Coś zmieniło się między mną a Malfoyem. Kiedy
następnego dnia zlecił mi podejście do dyrektora innego działu, by wydobyć od
niego podpis na dokumentach, nawet nie odebrałam tego jako rozkaz. Jego
protekcjonalny ton głosu zniknął – teraz czułam, że po prostu wypełniam
polecenie służbowe i nie buntowałam się przeciwko jego manierom. Traktował mnie
jak drugiego, żywego człowieka, nie jak robota przydzielonego do spełniania
jego żądań.
Nigdy bym nie pomyślała, że dożyję momentu, w którym
na jego widok uśmiechnę się bez wymuszenia. W szkole był okropny nie tylko dla
mnie, ale dla mnóstwa innych, nie wspominając już nawet o moich najbliższych.
Nienawidziłam go, chciałam, żeby zamknął tę swoją gębę i zniknął. Później
zrobiło się poważniej. To już nie tylko pyskówki bogatego gnojka, który myślał,
że jest taki wspaniały, bo ma na nazwisko Malfoy. Przystąpił do grona
śmierciożerców, co było jednoznaczne z tym, że to nie tylko wkurzający
dzieciak, próbujący wszystkim dopiec, a chłopak, który nie cofnie się przed
niczym. Ale później nie potrafił zabić dyrektora Dumbledore’a. Nie radził sobie
z byciem śmierciożercą. Nie wydał Harry’ego, kiedy ten został schwytany przez
szmalcowników i przetrzymywany w dworze Malfoyów. I odwracał wzrok, kiedy jego
ciotka, Bellatriks Lestrange, torturowała mnie, chcąc wydobyć informacje o
mieczu Godryka Gryffindora.
To było tak dawno temu, że wydawało się, iż
wydarzyło się w poprzednim życiu. Czy potrafiłam o tym zapomnieć i zobaczyć
Draco Malfoya, dyrektora działu, dorosłego mężczyznę?
Reszta tygodnia minęła mi bardzo szybko. Nim się
obejrzałam, nastał piątek, odebrałam rodziców z lotniska i spędziliśmy razem
cudowny weekend. Ze łzami w oczach żegnałam ich w niedzielę, nie nasycona ich
obecnością. Brakowało mi ich bliskości na co dzień. Miałam nadzieję, że ich
pobyt w Australii nie przedłuży się na resztę życia. Czasem zastanawiałam się,
co by było, gdybym kiedyś nie postanowiła zmodyfikować im pamięci, by chronić
ich przed Voldemortem. Jak wyglądałoby nasze wspólne życie? Nie żałowałam tego,
że ich odesłałam, a jednak ciągle gryzła mnie myśl, że byliby obok mnie, gdybym
tego nie zrobiła.
Szybciej niż się spodziewałam, przywitał mnie poniedziałkowy
ranek. Nastawiłam budzik na tyle wcześnie, żeby na spokojnie przygotować się do
wyjścia. Nie mogłam dopuścić do sytuacji, w której Malfoy znów przychodzi do
mnie i rozsiada się na mojej kanapie. Już w piątek stanowczo zaznaczyłam, że
widzimy się w biurze. To było nienormalne.
Zarzuciłam torbę na ramię i obejrzałam się, stając w
drzwiach. Uśmiechnęłam się do siebie, lustrując wzrokiem moje mieszkanko. Nie
lubiłam go opuszczać, ale cieszyło mnie to, że będzie na mnie czekało, kiedy
wrócę. Było mnie na nie stać.
Dotarłam do pracy na tyle wcześnie, że na
korytarzach mijałam tylko nieliczne osoby. Nawet Abby jeszcze nie stawiła się
na swoim stanowisku. Cały dział zdawał się jeszcze być pogrążony we śnie. Kiedy
kierowałam się do swojego biurka, jedynym towarzyszącym mi dźwiękiem było echo
moich kroków. Położyłam torbę na blacie i zerknęłam na drzwi do gabinetu
Malfoya, zastanawiając się, czy zastanę go za nimi. Coś mnie kusiło. Iść tam
czy nie? Z westchnieniem podeszłam i zapukałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
Nacisnęłam na klamkę, a ponieważ nie spotkałam się z oporem, zajrzałam do
środka.
Gabinet był pusty. Odniosłam wrażenie, że owionął
mnie podmuch zimnego powietrza, i dreszcz przeszedł mi po plecach. Pewnie to
kwestia szarej, surowej kolorystyki. Przestąpiłam próg, czując się, jakbym
wchodziła do innego świata. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, skoro
Malfoya nie było w środku, ale nie mogłam się opanować. Zerknęłam za siebie,
upewniając się, że jestem zupełnie sama. Wiedziona chorą ciekawością podeszłam
do biurka. Przebiegłam wzrokiem po zdjęciu przedstawiającym Malfoya i Astorię
podczas sesji ślubnej. Ich uśmiechnięte twarze przyciągały wzrok. Malfoy stał z
tyłu i obejmował Astorię w pasie. Kobieta wyglądała jak jakiś anioł w
koronkowej, białej sukni z półprzezroczystymi rękawami, przylegającej do jej
wąskiej talii i kształtnych bioder. Mogłam tylko pozazdrościć takiej figury.
Zanim się zorientowałam, trzymałam już zdjęcie w
dłoni, przyglądając mu się dokładnie. Do tej pory udało mi się rzucić na nie
okiem raz czy dwa, ale nigdy nie miałam okazji zatrzymać na nim wzroku na
dłużej. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Nawet we wzroku Malfoya było
coś dziwnego: czułość. Oboje prezentowali się świetnie. Ich dziecko otrzyma
dobre geny. Oczywiście zakładając, że Astoria zajdzie w ciążę. Miałam
przeczucie, że to już niedługo. Nieświadomie przyłożyłam dłoń do brzucha. Gdyby
życie nie potoczyło się tak źle, ja i Ron mielibyśmy dziecko. Obraz stał się
zamazany, a chwilę później usłyszałam w oddali kroki. Odstawiłam szybko zdjęcie
na miejsce i starłam z policzka łzę, która wymknęła się spod kontroli.
Przysiadłam na brzegu biurka, wiedząc, że nie mam czasu na udawanie, że mnie tu
nie ma. Przybrałam na twarz uśmiech chwilę przed tym, jak Malfoy pojawił się w
moim polu widzenia.
- Przygotowałam świstoklik – wypaliłam, zanim zdążył
coś powiedzieć. Nie miał zbyt zadowolonej miny, widząc mnie w swoim gabinecie.
Sięgnęłam do kieszeni płaszcza, by wyjąć z niej wsuwkę do włosów, którą
uniosłam na potwierdzenie moich słów.
- I tobie też dzień dobry – burknął Malfoy.
Zdecydowanie nie był tego dnia w humorze. Zauważyłam lekkie sińce pod oczami,
kiedy podszedł do biurka i wyminął mnie. Otworzył jedną szufladę, potem drugą,
następnie trzecią…
- Czego szukasz? – spytałam. Zignorował mnie i dalej
przetrząsał gabinet. Przyglądałam się jego pełnym napięcia ruchom z ciekawością.
– Może gdybyś mi powiedział, mogłabym ci pomóc? – próbowałam dalej.
Wreszcie spojrzał na mnie i odniosłam wrażenie, że
jest wściekły. Wstałam z biurka i cofnęłam się o kilka kroków. Czy to ja go
rozzłościłam?
- Zgubiłem pewien ważny dokument.
Ostatnio gubił stanowczo zbyt dużo rzeczy –
zaczynając od swojej obrączki. Dotrzymałam obietnicy i zamówiłam mu drugą,
bazując na wskazówkach Malfoya i zdjęciach, na których miał ją na palcu. Będzie
do odbioru, gdy wrócimy z Włoch.
- Co to było? Może ja go gdzieś widziałam?
Malfoy wstał i zamknął kopnięciem najniższą szufladę.
- Wątpię. Gotowa?
- Wezmę tylko torbę.
Wycofałam się z pomieszczenia. Gdy tylko byłam
pewna, że Malfoy mnie nie widzi, wykonałam rękoma gest, jakbym go dusiła. To
błyskawicznie poprawiło mój humor. Od razu udzielał mi się jego nastrój,
zupełnie jakby nim zarażał.
Kiedy ściągałam torbę z biurka, urwała się rączka i
wszystko poleciało na podłogę. Wypuściłam ze świstem powietrze. Wysupłałam
różdżkę z kieszeni i mruknęłam najprostsze zaklęcie naprawiające. Już po chwili
moja torba była jak nowa. Zebrałam ją z podłogi i wróciłam do gabinetu Malfoya.
Mężczyzna stał z założonymi rękoma oraz uniesionymi brwiami. Tym razem to ja go
zignorowałam. Niech sobie nie myśli, że tylko on jest uprzywilejowany.
Wyciągnęłam w jego stronę wsuwkę do włosów, patrząc na niego wyczekująco.
Złapał jej drugi koniec.
Utkwiłam wzrok w tęczówkach Malfoya w momencie,
kiedy świstoklik zaczął działać. Sińce pod jego oczami wydały mi się jeszcze
ciemniejsze. Odniosłam wrażenie, że jest czymś przygnębiony. Czy mogłam go o to
spytać? Czy powinnam? Poczułam gwałtowne szarpnięcie w okolicach pępka, jak w
teleportacji, a jednak trochę przyjemniejsze. Zamknęłam oczy, a kiedy je
otworzyłam, zalało mnie ostre światło słońca. Przenieśliśmy się do Włoch,
odetchnęłam zupełnie innym powietrzem, a gwałtowny skok temperatury sprawił, że
zrobiło mi się gorąco.
- Co się stało? – Nie wytrzymałam. Wiedziałam, że
tak będzie. Moja ciekawość kiedyś mnie zgubi.
- Dostaliśmy się do Włoch? – Tryb pytający został
przez niego użyty z ironią. Wywróciłam oczami.
- Przecież wiem. Pytam, co się stało tobie.
- Nic się nie stało. Chodźmy stąd – Mówiąc to Malfoy
odsunął się ode mnie i przerwał kontakt wzrokowy. Zaprzeczanie i unikanie
tematu to najwyraźniej jego broń w momencie, gdy zdarzy mu się odkryć przed
kimś część siebie. Nie wspominając oczywiście o zgryźliwości i napastliwości.
Wtedy to mnie uderzyło: jak to się stało, że niemal
podświadomie wiedziałam, iż coś go gryzie? Przegapiłam moment, w którym jego
twarz przestała być dla mnie nieprzeniknioną maską. Zdradzał się drobnymi
szczegółami, takimi jak drgania kącików ust, zmarszczki na czole, w okolicach
oczu, ton głosu… Może po prostu wcześniej nie zwracałam na to takiej uwagi. A
może przestał się tak bardzo kontrolować.
- Jeśli chcesz, możemy udawać, że nic się między
nami nie wydarzyło. Że ja nie powiedziałam ci kilku słów o mnie za dużo, a ty
nie powiedziałeś za dużo o sobie. Że nasze relacje nie wykraczają poza
służbowe. Ale oboje znamy prawdę. Coś
się stało. – Zmarszczyłam nos. – Co tu tak śmierdzi?
Rozejrzałam się i mój wzrok padł na wielki kontener
wyładowany śmieciami. Kątem oka zauważyłam, że Malfoy wzrusza ramionami.
- Próbowałem zwrócić twoją uwagę na fakt, że
najwyraźniej przejawiasz niezdrowe zainteresowanie odpadami. Myślę, że twój
świat może lec w gruzach, ale – uwaga! – nie wszyscy ludzie lubią takie
zapachy…
- Och, zamknij się – warknęłam.
- …i byłoby miło z twojej strony, gdybyś zechciała
unikać takich przybytków w moim towarzystwie. Nie mogłaś przenieść nas w jakieś
miłe, piękne miejsce?
Ugryzłam się w język, bo już chciałam mu się
odgryźć, ale oświeciła mnie pewna myśl. On nie mówił tego wszystkiego po to, żeby
być niemiłym. On po prostu…
- Próbujesz odwrócić moją uwagę – powiedziałam,
uważnie obserwując jego reakcję. – Co takiego kryje się w twojej głowie, że tak
usilnie starasz się mnie zniechęcić?
- Gdybym ci powiedział, musiałbym cię zabić. –
Odwrócił się do mnie plecami i zaczął się oddalać. Po chwili wahania ruszyłam
za nim. – Aha, i jeszcze jedno, Granger – rzucił przez ramię. – Przestań się
bawić w psychologa, bo ci nie wychodzi.
* * *
- Nigdy więcej nie zrobisz rezerwacji w hotelu –
oświadczył Malfoy, gdy spotkaliśmy się o umówionej godzinie w holu.
Posłałam mu pytające spojrzenie. Nie miałam
zielonego pojęcia, co mu nie pasuje. Moim skromnym zdaniem spisałam się
doskonale. Miły, ładny hotel o dość wysokim standardzie, w którym cena nie była
zbyt wygórowana, a mimo to szła w parze z jakością.
- Pokój, Granger – wyjaśnił z miną męczennika. – To
nie apartament.
Wywróciłam oczami.
- A już myślałam, że chodzi o coś poważnego. –
Chciałam się odwrócić, ale on chwycił mnie za ramię, zmuszając do ponownego spojrzenia
na niego. – Co?
Jego twarz znalazła się zdecydowanie zbyt blisko
mnie. Poczułam się niezręcznie.
- Jestem dyrektorem poważnej firmy. Mogę pozwolić
sobie na apartament w ramach budżetu i tego wymagam, a ty powinnaś wziąć to pod
uwagę.
Nie zabrzmiało to bynajmniej miło. Wyszarpnęłam
ramię z jego uścisku.
- Dobrze, zapamiętam – obiecałam, chcąc załagodzić
sytuację. – Nie wiedziałam, że to takie ważne. Chciałam oszczędzić, żeby
przekierować część budżetu na potrzebne ulepszenia w dziale.
- Słucham? – Malfoy nie wyglądał na zadowolonego. Wybałuszał
na mnie oczy. Myślałam, że okaże trochę więcej wdzięczności za to, iż wykazuję
inicjatywę i dbam o dobro jego podwładnych. – Nie do ciebie należą takie
decyzje. Powinnaś konsultować to ze mną.
Spuściłam wzrok. Nie takiej odpowiedzi się
spodziewałam. Może miał rację, ale naprawdę robiłam to w dobrej wierze. A poza
tym nie powinien tak się wściekać o głupi apartament. Myślałam, że już mu
przeszedł parszywy humor.
- Przepraszam. Będę takie rzeczy konsultować z tobą.
Czy masz jeszcze jakieś zastrzeżenia?
Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Będę zgłaszał obiekcje na bieżąco. A teraz
chodźmy, klient nie może na nas czekać.
Chłód bijący od Malfoya był jedynym, co zakłócało mi
rozkoszowanie się tym pięknym, słonecznym dniem z dala od ponurego Londynu.
Idąc, odchylałam głowę tak, żeby na twarz padało jak najwięcej ciepłych
promieni. Dosłownie czułam, jak przenikają moją skórę i wnikają do wnętrza,
gdzie pobudzają krążenie krwi i produkcję hormonów szczęścia. W końcu nawet
pochmurny Malfoy, wyraźnie próbujący coś przede mną ukryć, stał się bardziej
znośny. Kątem oka zauważyłam, że mi się przygląda.
- O co chodzi?
Wzruszył ramionami z niezbyt przekonującym brakiem
zainteresowania. Nie przestał się jednak na mnie gapić. Starałam się nie
zwracać na niego uwagi, ale to stawało się coraz bardziej irytujące. Nie
pozwalało mi cieszyć się widokiem pięknego turkusu morza poniżej, intensywnie
niebieskiego nieba i zarysu Wezuwiusza. Tu było jak w raju. Żałowałam, że nie
mogę po prostu rozłożyć się na plaży i skorzystać z ostatnich podrygów lata.
Zgrzałam się w białej koszuli i jasnoszarej garsonce i marzyłam o tym, żeby się
jej pozbyć.
- Czemu tak się na mnie gapisz?
- Uśmiechasz się.
Obrzuciłam go krzywym spojrzeniem. Nie okazał po sobie
speszenia.
- Chyba mogę, nie? Czy to też mam z tobą
konsultować?
Na czole, między jego oczami, pojawiła się mała
zmarszczka.
- Słuchaj… jakie to ulepszenia chciałabyś wprowadzić
w dziale?
Prawie się potknęłam. Nie sądziłam, że go to
zainteresuje. Przecież dopiero co jasno się wyraził, że mam pilnować swojego
nosa i nie wtrącać się w „poważne” sprawy.
- To… to chyba oczywiste. – Musiałam iść bardzo
blisko niego, bo gwar uliczny, pokrzykiwania i trąbiące samochody skutecznie
mnie zagłuszały. – Nie zadbałeś o modernizację działu. Inne działy wprowadzają
na wzór mugoli komputery, które bardzo usprawniają pracę. Potrzebny jest
remont. Pomieszczenia, w których pracują ludzie, nie są zbyt przyjazne.
Osobiście byłabym za tym, żeby zastosować przepierzenia przy stanowiskach
poszczególnych pracowników. Ułatwiłoby im to skupienie się na pracy i każdy
miałby swoją strefę komfortu. Twoja sala konferencyjna jest za mała, nie wiem,
jak udaje ci się w niej rzeczywiście prowadzić konferencje. I jest nieergonomiczna.
A ekspres? Ta kawa naprawdę ci smakuje? Jak dla mnie to zwykła lura, nieważne
jaką kawę się do niego wsypie. Ale może z połową łyżeczki cukru smakuje
znośnie.
Ku mojemu zdziwieniu Malfoy parsknął w odpowiedzi na
mój żart. Szczęka prawie opadła mi do ziemi. A jednak posiadał jakąś namiastkę
poczucia humoru. Ciągle mnie zadziwiał.
- Poza tym – kontynuowałam, zachęcona brakiem
sprzeciwu. W miarę jak wypowiadałam kolejne słowa, prostowałam się coraz
bardziej. – …uważam, że powinieneś wprowadzić jakiś system premiowy. Gdybyś
oszczędzał na apartamentach, miałbyś na to fundusze. Byłoby to bardzo
motywujące, biorąc pod uwagę, że twoja osoba budzi postrach, ale tylko wtedy,
gdy jesteś w zasięgu wzroku. Kiedy nie patrzysz, każdy robi, co tylko chce.
Może dlatego wyniki spadają. Ludzie nie są dostatecznie zmotywowani. Na twoim
miejscu wynajęłabym też doradcę personalnego. Oczywiście nie jestem specem w
tym temacie, a taka osoba na pewno pomogłaby ci wprowadzić konieczne zmiany.
- Stop – zaprotestował Malfoy. Patrzył na mnie jak
na przybysza z innej planety. – Granger, o czym ty, do cholery, mówisz? Nie
pomyliły ci się działy?
Zrobiłam urażoną minę. To nie moja wina, że nie
interesowało go życie podwładnych i nie potrafił zauważyć tak oczywistych
spraw.
- Nie wiem, czy masz tego świadomość, ale jadam
lunche z Abby. To chodząca encyklopedia wiedzy o całym budynku. Poza tym jest
też Charlotte.
- Charlotte? – Z niewyraźnej miny Malfoya
wywnioskowałam, że nie ma zielonego pojęcia, o kim mówię. Westchnęłam.
- Tak, Charlotte. Twoja była asystentka? Pracuje w
twoim dziale?
Zmarszczył brwi, jakby próbował sobie przypomnieć
coś w tym temacie, ale najwyraźniej nie było to takie proste.
- Ta blondynka?
- Nie. Ruda. – No dajcie spokój, przecież ma tak
charakterystyczną burzę włosów! - W każdym razie Charlotte bardzo chętnie
dzieli się ze mną wszelkimi opiniami na twój temat.
- Chyba muszę ją zwolnić.
- Żartujesz sobie? – Zatrzymałam się, oparłam
gniewnie dłonie na biodrach i wyzywająco wydęłam usta. – Jest kopalnią
informacji. Poza tym nie możesz wyrzucić kogoś tylko dlatego, że o tobie
plotkuje.
Popatrzył na mnie z politowaniem.
- Owszem, mogę. Jestem dyrektorem.
Ta logika do mnie nie przemawiała. Znów dostawałam
potwierdzenie, że Malfoy jest niezwykle egoistycznym dupkiem. A przy tym
zabawnym. Mogłam to pogodzić w swojej głowie.
- Nie, nie możesz tak robić. W ten sposób nigdy nie
zbudujesz pozytywnego wizerunku – wyjaśniłam.
- Nigdy nie mówiłem, że mi na nim zależy. – Nasza
rozmowa na ten temat mogłaby trwać bardzo długo. W moim umyśle kształtowało się
mnóstwo argumentów, które domagały się uwolnienia. Malfoy nie pozwolił mi ich
wypowiedzieć. – Nie mamy na to teraz czasu. Musimy skupić się na tej
prezentacji. Czy możemy porozmawiać na ten temat przy kolacji?
Osłupiałam. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam
się, że zostawił mnie w tyle. Ruszyłam potulnie za nim. Malfoy jest ciekaw
tego, co mam mu do opowiedzenia? Tak po prostu mi na to pozwoli? Jedynie siłą
woli powstrzymywałam się od podskakiwania.
Okazało się, że budynek klienta Malfoya zainteresowanego
ofertą to prosta biała kostka, upstrzona dużymi oknami z zaokrąglonymi łukami i
balkonikami otoczonymi barierkami z kutego
żelaza. Weszliśmy do środka, a tam powitało nas duże, jasne lobby z unoszącą
się nad głowami szklaną kopułą. Przed nami na planie półkola wznosiły się
cztery piętra, otoczone barierkami z ciemnego drewna. Dreptałam za Malfoyem w
oszołomieniu. Tak mogłaby wyglądać moja wymarzona biblioteka. Już widziałam
oczami wyobraźni, jak schody prowadzą mnie na drewniane balkony, wypełnione
regałami z książkami. I ten widok w dół z ostatniego piętra! Coś niesamowitego.
Mogłabym z takiego miejsca nigdy nie wychodzić – ja, miękki fotel, pachnące
starym papierem karty woluminów…
Uderzyłam w coś całym ciałem i odskoczyłam,
zdezorientowana. Malfoy, na którego wpadłam, obrócił się do mnie w milczeniu.
Jego zaciśnięte usta wyrażały dezaprobatę. Wymamrotałam przeprosiny i uważałam
już na to, żeby nie rozglądać się zafascynowana jak zwierzątko wypuszczone z
klatki. Poza tym tutaj wcale nie było regałów z książkami, co bardzo szybko się
zweryfikowało, gdy weszliśmy na piętro. Tylko zwyczajny, nudny korytarz,
poprzetykany rzędem drzwi. Moje marzenia legły w gruzach.
Weszliśmy do dużej sali konferencyjnej, w której
centralnym miejscu stał nowoczesny, prosty stół z mlecznobiałym szklanym
blatem, otoczony pasującymi krzesłami wyściełanymi dyskretnymi poduszkami.
Malfoy podszedł do mężczyzn, stłoczonych w niewielkiej grupce, przywitał się z
każdym z nich, po czym przedstawił mnie jako swoją asystentkę. W miarę rozmowy
o niczym do sali przybywało coraz więcej ludzi, wniesiono napoje, zaproponowano
ich wybór każdemu biorącemu udział w spotkaniu. Nie byłam dobra w nawiązywaniu
czy podtrzymywaniu błahych rozmów z nieznajomymi, więc starałam się trzymać na uboczu,
nie zwracając na siebie uwagi, a gdy ktoś mnie zagadnął, odpowiadałam
grzecznie, nie wdając się w dłuższą dyskusję. Trzymałam się blisko Malfoya w
razie gdyby mnie potrzebował.
W końcu ludzie zaczęli zajmować swoje miejsca,
słychać było coraz mniej rozmów. Usiadłam przy krańcu stołu, ściskając nerwowo
butelkę z wodą. Mimo że to nie ja miałam wygłosić prezentację, bałam się, jak
wypadnie w niej Malfoy. W końcu większość została napisana przeze mnie.
Na końcu do sali weszła wysoka, bardzo szczupła kobieta,
ubrana w białe, dopasowane spodnium z lekkiego materiału. Wszyscy mężczyźni jak
jeden mąż wstali na jej widok. Przywitała ich oszczędnym skinieniem głowy,
omiotła salę spojrzeniem swoich ciemnych, wnikliwych oczu, i usiadła u szczytu
stołu.
- Dzień dobry, panie Malfoy – powiedziała niskim,
nieco chrapliwym głosem, w jakiś sposób idealnie komponującym się z jej
grubymi, ciemnymi włosami związanymi w luźny kok. – Proszę zacząć.
A ja głupia myślałam, że M. Oliveto to mężczyzna.
Nie mogłam uwierzyć, że sama uległam stereotypowi płci męskiej na wysokich
stanowiskach (choć na swoje usprawiedliwienie musiałam przyznać, że większość
znanych mi kontrahentów Malfoya to mężczyźni).
Malfoy grzecznie przywitał się z panią Oliveto i
resztą zgromadzonych i przystąpił do prezentacji Stratusa 2006, nowego modelu
mioteł, mającego wejść na rynek z początkiem przyszłego roku. Nadał mojej
prezentacji coś, czego ja nigdy nie potrafiłabym zrobić – charyzmę, czar i
hipnotyzujące spojrzenie, które mogłoby porwać tłumy. Zerkałam co jakiś czas na
potencjalną klientkę, ale z jej twarzy nie potrafiłam wyczytać, czy podoba jej
się to, co słyszy, czy też nie. Oparła podbródek na splecionych dłoniach i
wpatrywała się bystrym wzrokiem w Malfoya, który mówił z taką lekkością, jak gdyby
prowadził rozmowę o pogodzie, a przy okazji ukazywał tak wspaniałe, warte
grzechu perspektywy, że nie pozostawało nic innego, jak tylko za nim podążyć.
Na zakończenie otrzymał burzę oklasków, nawet pani
Oliveto oszczędnie przyklasnęła dwa razy. Podziękowała Malfoyowi za poświęcony
czas i przeprosiła, że ma dużo na głowie i musi już iść. Zapewniła, że
przedyskutuje ofertę ze swoimi doradcami i umówi się z nim na spotkanie
następnego dnia, po czym zgarnęła swoją czarną, lśniącą aktówkę i sprężystym
krokiem opuściła pomieszczenie.
Nagle zrobiło się tłoczno i hałaśliwie, gdy wszyscy
wstali i zaczęli rozmawiać. Parę osób podeszło do Malfoya, gratulując mu
przemówienia i dopytując o szczegóły. Skończyłam pić swoją butelkę wody i z
namysłem ją zgniotłam. Jak na zawołanie podbiegła do mnie młoda, uśmiechnięta
dziewczyna, pytając, czy może ją wyrzucić. Obserwowałam tłum ludzi, nie wstając
z miejsca. Mój sąsiad również pozostał na krześle.
- Jesteś asystentką pana Malfoya, prawda? – spytał z
uroczym akcentem. Obróciłam głowę w jego stronę i natrafiłam na szarozielone,
interesujące oczy, poprzetykane żółto-brązowymi plamkami. Przytaknęłam, a
mężczyzna wyciągnął dłoń w moją stronę. – Frederico Marcello. Jestem zastępcą
Marii Oliveto.
- Hermiona Granger. – Wyciągnęłam dłoń w jego
stronę, a on ujął ją, przekręcił i ucałował, czym mile mnie zaskoczył. – U nas
nie ma tak pięknych kobiet, signorina.
- Eeem… myślę, że są – odparłam elokwentnie. Obrzucił
mnie ciepłym, powłóczystym spojrzeniem i uśmiechnął się. Nie mogłam powiedzieć,
że jest brzydki. Miał ciemną karnację, czarne włosy i lekki zarost, a także coś
przyciągającego wzrok. Był starszy ode mnie, na oko o dziesięć lat. Lowelas. Zupełnie
nie w moim typie.
- Co byś powiedziała na kolację ze mną wieczorem? Wybacz
moją bezpośredniość, ale domyślam się, że nie zabawicie na długo w Neapolu.
Nie kontrolowałam przygryzienia wargi. Z jednej
strony zapraszał mnie na kolację atrakcyjny, nowopoznany Włoch. Z drugiej
strony… zapraszał mnie na kolację atrakcyjny, nowopoznany Włoch. Przecież to
wiadomo, że Włosi są kochliwymi, nieodpowiedzialnymi lekkoduchami!
Co mi tam. Nigdy więcej tu nie przyjadę. Poza tym
nie mamy planów na wieczór.
A Frederico jest zastępcą pani prezes. Malfoy nie
będzie miał mi tego za złe, być może nawet temu przyklaśnie.
- Jasne, chętnie. – Włoch rozpromienił się na moje
słowa i jeszcze raz ucałował moją dłoń. Ustaliliśmy szczegóły i przeszliśmy do
pogawędki na temat tego, jak podoba mi się Neapol (nie miałam za dużo do
powiedzenia, zważywszy na to, że nawet nie zdążyłam nic zwiedzić). Rozmowę
przerwało bezceremonialne położenie dłoni na moim ramieniu przez Malfoya, który
z nieznanego mi powodu znów był naburmuszony.
- Ma… Draco? – poprawiłam się w ostatnim momencie. –
Czy poznałeś już pana Frederico Marcello? Jest prawą ręką pani prezes.
Malfoy skinął oszczędnie głową.
- Witam. Jak podobała się panu prezentacja?
Włoch rozparł się wygodnie na krześle, zadzierając
głowę, by dobrze widzieć Malfoya. Uderzyło mnie, że nie wstał, by okazać
szacunek dla gościa. Ale może tak ważne osobistości nie musiały się stosować do
zasad etykiety? Niewiele wiedziałam o tym świecie.
- Uważam, że Stratus ma pewne walory, których
brakuje waszym konkurentom. Nie omieszkam wskazać ich naszej pani prezes. Jednak
proponowana cena jest śmieszna. Tornado ma prawie taką samą specyfikację, ale
kwota jest już bardziej przystępna. To będzie ważny punkt na naszym
posiedzeniu. Za kolejny minus uważam…
No i się zaczęło. Malfoy usiadł na wolnym krześle
obok Włocha i przysunął się do stołu. Zapowiadało się na dłuższą rozmowę.
Zatrzymałam przechodzącą dziewczynę i poprosiłam ją o kolejną butelkę wody,
którą otrzymałam już po chwili. Popijałam ją małymi łyczkami, przysłuchując się
jednym uchem toczącej się obok konwersacji i równocześnie rozmyślając, co ja,
do stu hipogryfów, mam założyć na wieczór z Frederico. Wyjeżdżając z Londynu
nie nastawiałam się na randkę.
- Zaraz, chwileczkę – wtrąciłam, gdy do moich uszu
dotarł zarzut Włocha, że Stratus nie odznacza się żadną specjalną cechą
wyglądu. Tak się składa, że przygotowując prezentację dla Malfoya, poświęciłam
sporo czasu, żeby zbadać ten aspekt. Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie ze
zdumieniem, jakby zapomnieli, że siedzę obok nich. – Nasze miotły to czysta
elegancja. Są stworzone z wysokiej jakości hebanu czarnego, czyli poszliśmy o
krok dalej od producentów Tornada, które po Błyskawicy trzyma się zwykłego
hebanu.
- To nie ma nic do rzeczy – zauważył Frederico, ale
przerwałam mu:
- Jeszcze nie skończyłam. Dzięki temu Stratus jest
bardziej luksusowy, droższy i zawdzięcza mu przepiękny, rzadko spotykany w
miotlarstwie kolor. Poza tym każdy egzemplarz posiada delikatne rzeźbienia w
części przedniej na podobieństwo chmur. A co ze złotym napisem? Czy nie wygląda
on pięknie na tle ciemnego drewna? Czy nie prezentuje się elegancko? Zapewniam,
że niczego więcej tu nie potrzeba – prostota to największe ze zdobień. Proszę
też zwrócić uwagę na witki z balsy, które są bardzo lekkie, a jednocześnie
mocne i sprężyste. I ich jasny kolor świetnie kontrastuje z ciemną rączką. Stratus
to najlepszy możliwy wybór.
Mężczyźni patrzyli na mnie przez chwilę, po czym,
ignorując mnie, wrócili do rozmowy. Poczułam ukłucie rozczarowania. Malfoy
przejął mój temat, rozwodząc się nad udoskonaleniami, jak podnóżki na stopy, a
ja utkwiłam wzrok w butelce wody. No jasne, byłam tylko asystentką.
Po kilku kolejnych minutach napiętej rozmowy,
Frederico wstał i przeprosił nas. Spieszył się na kolejne spotkanie.
- Będę po ciebie o ósmej – przypomniał mi, gdy
pożegnał się już z Malfoyem. Ucałował moją dłoń po raz kolejny i odszedł, a ja
napotkałam gniewne spojrzenie szefa.
- Co? – spytałam.
Malfoy hałaśliwie odsunął się od stołu i wstał z
krzesła, dając mi znać, że powinnam zrobić to samo. Wykonałam jego polecenie i
skierowaliśmy się do wyjścia.
- Z tego co pamiętam, byłaś umówiona na kolację ze
mną.
Zmarszczyłam brwi, próbując sobie przypomnieć, czy
to prawda, i struchlałam. Malfoy chciał porozmawiać ze mną na temat ulepszeń w
naszym dziale. Miał wysłuchać moich opinii i – przy dobrych wiatrach – przystać
na nie. Bardzo mi na tym zależało.
- Przepraszam, wyleciało mi to zupełnie z głowy.
Musimy to jakoś przełożyć. Ale popatrz, spotkam się z Frederico, wywrę na nim
dobre wrażenie, poproszę go dyskretnie żeby wstawił się za nami u pani Oliveto
i może to zagwarantuje nam ten kontrakt…
- Kontrakt zagwarantuję ja, nie ty – warknął, nawet
na mnie nie patrząc. Szedł tak szybko, że prawie za nim biegłam. Dłonie
zaciskał w pięści. – Wychodziłem ze skóry, żeby przypodobać się Oliveto i wierz
mi, jestem dobry w tym, co robię. Poza tym co to miało być? Dlaczego wtrąciłaś
się do mojej rozmowy z Marcello?
Dlaczego się… co? Przecież mu pomagałam! Dlaczego
nie mógł mi po prostu podziękować? Przecież słyszałam, że sam pociągnął ten
temat.
- Wtrąciłam się, ponieważ przygotowywałam twoją
prezentację i zrobiłam naprawdę porządne rozpoznanie. Znam się w tym temacie
tak samo dobrze jak ty. – Dostałam zadyszki od prób nadążenia za nim. Zatem
teraz drobiłam na obcasach, starając się dotrzymać mu kroku i równocześnie się
nie wywrócić, a na dodatek dyszałam jak parowóz. – Myślałam, że wyświadczam ci
przysługę.
- Sam potrafię zająć się swoimi sprawami. – Bił od
niego taki chłód, jak gdyby ktoś porządnie zmroził go w zamrażarce. Aż się
wzdrygnęłam.
- Chyba tutaj objawia się twój problem – wytknęłam.
– Nie pozwalasz sobie pomóc. Nie dopuszczasz możliwości, że ktoś mógłby być tak
samo dobry, jeśli nie lepszy od ciebie. Czemu tak bardzo nadmuchałeś swoje ego?
Przystanął na moje słowa. Byliśmy już poza
budynkiem, w blasku oślepiających promieni słonecznych. Musiałam zmrużyć oczy.
Zrównałam się z nim krokiem i wreszcie mogłam dostrzec jego napiętą twarz.
Wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć.
- Stawiam sobie wysokie cele i do nich dążę. I nie
potrzebuję pomocy asystentki w sprawach, w których jestem ekspertem.
Rzucił mi lodowate spojrzenie zimnych oczu, które
wytrzymałam. To, co mówił, było niesprawiedliwe i nie mogłam brać tego do
siebie. Nie, wcale nie jest mi przykro.
Nie, nie rozpłaczę się. Odwrócił wzrok i odszedł, ale ja nie podążyłam za
nim. To, jak wypowiedział słowo „asystentka”… mówił tak, jakby było to coś
uwłaczającego. Jakbym była człowiekiem niższej kategorii. Jakbym była szlamą.
Co z tego, że nie chodziliśmy już do Hogwartu? Nic
się nie zmieniło. Nadal byłam dla niego ta gorsza. I nie sądziłam, że to tak
zaboli.
Uniosłam wysoko głowę, walcząc ze łzami. To tylko
Malfoy, nie powinnam się przejmować. Spędzę ten dzień sama i wykorzystam
maksymalnie wszystkie możliwości, jakie otwiera przede mną to piękne miasto. A
pierwszym, co zrobię, będzie pójście do biblioteki. Tam od razu poczuję się
lepiej.
I dobrnęłam do 10 rozdziału.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu coraz bardziej mi się podoba to opowiadanie i zaczynam się wkręcać :)
Rozdział świetny. Podoba mi się ta wersja Hermiony oraz Malfoy - o dziwo polubiłam go.
Kilka razy nawet uśmiechnęłam się do monitora czytając ten rozdział.
aaa teraz czekam na kolejny i mam nadzieję, że będzie szybciutko, bo już chcę wiedzieć co będzie dalej.
Buziaki :*
Czemu "o dziwo" polubiłaś Malfoya? Chodzi o to, że nie przepadasz za postacią, czy że mój był jakiś nie taki? Będę się teraz zastanawiać! :D
UsuńOjej. Nie wiem, czy tak szybciutko. Zrobię co w mojej mocy ;)
Buziaki :*
Malfoy zawsze stoi dla mnie pod znakiem zapytania. Mam takie mieszane uczucia co do niego. Jednak Twojego Malfoya lubię. Ma w sobie tą arogancję, i tzw dwie twarze, co jest bardzo interesujące. I czekam przez to na dalsze losy. Może kiedyś napiszesz ff od strony Malfoya? To mogłoby być bardzo ciekawe :)
UsuńNie musisz się więc zastanawiać, bo Twój Malfoy jest Malfoyowat ha ha ha :D
Och, ff od strony Malfoya, to by było ciekawe! Ale raczej tego nie przewiduję, chyba jestem zbyt kobieca, nie wiem, czy potrafiłabym na całość opowiadania wcielić się w niego. I jakoś tak wolę go obserwować czyimiś oczami... jest to bardziej interesujące, niż podanie wszystkiego na tacy :)
UsuńJa jestem zafascynowana tym Malfoyem. Co prawda był Malfoy w ttj, ale on był... inny. Nawet jakoś sama inaczej o nim myślę, że to była zupełnie inna osoba. Ciekawa jestem, czy uda mi się tutaj sprawić, żeby od początku do końca był wiarygodny i fascynujący :)
Pamiętam Malfoya z ttj - taak zaczynałam jeszcze czytać jak miałaś tego starego bloga i jakoś mnie pochłonęło, że jestem z tobą aż do dziś :D
UsuńTamten Malfoy był młodszy i jakby inaczej podchodził do życia, a ten nazwijmy go nowy Malfoy ma żonę, niezłe stanowisko i się realizuje. Jest w nim też coś sama nie wiem jak to nazwać, ale w jednej chwili patrzysz na niego tak jak Hermiona w Twoim opowiadaniu, a jak się odezwie to potrafi zniszczyć swój urok, ale zostaw go takiego - bo taki jest ten nasz Malfoy czyli nikt nie wie jaki :D
A tym bardziej, że rozdziały noszą tytuł cech charakteru co również mi się podoba i daje czytelnikowi do myślenia :)
Ja też do końca nie wiem, jaki on jest :) Tzn. mam go opracowanego, wiem co mu siedzi w głowie itd., a jednak wciąż mnie zadziwia. No i to trudne cały czas trzymać w głowie "to co myśli Malfoy" i "to co myśli o nim Hermiona", więc pewne rzeczy wychodzą jak dla mnie zaskakująco.
UsuńOjej, to było super!
OdpowiedzUsuńJa chcę więcej! Powiedz proszę, że masz teraz mega lajtowy semestr i dużo czasu na pisanie i już niedługo opublikujesz kolejny rozdział :p
Troszkę się obawiam o Hermionę na tej kolacji, ale może to tylko jakieś moje dziwne przewrażliwienie. Przecież nie na każdym kroku musi spotykać ją coś złego, prawda? I czy Draco jest trochę zazdrosny czy po prostu poczuł się olany (a jak ktoś śmie olać kogoś takiego jak on?!)?
Trochę liczyłam, że w końcu zwierzy się Hermionie z trapiącego go problemu, ale jednak trzeba nam jeszcze trochę poczekać, żeby się dowiedzieć...
Ok, czekam ;)
Hm, hm, postaram się niedługo (ale dla mnie niedługo to i tak jakieś 2-3 tygodnie, niestety). Potrzebuję dużo motywacji, żeby przede wszystkim przezwyciężyć lenistwo i jakoś wszystko godzić. Zaczynam pisać magisterkę i w ogóle... A poza tym chodzi mi po głowie jeszcze parę pomysłów na coś innego. Nie mam kiedy zająć się wszystkim, nie można przecież ciągle tylko pisać i pisać i pisać :D
UsuńPrawda, nie na każdym kroku musi ją spotykać coś złego! (Ale może...)
Kwestię Draco pozostawiam do osobistego przemyślenia. Ja siedzę cicho :)
Buziaki :)