak sterylnie poprawne. W końcu Malfoy stał się Malfoyem z tą swoją śliczną buźką przyozdobiona ironicznym uśmieszkiem.
Ciekawi mnie również relacja Astorii i Draco, no i oczywiście rozwinięcie dalszej relacji Draco z Hermioną.
No nic, pozostaje czekać na kolejny rozdział. W tym czasie zabiorę się za Twoją drugą historię :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny!
Charlotte Petrova
+ Koniecznie musisz uzupełnić spis treści do tego opowiadania, bo z tego, co się orientuję kończy się na 11 rozdziale :)
Zapraszam w wolnej chwili do siebie, również dramione :)
Wschód słońca(opowiadanie niedawno rozpoczęte)
Auror z wymiany(opowiadanie zakończone)
Zaciekawiły mnie te Zakręty Losu. Wyszukałam i przez Ciebie zaczęłam czytać. Najwyraźniej czeka mnie kilka wyjętych z życia godzin :D
UsuńTe wszystkie pytania, które zadajesz, będą miały swoje wyjaśnienie już niedługo. Opisuję przeszłość chronologicznie, jesteśmy już prawie przy wydarzeniu z prologu, a cała reszta miała miejsce jeszcze później, także cierpliwości! :)
Hm, co do wypowiedzi z początkowych rozdziałów, ja to opowiadanie zaczęłam pisać kilka lat temu i dopiero niedawno do niego wróciłam. Myślę że trochę kulawy początek to kwestia próby pogodzenia dawniejszego stylu pisania z obecnym i mnóstwa przeróbek. Dobrze, że zwracasz na to uwagę, to znaczy że powinnam jeszcze do tego porządnie przysiąść :)
Dziękuję bardzo za komentarz i opinię, pozdrawiam :)
Już chciałam do Ciebie pisać z zapytaniem, gdzie ten rozdział co miał być około 10.08, ale zdążyłaś opublikować zanim się zabrałam :p
OdpowiedzUsuńCoś dziwnego mi się załączyło i cały czas na siłowni oczekiwałam, że wydarzy się coś szczególnego. Wyczekiwałam Malfoya albo Astorii. Także plus, że się nie doczekałam, bo to znaczy, że nie jesteś zbyt przewidywalna ;)
Bardzo nurtuje mnie ten wielki skandal, który był udziałem Hermiony. Co takiego musiała zrobić, że nie może wykonywać zawodu i w ogóle znajduje się w takiej finansowej dziurze? Przecież chyba w miarę im się z Ronem powodziło? Co się stało z ich oszczędnościami? Może powinno mnie to zainteresować już na początku opowiadania, ale dopiero teraz o tym pomyślałam :D
Druga sprawa czy Anglia jest taka wielka, że Hermiona wcale nie spotyka swoich byłych znajomych. Malfoya na początku spotkała przypadkiem chyba z dwa razy? A cała reszta? Ron, Harry, Ginny? Zapadli się pod ziemię? :p Czy chociaż ktoś dalszy? Jakaś Lawender? To by mogła być ciekawa konfrontacja, dająca czytelnikom szerszy pogląd na tą tajemniczą przeszłość... tak sobie fantazjuję :p
Ten list... hmm... odniosłam wrażenie, że jest odrobinę przesłodzony. Ale może to tylko moje odczucie.
Pozdrowienia! Udanego końca lata :)
A widzisz, a jednak nie jestem aż tak przewidywalna, jakby się mogło wydawać :) Wiem, wiem, są takie schematy, które bombardują nas z każdej strony. Ja sama przewracam oczami jak pojawia mi się gdzieś coś PO RAZ KOLEJNY. Za dużo już chyba w życiu zdążyłam przeczytać/obejrzeć i wszystko się robi powtarzalne :(
UsuńJasne, Ronowi i Hermionie powodziło się całkiem nieźle. Na skutek takiego a nie innego splotu wydarzeń (pięknie owijam w bawełnę?) złożyło się tak, że aktualnie Hermiona nie ma nic. Kiedyś to wyjaśnię, postaram się szybciej niż później, ale z moim tempem pisania wychodzi to różnie :/
Hm, chcesz więcej byłych znajomych Hermiony znaczy się? Oczywiście, że planuję w przyszłości nawet konfrontację z Ronem, na razie postanowiłam trochę mniej ją stresować takimi wydarzeniami :D Ale serio, irytuje mnie w historiach stanowczo zbyt częste spotykanie znajomych, które jest aż przesadzone. Jeśli bohaterce podoba się facet, to jest to oczywiste, że spotka go: w kolejce w sklepie, na spacerze, w klubie, w kiblu itepe., a jeśli akurat przypadkowy nieznajomy pocałuje ją w policzek, to dokładnie w tym momencie jej miłość wyjdzie zza rogu i urządzi jej awanturę… Mówisz, że przesadziłam w drugą stronę? Zastanowię się nad swoim zachowaniem i postaram się poprawić :)
Odniosłaś bardzo dobre wrażenie. Ron jest nadal obrażony, a Hermiona robi wszystko, żeby między nimi układało się wspaniale i maluje przed nimi świetlaną przyszłość. To tak w skrócie.
Pozdrowienia i wzajemnie! :)
Skąd tytuł tego rozdziału? Jakoś ten zabawny mi umknął ;) Nie chce marudzić, ale mam wrażenie, że troszkę straciłaś do tego opowiadania serce. Czekałam na jakiś mocny akcent w tym rozdziale i się niestety nie doczekałam... no i masz! Pierwszy mój komentarz na Twoim blogu i oczywiście marudze ;) to już lepiej było się nie odzywać ;) Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Aj wiem, miałam problem z nazwaniem tego rozdziału :)
UsuńCzy straciłam serce? Absolutnie nie. I mam zamiar udowodnić to w najbliższych rozdziałach. To tylko takie chwilowe załamanie było :)
Ja tam wolę odezwanie się z marudzeniem, niż nie odezwanie się wcale. Zawsze to jakaś wskazówka dla mnie, co jest nie tak :)
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam serdecznie