Od samego rana chodziłam jak w letargu. Nie byłam do
końca świadoma tego, co robię. Gorączkowo przetrząsałam torbę podróżną, coś z
niej wypakowywałam lub dokładałam. W międzyczasie piłam herbatę i pogryzałam
kanapkę z ogórkiem, mój lunch. Kilkakrotnie udało mi się ją zgubić, zostawiając
na jakiejś półce czy szafce.
Żołądek bolał mnie ze zdenerwowania. Nie mogłam
uwierzyć, że zgodziłam się na ten wyjazd. Czy naprawdę byłam aż tak
zdesperowana? To zmusiło mnie do przemyśleń. Z moim życiem działo się bardzo
nie tak, jak powinno. Na galopujące hipogryfy, powinnam właśnie przygotowywać
obiad mężowi i tulić do siebie dziecko. Zawsze pragnęłam szybko założyć
rodzinę, a prawie dwadzieścia sześć lat to już najwyższa pora. Co poradzić –
ciałem starzałam się z każdym dniem, a duchem utkwiłam na kilka lat wstecz.
Miesiące zmartwień pozostawiły na mojej twarzy lekki ślad zniszczeń, które z
rozpaczą starałam się ukrywać. Czułam się tak, jak gdyby ktoś wyrwał mi z rąk
moją przeszłość i przeniósł mnie w inne miejsce, w inną rzeczywistość. Wciąż
mrugałam zdezorientowana, próbując zrozumieć, co takiego właściwie się stało.
Zapięłam zamek błyskawiczny torby podróżnej i
usiadłam na kanapie, splatając ręce na podołku. Zagapiłam się w okno, za którym
widziałam kamienicę z naprzeciwka i kawałek zachmurzonego nieba. Było szaro i
ponuro, a na dodatek siąpił deszcz. Najchętniej wpełzłabym pod kołdrę i
zasnęła, licząc na to, że kiedy się obudzę, zobaczę słońce.
Rozległo się pukanie do drzwi. Aż poderwałam się na
równe nogi, taka byłam nabuzowana emocjami. Wszedł na górę? Miał tylko czekać
na mnie pod klatką! Nie może zobaczyć mojego mieszkania, nie może! Spaliłabym
się ze wstydu!
Niemal podbiegłam do drzwi i uchyliłam je lekko.
Ubrany w długi, elegancki płaszcz, Malfoy zerknął ponad moim ramieniem, więc
jeszcze zmniejszyłam szczelinę pomiędzy nami.
- Dzień dobry – powiedział, patrząc mi w końcu w
oczy. Poczułam, jak na moje policzki wpełza delikatny rumieniec wstydu. Wszedł
na górę. Zobaczył obdrapaną klatkę schodową, marną imitację drzwi i kawałek
wyblakłej ściany. Policzki zapiekły mnie jeszcze mocniej, gdy pomyślałam o
luksusach, w których musiał się pławić na co dzień. Z lekko skwaszonym wyrazem
twarzy oparł dłoń o ścianę i zajrzał mi jeszcze głębiej w oczy. Odchrząknęłam.
- Dzień dobry, panie Malfoy – odpowiedziałam
profesjonalnym tonem, jakiego nawet ja bym się po sobie nie spodziewała w
takiej sytuacji. – Proszę chwilę poczekać, już wychodzę.
Po tych słowach zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
Mieliśmy razem pracować. Okej. Czułam nerwowe pulsowanie w całym ciele. W co ja
się wpakowałam? Hermiono, powinnaś mieć więcej rozsądku. Trochę godności.
Jęknęłam i wyobraziłam sobie, jak następuję na tę nieznośną myśl butem i
przygważdżam ją brutalnie do podłogi. Ja już nie miałam godności.
Szybko rozejrzałam się, sprawdzając, czy na pewno
wszystkie potrzebne rzeczy znajdują się w torbie. Obeszłam mieszkanie,
upewniając się, że nie zostawiłam niczego włączonego i mogę je spokojnie
opuścić. Podeszłam do drzwi i kilka razy odetchnęłam głęboko, próbując się
uspokoić. Wyjeżdżałam z Malfoyem, do cholery, z Malfoyem! Co mi strzeliło do
głowy? Zapomniałam o płaszczu. Wróciłam się i narzuciłam go na plecy. Nie był
nawet w połowie tak elegancki, jak mojego szefa,
ale jedyny, jaki miałam. Powinnam wybrać się na zakupy, jak tylko będzie mnie
na nie stać.
Otworzyłam drzwi i jak najszybciej przecisnęłam się
na zewnątrz, próbując ukazać jak najmniejszą część mojego mieszkania. To nie
był widok dla niego. Ze znudzoną miną otaksował wzrokiem mnie i moją starą
torbę podróżną. Poczułam się, jak gdyby ktoś przepuścił mnie przez skaner, i
wcale nie było to miłe uczucie. Dłoń trochę mi drżała, gdy przekręcałam klucz w
zamku. Kiedy się odwróciłam, napotkałam uniesioną brew Malfoya.
- Jakiś problem, proszę pana? – spytałam.
Wzruszył ramionami.
- Po prostu myślałem, że jesteś cza…
Nie pozwoliłam mu skończyć zdania, tylko
błyskawicznie zatkałam mu usta dłonią. Miotając groźne spojrzenie, syknęłam
cicho:
- Nie tutaj.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że go dotykam,
wiec czym prędzej zabrałam dłoń i wytarłam ją o płaszcz. Poprawiłam ciężką
torbę na ramieniu i ruszyłam w dół po schodach, niemal czując oddech Malfoya na
karku.
- Czy mógłbym ponieść twoją…
- Nie, dziękuję.
Gdy wyszliśmy na mokrą ulicę, zrównał ze mną krok i
przybliżył usta do mojego ucha.
- O co chodzi, Granger? Dlaczego mieszkasz wśród
mugoli? Dlaczego mieszkasz tutaj? –
demonstracyjnie rozejrzał się dookoła z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. –
Nie spodziewałem się tego po tobie.
- To obelga czy komplement? – spytałam, starając się
udawać, że jego słowa wcale mnie nie zabolały. Zadarłam wysoko głowę. Malfoy
przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu.
- Jedno i drugie – odparł po chwili. Czekałam, aż
jakoś to rozwinie, ale widocznie nie kwapił się do tego, a ja nie miałam
zamiaru dopytywać, żeby nie wyszło tak, że niby zależy mi na jego zdaniu. Nasze
stosunki powinny być czysto służbowe.
Zaprowadziłam Malfoya w uliczkę, za śmietnik, żebyśmy
mogli się teleportować. Skrzywił się jak na zawołanie.
- Śmierdzi tutaj – zaprotestował. – Czy naprawdę nie
było innego…?
- Przykro mi, panie Malfoy – przerwałam mu i
spojrzałam na niego wyczekująco. Chwycił moje ramię i po chwili świat
zawirował…
…żeby zatrzymać się przed Dziurawym Kotłem.
- Dlaczego jesteśmy…?
Malfoy rzucił mi szybkie spojrzenie, które sprawiło,
że głos ugrzązł mi w gardle. Weszliśmy do środka, mijając szybko ladę i
barmana, a wtedy zorientowałam się, że zmierzamy ku kominkowi.
– Czyżby nie było bardziej dogodnego środka
transportu dla pana dyrektora? Ach… - zrobiłam pauzę i klepnęłam się otwartą
dłonią w czoło. – No przecież nie może pan sobie poradzić bez asystentki.
- Nie wiem, o czym mówisz – wymamrotał w moją stronę,
sięgając do ustawionej na półce nad kominkiem misy, a ja wywróciłam oczami. Nabrał
szczyptę błyszczącego proszku i wrzucił go w płomienie.
- Słowiczy Zakątek – powiedział wyraźnie, patrząc na
mnie wyczekująco, więc weszłam w płomienie, które zmieniły kolor na
szmaragdowozielony i powtórzyłam słowa Malfoya. Nie lubiłam podróżowania za
pomocą proszku Fiuu, więc zacisnęłam mocno oczy, gdy zaczęłam szybko wirować
wokół własnej osi. Było mi niedobrze. Człowiek, który wymyślił ten transport, zasługiwał
na mocnego kopa w cztery litery. Poczułam, że lecę twarzą w dół i w ostatniej
chwili oparłam się na rękach, ratując nos przed złamaniem. Ogień za mną buchnął
mocniej i tuż koło mnie stanął Malfoy. Przekrzywiłam głowę, żeby spojrzeć na
niego, wyprostowanego i czystego, podczas gdy ja wyglądałam, jakbym miała
zamiar robić pompki. Czułam, że na twarzy osiadła mi sadza z kominka. Kąciki
ust Malfoya drgnęły, gdy patrzył na mnie w dół, zupełnie jakby miał ochotę
serdecznie się roześmiać, tyle że w jego przypadku było to niemożliwe. Szybko
podniosłam się i zaczęłam otrzepywać swój beżowy płaszcz, który pokryły czarne
smugi.
- Po prostu wspaniale – mruczałam, starając się
wyczyścić. – A tak na przyszłość: wystarczyłby świstoklik.
- Zapomniałem złożyć wniosek w Ministerstwie –
odparł Malfoy, na co parsknęłam.
Nie zwróciłam uwagi na miejsce, w którym się
znalazłam, i dopiero kiedy doprowadziłam się do porządku, rozejrzałam się
dookoła. Był to jakiś bar czy restauracja. Wszystko – podłogi, ściany, stoły i
krzesła – wykonano z drewna. W oknach powiewały białe firanki, a z sufitu
zwieszały się zwyczajne żarówki, bez żadnego żyrandola.
Obok Malfoya stała czarna walizka, dwukrotnie
większa od mojej torby podróżnej, którą podniosłam z podłogi i przewiesiłam
sobie przez ramię. Musiał jakoś przywołać ją do Dziurawego Kotła przed wejściem
do kominka. Dwa dni, tak? Ja wzięłam zaledwie kilka ubrań i małą kosmetyczkę,
więc co musiało być jego bagażem? No dobrze, może potrzebował jakichś dziwnych
przedmiotów do swoich interesów, ale i tak…
- Gdzie jesteśmy? – spytałam. Za oknami widziałam
zwyczajną, brukowaną ulicę, od czasu do czasu przecinaną przez jakiegoś
przechodnia. I świeciło słońce.
- W Nowym Jorku, a co myślałaś? – Ton Malfoya
wyraźnie wskazywał na to, że kpi sobie ze mnie. Ścisnęłam dłoń na pasku torby,
żeby powstrzymać się przed jakąś uwagą, której później mogłabym żałować. Bądź
co bądź, stał przede mną mój szef, dzięki któremu udało mi się zapłacić czynsz
w terminie.
Nigdy nie podróżowałam na tak długie dystanse siecią
Fiuu. Dopiero niedawno otworzono tunel między Wielką Brytanią a Ameryką
Północną. Nic dziwnego, że było mi niedobrze, a podróż wydawała się trwać w
nieskończoność.
– Jako że jestem tu tak często, udamy się do hotelu,
w którym zwykle wynajmuję apartament – poinformował mnie. – To niedaleko.
Podszedł do okna, a ja, chcąc nie chcąc, zbliżyłam
się do niego. W Nowym Jorku przynajmniej nie padało i świeciło słońce, choć
tutaj także nie mogłam spodziewać się upałów. Szybko przypomniałam sobie
jednak, że jest pięć godzin wcześniej, niż w Londynie, czyli minęła ósma. Wiele
jeszcze mogło się zmienić.
Bliżej znajdowały się rzędy kamienic, a za nimi
dostrzegałam drapacze chmur. Ich ogrom sprawił, że poczułam się nagle maleńka.
- Manhattan –
odezwał się Malfoy. Przyjrzałam się mu, gdy prześlizgiwał wzrokiem po widoku za
oknem. Sprawiał wrażenie, jakby to, co widzi, budziło w nim radość. – Nie byłem
tu od marca. Uwielbiam Nowy Jork.
Nie miałam pojęcia, dlaczego mi się zwierza, a już
tym bardziej nie wiedziałam, co miałabym odpowiedzieć mu poza niewyraźnym
pomrukiem wyrażającym coś pomiędzy aprobatą i przytaknięciem. Może chodziło mu
o to, żebym po prostu źle się poczuła? Nigdy nie opuściłam Europy, nie mówiąc
już nawet o zwiedzeniu jej całej. Nie było go tu pół roku. Wielkie mi rzeczy.
Ale jeśli miał zamiar tak sterczeć i przyglądać się widokowi za oknem, nie było
potrzeby, żebym uginała się pod ciężarem torby. Położyłam ją na podłodze.
Za naszymi plecami zrobiło się jakieś zamieszanie,
więc odwróciłam się, czujna, a Malfoy chwilę po mnie. W naszą stronę szedł
bardzo wysoki mężczyzna, ubrany elegancko w biel i czerń, z przylizanymi do
tyłu włosami i służalczym uśmiechem na ustach.
- Pan Malfoy – powiedział, pochylając się nisko. –
Dawno tu pana nie było.
- Zgadza się, Berkeley, zbyt długo – odpowiedział
Malfoy, a ja kątem oka zauważyłam, że jego twarz promienieje radością. Co było
dziwne. Miałam nadzieję, że nie gapię się na niego z otwartymi ustami.
- Czy zechce pan razem ze swoją uroczą towarzyszką
zatrzymać się tutaj, by coś zjeść lub wypić?
Zmarszczyłam brwi, otrzymując przyjazne spojrzenie
Berkeleya. Odzwyczaiłam się od tego, że ktoś może mi słodzić. Za dużo obelg
usłyszałam przez ostatnie dwa lata, a jeśli brać pod uwagę całe życie, to
nazbierałoby się tego naprawdę bardzo, bardzo dużo. Cóż, to tylko i wyłącznie
kwestia tego, że pojawiam się w towarzystwie Malfoya. Inaczej nawet by się do
mnie nie uśmiechnął. Wyglądał na takiego ważniaka.
Na szczęście nie miałam napisane na czole „szlama”,
choć według niektórych powinno być to
obowiązkowe oznaczenie. Powstrzymałam się od prychnięcia na tę myśl. Nie czułam
się gorzej dlatego, że pochodziłam z niemagicznej rodziny, ale czystokrwiści z
miejsca zakładali, że to mnie w jakiś sposób określa, dyskredytuje. Co za głupi
pogląd na świat! Jakby to był mój wybór. Jakby miało to sprawić, że będę innym
człowiekiem.
- Zamówiłem już kierowcę – odparł Malfoy. – Czeka
mnie pracowity dzień, nie mam czasu do stracenia.
- Naturalnie – zgodził się Berkeley, kłaniając się
jeszcze raz i odchodząc.
Spojrzałam wyczekująco na Malfoya.
- W takim razie jakie jest moje zadanie? – spytałam.
Mój nowy szef jeszcze nie zapoznał mnie z całym zakresem obowiązków, czułam się
więc niekomfortowo, gdy nie miałam w planach nic do zrobienia.
- Wszystko w swoim czasie – odpowiedział, machając
ręką w nonszalanckim geście. – Najpierw musimy zameldować się w hotelu. Aha, i
koniecznie potrzebne są zakupy, bo nie zamierzam pokazywać się w twoim
towarzystwie, gdy jesteś tak ubrana.
Otworzyłam usta, by zaprotestować, ale postanowiłam
ugryźć się w język. Wcale nie byłam źle ubrana. Może mój płaszczyk nie
zachwycał, ale miałam na sobie dokładnie wyprasowane, czarne spodnie w kant, a
do tego śnieżnobiałą koszulę w lekkie, błękitne prążki. No dobrze, była
śnieżnobiała, gdy ją kupiłam, czyli jakiś rok temu. Ale moim zdaniem nie
prezentowałam się źle. Włosy spięłam gładko w kok, a na stopach miałam czarne,
lakierowane botki na niedużym obcasie. Co takiego mu się we mnie nie podobało?
Według mnie wyglądałam bardzo elegancko. Wydawało mi się, że w taki sposób
prezentują się asystentki.
Do pomieszczenia powrócił Berkeley, informując, że
samochód podjechał pod wejście. Malfoy wyraził aprobatę, chwycił za rączkę
swojej walizki i skinął na mnie, żebym podążyła za nim. Chcąc nie chcąc
podniosłam swoją torbę z ziemi, po raz kolejny przewieszając ją sobie przez
ramię, i ruszyłam za nim, mijając Berkeleya, który żegnał nas ciepłymi słowami,
których Malfoy nie skomentował. Odpowiedziałam przyjaznym uśmiechem. Nie
lubiłam zachowywać się nieuprzejmie, a skoro Malfoy nie reagował, to chociaż ja
powinnam.
Skierowaliśmy się do dużych, drewnianych – jak chyba
wszystko tutaj – drzwi. Malfoy otworzył je i przesunął się, robiąc mi miejsce.
Przygryzłam wargę, nieco speszona takim zachowaniem, ponieważ nie spodziewałam
się szarmanckiego Malfoya. Szybko przemknęłam na zewnątrz, schodząc po niskich
stopniach na chodnik zalany blaskiem słońca. Nawet rano było tu cieplej niż w
Londynie. Przesunęłam się trochę na bok, robiąc miejsce podążającemu za mną
krok w krok Malfoyowi, który zrównał się ze mną i zatrzymał. Spojrzałam na
niego; mrużył oczy, lustrując wzrokiem ulicę. Naprzeciwko nas stała czarna
limuzyna. Szofer właśnie wysiadł z miejsca kierowcy i obszedł auto. Był to
uśmiechnięty od ucha do ucha, młody chłopak, który już otwierał bagażnik i
ładował do niego walizę Malfoya, po czym wyciągnął ręce, by przejąć moją torbę.
Podałam mu ją z wdzięcznością. Chłopak otworzył drzwi i zaprosił nas do środka,
a Malfoy przepuścił mnie przodem, po czym usadowił się na siedzeniu obok mnie.
- Czyli jakie mamy plany na dzisiaj? – spróbowałam
po raz kolejny, ponieważ poprzednia odpowiedź mnie nie satysfakcjonowała, a krępująca
cisza była dla mnie nie do zniesienia.
Zmarszczył brwi, kierując na mnie wzrok, jakby
poważnie zastanawiał się nad moim pytaniem. Coś musiało go zdziwić, albo mu nie
pasować. W każdym razie przyglądał mi się tak, sprawiając, że miałam ochotę
odwrócić wzrok, ale tego nie zrobiłam, dzielnie wytrzymując jego spojrzenie.
- Zameldujemy się w hotelu. Następnie muszę wybrać
się na spotkanie, ty będziesz miała trochę czasu wolnego. Możesz go spędzić na
spacerowaniu czy co tam sobie chcesz, sugeruję jednak, żebyś znalazła chwilę na
zapoznanie się z materiałami, które ode mnie dostaniesz. Kiedy wrócę, zjemy
lunch i wybierzemy się na zakupy. Wieczorem odbędzie się bankiet i chciałbym,
żebyś mi w nim towarzyszyła.
Bankiet. To słowo rozbrzmiało w moich uszach bardzo
wyraźnie, ale przez kilka chwil nie mogłam zrozumieć jego znaczenia. Czy Malfoy
naprawdę chciał, żebym wbiła się w kieckę i przez cały wieczór obracała się w
towarzystwie bogatych snobów? Mógł mnie na to przygotować wcześniej, nie wiem,
jakoś uprzedzić…
- A… jak duży będzie ten bankiet? – spytałam, czując
suchość w gardle.
- Dość kameralny. Sto osób. Zorganizowany na
dwudziestolecie jednej z firm. Głównie w celach integracyjnych, aby w
poniedziałek lepiej podpisywało się ostateczne umowy handlowe – wyjaśnił.
Przytaknęłam, jakby było to dla mnie oczywiste.
- W takim razie co będziemy robić w niedzielę?
- Porozmawiamy o tym w czasie lunchu – uciął znowu
Malfoy. Hej, przecież jadłam już lunch! No tak. Ten dzień będzie bardzo długi.
Szofer usadowił się na swoim miejscu i ruszyliśmy.
Malfoy nawet nie podał nazwy hotelu, do którego zmierzamy, skąd wywnioskowałam,
że musiał już wcześniej korzystać z usług tej firmy. Chłopak sprawnie włączył
się do ruchu i entuzjastycznie obiecał, że droga nie zajmie więcej niż
dwadzieścia minut.
- To sporo – zauważył Malfoy, a ja zwróciłam uwagę
na to, że przemawia poważnym, całkiem miłym, ale protekcjonalnym tonem, który
tak bardzo do niego pasuje, a który musiał wykształcić się u niego gdzieś
pomiędzy ukończeniem Hogwartu, a dniem obecnym. – Czy nie dałoby rady
przyspieszyć?
- Moim zadaniem jest dbać o bezpieczeństwo pasażerów
– odrzekł chłopak. – Zależy mi na tym, żeby zapewnić wysoką jakość usług.
- A mi zależy – powiedział Malfoy, przetrząsając
zawartość portfela – żeby jak najszybciej być na miejscu. – Wysunął rękę z
kilkoma banknotami do przodu, tak, żeby kierowca je zauważył. Obserwowałam, jak
chłopak waha się przez chwilę, po czym przyjmuje pieniądze.
- Pana życzenie jest dla mnie rozkazem, sir – odparł
i nadepnął na pedał gazu, sprawiając, że pęd wbił mnie w fotel. Ja zdecydowanie
byłam za bezpieczeństwem, nie za prędkością, ale nie sądziłam, żeby moje zdanie
się liczyło.
Po przejechaniu kilku przecznic natrafiliśmy na
długi rząd nieporuszających się samochodów. Nie mogłam dostrzec ich końca.
- O-o, nie dobrze – skomentował kierowca, na co
Malfoy skierował oczy ku górze.
- Chłopcze, weź się w garść – powiedział opanowanym,
zimnym tonem. – Śpieszy mi się.
Szofer wyraźnie się spiął i chciałam warknąć na
Malfoya, żeby dał mu spokój i go nie stresował, ale ugryzłam się w język.
Musiałam pamiętać, że jest teraz moim szefem i to od niego zależy, czy będę
miała pieniądze na życie. Kierowca rozejrzał się uważnie, po czym przy dźwięku
klaksonów i pisku opon zdecydował się zawrócić do skrzyżowania i wybrać inną drogę.
- Może by tak trochę szybciej? – spytał Malfoy, z
poirytowaniem wpatrując się w drogi zegarek na swoim nadgarstku.
Chłopak przyspieszył, przekraczając limity prędkości
i skręcił w prawo, w ulicę, która była zdecydowanie mniej zatłoczona niż
poprzednia. Skręcał co chwilę, klucząc uliczkami, by uniknąć korków. Malfoy
cmokał ze zniecierpliwieniem, a ja miałam ochotę mu przyłożyć. Niby gdzie tak
mu się spieszyło? Mówił o planie dnia z taką nonszalancją, że odnosiłam
wrażenie, iż nic z tego nie ma większego znaczenia. I nie było tego nie wiadomo
jak dużo!
Zatrzymaliśmy się z piskiem opon przed wysokim
wieżowcem z ogromnym napisem „Domino” umieszczonym nad przeszklonym wejściem.
Budynek był czarno-biały, bardzo nowoczesny i bardzo wysoki. Spojrzałam z
powątpiewaniem na Malfoya, który, jak się okazało, zdążył wysiąść z samochodu,
nie czekając na to, aż nasz szofer otworzy drzwi. Wygramoliłam się niezgrabnie
na zewnątrz. Kiedy się wyprostowałam, moja torba już stała obok mnie, a Malfoy
chwytał za rączkę swojej walizki. Kierowca wrócił na swoje miejsce,
zapewniając, że z radością poczeka, aż będzie potrzebny, choć widziałam, jak
ucieka wzrokiem i ukrywa przerażenie – no cóż, jazda przez miasto z
niezadowolonym Malfoyem nie należała do najprzyjemniejszych.
Szef lekko dotknął moich pleców, zachęcając mnie do
ruszenia w stronę wejścia do hotelu, mrucząc coś o niekompetentnych małolatach.
Wywróciłam oczami, podniosłam torbę leżącą u mych stóp i podążyłam przed
siebie. Malfoy szedł równo ze mną, nie wyprzedzając mnie ani nie zostając w
tyle. Dziwnie się czułam, idąc z nim tak ramię w ramię. Podskórnie czułam, że
coś jest nie tak, choć wciąż powtarzałam sobie, że muszę dać spokój
uprzedzeniom. Jestem dorosłą kobietą i powinnam zachowywać się tak, jak przystało
w moim wieku. Poza tym złe stosunki z szefem to nic dobrego. Może powinnam
spróbować być dla niego milsza.
- Granger, wleczesz się, jakbyś miała spać w
luksusowym hotelu za karę – skomentował, a ja zacisnęłam wargi, nie
wypuszczając z nich riposty, którą miałam już na końcu języka, i zamiast tego
przyspieszyłam. Bycie milszą dla niego to nie taki znowu idealny pomysł.
- Czy tak jest dobrze?
- Doskonale.
Automatyczne drzwi rozsunęły się, gdy podeszliśmy
bliżej, wpuszczając nas do środka. Portier ukłonił się, witając nas z szerokim
uśmiechem na ustach, ale Malfoy zdawał się go nie zauważać. Nie wiedząc, co o
tym sądzić, zmarszczyłam brwi i ruszyłam, będąc pół kroku za szefem, w stronę
recepcji.
- Dracon Malfoy – powiedział wolno i wyraźnie,
uderzając palcami w blat.
Szczerze mówiąc było mi głupio. Na ogół stałam po
tej drugiej stronie – to ja byłam tą, której wydawano rozkazy i traktowano
protekcjonalnie. Teraz czaiłam się za Malfoyem, niepewna, jak powinnam się
zachować. Uciekałam wzrokiem, nie chcąc patrzeć na recepcjonistkę, młodą,
uśmiechniętą blondyneczkę, ubraną w elegancki, czarno-biały uniform z motywem
połączonych kilku kostek domina na jednym z boków.
- Witamy pana serdecznie w „Domino” – rozpoczęła z uśmiechem formułkę,
jakby go nie słyszała. – Za chwilkę sprawdzę pana rezerwację i…
- 5001 – przerwał jej Malfoy, podnosząc rękę, jakby
chciał zastopować jej gadaninę. – Jak
zawsze.
Recepcjonistka zamrugała, wpatrując się w niego,
jakby próbowała coś sobie przypomnieć, a później przeniosła wzrok na mnie.
Wytrzymałam jej spojrzenie, choć miałam ochotę odwrócić głowę i udawać, że nie
znam tego pana.
- Słuchaj… - Malfoy pochylił się nad ladą i odczytał
imię z plakietki na piersi kobiety - …Jill. Najprawdopodobniej jesteś tu nowa,
bo nigdy wcześniej cię nie spotkałem. Ale uwierz mi, że powinnaś zapamiętać to
nazwisko. Dracon Malfoy – niemal przesylabował. – Poproszę kartę do apartamentu
5001. Dwie – poprawił się szybko, zerkając na mnie.
Nie byłam w stanie stwierdzić, czy w jego głosie
bardziej słychać groźbę, czy nutkę flirtu. Pewnie łatwiej by to było ocenić,
patrząc mu w oczy, jak Jill, której policzki zaróżowiły się niemal nieznacznie
i szybko zaczęła coś wklepywać w komputer. To niesamowite, jak ludzie przy nim
stawali się potulni i posłuszni. Jak ja sama zaczynałam mu ulegać. Zupełnie
jakby był jakimś rodzajem bóstwa. Zapewne przyzwyczaił się do tego, że nikt mu
się nie sprzeciwia. Swoją drogą to mogło być dla niego krzywdzące – jeśli
nauczył się już, że każdy spełnia jego życzenia, to musiał mieć naprawdę
ogromne ego.
Recepcjonistka wydała w końcu dwie karty do pokoju i
z szerokim uśmiechem życzyła nam miłego pobytu w hotelu. Draco obrzucił ją
długim spojrzeniem i ruszył w stronę wind, rzucając do mnie krótkie: „nie
zostawaj w tyle”.
Więc poprawiłam torbę na ramieniu, uśmiechnęłam się
przepraszająco do Jill i podążyłam za nim. Hotelowy boy próbował przejąć nasze
bagaże, ale Malfoy odprawił go ruchem dłoni jak natrętną muchę.
- Zawsze taki jesteś? – spytałam, gdy
przystanęliśmy, czekając, aż któraś z wind zjedzie do nas na dół. Skrzywiłam
się. – To znaczy… zawsze pan taki jest?
- Hermiono, nie musisz mówić mi per „pan” – odparł
spokojnie, spoglądając na mnie praktycznie bez wyrazu. Przytaknęłam.
- Zdaję sobie z tego sprawę, jednak wolałabym
zachować pomiędzy nami stosunki szef-pracownica… proszę pana.
Wyglądał, jakby miał zamiar wywrócić oczami, ale się
powstrzymał.
- Bycie pracownikiem nie znaczy, że nie możesz mówić
mi po imieniu.
Wzruszyłam ramionami.
- Skoro tak sobie życzysz.
Niespecjalnie podobała mi się perspektywa zwracania
się do niego po imieniu. Zawsze był dla mnie tylko Malfoyem, nigdy Draco. I chciałam
zachować między nami jakieś minimum dystansu. Nie mogłam zbytnio angażować się
w naszą relację. To było niewłaściwe.
Jedna z oszklonych wind zjechała na dół, nie robiąc
przy tym najmniejszego hałasu. Wypuściła grupkę elegancko poubieranych ludzi, a
wtedy Malfoy, jak przed hotelem, położył dłoń na moim krzyżu, zachęcając mnie
do ruszenia naprzód. Nie podobało mi się to, że mnie dotyka. Odwróciłam głowę w
jego stronę, bliska powiedzenia mu tego, ale on szybko przerwał kontakt
cielesny i wszedł do windy, ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Chcąc nie
chcąc, zrobiłam to samo. Ale kiedy drzwi zamknęły się za nami cichutko i
zostaliśmy sami w ciasnej przestrzeni, zrobiło mi się nieswojo.
- Chciałabym postawić sprawę jasno – powiedziałam,
kiedy Malfoy wcisnął guzik oznaczający jedno z najwyższych pięter i winda
ruszyła w górę. Szef przyjrzał mi się uważnie. – Nie sądzę, żeby jakakolwiek
forma spoufalania się była właściwa. Nie życzę sobie tego.
Uniósł brwi, jakby w zdziwieniu.
- Jeśli w jakiś sposób cię uraziłem, to przepraszam
najmocniej. Nie taka była moja intencja. Chciałem tylko, żebyś w końcu zdała
sobie sprawę z tego, że nie musisz być cały czas taka spięta i możesz sobie
pozwolić na rozluźnienie. Nie jestem zagrożeniem. W żaden sposób.
Jak w ogóle mógł pomyśleć, że jest dla mnie jakimś
zagrożeniem? I co to za komentarz o rozluźnieniu? Bezczelny. To chyba jasne, że
jestem spięta. Znajduję się w nowym środowisku, sytuacji, w nowej pracy i w
windzie z człowiekiem, z którym nie mam ochoty przebywać.
- W porządku – powiedziałam tylko. – Chciałam po
prostu dać ci znać, że życzę sobie, abyś traktował mnie profesjonalnie.
- Chodzi ci o to? – spytał, dotykając moich pleców
tak jak wcześniej i uśmiechając się kącikiem ust. – Daj spokój. To nie jest
spoufalanie się. To bardzo biznesowy gest.
- Oczywiście – sarknęłam, powstrzymując się od
obszerniejszego komentarza. Że nie podoba mi się jego zachowanie, że dla mnie
to właśnie jest spoufalanie się i przekracza moją przestrzeń osobistą. I że nie
mam ochoty czuć na sobie jego dotyku w żadnej formie.
Podniósł obie ręce do góry, jakby pokazując mi, że
się poddaje.
- Okej, żadnego dotykania – zgodził się. – Mogę to
dodać do mojej listy.
- Jakiej listy?
- No wiesz… rzeczy, których nie lubi Granger? Trzeba
dbać o swoich pracowników.
Zacisnęłam usta i wgapiłam się w mijane piętra,
gdzie wszystkie korytarze zostały pokryte białą posadzką w czarne kropki, lub
na odwrót. W końcu winda zatrzymała się na najwyższym piętrze i z dźwiękiem
dzwoneczka drzwi rozsunęły się, robiąc nam przejście. Wyszłam na korytarz, a
Malfoy deptał mi po piętach. Szybko dotarłam do rozwidlenia. Cholera, w którą
stronę jest 5001?
- W prawo – powiedział Malfoy, wskazując gestem
odpowiednią stronę. Z każdym krokiem coraz bardziej zdawałam sobie sprawę z
tego, że mamy jeden apartament. Jeden.
Ścisnęłam pasek torby tak mocno, jak tylko mogłam. Jeśli nie będzie oddalonych
od siebie, starannie oddzielonych sypialni, to ja się z tego wypisuję. Rzuciłam
Malfoyowi wściekłe spojrzenie, którego nie zauważył, zbyt zajęty rozglądaniem
się po korytarzu.
Przyłożył kartę do czytnika umieszczonego na
drzwiach pokoju, a czerwona dioda zapikała i zmieniła kolor na zielony. Malfoy
sięgnął do klamki i otworzył drzwi. Stanęłam w progu, niepewna, co dalej mnie
czeka, bo jak dotąd zobaczyłam tylko wielkie okno naprzeciwko, wpuszczające
oślepiające promienie słoneczne. Usłyszałam westchnienie Malfoya i pewnym
krokiem weszłam do środka, by zatrzymać się już kilka metrów dalej, otwierając
szeroko oczy ze zdumienia. No proszę, ja, Hermiona Granger, totalnie spłukana
kobieta, miałam spędzić dwie noce w tym zachwycającym, nowoczesnym apartamencie.
Jak w całym hotelu dominowały tu czerń i biel, pewna
surowość, ale też i postępowość. Znajdowałam się w wielkim, przestronnym
salonie o lśniącej, białej posadzce i śnieżnobiałych ścianach z rozmieszczonymi
w pewnych od siebie odległościach pasami czarnych kół ułożonych pionowo. Pokój
usytuowany był na rogu budynku, toteż na dwóch sąsiadujących ścianach
znajdowały się ogromne okna. Dzięki temu wydawał się niesamowicie wręcz jasny i
czerń skórzanych kanap, mebli oraz sprzętów elektronicznych (jak wielki
telewizor plazmowy po mojej lewej) wcale nie nadawała ponurego wyglądu, wręcz
przeciwnie – jakiejś surowej elegancji, czegoś przyjemnego.
Draco wtarabanił się ze swoją walizką za mną i
skierował się do kanapy – postawił koło niej bagaż, zdjął z rozmachem kurtkę,
ukazując bladoniebieską koszulę – i rozsiadł się na niej, odginając głowę do
tyłu i zamykając oczy.
- Ubóstwiam tę kanapę – wyznał. – Wciąż i wciąż
próbuję przekonać Astorię, że zakup identycznej to dobry pomysł. Ale ona
twierdzi, że nie jest dość stylowa.
Brr. Malfoy, mój szef, opowiadał mi o swoim życiu
prywatnym.
- Wybacz, ale nie wezmę twojej strony –
powiedziałam. – Również uważam, że tego typu mebel nie jest czymś, co powinno
stać w części reprezentatywnej domu.
- Zwariowałaś? – mówiąc to, podniósł nieco głos i
otworzył szeroko oczy, wpatrując się we mnie. – Tylko na niej usiądź! To jest
szczyt elegancji! To jest… ach… - znów zatopił głowę w oparciu i obsunął się
nieco niżej.
Wywróciłam oczami, zdjęłam torbę z ramienia i
położyłam ją tam, gdzie stałam, po czym podeszłam do drugiego końca kanapy i
ostrożnie usiadłam na jej brzeżku. Malfoy otworzył jedno oko, przyglądając się
mi.
- Granger, nie jesteś u McGonagall, trochę luzu.
Tego typu uwagi zaczęły mnie już poważnie irytować.
Zagłębiłam się w kanapie i poczułam… luksus. Miękka, niesamowicie wręcz
delikatna skóra była tak przyjemna i tak wygodna, że w mig zrozumiałam, o co
chodzi Malfoyowi. Nie udało mi się powstrzymać cichego westchnienia, gdy śladem
szefa odchyliłam głowę i ułożyłam ją na oparciu, zamykając oczy.
- No widzisz – mruknął. – To co, wesprzesz mnie?
- Nie ma mowy – odpowiedziałam, rozkoszując się
wygodą kanapy. Co tam moje łóżko w domu, z wielką chęcią zamieniłabym je na ten
mebel! W życiu nie powiedziałabym, że skóra może być aż tak niewiarygodnie
miękka.
Po kilku minutach ciszy i relaksu poczułam, że
Malfoy wstaje z kanapy i otworzyłam oczy, żeby go obserwować. Dopóki był w
bezruchu, mogłam się odprężyć, ale kiedy zaczynał się kręcić w pobliżu,
musiałam go mieć na oku.
Widocznie moje spojrzenie wydało mu się pytające.
- Mam spotkanie – powiedział, strzepując z koszuli
niewidzialne pyłki. – Zdejmij ten płaszcz, Granger, bo się zagotujesz. Proszę –
dodał, wygrzebując z kieszeni jedną z kart do pokoju i wręczając mi ją. Machnął
różdżką, a z jego torby wydostała się czarna, lśniąca teczka, którą również mi
podał. – Masz wolne przez jakieś… - obrócił rękę, by spojrzeć na bajerancki,
srebrny zegarek z dużym wyświetlaczem – …cztery godziny. O trzynastej widzę cię
w tym miejscu, zapoznaną z dokumentami, i idziemy na lunch. Nastaw sobie
zegarek. Wszystko jasne?
Ach ten jego wyniosły, nieznoszący sprzeciwu ton
głosu. Jakby czuł się dostatecznie ważny, żeby dyrygować całym światem. I
dostatecznie wspaniały, by nie wyglądać poza czubek własnego nosa.
Pokiwałam powoli głową, starając się nie krzywić.
Ten ton działał mi na nerwy. Malfoy uśmiechnął się jakby pobłażliwie i odwrócił
się, sięgając do swojej walizy, po czym, ciągnąc za rączkę, skierował się do
jednych z czworga drzwi. Przystanął tuż przed nimi i spojrzał na mnie przez
ramię.
- Ten pokój należy do ciebie – wskazał na drzwi
znajdujące się na prawo od tych, które właśnie otwierał. Cudownie. Tuż za
ścianą. Miałam nadzieję, że da się je zamknąć na klucz.
Och, Hermiono,
przecież jesteś czarodziejką, zganiłam samą siebie, przypominając
sobie, że mogę rzucić jakiekolwiek tylko zapragnę zaklęcie, by utrzymać Malfoya
z dala od mojej sypialni. Zdawałam sobie sprawę, jak to brzmi, ale nie chodziło
mi o to, że Malfoy mógłby się zakradać do mnie z jakichś sprośnych powodów.
Fuj. Chodziło mi raczej o to, że utrzymanie go w bezpiecznej odległości to
priorytet. Nigdy nie wiadomo, co takiemu Malfoyowi przyjdzie do głowy. Może
nagle stwierdzi, że zamorduje mnie we śnie. A może to wszystko jeden wielki
podstęp.
Poczekałam, aż drzwi się za nim zamkną, i wstałam z
kanapy, błyskawicznie ściągając z siebie płaszcz. Rozejrzałam się w
poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłabym go umieścić. Malfoy zostawił swój na
oparciu kanapy, ale nie uważałam, żeby to był dobry pomysł. Ściskałam więc swój
w ręce razem z czarną teczką, wracając po torbę i kierując się do mojego
pokoju. Byłam ciekawa, co też może znajdować się za tymi tajemniczymi, „moimi”
drzwiami. Otworzyłam je i zamrugałam, bo poraziła mnie wszechobecna biel.
Biała puchata wykładzina, białe ściany z perłowym
połyskiem, lekka jak piórko biała pościel na podwójnym łóżku z białą ramą i
czterema kolumienkami, a do tego białe, lekko prześwitujące muślinowe zasłonki
za wszystkich jego stron i takie same firanki przesłaniające okno. Białe
komody, biała wielka szafa i wszędzie tylko biel, biel, biel. Jedyny akcent w
innym kolorze stanowiły poukładane na przemian z białymi złote poduszki u
szczytu łóżka. Ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi, rozglądając się uważniej. W
rogu zauważyłam białą kanapę, ozdobioną złotymi nitkami, na pierwszy rzut oka
niezwykle mięciutką, puszystą i przytulną. Była też toaletka z wielkim lustrem
i umieszczonymi wokół niego światełkami, stolik i dwa krzesła po dwóch jego
stronach, a na nim duży wazon z przepięknie pachnącym bukietem białych i
bladoróżowych róż. Na ścianach wisiało kilka obrazów, przedstawiających w
pastelowych kolorach zachody słońca w różnych miejscach świata, a z sufitu
zwieszał się imponujący, kryształowy żyrandol ze złotymi zdobieniami.
- Och – wyrwało się z moich ust, gdy oparłam się
plecami o zamknięte drzwi i otwartymi szeroko oczami chłonęłam każdy szczegół
tego pokoju. Był tak piękny i tak różny od ogólnego obrazu hotelu, a
równocześnie tak do niego pasujący – ta surowa biel i dość ostre krawędzie. Ale
w tym pokoju nie znalazłam niczego czarnego.
Podeszłam do dużej, szerokiej szafy i otworzyłam ją,
odkrywając niezliczoną ilość półek, których nie miałam szans zapełnić tą
garstką ubrań, które ze sobą przywiozłam. Zaczęłam się rozpakowywać. Z wnętrza
szafy wydobywał się przyjemny, różany aromat odświeżacza i zaśmiałam się na
myśl, że z tym zapachem nie będę musiała już używać perfum. Następnie podeszłam
do toaletki i rozłożyłam na niej zawartość kosmetyczki – wydawało się tego
skandalicznie mało.
Teczkę od Malfoya, a także książkę, którą wzięłam do
czytania w razie nudy, umieściłam na stoliku, a pustą torbę schowałam pod
łóżkiem, gdzie nie znalazłam ani odrobiny kurzu. Po skończonym rozpakowywaniu
usiadłam na kanapie. Choć nie była to miękkość skóry, przyjemnie się w niej
zapadało. Zdecydowanie wolałam tę.
Nie usiedziałam jednak długo w jednym miejscu.
Wstałam i podeszłam do okna, żeby wyjrzeć na zewnątrz. Byliśmy wyżej niż część
wieżowców, ale by zobaczyć szczyty innych, musiałam spojrzeć w górę. Widziałam
otaczającą wyspę wodę i budynki po jej drugiej stronie. Dostrzegłam również
ogromną plamę zieleni – Central Park. Słońce świeciło mocno i jasno, napawając
moje ciało nieopisanym uczuciem szczęścia. Odkryłam, że uśmiecham się jak
głupia i szybko przybrałam poważniejszą minę. Gdyby Malfoy zobaczył, jak dużą
radość sprawia mi przebywanie tutaj, to byłaby katastrofa. Nie dałby mi żyć. Na
pewno znalazłby setki docinek i sposobów na psucie mi humoru.
Chociaż tak właściwie sam jego widok mógł go
zniszczyć. Te jego drogie buty, mocne perfumy i ułożone włosy. I ta nadęta
mina… skrzywiłam się, ale już po chwili uśmiechnęłam. Malfoy wyraźnie
potrzebował kogoś, kto trochę sprowadzi go na ziemię. I ja idealnie się do tego
nadawałam.
Bez obrazy, ale nie przypadlo mi do gustu to opowiadanie ;-;. Zreszta tak samo jak ,,Ślad". Może to dlatego że Drinny rozgromilo wszystko. Bylo niesamowite. Bylo to chyba najlepsze opowiadanie jakie czytalam i po tej smierci Dracona, po zakonczeniu tego etapu, mimo ze probowalam czytac ,,Slad" i to... Po prostu mnie to nudzilo. Jestem tak roztrzesiona po tamtym opowiadaniu ze... Nwm.. Z pewnoscia do niego wroce. Liczę że kiedyś ty wrocisz do czystego Drinny. Oczywiscie to nie jest zaden rozkaz. Jesli lepiej pisze ci sie to.. Ok. Po prostu chce zebys wiedziala ze tamto bylo naprawdę niezwykle. Przepraszam jesli Cie jakos urazilam czy cos, ale pisalam to co mysle :').
OdpowiedzUsuńNie obrażam się, to Twoja prywatna, subiektywna opinia i masz prawo ją mieć :)
UsuńJa jako pisarka próbuję różnych rzeczy. Nie chciałabym powielać czegoś, co już napisałam i kręcić się w kółko, ale się rozwijać. Nie wiem, co konkretnie dla Ciebie znaczy "czyste Drinny". Mam w planach kolejne Drinny, ale czy jest ono takie właśnie "czyste"? Ciężko mi powiedzieć.
W każdym razie cieszę się, że tak spodobało Ci się TTJ. To znaczy, że coś, co napisałam wiele lat temu, nadal jest w jakiś sposób aktualne i budzi dobre uczucia.
Pozdrawiam serdecznie :)
No tak. To opowiadanie ma wszystko czego nie lubię i jednocześnie wszystko to co lubię. Nieźle! Wyliczmy to i owo:
OdpowiedzUsuń1. Na prawdę, ale tak naprawdę strasznie nie lubię pierwszoosobowej narracji, no nie lubie i koniec, nigdy nie lubiłam, i chyba już nie polubię. Co nie znaczy, że nie czytam takich opowiadań. Po prostu, no nie lubię.
2. Przejadło mi się Dramione, naprawdę mi się przejadło, i staram się go unikać jak ognia. No, ale od czasu do czasu coś sobie przeczytam, a że to Twoje to czytam.
3. Nie lubię Astorii, i choć wspomniałaś ją tylko kilka razy i tak za dużo jak na mnie.
4. Twój Draco znów mnie zachwycił. Taki Malfoy nie Malfoy, póki co nie bardzo rozumiem motywy jego działańa (helooołł, ma żonę?!) i dlaczego jest coś winien Hermionie i czemu pomaga, ale wiem że z czasem wszystko się wyjaśni.
5. Hermiona taka do siebie nie podobna, wiem że Twoja, wiem, że nie wiem wszystkiego, ale kurcze no. Czegoś mi jej brakuje, tej iskry... nie wiem. To nie tak, że jej nie lubię, ale póki co wolę Draco :)
6. Podróże, to zdecydowanie coś, co przekonuje mnie do tej koncepcji szefcio-asystentka. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne rozdziały :)
Igniś słońce moje, to nie tak, że więcej mi się nie podoba niż podoba. Ja po prostu mam dość Dramione i dlatego jestem tak sceptycznie nastawiona. Ale spokojna Twoja rozczochrana (albo uczesana) będę czytać i komentować :)
PS: Wiem, że jestem okropna, ale taki hotel nie istnieje na Manhatanie (zboczenie zawodowe ;) ) ale całkiem zgrabnie opisany. Jakaby się te te Twoje do Barcelony wybierały chętnie pomogę :)
Buziak,
LuLu
Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać... Czy Ty to ta LuLu od lod-w-sercu?! Gdzie się podziałaś? Wiesz, że nadal co jakiś czas wchodzę na Twojego bloga na onecie, żeby sprawdzić czy nie wróciłaś? :)
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
Tak to ja :)
UsuńZ powodów róznych wena zapadła w sen kilkuletni, a czasu było jeszcze mniej. Jeśli Cię to pocieszy zamierzam wrocić za jakiś czas z czymś, powiedzmy nowym :)
Uroczyście przysięgam, że powiadomie jak tylko będę miała wystarczająco materiału :)
I nawet nie wiesz jak mnie cieszy, że ktoś o mnie jeszcze pamięta *rumieni się*
No to jedziemy z listą.
Usuń1. Narracja, cóż za kontrowersyjny temat, od kilku rozdziałów jest to wałkowane. Moja subiektywna opinia? Coś, co jest napisane w trzeciej osobie brzmi jakoś tak poważniej, dostojniej, nie wiem, doroślej. Pierwszoosobówka kojarzy mi się z pamiętnikiem nastolatki. Z drugiej strony właśnie książki napisane w pierwszej osobie pochłaniam najszybciej, i takie rozdziały piszę najszybciej i jest mi najłatwiej, w pewien sposób intuicyjnie. Nic na to nie poradzę ;) Także nie wybieram. Chciałam przede wszystkim odciąć się od Śladu i napisać coś w końcu inaczej.
2. Mi się Dramione przejadło jakiś dłuższy czas temu, ale na tę chwilę jest ok. I chcę w końcu mieć w CV jakieś Dramione :D Spróbować, jak mi to wyjdzie. Zawsze chciałam jakieś napisać, ale w momencie kiedy był istny szał na ten parring po prostu czułam, że muszę robić na przekór coś innego.
3. Astoria. Magiczne słowo. I każdy widzi co innego. A jaka jest moja? Hihihi, jeszcze trochę, robaczki :D W każdym razie musisz się przemęczyć, bez niej nie napiszę tego opowiadania ;)
4. Draco ma swoje powody i prędzej czy później (póóóóźniej :D) wszystko się wyjaśni.
5. A Hermiona owszem, niepodobna do siebie, i jest taka celowo. Uchwyciłam ją w momencie, gdzie może tylko usiąść i płakać.
6. Ach, ile się naczytałam opowiadań „podróżniczych”. I zawsze też chciałam mieć własne! Straszna ze mnie ściągara. Mam niestety tendencję do chwytania czyichś pomysłów i przerabiania ich, w moim odczuciu, na lepsze ;)
PS: Hotel całkowicie wymyślony, poskładany i wrzucony przeze mnie na pożarcie przez Nowy Jork i czytelników. Amen. A niech mnie wszyscy zjedzą :P
Pozdrawiam ;)
Kochana! Powtarzam jeszcze raz, że to że czegoś nie lubie nie znaczy że nie czytam ^.^ Ostatnio pochłaniam książki pisane w pierwszej osobie bo w wiekszoci tylko takie można na lotniskach kupic (polskich lotniskach :) ). Ale nie lubie tej narracji właśnie ze wzgledu na to, że wygląda jak pamiętnik (a zaczytuje się w Commentarius *wywracam oczami nad soba sama*).
UsuńDramione jeśli jest dobrze napisane zawsze chętnie poczytam, bo ta para wydaje mi sie dużo bardziej realna niez HG/RW (no nie lubie go bardzo....). Był szał na Dramione w polskim Fandomie, ale to co się dzieje w hiszpańskim to jest niepojęte... Prawie samo Dramione...
No tak, Astoria... Wiem, że bez niej nie będzie tego opowiadania, bo tak jakby jest żoną Draco. Postać daje duże pole do popisu, bo tak naprawdę mimo że kanoniczna może być stworzona od podstaw. No zobaczymy jak Ci ona wyjdzie ;) Może nawet ją polubie ^.^
Duuuuużo później?! Nie fajnie, bardzo nie fajnie. Ja nie lubie czekać, no ale chyba nie mam wyboru. A Drako taki tajemniczy jest nawet ciekawszy.
Ja chcę wiedzieć co z Hermioną. Coś Ty jej zrobiła?!
PS: Hotel mimo że wymyślony to koncepcja całkiem dobra *zapisuje w zeszyciku pomysł*, mam zboczenie zawodowe jeśli chodzi o hotele :D zakrawa to o obsesję :)
Buziak!
Kajam się! Jak mogłam napisać Draco przez k?? Kajam się bardzo...
UsuńNo ale widzisz, ja nie dość, że powiem, że pierwsza osoba wygląda jak pamiętnik, jest mniej profesjonalna i często trochę, hm, płytka, to i tak się upieram, żeby w niej pisać – chociaż chciałabym tworzyć coś, no właśnie, z „wyższej półki”.
UsuńEch, a ja uważam, że związek Hermiony z Ronem by nie wypalił. Myślę, że byłoby tak jak w wielu opowiadaniach – Ron się stara, ale zdecydowanie za mało, Hermiona czuje się niezrozumiana, oszukana, poszukuje czegoś nowego… Nie za bardzo widzę ich razem aż do śmierci.
Zboczenie zawodowe jeśli chodzi o hotele? Zajmujesz się hotelarstwem czy jak?
Naszła mnie taka myśl, że jestem okropnym czytelnikiem... albo po prostu leniem. Wyczekuję z niecierpliwością następnych rozdziałów, czytam o każdej porze, bez względu na to jakie inne ważne rzeczy mam do zrobienia, a potem nie piszę komentarza, bo mi się nie chce. Może to nie do końca to, że mi się nie chce, częściej po prostu nie do końca wiem co napisać. A jak wiem to wychodzą z tego marne trzy linijki i wydaje mi się, że to trochę za mało. Smutne to, ale prawdziwe: będę inżynierem i codzienność zmusza mnie do posługiwania się jak prostym, konkretnym językiem - głównie językiem liczb i rysunków (a w każdym razie powiedzmy, że tak wygodnie jest mi się tłumaczyć :p).
OdpowiedzUsuńW każdym razie tym razem do napisania skłoniły mnie dwa pierwsze komentarze, które tu przeczytałam, bo natknęłam się w nich na krytykę i stwierdziłam, że chyba przyda Ci się jakiś pozytywny :p
Pierwsza osoba krytykowała ogólnie, wychwalając TTJ. Ja się już chyba kiedyś dość obszernie wypowiedziałam tu na ten temat. Przyznałam, że na początku (te kilka lat temu) też nie mogłam przebrnąć przez Ślad i wróciłam do niego dopiero niedawno. Nie umniejszając nikomu z powodu wieku, JESTEŚ wydaje się być opowiadaniem skierowanym do trochę starszych czytelników, tzn. nie jest to takie tam sobie opowiadanko na blogu, w którym to wszystko dzieje się natychmiast, każdy rozdział pełen jest zwrotów akcji, a bohaterowie miotają się w prawo i w lewo bez ładu i konsekwencji przyczynowo-skutkowej lub charakterologicznej. Po prostu nie jest i dobrze. To chyba już nie ten etap przede wszystkim dla Ciebie.
Co do "zarzutów" LuLu: ja z kolei ostatnio bardzo lubię pierwszoosobową narrację. Pozwala w bardziej wiarygodny i bliższy sposób przedstawić przeżycia głównego bohatera. Nigdy nie byłam wielką fanką Dramione, ani też Hermiony, ani w sumie Dracona. Ale lubię czytać różne rzeczy i przyzwyczaiłam się w sumie do tego połączenia, chociaż nigdy nie podzielałam fascynacji nim :p
A teraz tak krótko ode mnie: lubię bardzo to opowiadanie i w sumie byłam już bliska napisania pospieszającego komentarza, gdy nie pojawiał się trzeci rozdział, zapowiedziany na fejsie ;) Lubię Twojego Draco i Twoją Hermionę, podoba mi się powoli rozwijająca się sytuacja, ich subtelne wymiany zdań i obszerny opis myśli i uczuć Hermiony. Pozostaje mi tylko czekać na następny rozdział :)
Ps. Czy Ty się aby czasem ostatnio nie broniłaś? ;)
Ps.2. Czytałaś może Intruza Stephenie Mayer? Poszukuję kogoś, żeby powymieniać się wrażeniami :p
Wiesz coo, ja wolę dostać szczere trzy linijki, niż nic. W trzech linijkach można naprawdę dużo zawrzeć, ochrzanić, jak się Ignise zapędza za bardzo w złą stronę, i powiedzieć że jest ok, kiedy odwala dobrą robotę, no! Ale wiem o co chodzi, ja też często odpycham od siebie moment komentowania, a potem jest za późno, bo już się pojawia nowy rozdział i bez sensu. I tak w kółko. Kopnijmy się wszystkie w tyłki i zmotywujmy do czegoś! :D
UsuńHm. Możliwe, że masz rację z wiekiem odpowiednim do czytania moich opowiadań. Ja sama zamiatam od wielu lat „Wśród popiołów” pod dywan, bo jest to bardzo poważne, ciężkie i trudne opowiadanie i wiem, że te parę lat temu nie dałabym rady napisać go tak, żeby być z siebie dumna. Na tę chwilę nadal nie wiem, czy to odpowiedni czas, chociaż z pewnością lepszy. Ja dorastam, a moje opowiadania razem ze mną.
Jeszcze ja dodam coś do narracji! Pamiętam moment, kiedy w TTJ okazało się, że Ginny była zupełnie ślepa na to, co się dzieje dookoła, i nagle wszyscy jednogłośnie zaczęli mi gratulować, że zdecydowałam się na pierwszoosobową i napisałam wszystko tylko i wyłącznie z perspektywy umysłu Ginny, ukrywając obiektywną rzeczywistość. Miałam rację, a wszyscy mi ją w końcu przyznali, to było cudne :D W sumie to co teraz napisałam nie ma większego sensu ani nic nie wnosi do dyskusji, ale musiałam się pochwalić. Także nie marudzić mi tam, bo wiem co robię! (no, czasem)
Niee, nie broniłam się, choć jestem po trzecim roku, bo mam jednolite magisterskie, licencjat całkowicie przeskakuję. Także dopiero za dwa lata się będę bronić.
A Intruza czytałam, nawet w pewnym momencie miałam fazę i czytałam, oglądałam, potem znowu czytałam i znowu oglądałam… Także do mnie z wrażeniami wal śmiało!
Masz rację, muszę się wziąć z tym komentowaniem! :p
UsuńOoo, w sumie nie wiedziałam, że psychologia występuje w formie jednolitej. Z jednej strony jedna obrona mniej - mniej stresu. Z drugiej trochę lipa jak się komuś podwinie noga np gdzieś na czwartym roku i tyle studiowania na nic :p
Właśnie. Narracja pierwszoosobowa jest czasami jak najbardziej wskazana. Na przykład we wspomnianym już Intruzie.
Czyli Tobie też się ta książka podobała? Bo już myślałam, że jestem jakaś dziwna. A uważam, że to naprawdę rewelacyjna opowieść. Wzruszałam się na niej tyle razy... I wydaje mi się nawet lepsza od Sagi Zmierzchu, a znajdująca się tak bardzo w jej cieniu. Film mi się średnio podobał... Chociaż aktorzy byli całkiem dobrze dobrani. Ale w sumie nie wiem czy istnieje jakiś film na podstawie książki, który mi się naprawdę podobał. Chyba kwestia nastawienia i oczekiwań. Praktycznie zawsze jestem filmem zawiedziona, jeśli wcześniej czytałam książkę.
Taak, albo jak ktoś ze studiów jednolitych się skapnie, że chciałby mieszkać gdzie indziej/robić co innego. Z niecierpliwością czekam na koniec :(
UsuńJa byłam wprost zauroczona Intruzem. Bardzo długo się opierałam, bo słyszałam sporo negatywnych opinii, a poza tym pojawiła się u mnie tendencja, że jak coś jest popularne, to wcale nie muszę się tym interesować, i nie przeczytam książki tylko dlatego, że napisała ją autorka Zmierzchu, co jest pierwszą informacją, z jaką się spotkałam. I pomysł wydawał mi się dziwny, jakiś taki… No a później w moje ręce wpadła książka i mnie wciągnęło. Baaardzo :) I jestem przeszczęśliwa, że nie jest pociągnięte na sto części, choć oczywiście chciałoby się czytać jak najdłużej.
Co do filmu, to podobał mi się, bardzo ładnie, wiernie zrobiony, chociaż jak oglądałam go po raz kolejny widziałam, że brakuje tego, tego, tego i że to jest jakieś takie niekompletne… W sumie jak w każdym filmie na podstawie książki. Książki są takie obszerne, a tu brakuje tak wielu scen, które dopełniają obraz, i mam wrażenie, że bez nich wiele rzeczy jest niejasnych, albo niedopowiedzianych. Nawet zaczął mnie wkurzać Harry Potter, to znaczy filmy. Co z tego, że coś trwa ponad 2h, to i tak zdecydowanie za mało, żeby zamknąć całą obszerną książkę. Nawet dwie części Insygniów to za mało. Wiele scen jest takich poskracanych, symbolicznych, tylko żeby było to, co w książce i uzyskać miano „wiernego”. Hm…
Ahh... Nareszcie przybywam z komentarzem. I znowu zwlekałam, przy okazji zapominając połowę rzeczy, które chciałam napisać zaraz po przeczytaniu =,= Następnym razem równoległe do czytania otworzę sobie chyba kartę, gdzie napiszę komentarz :P
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie opisujesz uczucia Hermiony i jej przemyślenia. Tak czytam, że niektórzy mówią, że wolą jak wszystko pisane jest w trzeciej osobie, a niektórzy w pierwszej. No i naszła mnie refleksja, że ja tak nie mam. Bo w sumie nie robi mi to za specjalnej różnicy, a momentami nawet nie zajmuję się tym, czy o wszystkim opowiada bohater czy narrator xd
No, i w sumie rozumiem motywy Hermiony żeby nie pokazać Draconowi jak mieszka. Zwłaszcza jak się nie jest gotowym na przyjęcie gości ;)
Draco chyba czuje się w Nowym Jorku jak w domu ^^ Nie myślał o przeprowadzce na stałe? No i wiesz co? Strasznie jestem ciekawa jaka jest ta twoja Astoria. No bo kurczę. Wszyscy wiemy, że ona gdzieś jest, ale nie potrafię sobie wyobrazić jaka ona może być. Złośliwą jędzą? Damą, która szanuje czystość krwi? Młodą kobietą zakochaną w swoim mężu? Szczęśliwa? Nieszczęśliwa? Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Ale mam nadzieję, że kiedyś nam ją zgrabnie przedstawisz ;)
Malfoy wygląda na dobrego pracodawcę :D I beznadziejnego pasażera. No, ale ok. Nikt nie jest idealny. No i ogólnie podoba mi się, że przedstawiasz Dracona takiego, jak jest zapisane w tytule rozdziału :> Hah, fragment z kanapą wygrywa wszystko <3 Aż sama chciałabym taką kanapę jak tak czytam o ich wrażeniach xd
Rozdział na plus, mnie się bardzo podoba :D Ale chyba w sumie nie jestem zbyt wymagającym czytelnikiem :< Ahaha, sprowadzanie Dracona na ziemię. No cóż... Trzymam kciuki za Hermionę. A może to Draco sprawi, że spojrzy na niektóre sprawy inaczej? W końcu jeden człowiek oddziałuje na drugiego :P
Pozdrawiam
Annetti :>
Ja zawsze otwieram Worda. Mniejsze prawdopodobieństwo, że mi nagle Internet odmówi posłuszeństwa i stracę cały komentarz, także polecam ;)
UsuńJa w sumie jak czytam też nie zwracam większej uwagi na to, czy coś jest napisane w pierwszej osobie, czy w trzeciej, choć wydaje mi się, że wolniej mi się czyta coś napisanego w trzeciej osobie. Chociaż pewnie bardzo dużo zależy od konkretnej książki/opowiadania i tego, na ile jest dobrze napisane i ciekawe ;)
Astoria, Astoria, co to się za głosy podnoszą, jeszcze nawet jej nie było, a wszyscy o niej gadają :D Spokojnie, za jakiś czas się pojawi, to wszystko się wyjaśni. Ale zastanawiajcie się, trzeba potrzymać w niepewności :)
To święta prawda, że jeden człowiek oddziałuje na drugiego i myślę, że oboje się zmienią. Pytanie tylko, czy na lepsze?
Również pozdrawiam :)
Nie wiem dlaczego, ale złośliwy chochlik wewnątrz mnie ma nadzieję, że z pewnych stron zmienią się jednak na gorsze. Chociaż serce czytelnika życzy im jak najlepiej, to fajnie by było zamieszać :D
UsuńA autorka zaciera rączki ;)
UsuńDobry wieczór!
OdpowiedzUsuńNadrobiłam dwa poprzednie rozdziały i czuję, że powinnam napisać jakiś bardzo twórczy i treściwy komentarz, jednak moją głowę w tym momencie wypełnia tylko jedno w słowo: bankiet. Matko, jak ona się tam odnajdzie? Asystentka, bądź co bądź, jest żywą wizytówką. Raczej nie zrobi pozytywnego wrażenia, jeśli nie odezwie się słowem przez całą imprezę. Okropnie mi jej żal, mam nadzieję, że się nie zbłaźni.
Czytając śmiałam się nawet trochę pod nosem, wyobrażając sobie Hermionę chodzącą za nim jak posłuszny piesek(przynajmniej pozornie). Naprawdę podoba mi się zestawienie jej myśli z tym, co mówi. Prawdziwa Granger - pęka ze zdenerwowania, ale ostatecznie milczy.
Zastanawia mnie ta Astoria! Ciekawe czy rzeczywiście nie ma nic przeciwko, by jej mąż wykonywał w stronę innej kobiety te jego czysto biznesowe gesty. Z tego, co napisałaś nie potrafię nakreślić wizji tego, jakie panują między nimi stosunki.
Ściskam i życzę weny! ❤
Och, jej, Astoria… To skomplikowane słowo. Ale Malfoy nie jest święty. Ona też nie. A ich stosunki są… skomplikowane :D
UsuńNo bankiet, bankiet. Jakoś będzie musiała sobie poradzić, jak mi przykro. Stawianie nowych wyzwań przed bohaterami to moja specjalność. Polecam się ;)
Cześć! Wpadam tu do Ciebie, by ogłosić, że zostałaś nominowana do Liebster blog awards na moim blogu, zapraszam: http://sroga-milosc.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, bardzo podoba mi się budowanie relacji Hermiona-Draco, aczkolwiek nie byłabym sobą, jakbym również nie napisała, że Hermiona jest dość niehermionowata. Ale to nie jest jakiś zarzut, na moim blogu również pojawił się tego typu komentarz. Myślę po prostu, że to całkiem normalne - bierzesz jakiegoś bohatera i po prostu sam tworzysz historię, a bohater, no cóż zmienia się pod jej wpływem. Mimo wszystko bardzo mi się podoba sposób, w jaki opisujesz jej punkt widzenia.
OdpowiedzUsuńI no cóż, Draco jest genialny, ale to chyba żadne odkrycie, myślę że budowanie tej postaci wychodzi ci znakomicie.
Jestem bardzo ciekawa co dalej !
Ah, ta zmiana nastawienia na samym końcu :D
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy, idzie dobrym tempem. Lubię te ich droczenia :3