niedziela, 22 listopada 2015

Jesteś: 6. Arogancki



Chyba każdy czarodziej wiedział, jak wygląda budynek Broomark Company. Była to firma produkująca sprzęt do quidditcha na skalę brytyjską, ale z aspiracjami do wejścia na rynek globalny. Zabłysła, wykupując patent na Nimbusy, gdy produkujący je wcześniej koncern upadł po sukcesie konkurencyjnej Błyskawicy. Broomark wypuściło model Cumulus, będący bezpośrednią kontynuacją i nawiązaniem do Nimbusa, co okazało się strzałem w dziesiątkę i zagwarantowało mu stabilną pozycję na dłuższy czas.
Jako że od premiery Cumulusa III minęło już kilka lat, a konkurencja od Błyskawicy zapowiedziała model Tornado, mówiło się o tym, że Broomark również ma coś w planach. Ile było w tym prawdy? Z pewnością już niedługo się dowiem. Firma przez ostatnie lata umacniała swoją pozycję, wypuszczając różnego rodzaju gogle, buty, rękawice, ochraniacze czy specyfiki do pielęgnacji mioteł. Najwyższy czas, by pokazać asa w rękawie.
Jak wyglądał budynek Broomark? Był to niewyróżniający się niczym specjalnym wieżowiec w magicznej dzielnicy Londynu o śnieżnobiałej fasadzie i dużych, odbijających promienie słoneczne oknach. Imponował ogromem, choć nie potrafiłabym wskazać nic szczególnego, co wywoływało trudne do zapomnienia wrażenie. Przechodziłam tędy w przeszłości wiele razy, ale jeszcze nigdy nie znalazłam się w środku. Wzięłam głęboki oddech i po raz pierwszy przekroczyłam próg.
Znalazłam się w dużym lobby, pełnym elegancko ubranych ludzi. Niektórzy śpieszyli się, dzierżąc w dłoniach czarne teczki, inni stali w dwójkach czy trójkach, rozmawiając i śmiejąc się. Zauważyłam kilka osób z ochrony, ubranych w czarne, modernistyczne szaty, bowiem czarodziejska moda zmieniła się na przestrzeni ostatnich lat. Ubiór był bardziej zbliżony do standardowego mugolskiego, szata została ograniczona do czegoś, co przypominało klasyczny dwurzędowy surdut, do którego mężczyźni zakładali eleganckie spodnie w lekki kant. Kobiety również praktycznie zrezygnowały z typowych czarodziejskich szat, uważając je za niemodne i niepraktyczne, a projektanci prześcigali się w dostarczaniu nowych, kreatywnych stylizacji.
Wcześniej dostałam od Malfoya identyfikator, więc bez problemu przeszłam przez bramki ochrony. Na ścianie znajdowała się wielka tablica z rozpiską działów oraz pięter, więc bez problemu znalazłam drogę. Pojechałam windą na dziesiąte piętro, przypatrując się towarzyszącym mi ludziom. Nie wiedziałam jeszcze, co przyniesie mi los. Może ten mężczyzna, rozmawiający bardzo szybko przez telefon, pracuje w tym samym dziale, co ja? Może ta młoda, atrakcyjna dziewczyna o niesamowicie długich nogach była moją poprzedniczką, ale awansowała? Albo ta kobieta w rogu, trochę starsza ode mnie, zamyślona – może ona zostanie moją dobrą koleżanką?
Drzwi windy rozsunęły się, a przede mną wysiadł bardzo elegancki, wyprostowany jak struna mężczyzna o ciemnych włosach przyprószonych siwizną, i kobieta mniej więcej w wieku mojej mamy, w beżowym kostiumie z dużą, lśniącą aktówką. Oboje przywitali się przelotnie z kimś stojącym na ich drodze, kto skinął im oszczędnie głową. Rozpoznałam te jasnoblond włosy i stanęłam jak wryta. Malfoy spojrzał mi w oczy i uniósł kącik ust.
- Już myślałem, że się zgubiłaś.
- Co ty tu…? – zaczęłam niemal w tym samym momencie. Stał z założonymi rękami, ewidentnie na coś czekając. Albo raczej, jak sobie uświadomiłam, na kogoś. – Wszystkich nowych pracowników witasz przy windzie?
- Nie, niektórych eskortuję spod drzwi ich domu. – Uniósł wymownie brwi.
- Czekałeś tu…?
Nie pozwolił mi skończyć.
- Poprosiłem o informację z dołu, kiedy się pojawisz. – Zerknął na zegarek. – Prawie się spóźniłaś. Idziemy.
Chcąc nie chcąc podreptałam za nim. Prawdopodobnie wylał na siebie cały flakonik tych samych, duszących perfum, których używał w Nowym Jorku, bo od intensywności zapachu aż załzawiły mi oczy. Chyba że byłam po prostu wyczulona na któryś ich składnik. I pomyśleć, że niektóre kobiety lubiły taki fetor… a fuj.
Recepcjonistka, którą mijaliśmy, uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco. Odwzajemniłam się jej tym samym.
- To jest Abby – dokonał prezentacji Malfoy, wykonując oszczędny ruch ręką, jak gdyby niósł tacę. - A to moja nowa asystentka, Hermiona.
Nie zatrzymał się jednak, byśmy mogły się lepiej poznać.
- Powodzenia – szepnęła Abby, na co równie dyskretnie odpowiedziałam jej „dzięki” i ruszyłam za moim nowym szefem.
Mijaliśmy rzędy pomieszczeń o przeszklonych ścianach, zmierzając na sam koniec korytarza. Nie poznałam nikogo innego w dziale, ludzie, których mijaliśmy, uprzejmie kiwali głowami w stronę Malfoya. Na końcu korytarza skręciliśmy w prawo. Wciąż szłam pół kroku za mężczyzną, onieśmielona wrażeniem, jakie wywoływał. Kurczowo ściskałam swoją torebkę. Przez szyby widziałam stanowiska pracy przedzielone przepierzeniami. Wszyscy na widok Malfoya urywali rozmowy, odkładali prywatne telefony, gazety i siadali prosto z minami przyłapanych na gorącym uczynku. Ich – nasz – szef zdawał się tego nie zauważać.
Pomieszczenie, do którego weszliśmy, było bardzo przestronne. Z miejsca zidentyfikowałam je jako przedsionek prowadzący do gabinetu dyrektora. Podłogę pokrywały szerokie, szarobrązowe deski, a ściany pomalowano w ciepłym brązowym odcieniu. Z prawej strony, we wnęce, przodem do siebie zostały umieszczone dwie proste, niebieskie kanapy na stalowych podpórkach. Między nimi stał zupełnie pusty, nieduży stolik o szklanym blacie. Na ścianie umieszczono przedzielony na trzy części krajobraz leśny. Z kolei w lewej części pomieszczenia znajdowało się duże biurko, a za nim duże okno i rzędy szafek. Na biurku powitała mnie stojąca plakietka:
Hermiona Granger
asystent dyrektora ds. marketingu i sprzedaży

- To twoje miejsce pracy – poinformował mnie Malfoy, jakbym jeszcze się nie zorientowała.
Obeszłam biurko i położyłam torebkę na krześle. Rozejrzałam się dyskretnie, a to, co widziałam, podobało mi się. Już zwizualizowałam sobie, jak ustawiam na biurku swoje rzeczy, by uczynić je bardziej „moim”. Spojrzałam na Malfoya, który przyglądał mi się uważnie. Poruszył się lekko, gdy napotkał mój wzrok.
- A to mój gabinet, zapraszam.
Weszłam za nim przez szerokie, dwuskrzydłowe drzwi, na których widniała tabliczka z jego imieniem i nazwiskiem. Pierwszym, co przykuło moją uwagę, był widok za oknami, umieszczonymi wzdłuż całej jednej ściany, częściowo przesłoniętymi wertikalami. Rozejrzałam się dookoła. W gabinecie dominowały odcienie szarości i stali, nadając wrażenie surowości. Był pełny nowoczesnych mebli biurowych.
- Ładny – powiedziałam, kiwając z uznaniem głową. Może nie czułam się w nim komfortowo i domowo, ale miał „to coś”.
- Dziękuję – odparł Malfoy, przypatrując mi się z zaciekawieniem, jakby chciał się dowiedzieć, czy go nie podpuszczam. Nie ufaliśmy sobie wzajemnie i raczej nie miało się to szybko zmienić.
Gabinet był sterylnie czysty, papiery ułożone na biurku jak od linijki, długopisy, ołówki i inne przybory do pisania równiutko ustawione w przeznaczonym do tego pojemniczku z przegródkami, posegregowane rodzajem. Szafki pozamykane na klucz, półki puste i mogłam być pewna, że nie znalazłabym na nich ani odrobiny kurzu. Na biurku znajdowała się ramka ze zdjęciem, ale było odwrócone do mnie tyłem, więc tylko mogłam domyślać się, że przedstawiało… no właśnie, co? Astorię? Malfoya? Jego rodziców? Nagle poczułam nieodpartą ochotę, żeby je zobaczyć. Szybko odwróciłam wzrok, żeby mnie nie korciło.
Wróciliśmy do pierwszego pomieszczenia i Malfoy zapoznał mnie z zawartością szafek. Wydał kilka poleceń, instrukcji, wytłumaczył, jak dotrzeć do strategicznych pomieszczeń, jak używać telefonu do komunikacji z działem i między działami (co wydało mi się śmieszne, bo przecież to ja miałam w tym większe doświadczenie, niż on), i nareszcie zostawił mnie samą. Rzuciłam się na dokumentację i nie wyściubiałam z niej nosa przez dobrych kilka godzin.
Przerwał mi stukot obcasów, niosący się z korytarza. Zobaczyłam energiczną kobietę, około trzydziestopięcioletnią. Należała do tego typu osób, których nie można nie zauważyć. Ubrana była w wydekoltowaną seledynową koszulę z krótkimi, bufiastymi rękawami i bardzo wąską spódnicę, a wizerunku dopełniały hałaśliwe czółenka i duże okulary w rogowej oprawie. Jej jasnobrązowe, natapirowane włosy zdobiły blond pasemka.
- O – powiedziała, przystając i wgapiając się we mnie. Szybko jednak odzyskała rezon i odpowiedziała na moje szybkie „dzień dobry”. Nie zdążyła dodać nic więcej, bo drzwi do gabinetu Malfoya otworzyły się.
- Isla, jak zwykle punktualnie. Zapraszam.
Kobieta uniosła wysoko głowę i podążyła grzecznie do gabinetu. Odprowadziłam ją wzrokiem. Byłam równocześnie oszołomiona jak i rozbawiona. Zadzierała nosa, jakby w przekonaniu o swojej wyjątkowości. Nie miałam pojęcia, jakie obejmuje stanowisko, mogłam tylko podejrzewać, że ważne.
Albo gabinet Malfoya był dźwiękoszczelny, albo nie rozmawiali. Nie mogłam się skupić na dokumentach, kiedy tylko przez moją głowę przeleciała myśl, że mogliby robić coś innego na dyrektorskim biurku. Byłam na siebie zła, że chociażby pomyślałam o czymś takim, i niespokojna aż do chwili, gdy zakończyli swoje spotkanie. W uchylonych drzwiach pojawiła się kobieca ręka, zaciskająca się na klamce.
- …zapoznam się z tym i dam ci znać – mówiła. Miała trochę chrapliwy głos. – Powinnam się wyrobić do jutra.
- Nie ma pośpiechu – z głębi pokoju odpowiedział jej Malfoy. Chyba jednak pomieszczenie było dźwiękoszczelne. – Po prostu chciałbym poznać twoje zdanie przed poniedziałkowym zebraniem.
Isla pokiwała natapirowaną głową, która ukazała się w moim polu widzenia.
- Jasne. To do zobaczenia.
Przemknęła przez moje biuro, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem. Minęło zaledwie kilka sekund od kiedy zniknęła mi z oczu, gdy pojawił się Malfoy.
- Dyrektor działu finansów – rzucił, jak gdybym go o to pytała. – Jeśli kiedykolwiek tutaj przyjdzie, wpuszczaj ją bez zapowiedzi, chyba że będę w trakcie spotkania.
- Jasne.
Przyjrzał mi się uważnie i jego mina trochę złagodniała.
- Jadłaś już coś dzisiaj? – spytał.
Pokręciłam przecząco głową i jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Byłam za bardzo skupiona na pracy i zestresowana, żeby myśleć o posiłku.
- Zrób sobie przerwę. Poproś Abby, żeby zaprowadziła cię do stołówki.
- Abby? – powtórzyłam za nim.
- Recepcjonistkę.
Przypomniałam sobie uśmiechniętą blondynkę, którą mijaliśmy rano w drodze do biura. Pokiwałam głową i wstałam, zbierając się do wyjścia. Malfoy zniknął znów u siebie. Przez kilka chwil patrzyłam na drzwi, które zamknęły się za jego plecami. Nie można było powiedzieć, żebym miała świetny kontakt z szefem. Wzięłam swoją torebkę i opuściłam stanowisko pracy.
Abby z przesadnym entuzjazmem zaprowadziła mnie do stołówki. Stwierdziła, że skoro sam dyrektor nakazał jej oprowadzić nową, to musi z tego skorzystać. Towarzyszyła mi przy wybieraniu składników posiłku, a gdy usiadłam przy stoliku, zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
- Tak się cieszę, że tym razem Malfoy zatrudnił kogoś miłego – stwierdziła. Starałam się jak najszybciej przełknąć jedzenie, by móc jej odpowiedzieć, ale ona wcale na to nie czekała. – Rebecca była koszmarem – ciągnęła. – Mijała mnie codziennie bez słowa, jakby to, że pracuje bliżej szefa, czyniło ją ważniejszą ode mnie. Obnosiła się z tymi swoimi platynowymi lokami i różowymi tipsami. Nie wiem, kto ją tutaj w ogóle zatrudnił. To znaczy wiem – poprawiła się szybko. – No a któżby inny, oczywiście że dyrektor Malfoy. Ciekawa jestem, czy chociaż miał z niej jakiś pożytek, wiesz, o czym mówię.
Uniosła sugestywnie brwi. Wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko uprzejmie potakiwać.
- To znaczy on ma żonę, jasne. Swoją drogą Astoria wcale nie jest lepsza, sama zobaczysz, jak przybiegnie pod byle pretekstem, żeby cię poznać. No ale wiesz, dyrektor… I to taki przystojny. Byłybyśmy z dziewczynami wdzięczne, gdybyś podrzuciła nam czasem trochę informacji. Obstawiamy zakłady…
- Podoba ci się? – udało mi się wciąć w jej monolog.
- A komu nie? – Zaśmiała się. – Jest przystojny, bogaty, młody, charyzmatyczny…
- Mi się nie podoba – wtrąciłam.
Abby wzruszyła ramionami.
- Jak kto lubi. Może to i dobrze. Więcej dla nas. Swoją drogą nie rozumiem, jak można mieć za ścianą takie ciacho i pracować spokojnie. A no właśnie! – Zrobiła minę, jakby nagle przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym. – Jak ci się u nas podoba? Potrzebujesz jakiejś porady? Pomocy? Jakby co to zawsze przychodź prosto do mnie, a ja już coś zorganizuję. A jakby Malfoy dał ci w kość to też przychodź, trzymam w szufladzie paczkę ciasteczek na specjalne okazje. – Mrugnęła do mnie.
Westchnęłam.
- Tego się obawiam.
Abby natychmiast zareagowała.
- No co ty, Malfoy jest czasem trochę nieprzyjemny, ale to przywilej szefa. Przyzwyczaisz się. A czasem potrafi być naprawdę miły, jeśli tylko chce. Na dobrą sprawę jeśli tylko wywiązujesz się z obowiązków i nie wchodzisz mu w drogę, to daje ci spokój.
- Byliśmy w jednej klasie w Hogwarcie. – Właściwie nie wiem, czemu to powiedziałam. Może po prostu potrzebowałam sojuszniczki.
- Aaa, czyli już wszystko o nim wiesz.
- Nie powiedziałabym, że wszystko. Tak naprawdę nie znam mężczyzny, którym się stał. Mam nadzieję, że zmienił się na lepsze.
Abby parsknęła śmiechem. Kiedy była rozbawiona, w specyficzny sposób marszczyła nos. Sprawiała całkiem sympatyczne wrażenie.
- Nie wyobrażam sobie, żeby mógł być gorszy, ale możemy powymieniać się wrażeniami, jeśli tylko masz na to ochotę. Tak nawiasem, to właśnie dzięki temu połowa budynku się w nim podkochuje. Wiesz, ten typ niegrzecznego chłopca, którego trzeba ujarzmić… Mrrr.
Rozmowa przebiegała w podobnym tonie, gdy pochłaniałam posiłek, a także kiedy wracałyśmy do naszego działu. Zdążyłam już poznać imiona chyba wszystkich współpracowników, co niestety nie było równoznaczne z ich zapamiętaniem. Abby wytłumaczyła mi też, jak mogę na samym początku rozróżnić dyrektorów innych działów, śpieszących z wizytą do Malfoya, i innych szych, goszczących regularnie w jego gabinecie. Obiecała mi też, że będzie dzwonić do mnie od razu, jeśli ktoś taki minie jej biurko. Dowiedziałam się od niej więcej o zasadach panujących w pracy niż od samego Malfoya, i byłam jej za to bardzo wdzięczna.
Kiedy wróciłam do biura, trochę bałam się, że mogło mnie nie być zbyt długo, ale Malfoy nawet nie zainteresował się tym, czy jestem już na stanowisku. Nie opuścił gabinetu do końca dnia, a ja zanurzyłam się w tym czasie w papierach. Rebecca, poprzednia asystentka,  może i miała piękne loki, ale za grosz umiejętności czy też chęci do zajmowania się dokumentacją.

* * *

Ledwie wróciłam do domu, gdy zadzwonił mój telefon. Odebrałam go szybko i uśmiechnęłam się, słysząc po drugiej stronie ciepły głos przyjaciółki.
- Jak tam pierwszego dnia w pracy? – spytała Lucy. Chwyciłam paczuszkę paluszków grissini do pogryzania i opadłam na kanapę.
- Nie najgorzej – odparłam. – Poznałam kilka osób. Powoli się wdrażam. A w dokumentacji jest taki burdel, jak…
- Tylko nie klnij – weszła mi w słowo. – Obie wiemy doskonale, że w głębi duszy się z tego cieszysz. Przyznaj się. Wiem, że robisz teraz minę.
Tak, zrobiłam minę, ale nie zamierzałam jej przytaknąć.
- Głupoty gadasz – powiedziałam zamiast tego i rozerwałam paczkę paluszków, wspomagając się zębami.
- Czym tak szeleścisz? Znowu coś podjadasz? Gdybym tylko nie szła do pracy, już bym u ciebie była. Co jesz?
- Tylko grissini, mamo – odparowałam i zaczęłam chrupać. Miałam w zamyśle przygotować makaron z sosem grzybowym na kolację, ale nie śpieszyło mi się. I tak wiedziałam, że zostanie mi na następny dzień lub dwa, więc zdążę mieć go dość. Minusy mieszkania samej. Plusem było jednak to, że nikt nie czekał z niecierpliwością, aż w końcu udam się do kuchni.
- Za dużo podjadasz, Grangina – westchnęła Lucy. Miała absolutną rację, ale nic nie mogłam na to poradzić. Lubiłam jeść.
Przerobiłyśmy każdy punkt mojego dnia, a ja w tym czasie zdążyłam pochłonąć całą paczkę przekąski. Pożegnałyśmy się, ustalając, że spotykamy się w piątek. Odłożyłam telefon i położyłam się na wznak na kanapie. Przyjemne uczucie. Wpatrując się w sufit, myślałam o mojej nowej pracy, o tym, jak bardzo zaczęło mi na niej zależeć i jak jestem wdzięczna Malfoyowi, że dzięki niemu nie muszę się martwić o moją przyszłość. Nie chciałam zapeszyć, ale jeśli pracowałabym w Broomark przez dłuższy czas, doliczając premię za wyjazdy – wyjazdy! Które przecież były przyjemnością! – to istniały duże szanse, że odbiję się od finansowego dna i w końcu zacznę normalnie funkcjonować. Może nawet zmienię mieszkanie na takie z sypialnią. Miałam już serdecznie dość składania i rozkładania kanapy w tym malutkim pomieszczeniu, a i aneks kuchenny miał mnóstwo wad. Nie chciałam nawet marzyć o kupnie czegoś własnego, przynajmniej nie w najbliższym czasie, ale za kilka lat być może uda mi się uregulować wszystkie swoje długi, a wtedy mogłabym dostać kredyt i…
Moje rozmyślania przerwał natarczywy dźwięk telefonu. Wymacałam go ręką na stole i odebrałam. Okazało się, że dzwoniła mama. Wypytała mnie o pierwszy dzień w pracy i przypomniała o przyjeździe rodziców z Australii w przyszłym tygodniu z okazji moich urodzin. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem wdzięczna Malfoyowi. Nawet jeśli będę zmuszona pożyczyć pieniądze od Lucy, to miałam pewność, że bez problemu oddam je, gdy dostanę wypłatę. Poza tym po raz pierwszy od dłuższego czasu będę mogła opowiedzieć rodzicom o mojej pracy bez żadnych ubarwień ani niedopowiedzeń.
Kiedy zakończyłam rozmowę, zapewniając, że u mnie wszystko w porządku i gdyby coś się działo, to będę dzwonić, zwlokłam się z niechęcią z kanapy i przystąpiłam do przygotowywania posiłku. Samodzielne mieszkanie z pewnością rozleniwiało.

* * *

Abby miała rację. Astoria Malfoy pojawiła się już następnego dnia. Z rozmachem weszła do biura, roztaczając wokół siebie intensywną woń słodkawych perfum. Zmarszczyłam nos. Jak oni mogą przebywać ze sobą w jednym pokoju? Czy to nie toksyczne? Podeszła do mojego biurka i wyciągnęła zadbaną dłoń z francuskim manicure i kilkoma pierścionkami.
- Astoria Malfoy, żona Draco. – Miała niski, dźwięczny głos. Zmrużyła oczy o pięknych, gęstych rzęsach, z pewnością nie jej naturalnych. Musiałam przyznać, że była piękną kobietą o łagodnych, harmonijnych rysach i nienagannej, szczupłej sylwetce. Mogłaby zrobić karierę w modelingu.
- Witam, Hermiona Granger – odpowiedziałam, wstając i ściskając jej dłoń.
- Wiem – rzuciła. Przypatrywała mi się przez chwilę, przez którą poczułam się niezręcznie. Zastanawiałam się, czy pamięta mnie ze szpitala. – Draco u siebie?
Już w trakcie zadawania pytania podążyła w kierunku jego gabinetu.
- Tak, ale w tej chwili ma spotkanie.
Przystanęła i uniosła lekko brwi. Poruszała się też całkiem jak modelka.
- Z kim?
- Z dyrektorem działu prawnego. – Niestety zapomniałam jego nazwiska. Zaczynało się chyba na „D”, ale nie miałam całkowitej pewności. Uśmiechnęłam się przepraszająco do kobiety i zorientowałam się, że nadal stoję, usiadłam więc pośpiesznie. Astoria westchnęła.
- No cóż, wygląda na to, że będę musiała poczekać.
Miejsce na kanapie zajęła jak prawdziwa dama, układając nogi w jedną stronę w zgrabnej ekspozycji. A nogi miała godne pozazdroszczenia. Czułam się onieśmielona w jej towarzystwie, chociaż nie należałam do osób specjalnie zakompleksionych. W niczym nie przypominała dziewczyny, którą kiedyś poznałam. Tamta była ubrana w sprane dżinsy i bluzę, miała podpuchnięte i zaczerwienione oczy i związane niechlujnie włosy. Ta Astoria wyglądała gustownie i kosztownie, zaczynając od czarnej, przylegającej do idealnej figury sukienki, poprzez lśniącą torebkę z wytłaczanym logiem znanej marki i przewieszony przez ramię trencz, aż po błyszczącą biżuterię, zegarek i makijaż. Była po prostu idealna.
- Ma dzisiaj zaplanowane jeszcze jakieś spotkania? – spytała Astoria, szukając czegoś w swojej torebce.
- Chwileczkę… - Gdy przeglądałam terminarz, wyciągnęła telefon i skupiła na nim swoją uwagę. Dotarłam do odpowiedniej daty i przejrzałam zapiski. Durand, wiedziałam, że nazwisko dyrektora działu prawnego zaczynało się na „D”! - Nie, nie ma już więcej spotkań.
Astoria uniosła wzrok znad telefonu. Na jej twarzy malował się lekki uśmiech.
- To świetnie, będę mogła go porwać na zakupy.
Ciekawe, co na to Malfoy. Byłam z nim na zakupach jeden raz i ten jeden raz mi w zupełności wystarczył, by stwierdzić, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu. No chyba że przy Astorii zachowywał się inaczej, nie pośpieszał, nie stękał i kwękał. To niepokojące wiedzieć takie rzeczy o własnym szefie.
Astoria nie wróciła do zajmowania się swoim telefonem, a utkwiła we mnie wzrok.
- Mam wrażenie, że skądś panią znam. – Nie byłam pewna, czy miałam ochotę o tym rozmawiać, z drugiej strony bardzo możliwe, że spyta o mnie Malfoya, a wtedy on i tak jej wszystko przypomni.
- Być może – odparłam, uśmiechając się, ale nie utrzymując kontaktu wzrokowego. Udałam, że jestem bardzo pochłonięta papierami leżącymi na moim biurku. Mogłabym powiedzieć jej, że widziała mnie w kitlu, ratującą życie jej mężowi, ale to doprowadziłoby do pytania, dlaczego skończyłam jako jego asystentka. Już wyobrażałam sobie jej pełną wyższości minę.
- Mogłabym przysiąc…
Odetchnęłam głęboko, gdy przerwał jej dźwięk otwierających się drzwi. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wstrzymywałam oddech. Wzrok dyrektora Duranda automatycznie powędrował w kierunku Astorii, która z gracją podniosła się z kanapy. Za jego plecami pojawił się Malfoy, który podążył spojrzeniem od swojej żony do mnie. Uciekłam wzrokiem.
- Astorio, kochana! – zareagował trochę z opóźnieniem Durand. – Dawno się nie widzieliśmy.
- Dzień dobry, panie Durand – odparła, wyciągając w jego kierunku dłoń, którą ucałował. Wciąż czułam na sobie palący wzrok Malfoya. Czemu tak się na mnie gapił? Tuż przed nim stała miss świata.
Po wymianie kilku pełnych uprzejmości zdań Durand się ulotnił, a Malfoy z Astorią weszli do gabinetu. Malfoy trzymał dłoń na jej krzyżu i poczułam mrowienie w dole pleców, dokładnie tam, gdzie dotykał i mnie. Wcale mi się to nie podobało.
- Granger, przynieś nam dwie kawy – zakomenderował i zamknął za sobą drzwi. Wpatrywałam się w nie jeszcze przez chwilę z półotwartymi ustami. W tak jawnie lekceważący sposób już dawno się wobec mnie nie zachował.
Wstałam od biurka tylko dlatego, że był moim szefem. Energicznym, pełnym złości krokiem skierowałam się do kuchni, gdzie stał ekspres. Nie chodziło o wydane polecenie, chodziło o to, w jaki sposób to powiedział. Jakbym była szeregowym pracownikiem, takim samym jak inni, nad którymi się wywyższał. Myślałam, że udało nam się dotrzeć do punktu, gdzie moglibyśmy się, no nie wiem, zakolegować?
- Hermiona, tak? – gdy tylko weszłam do kuchni, spytała dziewczyna o płomiennorudych włosach. Spojrzałam na nią, trochę zdziwiona. Miała przyjazną, lekko piegowatą twarz.
- Tak.
- Jestem Charlotte. Umiesz już parzyć kawę?
Zdziwiłam się.
- Skąd wiesz, że…
- Widziałam Astorię – przerwała mi. Ustawiła się przed ekspresem i wskazała najważniejsze funkcje.
- Astoria lubi dużo mleka. Oczywiście odtłuszczonego, bez cukru. Draco woli czarną, pół porcji cukru.
- Kto pije kawę bez mleka? – skrzywiłam się. Było to dla mnie niepojęte. Sięgnęłam po szklanki i przystąpiłam do działania, wspierana przez nową koleżankę.
- Też kiedyś byłam asystentką Draco – zdradziła. – Zostałam oddelegowana. Astoria na to nalegała.
- Dlaczego?
Uśmiechnęła się.
- Nie polubiłyśmy się za bardzo. I jestem jej za to wdzięczna, wolę wykonywać moją nudną, rutynową pracę, niż być na każde jego zawołanie. Bez urazy.
- W porządku.
Uśmiechnęłam się na znak, że nie czuję się dotknięta. Podziękowałam Charlotte za pomoc i wróciłam do biura z tacką, na której stały dwie filiżanki z kawą na podstawkach oraz mały talerzyk z ciasteczkami. Manewrując tak, żeby nie wylać napojów, zapukałam do drzwi gabinetu Malfoya i otworzyłam je. On i Astoria stali przy oknie, oświetleni blaskiem słońca. Kobieta trzymała go jedną dłonią za nadgarstek, a drugą gestykulowała. Gdy weszłam, oboje utkwili we mnie wzrok. Postawiłam kawy i ciasteczka na stole i wyszłam razem z tacką, opuszczoną u boku. Nie doczekałam się nawet słowa „dziękuję”.
 Do końca dnia miałam już parszywy humor. Istotnie Malfoy wyszedł wcześniej z pracy w towarzystwie Astorii. Odetchnęłam z ulgą. Miałam problem z tym człowiekiem. Jak to możliwe, że kiedy byłam dla niego nieuprzejma, on starał się z całych sił sprawić, bym zmieniła o nim zdanie, a kiedy zaczęłam się łamać, tracił całe zainteresowanie? Dlaczego w ogóle pozwoliłam sobie na zawieszenie broni? To, że wyciągnął do mnie rękę, gdy byłam w potrzebie, nie świadczyło o tym, że jest dobrym człowiekiem. To i tak było o wiele mniej, niż ja zrobiłam dla niego. Niż ja straciłam przez niego z głupoty.
Chce mieć wojnę? To będzie ją miał.

7 komentarzy:

  1. Jakie cudowne, aaaaa! Co ja będę dużo pisać.. Brak mi słów, dlatego napisze tylko jedno: chcę WIĘCEJ!
    Miłego dnia, moja droga. Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, dla Ciebie też wszystkiego dobrego ;)

      Usuń
  2. Kolejny ciekawy rozdział :)
    Czy będzie to straszne, jeśli powiem, że w pewnym momencie opis biura Malfoya i całej tej sytuacji skojarzył mi się z 50 twarzy Greya? :P Szczególnie ten fragment o dominujących w jego gabinecie odcieniach SZAROŚCI i stali :p
    Powiem szczerze, że jestem zaskoczona Astorią Malfoy. Spodziewałam się właściwie jakiejś typowej kury domowej, niezbyt atrakcyjnej i przez to nudzącej męża. Chociaż przecież nie było wcześniej żadnych przesłanek, żeby ją w ten sposób postrzegać... przy okazji, czy oni mają już dziecko? ;)
    To by było schematyczne, gdyby Draco zwrócił uwagę na swoją ładną asystentkę, ponieważ żona była niezbyt atrakcyjna. A tak to klops. Ciekawa jestem jak to się w takim razie stanie, że on i Hermiona zbliżą się do siebie. Astoria mimo szczerych chęci nie da rady upilnować swojego męża...? Eh, niełatwa sprawa wyjść za tak atrakcyjnego mężczyznę.
    Pozdrawiam! :)

    Ps. Widzę lekkie zmiany na blogu. Fajnie. Szczególnie zapowiedź następnego rozdziału bardzo cieszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, co prawda 50 twarzy Greya nie przyszło mi nawet do głowy, ale dotyk Crossa już tak, niestety. Uśmiałam się sama z siebie, bo przecież nie planowałam podobieństwa do żadnego utworu literackiego, a później było już za późno :P
      Ja tam nie lubię schematów, koniec, kropka. Są po to, żeby je łamać.
      Ojoj, czyżbym skomplikowała fabułę? Tak mi przykro. Obiecuję, że mój plan jest tak naprawdę logiczny i dobrze przemyślany, ale na razie nie zamierzam się nim dzielić. Niełatwa sprawa wyjść za atrakcyjnego mężczyznę? Myślę, że to działa też w dwie strony – niełatwa sprawa ożenić się z atrakcyjną kobietą. A tutaj mamy spełnione aż dwa warunki.
      Odpowiadając na Twoje pytanie – nie, Draco i Astoria nie mają dziecka.
      Pozdrawiam. I na marginesie: jak ciepło mi się robi na serduszku, widząc od tylu lat znajomy nick pod rozdziałami. Dziękuję :)

      Usuń
    2. Z tym Greyem to była tylko taka myśl, nie żeby Twoje opowiadanie miało coś wielce wspólnego z tą książką! Bez przesady. Nawet to porównanie byłoby obraźliwe moim zdaniem :p
      Również jestem za łamaniem schematów i bardzo się cieszę, że to robisz. Także wszelkie wzmianki o nieschematyczności (hehe xD) opowiadania to jak najbardziej komplement ;) No cóż, pozostaje cierpliwie poczekać na rozwój sytuacji.
      No dobrze. Muszę się zgodzić, że bycie mężem atrakcyjnej kobiety również musi być trudne, ale jakoś nie pomyślałam o tym w tamtym momencie. Może po prostu łatwiej było mi zidentyfikować się z Astorią i wyobrazić sobie, że posiadanie atrakcyjnego męża może generować problemy, bo jestem kobietą :p
      Cieszę się, że sprawiam Ci radość swoją obecnością, aczkolwiek wiesz... różnie to ze mną było :p owszem, rzeczywiście jak pomyślę to czytam Cię już naprawdę długo, ale miałam swoje odejścia i powroty. Ale powiem Ci szczerze, że ogólnie jestem zaskoczona, że pod rozdziałami "Jesteś" jest tak mało komentarzy. Oczywiście niewykluczone, że są czytelnicy, którzy czytają i nie komentują, ale no. Bo to naprawdę dobre jakościowo opowiadanie, także nie rozumiem.
      Pozdrawiam! :)

      Aaa! Jeszcze jedno... pojawiła się ankieta na blogu, ale niestety nie jestem w stanie chyba odpowiedzieć. Zbyt dużo zmiennych, żeby to jakoś porównać :p

      Usuń
  3. Mocne perfumy u facetów: eh... znam to, okropieństwo :P Jakby mieli jakieś problemy z czuciem zapachów!

    Kolejny super rozdział ;)

    Myślę że Draco zachowywał się tak pod koniec, by Astoria nie zarzuciła że jest ,,zbyt" miły. Jak kazała oddelegować inną asystentkę, to widać jest zazdrosna o męża :P

    OdpowiedzUsuń

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)