Chyba każdy czarodziej wiedział, jak wygląda budynek
Broomark Company. Była to firma produkująca sprzęt do quidditcha na skalę
brytyjską, ale z aspiracjami do wejścia na rynek globalny. Zabłysła, wykupując
patent na Nimbusy, gdy produkujący je wcześniej koncern upadł po sukcesie
konkurencyjnej Błyskawicy. Broomark wypuściło model Cumulus, będący
bezpośrednią kontynuacją i nawiązaniem do Nimbusa, co okazało się strzałem w
dziesiątkę i zagwarantowało mu stabilną pozycję na dłuższy czas.
Jako że od premiery Cumulusa III minęło już kilka
lat, a konkurencja od Błyskawicy zapowiedziała model Tornado, mówiło się o tym,
że Broomark również ma coś w planach. Ile było w tym prawdy? Z pewnością już
niedługo się dowiem. Firma przez ostatnie lata umacniała swoją pozycję, wypuszczając
różnego rodzaju gogle, buty, rękawice, ochraniacze czy specyfiki do pielęgnacji
mioteł. Najwyższy czas, by pokazać asa w rękawie.
Jak wyglądał budynek Broomark? Był to
niewyróżniający się niczym specjalnym wieżowiec w magicznej dzielnicy Londynu o
śnieżnobiałej fasadzie i dużych, odbijających promienie słoneczne oknach.
Imponował ogromem, choć nie potrafiłabym wskazać nic szczególnego, co
wywoływało trudne do zapomnienia wrażenie. Przechodziłam tędy w przeszłości
wiele razy, ale jeszcze nigdy nie znalazłam się w środku. Wzięłam głęboki
oddech i po raz pierwszy przekroczyłam próg.
Znalazłam się w dużym lobby, pełnym elegancko
ubranych ludzi. Niektórzy śpieszyli się, dzierżąc w dłoniach czarne teczki,
inni stali w dwójkach czy trójkach, rozmawiając i śmiejąc się. Zauważyłam kilka
osób z ochrony, ubranych w czarne, modernistyczne szaty, bowiem czarodziejska
moda zmieniła się na przestrzeni ostatnich lat. Ubiór był bardziej zbliżony do
standardowego mugolskiego, szata została ograniczona do czegoś, co przypominało
klasyczny dwurzędowy surdut, do którego mężczyźni zakładali eleganckie spodnie
w lekki kant. Kobiety również praktycznie zrezygnowały z typowych
czarodziejskich szat, uważając je za niemodne i niepraktyczne, a projektanci prześcigali
się w dostarczaniu nowych, kreatywnych stylizacji.
Wcześniej dostałam od Malfoya identyfikator, więc bez problemu przeszłam przez bramki ochrony. Na
ścianie znajdowała się wielka tablica z rozpiską działów oraz pięter, więc bez
problemu znalazłam drogę. Pojechałam
windą na dziesiąte piętro, przypatrując się towarzyszącym mi ludziom. Nie
wiedziałam jeszcze, co przyniesie mi los. Może ten mężczyzna, rozmawiający
bardzo szybko przez telefon, pracuje w tym samym dziale, co ja? Może ta młoda,
atrakcyjna dziewczyna o niesamowicie długich nogach była moją poprzedniczką,
ale awansowała? Albo ta kobieta w rogu, trochę starsza ode mnie, zamyślona –
może ona zostanie moją dobrą koleżanką?
Drzwi windy rozsunęły się, a przede mną wysiadł
bardzo elegancki, wyprostowany jak struna mężczyzna o ciemnych włosach
przyprószonych siwizną, i kobieta mniej więcej w wieku mojej mamy, w beżowym
kostiumie z dużą, lśniącą aktówką. Oboje przywitali się przelotnie z kimś
stojącym na ich drodze, kto skinął im oszczędnie głową. Rozpoznałam te
jasnoblond włosy i stanęłam jak wryta. Malfoy spojrzał mi w oczy i uniósł kącik
ust.
- Już myślałem, że się zgubiłaś.
- Co ty tu…? – zaczęłam niemal w tym samym momencie.
Stał z założonymi rękami, ewidentnie na coś czekając. Albo raczej, jak sobie
uświadomiłam, na kogoś. – Wszystkich nowych pracowników witasz przy windzie?
- Nie, niektórych eskortuję spod drzwi ich domu. –
Uniósł wymownie brwi.
- Czekałeś tu…?
Nie pozwolił mi skończyć.
- Poprosiłem o informację z dołu, kiedy się
pojawisz. – Zerknął na zegarek. – Prawie się spóźniłaś. Idziemy.
Chcąc nie chcąc podreptałam za nim. Prawdopodobnie
wylał na siebie cały flakonik tych samych, duszących perfum, których używał w
Nowym Jorku, bo od intensywności zapachu aż załzawiły mi oczy. Chyba że byłam
po prostu wyczulona na któryś ich składnik. I pomyśleć, że niektóre kobiety
lubiły taki fetor… a fuj.
Recepcjonistka, którą mijaliśmy, uśmiechnęła się do
mnie pokrzepiająco. Odwzajemniłam się jej tym samym.
- To jest Abby – dokonał prezentacji Malfoy, wykonując
oszczędny ruch ręką, jak gdyby niósł tacę. - A to moja nowa asystentka,
Hermiona.
Nie zatrzymał się jednak, byśmy mogły się lepiej
poznać.
- Powodzenia – szepnęła Abby, na co równie
dyskretnie odpowiedziałam jej „dzięki” i ruszyłam za moim nowym szefem.
Mijaliśmy rzędy pomieszczeń o przeszklonych
ścianach, zmierzając na sam koniec korytarza. Nie poznałam nikogo innego w
dziale, ludzie, których mijaliśmy, uprzejmie kiwali głowami w stronę Malfoya.
Na końcu korytarza skręciliśmy w prawo. Wciąż szłam pół kroku za mężczyzną,
onieśmielona wrażeniem, jakie wywoływał. Kurczowo ściskałam swoją torebkę.
Przez szyby widziałam stanowiska pracy przedzielone przepierzeniami. Wszyscy na
widok Malfoya urywali rozmowy, odkładali prywatne telefony, gazety i siadali prosto
z minami przyłapanych na gorącym uczynku. Ich – nasz – szef zdawał się tego nie
zauważać.
Pomieszczenie, do którego weszliśmy, było bardzo
przestronne. Z miejsca zidentyfikowałam je jako przedsionek prowadzący do
gabinetu dyrektora. Podłogę pokrywały szerokie, szarobrązowe deski, a ściany
pomalowano w ciepłym brązowym odcieniu. Z prawej strony, we wnęce, przodem do
siebie zostały umieszczone dwie proste, niebieskie kanapy na stalowych
podpórkach. Między nimi stał zupełnie pusty, nieduży stolik o szklanym blacie.
Na ścianie umieszczono przedzielony na trzy części krajobraz leśny. Z kolei w
lewej części pomieszczenia znajdowało się duże biurko, a za nim duże okno i
rzędy szafek. Na biurku powitała mnie stojąca plakietka:
Hermiona
Granger
asystent
dyrektora ds. marketingu i sprzedaży
- To twoje miejsce pracy – poinformował mnie Malfoy,
jakbym jeszcze się nie zorientowała.
Obeszłam biurko i położyłam torebkę na krześle.
Rozejrzałam się dyskretnie, a to, co widziałam, podobało mi się. Już zwizualizowałam
sobie, jak ustawiam na biurku swoje rzeczy, by uczynić je bardziej „moim”.
Spojrzałam na Malfoya, który przyglądał mi się uważnie. Poruszył się lekko, gdy
napotkał mój wzrok.
- A to mój gabinet, zapraszam.
Weszłam za nim przez szerokie, dwuskrzydłowe drzwi,
na których widniała tabliczka z jego imieniem i nazwiskiem. Pierwszym, co
przykuło moją uwagę, był widok za oknami, umieszczonymi wzdłuż całej jednej
ściany, częściowo przesłoniętymi wertikalami. Rozejrzałam się dookoła. W
gabinecie dominowały odcienie szarości i stali, nadając wrażenie surowości. Był
pełny nowoczesnych
mebli biurowych.
- Ładny – powiedziałam, kiwając z uznaniem głową.
Może nie czułam się w nim komfortowo i domowo, ale miał „to coś”.
-
Dziękuję – odparł Malfoy, przypatrując mi się z zaciekawieniem, jakby chciał
się dowiedzieć, czy go nie podpuszczam. Nie ufaliśmy sobie wzajemnie i raczej
nie miało się to szybko zmienić.
Gabinet
był sterylnie czysty, papiery ułożone na biurku jak od linijki, długopisy, ołówki
i inne przybory do pisania równiutko ustawione w przeznaczonym do tego pojemniczku
z przegródkami, posegregowane rodzajem. Szafki pozamykane na klucz, półki puste
i mogłam być pewna, że nie znalazłabym
na nich ani odrobiny kurzu. Na biurku znajdowała się ramka ze zdjęciem, ale było
odwrócone do mnie tyłem, więc tylko mogłam domyślać się, że przedstawiało… no właśnie,
co? Astorię? Malfoya? Jego rodziców? Nagle poczułam nieodpartą ochotę, żeby je
zobaczyć. Szybko odwróciłam wzrok, żeby mnie nie korciło.
Wróciliśmy do pierwszego pomieszczenia i Malfoy
zapoznał mnie z zawartością szafek. Wydał kilka poleceń, instrukcji,
wytłumaczył, jak dotrzeć do strategicznych pomieszczeń, jak używać telefonu do
komunikacji z działem i między działami (co wydało mi się śmieszne, bo przecież
to ja miałam w tym większe doświadczenie, niż on), i nareszcie zostawił mnie
samą. Rzuciłam się na dokumentację i nie wyściubiałam z niej nosa przez dobrych
kilka godzin.
Przerwał mi stukot obcasów, niosący się z korytarza.
Zobaczyłam energiczną kobietę, około trzydziestopięcioletnią. Należała do tego
typu osób, których nie można nie zauważyć. Ubrana była w wydekoltowaną
seledynową koszulę z krótkimi, bufiastymi rękawami i bardzo wąską spódnicę, a
wizerunku dopełniały hałaśliwe czółenka i duże okulary w rogowej oprawie. Jej jasnobrązowe,
natapirowane włosy zdobiły blond pasemka.
- O – powiedziała, przystając i wgapiając się we
mnie. Szybko jednak odzyskała rezon i odpowiedziała na moje szybkie „dzień
dobry”. Nie zdążyła dodać nic więcej, bo drzwi do gabinetu Malfoya otworzyły
się.
- Isla, jak zwykle punktualnie. Zapraszam.
Kobieta uniosła wysoko głowę i podążyła grzecznie do
gabinetu. Odprowadziłam ją wzrokiem. Byłam równocześnie oszołomiona jak i
rozbawiona. Zadzierała nosa, jakby w przekonaniu o swojej wyjątkowości. Nie
miałam pojęcia, jakie obejmuje stanowisko, mogłam tylko podejrzewać, że ważne.
Albo gabinet Malfoya był dźwiękoszczelny, albo nie
rozmawiali. Nie mogłam się skupić na dokumentach, kiedy tylko przez moją głowę
przeleciała myśl, że mogliby robić coś innego na dyrektorskim biurku. Byłam na
siebie zła, że chociażby pomyślałam o czymś takim, i niespokojna aż do chwili,
gdy zakończyli swoje spotkanie. W uchylonych drzwiach pojawiła się kobieca
ręka, zaciskająca się na klamce.
- …zapoznam się z tym i dam ci znać – mówiła. Miała
trochę chrapliwy głos. – Powinnam się wyrobić do jutra.
- Nie ma pośpiechu – z głębi pokoju odpowiedział jej
Malfoy. Chyba jednak pomieszczenie było dźwiękoszczelne. – Po prostu chciałbym
poznać twoje zdanie przed poniedziałkowym zebraniem.
Isla pokiwała natapirowaną głową, która ukazała się
w moim polu widzenia.
- Jasne. To do zobaczenia.
Przemknęła przez moje biuro, nie zaszczycając mnie
ani jednym spojrzeniem. Minęło zaledwie kilka sekund od kiedy zniknęła mi z
oczu, gdy pojawił się Malfoy.
- Dyrektor działu finansów – rzucił, jak gdybym go o
to pytała. – Jeśli kiedykolwiek tutaj przyjdzie, wpuszczaj ją bez zapowiedzi,
chyba że będę w trakcie spotkania.
- Jasne.
Przyjrzał mi się uważnie i jego mina trochę
złagodniała.
- Jadłaś już coś dzisiaj? – spytał.
Pokręciłam przecząco głową i jak na zawołanie
zaburczało mi w brzuchu. Byłam za bardzo skupiona na pracy i zestresowana, żeby
myśleć o posiłku.
- Zrób sobie przerwę. Poproś Abby, żeby zaprowadziła
cię do stołówki.
- Abby? – powtórzyłam za nim.
- Recepcjonistkę.
Przypomniałam sobie uśmiechniętą blondynkę, którą
mijaliśmy rano w drodze do biura. Pokiwałam głową i wstałam, zbierając się do
wyjścia. Malfoy zniknął znów u siebie. Przez kilka chwil patrzyłam na drzwi,
które zamknęły się za jego plecami. Nie można było powiedzieć, żebym miała
świetny kontakt z szefem. Wzięłam swoją torebkę i opuściłam stanowisko pracy.
Abby z przesadnym entuzjazmem zaprowadziła mnie do
stołówki. Stwierdziła, że skoro sam dyrektor nakazał jej oprowadzić nową, to
musi z tego skorzystać. Towarzyszyła mi przy wybieraniu składników posiłku, a
gdy usiadłam przy stoliku, zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
- Tak się cieszę, że tym razem Malfoy zatrudnił
kogoś miłego – stwierdziła. Starałam się jak najszybciej przełknąć jedzenie, by
móc jej odpowiedzieć, ale ona wcale na to nie czekała. – Rebecca była koszmarem
– ciągnęła. – Mijała mnie codziennie bez słowa, jakby to, że pracuje bliżej
szefa, czyniło ją ważniejszą ode mnie. Obnosiła się z tymi swoimi platynowymi
lokami i różowymi tipsami. Nie wiem, kto ją tutaj w ogóle zatrudnił. To znaczy
wiem – poprawiła się szybko. – No a któżby inny, oczywiście że dyrektor Malfoy.
Ciekawa jestem, czy chociaż miał z niej jakiś pożytek, wiesz, o czym mówię.
Uniosła sugestywnie brwi. Wyrzucała z siebie słowa z
prędkością karabinu, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko uprzejmie
potakiwać.
- To znaczy on ma żonę, jasne. Swoją drogą Astoria
wcale nie jest lepsza, sama zobaczysz, jak przybiegnie pod byle pretekstem,
żeby cię poznać. No ale wiesz, dyrektor…
I to taki przystojny. Byłybyśmy z dziewczynami wdzięczne, gdybyś podrzuciła nam
czasem trochę informacji. Obstawiamy zakłady…
- Podoba ci się? – udało mi się wciąć w jej monolog.
- A komu nie? – Zaśmiała się. – Jest przystojny,
bogaty, młody, charyzmatyczny…
- Mi się nie podoba – wtrąciłam.
Abby wzruszyła ramionami.
- Jak kto lubi. Może to i dobrze. Więcej dla nas.
Swoją drogą nie rozumiem, jak można mieć za ścianą takie ciacho i pracować
spokojnie. A no właśnie! – Zrobiła minę, jakby nagle przypomniała sobie o czymś
bardzo ważnym. – Jak ci się u nas podoba? Potrzebujesz jakiejś porady? Pomocy?
Jakby co to zawsze przychodź prosto do mnie, a ja już coś zorganizuję. A jakby
Malfoy dał ci w kość to też przychodź, trzymam w szufladzie paczkę ciasteczek
na specjalne okazje. – Mrugnęła do mnie.
Westchnęłam.
- Tego się obawiam.
Abby natychmiast zareagowała.
- No co ty, Malfoy jest czasem trochę nieprzyjemny,
ale to przywilej szefa. Przyzwyczaisz się. A czasem potrafi być naprawdę miły,
jeśli tylko chce. Na dobrą sprawę jeśli tylko wywiązujesz się z obowiązków i
nie wchodzisz mu w drogę, to daje ci spokój.
- Byliśmy w jednej klasie w Hogwarcie. – Właściwie
nie wiem, czemu to powiedziałam. Może po prostu potrzebowałam sojuszniczki.
- Aaa, czyli już wszystko o nim wiesz.
- Nie powiedziałabym, że wszystko. Tak naprawdę nie
znam mężczyzny, którym się stał. Mam nadzieję, że zmienił się na lepsze.
Abby parsknęła śmiechem. Kiedy była rozbawiona, w
specyficzny sposób marszczyła nos. Sprawiała całkiem sympatyczne wrażenie.
- Nie wyobrażam sobie, żeby mógł być gorszy, ale
możemy powymieniać się wrażeniami, jeśli tylko masz na to ochotę. Tak nawiasem,
to właśnie dzięki temu połowa budynku się w nim podkochuje. Wiesz, ten typ niegrzecznego
chłopca, którego trzeba ujarzmić… Mrrr.
Rozmowa przebiegała w podobnym tonie, gdy
pochłaniałam posiłek, a także kiedy wracałyśmy do naszego działu. Zdążyłam już
poznać imiona chyba wszystkich współpracowników, co niestety nie było
równoznaczne z ich zapamiętaniem. Abby wytłumaczyła mi też, jak mogę na samym
początku rozróżnić dyrektorów innych działów, śpieszących z wizytą do Malfoya,
i innych szych, goszczących regularnie w jego gabinecie. Obiecała mi też, że
będzie dzwonić do mnie od razu, jeśli ktoś taki minie jej biurko. Dowiedziałam
się od niej więcej o zasadach panujących w pracy niż od samego Malfoya, i byłam
jej za to bardzo wdzięczna.
Kiedy wróciłam do biura, trochę bałam się, że mogło
mnie nie być zbyt długo, ale Malfoy nawet nie zainteresował się tym, czy jestem
już na stanowisku. Nie opuścił gabinetu do końca dnia, a ja zanurzyłam się w
tym czasie w papierach. Rebecca, poprzednia asystentka, może i miała piękne loki, ale za grosz
umiejętności czy też chęci do zajmowania się dokumentacją.
* * *
Ledwie wróciłam do domu, gdy zadzwonił mój telefon.
Odebrałam go szybko i uśmiechnęłam się, słysząc po drugiej stronie ciepły głos
przyjaciółki.
- Jak tam pierwszego dnia w pracy? – spytała Lucy. Chwyciłam
paczuszkę paluszków grissini do pogryzania i opadłam na kanapę.
- Nie najgorzej – odparłam. – Poznałam kilka osób.
Powoli się wdrażam. A w dokumentacji jest taki burdel, jak…
- Tylko nie klnij – weszła mi w słowo. – Obie wiemy
doskonale, że w głębi duszy się z tego cieszysz. Przyznaj się. Wiem, że robisz
teraz minę.
Tak, zrobiłam minę, ale nie zamierzałam jej
przytaknąć.
- Głupoty gadasz – powiedziałam zamiast tego i
rozerwałam paczkę paluszków, wspomagając się zębami.
- Czym tak szeleścisz? Znowu coś podjadasz? Gdybym
tylko nie szła do pracy, już bym u ciebie była. Co jesz?
- Tylko grissini, mamo – odparowałam i zaczęłam
chrupać. Miałam w zamyśle przygotować makaron z sosem grzybowym na kolację, ale
nie śpieszyło mi się. I tak wiedziałam, że zostanie mi na następny dzień lub
dwa, więc zdążę mieć go dość. Minusy mieszkania samej. Plusem było jednak to,
że nikt nie czekał z niecierpliwością, aż w końcu udam się do kuchni.
- Za dużo podjadasz, Grangina – westchnęła Lucy.
Miała absolutną rację, ale nic nie mogłam na to poradzić. Lubiłam jeść.
Przerobiłyśmy każdy punkt mojego dnia, a ja w tym
czasie zdążyłam pochłonąć całą paczkę przekąski. Pożegnałyśmy się, ustalając,
że spotykamy się w piątek. Odłożyłam telefon i położyłam się na wznak na
kanapie. Przyjemne uczucie. Wpatrując się w sufit, myślałam o mojej nowej
pracy, o tym, jak bardzo zaczęło mi na niej zależeć i jak jestem wdzięczna
Malfoyowi, że dzięki niemu nie muszę się martwić o moją przyszłość. Nie
chciałam zapeszyć, ale jeśli pracowałabym w Broomark przez dłuższy czas,
doliczając premię za wyjazdy – wyjazdy! Które przecież były przyjemnością! – to
istniały duże szanse, że odbiję się od finansowego dna i w końcu zacznę
normalnie funkcjonować. Może nawet zmienię mieszkanie na takie z sypialnią.
Miałam już serdecznie dość składania i rozkładania kanapy w tym malutkim
pomieszczeniu, a i aneks kuchenny miał mnóstwo wad. Nie chciałam nawet marzyć o
kupnie czegoś własnego, przynajmniej nie w najbliższym czasie, ale za kilka lat
być może uda mi się uregulować wszystkie swoje długi, a wtedy mogłabym dostać
kredyt i…
Moje rozmyślania przerwał natarczywy dźwięk
telefonu. Wymacałam go ręką na stole i odebrałam. Okazało się, że dzwoniła
mama. Wypytała mnie o pierwszy dzień w pracy i przypomniała o przyjeździe
rodziców z Australii w przyszłym tygodniu z okazji moich urodzin. Po raz
kolejny uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem wdzięczna Malfoyowi. Nawet jeśli
będę zmuszona pożyczyć pieniądze od Lucy, to miałam pewność, że bez problemu
oddam je, gdy dostanę wypłatę. Poza tym po raz pierwszy od dłuższego czasu będę
mogła opowiedzieć rodzicom o mojej pracy bez żadnych ubarwień ani
niedopowiedzeń.
Kiedy zakończyłam rozmowę, zapewniając, że u mnie
wszystko w porządku i gdyby coś się działo, to będę dzwonić, zwlokłam się z
niechęcią z kanapy i przystąpiłam do przygotowywania posiłku. Samodzielne
mieszkanie z pewnością rozleniwiało.
* * *
Abby miała rację. Astoria Malfoy pojawiła się już
następnego dnia. Z rozmachem weszła do biura, roztaczając wokół siebie intensywną
woń słodkawych perfum. Zmarszczyłam nos. Jak oni mogą przebywać ze sobą w
jednym pokoju? Czy to nie toksyczne? Podeszła do mojego biurka i wyciągnęła
zadbaną dłoń z francuskim manicure i kilkoma pierścionkami.
- Astoria Malfoy, żona Draco. – Miała niski,
dźwięczny głos. Zmrużyła oczy o pięknych, gęstych rzęsach, z pewnością nie jej
naturalnych. Musiałam przyznać, że była piękną kobietą o łagodnych, harmonijnych
rysach i nienagannej, szczupłej sylwetce. Mogłaby zrobić karierę w modelingu.
- Witam, Hermiona Granger – odpowiedziałam, wstając
i ściskając jej dłoń.
- Wiem – rzuciła. Przypatrywała mi się przez chwilę,
przez którą poczułam się niezręcznie. Zastanawiałam się, czy pamięta mnie ze
szpitala. – Draco u siebie?
Już w trakcie zadawania pytania podążyła w kierunku
jego gabinetu.
- Tak, ale w tej chwili ma spotkanie.
Przystanęła i uniosła lekko brwi. Poruszała się też
całkiem jak modelka.
- Z kim?
- Z dyrektorem działu prawnego. – Niestety zapomniałam
jego nazwiska. Zaczynało się chyba na „D”, ale nie miałam całkowitej pewności.
Uśmiechnęłam się przepraszająco do kobiety i zorientowałam się, że nadal stoję,
usiadłam więc pośpiesznie. Astoria westchnęła.
- No cóż, wygląda na to, że będę musiała poczekać.
Miejsce na kanapie zajęła jak prawdziwa dama,
układając nogi w jedną stronę w zgrabnej ekspozycji. A nogi miała godne
pozazdroszczenia. Czułam się onieśmielona w jej towarzystwie, chociaż nie
należałam do osób specjalnie zakompleksionych. W niczym nie przypominała
dziewczyny, którą kiedyś poznałam. Tamta była ubrana w sprane dżinsy i bluzę, miała
podpuchnięte i zaczerwienione oczy i związane niechlujnie włosy. Ta Astoria
wyglądała gustownie i kosztownie, zaczynając od czarnej, przylegającej do
idealnej figury sukienki, poprzez lśniącą torebkę z wytłaczanym logiem znanej
marki i przewieszony przez ramię trencz, aż po błyszczącą biżuterię, zegarek i
makijaż. Była po prostu idealna.
- Ma dzisiaj zaplanowane jeszcze jakieś spotkania? –
spytała Astoria, szukając czegoś w swojej torebce.
- Chwileczkę… - Gdy przeglądałam terminarz,
wyciągnęła telefon i skupiła na nim swoją uwagę. Dotarłam do odpowiedniej daty
i przejrzałam zapiski. Durand, wiedziałam, że nazwisko dyrektora działu
prawnego zaczynało się na „D”! - Nie, nie ma już więcej spotkań.
Astoria uniosła wzrok znad telefonu. Na jej twarzy
malował się lekki uśmiech.
- To świetnie, będę mogła go porwać na zakupy.
Ciekawe, co na to Malfoy. Byłam z nim na zakupach
jeden raz i ten jeden raz mi w zupełności wystarczył, by stwierdzić, że nigdy więcej
nie popełnię tego błędu. No chyba że przy Astorii zachowywał się inaczej, nie
pośpieszał, nie stękał i kwękał. To niepokojące wiedzieć takie rzeczy o własnym
szefie.
Astoria nie wróciła do zajmowania się swoim
telefonem, a utkwiła we mnie wzrok.
- Mam wrażenie, że skądś panią znam. – Nie byłam
pewna, czy miałam ochotę o tym rozmawiać, z drugiej strony bardzo możliwe, że
spyta o mnie Malfoya, a wtedy on i tak jej wszystko przypomni.
- Być może – odparłam, uśmiechając się, ale nie
utrzymując kontaktu wzrokowego. Udałam, że jestem bardzo pochłonięta papierami
leżącymi na moim biurku. Mogłabym powiedzieć jej, że widziała mnie w kitlu,
ratującą życie jej mężowi, ale to doprowadziłoby do pytania, dlaczego
skończyłam jako jego asystentka. Już wyobrażałam sobie jej pełną wyższości minę.
- Mogłabym przysiąc…
Odetchnęłam głęboko, gdy przerwał jej dźwięk
otwierających się drzwi. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że
wstrzymywałam oddech. Wzrok dyrektora Duranda automatycznie powędrował w
kierunku Astorii, która z gracją podniosła się z kanapy. Za jego plecami
pojawił się Malfoy, który podążył spojrzeniem od swojej żony do mnie. Uciekłam
wzrokiem.
- Astorio, kochana! – zareagował trochę z
opóźnieniem Durand. – Dawno się nie widzieliśmy.
- Dzień dobry, panie Durand – odparła, wyciągając w
jego kierunku dłoń, którą ucałował. Wciąż czułam na sobie palący wzrok Malfoya.
Czemu tak się na mnie gapił? Tuż przed nim stała miss świata.
Po wymianie kilku pełnych uprzejmości zdań Durand
się ulotnił, a Malfoy z Astorią weszli do gabinetu. Malfoy trzymał dłoń na jej
krzyżu i poczułam mrowienie w dole pleców, dokładnie tam, gdzie dotykał i mnie.
Wcale mi się to nie podobało.
- Granger, przynieś nam dwie kawy – zakomenderował i
zamknął za sobą drzwi. Wpatrywałam się w nie jeszcze przez chwilę z
półotwartymi ustami. W tak jawnie lekceważący sposób już dawno się wobec mnie
nie zachował.
Wstałam od biurka tylko dlatego, że był moim szefem.
Energicznym, pełnym złości krokiem skierowałam się do kuchni, gdzie stał
ekspres. Nie chodziło o wydane polecenie, chodziło o to, w jaki sposób to
powiedział. Jakbym była szeregowym pracownikiem, takim samym jak inni, nad
którymi się wywyższał. Myślałam, że udało nam się dotrzeć do punktu, gdzie moglibyśmy
się, no nie wiem, zakolegować?
- Hermiona, tak? – gdy tylko weszłam do kuchni, spytała
dziewczyna o płomiennorudych włosach. Spojrzałam na nią, trochę zdziwiona.
Miała przyjazną, lekko piegowatą twarz.
- Tak.
- Jestem Charlotte. Umiesz już parzyć kawę?
Zdziwiłam się.
- Skąd wiesz, że…
- Widziałam Astorię – przerwała mi. Ustawiła się
przed ekspresem i wskazała najważniejsze funkcje.
- Astoria lubi dużo mleka. Oczywiście odtłuszczonego,
bez cukru. Draco woli czarną, pół porcji cukru.
- Kto pije kawę bez mleka? – skrzywiłam się. Było to
dla mnie niepojęte. Sięgnęłam po szklanki i przystąpiłam do działania,
wspierana przez nową koleżankę.
- Też kiedyś byłam asystentką Draco – zdradziła. –
Zostałam oddelegowana. Astoria na to nalegała.
- Dlaczego?
Uśmiechnęła się.
- Nie polubiłyśmy się za bardzo. I jestem jej za to
wdzięczna, wolę wykonywać moją nudną, rutynową pracę, niż być na każde jego
zawołanie. Bez urazy.
- W porządku.
Uśmiechnęłam się na znak, że nie czuję się
dotknięta. Podziękowałam Charlotte za pomoc i wróciłam do biura z tacką, na
której stały dwie filiżanki z kawą na podstawkach oraz mały talerzyk z
ciasteczkami. Manewrując tak, żeby nie wylać napojów, zapukałam do drzwi
gabinetu Malfoya i otworzyłam je. On i Astoria stali przy oknie, oświetleni
blaskiem słońca. Kobieta trzymała go jedną dłonią za nadgarstek, a drugą
gestykulowała. Gdy weszłam, oboje utkwili we mnie wzrok. Postawiłam kawy i
ciasteczka na stole i wyszłam razem z tacką, opuszczoną u boku. Nie doczekałam
się nawet słowa „dziękuję”.
Do końca dnia
miałam już parszywy humor. Istotnie Malfoy wyszedł wcześniej z pracy w
towarzystwie Astorii. Odetchnęłam z ulgą. Miałam problem z tym człowiekiem. Jak
to możliwe, że kiedy byłam dla niego nieuprzejma, on starał się z całych sił
sprawić, bym zmieniła o nim zdanie, a kiedy zaczęłam się łamać, tracił całe
zainteresowanie? Dlaczego w ogóle pozwoliłam sobie na zawieszenie broni? To, że
wyciągnął do mnie rękę, gdy byłam w potrzebie, nie świadczyło o tym, że jest
dobrym człowiekiem. To i tak było o wiele mniej, niż ja zrobiłam dla niego. Niż
ja straciłam przez niego z głupoty.
Chce mieć wojnę? To będzie ją miał.
Jakie cudowne, aaaaa! Co ja będę dużo pisać.. Brak mi słów, dlatego napisze tylko jedno: chcę WIĘCEJ!
OdpowiedzUsuńMiłego dnia, moja droga. Weny życzę!
Dziękuję serdecznie, dla Ciebie też wszystkiego dobrego ;)
UsuńKolejny ciekawy rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzy będzie to straszne, jeśli powiem, że w pewnym momencie opis biura Malfoya i całej tej sytuacji skojarzył mi się z 50 twarzy Greya? :P Szczególnie ten fragment o dominujących w jego gabinecie odcieniach SZAROŚCI i stali :p
Powiem szczerze, że jestem zaskoczona Astorią Malfoy. Spodziewałam się właściwie jakiejś typowej kury domowej, niezbyt atrakcyjnej i przez to nudzącej męża. Chociaż przecież nie było wcześniej żadnych przesłanek, żeby ją w ten sposób postrzegać... przy okazji, czy oni mają już dziecko? ;)
To by było schematyczne, gdyby Draco zwrócił uwagę na swoją ładną asystentkę, ponieważ żona była niezbyt atrakcyjna. A tak to klops. Ciekawa jestem jak to się w takim razie stanie, że on i Hermiona zbliżą się do siebie. Astoria mimo szczerych chęci nie da rady upilnować swojego męża...? Eh, niełatwa sprawa wyjść za tak atrakcyjnego mężczyznę.
Pozdrawiam! :)
Ps. Widzę lekkie zmiany na blogu. Fajnie. Szczególnie zapowiedź następnego rozdziału bardzo cieszy ;)
Hm, co prawda 50 twarzy Greya nie przyszło mi nawet do głowy, ale dotyk Crossa już tak, niestety. Uśmiałam się sama z siebie, bo przecież nie planowałam podobieństwa do żadnego utworu literackiego, a później było już za późno :P
UsuńJa tam nie lubię schematów, koniec, kropka. Są po to, żeby je łamać.
Ojoj, czyżbym skomplikowała fabułę? Tak mi przykro. Obiecuję, że mój plan jest tak naprawdę logiczny i dobrze przemyślany, ale na razie nie zamierzam się nim dzielić. Niełatwa sprawa wyjść za atrakcyjnego mężczyznę? Myślę, że to działa też w dwie strony – niełatwa sprawa ożenić się z atrakcyjną kobietą. A tutaj mamy spełnione aż dwa warunki.
Odpowiadając na Twoje pytanie – nie, Draco i Astoria nie mają dziecka.
Pozdrawiam. I na marginesie: jak ciepło mi się robi na serduszku, widząc od tylu lat znajomy nick pod rozdziałami. Dziękuję :)
Z tym Greyem to była tylko taka myśl, nie żeby Twoje opowiadanie miało coś wielce wspólnego z tą książką! Bez przesady. Nawet to porównanie byłoby obraźliwe moim zdaniem :p
UsuńRównież jestem za łamaniem schematów i bardzo się cieszę, że to robisz. Także wszelkie wzmianki o nieschematyczności (hehe xD) opowiadania to jak najbardziej komplement ;) No cóż, pozostaje cierpliwie poczekać na rozwój sytuacji.
No dobrze. Muszę się zgodzić, że bycie mężem atrakcyjnej kobiety również musi być trudne, ale jakoś nie pomyślałam o tym w tamtym momencie. Może po prostu łatwiej było mi zidentyfikować się z Astorią i wyobrazić sobie, że posiadanie atrakcyjnego męża może generować problemy, bo jestem kobietą :p
Cieszę się, że sprawiam Ci radość swoją obecnością, aczkolwiek wiesz... różnie to ze mną było :p owszem, rzeczywiście jak pomyślę to czytam Cię już naprawdę długo, ale miałam swoje odejścia i powroty. Ale powiem Ci szczerze, że ogólnie jestem zaskoczona, że pod rozdziałami "Jesteś" jest tak mało komentarzy. Oczywiście niewykluczone, że są czytelnicy, którzy czytają i nie komentują, ale no. Bo to naprawdę dobre jakościowo opowiadanie, także nie rozumiem.
Pozdrawiam! :)
Aaa! Jeszcze jedno... pojawiła się ankieta na blogu, ale niestety nie jestem w stanie chyba odpowiedzieć. Zbyt dużo zmiennych, żeby to jakoś porównać :p
Zakochałam się..
OdpowiedzUsuńMocne perfumy u facetów: eh... znam to, okropieństwo :P Jakby mieli jakieś problemy z czuciem zapachów!
OdpowiedzUsuńKolejny super rozdział ;)
Myślę że Draco zachowywał się tak pod koniec, by Astoria nie zarzuciła że jest ,,zbyt" miły. Jak kazała oddelegować inną asystentkę, to widać jest zazdrosna o męża :P