Tej nocy nie miałam zbyt wiele do roboty. Żadnych
pilnych interwencji, jedynie standardowy obchód. Delektowałam się chwilą
spokoju w swoim gabinecie przy dźwiękach ulubionej muzyki. Powoli studiowałam
„Proroka Codziennego”, sączyłam poranną kawę i nuciłam pod nosem. Została
godzina do końca mojej zmiany. Marzyłam o tym, by wrócić do domu i położyć się
spać. Wiedziałam, że będzie tam na mnie czekać śniadanie, przygotowane przez Rona
przed jego wyjściem do pracy. Zastanawiałam się, co to będzie tym razem. Na
pewno mogłam spodziewać się czegoś zdrowego i pożywnego. Ron nalegał, bym
zmieniła swoje nawyki żywieniowe i nie tylko to na zdrowsze. Powinnam bardziej
o siebie dbać, zwłaszcza jako uzdrowicielka, która mogłaby dawać dobry
przykład.
Zagłębiłam się w artykule na temat skrzatów
domowych, który bardzo mnie poruszył. Jego autor przytaczał przypadki
nadużywania swojej władzy nad nimi przez czarodziejów i pytał, czy powinniśmy
się na to godzić? Bardzo podobały mi się jego argumenty i wojowniczy ton, w
jakim utrzymany został tekst. Może po jego przeczytaniu wielu ludziom otworzą
się oczy, zrozumieją, jak ważną sprawą jest godne traktowanie skrzatów, które
przecież powinny być pomocą, a nie niewolnikami, mieć swoje prawa i móc o nie
zabiegać. Sięgnęłam po pergamin i pióro, by napisać list do autora i wyrazić
swoje poparcie dla sprawy.
Zdążyłam umoczyć koniuszek pióra w atramencie i
przenieść je nad pergamin, kiedy drzwi do mojego gabinetu otworzyły się
gwałtownie i do środka wpadła Susan, pielęgniarka. Jej rudoblond włosy były
rozwiane, grzywka sterczała na różne strony. Oparła się o futrynę i przyłożyła
rękę w okolicy serca, zamykając oczy i dysząc ciężko. Musiała biec naprawdę
szybko. W mig zrozumiałam, że stało się coś poważnego. Kropla atramentu zawisła
na koniuszku pióra i skapnęła na pergamin, tworząc nierównomierny kleks.
- Hermiono… jesteś… potrzebna… zamieszki na ulicy…
mnóstwo poszkodowanych… cały szpital na nogach…
- Znowu?
Nie było czasu na zastanowienie. Zerwałam się od
biurka, zostawiając za sobą wszystko łącznie z ledwo napoczętą kawą. Wybiegłam
na korytarz. Słyszałam, jak Susan biegnie za mną, z trudem łapiąc oddech.
- Dopiero co… ich przetransportowali… Kilku jest w
bardzo… bardzo… złym… stanie…
- Okej, Susan, zwolnij – zarządziłam, zatrzymując
się i obracając na pięcie. Wyciągnęłam przed siebie rękę, by zahamować
koleżankę. – Powiadom Garry’ego, Franklina i panią Thornton. Niech się
natychmiast teleportują. To najlepsze, co możesz zrobić.
- Pani Thornton wyjechała – zaprotestowała Susan z
lękiem malującym się w oczach. – Dlaczego wyjechała teraz? Potrzebujemy jej. Co
my bez niej zrobimy?
Wzięłam głęboki wdech na uspokojenie. Paplanina
dziewczyny wprawiała mnie w zdenerwowanie. Nie mogłam sobie na nie pozwolić.
- W porządku, zostawmy panią Thornton. Wezwij
Garry’ego i Franklina, pronto.
Susan pokiwała energicznie głową. Nie mogłam
pozwolić sobie na dłuższą zwłokę, więc obróciłam się i rzuciłam pędem przed
siebie, nie upewniając się, czy wypełnia moje polecenie.
- Annabelle, co się dzieje? – spytałam, gdy tylko
weszłam do sali z poszkodowanymi. Moim oczom ukazał się okropny widok –
sponiewierane, brudne, zakrwawione ciała, niektóre o znacznych ubytkach, jęki,
płacz, nawoływania. Ludzie w żółto-zielonych szatach z naszytymi na piersi
emblematami przedstawiającymi skrzyżowaną kość z różdżką, krążyli między
pacjentami w - na pierwszy rzut oka - bezładnym chaosie.
Annabelle, stażystka z wielkimi okularami i nieodłączną
podkładką w ręku, stała przy drzwiach, dygocząc.
- Z tego co mi wiadomo, małe ugrupowanie
Niepokonanych zaatakowało na Pokątnej. W biały dzień! Kilku ludzi oberwało,
reszta to ci, którzy próbowali powstrzymać Niepokonanych i wdali się w walkę.
Niepokonanymi nazywali się poplecznicy Voldemorta,
rozproszeni po całym świecie. Chciałabym móc powiedzieć, że po jego śmierci wszystko
się zmieniło. Śmierciożercy wycofali się i poddali, Ministerstwo z miejsca
zostało odbite, a czarodzieje szybko zapomnieli o miesiącach terroru i
rozpaczy. Zapomnieli o wszystkim, co ich podzieliło, i zjednoczyli się w
imieniu lepszej przyszłości. Ale tak nie było.
Zamiast tego zrobiło się jeszcze gorzej. Zapanował
chaos, a zabrakło lidera – po każdej ze stron. Ludzie mordowali się nawzajem
bez żadnych konsekwencji, bez chwili zawahania. Ciężko było odróżnić, kto jest
po stronie „dobra”, a kto po stronie „zła”. Liczyło się przeżycie. Albo śmierć.
Z poszkodowanymi nieszczęśnikami miałam do czynienia na co dzień. Niestety nie
wszyscy z tego wychodzili.
Widziałam, jak Raignar transportuje jedno z noszy na
zewnątrz. Spoczywające na nim ciało było przykryte prześcieradłem. Wszyscy
mieli bolesną świadomość tego, co to oznacza. Zdusiłam smutek i podeszłam do przydzielonej
mi pacjentki, nieprzytomnej kobiety.
- Dalila Selwyn – pisnęła Annabelle, stając za moimi
plecami.
Świetnie. Czystokrwista. Z takimi pacjentami zawsze są
problemy. Ciekawe, czy jest Niepokonaną,
czy może była w opozycji?, myślałam, równocześnie dokonując oględzin
obrażeń. Nie powinnam myśleć tak stereotypowo, ale nic nie mogłam na to
poradzić.
- Pisz – powiedziałam do Annabelle. Wymieniałam na
głos doznane przez kobietę obrażenia, między innymi dość poważnie wyglądający
uraz głowy, którym będzie trzeba zająć się w pierwszej kolejności. Odetchnęłam,
kiedy uznałam, że obrażenia nie zagrażają życiu pacjentki, i przystąpiłam do
naprawiania szkód.
Od pracy oderwało mnie nagłe poruszenie, kiedy drzwi
do sali otworzyły się na oścież, a moim oczom ukazał się Patrick, uzdrowiciel z
pogotowia ratunkowego, lewitując kolejne nosze. Był pobladły i robił dużo
hałasu.
- Znaleźliśmy jeszcze jednego! – wykrzyknął. – Nie
sądziliśmy, że został tam ktoś jeszcze.
Ratowniczka Tina, którą zauważyłam za jego plecami,
mamrotała pośpiesznie zaklęcia, celując różdżką w zakrwawiony korpus
poszkodowanego. Patrick potoczył szalonym wzrokiem wokół i zatrzymał go na
mnie. Zrobił błagalną minę.
- Granger, tylko ty możesz go uratować.
Popatrzyłam na moją pacjentkę, błyskawicznie
podejmując decyzję. Ona mogła przeżyć beze mnie jeszcze trochę. Tamten
mężczyzna potrzebował mnie znacznie bardziej.
- Annabelle, załóż jej opatrunek – poprosiłam
stażystkę, na której twarzy natychmiast odmalowało się przerażenie. – Nie rób
takiej miny, potrafisz to zrobić. Jesteś świetna.
- Ale… ja…
Rzuciłam jej stanowcze spojrzenie, pod którym głos
zamarł jej w gardle. Po kilku sekundach zamknęła usta, nie decydując się
powiedzieć nic więcej. Była młoda, ambitna i zdolna, ale niewystarczająco
wierzyła we własne siły. Przypominała mi mnie samą.
- Obserwuj ją uważnie i zawołaj mnie, jak tylko
będzie działo się coś niepokojącego. Poradzisz sobie.
Nie miałam czasu na dłuższą przemowę motywującą.
Odwróciłam się do niej plecami i podążyłam za Patrickiem i Tiną, którzy
transportowali pacjenta w dogodne miejsce. Za nimi na podłodze ciągnęła się
cienka strużka krwi. Skoro Tina, która była świetną ratowniczką, nie potrafiła
zatamować krwawienia, sprawa wyglądała naprawdę poważnie. Prawdopodobnie
mieliśmy do czynienia z jakąś paskudną klątwą.
Z tej odległości widziałam krótkie, jasne włosy,
rozsypane na noszach. Były przybrudzone i wilgotne. Twarz mężczyzny, częściowo
zakrwawiona i zdeformowana, a częściowo utytłana czymś, co wyglądało jak
ziemia, była wykrzywiona bólem.
Niemal zderzyłam się z Franklinem, który wpadł jak
burza na salę i pomknął pomagać reszcie. Rzucił mi przepraszający uśmiech, ale
nie było czasu na jakąkolwiek wymianę zdań. Stanęłam obok Tiny, a Patrick
wycofał się. Zobaczyłam głęboką, poszarpaną ranę, przez którą widoczne były
wnętrzności. Mimo że widziałam mnóstwo podobnych obrażeń, to było wyjątkowo
poruszające i obrzydliwe. Zrobiło mi się trochę mdło.
Skup
się, skup, powtarzałam w myślach jak mantrę. No już. Działaj.
- Nie goi się zaklęciami – usprawiedliwiła się Tina.
Jej głos brzmiał niemal płaczliwie, z wyrzutem. Machnęłam różdżką, przywołując
eliksiry przeznaczone do tego typu obrażeń. Spojrzałam w twarz pacjenta na
ułamek sekundy…
…i poczułam się tak, jakby grunt usuwał mi się spod
stóp.
To Malfoy. Draco Malfoy. Znałam go.
Zadrżałam i zawahałam się po raz pierwszy. To
odkrycie wytrąciło mnie z równowagi. Jak mogłam traktować go jedynie jako
zadanie do wykonania, kiedy przed oczami stanęły mi setki obrazów z nim w roli
głównej? Jeszcze nigdy przedtem nie zajmowałam się nikim mi znajomym, kto
miałby tak poważne rany. Malfoy mógł zginąć jeszcze tego dnia, jeszcze w tej
godzinie, w tej minucie. Z jakiegoś powodu wydało mi się to bardziej realne,
ważniejsze, niż w przypadku każdego innego pacjenta.
Jak to dziwnie się wszystko układa. Kiedyś on
uprzykrzał mi życie, wywyższał się i wskazywał mi „moje miejsce”. Teraz to ja
stałam nad nim, mając jego życie w moich rękach.
- Hermiono? – Tina patrzyła na mnie wyczekująco.
Domyśliłam się, że coś do mnie powiedziała. Zamrugałam i spostrzegłam, że
przede mną unoszą się w powietrzu fiolki z eliksirami, gotowe do użycia.
Musiałam wziąć się w garść.
- On nie umrze – powiedziałam z przekonaniem. –
Malfoy nie zginie mi na rękach.
Nie wybaczyłabym sobie, gdybym miała go mieć na
sumieniu.
Prolog zmieniony i zaktualizowany 12.03.2016
Prolog zmieniony i zaktualizowany 12.03.2016
Zapowiada się świetnie, fajnie, że będzie to życie poza Hogwartem. Lubię takie melancholijne opisy. Jestem ciekawa, co takiego wydarzyło się w jej życiu. Hmm... Plusem jest to, że niebawem egzaminy, a potem takie długieeee waakacje i będziesz mogła pisać :D Czekam!
OdpowiedzUsuńCzy ja wiem, czy te egzaminy to taki plus? Ja jestem daleko w tyle z materiałem, jak zawsze :/ Przynajmniej mam zapas rozdziałów :P
UsuńOd wielu lat marzyłam, żeby w końcu napisać coś poza Hogwartem. W sumie to mój debiut, więc trzymaj kciuki!
Trzymam kciuki! A zapas rozdziałów mnie pocieszył! :D
UsuńPierwsze co rzuciło mi się w oczy: długość prologu xD Ale jest fajnie ;)
OdpowiedzUsuńLubię jak bohaterowie przeprowadzają sobie takie rozważania nad swoim życiem. W sumie oni (i my też) obserwują to, co mogliby zrobić, jak inaczej wszystko mogłoby się potoczyć itd. Jestem ciekawa zarówno przeszłości, jak i przyszłości Hermiony (teraźniejszości oczywiście też!) i mam nadzieję, że niedługo opublikujesz pierwszy rozdział, który rzuci nieco światła na jej postać :D
Czy tak dużo światła, to nie wiem, ale na pewno więcej, niż prolog. Niestety jestem zwolenniczką nie wyjawiania wszystkich informacji od samego początku, co może niektórych doprowadzać do szału... Ha. Ha. :D
UsuńRozdział niedługo ;)
Prologi, jak to prologi, mają swój urok - nie da się zaprzeczyć. Równocześnie(dla mnie) są istną katorgą. Jednak trzeba brać poprawkę na to, że ja to z tych, co czytają książki od ostatniej strony - uwielbiam znać zakończenie zanim jeszcze zacznę czytać. Dlatego początki, szczególnie te pełne niewiadomych, są dla mnie trudne.
OdpowiedzUsuńW każdym razie: no niewiele mogę powiedzieć na chwilę obecną. Cieszy mnie wizja dramione w Twoim wykonaniu. Wspominałaś, ze to dopracowany pomysł, bo miałaś dużo czasu na przemyślenia, więc tym bardziej nie mogę się doczekać.
Prologi zazwyczaj są niejasne i mgliste, tak też jest w tym przypadku. Czekam więc na ciąg dalszy. Oby jak najszybciej.
Ściskam <3
Lidia
Ja też bardzo długo byłam przeciwko prologom. Tak na dobrą sprawę napisałam ten prolog dopiero niedawno, bo miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje. W początkowej wersji wszystko zaczynało się od razu od rozdziału 1, napisanego łohohoho! Super dawno temu i poprawionego od tamtego czasu tysiąc razy.
UsuńJa na szczęście wyleczyłam się z czytania zakończeń. Cierpliwość :D Przede wszystkim jak miałam nowiutki, pachnący tom Pottera, kusiło mnie strasznie do przejścia do ostatniej strony. Czasem ulegałam :) Aktualnie nie odczuwam już takiej potrzeby, żeby znać zakończenie. Wolę pozostawić sobie niespodziankę. W każdym razie, przechodząc do tego, co chciałam napisać, zanim zaczęły się moje wynurzenia: hm, przykro mi, że musisz czekać. Blogi to chyba katorga dla Ciebie, skoro nie możesz przeczytać zakończenia, którego najczęściej nawet jeszcze nie ma :D
Całusy :* No i cieszę się, że Cię tu widzę :) Przez to przypomniałam sobie o Twoim opowiadaniu. Serio, straszna ze mnie zapominalska. Muszę nadrobić i skomentować, przepraszam!
Całusy raz jeszcze!
Już tyle razy marudziłam, że niezbyt lubię Dramione, że bardzo możliwe, że już o tym pamiętasz. Ale, tak na wszelki, wspomnę jeszcze raz! Także prolog i pierwsze rozdziały zadecydują o tym, czy będę czytała „jesteś”. Żartuję! Znając Ciebie i Twoje pomysły, z pewnością będę tu wpadała regularnie. :)
OdpowiedzUsuń„Ale również naiwna wierząc, że to będzie trwać.” – przecinek przed „wierząc” :)
Wspaniały prolog! Szkoda, że tonie Drinny! ;c (okok, już się zamykam) Jest krótki, intrygujący – taki, jaki ma być.
Hmm… czyżby Hermiona straciła męża i dzieci? Umarli? Jestem cholernie ciekawa! Kiedy rozdział pierwszy?
Masz moje pełne zainteresowanie, aktualnie jest to Dramione, które najbardziej chcę przeczytać. Przy najbliższym porządkowaniu linków, muszę wpisać je do polecanych. :D
Idę na Twojego fanpage’a sprawdzać, czy dawałaś jakieś info o publikacji jedynki :D
Pozdrawiam,
W.
[przeklete-dusze]
Pamiętam, pamiętam :) Ojej, jak to miło, że chcesz przez to przebrnąć ze względu na mnie. Aż muszę opublikować pierwszy rozdział, żeby Cię jeszcze bardziej zachęcić!
UsuńHahah, w tym zdaniu miałam istną burzę mózgów. Polski jest czasem taki trudny... Trzymam się zasady „jeden czasownik w jednej części zdania”, no i chyba to wygrało. Jak się nie zastanawiam, to przecinek rzeczywiście pasuje. Ale jak już zacznę, to nie jestem taka pewna... :D
Spokojnie, Drinny też będzie. Tylko jeszcze nie teraz. Nawet dwa zatwierdzone przeze mnie w kategorii „must have!”. Albo „must write”? To już nie brzmi tak fajnie.
Hej, właśnie, planowałam dopisać Cię do linków, nie jestem pewna, czy już to zrobiłam. Zaraz sprawdzę i ewentualnie uzupełnię, bo tak mało jest Drinny, a już dobrych jeszcze mniej!
Pozdrawiam :)
Witaj.
OdpowiedzUsuńProlog jest dosyć krótki, ja jakoś nie lubię pisać prologów, gdyż nie wychodzą mi tak jakbym chciała. Aczkolwiek Twój mi się bardzo podoba. Zawiera wszystko i nic, czyli ze skrajności w skrajność. Podoba mi się zdanie "Ciężko jest obecnie być Hermioną Granger. Ale to wszystko, co mam". To drugie zdanie...podkreśla, że jest silną osobą, która mimo trudności stara się iść przed siebie.
Tak jak jasności, czytam opowiadania tych osób, które również znajdują czas na moje opowiadanie. Mam nadzieję, że znajdziesz czas.
Pozdrawiam,
http://akfradratposiadaartystycznaduszyczke.blogspot.com/
Okej, miałam sobie dać trochę przerwy na przestawienie się po śladzie, ale prolog jest taki krótki, że co mi tam.
OdpowiedzUsuńNa początek w ogóle powiem, że zaczynając z lekkim opóźnieniem chyba widzę co robisz z tytułami – jesteś i kolejne przymiotniki? Ge-nial-ne! Pozostaje tylko zobaczyć jak rzeczone przymiotniki się będą odbijać w treści kolejnych rozdziałów :P
[po przeczytaniu] Ha, no, zaiste, krótkie to, chyba nawet ja nie dam rady skomentować zbyt obszernie. Jak to z prologami. Krótko, tajemniczo, nie bardzo wiadomo co i jak… Oprócz tego, że Hermiona była happy i jej się posypało. I oczywiście nawiązuje do tego motto z belki, z końcami i czy jest dobrze, czy niekoniecznie… Czy mamy się spodziewać, że po tej całej dramie koniec końców znów się jej ułoży i będzie dobrze? Tylko właściwie… co to jest koniec? W życiu nie ma tyle końców, to nie opowiadanie, kończą się różne etapy, ale kurtyna nie opada i wszystko może się zmieniać. Po wielokroć, na lepsze i na gorsze. No, ale jestem przekonana, że przed Hermioną jeszcze jest coś dobrego. I bardzo prawdopodobne, że to coś nazywa się Malfoy. Ale zobaczymy.
Wygląda na to, że Twoja Hermiona będzie starsza. Starsza niż w książkach, starsza niż my, już z jakimiś przeżyciami, karierą i tak dalej. Jest więc doświadczona, po przejściach, więc na pewno się to na niej jakoś odbije, ale też wydaje się silna. Może musiała dostosować jakieś swoje oczekiwania, może straciła wszystko, co dawało jej szczęście (ciekawe, swoją drogą, co tak właściwie się stało – ale jak mniemam, wkrótce się przekonamy), ale jednak się jakoś trzyma. Podoba mi się bardzo ta końcówka. Że bycie Hermioną Granger – nawet jeśli ciężkie – to wszystko co ma. Jest w tym właśnie ta jakaś siła, duma, niezależność…? Podoba mi się, o tak.
Ogólnie rzecz biorąc prolog bardzo w Twoim stylu, krótki, tajemniczy, refleksyjny, nie wyjawiający zbyt wiele… Zapowiada się ciekawa historia :D Do usłyszenia wkrótce przy kolejnych rozdziałach!
Muszę jeszcze raz przeczytać rozdziały od początku, bo już wybiłam się z historii, a ten zmieniony prolog podsycił moje oczekiwania.
OdpowiedzUsuńTeraz bardziej widzę w jaką stronę zmierza to opowiadania i podoba mi się to. I tak jestem zdania, że najlepszy parring to Ginny i Malfoy, ale jeśli akcja będzie zmierzała do parringu Hermiona i Malfoy to też może być ciekawie, bo prędzej Hermiona z Malfoyem może być niż z Ronem, ale to tylko moje zdanie :)
Co do całości zabieram się za czytanie od początku i oczywiście oczekiwanie na kolejne rozdziały.
I jak zawszę życzę ci kochana weny.
Pozdrawiam ;)
Właśnie dlatego postanowiłam zmienić prolog (choć wiem, że nie powinno się czytelnikom robić takich niespodzianek). Chciałam, żeby od początku było wiadomo (mniej więcej) o co chodzi, bo mam wrażenie, że początek taki jak wcześniej był mglisty i może niekoniecznie ciekawy, a czytelnik zupełnie nic nie wiedział ani nie był specjalnie zainteresowany. Szczerze mówiąc jak zaczynałam to opowiadanie, nie miałam pojęcia, jak przedstawić początek.
UsuńDzięki ;) Pozdrawiam
Hej! Nie ma tutaj mojego komentarza! :P
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej mam okazję to nadrobić.
Podoba mi się :D Ale to nadal nie wyjaśnia dlaczego uratowanie Malfoya zaważyło na całym życiu Hermiony. Ja chcę wiedzieć co się stało!
Lecę czytać nowy rozdział ;)
Kiedyś się dowiesz! Cierpliwości :D
UsuńPodobały mi się drobne smaczki z oryginału, w które tak łatwo uwierzyć: jak choćby Hermiona nad artykułem o skrzatach domowych.
OdpowiedzUsuńFajnie zbudowane zdania, przecinki gdzie trzeba (to dla mnie koszmar :D)
I nawet miałam reakcję ,,łii, ranny Drako, Hermiona go uratuje". Jestem zdziwiona, że jednak to wszystko kupiłam
#SceptycznieNastawionaDoFunficków #TakWiemŻeHashtagiTuNieDziałają