wtorek, 16 sierpnia 2016

Jesteś: 14. Zabawny



Myślenie o Malfoyu zaczynało być moją obsesją. Towarzyszyły temu różne uczucia, od niechęci poprzez złość, zakłopotanie, irytację, oszołomienie, wstyd, wdzięczność, nadzieję, podekscytowanie, aż po radość. Był mieszaniną różnych cech i zachowań, wprowadzał do mojej głowy mętlik.
Sama już nie wiedziałam, kim on dla mnie jest. Na pewno nie wrogiem, ale czy przyjacielem? A jeśli już, to czy przypadkiem nie myślałam o nim zbyt dużo w kategoriach zdecydowanie poza przyjacielskich? Nie podobało mi się i nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo interesuje mnie mężczyzna, który:
1) był moim wrogiem,
2) jest moim szefem,
3) ma żonę i stara się o dziecko,
4) to Malfoy. Mal-foy do cholery!
Myślałam o nim zdecydowanie częściej niż o tym, że zostanę bez dachu nad głową, co w ogóle do mnie – osoby praktycznej – nie pasowało. Myślenie o nim było moim buforem, który sprawiał, że w dziwny sposób przestałam się tak bardzo przejmować innymi rzeczami. Uspokajał mnie. A z drugiej strony wcale nie.
Rozpromieniłam się w uśmiechu, gdy witałam go w poniedziałek zza mojego biurka. Trzaśnięcie drzwi do jego gabinetu oprzytomniło mnie, a głupkowaty wyraz spełzł powoli z mojej twarzy. Szczerzyłam się jak idiotka, na co on jedynie skinął uprzejmie głową. Co ja sobie w ogóle wyobrażam? Otrząśnij się, Hermiono.
We wtorek, podczas wspólnego lunchu z Abby, wysłuchałam nowej dawki plotek. Z niecierpliwością wyczekiwałam tych dotyczących Malfoya i nie zawiodłam się. Podobno poprzedniego dnia, kiedy ja wyszłam już z pracy, a Malfoy został do późna, Maggie z naszego działu przypadkiem podsłuchała jego kłótnię z Astorią. Żona poprosiła, aby więcej czasu spędzał z nią w domu, a mniej w pracy. Padło też moje imię. Abby spytała mnie, czy zrobiłam coś, co mogłoby zdenerwować Astorię – i mogłam być pewna, że oczekuje ode mnie pikantnych szczegółów – na co wzruszyłam ramionami, choć serce zabiło mi mocniej. Idiotyzm. Przecież nie zrobiłam nic złego. To pewnie nic takiego, zapewniła mnie Abby. Astoria nigdy nie lubiła żadnej z asystentek Malfoya. Przytaknęłam jej, ale nie byłam tego taka pewna.
Później tego dnia z lekkim podenerwowaniem zapukałam do drzwi Malfoya i wsadziłam głowę do pomieszczenia. Siedział przy swoim biurku, rozparty na krześle, wpatrując się w sufit. Na blacie przed nim leżały porozwalane bez ładu i składu papiery. Świerzbiło mnie, żeby je wszystkie uporządkować.
- Mogę zająć ci chwilę? - spytałam zamiast tego. Podniósł na mnie wzrok i mrugnął przeciągle, wyrażając zgodę, więc usadowiłam się na krześle naprzeciwko niego i splotłam dłonie na podołku. Dzieliło nas tylko biurko. Wcześniej zastanawiałam się, jak zagaić rozmowę. Mimo kilku przygotowanych wariantów, zdecydowałam się na powiedzenie wprost. - Słyszałam o twojej kłótni z Astorią.
Skrzywił się momentalnie.
- Na brodę Merlina, czy ludzie w tym dziale znają słowo „prywatność”? Tak to jest, jak zatrudnia się w większości kobiety. I po co mi to było?
- Trzeba było nie krzyczeć przy otwartych drzwiach.
Wyszczerzyłam się. Malfoy lubił marudzić, ale nauczyłam się już, że nie trzeba brać tego na poważnie.
- To nie ja krzyczałem. - Potarł nasadę nosa. - Chyba muszę poobcinać tym naszym plotkarom pensje.
- Nie zrobisz tego – stwierdziłam, wywracając oczami. - Za to powiem ci, co możesz zrobić.
- Zamieniam się w słuch. Umieram z ciekawości, jaką radę ma dla mnie dzisiaj Hermiona Granger.
- Nie zabieraj mnie więcej – powiedziałam szybko, wchodząc mu w słowo, póki jeszcze starczyło mi odwagi. Wyglądał na trochę zdezorientowanego. - Na żaden bal, spotkanie i tak dalej. Zabieraj swoją żonę.
Nie wydawał się być zadowolony z tej rady. Zauważyłam, że bezmyślnie kręci obrączką na palcu.
- Ona nie chce mi towarzyszyć – odparł w końcu. Nie rozumiałam tego. Wolała, żeby zamiast tego zabierał swoje asystentki? Gdyby rzeczywiście była tak zazdrosna, jak sprawiała wrażenie, nie dopuściłaby do takich sytuacji.
- Więc chodź sam. Słuchaj, naprawdę nie chcę być kimś, kto staje pomiędzy wami. Astorii się to nie podoba i myślę, że powinieneś to uszanować.
Przyglądał mi się chwilę ze zmarszczonymi brwiami. Spodziewałam się różnych reakcji, ale na pewno nie takiej:
- Hermiono – zaczął powoli. - Skąd ci to, do cholery jasnej, przyszło do głowy, że jesteś przedmiotem naszych kłótni?
Takie sformułowanie problemu nie brzmiało dobrze. Speszyłam się. Malfoy pewnie teraz myślał, że coś sobie wyobrażam na nasz temat, co absolutnie nie było prawdą. Musiałam mu to tylko udowodnić.
- Abby tak mi…
- Aha, czyli to ona jest źródłem tych wszystkich niedorzecznych plotek, które krążą w całym budynku!
Brakowało mu jeszcze uniesionej w górę pięści zwycięstwa.
- Wcale nie.
Nie mogłam wkopać koleżanki. Abby to miła, serdeczna i pomocna dziewczyna, i w żadnym wypadku nie może mieć przeze mnie kłopotów.
- Mam prośbę, dobra? - Kąciki ust Malfoya unosiły się lekko, gdy to mówił. Aha, czyli że nabijał się ze mnie? - Jak chcesz coś wiedzieć, pytaj bezpośrednio mnie, nie tych przekupek z naszego działu. To nam obojgu wyjdzie na dobre.
Wcale nie chciałam nic o nim wiedzieć. Westchnęłam zrezygnowana.
- Mimo wszystko uważam, że powinieneś spędzać więcej czasu ze swoją żoną.
Wycelował we mnie oskarżycielsko palec, robiąc złowrogą minę.
- Wracaj do pracy, bo utnę ci premię.
Przecież nie mam premii.

Reszta tygodnia popłynęła gładko. Zdecydowanie zbyt gładko, jeśli brać pod uwagę, że zostało mi tak mało czasu na znalezienie nowego mieszkania. Nie chciałam wprowadzać się gdzieś, gdzie nie będę czuła się dobrze, tylko dlatego, że muszę mieszkać gdziekolwiek. Z drugiej strony nie mogłam odkładać decyzji w nieskończoność, bo już za kilka dni czekało mnie oddanie kluczy. Znalazłam się w żałosnej sytuacji.
- To mieszkanie jest za drogie – zgasiłam zapał Lucy, który pojawił się po moim oświadczeniu, że tu mi się bardzo podoba. Wyszłyśmy właśnie z oglądanego przez nas mieszkania i kierowałyśmy się spacerem z powrotem do swoich domów.
- Ale bez przesady – próbowała jeszcze negocjować. - Stać cię teraz na nie, masz w końcu stałą pracę. Albo poproś Malfoya o podwyżkę.
Popatrzyłam na nią z przyganą.
- No co? - broniła się. - Chyba masz u niego specjalne względy, co?
- Chyba śnisz.
Lucy tkwiła w swojej idealnej bańce mydlanej, skąd patrzyła sobie na mnie z góry przez różowe okulary. W jej świecie ja i Malfoy byliśmy radosnymi papużkami-nierozłączkami, zwierzającymi się sobie z sekretów i trzymającymi za rączki. Nie mam pojęcia skąd u niej taki obraz.
Lucy po raz kolejny powtórzyła, żebym zamieszkała z nią, dopóki nie znajdę lokum dla siebie. Powoli przyzwyczajałam się już do tej myśli, nie miałam innego wyjścia. Przyjaciółka była bardzo podekscytowana moim słabnącym oporem i już ustalała nam grafik domowych obowiązków.
- Gotujesz lepiej ode mnie – mówiła. - Nie obrażę się, jeśli będziesz to robić częściej. Ja zobowiązuję się do mycia naczyń i robienia zakupów…
- Nie ma mowy – zastopowałam ją. - Będziesz kupować zbyt dużo niepotrzebnych rzeczy, a ja na pewno nie zapłacę za nie pół na pół.
Nie wyglądała na urażoną.
- Będziesz mi robić listy.
- To nic nie da.
Znałam ją już zbyt dobrze. Zakupy plus Lucy równa się ruina finansowa, a nie mogłam sobie na to pozwolić. Aż dziw, że jakimś cudem Lucy wciąż miała trochę odłożonych pieniędzy. Co chwilę żaliła mi się, ile niepotrzebnych rzeczy nakupiła, na przykład spieniacz do mleka, którego nie użyła jeszcze ani razu. Albo ile produktów wyrzuciła z lodówki, bo były już po terminie.
- Dobra. To będę wynosić śmieci. Ale ty sprzątasz. Zawsze mam problemy z tymi zaklęciami czyszczącymi.
Raz nawet udało jej się podpalić zasłony, ale litościwie postanowiłam jej tego nie wypominać. No i jeszcze ten przypadek, kiedy zawartość muszli klozetowej eksplodowała jej w twarz…
- W porządku. - Ciekawe, kto musiałby po niej doczyszczać. - Ale robisz pranie. Tylko błagam, nie pofarbuj mi niczego.
- Za kogo ty mnie masz, za jakąś kompletną ofermę? - Wywróciła oczami. - O! Czekaj! - Zatrzymała się, wymachując ręką. - Tu jest ta nowa kawiarnia, którą ostatnio polecała mi Marilyn!
- Kto? - Byłam trochę zdezorientowana.
Lucy wyjaśniła cierpliwie:
- Marilyn. Nowa dziewczyna u mnie w klubie. A właśnie! Słuchaj, mamy też nowego ochroniarza i niezłe z niego ciacho! Jest bardziej w twoim typie niż w moim… - Jęknęłam. Lucy odczuwała nieustanną potrzebę swatania mnie. - ...dlatego pozwolę ci go najpierw obejrzeć, i jeśli ci się nie spodoba, dopiero wtedy się za niego wezmę – ciągnęła.
Gestykulowała żywo, wciąż stojąc na środku chodnika. Pan w średnim wieku z ogromną aktówką uchylił się przed zmierzającą w stronę jego twarzy ręką w popłochu.
- Ups, przepraszam! - zawołała za nim Lucy i popatrzyła na mnie. - Mógł nie iść tak blisko. W każdym razie ten facet ma na imię Stan i jest STAN-owczo seksowny. - Zachichotała z własnego dowcipu. Kiedy wyrzucała z siebie peany na jego cześć, zaciągnęłam ją do wnętrza kawiarni, przytulnie urządzonej w odcieniach brązu i różowego. Wolałam, kiedy Lucy mówiła o nowych facetach, bo przynajmniej nie skupiała wtedy uwagi na Danielu. A to już jakiś postęp.
Zamówiłyśmy dwie cynamonowe latte i usiadłyśmy na pluszowej kanapie w rogu. Zerkałam w stronę witryny z ciastami. Moją uwagę przykuło to nazwane „malinowa rozkosz”. Składało się z ciemnego ciasta, przełożonego jasnym kremem, a na jego szczycie pyszniły się soczyście różowe maliny. I, o mój Boże, czy to beza? Ślinka ciekła mi już na sam widok.
- Słuchaj Luce, a może weźmiemy jeszcze po kawałku ciasta?
Popatrzyła na mnie, później na witrynę i znów na mnie. Zmarszczyła brwi.
- Eee… jakoś nie mam ochoty. Ale ty, jeśli chcesz, to się nie krępuj.
Nie zamierzałam. Zsunęłam się z kanapy. Z szerokim uśmiechem na ustach złożyłam zamówienie. Sprężyście wróciłam do naszego stolika. Już nie mogłam doczekać się tej uczty dla podniebienia.
- Swoją drogą chyba trochę przytyłaś, co? - dogryzła mi Lucy. - Jak się poznałyśmy, byłaś takim chudzielcem. O połowę mniejsza niż teraz.
- Wielkie dzięki – burknęłam. Nie było wcale przyjemnie słuchać takich komentarzy na swój temat. Gdyby to nie była Lucy, obraziłabym się. - Naprawdę wiesz, jak poprawić człowiekowi humor.
Wzruszyła ramionami.
- Nie czepiam się ani nic takiego. Po prostu mówię. - Nagle jej twarz rozjaśniła się pod wpływem nowego pomysłu. - Hej, a może zapiszemy się na siłownię? Ja też mam kilka ponadprogramowych kilogramów po Danielu.
Hm, chyba miała na myśli po obżarstwie po rozstaniu z Danielem. A poza tym wyglądała świetnie. Chciałabym mieć jej sylwetkę. Zamiast tego walczyłam z boczkami i grubymi udami.
- Na siłownię? - powtórzyłam po niej. - No nie wiem.
Głównie chodziło o to, że wstydziłam się pokazać ludziom w obcisłym sportowym stroju, spocona i dysząca przy wykonywaniu najprostszych ćwiczeń.
- No weź, będzie fajnie!

Nie było. Po przebiegnięciu w ślimaczym tempie trzech kilometrów na bieżni w ramach rozgrzewki, stanęłam z boku, dysząc jak parowóz i chwiejąc się na nogach. Miałam nieestetycznie wyglądające plamy z potu pod pachami i intensywnie czerwoną, rozgrzaną twarz.
Lucy bez większego wysiłku pokonywała szósty kilometr w pięknym stylu, przebierając nogami w niedoścignionym dla mnie tempie. Wyglądała, jakby urodziła się na bieżni. Poobserwowałam jeszcze chwilę jej odrobinę zaróżowioną twarz. Zdawało się, że bieganie nie sprawia jej żadnego wysiłku. Nienawidziłam jej za to.
- Idę na rowerek – oświadczyłam.
Ustawiłam siodełko na odpowiednią wysokość i usadowiłam się na nim. Wykonałam kilka gwałtowniejszych obrotów pedałami, po czym zwolniłam tempo. Miałam stąd świetny widok na innych ćwiczących ludzi. Kobiety biegające na bieżni, rozciągające się czy robiące brzuszki, mężczyźni podnoszący sztangę, albo odpoczywający po kolejnej serii ćwiczeń na nieznanych mi z nazwy przyrządach, wyglądających jak narzędzia tortur. Wydawało mi się, że wszyscy wyglądają lepiej ode mnie i nie czułam się z tym komfortowo.
- Prawie stoisz w miejscu.
Obróciłam się do właściciela głosu. Był nim wysoki, smukły mężczyzna o zawadiacko spadających na twarz, brązowych włosach i ciepłych, zielonych oczach. Nie zauważyłam, kiedy zajął rowerek obok mnie. Pedałował w tempie zdecydowanie szybszym od mojego. Jego twarz wyrażała uprzejme zainteresowanie.
- Nie chcę się przeforsować – usprawiedliwiłam się. – Jakiś czas nie ćwiczyłam.
Chociaż był szczupły, widziałam napięte mięśnie jego ramion i wyglądały naprawdę imponująco. Musiał ćwiczyć regularnie. Ciekawe ile czasu potrzeba, by wykształcić takie mięśnie…
- Jestem Adam – wyciągnął w moją stronę rękę, którą uścisnęłam.
- Hermiona.
- Mam wrażenie, że skądś cię znam. - Przyglądał mi się, ale nienachalnie, mrużąc lekko oczy. Wzruszyłam ramionami.
- Dużo ludzi mi to mówi.
Naprawdę wiele osób przewinęło się przez moje ręce, kiedy jeszcze byłam uzdrowicielką. Poza tym parę razy znalazłam się w gazetach – jako przyjaciółka Harry’ego Pottera, czy też już po skandalu, który pozbawił mnie pracy. Nie było to nic dziwnego i nie odebrałam tego jako tandetny podryw.
Adam przestał się we mnie wpatrywać. Albo udało mu się przypomnieć, skąd mnie zna, albo postanowił sobie odpuścić.
- Niespecjalnie mi się jeździ po plaży, a tobie?
Magiczne siłownie były… dziwne. Choć sprzęty zostały zaadaptowane do czarodziejskiego świata, tak że nie wymagały elektryki, ktoś wpadł na pomysł, żeby cała reszta wyraźnie mówiła, że to nie miejsce dla mugoli. Przyciski przy poszczególnych sprzętach pozwalały na zmianę scenerii wokół danej części sali. Ktoś, kto korzystał wcześniej z rowerów, ustawił otoczenie jako plażę – widziałam złoty piasek, turkusową wodę i trochę porozrzucanych skał. Słyszałam szum fal, skrzeczenie mew, a w kark grzało mnie przyjemnie słońce. Do moich nozdrzy docierał słony zapach. Taka sceneria zachęcała do zwolnienia i napawania się nią, nie do szybkiej jazdy.
- Może las? – zaproponowałam.
Adam pokiwał z uznaniem głową i nacisnął przycisk. Otoczenie rozmyło się, poszczególne cząsteczki magii zamigotały i zaczęły przybierać kształty soczyście zielonej roślinności i gładkiej, ubitej ścieżki. Rozległ się pierwszy świergot ptaków. Wiatr pieścił łagodnie moją twarz, rozwiewał włosy. Przymknęłam oczy, nadal pedałując.
- Tak lepiej – skwitował Adam. Uśmiechnęłam się leciutko. Mogłam tak jechać i jechać, nie zwracając uwagi na upływające kilometry… tyle że po pewnym czasie zaczęłam odczuwać coraz boleśniejsze napięcie w nogach. Zerknęłam na mojego towarzysza, który pedałował jakieś sto razy szybciej ode mnie. Wyglądał, jakby w ogóle się nie męczył. Bardzo chciałam zrobić sobie przerwę, ale jak mogłam, skoro ledwo zaczęłam? Nie chciałam wyjść na aż takiego mięczaka.
- Więc… przychodzisz tu często? – spytałam, próbując odwrócić swoją uwagę od zmęczenia. Zwolniłam tempo, ale się nie zatrzymałam.
- Dość często. – Uśmiechnął się do mnie, później odwrócił głowę i popatrzył na wprost, na rozciągającą się przed nami drogę. – Ale ciebie widzę tutaj pierwszy raz.
- Bo jestem pierwszy raz – odparłam szczerze.
- I jak ci się tu podoba?
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią. Niespecjalnie. Wolałabym spędzić czas na kanapie przy dobrej książce. Ale nie mogłam mu tego powiedzieć. Przybrałam wszechwiedzącą minę.
- No… jest całkiem nieźle. Nie wykluczam, że jeszcze się tu pojawię.
Mrugnął do mnie.
- Więc prawdopodobnie jeszcze się zobaczymy.
Jego wzrok utknął gdzieś nad moim ramieniem. Wyraz twarzy wciąż był skupiony, a jednak nie zwracał już na mnie uwagi. W tej samej chwili, w której postanowiłam się odwrócić, usłyszałam głos Lucy, pytającej czy idę z nią poćwiczyć z ciężarkami. Popatrzyłam na nią. A później znów na Adama. Działo się tutaj coś, czego nie można tak po prostu opisać słowami. Coś magicznego.
Lucy popatrzyła na Adama i rozchyliła lekko usta. Jej oczy zabłysły. Założyła niesforny kosmyk włosów za ucho, opuszczając wzrok, a później znów go podniosła, tym razem uśmiechając się lekko. Zareagowałam z niewielkim opóźnieniem.
- Lucy, to jest Adam, Adam – moja przyjaciółka Lucy.
- Cześć – powiedzieli równocześnie. Adam zerwał się z roweru, Lucy pochyliła nade mną, wyciągając rękę. Na jej policzkach wykwitał delikatny rumieniec. Potrząsnęli dłońmi, oboje jakby szczęśliwsi niż jeszcze przed chwilą. Poczułam się jak intruz.
- Chyba wrócę jeszcze na bieżnię… do zobaczenia! - rzuciłam szybko i uciekłam stamtąd. Obserwowałam ich kątem oka. Nie ruszyli się o krok, ale przynajmniej zaczęli coś do siebie mówić.
Może nie wrócę nigdy więcej na siłownię. Może sport nie jest dla mnie i może wypluwam płuca, truchtając w tempie ślimaka na bieżni. Ale przyjście właśnie tutaj tego dnia miało jakiś większy sens. Głęboko w to wierzyłam.

* * *

Kochany Ronie,
Przykro mi, że nie możesz przyjechać do mnie w ten weekend. Mam wrażenie, że coraz więcej pracujesz. Czy na pewno wszystko u Ciebie w porządku? Może wolisz, żebym to ja przyjechała?
Kolejny tydzień minął tak szybko, że ledwo to zauważyłam. W Zurychu jest cudownie. Bardzo się cieszę, że zgodziłeś się na mój wyjazd. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak dużo już się tutaj dowiedziałam, a to dopiero drugi miesiąc. Pomyśl, co będę umiała po pół roku!
Profesor Steiner nadal jest bardzo wymagający, ale to dobrze. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby się uśmiechnął, ale kiedy czytał mój esej, przysięgam, że drgnął mu kącik ust! To chyba dobry znak. Z tej radości nie mogłam już skupić się na innych zadaniach i zrobiłam sobie wolny wieczór. Wyszłam razem z Beccą na małe zwiedzanie. Kupiłyśmy Damascino – brandy ze śliwek damasceńskich, zabrałyśmy do pokoju i przysięgam, nigdy jeszcze nie wypiłam tyle alkoholu naraz. Całą noc nie mogłam spać, strasznie kręciło mi się w głowie. Zresztą wiesz sam, jak to na mnie działa. Żałuję, że nie było cię przy mnie, by utulić mnie do snu. I być na tyle przytomnym, by podać mi mój własny eliksir na takie przypadki! Przypomniałam sobie o nim dopiero rano.
Ginny pisała mi ostatnio, że rozmawialiście o wyjeździe na wakacje na Wyspy Kanaryjskie. Dlaczego nic mi o tym nie wspomniałeś? To wspaniały pomysł! Spędzimy trochę czasu z Potterami, no i oczywiście znajdziemy chwilę dla siebie. Już nie mogę się doczekać. Na samą myśl o wypoczynku tam robi mi się cieplutko. Jeszcze tylko kilka miesięcy! Oczywiście wszystko zależy od tego, czy uda mi się dostać urlop, ale jestem dobrej myśli.
Odzywaj się do mnie trochę częściej skarbie, co? Wiem, że nadal trochę się na mnie boczysz za ten wyjazd. Ale spójrz, jedna trzecia już za nami, zanim się obejrzysz będę z Tobą w domu. A do tego czasu może nauczysz się jakiegoś pysznego dania, które zaprezentujesz mi po powrocie? Żartuję. Wiem, że jadasz teraz tylko i wyłącznie posiłki na wynos :)
Napisz mi najszybciej jak się da, kiedy będziesz mógł do mnie przyjechać. Mam Ci tutaj tyle do pokazania! Zresztą pisałam Ci już o tym, nie będę się powtarzać. Czekam z niecierpliwością na wiadomość od Ciebie.
Kocham,
Hermiona

6 komentarzy:

  1. Hej :)
    Może na początek powiem, że ogromnie wciągnęłam się w to Twoje opowiadanie. Prawdę mówiąc miałam przeczytać dziś tylko kilka pierwszych rozdziałów, a skończyłam wszystkie dotychczas opublikowane, co bardzo mnie cieszy, bo opowiadanie jest wyjątkowe.
    Muszę przyznać, że po przeczytaniu prologu spodziewałam się czegoś w stylu Zakrętów Losu i nie powiem; zaskoczyłaś mnie pozytywnie.
    Najbardziej podoba mi się to, ze tak wyjątkowo budujesz historię. Stopniowo wyjaśniają się niektóre sprawy. Byłam szczerze zaskoczona, gdy przeczytałam, w którymś tam rozdziale, że Hermiona była mężatką! Ale, gdy z biegiem akcji, zaczęły pojawiać się te różne przebłyski i wspomnienia Hermiony to jeszcze bardziej mnie zaintrygowałaś. Choć wciąż niesamowicie ciekawi mnie jak to się stało, że Hermiona tak nagle straciła swoją pozycję. Jak poznała Lucy(bo chyba mi to nie umknęło?), jak urwał jej się kontakt z przyjaciółmi. Jestem ogromnie tego ciekawa. Mam dużo pytań, a szkoda, że tak mało odpowiedzi :). Muszę powiedzieć, że masz bardzo fajny styl pisania. Zgrabnie kreujesz wypowiedzi bohaterów, a także interesująco opisujesz myśli i uczucia Miony. Choć, muszę przyznać, że na początku wypowiedzi Draco wydawał mi się nad wyraz sztuczne i takie aż nadto przemyślane. Dopiero z biegiem rozdziałów uległo to zmianie i nie wydawały się już tak sterylnie poprawne. W końcu Malfoy stał się Malfoyem z tą swoją śliczną buźką przyozdobiona ironicznym uśmieszkiem.
    Ciekawi mnie również relacja Astorii i Draco, no i oczywiście rozwinięcie dalszej relacji Draco z Hermioną.
    No nic, pozostaje czekać na kolejny rozdział. W tym czasie zabiorę się za Twoją drugą historię :)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny!
    Charlotte Petrova

    + Koniecznie musisz uzupełnić spis treści do tego opowiadania, bo z tego, co się orientuję kończy się na 11 rozdziale :)

    Zapraszam w wolnej chwili do siebie, również dramione :)
    Wschód słońca(opowiadanie niedawno rozpoczęte)
    Auror z wymiany(opowiadanie zakończone)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaciekawiły mnie te Zakręty Losu. Wyszukałam i przez Ciebie zaczęłam czytać. Najwyraźniej czeka mnie kilka wyjętych z życia godzin :D
      Te wszystkie pytania, które zadajesz, będą miały swoje wyjaśnienie już niedługo. Opisuję przeszłość chronologicznie, jesteśmy już prawie przy wydarzeniu z prologu, a cała reszta miała miejsce jeszcze później, także cierpliwości! :)
      Hm, co do wypowiedzi z początkowych rozdziałów, ja to opowiadanie zaczęłam pisać kilka lat temu i dopiero niedawno do niego wróciłam. Myślę że trochę kulawy początek to kwestia próby pogodzenia dawniejszego stylu pisania z obecnym i mnóstwa przeróbek. Dobrze, że zwracasz na to uwagę, to znaczy że powinnam jeszcze do tego porządnie przysiąść :)
      Dziękuję bardzo za komentarz i opinię, pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Już chciałam do Ciebie pisać z zapytaniem, gdzie ten rozdział co miał być około 10.08, ale zdążyłaś opublikować zanim się zabrałam :p
    Coś dziwnego mi się załączyło i cały czas na siłowni oczekiwałam, że wydarzy się coś szczególnego. Wyczekiwałam Malfoya albo Astorii. Także plus, że się nie doczekałam, bo to znaczy, że nie jesteś zbyt przewidywalna ;)
    Bardzo nurtuje mnie ten wielki skandal, który był udziałem Hermiony. Co takiego musiała zrobić, że nie może wykonywać zawodu i w ogóle znajduje się w takiej finansowej dziurze? Przecież chyba w miarę im się z Ronem powodziło? Co się stało z ich oszczędnościami? Może powinno mnie to zainteresować już na początku opowiadania, ale dopiero teraz o tym pomyślałam :D
    Druga sprawa czy Anglia jest taka wielka, że Hermiona wcale nie spotyka swoich byłych znajomych. Malfoya na początku spotkała przypadkiem chyba z dwa razy? A cała reszta? Ron, Harry, Ginny? Zapadli się pod ziemię? :p Czy chociaż ktoś dalszy? Jakaś Lawender? To by mogła być ciekawa konfrontacja, dająca czytelnikom szerszy pogląd na tą tajemniczą przeszłość... tak sobie fantazjuję :p
    Ten list... hmm... odniosłam wrażenie, że jest odrobinę przesłodzony. Ale może to tylko moje odczucie.
    Pozdrowienia! Udanego końca lata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, a jednak nie jestem aż tak przewidywalna, jakby się mogło wydawać :) Wiem, wiem, są takie schematy, które bombardują nas z każdej strony. Ja sama przewracam oczami jak pojawia mi się gdzieś coś PO RAZ KOLEJNY. Za dużo już chyba w życiu zdążyłam przeczytać/obejrzeć i wszystko się robi powtarzalne :(
      Jasne, Ronowi i Hermionie powodziło się całkiem nieźle. Na skutek takiego a nie innego splotu wydarzeń (pięknie owijam w bawełnę?) złożyło się tak, że aktualnie Hermiona nie ma nic. Kiedyś to wyjaśnię, postaram się szybciej niż później, ale z moim tempem pisania wychodzi to różnie :/
      Hm, chcesz więcej byłych znajomych Hermiony znaczy się? Oczywiście, że planuję w przyszłości nawet konfrontację z Ronem, na razie postanowiłam trochę mniej ją stresować takimi wydarzeniami :D Ale serio, irytuje mnie w historiach stanowczo zbyt częste spotykanie znajomych, które jest aż przesadzone. Jeśli bohaterce podoba się facet, to jest to oczywiste, że spotka go: w kolejce w sklepie, na spacerze, w klubie, w kiblu itepe., a jeśli akurat przypadkowy nieznajomy pocałuje ją w policzek, to dokładnie w tym momencie jej miłość wyjdzie zza rogu i urządzi jej awanturę… Mówisz, że przesadziłam w drugą stronę? Zastanowię się nad swoim zachowaniem i postaram się poprawić :)
      Odniosłaś bardzo dobre wrażenie. Ron jest nadal obrażony, a Hermiona robi wszystko, żeby między nimi układało się wspaniale i maluje przed nimi świetlaną przyszłość. To tak w skrócie.
      Pozdrowienia i wzajemnie! :)

      Usuń
  3. Skąd tytuł tego rozdziału? Jakoś ten zabawny mi umknął ;) Nie chce marudzić, ale mam wrażenie, że troszkę straciłaś do tego opowiadania serce. Czekałam na jakiś mocny akcent w tym rozdziale i się niestety nie doczekałam... no i masz! Pierwszy mój komentarz na Twoim blogu i oczywiście marudze ;) to już lepiej było się nie odzywać ;) Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aj wiem, miałam problem z nazwaniem tego rozdziału :)
      Czy straciłam serce? Absolutnie nie. I mam zamiar udowodnić to w najbliższych rozdziałach. To tylko takie chwilowe załamanie było :)
      Ja tam wolę odezwanie się z marudzeniem, niż nie odezwanie się wcale. Zawsze to jakaś wskazówka dla mnie, co jest nie tak :)
      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)