poniedziałek, 14 marca 2016

Jesteś: 10. Ambitny



Coś zmieniło się między mną a Malfoyem. Kiedy następnego dnia zlecił mi podejście do dyrektora innego działu, by wydobyć od niego podpis na dokumentach, nawet nie odebrałam tego jako rozkaz. Jego protekcjonalny ton głosu zniknął – teraz czułam, że po prostu wypełniam polecenie służbowe i nie buntowałam się przeciwko jego manierom. Traktował mnie jak drugiego, żywego człowieka, nie jak robota przydzielonego do spełniania jego żądań.
Nigdy bym nie pomyślała, że dożyję momentu, w którym na jego widok uśmiechnę się bez wymuszenia. W szkole był okropny nie tylko dla mnie, ale dla mnóstwa innych, nie wspominając już nawet o moich najbliższych. Nienawidziłam go, chciałam, żeby zamknął tę swoją gębę i zniknął. Później zrobiło się poważniej. To już nie tylko pyskówki bogatego gnojka, który myślał, że jest taki wspaniały, bo ma na nazwisko Malfoy. Przystąpił do grona śmierciożerców, co było jednoznaczne z tym, że to nie tylko wkurzający dzieciak, próbujący wszystkim dopiec, a chłopak, który nie cofnie się przed niczym. Ale później nie potrafił zabić dyrektora Dumbledore’a. Nie radził sobie z byciem śmierciożercą. Nie wydał Harry’ego, kiedy ten został schwytany przez szmalcowników i przetrzymywany w dworze Malfoyów. I odwracał wzrok, kiedy jego ciotka, Bellatriks Lestrange, torturowała mnie, chcąc wydobyć informacje o mieczu Godryka Gryffindora.
To było tak dawno temu, że wydawało się, iż wydarzyło się w poprzednim życiu. Czy potrafiłam o tym zapomnieć i zobaczyć Draco Malfoya, dyrektora działu, dorosłego mężczyznę?
Reszta tygodnia minęła mi bardzo szybko. Nim się obejrzałam, nastał piątek, odebrałam rodziców z lotniska i spędziliśmy razem cudowny weekend. Ze łzami w oczach żegnałam ich w niedzielę, nie nasycona ich obecnością. Brakowało mi ich bliskości na co dzień. Miałam nadzieję, że ich pobyt w Australii nie przedłuży się na resztę życia. Czasem zastanawiałam się, co by było, gdybym kiedyś nie postanowiła zmodyfikować im pamięci, by chronić ich przed Voldemortem. Jak wyglądałoby nasze wspólne życie? Nie żałowałam tego, że ich odesłałam, a jednak ciągle gryzła mnie myśl, że byliby obok mnie, gdybym tego nie zrobiła.
Szybciej niż się spodziewałam, przywitał mnie poniedziałkowy ranek. Nastawiłam budzik na tyle wcześnie, żeby na spokojnie przygotować się do wyjścia. Nie mogłam dopuścić do sytuacji, w której Malfoy znów przychodzi do mnie i rozsiada się na mojej kanapie. Już w piątek stanowczo zaznaczyłam, że widzimy się w biurze. To było nienormalne.
Zarzuciłam torbę na ramię i obejrzałam się, stając w drzwiach. Uśmiechnęłam się do siebie, lustrując wzrokiem moje mieszkanko. Nie lubiłam go opuszczać, ale cieszyło mnie to, że będzie na mnie czekało, kiedy wrócę. Było mnie na nie stać.
Dotarłam do pracy na tyle wcześnie, że na korytarzach mijałam tylko nieliczne osoby. Nawet Abby jeszcze nie stawiła się na swoim stanowisku. Cały dział zdawał się jeszcze być pogrążony we śnie. Kiedy kierowałam się do swojego biurka, jedynym towarzyszącym mi dźwiękiem było echo moich kroków. Położyłam torbę na blacie i zerknęłam na drzwi do gabinetu Malfoya, zastanawiając się, czy zastanę go za nimi. Coś mnie kusiło. Iść tam czy nie? Z westchnieniem podeszłam i zapukałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Nacisnęłam na klamkę, a ponieważ nie spotkałam się z oporem, zajrzałam do środka.
Gabinet był pusty. Odniosłam wrażenie, że owionął mnie podmuch zimnego powietrza, i dreszcz przeszedł mi po plecach. Pewnie to kwestia szarej, surowej kolorystyki. Przestąpiłam próg, czując się, jakbym wchodziła do innego świata. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, skoro Malfoya nie było w środku, ale nie mogłam się opanować. Zerknęłam za siebie, upewniając się, że jestem zupełnie sama. Wiedziona chorą ciekawością podeszłam do biurka. Przebiegłam wzrokiem po zdjęciu przedstawiającym Malfoya i Astorię podczas sesji ślubnej. Ich uśmiechnięte twarze przyciągały wzrok. Malfoy stał z tyłu i obejmował Astorię w pasie. Kobieta wyglądała jak jakiś anioł w koronkowej, białej sukni z półprzezroczystymi rękawami, przylegającej do jej wąskiej talii i kształtnych bioder. Mogłam tylko pozazdrościć takiej figury.
Zanim się zorientowałam, trzymałam już zdjęcie w dłoni, przyglądając mu się dokładnie. Do tej pory udało mi się rzucić na nie okiem raz czy dwa, ale nigdy nie miałam okazji zatrzymać na nim wzroku na dłużej. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Nawet we wzroku Malfoya było coś dziwnego: czułość. Oboje prezentowali się świetnie. Ich dziecko otrzyma dobre geny. Oczywiście zakładając, że Astoria zajdzie w ciążę. Miałam przeczucie, że to już niedługo. Nieświadomie przyłożyłam dłoń do brzucha. Gdyby życie nie potoczyło się tak źle, ja i Ron mielibyśmy dziecko. Obraz stał się zamazany, a chwilę później usłyszałam w oddali kroki. Odstawiłam szybko zdjęcie na miejsce i starłam z policzka łzę, która wymknęła się spod kontroli. Przysiadłam na brzegu biurka, wiedząc, że nie mam czasu na udawanie, że mnie tu nie ma. Przybrałam na twarz uśmiech chwilę przed tym, jak Malfoy pojawił się w moim polu widzenia.
- Przygotowałam świstoklik – wypaliłam, zanim zdążył coś powiedzieć. Nie miał zbyt zadowolonej miny, widząc mnie w swoim gabinecie. Sięgnęłam do kieszeni płaszcza, by wyjąć z niej wsuwkę do włosów, którą uniosłam na potwierdzenie moich słów.
- I tobie też dzień dobry – burknął Malfoy. Zdecydowanie nie był tego dnia w humorze. Zauważyłam lekkie sińce pod oczami, kiedy podszedł do biurka i wyminął mnie. Otworzył jedną szufladę, potem drugą, następnie trzecią…
- Czego szukasz? – spytałam. Zignorował mnie i dalej przetrząsał gabinet. Przyglądałam się jego pełnym napięcia ruchom z ciekawością. – Może gdybyś mi powiedział, mogłabym ci pomóc? – próbowałam dalej.
Wreszcie spojrzał na mnie i odniosłam wrażenie, że jest wściekły. Wstałam z biurka i cofnęłam się o kilka kroków. Czy to ja go rozzłościłam?
- Zgubiłem pewien ważny dokument.
Ostatnio gubił stanowczo zbyt dużo rzeczy – zaczynając od swojej obrączki. Dotrzymałam obietnicy i zamówiłam mu drugą, bazując na wskazówkach Malfoya i zdjęciach, na których miał ją na palcu. Będzie do odbioru, gdy wrócimy z Włoch.
- Co to było? Może ja go gdzieś widziałam?
Malfoy wstał i zamknął kopnięciem najniższą szufladę.
- Wątpię. Gotowa?
- Wezmę tylko torbę.
Wycofałam się z pomieszczenia. Gdy tylko byłam pewna, że Malfoy mnie nie widzi, wykonałam rękoma gest, jakbym go dusiła. To błyskawicznie poprawiło mój humor. Od razu udzielał mi się jego nastrój, zupełnie jakby nim zarażał.
Kiedy ściągałam torbę z biurka, urwała się rączka i wszystko poleciało na podłogę. Wypuściłam ze świstem powietrze. Wysupłałam różdżkę z kieszeni i mruknęłam najprostsze zaklęcie naprawiające. Już po chwili moja torba była jak nowa. Zebrałam ją z podłogi i wróciłam do gabinetu Malfoya. Mężczyzna stał z założonymi rękoma oraz uniesionymi brwiami. Tym razem to ja go zignorowałam. Niech sobie nie myśli, że tylko on jest uprzywilejowany. Wyciągnęłam w jego stronę wsuwkę do włosów, patrząc na niego wyczekująco. Złapał jej drugi koniec.
Utkwiłam wzrok w tęczówkach Malfoya w momencie, kiedy świstoklik zaczął działać. Sińce pod jego oczami wydały mi się jeszcze ciemniejsze. Odniosłam wrażenie, że jest czymś przygnębiony. Czy mogłam go o to spytać? Czy powinnam? Poczułam gwałtowne szarpnięcie w okolicach pępka, jak w teleportacji, a jednak trochę przyjemniejsze. Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, zalało mnie ostre światło słońca. Przenieśliśmy się do Włoch, odetchnęłam zupełnie innym powietrzem, a gwałtowny skok temperatury sprawił, że zrobiło mi się gorąco.
- Co się stało? – Nie wytrzymałam. Wiedziałam, że tak będzie. Moja ciekawość kiedyś mnie zgubi.
- Dostaliśmy się do Włoch? – Tryb pytający został przez niego użyty z ironią. Wywróciłam oczami.
- Przecież wiem. Pytam, co się stało tobie.
- Nic się nie stało. Chodźmy stąd – Mówiąc to Malfoy odsunął się ode mnie i przerwał kontakt wzrokowy. Zaprzeczanie i unikanie tematu to najwyraźniej jego broń w momencie, gdy zdarzy mu się odkryć przed kimś część siebie. Nie wspominając oczywiście o zgryźliwości i napastliwości.
Wtedy to mnie uderzyło: jak to się stało, że niemal podświadomie wiedziałam, iż coś go gryzie? Przegapiłam moment, w którym jego twarz przestała być dla mnie nieprzeniknioną maską. Zdradzał się drobnymi szczegółami, takimi jak drgania kącików ust, zmarszczki na czole, w okolicach oczu, ton głosu… Może po prostu wcześniej nie zwracałam na to takiej uwagi. A może przestał się tak bardzo kontrolować.
- Jeśli chcesz, możemy udawać, że nic się między nami nie wydarzyło. Że ja nie powiedziałam ci kilku słów o mnie za dużo, a ty nie powiedziałeś za dużo o sobie. Że nasze relacje nie wykraczają poza służbowe. Ale oboje znamy prawdę. Coś się stało. – Zmarszczyłam nos. – Co tu tak śmierdzi?
Rozejrzałam się i mój wzrok padł na wielki kontener wyładowany śmieciami. Kątem oka zauważyłam, że Malfoy wzrusza ramionami.
- Próbowałem zwrócić twoją uwagę na fakt, że najwyraźniej przejawiasz niezdrowe zainteresowanie odpadami. Myślę, że twój świat może lec w gruzach, ale – uwaga! – nie wszyscy ludzie lubią takie zapachy…
- Och, zamknij się – warknęłam.
- …i byłoby miło z twojej strony, gdybyś zechciała unikać takich przybytków w moim towarzystwie. Nie mogłaś przenieść nas w jakieś miłe, piękne miejsce?
Ugryzłam się w język, bo już chciałam mu się odgryźć, ale oświeciła mnie pewna myśl. On nie mówił tego wszystkiego po to, żeby być niemiłym. On po prostu…
- Próbujesz odwrócić moją uwagę – powiedziałam, uważnie obserwując jego reakcję. – Co takiego kryje się w twojej głowie, że tak usilnie starasz się mnie zniechęcić?
- Gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić. – Odwrócił się do mnie plecami i zaczął się oddalać. Po chwili wahania ruszyłam za nim. – Aha, i jeszcze jedno, Granger – rzucił przez ramię. – Przestań się bawić w psychologa, bo ci nie wychodzi.

* * *

- Nigdy więcej nie zrobisz rezerwacji w hotelu – oświadczył Malfoy, gdy spotkaliśmy się o umówionej godzinie w holu.
Posłałam mu pytające spojrzenie. Nie miałam zielonego pojęcia, co mu nie pasuje. Moim skromnym zdaniem spisałam się doskonale. Miły, ładny hotel o dość wysokim standardzie, w którym cena nie była zbyt wygórowana, a mimo to szła w parze z jakością.
- Pokój, Granger – wyjaśnił z miną męczennika. – To nie apartament.
Wywróciłam oczami.
- A już myślałam, że chodzi o coś poważnego. – Chciałam się odwrócić, ale on chwycił mnie za ramię, zmuszając do ponownego spojrzenia na niego. – Co?
Jego twarz znalazła się zdecydowanie zbyt blisko mnie. Poczułam się niezręcznie.
- Jestem dyrektorem poważnej firmy. Mogę pozwolić sobie na apartament w ramach budżetu i tego wymagam, a ty powinnaś wziąć to pod uwagę.
Nie zabrzmiało to bynajmniej miło. Wyszarpnęłam ramię z jego uścisku.
- Dobrze, zapamiętam – obiecałam, chcąc załagodzić sytuację. – Nie wiedziałam, że to takie ważne. Chciałam oszczędzić, żeby przekierować część budżetu na potrzebne ulepszenia w dziale.
- Słucham? – Malfoy nie wyglądał na zadowolonego. Wybałuszał na mnie oczy. Myślałam, że okaże trochę więcej wdzięczności za to, iż wykazuję inicjatywę i dbam o dobro jego podwładnych. – Nie do ciebie należą takie decyzje. Powinnaś konsultować to ze mną.
Spuściłam wzrok. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Może miał rację, ale naprawdę robiłam to w dobrej wierze. A poza tym nie powinien tak się wściekać o głupi apartament. Myślałam, że już mu przeszedł parszywy humor.
- Przepraszam. Będę takie rzeczy konsultować z tobą. Czy masz jeszcze jakieś zastrzeżenia?
Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Będę zgłaszał obiekcje na bieżąco. A teraz chodźmy, klient nie może na nas czekać.
Chłód bijący od Malfoya był jedynym, co zakłócało mi rozkoszowanie się tym pięknym, słonecznym dniem z dala od ponurego Londynu. Idąc, odchylałam głowę tak, żeby na twarz padało jak najwięcej ciepłych promieni. Dosłownie czułam, jak przenikają moją skórę i wnikają do wnętrza, gdzie pobudzają krążenie krwi i produkcję hormonów szczęścia. W końcu nawet pochmurny Malfoy, wyraźnie próbujący coś przede mną ukryć, stał się bardziej znośny. Kątem oka zauważyłam, że mi się przygląda.
- O co chodzi?
Wzruszył ramionami z niezbyt przekonującym brakiem zainteresowania. Nie przestał się jednak na mnie gapić. Starałam się nie zwracać na niego uwagi, ale to stawało się coraz bardziej irytujące. Nie pozwalało mi cieszyć się widokiem pięknego turkusu morza poniżej, intensywnie niebieskiego nieba i zarysu Wezuwiusza. Tu było jak w raju. Żałowałam, że nie mogę po prostu rozłożyć się na plaży i skorzystać z ostatnich podrygów lata. Zgrzałam się w białej koszuli i jasnoszarej garsonce i marzyłam o tym, żeby się jej pozbyć.
- Czemu tak się na mnie gapisz?
- Uśmiechasz się.
Obrzuciłam go krzywym spojrzeniem. Nie okazał po sobie speszenia.
- Chyba mogę, nie? Czy to też mam z tobą konsultować?
Na czole, między jego oczami, pojawiła się mała zmarszczka.
- Słuchaj… jakie to ulepszenia chciałabyś wprowadzić w dziale?
Prawie się potknęłam. Nie sądziłam, że go to zainteresuje. Przecież dopiero co jasno się wyraził, że mam pilnować swojego nosa i nie wtrącać się w „poważne” sprawy.
- To… to chyba oczywiste. – Musiałam iść bardzo blisko niego, bo gwar uliczny, pokrzykiwania i trąbiące samochody skutecznie mnie zagłuszały. – Nie zadbałeś o modernizację działu. Inne działy wprowadzają na wzór mugoli komputery, które bardzo usprawniają pracę. Potrzebny jest remont. Pomieszczenia, w których pracują ludzie, nie są zbyt przyjazne. Osobiście byłabym za tym, żeby zastosować przepierzenia przy stanowiskach poszczególnych pracowników. Ułatwiłoby im to skupienie się na pracy i każdy miałby swoją strefę komfortu. Twoja sala konferencyjna jest za mała, nie wiem, jak udaje ci się w niej rzeczywiście prowadzić konferencje. I jest nieergonomiczna. A ekspres? Ta kawa naprawdę ci smakuje? Jak dla mnie to zwykła lura, nieważne jaką kawę się do niego wsypie. Ale może z połową łyżeczki cukru smakuje znośnie.
Ku mojemu zdziwieniu Malfoy parsknął w odpowiedzi na mój żart. Szczęka prawie opadła mi do ziemi. A jednak posiadał jakąś namiastkę poczucia humoru. Ciągle mnie zadziwiał.
- Poza tym – kontynuowałam, zachęcona brakiem sprzeciwu. W miarę jak wypowiadałam kolejne słowa, prostowałam się coraz bardziej. – …uważam, że powinieneś wprowadzić jakiś system premiowy. Gdybyś oszczędzał na apartamentach, miałbyś na to fundusze. Byłoby to bardzo motywujące, biorąc pod uwagę, że twoja osoba budzi postrach, ale tylko wtedy, gdy jesteś w zasięgu wzroku. Kiedy nie patrzysz, każdy robi, co tylko chce. Może dlatego wyniki spadają. Ludzie nie są dostatecznie zmotywowani. Na twoim miejscu wynajęłabym też doradcę personalnego. Oczywiście nie jestem specem w tym temacie, a taka osoba na pewno pomogłaby ci wprowadzić konieczne zmiany.
- Stop – zaprotestował Malfoy. Patrzył na mnie jak na przybysza z innej planety. – Granger, o czym ty, do cholery, mówisz? Nie pomyliły ci się działy?
Zrobiłam urażoną minę. To nie moja wina, że nie interesowało go życie podwładnych i nie potrafił zauważyć tak oczywistych spraw.
- Nie wiem, czy masz tego świadomość, ale jadam lunche z Abby. To chodząca encyklopedia wiedzy o całym budynku. Poza tym jest też Charlotte.
- Charlotte? – Z niewyraźnej miny Malfoya wywnioskowałam, że nie ma zielonego pojęcia, o kim mówię. Westchnęłam.
- Tak, Charlotte. Twoja była asystentka? Pracuje w twoim dziale?
Zmarszczył brwi, jakby próbował sobie przypomnieć coś w tym temacie, ale najwyraźniej nie było to takie proste.
- Ta blondynka?
- Nie. Ruda. – No dajcie spokój, przecież ma tak charakterystyczną burzę włosów! - W każdym razie Charlotte bardzo chętnie dzieli się ze mną wszelkimi opiniami na twój temat.
- Chyba muszę ją zwolnić.
- Żartujesz sobie? – Zatrzymałam się, oparłam gniewnie dłonie na biodrach i wyzywająco wydęłam usta. – Jest kopalnią informacji. Poza tym nie możesz wyrzucić kogoś tylko dlatego, że o tobie plotkuje.
Popatrzył na mnie z politowaniem.
- Owszem, mogę. Jestem dyrektorem.
Ta logika do mnie nie przemawiała. Znów dostawałam potwierdzenie, że Malfoy jest niezwykle egoistycznym dupkiem. A przy tym zabawnym. Mogłam to pogodzić w swojej głowie.
- Nie, nie możesz tak robić. W ten sposób nigdy nie zbudujesz pozytywnego wizerunku – wyjaśniłam.
- Nigdy nie mówiłem, że mi na nim zależy. – Nasza rozmowa na ten temat mogłaby trwać bardzo długo. W moim umyśle kształtowało się mnóstwo argumentów, które domagały się uwolnienia. Malfoy nie pozwolił mi ich wypowiedzieć. – Nie mamy na to teraz czasu. Musimy skupić się na tej prezentacji. Czy możemy porozmawiać na ten temat przy kolacji?
Osłupiałam. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że zostawił mnie w tyle. Ruszyłam potulnie za nim. Malfoy jest ciekaw tego, co mam mu do opowiedzenia? Tak po prostu mi na to pozwoli? Jedynie siłą woli powstrzymywałam się od podskakiwania.
Okazało się, że budynek klienta Malfoya zainteresowanego ofertą to prosta biała kostka, upstrzona dużymi oknami z zaokrąglonymi łukami i balkonikami otoczonymi barierkami z  kutego żelaza. Weszliśmy do środka, a tam powitało nas duże, jasne lobby z unoszącą się nad głowami szklaną kopułą. Przed nami na planie półkola wznosiły się cztery piętra, otoczone barierkami z ciemnego drewna. Dreptałam za Malfoyem w oszołomieniu. Tak mogłaby wyglądać moja wymarzona biblioteka. Już widziałam oczami wyobraźni, jak schody prowadzą mnie na drewniane balkony, wypełnione regałami z książkami. I ten widok w dół z ostatniego piętra! Coś niesamowitego. Mogłabym z takiego miejsca nigdy nie wychodzić – ja, miękki fotel, pachnące starym papierem karty woluminów…
Uderzyłam w coś całym ciałem i odskoczyłam, zdezorientowana. Malfoy, na którego wpadłam, obrócił się do mnie w milczeniu. Jego zaciśnięte usta wyrażały dezaprobatę. Wymamrotałam przeprosiny i uważałam już na to, żeby nie rozglądać się zafascynowana jak zwierzątko wypuszczone z klatki. Poza tym tutaj wcale nie było regałów z książkami, co bardzo szybko się zweryfikowało, gdy weszliśmy na piętro. Tylko zwyczajny, nudny korytarz, poprzetykany rzędem drzwi. Moje marzenia legły w gruzach.
Weszliśmy do dużej sali konferencyjnej, w której centralnym miejscu stał nowoczesny, prosty stół z mlecznobiałym szklanym blatem, otoczony pasującymi krzesłami wyściełanymi dyskretnymi poduszkami. Malfoy podszedł do mężczyzn, stłoczonych w niewielkiej grupce, przywitał się z każdym z nich, po czym przedstawił mnie jako swoją asystentkę. W miarę rozmowy o niczym do sali przybywało coraz więcej ludzi, wniesiono napoje, zaproponowano ich wybór każdemu biorącemu udział w spotkaniu. Nie byłam dobra w nawiązywaniu czy podtrzymywaniu błahych rozmów z nieznajomymi, więc starałam się trzymać na uboczu, nie zwracając na siebie uwagi, a gdy ktoś mnie zagadnął, odpowiadałam grzecznie, nie wdając się w dłuższą dyskusję. Trzymałam się blisko Malfoya w razie gdyby mnie potrzebował.
W końcu ludzie zaczęli zajmować swoje miejsca, słychać było coraz mniej rozmów. Usiadłam przy krańcu stołu, ściskając nerwowo butelkę z wodą. Mimo że to nie ja miałam wygłosić prezentację, bałam się, jak wypadnie w niej Malfoy. W końcu większość została napisana przeze mnie.
Na końcu do sali weszła wysoka, bardzo szczupła kobieta, ubrana w białe, dopasowane spodnium z lekkiego materiału. Wszyscy mężczyźni jak jeden mąż wstali na jej widok. Przywitała ich oszczędnym skinieniem głowy, omiotła salę spojrzeniem swoich ciemnych, wnikliwych oczu, i usiadła u szczytu stołu.
- Dzień dobry, panie Malfoy – powiedziała niskim, nieco chrapliwym głosem, w jakiś sposób idealnie komponującym się z jej grubymi, ciemnymi włosami związanymi w luźny kok. – Proszę zacząć.
A ja głupia myślałam, że M. Oliveto to mężczyzna. Nie mogłam uwierzyć, że sama uległam stereotypowi płci męskiej na wysokich stanowiskach (choć na swoje usprawiedliwienie musiałam przyznać, że większość znanych mi kontrahentów Malfoya to mężczyźni).
Malfoy grzecznie przywitał się z panią Oliveto i resztą zgromadzonych i przystąpił do prezentacji Stratusa 2006, nowego modelu mioteł, mającego wejść na rynek z początkiem przyszłego roku. Nadał mojej prezentacji coś, czego ja nigdy nie potrafiłabym zrobić – charyzmę, czar i hipnotyzujące spojrzenie, które mogłoby porwać tłumy. Zerkałam co jakiś czas na potencjalną klientkę, ale z jej twarzy nie potrafiłam wyczytać, czy podoba jej się to, co słyszy, czy też nie. Oparła podbródek na splecionych dłoniach i wpatrywała się bystrym wzrokiem w Malfoya, który mówił z taką lekkością, jak gdyby prowadził rozmowę o pogodzie, a przy okazji ukazywał tak wspaniałe, warte grzechu perspektywy, że nie pozostawało nic innego, jak tylko za nim podążyć.
Na zakończenie otrzymał burzę oklasków, nawet pani Oliveto oszczędnie przyklasnęła dwa razy. Podziękowała Malfoyowi za poświęcony czas i przeprosiła, że ma dużo na głowie i musi już iść. Zapewniła, że przedyskutuje ofertę ze swoimi doradcami i umówi się z nim na spotkanie następnego dnia, po czym zgarnęła swoją czarną, lśniącą aktówkę i sprężystym krokiem opuściła pomieszczenie.
Nagle zrobiło się tłoczno i hałaśliwie, gdy wszyscy wstali i zaczęli rozmawiać. Parę osób podeszło do Malfoya, gratulując mu przemówienia i dopytując o szczegóły. Skończyłam pić swoją butelkę wody i z namysłem ją zgniotłam. Jak na zawołanie podbiegła do mnie młoda, uśmiechnięta dziewczyna, pytając, czy może ją wyrzucić. Obserwowałam tłum ludzi, nie wstając z miejsca. Mój sąsiad również pozostał na krześle.
- Jesteś asystentką pana Malfoya, prawda? – spytał z uroczym akcentem. Obróciłam głowę w jego stronę i natrafiłam na szarozielone, interesujące oczy, poprzetykane żółto-brązowymi plamkami. Przytaknęłam, a mężczyzna wyciągnął dłoń w moją stronę. – Frederico Marcello. Jestem zastępcą Marii Oliveto.
- Hermiona Granger. – Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, a on ujął ją, przekręcił i ucałował, czym mile mnie zaskoczył. – U nas nie ma tak pięknych kobiet, signorina.
- Eeem… myślę, że są – odparłam elokwentnie. Obrzucił mnie ciepłym, powłóczystym spojrzeniem i uśmiechnął się. Nie mogłam powiedzieć, że jest brzydki. Miał ciemną karnację, czarne włosy i lekki zarost, a także coś przyciągającego wzrok. Był starszy ode mnie, na oko o dziesięć lat. Lowelas. Zupełnie nie w moim typie.
- Co byś powiedziała na kolację ze mną wieczorem? Wybacz moją bezpośredniość, ale domyślam się, że nie zabawicie na długo w Neapolu.
Nie kontrolowałam przygryzienia wargi. Z jednej strony zapraszał mnie na kolację atrakcyjny, nowopoznany Włoch. Z drugiej strony… zapraszał mnie na kolację atrakcyjny, nowopoznany Włoch. Przecież to wiadomo, że Włosi są kochliwymi, nieodpowiedzialnymi lekkoduchami!
Co mi tam. Nigdy więcej tu nie przyjadę. Poza tym nie mamy planów na wieczór.
A Frederico jest zastępcą pani prezes. Malfoy nie będzie miał mi tego za złe, być może nawet temu przyklaśnie.
- Jasne, chętnie. – Włoch rozpromienił się na moje słowa i jeszcze raz ucałował moją dłoń. Ustaliliśmy szczegóły i przeszliśmy do pogawędki na temat tego, jak podoba mi się Neapol (nie miałam za dużo do powiedzenia, zważywszy na to, że nawet nie zdążyłam nic zwiedzić). Rozmowę przerwało bezceremonialne położenie dłoni na moim ramieniu przez Malfoya, który z nieznanego mi powodu znów był naburmuszony.
- Ma… Draco? – poprawiłam się w ostatnim momencie. – Czy poznałeś już pana Frederico Marcello? Jest prawą ręką pani prezes.
Malfoy skinął oszczędnie głową.
- Witam. Jak podobała się panu prezentacja?
Włoch rozparł się wygodnie na krześle, zadzierając głowę, by dobrze widzieć Malfoya. Uderzyło mnie, że nie wstał, by okazać szacunek dla gościa. Ale może tak ważne osobistości nie musiały się stosować do zasad etykiety? Niewiele wiedziałam o tym świecie.
- Uważam, że Stratus ma pewne walory, których brakuje waszym konkurentom. Nie omieszkam wskazać ich naszej pani prezes. Jednak proponowana cena jest śmieszna. Tornado ma prawie taką samą specyfikację, ale kwota jest już bardziej przystępna. To będzie ważny punkt na naszym posiedzeniu. Za kolejny minus uważam…
No i się zaczęło. Malfoy usiadł na wolnym krześle obok Włocha i przysunął się do stołu. Zapowiadało się na dłuższą rozmowę. Zatrzymałam przechodzącą dziewczynę i poprosiłam ją o kolejną butelkę wody, którą otrzymałam już po chwili. Popijałam ją małymi łyczkami, przysłuchując się jednym uchem toczącej się obok konwersacji i równocześnie rozmyślając, co ja, do stu hipogryfów, mam założyć na wieczór z Frederico. Wyjeżdżając z Londynu nie nastawiałam się na randkę.
- Zaraz, chwileczkę – wtrąciłam, gdy do moich uszu dotarł zarzut Włocha, że Stratus nie odznacza się żadną specjalną cechą wyglądu. Tak się składa, że przygotowując prezentację dla Malfoya, poświęciłam sporo czasu, żeby zbadać ten aspekt. Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie ze zdumieniem, jakby zapomnieli, że siedzę obok nich. – Nasze miotły to czysta elegancja. Są stworzone z wysokiej jakości hebanu czarnego, czyli poszliśmy o krok dalej od producentów Tornada, które po Błyskawicy trzyma się zwykłego hebanu.
- To nie ma nic do rzeczy – zauważył Frederico, ale przerwałam mu:
- Jeszcze nie skończyłam. Dzięki temu Stratus jest bardziej luksusowy, droższy i zawdzięcza mu przepiękny, rzadko spotykany w miotlarstwie kolor. Poza tym każdy egzemplarz posiada delikatne rzeźbienia w części przedniej na podobieństwo chmur. A co ze złotym napisem? Czy nie wygląda on pięknie na tle ciemnego drewna? Czy nie prezentuje się elegancko? Zapewniam, że niczego więcej tu nie potrzeba – prostota to największe ze zdobień. Proszę też zwrócić uwagę na witki z balsy, które są bardzo lekkie, a jednocześnie mocne i sprężyste. I ich jasny kolor świetnie kontrastuje z ciemną rączką. Stratus to najlepszy możliwy wybór.
Mężczyźni patrzyli na mnie przez chwilę, po czym, ignorując mnie, wrócili do rozmowy. Poczułam ukłucie rozczarowania. Malfoy przejął mój temat, rozwodząc się nad udoskonaleniami, jak podnóżki na stopy, a ja utkwiłam wzrok w butelce wody. No jasne, byłam tylko asystentką.
Po kilku kolejnych minutach napiętej rozmowy, Frederico wstał i przeprosił nas. Spieszył się na kolejne spotkanie.
- Będę po ciebie o ósmej – przypomniał mi, gdy pożegnał się już z Malfoyem. Ucałował moją dłoń po raz kolejny i odszedł, a ja napotkałam gniewne spojrzenie szefa.
- Co? – spytałam.
Malfoy hałaśliwie odsunął się od stołu i wstał z krzesła, dając mi znać, że powinnam zrobić to samo. Wykonałam jego polecenie i skierowaliśmy się do wyjścia.
- Z tego co pamiętam, byłaś umówiona na kolację ze mną.
Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć, czy to prawda, i struchlałam. Malfoy chciał porozmawiać ze mną na temat ulepszeń w naszym dziale. Miał wysłuchać moich opinii i – przy dobrych wiatrach – przystać na nie. Bardzo mi na tym zależało.
- Przepraszam, wyleciało mi to zupełnie z głowy. Musimy to jakoś przełożyć. Ale popatrz, spotkam się z Frederico, wywrę na nim dobre wrażenie, poproszę go dyskretnie żeby wstawił się za nami u pani Oliveto i może to zagwarantuje nam ten kontrakt…
- Kontrakt zagwarantuję ja, nie ty – warknął, nawet na mnie nie patrząc. Szedł tak szybko, że prawie za nim biegłam. Dłonie zaciskał w pięści. – Wychodziłem ze skóry, żeby przypodobać się Oliveto i wierz mi, jestem dobry w tym, co robię. Poza tym co to miało być? Dlaczego wtrąciłaś się do mojej rozmowy z Marcello?
Dlaczego się… co? Przecież mu pomagałam! Dlaczego nie mógł mi po prostu podziękować? Przecież słyszałam, że sam pociągnął ten temat.
- Wtrąciłam się, ponieważ przygotowywałam twoją prezentację i zrobiłam naprawdę porządne rozpoznanie. Znam się w tym temacie tak samo dobrze jak ty. – Dostałam zadyszki od prób nadążenia za nim. Zatem teraz drobiłam na obcasach, starając się dotrzymać mu kroku i równocześnie się nie wywrócić, a na dodatek dyszałam jak parowóz. – Myślałam, że wyświadczam ci przysługę.
- Sam potrafię zająć się swoimi sprawami. – Bił od niego taki chłód, jak gdyby ktoś porządnie zmroził go w zamrażarce. Aż się wzdrygnęłam.
- Chyba tutaj objawia się twój problem – wytknęłam. – Nie pozwalasz sobie pomóc. Nie dopuszczasz możliwości, że ktoś mógłby być tak samo dobry, jeśli nie lepszy od ciebie. Czemu tak bardzo nadmuchałeś swoje ego?
Przystanął na moje słowa. Byliśmy już poza budynkiem, w blasku oślepiających promieni słonecznych. Musiałam zmrużyć oczy. Zrównałam się z nim krokiem i wreszcie mogłam dostrzec jego napiętą twarz. Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Stawiam sobie wysokie cele i do nich dążę. I nie potrzebuję pomocy asystentki w sprawach, w których jestem ekspertem.
Rzucił mi lodowate spojrzenie zimnych oczu, które wytrzymałam. To, co mówił, było niesprawiedliwe i nie mogłam brać tego do siebie. Nie, wcale nie jest mi przykro. Nie, nie rozpłaczę się. Odwrócił wzrok i odszedł, ale ja nie podążyłam za nim. To, jak wypowiedział słowo „asystentka”… mówił tak, jakby było to coś uwłaczającego. Jakbym była człowiekiem niższej kategorii. Jakbym była szlamą.
Co z tego, że nie chodziliśmy już do Hogwartu? Nic się nie zmieniło. Nadal byłam dla niego ta gorsza. I nie sądziłam, że to tak zaboli.
Uniosłam wysoko głowę, walcząc ze łzami. To tylko Malfoy, nie powinnam się przejmować. Spędzę ten dzień sama i wykorzystam maksymalnie wszystkie możliwości, jakie otwiera przede mną to piękne miasto. A pierwszym, co zrobię, będzie pójście do biblioteki. Tam od razu poczuję się lepiej.

8 komentarzy:

  1. I dobrnęłam do 10 rozdziału.
    Po przeczytaniu coraz bardziej mi się podoba to opowiadanie i zaczynam się wkręcać :)
    Rozdział świetny. Podoba mi się ta wersja Hermiony oraz Malfoy - o dziwo polubiłam go.
    Kilka razy nawet uśmiechnęłam się do monitora czytając ten rozdział.
    aaa teraz czekam na kolejny i mam nadzieję, że będzie szybciutko, bo już chcę wiedzieć co będzie dalej.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu "o dziwo" polubiłaś Malfoya? Chodzi o to, że nie przepadasz za postacią, czy że mój był jakiś nie taki? Będę się teraz zastanawiać! :D
      Ojej. Nie wiem, czy tak szybciutko. Zrobię co w mojej mocy ;)
      Buziaki :*

      Usuń
    2. Malfoy zawsze stoi dla mnie pod znakiem zapytania. Mam takie mieszane uczucia co do niego. Jednak Twojego Malfoya lubię. Ma w sobie tą arogancję, i tzw dwie twarze, co jest bardzo interesujące. I czekam przez to na dalsze losy. Może kiedyś napiszesz ff od strony Malfoya? To mogłoby być bardzo ciekawe :)
      Nie musisz się więc zastanawiać, bo Twój Malfoy jest Malfoyowat ha ha ha :D

      Usuń
    3. Och, ff od strony Malfoya, to by było ciekawe! Ale raczej tego nie przewiduję, chyba jestem zbyt kobieca, nie wiem, czy potrafiłabym na całość opowiadania wcielić się w niego. I jakoś tak wolę go obserwować czyimiś oczami... jest to bardziej interesujące, niż podanie wszystkiego na tacy :)
      Ja jestem zafascynowana tym Malfoyem. Co prawda był Malfoy w ttj, ale on był... inny. Nawet jakoś sama inaczej o nim myślę, że to była zupełnie inna osoba. Ciekawa jestem, czy uda mi się tutaj sprawić, żeby od początku do końca był wiarygodny i fascynujący :)

      Usuń
    4. Pamiętam Malfoya z ttj - taak zaczynałam jeszcze czytać jak miałaś tego starego bloga i jakoś mnie pochłonęło, że jestem z tobą aż do dziś :D
      Tamten Malfoy był młodszy i jakby inaczej podchodził do życia, a ten nazwijmy go nowy Malfoy ma żonę, niezłe stanowisko i się realizuje. Jest w nim też coś sama nie wiem jak to nazwać, ale w jednej chwili patrzysz na niego tak jak Hermiona w Twoim opowiadaniu, a jak się odezwie to potrafi zniszczyć swój urok, ale zostaw go takiego - bo taki jest ten nasz Malfoy czyli nikt nie wie jaki :D
      A tym bardziej, że rozdziały noszą tytuł cech charakteru co również mi się podoba i daje czytelnikowi do myślenia :)

      Usuń
    5. Ja też do końca nie wiem, jaki on jest :) Tzn. mam go opracowanego, wiem co mu siedzi w głowie itd., a jednak wciąż mnie zadziwia. No i to trudne cały czas trzymać w głowie "to co myśli Malfoy" i "to co myśli o nim Hermiona", więc pewne rzeczy wychodzą jak dla mnie zaskakująco.

      Usuń
  2. Ojej, to było super!
    Ja chcę więcej! Powiedz proszę, że masz teraz mega lajtowy semestr i dużo czasu na pisanie i już niedługo opublikujesz kolejny rozdział :p
    Troszkę się obawiam o Hermionę na tej kolacji, ale może to tylko jakieś moje dziwne przewrażliwienie. Przecież nie na każdym kroku musi spotykać ją coś złego, prawda? I czy Draco jest trochę zazdrosny czy po prostu poczuł się olany (a jak ktoś śmie olać kogoś takiego jak on?!)?
    Trochę liczyłam, że w końcu zwierzy się Hermionie z trapiącego go problemu, ale jednak trzeba nam jeszcze trochę poczekać, żeby się dowiedzieć...
    Ok, czekam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, hm, postaram się niedługo (ale dla mnie niedługo to i tak jakieś 2-3 tygodnie, niestety). Potrzebuję dużo motywacji, żeby przede wszystkim przezwyciężyć lenistwo i jakoś wszystko godzić. Zaczynam pisać magisterkę i w ogóle... A poza tym chodzi mi po głowie jeszcze parę pomysłów na coś innego. Nie mam kiedy zająć się wszystkim, nie można przecież ciągle tylko pisać i pisać i pisać :D
      Prawda, nie na każdym kroku musi ją spotykać coś złego! (Ale może...)
      Kwestię Draco pozostawiam do osobistego przemyślenia. Ja siedzę cicho :)
      Buziaki :)

      Usuń

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)