Dzień zaczął się katastrofalnie. Ja, Hermiona
Granger, zaspałam.
Zerwałam się z łóżka i przeklinając, co było
zupełnie nie w moim stylu, rzuciłam się do łazienki, by wziąć szybki prysznic i
uszykować do wyjścia. Stałam w strugach lodowatej wody, próbując się dobudzić.
Nie podobała mi się perspektywa pójścia do spa zamiast do pracy. Stanowisko
asystentki zajmowałam dopiero od niedawna. Było mnóstwo spraw, o których
jeszcze nie miałam pojęcia i które chciałam zgłębić, na co nie pozwalał mi
szef. Nie zasłużyłam na relaks, nawet jeśli były to moje urodziny.
Co prawda nie powinnam sobie wyobrażać za dużo.
Ważniejsze od moich urodzin było spotkanie Malfoya z Charlesem Hollisem.
Zdążyłam się już zorientować, że umowa z tym biznesmenem to żyła złota nie tylko
dla firmy, ale przede wszystkim dla samego Malfoya. Wyciągnęłam wnioski z
podsłuchanej rozmowy między nim a Islą. Może nie chciał się do tego przyznać,
ale jego wizerunek leciał na łeb na szyję, a ten potrzebował szybkiej poprawy i
potwierdzenia kompetencji w faktach. Kto śmiałby wyrzucić czy zdegradować
faceta, który zapewnia tak obiecujące kontrakty?
Cholera jasna. Otworzyłam zaspane oczy, by powrócić
do rzeczywistości. Moje nogi wymagały natychmiastowego golenia!
Kiedy wreszcie wyszłam z łazienki, zawinięta w
ręcznik, było później niż się spodziewałam. Cisnęłam torbę na środek pokoju i
rzucałam do niej w pośpiechu rzeczy, które były mi potrzebne do wyjścia. Strój
kąpielowy, ręcznik, klapki, bielizna na zmianę, dezodorant… Większość z nich
nie trafiała do torby, a obok niej. Przewiesiłam przez ramię dobrane części
garderoby i właśnie zmierzałam do łazienki, by się ubrać, kiedy rozległo się
pukanie do drzwi. Znieruchomiałam.
Nie, to się nie dzieje naprawdę. Mój wzrok padł na
ubranie, którego nie zdążyłam założyć, torbę i porozrzucane na ziemi rzeczy,
niepościelone łóżko, a następnie na spoczywającą na stoliku różdżkę. Ułamek
sekundy zajęło mi podjęcie decyzji o jak najszybszym dotarciu do niej. Pukanie
rozległo się po raz kolejny.
- Chwileczkę! – krzyknęłam. Machnęłam raz, by
schować pościel, drugi, by poukładać na kanapie poduszki, trzeci, żeby
zapakować torbę. Przysięgam, że zajęło mi to kilka sekund, a ktoś znów
natarczywie zapukał do drzwi. Miałam ogromną nadzieję, że to nie Malfoy, a
tylko któryś z sąsiadów. Cisnęłam ubrania na kanapę i schowałam pod nimi
różdżkę. Na boso i w ręczniku podbiegłam do drzwi i otworzyłam je.
To był Malfoy. Przez wąską szparę w drzwiach
widziałam wyraźnie jego wykrzywioną grymasem twarz. Kto go w ogóle wpuścił do
klatki? Co za nieodpowiedzialni ludzie, pewnie znowu nie zamknęli drzwi.
- No nareszcie, Granger, ile można… - Najwyraźniej w
tym momencie dostrzegł, w co jestem ubrana. Zamknął na chwilę usta, by ułożyć
je w uśmieszek. Przygotowywał się zapewne do wygłoszenia zjadliwego komentarza.
- Daruj sobie – ostrzegłam go. – Miałam ciężką noc i
nie zdążyłam się przygotować, okej? A ty nie musiałeś przychodzić tak wcześnie.
- Jest jedenasta.
Wzruszyłam ramionami i poczułam, jak ciasny dotąd
splot ręcznika się poluzowuje. Zła na siebie, że nie postanowiłam najpierw się
ubrać, a dopiero później pakować, przytrzymałam go ręką i cofnęłam się,
chowając za drzwiami, które otworzyłam szerzej, zapraszając Malfoya do środka.
Wszedł nieśpiesznie, przyglądając się małemu przedpokojowi i zatrzymał się na
progu pokoju. Wyminęłam go, by zabrać z kanapy ubranie. Byłam świadoma jego wzroku,
a jeszcze bardziej tego, że pod ręcznikiem nie mam absolutnie nic. Powtarzałam
sobie, że jesteśmy dorosłymi ludźmi, a Malfoy na pewno nie raz widział gołą
kobietę. Zresztą nawet nie byłam zupełnie naga.
- Ręcznik ci się podwinął. – Skamieniałam na te słowa,
serce zabiło mi mocniej. Wykręciłam głowę do tyłu, by ocenić rozmiary
zniszczeń, i napotkałam rozbawiony wzrok Malfoya. – Spokojnie, tylko
żartowałem.
- Mało śmieszne te twoje żarty – powiedziałam,
unosząc wysoko głowę. Odetchnęłam z ulgą. – Ile ty masz lat?
- Wystarczająco dużo, żeby różne rzeczy sobie
wyobrażać.
Obrzuciłam go oburzonym spojrzeniem. Nadal sobie
żartował, czy…? Uniósł ręce w geście obronnym.
- Czy możesz nie mieć takiej miny, jakbyś chciała
mnie zamordować? Do stu dementorów, Granger, trochę luzu!
Tak, luzu. Mojemu ręcznikowi chyba się to podobało,
bo zaczął się zsuwać. Chwyciłam go mocno, nie dopuszczając do najgorszego, i
bezceremonialnie przeszłam przez pokój do łazienki, po czym nieco zbyt
zamaszyście zamknęłam za sobą drzwi, wywołując głośny trzask. Drżącymi rękoma
zaczęłam się ubierać, boleśnie świadoma tego, że za cienką ścianą jest Malfoy.
Nie było sensu się malować, więc tylko rozpuściłam upięte do mycia włosy, by je
rozczesać, po czym zaplotłam warkocz.
Kiedy wyszłam z łazienki, Malfoy stał przy komodzie,
oglądając ustawione na niej zdjęcia. Jedno przedstawiające moich rodziców,
drugie mnie i Lucy, a trzecie Rona. To właśnie to przechylał lekko,
przyglądając się mu. Już dawno powinnam je podrzeć i wyrzucić, ale zawsze coś mnie
powstrzymywało. Na co dzień praktycznie nie zwracałam na nie uwagi, teraz
jednak poczułam się obnażona bardziej, niż w samym ręczniku.
- Zrobić ci herbatę albo kawę? – spytałam. Panowałam
nad głosem lepiej, niż się spodziewałam. Malfoy odstawił zdjęcie i obejrzał się
na mnie.
- Ręcznik zniknął, szkoda.
Skrzyżowałam ramiona na piersi i popatrzyłam na
niego z przyganą, co najwyraźniej dostarczało mu mnóstwo rozrywki. Ha, ha, ha,
tak się uśmiałam.
- Jeszcze chwila i cofnę propozycję.
Obserwowałam każdy ruch Malfoya, gdy rozsiadał się
na kanapie. Czuł się tu trochę za swobodnie, co z kolei sprawiało, że ja czułam
się nieswojo. Nie pasował do mojego mieszkania ani trochę, było dla niego za
małe i zbyt ubogie. Wystarczy popatrzeć na ściany, które domagały się
malowania, czy na trochę przestarzałe meble. Swoim ciałem zajmował większą
część kanapy, wrażenie to potęgowały jego swobodnie rozparte na oparciu
ramiona.
- Zaspałaś? – spytał, obrzucając mnie uważnym
spojrzeniem. Było mi głupio się do tego przyznać, ale najwyraźniej sam udzielił
sobie odpowiedzi. – Zrób sobie śniadanie, nie przejmuj się mną. Mogę wypić z
tobą kawę.
Zdziwiona tym przejawem troski, obróciłam się i
zniknęłam w kuchni. Choć może to za dużo powiedziane, gdy ma się aneks.
- A co z Hollisami? – zapytałam, wstawiając wodę.
- Mają lekkie opóźnienie.
Przyjęłam to skinieniem głowy. Wyciągnęłam dwa
kubki, nasypałam do nich kawę i odstawiłam na bok, czekając na zagotowanie się
wody. Zaczęłam przygotowywać sobie kanapkę, walcząc ze sobą, by nie podjąć tematu,
który nie dawał mi spokoju od jakiegoś czasu. Nie wytrzymałam.
- Mogę cię o coś spytać?
Nie odważyłam się spojrzeć na Malfoya, który
przytaknął. Słowa wylały się ze mnie, zanim zdążyłam je zatrzymać.
- Wiem, że to nie moja sprawa, ale czy ty i Astoria
macie jakieś problemy?
Kiedy zerknęłam na niego, marszczył brwi.
- Dlaczego pytasz?
Potrząsnęłam głową. Intuicja.
- Po prostu takie odniosłam wrażenie. Jest chyba jakieś napięcie między wami, no i samo
to, że na spotkanie z Hollisami zabierasz mnie, a nie ją...
Kiedy
tylko to powiedziałam, zorientowałam się, że popełniłam błąd. Malfoy przybrał
na twarz maskę bez wyrazu, tylko jego oczy zabłysły złowrogo. Zdecydowanie nie
chciał drążyć tego tematu. Schowałam się głębiej w kuchni. Jako że razem z
pokojem tworzyła literę L, w jej najdalszym kącie byłam dla Malfoya
niewidoczna.
-
To są sprawy między mną a moją żoną – powiedział jak robot.
-
Przepraszam – mruknęłam tak cicho, że nie byłam pewna, czy mnie dosłyszał. Woda
w czajniku się zagotowała, więc zalałam nasze kawy. Swoją zabieliłam mlekiem,
Malfoya tylko posłodziłam połową łyżeczki cukru; nie miałam pojęcia, czy te pół
łyżeczki cokolwiek zmieniało. Dlaczego nie mógł słodzić całej albo wcale?
-
Masz dobry wpływ na Alice – podjął Malfoy, jakby nie zabił poprzedniej wymiany
zdań. - Nie jestem pewny, czy ona i Astoria by się porozumiały.
-
Jasne.
Nie
chciałam wyrażać powątpiewania, ale nie było to takie proste. Malfoy musiał to
zauważyć. Kiedy stawiałam przed nim kubek z kawą, miał niezadowoloną minę.
-
Może i nie wszystko między nami jest w porządku – przyznał się.
Uniosłam
brwi, ale nie skomentowałam tego. Kontynuował:
-
Nie ma powodów do zmartwień. Wyjdziemy z tego.
- Skoro tak mówisz.
Przyniosłam sobie kanapkę i usiadłam na krańcu
kanapy, jak najdalej od Malfoya. Mężczyzna uniósł kubek do ust i podmuchał na
kawę. Była jeszcze za gorąca, żeby mógł ją wypić.
- Gdybyś pił z mlekiem, już miałaby odpowiednią
temperaturę – rzuciłam bez namysłu. Popatrzył na mnie, jakbym zgrzeszyła.
- Mleko zabija smak i aromat prawdziwej kawy. To
zwykła zbrodnia.
- Okej, co kto lubi.
Zjadłam śniadanie w milczeniu. Cisza między mną i
Malfoyem ciążyła mi, czułam się skrępowana, ale nawet pojedyncze zdania, które
wymienialiśmy, nie mogły sprawić, żeby atmosfera się rozluźniła. Co ty robisz,
Hermiono?, pytałam samą siebie. To
przecież Malfoy. Wróg.
Mężczyzna, któremu uratowałam życie, co w
konsekwencji przekreśliło moją karierę i zniszczyło rodzinę, którą wtedy
miałam. Jak mogłam być mu wdzięczna za pracę jako jego asystentka, skoro mogłam
być teraz jedną z najlepszych uzdrowicielek w kraju?
To nie jego wina. To nie jego wina. To
nie jego wina.
- Dobrze się czujesz?
Malfoy spoglądał na mnie z zaniepokojeniem.
Popatrzyłam mu w oczy. Oddychałam szybko, nie mogłam nabrać powietrza, miałam wrażenie,
że zaczynam się dusić - to znowu się stało – mój napad paniki. Pociemniało mi
przed oczami. Wymusiłam uśmiech i odwróciłam wzrok. Spojrzenie jego jasnych
tęczówek prześladowało mnie nawet kiedy zamknęłam oczy.
Oddychaj spokojnie. Tylko spokojnie.
Wyjdziesz z tego.
- Wszystko w porządku – odpowiedziałam po kilku
sekundach, odzyskując panowanie nad sobą. Już przez wiele miesięcy ataki nie
wracały, ponieważ nauczyłam się radzić sobie z nimi. Teraz też udało mi się
zablokować strach, zanim zdążył mną zawładnąć, byłam jednak wyczerpana.
To niepokojące, że dopadł mnie w towarzystwie
Malfoya. On nie powinien tyle o mnie wiedzieć. Mógł to wykorzystać przeciwko
mnie.
Przestań być taka nieufna. To nie jego
wina. A on nie ma powodu, żeby cię znowu skrzywdzić.
- Nie powinniśmy już wychodzić? - spytałam. Malfoy
spojrzał na zegarek, po czym skinął głową.
- Myślę, że to odpowiednia pora.
- Świetnie.
Zerwałam się z kanapy trochę zbyt gwałtownie, ale
nie obchodziło mnie to. Zgarnęłam naczynia i zniknęłam w kuchni, gdzie mogłam
pozwolić sobie odetchnąć. Nie rozumiałam, co się stało. Myślałam, że najgorsze
mam już za sobą, a tutaj – proszę! – moje ciało zawiodło mnie w najmniej
oczekiwanym momencie.
Nie mogłam ufać nawet sobie.
* * *
Odchyliłam się do tyłu na krześle, śmiejąc się. Wino
w moim kieliszku zakołysało się, zbliżając niebezpiecznie do krawędzi. Czułam
rozchodzące się po ciele uczucie błogości, specyficzne dla działania alkoholu.
Odprężyłam się na tyle, żeby kilka minut wcześniej zsunąć ze stóp niewygodne
szpilki i wkopać je pod stół. Zachowanie całkowicie nieodpowiednie w
restauracji, tyle że jakoś się tym nie przejmowałam.
Naprzeciwko mnie siedział mężczyzna, którego wiele
kobiet mogłoby opisać jako zniewalającego – wysoki, o nienagannej posturze,
szerokich, umięśnionych barkach, seksownie zmierzwionych blond włosach,
jasnych, bystrych oczach i interesującej twarzy – takiej, na którą przyjemnie
było patrzeć. W tym mężczyźnie było coś więcej, niż wrażenie posiadania
zasobnego konta, w każdym jego ruchu, spojrzeniu, słowie, widoczna była klasa i
dobre wychowanie. Czy był księciem z bajki?
Otóż nie. Był Malfoyem.
Tyle że prawie całkowicie o tym zapomniałam.
Dzień minął zdecydowanie przyjemniej, niż się
spodziewałam. Najwyraźniej potrzebowałam dnia wolnego (o ile można go tak
nazwać, zważywszy na interesy, które miał do omówienia mój szef z nowojorskim
przedsiębiorcą). Na szczęście ani ja, ani Alice nie uczestniczyłyśmy w
prywatnej rozmowie, którą panowie odbyli w saunie, korzystając w tym czasie z
dobrodziejstw masażu i zacieśniając więzy. Po dniu relaksu czułam się jak nowo
narodzona, a uszy aż szczypały mnie od pikantnych ploteczek, które wymieniałam
z nową znajomą.
Pod wieczór opuściliśmy spa i udaliśmy się do
restauracji, by świętować podpisanie umowy. Siedzieliśmy we czwórkę przy stole
do dziesiątej, kiedy to Hollisowie oświadczyli, że czas już na nich, i
pożegnali się z nami jak ze starymi przyjaciółmi. Ja i Malfoy zostaliśmy sami,
i jakoś żadne z nas nie śpieszyło się do wyjścia.
- Myślę, że przynosisz mi szczęście – wypalił w
pewnym momencie Malfoy, pochylając się poufale w moją stronę. Zaśmiałam się w
głos, tak jak nie odważyłabym się, gdyby w moim ciele nie krążył alkohol. Drewniane
przepierzenie, po którym pięły się zielone pędy roślin, oddzielało nas od
reszty restauracji tak, że można by zapomnieć o całym świecie.
- Oj przestań. – Nadal się śmiałam. – Nabierasz
wprawy w negocjacjach, to wszystko. Twój urok osobisty też nieźle sobie radzi.
Malfoy przypatrywał mi się z cieniem uśmiechu
błąkającym się na ładnie wykrojonych ustach, których nie wykrzywiał żaden
grymas. Było mu bez niego do twarzy.
- Nie miałem pojęcia, że potrafisz się tak ślicznie
śmiać.
Na ten komplement zareagowałam niepewnym uśmiechem i
pociągnęłam kilka dużych łyków z kieliszka. Ciepło uderzyło mi do twarzy.
- Wtedy robi ci się dołeczek w policzku – ciągnął
Malfoy. – I oczy ci błyszczą. I wtedy chciałbym…
Urwał i pokręcił głową, zmieszany. Co byś chciał? No co?, pytałam w
myślach. Nie byłam pewna, czy powinien dokończyć zdanie.
Malfoy przywołał gestem przechodzącego kelnera i
poprosił go o uzupełnienie naszych kieliszków. Momentalnie opróżniłam resztkę,
którą miałam w swoim, i odstawiłam go na stół. Przez dłuższy czas mierzyliśmy
się wzrokiem, nie odzywając się do siebie. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo
myśli, których nie odważyłabym się zwerbalizować.
Tak, spędzałam wieczór w restauracji z Malfoyem,
zresztą nie po raz pierwszy. I był to całkiem miły wieczór po bardzo udanym
dniu. Czułam się zupełnie rozluźniona, jak gdyby moje ciało przestało reagować
obronnie na samą jego obecność. Mogłam zapomnieć, że jest Malfoyem, i udawać,
że piję wino z moim szefem, z którym się lubimy. Z głębi sali dopływał do nas
kojący dźwięk fortepianu. Patrzyłam w szaroniebieskie oczy mojego towarzysza i
myślałam o tym, że czuję się dobrze.
Za dobrze.
Aż głupio przyznać, że zdarzało mi się patrzeć na
jego usta i myśleć o tym, jakby to było po prostu go pocałować… Co było
zupełnie niemożliwe. Po pierwsze i najważniejsze – wiedziałam, że będę tego
żałować ze względu na skomplikowaną relację, która nas łączyła. Po drugie – był
moim szefem, a ja jego asystentką, co wykluczało taką możliwość i było skrajnie
niestosowne. Po trzecie – siedzący przede mną mężczyzna był czyimś mężem, co
czyniło go dla mnie nietykalnym. I po czwarte… wrócił kelner z winem… co ja to
chciałam…? Rozproszyłam się zupełnie.
- Picie razem wina nie powinno wejść nam w nawyk –
powiedziałam, uważnie przypatrując się swojemu kieliszkowi, który znów był
pełny. Odrobinę kręciło mi się w głowie.
- Trochę się ciebie boję po winie – wyznał Malfoy
śmiertelnie poważnie. Zmarszczyłam brwi, kiedy próbowałam zrozumieć rzuconą
przez niego aluzję, ale żadne rozwiązanie nie przychodziło mi do głowy.
- Oświecisz mnie?
- Ostatnio nazwałaś mnie burakiem.
- Hm. – Podparłam brodę na zgiętej w łokciu ręce. –
Taak?
- Powiedziałaś też, że mnie nie lubisz.
- Coś mi się wydaje, że mówiłam z sensem.
Drgnął mu kącik ust, gdy powstrzymywał się od
uśmiechu.
- Chciałbym ci przypomnieć, że jestem twoim szefem.
Jeśli nie będziesz zachowywać się stosownie, utnę ci premię.
Wywróciłam oczami w odpowiedzi.
- Przecież ja nie mam premii.
Malfoy pstryknął na mnie palcami.
- Właśnie dlatego.
Przyglądałam mu się z zadumą, kiedy przeglądał menu,
mrucząc o tym, że powinniśmy coś zjeść do alkoholu. Spytał mnie nawet o zdanie w
sprawie wyboru jednej z trzech opcji. Kilkanaście minut później pochłanialiśmy
malutkie grzanki z serem i masłem ziołowym, przyozdobione listkami bazylii.
Były przepyszne.
Właśnie wtedy to zauważyłam.
- Nie nosisz obrączki.
Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio
widziałam ją na jego palcu. Dzisiaj rano na pewno nie, ale może wczoraj… a może
w zeszłym tygodniu? Malfoy dotknął palca serdecznego, jakbym przyłapała go na
gorącym uczynku.
- Zgubiłem ją – wyznał, zakłopotany. – Szukałem
wszędzie, ale gdzieś wsiąkła. Powiedziałem Astorii, że zawieruszyła się w
gabinecie.
Od razu przed oczami stanęła mi moja świętej pamięci
babcia, wygłaszająca zabobony na różne okazje. Jednym z nich było to, że
zgubienie obrączki wróży nieszczęście w małżeństwie. Nie byłam przesądna, ale
usłyszałam jej głos, jak gdyby stała tuż koło mnie. Zrobiło mi się tak jakoś
nieswojo, biorąc pod uwagę moją wcześniejszą rozmowę z Malfoyem, w której
pytałam go, czy w jego związku wszystko jest w porządku.
Wyciągnęłam rękę i ze współczuciem chwyciłam dłoń
Malfoya.
- Mogę jej jeszcze jutro poszukać, a jeżeli się nie
znajdzie, osobiście zajmę się złożeniem zamówienia na nową i dopilnuję, żeby
odbiór był możliwie jak najszybciej.
Uśmiechnął się do mnie tak jakoś miło, że aż zrobiło
mi się ciepło na sercu. Musiałam odwrócić wzrok, speszona. Zabrałam też rękę i
umieściłam ją bezpiecznie na moim udzie. Powietrze zrobiło się dziwnie
naelektryzowane niezręcznością.
- Jak to się stało, że jesteście razem? – spytałam,
czując presję, by powiedzieć cokolwiek. Pamiętałam, że Astoria należała do
Slytherinu, i tylko dlatego nie spytałam go, jak się poznali.
- Ojcu bardzo zależało na tym, żebym spotykał się z
Daphne Greengrass, uważał, że jest dla mnie idealną partią. Na pewno ją
pamiętasz, była z nami na roku. – Przytaknęłam, a on kontynuował: – Mi z kolei
zależało, żeby zrobić mu na złość. Byłem dla niej tak okropny, jak tylko
mogłem, żeby ją do siebie zrazić. Po jakimś czasie nie chciała już nawet na
mnie patrzeć, kiedy musieliśmy być razem w pomieszczeniu na różnych oficjalnych
spotkaniach. Astoria, jej młodsza siostra, była pierwszą osobą, która odważyła
się wziąć mnie na bok i w kilku dobitnych słowach wyjaśnić mi, co mnie spotka,
jeśli dalej będę się tak zachowywał. Ojciec nigdy jej nie lubił, uważał, że
jest zbyt - jak on to nazwał? – niepokorna. Więc zaprosiłem ją na randkę.
Uśmiechał się lekko, mówiąc o Astorii. Czułam, że za
tą historią kryje się dużo ciekawych szczegółów, ale ze zdziwieniem odkryłam,
że nie chcę ich poznać. Zastanawiałam się nad tym, gdy Malfoy mówił dalej:
- Zanim się zorientowałem, byłem w niej zakochany.
Była przy mnie w najważniejszych momentach mojego życia i nie opuszczała mnie
na krok, kiedy umierałem w Mungu. – Lekkość, z jaką wypowiedział ostatnie słowa,
przyprawiła mnie o ciarki. – Kiedy tylko z tego wyszedłem, poprosiłem ją o
rękę.
- Czyli znalazłeś miłość swojego życia? –
uśmiechnęłam się z rozrzewnieniem. Równocześnie poczułam niezbyt mocne ukłucie
na myśl o tym, że kiedyś sądziłam, iż znalazłam własną.
- Chyba mogę tak powiedzieć – przyznał. Między jego
brwiami pojawiła się pionowa kreska, która mnie zaniepokoiła.
- Ale?
Westchnął.
- Astoria marzy o dziecku.
- O. – Nie potrafiłam wykrzesać z siebie nic więcej.
– A ty… nie?
- Nie o to chodzi. – Potarł czoło, krzywiąc się. –
Nie mam nic przeciwko, ale ona zachowuje się trochę nieracjonalnie. Staramy się
od kilku miesięcy i jak na razie nic z tego, co bardzo ją frustruje, a ja mam
ochotę dać sobie z tym spokój.
Chyba przekroczyliśmy jakąś granicę dobrego smaku.
Nie mogłam odpędzić od siebie obrazu Malfoya i Astorii starających się o
dziecko. Na pewno nie chciałam go sobie wyobrażać w takiej sytuacji. Ale zdałam
sobie sprawę z tego, że jest bardziej ludzki, niż dotąd mi się wydawało. Nie
jest cyborgiem zaprogramowanym do chodzenia wyprostowanym i wygłaszania ciętych
uwag. Ma życie prywatne, żonę i… sypialnię… byłam wstrząśnięta tym odkryciem.
- A teraz jeszcze ta obrączka – zakończył Malfoy,
jakby nie zauważając mojego zmieszania. Napiłam się wina, żeby nie musieć od
razu mu odpowiadać.
- Domyślam się, że to może być stresująca sytuacja
dla was obojga. Czy stąd nieporozumienia między wami?
- Między innymi. – Tą zdawkową odpowiedzią Malfoy
dał mi do zrozumienia, że nic więcej nie powie na ten temat. Odchrząknął. – Ale
mieliśmy świętować, a nie zajmować się problemami. Dzisiaj jest dobry dzień, ty
masz urodziny, a ja podpisałem świetną umowę i powinniśmy się cieszyć.
- Oczywiście.
Jakiś czas później Malfoy uparł się, żeby
odprowadzić mnie do domu. Jako że restauracja nie znajdowała się aż tak daleko
od mojej kamienicy, poszliśmy na pieszo (poza tym mówiłam stanowcze „nie”
teleportacji po alkoholu). Noc była chłodna, więc opatuliłam się szczelniej
płaszczem. Miałam ochotę zdjąć szpilki i iść na boso, ale postanowiłam być
dzielna i wytrzymać jeszcze trochę. Towarzyszył nam ich stukot po chodniku i
przejeżdżające od czasu do czasu samochody.
- Za tydzień o tej porze będziemy w Neapolu –
zauważył Malfoy. Uśmiechnęłam się na myśl o tym. Już widziałam oczami wyobraźni
przepiękną zatokę o przejrzystej wodzie i unoszące się na niej jachty.
- Poprawka,
panie dyrektorze. Za tydzień o tej porze będziemy już z powrotem.
Zastanawiał się przez chwilę.
- Wiesz co? Jutro zadzwonisz do hotelu i przedłużysz
nasz pobyt. Muszę pokazać ci wszystkie perełki i nie ma możliwości, żebyś się
wykręciła.
Uśmiechnęłam się do niego najpiękniej, jak
potrafiłam. Już nie mogłam się doczekać! Czekały na mnie te wszystkie muzea,
zamki, kościoły i przepiękne widoki! Jutro od razu po pracy pójdę do biblioteki
i wyszukam informacje o wszystkich miejscach, które chcę zobaczyć. I pomyśleć o
tym, że gdybym nie pracowała u Malfoya, prawdopodobnie nigdy nie odwiedziłabym
Neapolu. A chciałam pracować w głupiej kawiarni, byle tylko nie przyjmować
pomocy z jego strony.
- Tak jest, szefie – zasalutowałam. – Czy miesiąc
nam wystarczy?
Studiował przez chwilę moją rozweseloną twarz, zanim
pozwolił sobie na oszczędny uśmiech, z którym wyglądał bardzo, bardzo, bardzo…
Wypiłam za dużo wina. Już nawet Malfoy wydawał mi się być pociągający. Hermiono, masz absolutny zakaz picia w jego
towarzystwie!
- Chciałbym, ale firma może sobie bez nas nie
poradzić.
- Och, daj spokój. Nie jesteś niezastąpiony. Poza
tym co to za frajda być dyrektorem, skoro nie można sobie zrobić urlopu?
- Masz absolutną rację, biorę rok wolnego i jadę w
podróż dookoła świata.
- No, bez przesady – przeraziłam się. – Ja muszę za
coś żyć.
- Ty pojedziesz ze mną. Koszty utrzymania gratis.
Udałam, że poważnie zastanawiam się nad tą propozycją.
Wyciągnęłam do niego dłoń, którą chyba z zaskoczenia uścisnął.
- Umowa stoi. Ale ostrzegam, mam dość duże
wymagania.
Parsknął śmiechem.
- Ty chyba naprawdę nie przyjrzałaś się Astorii.
Znowu ta Astoria. Jej imię otrzeźwiło mnie trochę. Co ja wyrabiam? Powinnam natychmiast się z
nim pożegnać i nie utrzymywać kontaktów poza ściśle służbowymi. Już!
Przystanęłam.
- Dziękuję za odprowadzenie mnie. Moja kamienica
jest na końcu ulicy, więc możesz już wracać do domu.
Nie wyglądał na zadowolonego.
- Chyba żartujesz, że zostawię cię samą na ulicy o
takiej porze?
Wzruszyłam ramionami. Proszę cię, nie zachowuj się, jak gdyby miało to dla ciebie
jakiekolwiek znaczenie, powiedziałam mu wzrokiem.
- Daj spokój. Nie mam szesnastu lat, tylko
dwadzieścia sześć. Nie raz chodziłam tędy sama i nie boję się, więc wracaj do żony.
Przyspieszyłam, chcąc zostawić go w tyle, ale
dotrzymał mi kroku. Nie odzywał się do mnie, i tak dotarliśmy pod drzwi
kamienicy. Przetrząsałam torebkę w poszukiwaniu kluczy, na co wyciągnął różdżkę
i wycelował ją w zamek. Już po chwili drzwi stały przede mną otworem.
Popatrzyłam na niego ze złością.
- Mówiłam ci już, że mieszkają tutaj sami ludzie
niemagiczni. Nie możesz afiszować się z czarami, bo akurat tak ci pasuje.
Patrzył na mnie tak, jak gdyby nie rozumiał, co do
niego mówię.
- Słyszałaś kiedyś o Obliviate?
Potrząsnęłam głową z rezygnacją.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz.
Weszłam do środka i zatrzasnęłam mu drzwi przed
nosem, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
fajny rozdział, odrywa mnie od nauki:P hm ciekawe czy kiedyś rozmawiałyśmy...?:D
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, jakby inna osoba:P Ania:)
Głuptas z ciebie, ucz się dalej ;)
Usuń:*
Zaskoczyłaś mnie bardzo tym rozdziałem (btw. myślałam, że będę dłużej czekać)! Jakiś wyższy stopień emocjonalny między H. i D., fajnie się to czytało, w szczególności fragmenty, gdy Hermiona próbowała przywołać się do porządku (mogę sobie tylko wyobrażać jak Draco przystojnie wyglądał ech...). Astoria, Draco i... dziecko? Jakoś mi to nie pasuje do niej i jej wyidealizowanego życia. Za to Hermiona mogłaby zostać mamą, może ojcem będzie Draco? Hmm, chyba mnie poniosło, nie tak szybko :D. Niby próbuje utrzymać stosunki szef-asystentka, ale nie wiem jak to wygląda u innych osób - mnie szef nigdy nie odwiedził w domu! Mój komentarz jak zwykle późno i jak zwykle chaotyczny, ale zawsze chcę tyle napisać, a i tak wychodzi krótko! Chyba nie mam zdolności ubierania moich myśli w słowa (można to zauważyć po niedokończonych blogach). Interesuje mnie strasznie, co się wydarzyło między Hermioną i Ronem (ble). Dalej trzyma zdjęcie? Jak gdyby nigdy nic na widoku? Może to nie była aż taka tragiczna sytuacja, tylko się między nimi wypaliło, hmm? Wtedy zdjęcie i sentyment jestem w stanie zrozumieć. No ale Ron miał być lekko uczłowieczony... To ja nie wiem i pozostaje mi czekać! A co do piątku, to będę trzymać kciuki za Ciebie, na pewno zdasz, a wtedy w prezencie sobie i nam może nowy rozdział. Hmm? :D Buziaki!
OdpowiedzUsuńOj tak, Draco bardzo przystojnie wyglądał :O Dziwię się Hermionie, że się na niego nie rzuciła, no ale cóż, popaprana wspólna przeszłość i te sprawy. No i on brzydko pachnie, ma takie ostre perfumy. Astoria go szprycuje ;)
UsuńNo właśnie, Astoria. Kłopot jest taki, że każdy ma na jej temat jakieś swoje wyobrażenia i poglądy. A o tej mojej jeszcze prawie nic nie wiadomo. Obiecuję, że w niedługim czasie postaram się wszystko związane z jej osobą powyjaśniać.
Ahahha, no mnie też szef nie odwiedził w domu, może to i dobrze, bo żaden z nich nie był powalający, a ostatni miał jakieś 60 lat... no ale szczegóły, nie czepiajmy się. Nigdy też nie pracowałam u żadnego swojego rówieśnika, którego znam ze szkoły ;)
Osobiście uważam, że Twoim problemem nie jest niemożność ubierania myśli w słowa, a raczej szybkie zniechęcanie się! Ja bym bardzo chętnie poczytała Twoje opowiadania. I bardzo utkwiło mi w pamięci to z niewidomą Hermioną. Przeszkadza mi to, że nigdy nie dowiem się, co było dalej! :(
Rona zostawię, nie pastwmy się nad nim. Dość się chłopak wycierpiał (ble, popieram).
Chyba Twoje kciuki pomogły, bo zdałam oba egzaminy, choć byłam przekonana, że przynajmniej jeden uwalę. A tu ogromna niespodzianka. Dziękuję :D
Ale nowego rozdziału na razie nie będzie. Zbieram się dopiero po szoku sesyjnym :D
Całuski :*
Powiem, że mnie również zaskoczył ten rozdział. Ale jak najbardziej w pozytywnym sensie :) Nagle tak miło między nimi? I w ogóle taka szczerość i otwartość? Czyżbym wyczuwała zapowiedź huśtawki w tej relacji? Jeśli tak to lubię, lubię, jak najbardziej.
OdpowiedzUsuńMi natomiast wizja Dracona i Astorii starający się o dziecko pasuje. To chyba dość klasyczny powód kryzysu małżeńskiego... Trochę dziwi mnie, że Draco tak lekko powiedział o tym Hermionie. Chociaż może facetom jakoś łatwiej mówić na ten temat.
Mam takie mieszane uczucia... wiadomo w końcu, że w przyszłości relacja tych dwoje rozwinie się w określonym kierunku. A Draco jest żonaty. To stawia Hermionę w wiadomej roli. Nie chce wychodzić na dewotkę czy coś :p ale jestem zwyczajnie ciekawa swoich dalszych odczuć co do tych dwoje.
Nie muszę pewnie pisać, ale napiszę, że nadal umieram z ciekawości co też się wydarzyło w przeszłości. Kiedyś w końcu Draco i Hermiona mogliby coś na ten temat wspomnieć! :p
Jak sesja? Wszystko do przodu?
Pozdrowienia! :)
No cóż, jako że nie planuję, aby to opowiadanie było tak długie jak poprzednie, to mogę w przybliżeniu powiedzieć, że to już 1/3. Także najwyższy czas, żeby coś zaczęło się zmieniać ;)
UsuńMi się wydaje, że Draco się rozgadał, bo trochę za dużo wypił, a później będzie tego żałować ;) Dziecko powodem kryzysu małżeńskiego? Owszem, może tak być. Ale nie wykluczam, że jest w tym też coś więcej.
No właśnie, aspekt etyczny opowiadania. Mam raczej nie za dobre zdanie o osobach, które rozbijają innym związki. Mam nadzieję, że w tym przypadku uda mi się tak poprowadzić fabułę, żeby zminimalizować taki efekt. I ciekawa jestem, jakie będzie Twoje zdanie. Trzeba sobie czasem postawić wyzwanie ;)
Sesja zaliczona, nowy semestr rozpoczęty na czysto, także u mnie jak najbardziej wszystko dobrze :)
Właśnie zaczęłam się zastanawiać, ile masz lat, czy jesteś moją rówieśniczką, czy może starsza? Zdradzisz mi coś niecoś? ;)
Pozdrawiam :)
Hmm... to mnie zaskoczyłaś. Myślałam, że 50 rozdziałów to już taki Twój standard :p Biorąc pod uwagę jeszcze częstotliwość rozdziałów chyba szybko dotrzemy do końca ;)
UsuńTeż bym zakładała, że jeszcze pożałuje, że się wygadał Hermionie :p
Tak jak napisałaś ostatnio o sobie, ze mną jest podobnie: mogę czytać wszystko (prawie!). Także chyba przeżyję tę nieetyczność. Pewnie nawet przedstawisz to tak, że będę potrafiła zrozumieć Hermionę. Na pewno jest to ciekawa perspektywa.
Jesteśmy rówieśniczkami z tego co kojarzę. Rocznik '93, nie? :) Tylko zupełnie inna ścieżka naukowa :p
Czy ja wiem czy tak szybko? Jeśli uda mi się przyspieszyć, to najwcześniej za rok, chociaż nic nie mogę obiecać, bo ze mną to różnie bywa.
UsuńA i owszem, 93, a Ty już mężatka? Ja jestem w dość długim związku, ale na razie to nawet mieszkamy w osobnych miastach ze względu na moje studia :(
Rok to i tak dość szybko w porównaniu ze Śladem, nie? ;)
UsuńJa już mężatka :p Jestem tradycjonalistką, a poza tym młode zamążpójście było chyba zawsze w moich planach i tak też się udało :p polecam w każdym razie ;)
Hej, gdybyś chciała pogadać trochę to napisz: jasy.snape@gmail.com
Ja tam chętnie bym Cię trochę bardziej poznała, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko ;)
No taak, niby szybciej. Ale ttj napisałam w rok, 50 rozdziałów. Nigdy wcześniej i później nie miałam takiego speeda :D
UsuńOk, już piszę do Ciebie ;)
Serio napisałaś całe ttj w rok?! :o Jestem w szoku :p
UsuńNa początku zdarzały mi się odstępstwa, ale później dodawałam rozdziały co tydzień w soboty ;)
UsuńA poza tym to było gimnazjum, byłam no-lifem, nie wychodziłam prawie nigdzie i miałam mnóstwo czasu żeby w ten piątek i sobotę przysiąść do rozdziału ;)
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Twoje rozdziały od początku i chciałabym Cię pochwalić za duże pozytywne emocje, jakie u mnie wywołałaś. Bardzo mi się podobało. Nie wiem, jak ty to robisz, że tworzysz tak długie rozdziały, które jednocześnie wcale czytelnika nie nudzą, a wręcz przeciwnie sprawiają, że chce się czytać jeszcze i jeszcze. Akcja jest świetnie zbudowana, a dialogi dobrze opisane. Czytając jednym tchem, oderwałam się od rzeczywistości. Dzięki tobie przeniosłam się do innego świata. Dziękuję! Cieszę się, że tutaj trafiłam. Czekam na kolejny rozdział.
Życzę dużo weny i zapraszam do mnie.
www.opowiesci-sovbedlly.blogspot.com
Ojej, dziękuję, bardzo mi miło, że moja twórczość wywarła na Tobie takie wrażenie :)
UsuńPozdrawiam