poniedziałek, 14 grudnia 2015

Jesteś: 7. Stanowczy



Moją przełożoną podczas wolontariatu w św. Mungu była Agnes Thornton, czterdziestoletnia uzdrowicielka o ogromnej wiedzy i imponującym CV. Spijałam każde słowo z jej ust z niekłamanym podziwem i uwielbiałam ją. Z chęcią słuchałam o jej studiach, wymianach zagranicznych, stażach i wakatach, zazdroszcząc jej tego. Była taką osobą, jaką chciałabym się stać, moją największą inspiracją.
- Granger, idziesz na studia. – Tymi słowami przywitała mnie po niecałych trzech miesiącach mojej pracy w Mungu. W typowy jej sposób zrobiła srogą, nieznoszącą sprzeciwu minę, co oznaczało, że dopnie swego za wszelką cenę.
Piłam akurat herbatę w jej gabinecie, do którego ja i kilku innych wolontariuszy mieliśmy swobodny dostęp, więc na jej słowa zakrztusiłam się.
- Ale… pani Thornton… jak? – wycharczałam, kasłając.
Jej uniesiony podbródek wskazywał na to, że już podjęła decyzję i nie jest negocjowalna. Wodziłam za nią szeroko otwartymi oczami, gdy krzątała się po gabinecie, przygotowując do pracy.
- Semestr zaczyna się za miesiąc. Musisz do tego czasu zdać owutemy. Jesteś w stanie to zrobić?
Oszołomiona pokiwałam automatycznie głową. Owutemy! Już pogodziłam się z myślą, że w najbliższym czasie nie osiągnę tego etapu edukacji. Coś mi się jednak nie zgadzało.
- Ale… jak owutemy… jak to możliwe…?
Popatrzyła na mnie znad biurka, nad którym się pochylała. Założyła swoje okulary do pracy, które nadawały jej surowszego wyglądu. Wizerunku dopełniał ciemny, ciasny kok i usta pociągnięte koralową szminką.
- Rozmawiałam z kilkoma osobami w Ministerstwie. Zorganizują egzaminy specjalnie dla ciebie. Jakich przedmiotów uczyłaś się w zeszłym roku?
Wciąż jeszcze byłam nieco oszołomiona tymi rewelacjami, więc odpowiedź zajęła mi trochę czasu.
- Emm… Numerologia, starożytne runy, zaklęcia, obrona przed czarną magią, eliksiry, transmutacja, zielarstwo…
- Wybitny z zielarstwa, zaklęć, transmutacji i eliksirów są kluczowe, rozumiesz? Bez tego nie dostaniesz się na medycynę. Wiem, że jesteś w stanie to zrobić. Jest już po oficjalnym naborze, ale rozmawiałam z rektorem i istnieje duże prawdopodobieństwo, że dostaniesz się z listy rezerwowej. Każdy dodatkowy wybitny zwiększa twoje szanse, więc nie zawiedź mnie.
Przyłapałam się na tym, że podczas jej wypowiedzi kiwam automatycznie głową, więc przestałam. Ekscytacja powoli wypełniała mnie jak powietrze nadmuchiwane do balonika. Czułam się, jakby mi się to wszystko śniło. Odbierało mi mowę.
- A-ale… - Cholera. Agnes patrzyła na mnie tak, jak zawsze profesor McGonagall: jakby miała absolutną pewność, że sprostam jej wymaganiom. Nie mogłam jej zawieść. – Ale ja nie byłam na siódmym roku, nie przerabiałam jeszcze…
Obrzuciła mnie ostrym spojrzeniem.
- Obie dobrze wiemy, że umiejętności z siódmego roku opanowałaś już dawno temu. Wykraczasz poza program nauczania. Jestem też pewna, że potrafiłabyś z zamkniętymi oczami odtworzyć wszystkie zaklęcia, które przy tobie rzucałam. Hermiono, jesteś najlepszą z moich podopiecznych. Zasługujesz na to, żeby zostać uzdrowicielką.
Spuchłam z dumy na te słowa. Agnes przejrzała mnie i moje ambicje na wskroś, nawet jeśli nie do końca zdawałam sobie z nich sprawę. Uśpione przeze mnie samą, czekały w głębi duszy, aż ktoś je wydobędzie. Teraz zaczęły się budzić do życia. Owutemy. Studia. Praca.
- O mój Boże – wyszeptałam. Uniosłam dłonie do ust. – Jasne, no jasne, że pani nie zawiodę. Będę miała same wybitne. Zostanę uzdrowicielką, tak jak pani. Dziękuję, że się pani za mną wstawiła u rektora, ja… jestem w szoku.
Agnes uśmiechnęła się lekko. Biorąc pod uwagę jej zazwyczaj surowy wyraz twarzy, to było prawie tak, jakby roześmiała się w głos.
- A teraz do pracy – zarządziła.

* * *

Uniosłam wzrok znad mojego biurka i zmusiłam się do uśmiechu na widok Malfoya. Jeśli zdziwił się, że dotarłam do pracy przed nim – co było trudne, bo okazało się, że ma w zwyczaju przychodzić przed czasem – to nic po sobie nie pokazał. Ledwie było widać, że w ogóle mnie zauważył.
- Dzień dobry, szefie – powiedziałam pogodnym tonem. Nawet nie zwolnił kroku, zmierzając do swojego gabinetu.
- Witaj, Hermiono – rzucił w przestrzeń, jakby przypominając sobie nagle o zasadach dobrego wychowania. – Słuchaj… - zatrzymał się z ręką na klamce. Jako że nadal byłam na niego obrażona, łypnęłam spod byka, tak w przypadku, gdyby miał zamiar mnie przeprosić. – Za niedługo mam spotkanie z panem Levesque.
- Wiem – mruknęłam rozczarowana, ale chyba mnie nie dosłyszał.
- Po pół godziny wejdź do gabinetu z dokumentami i powiedz, że masz do mnie pilną sprawę.
Popatrzyłam na niego, nieco zdezorientowana. Czy on właśnie chciał posłużyć się mną do oszustwa?
- Z jakimi dokumentami?
Wywrócił oczami.
- Wymyśl coś, od czegoś tu jesteś.
- Przepraszam…? – Brałam właśnie głęboki wdech, żeby wygłosić tyradę na temat godnego traktowania innych, a już zwłaszcza swoich podwładnych, ale nie pozwolił mi dojść do słowa.
- Aha. Przynieś mi kawę. Czarną, pół łyżeczki cukru.
Zamarłam w szoku z szeroko otwartymi ustami, a w tym czasie Malfoy zdążył zniknąć za dźwiękoszczelnymi drzwiami swojego gabinetu. Krzyknęłam z frustracją, wiedząc, że mnie nie usłyszy. Jak mogłam być tak głupia? Dać się omamić jego słodkim słówkom: „Hermiono, jestem ci coś winien, pozwól sobie pomóc”? Wcale się nie zmienił. Co gorsza: wcale nie był lepszy od swojego kumpla Martensa, który usiłował mnie zgwałcić. Nadal śniło mi się to w koszmarach. Wiedziałam, że powinnam była go unikać jak ognia.
Odrzuciłam na biurko dokumenty, nad którymi ślęczałam, i energicznie wstałam na równe nogi. Chwyciłam torebkę, zmierzając do kuchni. Na moich ustach czaił się uśmiech. Powtarzałam sobie, że każdy może mieć gorszy dzień, może mieć dość wszystkich i wszystkiego i odnosić się z wyższością do innych. Ale mimo wszystko przewidziałam okoliczność wojny.
Przygotowałam kawę dla jaśnie pana według zaleceń. Upewniłam się, że nikt nie zmierza do kuchni, i wyciągnęłam z torebki małą fiolkę, której zawartością doprawiłam kawę.
- Smacznego, panie Malfoy – wymruczałam pod nosem.
Było mi trochę wstyd, że zniżam się do takiego poziomu, ale zawsze to jakiś satysfakcjonujący początek. Wychodząc z kuchni, prawie wpadłam na Charlotte, rudowłosą dziewczynę, którą poznałam poprzedniego dnia. Zapłonęły mi policzki, jakbym została złapana na gorącym uczynku. Skarciłam się w myślach. Charlotte nie mogła wiedzieć o tym, że właśnie dolałam szefowi do kawy eliksir przeczyszczający. Nikomu nie przyszłoby to do głowy. Przecież byłam tylko asystentką. Zamieniłyśmy kilka niezobowiązujących słów i wyminęłam Charlotte, zmierzając z kawą do celu. Kiedy szłam korytarzem, miałam wrażenie, że wzrok wszystkich ludzi zza szklanych ścian jest utkwiony właśnie we mnie, jakby mnie potępiali. Uniosłam wysoko głowę. Nie mogłam dać się zwariować.
Postawiłam kawę na biurku Malfoya i wróciłam na swoje stanowisko. Dopiero tam dopadły mnie wyrzuty sumienia.
Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam.
Wstałam, chcąc wrócić do Malfoya i zabrać kawę, ale co mogłabym mu powiedzieć? Że zapomniałam posłodzić? Może to by zadziałało, może…
Drzwi do jego gabinetu otworzyły się. Zamarłam, pewna, że odkrył mój występek i zamierza mnie zwolnić. Mimo że chciałabym się z tego cieszyć, poczułam igiełki paniki rozchodzące się w moim żołądku. Nie mogłam stracić tej pracy.
Przyjrzałam się uważnie twarzy Malfoya, ale nie znalazłam w niej gniewu. Czyżby jednak nic nie zauważył? A może po prostu tak dobrze panował nad swoją złością? Nie chciałam dopuścić do siebie nadziei, bo wtedy upokorzenie byłoby jeszcze trudniejsze do zniesienia. Otworzył usta, by coś powiedzieć. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się jak na zwolnionym filmie. Utkwiłam w nich wzrok.
- Zapomniałem o urodzinach mojej żony. Co mógłbym jej kupić?
Nie zrozumiałam tego, co do mnie powiedział. Dopiero po dokładnym przeanalizowaniu jego słów i poskładaniu w całość, dotarł do mnie ich sens. Malfoy uniósł brew w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie wiedział o kawie. Powinnam mu powiedzieć, przyznać się, powinnam…
- Ona wie, że zapomniałeś? – usłyszałam własne słowa. Powtarzałam sobie w myślach, że na razie mi się upiekło, choć mdlące poczucie winy nie ustąpiło.
- Jeszcze się z nią dzisiaj nie widziałem – odparł wymijająco. Wzięłam to za „nie”. Pokiwałam w zamyśleniu głową. Było to dla mnie żenujące, że Malfoy pyta mnie o coś tak osobistego, i to po tym, jak potraktował mnie kilkakrotnie jak śmiecia. Zorientowałam się, że nadal stoję, więc usiadłam i opuściłam wzrok na papiery zalegające na biurku.
- Kup jej wielki bukiet kwiatów i biżuterię. Na tę chwilę nic innego nie wymyślę.
- Dzięki – odparł.
Właśnie w tym momencie przybył pan Levesque, umówiony na spotkanie z Malfoyem. Podchwyciłam wzrok szefa. Nie. Nie, nie, nie ma mowy, nie zrobię tego, nawet nie waż się prosić mnie o…
- Hermiono, czy mogłabyś się tym zająć? Zapraszam pana do siebie.
Nie zdążyłam zaprotestować, a już zamknęły się za nimi drzwi. Uderzyłam czołem o blat i jęknęłam. Dobrze, że nie powiedziałam mu o kawie, bardzo mu, cholera, dobrze.
Odłożyłam papiery na bok. Przynajmniej jeśli teraz wyjdę, nie będzie mógł mieć do mnie pretensji, że nie pomogłam mu oszukać pana Levesque. Sięgnęłam do szuflady z pieniędzmi firmowymi i przeliczyłam zawartość. Nie miałam pojęcia, ile Malfoy na ogół wydaje na swoją żonę, ale tym razem musiało wystarczyć piętnaście galeonów, ponieważ szufladzie nie było ani knuta więcej. Zarzuciłam na siebie płaszcz, założyłam na ramię torebkę, po czym, rzucając ostatnie spojrzenie na zamknięte drzwi do gabinetu Malfoya, opuściłam pomieszczenie.
Przechadzka dobrze mi zrobiła. Na bezchmurnym niebie widniało piękne wrześniowe słońce. Przemierzałam Pokątną powoli, rozkoszując się ciepłymi promieniami na twarzy i wdychając powietrze pachnące ostatnim tchnieniem lata. Już po kilku chwilach zdjęłam jesienny płaszcz i przerzuciłam go sobie przez ramię. Cudownie było w końcu nie czuć na skórze deszczu, tak częstego w tym roku.
Najpierw wstąpiłam do jednego z tańszych jubilerów. Wpatrywałam się w gabloty, zastanawiając się, co mogłoby spodobać się Astorii. Próbowałam wyczuć jej gust. Na pewno byłaby zachwycona stylizowanym na wiktoriański, złotym pierścionkiem z dużym szmaragdem, bo widziałam podobne na jej palcach, ale nie miałam przy sobie tylu pieniędzy. Zdecydowałam się więc na skromne, srebrne kolczyki na biglu angielskim, ozdobione błękitnym topazem i drobnymi cyrkoniami. Był to co prawda bardziej mój gust niż jej, ale miałam pewność, że topaz w tym odcieniu pięknie podkreśli jej niebieskie oczy.
Wstąpiłam do kawiarni na babeczkę z czekoladą. Malfoy na pewno nie będzie miał mi tego za złe, a jakby co to powiem, że tak długo zeszło mi na wybieraniu prezentu dla jego żony, której – halo! – w ogóle nie znam. Było mi jej żal na myśl o tym, że Malfoy zapomniał o jej urodzinach, a później zlecił kupno prezentu asystentce. Czułam niebo w ustach, gdy rozpływała się w nich babeczka, a równocześnie jakiś rodzaj smutku, gdy tylko myślałam o tej sytuacji. Gdyby naprawdę ją kochał, sam kupiłby jej prezent, prawda? Odpuściłby spotkanie i pognał w poszukiwaniu czegoś najodpowiedniejszego dla żony, która powinna być dla niego najważniejsza. Mógł sobie na to pozwolić, bo był dyrektorem, a jednak się na to nie zdobył.
Obserwowałam kątem oka parę siedzącą przy sąsiednim stoliku. Wyglądali na szczęśliwych, śmiali się i żartowali, co chwilę ich ręce stykały się na stole lub pod nim. Nie mogli oderwać od siebie oczu. Westchnęłam. Rozmyślania o cudzych związkach przypomniały mi o tym, że jestem boleśnie samotna, a także że nigdy nie czułam się z nikim tak szczęśliwa, jak powinnam. Ani z Krumem, moją pierwszą miłością. Ani z Ronem, mężczyzną, którego uważałam za swoją bratnią duszę i którego poślubiłam. Ani z nikim innym, kto pojawił się po tej przerażającej pomyłce.
W drodze powrotnej wstąpiłam do kwiaciarni i wybrałam bukiet czerwonych róż dla Astorii. Pomyślałam, że kolczyki i kwiaty to może być za mało, i wpadłam na pomysł, że zarezerwuję stolik na wieczór w restauracji. Jeśli Astoria była romantyczką, świece i wino powinny ją zmiękczyć. Musiałam też poinstruować Malfoya, żeby utrzymywał, iż nie złożył jej do tej pory życzeń, bo zaplanował niespodziankę. Co za zbieg okoliczności, że moje własne urodziny wypadały już w przyszłym tygodniu! Mogłam mieć pewność, że nie dostanę takiego prezentu jak Astoria. Kiedyś pragnęłam urodzinowej kolacji przy świecach z Ronem, ale on nie miał w sobie ani krzty romantyzmu, więc mogłam tylko pomarzyć. A później przestaliśmy być razem, więc to i tak nie miało już znaczenia.
- Idziesz prosić Draco o podwyżkę? – spytała Abby, kiedy tylko pojawiłam się w zasięgu jej wzroku. Pomachałam bukietem z nieszczęśliwą miną.
- Nie. Właśnie kupiłam prezent urodzinowy dla Astorii.
- Astoria ma urodziny? – Abby wyglądała przez chwilę na zaciekawioną, ale szybko jej twarz wykrzywił wredny uśmieszek. – Współczuję jej.
- Dlaczego?
Abby rozejrzała się, by sprawdzić, czy nikt niepowołany nie jest w stanie nas usłyszeć, i przywołała mnie gestem bliżej siebie. Podeszłam kilka kroków, a wtedy nachyliła się do mnie.
- Tamara widziała, jak wybiegł w trakcie spotkania i pobiegł do łazienki. Nie wyszedł stamtąd od dłuższego czasu – zachichotała. – Jakiś wirus czy co…
Momentalnie przypomniałam sobie o moim występku i dopadło mnie poczucie winy. Miałam nadzieję, że szybko mu przejdzie, bo jeśli nie, to musiałam pogodzić się z myślą, że zniszczyłam dzień Astorii. Abby zauważyła moją minę.
- Czym się martwisz? – spytała. – Przynajmniej nie dołoży ci obowiązków. Chcesz wazon na te kwiaty? Poszukaj w kuchni, jakieś powinny być w szafce przy drzwiach.
Podziękowałam jej i noga za nogą podążyłam do kuchni po wazon. Przygryzłam wargi. Było mi wstyd za siebie. Na szczęście dawka, którą uraczyłam swojego szefa, nie była duża i miałam prawie stuprocentową pewność, że w ciągu najbliższych godzin mu przejdzie. Co ja sobie myślałam? Że tak mu się odpłacę za złe traktowanie i lata upokorzeń? To nie w moim stylu.
Malfoya nadal nie było w gabinecie, kiedy tam weszłam, nie zastałam także pana Levesque. Byłam ciekawa, jak zareagował na nagłą niedyspozycję Malfoya, i jak ten wytłumaczył się przed kontrahentem. Postawiłam bukiet w wazonie na biurku, a tuż obok niego pudełeczko z kolczykami. Zrobiłam telefoniczną rezerwację w restauracji i zaczarowałam karteczkę, na której zapisałam godzinę i adres tak, aby unosiła się w powietrzu na poziomie oczu, by na pewno jej nie przegapił. Wróciłam do siebie, usiadłam przy biurku i zanurzyłam się we własnych myślach, z których wyrwało mnie dopiero pojawienie się Malfoya kilkadziesiąt minut później.
Popatrzył na mnie kątem oka. Gdybym nie wiedziała o jego drobnym problemie, nigdy bym się nie domyśliła. Szedł wyprostowany, pewnym krokiem, a jego mina nie zdradzała żadnych uczuć, słowem – zwyczajny, codzienny Malfoy. Nawiedziła mnie myśl, że być może pan Levesque nawet się o niczym nie dowiedział. Na pewno Ślizgon zachował się jak zawsze ze spokojem i powagą, znajdując dobrą wymówkę do zakończenia spotkania. Odetchnęłam z ulgą, uświadomiwszy sobie, że nie wyrządziłam nikomu poważnej krzywdy swoim głupim, dziecinnym pomysłem godnym Ronalda Weasleya. Nie mogłam uwierzyć, że zniżyłam się do tak prymitywnego poziomu.
Malfoy zniknął w swoim gabinecie. Zdążyłam rozsiąść się wygodniej na krześle, kiedy jego drzwi znów się otworzyły. Musiał zauważyć prezenty dla Astorii.
- Dziękuję – powiedział przez szparę, w której widziałam jego rękę, twarz i kawałek tułowia. Skinęłam głową na znak, że przyjęłam do wiadomości jego podziękowania. Dopiero kiedy zamknął drzwi, pozwoliłam sobie na uśmiech. Może jednak eliksir przeczyszczający to dobry pomysł. Ale na pewno nie rozwiązywał problemu na dłuższą metę.

Kolejne godziny minęły bez większych rewelacji. Odniosłam tylko wrażenie, że Malfoy częściej niż zwykle wychodzi do łazienki, ale może po prostu bardziej zwracałam na to uwagę. Przerwę obiadową spędziłam razem z Abby w stołówce, słuchając jej nieustannego paplania na temat współpracowników. Pogubiłam się już kto jest kim i kto z kim się przyjaźni, a kto z kim sypia. Abby była chodzącą encyklopedią szczegółowej wiedzy o dziale. Może miało to coś wspólnego z tym, że każdy musiał co najmniej dwa razy dziennie minąć jej stanowisko? Mnie pewnie też już każdy kojarzył, ponieważ moje biuro znajdowało się na samym końcu. Przez przeszklone ściany każdy mógł sobie mnie dokładnie obejrzeć.
Kiedy wróciłam z przerwy, pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, były uchylone drzwi do gabinetu Malfoya, zza których dobiegały głosy. Przystanęłam, zastanawiając się, czy nie powinnam ich zamknąć, ale ciekawość zwyciężyła. Podeszłam bliżej, aby słyszeć dokładnie poszczególne słowa.
- …tylko cię ostrzec. Ja wiem, że robisz co w twojej mocy, ale nie wszystkich da się uciszyć – mówił damski, nieco chrapliwy głos, który wydawał mi się znajomy. – Niektórzy dyrektorzy wręcz domagają się, żeby usunąć cię ze stanowiska. Draco, wiesz, że kiedy to dotrze na samą górę, możesz mieć kłopoty.
Malfoy i kłopoty? Podeszłam jeszcze kroczek bliżej, by nie uronić ani słowa.
- Gówno mnie obchodzi, co oni o mnie mówią. Nadaję się na to stanowisko i cały zarząd doskonale o tym wie, inaczej nie zostałbym wybrany – mówił Malfoy. Jego głos był stanowczy i opanowany. – To ja podniosłem sprzedaż w firmie, to ja podpisałem najbardziej dochodowe kontrakty, i żaden Irving czy inny Stanley nie może tego podważyć.
 - Wiesz doskonale, że chodzi o twój wiek. – Kobieta westchnęła. Nie byłam do końca pewna, ale wydawało mi się, iż mogła to być Isla, dyrektorka działu finansów. Miała bardzo charakterystyczny tembr głosu. – Chodzą plotki, że dostałeś tę posadę po znajomości. Wiele osób chciałoby widzieć na takim stanowisku członków swojej rodziny. Mówią też, że sobie nie radzisz.
- Świetnie sobie radzę – uciął Malfoy, prawie warcząc. Żałowałam, że nie widzę go w tym momencie. Wyobrażałam sobie, że stoi za biurkiem, z dłońmi opartymi o blat, nachylając się lekko w stronę rozmówczyni. Stalowe oczy przeszywają ją na wylot. Oj tak, znałam to groźne spojrzenie, które sprawiało, że chciałam brać nogi za pas.
- Jesteś zagrożeniem. Może gdybyś był dla nich milszy, bardziej otwarty, nie dawałbyś im powodu do obaw. Albo gdyby twój własny dział mógł się za tobą wstawić. Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś dla nich za ostry?
- Od tego się nie umiera.
Wiedziałam, że powinnam przestać podsłuchiwać, ale nie potrafiłam się do tego zmusić. Chłonęłam każde słowo jak urzeczona. Malfoyowi brakowało wielu ważnych cech charakteru, ale na pewno nie charyzmy.
- Dlaczego jesteś taki uparty? Ja tylko chcę dla ciebie dobrze. Nic by ci się nie stało, gdybyś trochę im odpuścił. Zdajesz sobie sprawę z tego, że w twoim dziale jest najwięcej zmian w personelu? A powiedz mi, która to już asystentka w tym roku? Masz zamiar pobić rekord?
- Nie mam wpływu na to, że ludzie są leniwi i nie potrafią sprostać moim wymaganiom.
Bezczelny bufon. Nawet mu nie przyjdzie do głowy, że to on sam może być problemem. Zacisnęłam dłonie w pięści.
- Naprawdę nie wiem, jak mogę na ciebie wpłynąć, Draco. Boję się, że jeśli nic się nie zmieni, w końcu stąd wylecisz. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile skarg na ciebie wpływa. Musisz coś z tym zrobić.
Zapadła dzwoniąca w uszach cisza. Nie trwała jednak długo.
- Draco. – Isla brzmiała na zaniepokojoną. – Wiesz, że zawsze będę cię wspierać. Ale nie jestem w stanie sama pokonać batalii przeciwko tobie. Musisz mi w tym pomóc.
- Wcale cię o to nie proszę.
Kobieta po raz kolejny westchnęła. Uprzytomniłam sobie, że stoję pod drzwiami mojego szefa, ewidentnie podsłuchując. Jeśli któreś z nich postanowi nagle wyjść z pokoju, wpadnie prosto na mnie. Miałam do wyboru albo usiąść za biurkiem i udawać, że nie dotarło do mnie ani jedno słowo, albo wycofać się na korytarz. Zrobiłam niepewny krok w tył.
- Żebyś tylko nie żałował.
Usłyszałam kroki i spanikowałam. Rzuciłam się do biurka i chwyciłam stos dokumentów, mając zamiar udawać, że czegoś szukam. Isla wyszła z gabinetu, ale nie ośmieliłam się spojrzeć jej w twarz. Wiedziałam, że ona wie, że podsłuchiwałam, a na mojej twarzy z całą pewnością malowało się poczucie winy. Nie zatrzymuj się, nie patrz na mnie, proszę… Isla posłuchała moich niemych błagań i już po kilku sekundach stukot jej obcasów w korytarzu stawał się coraz bardziej odległy. Usiadłam na krześle, uświadomiłam sobie, że wciąż mam na ramieniu torebkę i pozwoliłam, by zsunęła się po ręce na podłogę. Mama zawsze mi mówiła, żebym nie trzymała torebki na ziemi, bo nie będę miała pieniędzy. Ale przecież i tak ich nie posiadałam.
Ledwo usłyszałam kroki Malfoya, stąpał tak cicho i miękko. Wszedł do pomieszczenia i popatrzył prosto na mnie. Poczułam, że się czerwienię. Ściągnął brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Może próbował rozgryźć, czy słyszałam jego prywatną rozmowę, a może chodziło o coś zupełnie innego, bo przecież nie był osobą, która przejmuje się opinią innych.
- Hermiono – zaczął niespodziewanie przyjaznym głosem. Potarł nasadę nosa, jak gdyby miał migrenę. – Mogłabyś mi przynieść kawę?
- Dobrze.
Po raz kolejny tego dnia udałam się do kuchni, tym razem jednak nie byłam wkurzona, a raczej skołowana. Zżerała mnie ciekawość: kim była Isla dla Malfoya? Czy to dzięki niej zdobył posadę dyrektora? Czy znał ją wcześniej? A może poznali się dopiero po tym, jak stanął na czele działu? Dlaczego była dla niego taka miła i próbowała ratować mu tyłek, podczas gdy on najwyraźniej miał to gdzieś? I dlaczego był tak uparty, zbyt dumny, by posłuchać czyichś rad? Musiałam porozmawiać o tym z Abby. Nie, nie mogłam z nią o tym porozmawiać. To była prywatna konwersacja i nie powinnam była jej usłyszeć. Ale mogłam spytać Abby o nastawienie pracowników do Malfoya. Na tę chwilę nie posiadałam zbyt wielu informacji – poza własnym odczuciem, że go nie lubię. Abby wydawała się być nim zauroczona, choć zdawała sobie sprawę z tego, że jest ostrym szefem i potrafi zajść za skórę. Charlotte? Nie sprawiała wrażenia, jakby pałała do niego zbytnią sympatią. Nie znałam jeszcze zbyt wielu współpracowników, w końcu to dopiero mój trzeci dzień za biurkiem. Może powinnam być bardziej towarzyska. Prawie nie odrywałam się od pracy. Nie miałam czasu na takie głupoty.
Przygotowałam kawę i zaniosłam ją Malfoyowi. Wciąż masował nasadę nosa, jak gdyby rozbolała go głowa. Zrobiło mi się go żal. Otworzyłam usta, żeby spytać, czy dobrze się czuje, ale odezwał się pierwszy.
-  Dwudziestego szóstego jedziemy do Włoch. Wracamy następnego dnia wieczorem.
Zacisnęłam wargi, przełykając pytanie o samopoczucie. Już mnie to nie obchodziło. Źle reagowałam na tak władczo wyrażone polecenia Malfoya i nic nie mogłam na to poradzić. Zaczęła wzbierać we mnie złość. Skinęłam głową i zaczęłam się wycofywać.
- Tylko tyle? – usłyszałam głos Malfoya. Nie zatrzymałam się.
- Przyjęłam do wiadomości, panie Malfoy.
Zamknęłam drzwi, starając się nimi nie trzasnąć. Wydawało mi się, że usłyszałam jeszcze za plecami prychnięcie. Jeżeli był tak milutki w stosunku do wszystkich swoich podwładnych, a obawy Isli miały podstawę, to nie wróżyłam mu zbyt długiej przyszłości na tym stanowisku.

* * *

- Dzwonił do mnie Daniel. – Przez ogłuszającą muzykę w klubie ledwo usłyszałam to, co powiedziała do mnie Lucy, dlatego zastanawiałam się, czy może nie zrozumiałam jej źle. Zamieszała szklaną parasolką w swojej tequili sunrise, zacierając linię oddzielającą warstwę pomarańczową od czerwonej. Upiła łyk przez słomkę. Nie podniosła na mnie wzroku, dlatego stwierdziłam, że jednak się nie przesłyszałam. Miała poczucie winy, że z nim rozmawiała. I wiedziała doskonale, że uważam go za totalnego idiotę, w końcu skrzywdził moją najlepszą przyjaciółkę.
- Czego od ciebie chciał? – spytałam, starając się nie oceniać. Noga sama podrygiwała mi w takt muzyki.
Lucy zabębniła palcami w blat baru i przesunęła wzrokiem po półkach zastawionych alkoholem. Coś wyraźnie ją gryzło.
- Powiedział, że Melinda to pomyłka. Że tęskni za mną.
Trawiłam przez chwilę te informacje. Potrzebowałam kilku sekund, żeby ochłonąć i nie wybuchnąć. Zagotowało się we mnie na samo wspomnienie tego, jak wyglądała Lucy, gdy Daniel z nią zerwał.
- Znudził się nią?
Przytaknęła. Przygryzała wargę, jak robiła zawsze, gdy czuła się niepewnie. Miała pełne usta o pięknym kształcie, i tym drobnym gestem potrafiła doprowadzić setki mężczyzn do szaleństwa na jej punkcie. A ona zadręczała się, bo ten jeden nie potrafił jej docenić.
- Co mu odpowiedziałaś? – zapytałam. Spojrzała na mnie przelotnie i znów uciekła wzrokiem. – Lucy. – Pogroziłam jej palcem. – Mów prawdę.
Poddała się.
- Powiedziałam, że też za nim tęsknię.
Zamilkła, ale wiedziałam, że jest w tym coś więcej.
- Iii? – ponagliłam.
Powiedziała coś, ale przez głośną muzykę nie usłyszałam jej. Pokręciłam głową i przystawiłam rękę do ucha.
- Chce się ze mną spotkać – powtórzyła. W świetle fluorescencyjnych lamp nad barem ciężko było coś zobaczyć, ale miałam pewność, że po tych słowach się zarumieniła. Wiedziała doskonale, co o tym myślę.
- Luce… - Nie umiałam wyrazić słowami burzy myśli, która rozpętała się w mojej głowie. Nie mogłam pozwolić, by znów ją skrzywdził, a co ważniejsze: nie mogłam pozwolić, by sama siebie skrzywdziła. – Przecież go znasz – powiedziałabym to łagodnie, ale musiałam krzyczeć, żeby na pewno mnie usłyszała. – On się nie zmieni.
Popatrzyła na mnie błagalnie.
- Skąd wiesz? Może właśnie się zmienił? Może zrozumiał, że jesteśmy sobie pisani?
Też chciałabym w to wierzyć. Pokręciłam głową.
- Chyba nie zamierzasz się z nim spotkać? – Nie wyglądała na przekonaną. – Lucy?
- Sama nie wiem.
- Ale ja wiem! Daniel to łajdak. Zostawił cię, zaręczył się z inną, a teraz nagle sobie o tobie przypomniał. A gdyby Ron chciał do mnie wrócić? Co byś powiedziała?
Lucy wywróciła oczami.
- Ron to inna sprawa. Jest skurczybykiem.
- Daniel też.
Wiedziałyśmy, że w tym punkcie się nie dogadamy. Dopiłam resztkę mojego drinka.
- Zrobisz, co chcesz, tylko proszę, nie idź z sercem na dłoni – zakończyłam dyplomatycznie. Lucy była za dobra. Za łatwo wybaczała, za mocno wierzyła w innych. Między innymi za to ją kochałam.
- Okej.
Kilkoma dużymi łykami skończyła swojego drinka i zsunęła się ze stołka barowego. Wyciągnęła do mnie ręce z uśmiechem.
- Chodź, idziemy tańczyć!
Również się uśmiechnęłam i chwyciłam jej dłonie, a ona pociągnęła mnie na parkiet. Tłum ludzi i energiczna muzyka wciągnęły nas. Zapomniałyśmy o wszelkich zmartwieniach i poddałyśmy się chwili. Taniec wyzwalał mnóstwo endorfiny. Odrzuciłam głowę do tyłu, śmiejąc się głośno i odsuwając od siebie troski. Przede mną rysowały się dwa dni bez Malfoya. Bez martwienia się o to, co zrobić w przyszłym tygodniu, by móc spłacić dług zaciągnięty na jedzenie u Lucy. O to, co powiem moim rodzicom, gdy spytają o moje życie i pracę. Bez zalewania wodą zupek chińskich i wmawiania sobie, że ostatni raz jem taki obiad.
W tym punkcie wydawało się, że moje życie wreszcie wróciło na właściwe tory. Nie miałam pojęcia, co czeka mnie w najbliższej przyszłości, ale po raz pierwszy od dawna dopuściłam do siebie nadzieję na to, że teraz będzie już tylko lepiej. Zamierzałam się jej trzymać.

11 komentarzy:

  1. Jest idealnie :) Uwielbiam Twoje opowiadania, są naprawdę wciągające. Mogłabym je czytać od nowa cały czas :) Akcja Hermiony - genialna! Chyba nie spodziewałabym się tego po niej :D Tylko kiedy w końcu coś się między nią a Draco rozwinie? Nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cośtam między nią a Draco już się rozwija - jakieś małe zalążki porozumienia. Sporo się zmieniło od czasów Hogwartu, ale nie są jeszcze sobie bliscy. Oczywiście jak to z góry wiadomo w wątkach miłosnych - to się zmieni za jakiś czas, ale kiedy dokładnie? Niestety nie wiem. Moim celem jest przejście do tego tak płynnie, żeby czytelnik mógł zastanawiać się "zaraz, ale kiedy to się właściwie stało?". Takie mam marzenie ;)

      Usuń
  2. O! Hermiona była mężatką! Rozumiem, że jest teraz rozwódką? Przy okazji porozmawiajmy o tym...
    Co myślisz o oryginalnym połączeniu z HP Hermiony i Rona? W ogóle co myślisz o Ronie? Gdzieś czytałam kiedyś, że Rowling myślała o połączeniu Hermiony i Harry'ego, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. Ja długo byłam obrońcą Rona, ale ostatnio przeczytałam sobie znów Insygnia Śmierci i ten moment jak Ron ich zostawił i jakoś tak nie mogłam do końca określić swojego stosunku do jego postaci... Ron i Hermiona (przynajmniej ci książkowi) zdają się pasować do siebie na zasadzie przeciwieństw. Połączenia Hermiony z Harry'm jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, bo bardzo lubię Ginny i relację tej dwójki, a poza tym jakoś tak nie wiem jak z tej ich naprawdę czysto przyjacielskiej relacji miałoby się urodzić coś innego.

    Trochę mam takie odczucie, że Hermiona przesadza z tym oburzeniem na zachowanie Draco. To znaczy ok, może rzeczywiście mógłby używać słów "proszę", "dziękuję" itd., ale też bez przesada. Jest w końcu szefem. No i Malfoy'em :p Również uważam, że to dość śmiały wniosek, że Draco nie kocha Astorii, ponieważ nie przywiązuje aż takiej wagi do prezentów urodzinowych. W końcu różni są mężczyźni... Astoria chyba wiedziała kogo bierze.

    Nadal ta przeszłość nie daje mi spokoju! Co się stało?! Czekam :D

    Pozdrowienia, dużo weny oraz spokojnych i dobrych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, tak, jest rozwódką, Ron nie zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach (niestety…). Myślę, że po mojej wypowiedzi masz już odpowiedź na pytanie, co myślę o tym związku. To znaczy okeej, widzę ich jako parę, jestem w stanie to sobie wyobrazić. Jednak wydaje mi się, że na dłuższą metę to nie powinno wypalić. Oni są zbyt różni, nie mają wspólnych zainteresowań, ciągle tylko się kłócą, nie rozumieją siebie nawzajem, dogryzają sobie, są na zupełnie innym poziomie intelektualnym. Nie wierzę w ten związek :(
      Ja kiedyś byłam przekonana, że Harry wyjdzie za Hermionę i byłam bardzo oburzona, no bo jak on się mógł zakochać w Ginny, nieeee! Ale później, jak już uporałam się z tym zawodem, uznałam, że nawet jest to w porządku połączenie. Oczywiście najlepsze jest takie, w którym któraś z nich jest z Draco, ale to można sobie pomarzyć…
      Hm, Hermiona owszem, przesadza, ale ja to widzę tak: jest wściekła na siebie, ponieważ pozwoliła sobie trochę opuścić gardę i dopuścić do siebie Malfoya, zaczęła wierzyć, że jego zmiana jest możliwa i że mogą być wobec siebie uprzejmi, a nawet bliscy. Po czym on po powrocie zachował się tak, jakby nic się między nimi nie zmieniło. Mimo że spodziewała się takiego obrotu sprawy, miała nadzieję, że może jednak będą potrafili zostać przyjaciółmi. Nadzieja została zgaszona – tadam! – Hermiona jest wkurzona.
      A co do małżeństwa Draco i Astorii – Hermiona może sobie myśleć, co tylko chce, tak jak i inni ludzie. Ludzie zawsze gadają i mają swoje zdanie. Ważne jak jest naprawdę, a tego na razie nie zdradzę ;)
      Pozdrawiam, dzięki wielkie za życzenia, wzajemnie! :)

      Usuń
    2. Kurcze. Szczerze mówiąc po przeczytaniu tego co napisałaś o związku Hermiony i Rona pomyślałam sobie po prostu, że masz rację. To wszystko niby prawda.
      Ja z kolei nigdy, z tego co dzisiaj pamiętam, nie pomyślałam o Harry'm i Hermionie jako o parze. Zawsze byli dla mnie po prostu przyjaciółmi. Przykładem idealnej (moim zdaniem praktycznie nieistniejącej w prawdziwym życiu) przyjaźni damsko-męskiej. Z kolei relacja Rona i Hermiony sama nie wiem dlaczego zmierzała dla mnie właśnie do związku i w ogóle nie było to dla mnie zaskoczeniem, gdy Rowling w ten sposób poprowadziła fabułę.
      Tak właśnie było, ale teraz, po przeczytaniu tego co napisałaś, sama nie wiem dlaczego ich związek był dla mnie tak oczywisty i naturalny.
      Być może przyzwyczaiłam się do tego po prostu, jak do kanonu. Długo byłam głęboką zwolenniczką kanonu. Tzn. oczywiście czytałam chętnie opowiadania łamiące kanon, a jakże, ponieważ po prostu uwielbiam w ogóle HP. Ale w mojej głowie chyba rzeczywiście zawsze niepodzielnie panował kanon. Teraz przy tej okazji pomyślałam właśnie, że w zasadzie Twoje "Jesteś" nie łamie kanonu, prawda? To znaczy nooo... tylko troszkę, bo był epilog w siódmej części. Ale poza tym jest to póki co całkiem prawdopodobna wersja dalszych wydarzeń.
      Dobra, bo zgubiłam wątek xD Wracając do Rona i Hermiony chciałam teraz uczynić filozoficzną dygresję, którą możesz skomentować z psychologicznego punktu widzenia (chociaż nie wiem w sumie czy to dobry pomysł, bo jak obalisz moją teorię, na podstawie, której buduję życie, to tak średnio mnie to ucieszy :p).
      Ja mam takie zdanie, że związek/miłość/małżeństwo jest przede wszystkim decyzją. Dla powagi tego twierdzenia dodam, że mam to nawet wyryte na obrączce, więc zanim to obalisz to wiesz, zastanów się, hehe :D Oczywiście żartuję ;)
      I ja wiem, że to jest mega nieromantyczne i w ogóle się nie nadaje, jeśli spojrzymy na to z perspektywy pisania romansu (a przynajmniej na razie nie wymyśliłam jak można by tego użyć), ale moim zdaniem jest po prostu prawdziwe.
      I pomijając teraz cały wywód na ten temat (mogę to rozwinąć, gdybyś bardzo chciała o tym dyskutować, ale może nie ma potrzeby) to naprawdę potrafię sobie wyobrazić, że Hermiona i Ron funkcjonują jako małżeństwo.
      Naprawdę wydaje mi się to nawet prawdopodobne, że Hermiona zakochuje się w Ronie, pomimo wszystkich różnic, bo miłość przecież nie jest wcale racjonalna (przynajmniej ta emocjonalna, prawda?), a nie można też powiedzieć, że nie mieli ze sobą nic wspólnego, skoro przyjaźnili się tyle lat (chyba, że pod wątpliwość poddamy również ich przyjaźń?).
      Zakochana Hermiona decyduje się na małżeństwo z Ronem i trwa w nim, nawet pomimo przeciwności, nawet jeśli okazuje się, że jest więcej różnic niż podobieństw między nimi. To pasuje do Hermiony. Też nie twierdzę, że to małżeństwo musiało być dla niej kompletnym poświęceniem i że była w nim zupełnie nieszczęśliwa.

      Na temat tego zamiłowania Draconem chyba kiedyś już dyskutowałyśmy, co?
      Ja to oczywiście rozumiem i nawet po części podzielam. Naprawdę wiem dlaczego Draco Malfoy jest tak ciekawą postacią i bohaterem tylu fanowskich opowiadań. Z drugiej jednak strony, gdyby spojrzeć na to obiektywnie, jest to chyba trochę nadmuchana postać. Akurat niedawno przeczytałam znowu siódmą część HP i o ile pamiętasz tam Draco jest niestety, co tu dużo mówić, palantem :p Wszystkie momenty bitwy o Hogwart, w których występuje świadczą przeciwko niemu.

      Reszta - wiadomo, wiadomo, wszystko to dość jasno wynika z opowiadania ;)

      To znowu składam Ci najlepsze życzenia, tym razem na Nowy Rok 2016. Zdrowia przede wszystkim i dużo weny! :)

      Usuń
    3. Wiesz co? Myślę, że również masz rację. Bo dlaczego związki, które wydają się wszystkim idealne, jednak się rozpadają? Albo dlaczego ludzie, którzy na pierwszy rzut oka w ogóle do siebie nie pasują, są ze sobą przez wiele, wiele lat? Wydaje mi się, że tutaj przede wszystkim chodzi o zaangażowanie oraz to ile się z siebie daje dla związku. Bo nad związkiem trzeba pracować i trzeba zawsze się starać. I myślę, że jeśli Ron i Hermiona będą walczyć o swój związek, będzie im na sobie zależeć i będą pracować, to to się uda. Ale jeśli przestaną sobie okazywać, że im na sobie zależy, przestają się starać, to wtedy prędzej czy później coś pójdzie nie tak. Dlatego sądzę, że obie mamy rację ;)
      Tyle że mamy też możliwość dowolnie pokierować ich losami. U mnie im nie wyszło. Gdzie indziej wyjdzie. Jak komu pasuje :)
      Ja po prostu… Hermiona tyle razy płakała przez Rona. I on jest taki niedomyślny. I taki… taki… osobiście nie pałam do niego sympatią. To znaczy lubię go, tak trochę, w pewnym sensie, ale na pewno nie jako faceta, z którym chciałabym być.
      Ja nie powiedziałam, że nie mieli ze sobą nic wspólnego, tylko że nie mieli wspólnych zainteresowań. Oprócz ratowania świata. No i jak to było z WESZ? Ciągle się z niej nabijał, kazał jej odpuścić, w ogóle jej nie wspierał. Chodziła do biblioteki? „Jest jakaś pokręcona”. Tylko jak ratowała mu tyłek była nagle „cudowna”. Ogólnie odniosłam wrażenie, że Harry i Ron byli średnim wsparciem dla Hermiony, ale może to tylko moja zbyt daleko idąca interpretacja. Ona ich wspierała we wszystkim, oni jej… no właśnie. Odbiło jej. Nie wiem o co jej chodzi. To jakieś dziewczyńskie sprawy. Tzn. no wiem, to faceci. Ale ciekawa jestem ile oni tak naprawdę o niej wiedzieli.
      No tak, Draco. Wiadomo, że jego postać jest totalnie nakręcana przez wszystkie możliwe fanki i we wszystkich opowiadaniach jest przedstawiany jako zupełnie inna postać, niż ten kanoniczny. Trzeba się niestety z tym pogodzić, dziewczyny dostrzegły jego cierpienie, zagubioną duszę i bogate życie wewnętrzne. „Ci źli” z drugim dnem to chwytliwy materiał. Mam wrażenie, że więcej jest tego dna niż tego co prawdziwe. Ech, co tu dużo gadać, sama ulegam jego wyimaginowanemu czarowi. Trudno, nie będę z tego powodu płakać. Jest świetną postacią do opisywania ;)
      Dziękuję bardzo za życzenia, przyda się i zdrowie i wena, Tobie również życzę zdrowia i wszystkiego dobrego, sukcesów, spełnienia marzeń no i wytrwałości w decyzji o małżeństwie ;)

      Usuń
    4. Eh, wpadłam tutaj, bo mam doła w pisaniu inżynierki, ale niestety następny rozdział u Ciebie dopiero jutro. No nic... :p

      Ładnie wybrnęłaś z tego, nie powiem :) Tak, myślę, że masz rację w tym co napisałaś i oczywiście nie odbieram Ci prawa decydowania o losach bohaterów.
      Wiadomo, że "ci źli" są najfajniejsi i kobiety jakoś tak ciągną do tych ciemnych charakterów! A przynajmniej w filmach/książkach. Ja od zawsze uwielbiałam tych, którzy przechodzili pewną wewnętrzną przemianę. Ty też, jak widać chociażby po Twoim avatarze :D Klaus forever <3

      Usuń
  3. O, wlasnie chciałam pomarudzić, zebys dodała nowy rozdział, a tu prosze ! Tak mało wiem o życiu Hermiony , a ty tak oszczędnie dawkujesz tą wiedzę w rozdziałach, ze chciałabym czytać codziennie nowy rozdział ! Z niecierpliwoscią czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, ja chciałabym już to wszystko z siebie przelać na tekst i sama jestem ciekawa, jak bardzo uda mi się zrealizować wszystko, co siedzi mi w głowie! To jednak nie takie proste :(
      Mogę tylko na razie prosić o cierpliwość - kiedyś zdradzę więcej, wszystko się wyjaśni, mam nadzieję, że zaspokoję ciekawość.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Hej.
    Wpadłam na twojego bloga jakiś miesiąc temu i przeczytałam wszystkie twoje opowiadania i jestem zachwycona. Jest strasznie mało blogów i Ginny i Draco co jest smutne. Dramione mi się tak jakoś przejadło i nie mam za bardzo ochoty tego czytać.
    Mam nadzieję, ze napiszesz jakieś opowiadanie jeszcze o Ginny i Draco, a jak nie o przynajmniej i Conavlie i Lucasie bo strasznie polubiłam tą parę.
    Czekam na next i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie planuję wracać do postaci z ttj i śladu, ewentualnie pod postacią miniaturek. Z kolei parring Ginny i Draco na pewno jeszcze się pojawi, na tę chwilę mam zaplanowane dwie historie, tylko ciężko mi powiedzieć, kiedy którąś z nich zacznę publikować, na pewno nie w najbliższym czasie, ale zachęcam do odwiedzania bloga ;)
      Dzięki za opinię i również pozdrawiam

      Usuń

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)