Obudziłam się z zaczerwienionymi i zapuchniętymi
oczami oraz okropnym bólem głowy. Wstałam powoli z łóżka, starając się nie
wykonywać gwałtownych ruchów, po czym powlokłam się do kuchni. Wstawiłam wodę i
ustawiłam przed sobą w równym rządku kubek, puszkę z kawą, mleko i
cukierniczkę, przystępując do odmierzania życiodajnych ziarenek. Stworzyłam
kawę z idealnych proporcji i już po chwili, siedząc przy stoliku i obserwując
ruchliwą ulicę za oknem, powoli zaczęłam sączyć napój.
Choć w ostatnich miesiącach zajmowałam się głównie
sprzątaniem, to w moim mieszkaniu nie panowała nieskazitelna czystość, dnie
bowiem spędzałam na bieganiu z miotełką po czyimś domu, odpoczywaniu, szukaniu
pracy lub użalaniu się nad swoim losem bezrobotnej. Niedobrze mi się robiło,
gdy miałam wziąć się za pucowanie okien, podłogi czy ścieranie kurzy, nie
wspominając już o dokładnym szorowaniu łazienki. Zwykle wystarczało mi kilka
prostych zaklęć, by zaprowadzić względny porządek. Kto by się tego spodziewał –
ja, Hermiona Granger, dotąd uosobienie pedanterii. Ale od kiedy nie mogłam
zaprowadzić porządku we własnym życiu, przestałam też dbać o porządek wokół
mnie. Brakowało mi kontroli nad tyloma sprawami, że wypuściłam też z uwięzi te,
które dotąd nie sprawiały mi problemu.
Ściskając kubek mocno w obu dłoniach i przyglądając
się ludziom śpieszącym dokądś chodnikiem, boleśnie przypomniałam sobie, że
zbliża się nieuchronny termin zapłaty za mieszkanie, a ja nie mam pieniędzy. W
portfelu zostało mi jedynie parę drobnych, które powinny wystarczyć na jedzenie
maksymalnie do końca przyszłego tygodnia. Podążałam wzrokiem za otyłym jegomościem
z kaczkowatym chodem, który dzielnie stawiał czoło spychającemu go w stronę
jezdni wiatrowi.
Moja sytuacja była bardziej niż beznadziejna.
Musiałam zdobyć pieniądze na piątek, do którego pozostały jedynie dwa dni.
Wątpiłam, by Lucy była w stanie pożyczyć mi tę kwotę. Nawet nie chciałam jej o
to prosić, bo i tak byłam jej dłużniczką. Poza nią nie miałam już innych
przyjaciół, którzy mogliby mnie wesprzeć. Z kolei rodzice oni od dłuższego
czasu żyli w przekonaniu, że mam stałą pracę i bardzo dobrze sobie radzę.
Zresztą nieczęsto się z nimi widywałam i wolałam, żeby się niepotrzebnie nie
martwili. Nie odważyłabym się wrócić do Martensa po pieniądze, poza tym byłam
pewna, że i tak by mi ich nie dał. Musiałam coś wykombinować.
Gdy skończyłam kawę, uszykowałam się do wyjścia z
domu. Musiałam zamaskować zaklęciami i kosmetykami bladość cery i inne jej
mankamenty. Wczorajsza przygoda pozostawiła nie tylko mokry od łez ślad na
poduszce. Co prawda błyskawicznie poradziłam sobie z rozciętą wargą i brwią,
zmniejszyłam też siniak, który wykwitł wokół mojego lewego oka. Uleczyłam
nadgarstki i próbowałam zapomnieć o wszystkim, co się wydarzyło, ale nie
potrafiłam zmyć z siebie jego dotyku i śladu, jaki odcisnął w mojej głowie. Nie
wierzyłam, że tak mało brakowało… Musiałam koniecznie porozmawiać z Lucy.
Lucy Sands pracowała jako barmanka w klubie i zwykle
spała do południa, dlatego też odczekałam trochę, nim skierowałam się do niej,
a kiedy już stanęłam przed drzwiami jej mieszkania, zwlekałam z naciśnięciem
dzwonka, wiedząc, że mogę ją obudzić. W końcu, doprowadzona do granic
możliwości, zadzwoniłam.
Drzwi otworzyły się szybciej, niż się spodziewałam.
Lucy, w piżamie i z szopą na głowie, ziewając, zaprosiła mnie do środka. Jej
mieszkanko było niewiele większe niż moje, z tym że ja mieszkałam w kawalerce,
Lucy zaś miała na własność osobną, malutką sypialenkę, a także pokój Trevora,
jej brata, który podczas jego ciągłej nieobecności był zamknięty na cztery
spusty. I od kiedy znalazła stałą pracę, nie zalegała z opłatami, a nawet
udawało jej się odłożyć co nieco na konto. Prowadziła skromne życie.
Była to nieco ekscentryczna, drobna dziewczyna o
gęstych, kasztanowych włosach i przenikliwych, szarozielonych oczach. Z racji
niskiego wzrostu z chęcią wkładała na nogi bardzo wysokie obcasy, teraz jednak
stała przede mną boso, co sprawiało, że żeby patrzeć jej w oczy, musiałam
obniżyć wzrok bardziej niż zwykle. Lucy odznaczała się naiwnością, czego ja już
dawno się pozbyłam. Jej największym marzeniem było zostanie pisarką. W wolnych
chwilach pracowała nad mnóstwem wierszy, opowiadań i powieści, dodatkowo
prowadząc pamiętnik i zapisując każdy, nawet najdrobniejszy szczegół swojego
życia. Moim zdaniem jej talent był wręcz oszałamiający, ale wydawnictwa uważały
inaczej, więc wciąż pracowała nad czymś, co nadawałoby się do opublikowania.
- Napijesz się czegoś? – spytała, przeczuwając, że
mam jej do zakomunikowania coś ważnego. Nieczęsto bowiem przychodziłam do niej
z samego rana.
- Herbaty – odparłam, siadając na kanapie w salonie,
podczas gdy ona skierowała się do kuchni. Wróciła po paru minutach, niosąc
przed sobą dwa parujące kubki. Podała mi jeden z nich i usadowiła się w fotelu.
- Więc o co chodzi? – zapytała, wpatrując się we
mnie wyczekująco.
Zanim zdążyłam jakoś wszystko sobie poukładać, potok
słów wypłynął z moich ust. Opowiedziałam jej wszyściutko od momentu, w którym
Martens pojawił się w kuchni, do mojego rozstania z Malfoyem pod kamienicą.
Lucy wręcz spijała słowa z moich ust, a jej oczy z każdym z nich robiły się
coraz większe.
- A to burżujskie świnie! Co za…! – Z jej ust popłynął
potok bardzo niecenzuralnych słów. Gdy już skończyła wyżywać się werbalnie na
całym rodzaju męskim, przytuliła mnie mocno i zapewniła, że ona nie pozwoli,
żeby spotkała mnie więcej krzywda, i że kiedyś się na nich wszystkich zemścimy.
– Mam nadzieję, że złożyłaś oficjalne doniesienie? – zakończyła.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie… nie chcę tego rozgrzebywać. Chcę tylko
zapomnieć.
Lucy próbowała przekonać mnie do swoich racji, ale
pozostałam nieugięta.
- Najgorsze, że jestem spłukana – jęknęłam, gdy już
jako tako ją udobruchałam. – A właściciel mieszkania poprzysiągł, że jeśli
jeszcze raz spóźnię się z terminem zapłaty, to wywali mnie na zbity pysk.
- Na pewno tego nie zrobi – zaprotestowała Lucy,
gładząc mnie po włosach jak małą dziewczynkę. – A nawet jeśli, to zamieszkasz
ze mną.
- Lucy.
- Nie słyszę!
Problem, oczywiście poza dzieleniem tak małej
przestrzeni, polegał na tym, że Lucy nie mieszkała sama. Współwłaścicielem
mieszkania był jej brat, Trevor, który pojawiał się od czasu do czasu, zamykał
się w pokoju, z którego raz po raz dochodziły wybuchy, trzaski i świsty i znów
znikał wszystkim z oczu na dłuższy czas. Trevor i ja przez bardzo krótki okres
byliśmy razem, ale nasz związek szybko się zakończył, pozostawiając między nami
niesmak i milczenie. Wspólne mieszkanie nie byłoby komfortowe zarówno dla mnie,
jak i dla niego, mimo że zjawiał się tak rzadko.
Schowałam twarz w dłoniach. Po mojej głowie błąkały
się myśli dotyczące Malfoya i jego oferty. Niczego od niego nie chciałam.
Zniszczył moje życie już w wystarczającym stopniu. Może i zasługiwałam na jakąś
rekompensatę za poniesione straty, ale nienawidziłam go tak bardzo, że nie
mogłabym znieść tego, iż przyjmuję od niego pieniądze. Musiałam znaleźć jakąś
pracę. I to szybko. Lucy zapewniła, że gdy tylko zwolni się miejsce w klubie,
mogę liczyć na jej rekomendację. Podziękowałam jednak z pobłażliwym
uśmieszkiem, wiedząc, że wywaliliby mnie w ciągu tygodnia. Do Lucy zalecało się
wielu „miłych panów”, mogłam więc być pewna, że i ja otrzymałabym jakieś propozycje.
Szczególnie teraz nie potrafiłabym zachować się profesjonalnie.
- Masz może dzisiejszego „Proroka”? – spytałam w
końcu.
Lucy pognała po gazetę i rozłożyła ją przede mną.
Odnalazłam stronę z ogłoszeniami i wzięłam się za ich przeglądanie. Od pewnego
czasu telefon stawał się coraz popularniejszym wynalazkiem wśród czarodziejów,
toteż przy większości ogłoszeń znajdował się numer. Lucy położyła przede mną bezprzewodową
słuchawkę telefonu stacjonarnego, a ja zaczęłam dzwonić do każdego po kolei.
- Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia…
- Niestety już nieaktualne.
Odbyłam wiele tego typu rozmów. Lucy przysłuchiwała
się im, wpatrując się we mnie wyczekująco i zaciskając kciuki. Ja sama pałałam
coraz mniejszym entuzjazmem.
- Dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia
zamieszczonego w „Proroku”, czy oferta nadal jest aktualna?
- Dzień dobry. Jak najbardziej.
Ożywiłam się, ale szybko wyszło na jaw, że nie
nadaję się do danej pracy ze względu na brak doświadczenia w branży. Pożegnałam
się, odłożyłam telefon i oparłam głowę o blat stolika do kawy.
- Nie mam już siły – zakomunikowałam bełkotliwie. –
A nawet jeśli coś znajdę, to i tak nie przed piątkiem, a jeśli przed piątkiem,
to i tak nie dostanę pieniędzy od razu!
Lucy pogłaskała mnie uspokajająco po plecach.
- Coś wymyślimy. Nie denerwuj się, pożyczę ci na ten
miesiąc, oddasz mi, jak będziesz miała. Jeśli Trevor będzie chciał pieniędzy,
to każę mu spadać na drzewo.
Trevor ciągle wikłał się w jakieś „projekty”, które
jakimś cudem jeszcze go nie wzbogaciły. Uśmiechnęłam się, ale i tak wiedziałam,
że nie mogę skorzystać z jej oferty. Lucy miała zbyt dobre serduszko, a ja nie
chciałam po raz kolejny tego nadużywać, tak jak robił to Trevor. I tak wisiałam
jej już sporo pieniędzy.
Lucy namówiła mnie na jeszcze jeden telefon. W
ogłoszeniu była mowa o „asystentce”, co bardzo źle mi się kojarzyło w świetle
ostatnich wydarzeń. Ale z drugiej strony – zawsze był to jakiś krok naprzód.
Nie mogłam grymasić. Chciałam w końcu robić coś ambitniejszego, ale musiałam
mieć pieniądze.
- Dzień dobry, dzwonię w sprawie ogłoszenia…
- Witaj, Hermiono.
Otworzyłam usta i przez chwilę poruszałam nimi
bezgłośnie, zupełnie jak ryba wyjęta z wody. Wmurowało mnie na tyle, że dopiero
po jakimś czasie udało mi się coś z siebie wydusić.
- Czy to ma być jakiś żart? – syknęłam, bowiem głos,
który rozpoznałam w słuchawce, należał do Malfoya. Słuszność mojego myślenia
potwierdził charakterystyczny, zimny śmiech, który rozbrzmiał w moim uchu. Lucy
zmarszczyła brwi i przysunęła się bliżej, żeby słyszeć, z kim rozmawiam.
- Nie, naprawdę mam zamiar kogoś zatrudnić. Ale nie
sądziłem, że zadzwonisz w sprawie ogłoszenia. Dałem ci moją wizytówkę.
- Twoja wizytówka już nie istnieje – skłamałam,
przypominając sobie, że wciąż leży zgnieciona w kieszeni płaszcza. – Nie chcę
nic od ciebie. I nie zamierzam u ciebie pracować. Żegnam.
Z wściekłością przerwałam połączenie i sapnęłam.
Lucy miała na twarzy wypisany wielki znak zapytania.
- Wyobraź sobie, że Malfoy! – wykrzyknęłam. – Jak on
ma czelność…?!
W tym momencie zadzwonił telefon, dość niegrzecznie
przerywając mi w pół zdania. Lucy odebrała go szybko.
- Halo? Nie, Lucy.
Widziałam jak potakuje, mruczy coś i kiwa głową.
- To do ciebie – powiedziała, zmuszając mnie do
przejęcia telefonu.
- Słucham – warknęłam, wiedząc już, kto to taki
próbuje się ze mną skontaktować. Byłam zła na siebie, że dałam się namówić na
zadzwonienie akurat do Malfoya. To musiał być prawdziwy pech. Jakim cudem
udawało mi się unikać go przez dwa lata, a teraz tak nieznośnie mi się
narzucał?
- Proszę cię, nie odkładaj słuchawki. To było bardzo
niegrzeczne z twojej strony.
- Nie będziesz mnie pouczał, nie masz do tego
żadnego prawa.
Po drugiej stronie rozległo się głębokie
westchnienie zniecierpliwionego człowieka.
- Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że jedynie próbuję
ci pomóc?
- Hmm… nigdy?
Nawet nie chodziło o to, że w ogóle nie chcę pomocy,
po prostu nie zamierzałam jej przyjmować od niego. Poza tym jakoś nie wierzyłam
w jego cudowną przemianę, a znając Malfoya było bardzo prawdopodobne, że
próbuje mnie zniszczyć. Jakby to, co przytrafiło się dotychczas, nie
wystarczyło.
- Wiem, że potrzebujesz pieniędzy. Martens…
- Nawet nie chcę o tym słyszeć! – zaprotestowałam, ale
nie dało się go tak łatwo zmusić do milczenia. Żołądek znów mi się ścisnął, gdy
usłyszałam to nazwisko.
- …mówił mi, że masz pilne terminy – dokończył z
naciskiem. – Nie chodzi mi o to, żeby wprawiać cię w zakłopotanie, czy
sprawiać, żebyś czuła się nieswojo. Proszę, po prostu spotkaj się ze mną. Jeśli
nie chcesz pieniędzy, mogę zaproponować ci uczciwą pracę. Jutro w południe w
„Heavenue”. Chociaż mnie wysłuchaj!
Milczałam przez chwilę, rozważając jego słowa.
Jakkolwiek byłabym dumna i uparta, potrzebowałam pieniędzy. Nie chciałam ich po
prostu dostać, choć może i należała mi się jakaś rekompensata z jego strony.
Oferta pracy brzmiała uczciwie.
- Zastanowię się – odparłam.
- Dziękuję – powiedział, a w jego głosie wyczułam
wyraźną ulgę. – To wiele dla mnie znaczy…
- Nie robię tego dla ciebie, Malfoy – wtrąciłam
szybko ostrym tonem i rozłączyłam się, zanim zdążył coś odpowiedzieć.
* * *
Próbowałam znaleźć jakąś inną opcję. Naprawdę nie
miałam ochoty na spotkanie z Malfoyem. Nie mogłam mu przecież tak po prostu
zaufać. Coś musiało kryć się za jego z pozoru dobrymi intencjami, i na pewno
nie było to wyłącznie poczucie winy.
Obdzwoniłam mnóstwo ludzi, ale nie udało mi się
znaleźć pracy. Następnego dnia wybrałam się na spacer na Pokątną. Obeszłam
wiele sklepów, w tym księgarnię, zoologiczny, aptekę i parę kawiarni. Tuż przed
południem kroki skierowały mnie do małej, niedawno otworzonej kawiarenki o
nazwie „Heavenue”, gdzie byłam umówiona z Malfoyem. Zauważyłam tam kartkę, na
której dużymi literami zostało napisane: „przyjmę do pracy”. Zaciekawiona
weszłam do środka, mając nadzieję, że Malfoy spóźni się o tyle, że zdążą mnie
zatrudnić i wrócę do domu. Pełna nadziei podeszłam do lady.
- Dzień dobry, zauważyłam, że potrzebujecie
pracownika. U kogo mogę dowiedzieć się czegoś więcej?
- Zawołam szefową – odpowiedziała mi dziewczyna
wyglądająca na młodszą ode mnie, ubrana w firmowy, brązowy fartuszek obszyty
białą koronką. Znikła na zapleczu, a ja poczułam za plecami czyjąś obecność.
- Czy ja dobrze słyszę? – odezwał się głos, na
którego dźwięk zrobiło mi się niedobrze. A jednak przyszedł wcześniej.
- Tak, bardzo
dobrze słyszysz – odpowiedziałam, nie odwracając się w jego stronę. – Szukam
pracy, tutaj mają stanowisko do zaoferowania. Masz jakieś obiekcje?
- Tak się składa, że mam – powiedział bezczelnie,
stając obok mnie i wbijając uporczywie wzrok w moją twarz. Pachniał mocnymi,
drogimi perfumami. – Chcę ci zaoferować dwukrotnie wyższą stawkę, a ty…
- Przepraszam – przerwałam mu – ale wydaje mi się,
że coś takiego słyszałam kilka chwil przed tym, jak twój kumpel zaczął się do
mnie przystawiać, więc dzięki, ale nie.
Starałam się nie pokazać, że tamta sytuacja miała na
mnie jakikolwiek wpływ, ale chyba nie do końca mi się to udało. Widziałam po
minie Malfoya.
- Prosiłem cię, żebyś mnie wysłuchała, ale
oczywiście ty musisz wszystko utrudniać. Jak zawsze. Czy nie możesz choć raz
przestać być taka uparta i pozwolić sobie pomóc?
- Przestań o tym gadać – odparłam, teraz już
zirytowana na całego. – Czy nie możesz zrozumieć, że ja nie chcę twojej pomocy?
- Ale myślę, że będziesz jej potrzebować.
- To się jeszcze okaże.
Gdy wymienialiśmy między sobą uwagi, tuż przed nami
pojawiła się pulchna kobieta po czterdziestce z bułeczkowatym kokiem, ubrana w
taki sam fartuszek, jak pracownica.
- Dzień dobry – przywitała nas. – Państwo w sprawie
pracy?
- Dzień dobry – odpowiedziałam, uśmiechając się
promiennie. – Ja w sprawie pracy, ten
pan po prostu nie chce się ode mnie odczepić.
- Och – zdumiała się kobieta, spoglądając niepewnie
na Malfoya, który skłonił się przed nią lekko.
- Przepraszam panią najmocniej, ale nastąpiła
pomyłka – powiedział miękko, wprawiając mnie w osłupienie. – Ta pani sądziła,
że potrzebuje pracy, ale wcześniej została zatrudniona u mnie. Sama pani
rozumie, zasada pierwszeństwa obowiązuje…
- Przestań wygadywać głupoty – skarciłam go i
zwróciłam się do kobiety, przykuwając jej uwagę. – Chciałabym u pani pracować,
proszę nie przejmować się tymi słowami. Temu panu po prostu coś się pomyliło.
- Hermiono! – sapnął, patrząc na mnie z wyrzutem.
Kobieta przyjrzała się uważnie każdemu z nas i wyrzuciła w górę ręce.
- Proszę się zdecydować! – ponagliła nas. – Nie mam
całego dnia.
- Świetnie. Wychodzimy – zakomunikował Malfoy,
chwytając mnie pod ramię. Próbowałam się wyrwać, ale ze zbyt wielką siłą
ciągnął mnie w kierunku drzwi.
- Jeszcze tu wrócę! – obiecałam, ale będąc już
prawie na zewnątrz zauważyłam, że kobieta kręci z niedowierzaniem głową. Mogłam
być pewna, że uznała mnie za szaloną i nie ma zamiaru mnie zatrudniać. Zresztą
nie wypadłam zbyt pozytywnie.
- Dziękuję ci pięknie! – krzyknęłam, gdy już
znaleźliśmy się na ulicy i uwolniłam się od Malfoya. – Tak bardzo chcesz mi
pomóc? To dlaczego zrujnowałeś szansę na moją pracę w tym miejscu?!
- Nie będę z tobą rozmawiał, gdy unosisz głos –
stwierdził, odchodząc i po raz kolejny wprawiając mnie w osłupienie. Właśnie
uniemożliwił mi zdobycie posady, zrobił ze mnie wariatkę i wywlókł z kawiarni,
żeby zostawić mnie samą na środku ulicy.
- No chyba coś ci się pomyliło! – krzyknęłam za nim.
– Wracaj tu!
- Krzyki, krzyki i krzyki – wymruczał, teatralnie
zatykając sobie uszy dłońmi, lecz nadal idąc. – Czy nie przyjemniej byłoby rozkoszować
się tym pięknym dniem w ciszy i spokoju?
- Pada deszcz! – wykrzyknęłam, ale podążyłam za nim.
– Jesteś nienormalny!
- A ty jeszcze bardziej nienormalna – stwierdził,
zatrzymując się i odwracając w moją stronę. Zbliżyłam się do niego na odległość
wyciągniętej ręki. – Czy raczysz mnie w końcu wysłuchać?
Wywróciłam oczami i skrzyżowałam ręce na piersi,
sapiąc z niedowierzaniem. Ten człowiek doprowadzał mnie do szału!
- Słucham – warknęłam obrażona, nie zamierzając już
odzywać się więcej, niż będzie to naprawdę konieczne. Przez chwilę miałam
wrażenie, że Malfoy uśmiecha się lekko, ale to złudzenie szybko minęło.
- Jak zapewne wiesz, jestem kierownikiem działu
sprzedaży i marketingu firmy produkującej sprzęt do quidditcha.
W normalnych warunkach przytaknęłabym, ale jako że
był to Malfoy, postanowiłam udawać, że nigdy nie dotarła do mnie taka
informacja, i po prostu wpatrywałam się w niego ze średnim zainteresowaniem. Nie
pokazałam też po sobie zniesmaczenia, że osoba w jego wieku objęła tak
odpowiedzialne stanowisko. To powinno wzbudzać szacunek, ale byłam pewna, że
nie zasłużył na nie swoją ciężką pracą.
- Mam burdel w papierach, a do tego często wyjeżdżam
na różnego rodzaju konferencje, bankiety zagraniczne i spotkania towarzyskie –
ciągnął. No to miło, że się tak urządził. Aż zazdrość skręciła mnie w żołądku,
gdy pomyślałam o tym, jaki kawał świata zdążył już zwiedzić. – Na ogół
wyjeżdżam sam. Wszystko jest organizowane przez firmę, ale… – Biedny, biedny Malfoy, aż cisnęło mi się
z sarkazmem na usta, lecz konsekwentnie milczałam. – Potrzebuję kogoś,
asystentki, która zadbałaby o takie szczegóły, jak na przykład obecność
szampana w barku. Kogoś, kto zajmie się kwestią doradczą, pomocniczą i
dotrzymywaniem towarzystwa. A na co dzień porządkiem w biurze i papierach,
terminarzem, profesjonalną obsługą…
Nie wytrzymałam.
- Ty. Jesteś. Porąbany – wycedziłam, celując palcem
w jego klatkę piersiową. – I myślisz, że się na to zgodzę? Osobista posługaczka!
Przynieś, wynieś, pozamiataj, a na dodatek mam z tobą wyjeżdżać, zamieszkiwać,
a ty będziesz mi za to uczciwie płacił?
Nie był ani odrobinę zbity z tropu.
- Prawdę mówiąc tak, to właśnie ci proponuję. Użyłem
jednak słowa „asystentka”.
Sapnęłam z irytacją, kierując głowę ku niebu. Krople
deszczu powpadały mi do oczu. Czułam się nieco upokorzona. Owszem, wielokrotnie
poniżyłam się dla pieniędzy, ale nigdy przed Malfoyem – pomijając ostatnie
wydarzenia.
- Moja stawka jest zdecydowanie wyższa, niż w tej
nędznej kawiarence. Dlaczego ciągle szukasz najmniej płatnych prac? A wiesz
chociaż, jak wygląda tam grafik? U mnie nie zostaniesz na dłużej niż osiem
godzin dziennie, od poniedziałku do piątku. No i wyjazdy. Niestety czasem są to
weekendy, ale zapewniam, że na premię nie będziesz narzekać. Na ogół mam w
miesiącu dwa takie wyjazdy, czasem jeden, a czasem zdarza się więcej, ale
rzadko. W tej kawiarni musiałabyś się mocno namęczyć, żeby otrzymać zapłatę. U
mnie nie dość, że zwiedzisz nieco świata, to będziesz miała zapewnione pełne
luksusy, obiecuję ci, że niczego ci nie zabraknie.
Patrzyłam na niego tak, jakby stał przede mną
największy tępak świata. Luksusy? Pewnie wydawało mu się, że oferuje mi skrawek
nieba. Okej, może nie była to zła oferta. I pewnie przyjęłabym ją, gdyby nie
wyszła od Malfoya.
- Mam być z tobą przez dzień i noc, przez kilka dni
pod rząd?
Kąciki ust Malfoya zadrgały, jak gdyby powstrzymywał
uśmiech.
- Czy to dla ciebie problem?
- TAK, to jest dla mnie problem, miło, że w końcu to
zauważyłeś! – wykrzyknęłam. Dlaczego sądził, że jest taki genialny i
wspaniałomyślny, a na dodatek robi mi wielką łaskę? – Przypominam, że TY masz żonę. Jak myślisz, co ona na to?
Wzruszył niedbale ramionami, jakby nie miało to
najmniejszego znaczenia. Na pewno na miejscu Astorii Malfoy nie przejęłabym się
tym, że mój mąż wyjeżdża za granicę z jakąś kobietą, która, ponoć, tylko
towarzyszy mu w wycieczkach krajoznawczych. Tak, na pewno bym w to uwierzyła.
- Hermiono – powiedział spokojnie, rzeczowym tonem.
– Nie byłabyś moją pierwszą asystentką. Uważam, że ta oferta nie jest zła.
Powinnaś się nad nią na spokojnie zastanowić, przemyśleć wszystkie za i
przeciw. Nie bądźmy dziećmi. Na najbliższy wyjazd wybieram się w sobotę.
Chciałbym, żeby był on naszym integracyjnym i zapoznawczym z warunkami twojej pracy.
Jeśli będziesz chciała zrezygnować – proszę bardzo, ale nie rób tego w tym
momencie. Byłaś kiedyś w Nowym Jorku?
Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową, nie wiedząc już
sama, czy to z jego głupoty, czy po prostu odpowiadam mu na pytanie.
- Znakomicie! – rozpromienił się. – Będziesz miała
szansę zwiedzić miasto, a przy okazji odpocząć od tej paskudnej pogody.
- O ile się nie mylę, to kilka minut temu
twierdziłeś, że mamy piękny dzień – zauważyłam. – Czyżbyś zmienił zdanie?
Machnął na to ręką.
- Po prostu wyjedź ze mną. Oczywiście dostaniesz umowę
i zapłatę za wszystkie nadprogramowe godziny, do których wlicza się wyjazd. A
jeśli ci się nie spodoba, zawsze możesz zrezygnować.
Westchnęłam ciężko. Wiedziałam już, że jakąkolwiek
opcję wybiorę, będę żałować. Jeśli zdecydowałabym się z nim pojechać, z
pewnością przypłaciłabym to zdrowiem psychicznym. Ale gdybym postanowiła
zostać, zeżarłaby mnie złość, zazdrość i ciekawość, a przede wszystkim brak
pieniędzy.
- Czy jest taka możliwość, biorąc pod uwagę naszą znajomość, żebym część zapłaty otrzymała
jako zaliczę? – spytałam, zupełnie już zrezygnowana. Byłoby to bezczelne wobec
pracodawcy, gdyby nie dotyczyło Malfoya. – Do jutra?
Malfoy aż przyklasnął w dłonie.
- Nie ma najmniejszego problemu. Witam w zespole,
panno Granger.
Podoba mi się. I coraz bardziej zaczynam się wkręcać w to nowe opowiadanie. Mam wrażenie, że nas nieźle zaskoczysz. Podoba mi się inna perspektywa Hermiony oraz Malfoya :)
OdpowiedzUsuńZawsze miło poczytać jak to inaczej wygląda.
Mam nadzieję, że będzie to coś innego od tego co dotychczas pisałaś.
Życzę kochana weny.
Buziaki i pozdrawiam :*
Czy zaskoczę… w sumie taki jest mój cel przy każdym opowiadaniu, a że jak się czymś ekscytuję i myślę sobie jaka jestem genialna że na to wpadłam (bardzo to jest skromne co mówię, haha :D) i chciałabym już się wszystkim pochwalić i po prostu nie wyrabiam siedzieć z buzią na kłódkę :( Samą siebie terroryzuję, ech. No ale staram się jak najwięcej trzymać w sekrecie, dla Waszego dobra!
UsuńMiałam dość schematu – Hermiona i Draco się bardzo mocno nienawidzą, a potem nagle zakochują w sobie bo odkrywają, że to drugie wcale nie jest takie złe… To znaczy nie mówię że tutaj nie ma tego wątku. Ale zaczynam w obszarze takim trochę „pomiędzy”, kiedy jest już jakiś wspólny temat między nimi, a nie tylko „Jesteś szlamą, idź sobie”, „A ty nadętym bufonem, nienawidzę cię”. Potrzebowałam zobaczyć ich w innym momencie ich życia :)
Cholercia, ale się rozgadałam i to właściwie nawet nie na temat... nie do końca. To wszystko dlatego, że mam dzisiaj bardzo dobry humor i paplę co mi przyjdzie do głowy :D
Pozdrawiam :*
Hmm... Malfoy jest już żonaty. Czyli będziemy mieli pewnie do czynienia z dość trudną sytuacją. To moja pierwsza myśl. Czyżby kontrowersyjny temat? ;) Poza tym nie mogę wyjść z ciekawości co też się wydarzyło wcześniej... wciąż powtarza się ten tekst o tym, że Malfoy zniszczył Hermionie życie. Kiedy w końcu pojawi się wyjaśnienie? :P
OdpowiedzUsuńTakie to schematyczne wszystko :/ Trójkąt, zdrady, nieporozumienia, tak ciężko w obecnych czasach stworzyć coś, co już się nie pojawiało. Ale oczywiście staram się wszystko zrobić po swojemu, z własnej perspektywy (nie projektuję tu oczywiście własnych przeżyć! Jedynie sprawdzam siebie samą i to, co myślę na dany temat i pokazuję jakąś własną perspektywę i… och. To co komentarz wyżej. Gadam dzisiaj jak najęta. Straszne to. Już się zamykam, bo nawet nie widzę końca tego, co chciałam powiedzieć).
UsuńWiem, jestem okropna. Za dużo razy powtórzyłam już „To, co zdarzyło się wcześniej” bez choćby odrobiny wyjaśnienia. Początkowo miałam w ogóle trzymać wszystko w sekrecie i dopiero nagle upuścić bombę z podpisem „HEJ! To się wydarzyło wcześniej, to jest ważne, ale nic nie mówiłam, bo chciałam zrobić niespodziankę!”. No cóż, nie umiem tak, ugh. Także postaram się powolutku wprowadzać ten wątek, zdecydowanie szybciej niż myślałam.
Przepraszam, że jest tyle niewiadomych. Jestem okropnym człowiekiem ;)
Zabieram się za komentarz. Kurczę, chciałam już pod tamtym rozdziałem coś napisać, ale jakoś nie mogłam się zebrać. Więc teraz będzie trochę krócej niż zwykle. Zacznę od tytułu, który baaardzo mi się podoba. Myślałam, że to "jesteś" to będzie wplątane w jakieś zdanie np. "Dobrze, że jesteś" czy coś. A tu kurczę tak jakby każdy rozdział opisywał inną cechę Malfoya :D Boskie!
OdpowiedzUsuńHistoria Hermiony jest intrygująca. Widać, że coś w jej życiu się nie ułożyło i jestem ciekawa czy w tej opowieści pojawią się Harry i Ron. No i o co chodziło z Draco już wcześniej, bo musiało się coś wydarzyć, że Malfoy jest tak jakby dłużnikiem Hermiony. No, albo tylko tak mi się wydaje. Hermiona poszukująca pracy jest całkiem prawdziwa ;)
Drugi rozdział podobał mi się chyba bardziej niż pierwszy (ale pierwszy czytałam dawno i nie pamiętam wszystkich szczegółów, ani tego co miałam napisać po tym jak przeczytałam go :D ). Propozycja Malfoya jak propozycja, ja osobiście jestem ciekawa jak to wszystko wyjdzie w praniu. No i wątek żonatego Draco :D Ahaha, to to dopiero mnie intryguje. Raz czytałam opowiadanie, że Malfoy miał już syna z Astorią, ale ona umarła, a Hermiona została opiekunką małego Scorpiusa. No, ale dobra, bo teraz zbaczam z tematu. Mam nadzieję, że planujesz jakoś ciekawie przedstawić wzajemne relacje małżonków ;) Chociaż tyle romansów w życiu przeczytałam, że jestem przygotowana chyba na wszystko :D
Odniosę się do twoich komentarzy tutaj. Oj tam schematy. Ja cały czas mam wrażenie, że wszystko już było i trudno wymyślić coś niekonwencjonalnego. Grunt to dobrze coś przedstawić! A może akurat zaskoczysz banałem? Różnie może być ;P
Pozdrawiam i czekam na nowe rozdziały :D
Ja się bardzo długo zastanawiałam nad tytułem, bo biłam się z myślami, czy zdecydować się na tę formę, czy zrezygnować, bo początkowo miał być inny, ckliwy prolog i założenie przestało mi odpowiadać. Ale ostatecznie jest jak jest, nie do końca tak, jak miało być, ale jakiś kompromis.
UsuńOgólnie Harry i Ron się pojawią, ale nie mogę na tę chwilę powiedzieć z całą pewnością, ile zajmą miejsca. Sygnalizuję jednak od razu, że nie są najważniejsi, nie mogę ich jednak całkowicie pominąć ;)
Tak! Pamiętam to opowiadanie! To było bodajże lawyer of love?
Ogólnie jest tendencja do przedstawiania Astorii albo jako miłej dziewczyny, nieszczęśliwie zakochanej w Draco, albo zimnej lisicy, która jest zła, okropna, trzeba jej nienawidzić. A jak będzie u mnie? Hm, hm… :D
Mimo wszystkich problemów w odnalezieniu czegoś nowego i zaskakującego w schematycznych romansach, ja będę próbować. Trzeba mieć ambitne cele :D
Pozdrawiam i w rewanżu czekam na nowe komentarze, haha!
Nie skomentowałam pierwszego rozdziału, więc teraz nadrabiam.
UsuńUwierz, nie jestem w stanie opisać rosnącej ekscytacji, która mnie ogarnia. Tak bardzo uwielbiam twój styl pisania. Pragnę cię uspokoić ( albo przynajmniej spróbować uspokoić ), że nie musisz się bać schematów. W twoim wykonaniu nic nie będzie banalne, nawet choćbyś nie wiem jak się (nie)starała :-) To dzięki temu jak piszesz, w jak genialny sposób tworzysz opisy i powoli wprowadzasz nas w historię. Kocham ten klimat. Och i wiesz co jeszcze kocham ? Tytuł bloga i rozdziałów. Myślę, że to co jest genialne w twoich blogach, że wszystko jest dopracowane albo po prostu sprawia takie wrażenie. Każdy szczegół ma znaczenie. Wszystko tworzy jedną całość.
Prawdopodobnie resztę doczytam jutro, bo czeka mnie szkoła, z którą muszę się zmierzyć. Na pewno zyskałaś sobie stałą czytelniczkę !
Tak przy okazji napiszę, że mam do twej osoby wielki sentyment, bo twój ff o Draco i Ginny był jednym z pierwszych jakie w życiu przeczytałam.
Pozdrawiam i życzę weny !
Udało Ci się zrobić tą scenę udanie zabawną, więc brawo :D
OdpowiedzUsuńNa początku też w dalszym ciągu wspaniale oddany nastrój Hermiony, aż rozpacz się udzielała.
Wytłumaczone relacje z innymi, nakreślenie Lucy ^^
Ciekawa jestem czemu nie ma kontaktu z nikim ze szkoły, nawet z Harrym. :D
Będę czytać dalej ;)