niedziela, 26 kwietnia 2015

Ślad: rozdział pięćdziesiaty




Miesiąc później

Coleen od dobrych kilkunastu minut walczyła z kufrem, próbując go zamknąć. Zdecydowanie za dużo rzeczy pragnęła zabrać do domu na przerwę wielkanocną. Zgrzała się i zdenerwowała, ale gdy w końcu jej się powiodło, uśmiechnęła się szeroko. Otarła dłonią kropelki potu, które pojawiły się na jej czole. Nie miała czasu do stracenia, przed wyjazdem musiała załatwić jeszcze jedną rzecz.

Choć pragnęła z całego serca zawrócić, nogi poniosły ją przez korytarz jak zaprogramowane. Wiedziała, że nie może odkładać tego na później, to jedyna szansa, żeby nie stchórzyła. Przygryzała nerwowo wargę, a w jej głowie na nowo odgrywała się pewna scena.
Kilka tygodni temu została wezwana przez dyrektora do gabinetu. Bała się, że posądzono ją o coś, czego nie zrobiła, dlatego przez całą drogę towarzyszył jej lekki niepokój. Na miejscu okazało się jednak, że nie taki był powód. Nim zdążyła rozejrzeć się dobrze po gabinecie, na jej szyję rzuciła się Nadine.
- Co ty tutaj robisz? – spytała, podczas gdy siostra miażdżyła jej żebra w silnym uścisku. Nadine odsunęła się o krok. Jej twarz wyszczuplała i Coleen odniosła wrażenie, że mimo pięknych, naturalnych rumieńców, jest w niej coś niezdrowego. Nie zdawała sobie do tej pory sprawy z tego, że aż tak bardzo za nią tęskniła.
Poszły na bardzo długi spacer po błoniach. Wiał porywisty wiatr, ale Nadine podniosła wokół nich zaklęcie, które trochę go hamowało. Trzymały się za ręce, tak jak wtedy, gdy były małymi dziewczynkami i wszędzie chodziły razem.
Nadine opowiedziała jej historię o dziewczynie, która zakochała się tak szaleńczo, że zgubiła przy tym samą siebie. Coleen nie spodziewała się z jej strony takiej szczerości. Popłakała się, kiedy siostra skończyła swoją opowieść, przytuliła z całej siły i długo nie wypuszczała z objęć. Nie rozumiała, jak to możliwe, że ukochana osoba cierpiała tak długo, a ona o tym nie wiedziała. Żałowała, że nie były sobie bliższe, że rozdzieliła je rywalizacja w Hogwarcie, to, że obracały się w innym towarzystwie, a także Nicolas Malfoy.
Nadine zapewniła ją, że czuje się już o wiele lepiej i powoli dochodzi do siebie. Przyjmowała leki, które pomagały jej utrzymać prawidłowy nastrój. Po konsultacji ze specjalistą okazało się bowiem, że cierpi na poważne zaburzenia emocjonalne.
Coleen stwierdziła, że jeśli Nadine potrafiła zdobyć się wobec niej na szczerość, ona też powinna coś wyznać. Siostra słuchała w milczeniu. Gdy Coleen skończyła mówić o Malfoyu, obie długo milczały i płakały. Cała rozmowa była bardzo oczyszczająca i Coleen nie sądziła, że tak bardzo może pomóc zbliżenie się do siostry.
Nadine powiedziała, że pragnie wrócić do domu i wyjaśnić swoje zniknięcie rodzicom, a także otrzymać ich przebaczenie i zrozumienie. Coleen gorąco jej w tym kibicowała i zachęcała ją, by zrobiła to jak najszybciej. Na koniec rozmowy jeszcze raz mocno się uściskały i zapewniły, że gdy spotkają się, kiedy Coleen wróci do domu na przerwę świąteczną, spędzą razem mnóstwo naprawdę udanego czasu.
Było jej lżej po tej rozmowie. Wiedziała, że wcale nie musi się decydować na to, co zamierzała zrobić, ale czuła, iż tak powinna postąpić. Porozmawia szczerze z Convalie Malfoy i przeprosi ją za wszystkie krzywdy, które jej wyrządziła. Czuła, że jest to winna Lucasowi. Jej przyjaciel był szczęśliwy z dziewczyną, której kiedyś nienawidziła. Widziała na własne oczy, ile dobrego zrobiła dla niego Convalie, jak bardzo zmienił się i rozkwitł pod jej wpływem. Niegdyś był nieodpowiedzialnym, zagubionym chłopcem, który robił i mówił to, na co miał ochotę, dla którego największą wartością była dobra zabawa i lekkie życie. Nie mogła inaczej tego podsumować: nareszcie dorósł. Zaczął myśleć o swojej przyszłości. Był pewny swojego zdania. Miał cele i konsekwentnie je realizował. A nade wszystko kochał swoją księżniczkę i był szczęśliwy, mogąc spełnić każde jej pragnienie. Coleen musiała przyznać, że Convalie nigdy tego nie nadużywała, czym bardzo jej zaimponowała. Ta dziewczyna też go kochała i Coleen musiała pogodzić się z faktem, że tych dwoje jest sobie pisanych.
Dlatego też szła do niej, by przeprowadzić poważną rozmowę. Musiała kazać jej być dobrą dla Lucasa i przyznać, że pomyliła się co do niej. A nade wszystko wyjaśnić, dlaczego była w stosunku do niej taka okropna.
Convalie zdziwiła się, widząc ją w swoich drzwiach, ale zaprosiła gościa do pokoju. Nieco zaniepokojona wysłuchała wyuczonej prawie na pamięć przemowy. Milczała uprzejmie, gdy Coleen przeszła do sedna.
- To było w czwartej klasie – zaczęła swoją opowieść. - Zbliżał się styczeń, bal. Byłam taka podekscytowana. Po raz pierwszy miałam tam iść z partnerem. Co prawda nie zaprosił mnie sam. Był młodszym bratem znajomego Nadine, mojej siostry, siódmoklasistki. Nadine zawsze miała powodzenie. Nie wiem, jakim cudem wszyscy lecieli na jej sztuczki, ważne że poprosiła Petera żeby ze mną poszedł. Wiedziała, jak bardzo chciałam iść z kimś, z kimkolwiek, zwłaszcza że Rosalie wybierała się ze swoim ówczesnym chłopakiem. Chodziło o to, że zawsze robiłyśmy wszystko razem, od kiedy tylko poznałyśmy się pierwszego dnia szkoły. Rosalie to tak jak moja druga siostra. A skoro ona miała partnera, ja też musiałam mieć.
Kupiłam najpiękniejszą suknię, jaką mogłam sobie wymarzyć. Nie wiem dlaczego, ale uważałam, że ja i Peter możemy stworzyć parę, że to coś trwalszego. Wiem, wiem, głupia naiwniaczka ze mnie. Chodziło o to, że był przystojny, nawet bardzo, do tego całkiem w moim typie – zamyślony mięśniak o duszy romantyka, jak ja, tak, dokładnie tak go widziałam. Czułam, że to może być to. Dlatego wystroiłam się najpiękniej jak potrafiłam i razem z Rosalie zeszłyśmy do pokoju wspólnego. Czekali na nas obaj, ramię w ramię. Podeszłam do Petera, który pocałował mnie w policzek. Byłam taka szczęśliwa! Poszliśmy razem do Wielkiej Sali, zajęliśmy we czwórkę stolik. Rozglądałam się na wszystkie strony, żeby sprawdzić, czy każdy widzi, że jestem z chłopakiem. Peter był czarujący. Zagadywał, śmiał się, a ja czułam, że powoli się zakochuję. To takie dziwne. Minęły dopiero dwa lata, a ja mam wrażenie, jakby to było całe wieki temu.
Śmieszne, ale czułam, że to ten jedyny. Taka miłość od pierwszego wejrzenia. Doskonale nam się razem tańczyło. Czułam dreszcze na każde zetknięcie z jego ciałem, serce mi waliło, a policzki płonęły. Wieczór był cudowny. Do czasu.
Było już grubo po północy. Podeszła do nas jakaś dziewczyna o nieciekawym, mysim odcieniu włosów. Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Całkowicie mnie olała i poprosiła Petera o kilka chwil rozmowy. Nie skonsultował tego ze mną, powiedział tylko, że zaraz wróci. Zostałam sama na środku parkietu. Nie miałam ochoty na powrót do stolika. Wiedziałam, że Rosalie migdali się tam z tym swoim jak-mu-tam, poza tym nie chciałam spuszczać wzroku z Petera, poszłam więc za nim i tamtą dziewczyną. Wyszli z sali i skierowali się na błonia. Podążałam za nimi jak duch. Ogród wyglądał pięknie, jak zawsze z okazji balu, ale nie miałam czasu, żeby zwracać uwagę na jego uroki. Starałam się zachowywać cicho i skrywać w cieniu. W końcu usiedli na ławce. Ona coś mówiła, ale nie mogłam dosłyszeć. Miała spuszczoną głowę i wyglądała dość mizernie. On jej odpowiedział. Dałam nura w krzaki i przemknęłam za ich plecami, by coś usłyszeć. Mówiła coś na temat tego, jak bardzo żałuje. Teraz słyszałam, ale nie mogłam zobaczyć, więc podeszłam bliżej, starając się jak najciszej odgarnąć gałązki. Peter ujął w dłonie jej twarz, długo patrzył jej w oczy, a później pocałował. Jak najprędzej wycofałam się i uciekłam stamtąd nad jezioro. Chciało mi się płakać, ale byłam zbyt wzburzona, żeby wydusić z siebie kilka łez. Chwytałam spazmatycznie powietrze, dusząc się. Naprawdę wierzyłam, że z tego może coś być, a Peter tak po prostu całował się na moich oczach z inną. Zastanawiałam się, co ze mną nie tak. Nie byłam przecież brzydka, i nie uważałam się za wyrzutka społecznego, a jednak nie potrafiłam znaleźć sobie chłopaka. To nie takie trudne. Przecież Rosalie ciągle kogoś miała. Czy to dlatego, że była blondynką? To śmieszne. Nie, na pewno nie z tego powodu. Stałam tak, wpatrując się w jezioro i próbując odzyskać spokój. Nie zauważyłam, że ktoś spaceruje brzegiem i zbliża się do mnie. Kiedy go spostrzegłam, było już za późno na jakąkolwiek ucieczkę.
Pomyślałam, że to anioł zstąpił z nieba tylko dla mnie. Widziałam go wcześniej w szkole, ale teraz wyglądał zupełnie inaczej. Blask księżyca oświetlał jego jasne włosy, dodając im srebrzystego połysku. Oczy wydawały się ciemnymi tunelami, pełnymi zagadek. Stałam jak zahipnotyzowana, po prostu się w niego wpatrując. Podszedł do mnie i uśmiechnął się. „Co taka piękna dziewczyna robi tutaj sama o tej porze?”, spytał. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Onieśmielał mnie swoją urodą. Nie wszystko pamiętam. Nie wiem, jak to się stało, że zaczęłam mu się zwierzać. Anioł słuchał mnie uważnie, rozmawiał, pocieszał, rozumiał. Był idealny, zbyt idealny. Miał nawet ze sobą alkohol, którym momentalnie się upiłam.
Ta noc nie skończyła się dobrze. Uległam jego czarowi. Popełniłam największą głupotę mojego życia i nie mogę jej cofnąć. Mój pierwszy raz był nieopodal starego dębu, w bańce z ciepłym powietrzem. Do tej pory nie wierzę, że na to pozwoliłam. Byłam za młoda, za głupia, nieprzygotowana. Nie wiem, co ja sobie myślałam. I nie mogę się zasłaniać alkoholem. Po wszystkim zostawił mnie samą i zniknął, tak samo jak bańka. Leżałam na śniegu, a wewnątrz mnie coś umarło. Drżałam ze wstydu i zimna, niezdolna do poruszenia choćby palcem. Nie docierało do mnie to wszystko. Nie mogłam w to uwierzyć. Miałam niecałe piętnaście lat i w ten właśnie sposób straciłam dziewictwo – z przypadkowo spotkanym chłopakiem, który nawet nie próbował udawać, że cokolwiek dla niego znaczyłam. Po prostu wykorzystał mnie, głupią małolatę, nie licząc się z żadnymi konsekwencjami.
Musiałam o tym zapomnieć, by móc żyć dalej. Nie miałam pojęcia, że coś takiego może tak bardzo wpłynąć na człowieka. Było mi coraz zimniej. Nie rozumiałam, dlaczego na to wszystko pozwoliłam. Postanowiłam udawać, że nic się nie stało.
Ale stało się. Skrzywdził mnie, zabawił się i zostawił. Wróciłam do zamku, gdy było już jasno. Zamknęłam się w swoim dormitorium i przez tydzień nikogo nie wpuszczałam do środka. Musiałam sobie wszystko jakoś poukładać. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę się stało, może poza nim. Ale on się mną nie zainteresował. Próbowałam zapomnieć jego twarz, jego imię. Przekonywałam siebie, że on nie istnieje. Zabezpieczyliśmy się, ale odetchnęłam, gdy dostałam okres. Dopiero wtedy odważyłam się wyjść na zewnątrz. Rosalie, Amarie i Ivy przywitały mnie z entuzjazmem, ale zapytały, co takiego się stało. Powiedziałam im o Peterze. Tylko o Peterze. Za bardzo wstydziłam się tego, co zrobiłam.
Rosalie wciąż wbijała mi do głowy, że przesadzam z tym moim zamartwianiem się, ale nie mogłam powiedzieć jej przecież prawdy. Stwierdziłam, że będzie lepiej, jeśli po prostu o tym wszystkim zapomnę. No i doigrałam się. Kilka dni później spotkałam go w sali wejściowej. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale on wyminął mnie, nawet na mnie nie patrząc, jakby to co było między nami nie miało najmniejszego znaczenia. Może dla niego nie miało. Może nawet mnie nie zapamiętał. Może był pijany. Ale faktem jest, że skrzywdził wiele dziewczyn. Większość z nich pozostanie bezimienna. Ale nie moja siostra, do której wtedy podszedł. Nie mogłam patrzeć na to, jak z nią flirtuje, a ona wdzięczy się do niego. Żałuję, że wtedy jej o wszystkim nie powiedziałam. Może udałoby się zapobiec jej uczuciom do niego i temu wszystkiemu, co rozegrało się w ostatnich miesiącach.
Tak, Convalie. To twój brat. To osoba, której nienawidziłam najbardziej na świecie. Która skrzywdziła nie tylko mnie, ale i moją siostrę. I przepraszam cię, że znienawidziłam cię tylko z tego powodu.

Convalie otworzyła usta, by zaprotestować. Coleen pokręciła ostrzegawczo głową.
- Nie komentuj tego, proszę – powiedziała. – I zachowaj dla siebie wszystko, o czym ci powiedziałam. O największym błędzie mojego życia. Chciałam tylko zamknąć za sobą ten rozdział i zacząć od nowa. I spytać, czy mogłybyśmy chociaż spróbować się zakumplować. W końcu spotykasz się z moim najlepszym przyjacielem.
Coleen uśmiechała się lekko, gdy wyciągnęła dłoń na zgodę. Powiedzenie tego wszystkiego było dla niej ciężkie, ale sprawiło, że w sercu poczuła niewyobrażalną lekkość.
- Och, jasne, że tak. – Convalie nie wyglądała już na aż tak zaskoczoną, jak na początku rozmowy, nadal jednak na jej twarzy gościło niedowierzanie. Nie chwyciła wyciągniętej dłoni. Przytuliła Coleen, tak po prostu. – Nie wyobrażam sobie nawet tego, jak się czułaś – powiedziała cicho.
- Nie musisz – odparła Coleen. – Wystarczy, że mi wybaczysz.
- Wybaczysz? Oczywiście, że ci wybaczę. Tak mi przykro…
Coleen spróbowała spojrzeć na nią bez wszystkich swoich uprzedzeń, tak, jakby widziała ją po raz pierwszy w życiu. Najdziwniejsze było to, że nawet mogła wyobrazić sobie, że się zaprzyjaźnią. W jej uśmiechu było coś szczerego i niesamowicie sympatycznego. Nigdy wcześniej tego nie dostrzegła. Za bardzo rozemocjonowała ją ta sytuacja. Zrobiła poważna minę i pogroziła palcem.
- A tak poza tym, to będę dobra dla ciebie, dopóki ty będziesz dobra dla Lucasa.
A jednak potrafiły śmiać się razem.

* * *

Juliette otuliła się szczelnie płaszczem i wyszła z zamku. Natalie czekała na nią zaraz za drzwiami wejściowymi. Na jej widok uśmiechnęła się i powiedziała z przekąsem:
- Jak zawsze punktualnie.
Juliette szturchnęła ją lekko w ramię.
- Daj spokój. Choć raz mogłabyś mi odpuścić.
- Niby z jakiej okazji? – Natalie uśmiechała się szeroko. Juliette poczuła, jak ogarnia ją pozytywny nastrój. Po raz pierwszy od dnia, w którym rozstała się z Dylanem, nie czuła, że jej świat się kończy. Przebyła bardzo długą drogę, żeby znaleźć się w tym miejscu. I była z siebie dumna.
- Tak po prostu – odparła. – Piękny dzisiaj dzień.
Spojrzały obie w czyste, błękitne niebo. Wielkimi krokami nadchodziła wiosna. Temperatury podniosły się, a po błoniach niósł się śpiew ptakow. Juliette potrzebowała takich chwil. Powiew wiatru, promienie słońca, najbliższa przyjaciółka. Wiosna przynosiła ogromną dawkę optymizmu.
Kochała Dylana naiwną, nastoletnią miłością. To był jej pierwszy poważny związek i żywiła wielką nadzieję, że będzie równocześnie ostatnim. Popełniła ogromny błąd, gdy próbowała udawać przed samą sobą, że to wypali. Teraz widziała to wyraźnie, ale wtedy… No cóż, nie bez powodu uległa czarowi Lucasa Norwooda, choć od początku wiedziała, że nigdy nie będzie pomiędzy nimi żadnych poważnych uczuć. Cieszyła się, że dzięki niemu udało jej się odkryć, iż zasługuje na coś lepszego. Zasługuje na mężczyznę, który odda jej swoje serce i będzie miał dla niej tyle czasu i szacunku, ile jej się należy. Zasługuje na komplementy, na kwiaty i przede wszystkim na uwagę. I nie musi się zmieniać w szarą myszkę tylko dlatego, że tego życzyłby sobie Dylan.
Chciała i mogła być sobą. Nawet bez chłopaka.
Pod rękę z Natalie ruszyła w stronę powozów, które zawoziły uczniów na pociąg. Posyłała uśmiechy każdemu, kogo wzrok udało jej się napotkać. Odżyła. Oddychała pełną piersią i nie wstydziła się tego, jak to zdarzało jej się przy Dylanie. Och, jak cudownie się czuła, wspominając pieczenie w dłoni tuż po tym, jak wymierzyła mu policzek! Ilekroć widziała go w Wielkiej Sali, na lekcji czy na korytarzu, na jej twarzy wykwitał uśmiech.
Oczywiście wiedziała, że gdy tylko uwolni Dylana, ten poleci do Convalie. Spodziewała się tego i nie zdziwiło jej, że stworzyli parę. Tym, co nią wstrząsnęło, była wieść, że Dylan dostał kosza. Nie rozumiała, jak to możliwe. Tego dnia, gdy wychodziła ze skrzydła szpitalnego od Dylana, tuż po tym, jak spadł z miotły w czasie meczu quidditcha, i spotkała zaniepokojoną Convalie za drzwiami, zrozumiała, że dziewczyna troszczy się o niego zdecydowanie bardziej, niż powinna. Wtedy straciła nad sobą panowanie. Gdy mówiła, żeby kuzynka trzymała się od niego z daleka, przemawiał przez nią strach. Czuła, że tych dwoje ciągnie do siebie i nie potrafiła się z tym pogodzić. Była obserwatorem, który widział dokładnie każdy ruch zbliżający do klęski jej związek, a równocześnie do szczęśliwego zakończenia dla Dylana i Convalie. Towarzyszyło jej stuprocentowe przekonanie, że tym dwojgu się uda.
Okazało się, że Convalie rzuciła Dylana, co prawda dyskretnie, ale ten związek śledziły oczy tak wielu osób, iż miało się wrażenie, że zrobiła to przed całą szkołą. Krążyły rozmaite plotki na ten temat. Ich relacja przybrała kształt wielkiego romansu, który był na ustach wszystkich.
Convalie i Lucas nie obnosili się z tym, że do siebie wrócili, ale Juliette wiedziała to, jeszcze zanim zobaczyła na własne oczy, jak trzymają się za ręce. Lucas był specyficznym, ale dobrym facetem, a poza tym bosko całował. Juliette życzyła mu jak najlepiej, podobnie jak Convalie, która, bądź co bądź, pozostawała jej kuzynką. Nieważne, czy między nimi układało się akurat dobrze czy źle, łączyły je więzy krwi, i nic nie mogła na to poradzić. Nie miało większego znaczenia, że jedna trafiła do Slytherinu, a druga do Gryffindoru. Już w przyszłym roku obie skończą Hogwart, a wtedy jakiekolwiek podziały przestaną istnieć.
Nie potrafiła jednak zrozumieć, na czym polegał fenomen Dylana. Dlaczego i ona, i jej kuzynka zakochały się w nim na zabój? Co takiego w nim przyciągało je do niego? Nie wiedziała, czy kiedykolwiek pozna odpowiedź na to pytanie. Może po prostu taka była natura nastolatek – często zakochiwały się w niewłaściwych chłopakach, popełniały błędy młodości, z których jeszcze kiedyś będą się śmiać. A może błędy są po prostu wpisane w naturę człowieka. Bo to właśnie dzięki nim można się czegoś nauczyć, i to one sprawiają, że ludzie stają się właśnie tym, kim powinni.
Zobaczyła Lucasa i Convalie wsiadających do powozu. Lucas wszedł jako pierwszy i wyciągnął dłoń, by pomóc dziewczynie wspiąć się po stopniach. Było oczywiste, że nie musiał tego robić. Ale chciał, i sprawiał tym radość swojej ukochanej.
Convalie zauważyła ją, gdy już stała pewnie w powozie. Zatrzymała na niej wzrok na chwilę, a wtedy Juliette, zupełnie naturalnie, bez zastanawiania się, pomachała jej. Na twarzy Convalie powoli wykwitł uśmiech, i kuzynka odmachała. Juliette nie wybaczyła jej jeszcze tego, że zakochała się w jej chłopaku, ale przecież sama całowała się z Lucasem. Chyba były kwita.
Natalie wsiadła już do kolejnego z powozów i Juliette postawiła stopę na pierwszym stopniu, kiedy ktoś delikatnie chwycił ją za łokieć. Obróciła się, by stanąć twarzą w twarz z Dylanem.
- Cześć – powiedział do niej, uśmiechając się lekko. Kiedyś go kochała. Nie rozumiała, jak to możliwe, że jeszcze niedawno była bliska omdlenia na widok jego uśmiechu.
- Cześć – odparła przyjaźnie. Za nimi zaczęła się tworzyć mała kolejka do powozu. – Hm, muszę iść – zauważyła, ale chłopak nie puścił jej ręki. Patrzył jej prosto w oczy, tak intensywnie, że chcąc nie chcąc musiała odwrócić wzrok.
- Julie. – Ściszył głos, tak, by nikt poza nią go nie słyszał. – Przemyślałem sobie to wszystko. Tęsknię za tobą. Czy jest jakaś szansa, że moglibyśmy wrócić do siebie?
Juliette zaczęła się śmiać. Nie mogła przestać, śmiała się coraz głośniej i przyciągała coraz więcej ciekawskich spojrzeń. Łzy rozbawienia napłynęły jej do oczu. Gdy w końcu trochę się uspokoiła i otarła je, zobaczyła przed sobą speszoną twarz Dylana.
- Przepraszam – powiedziała. Nadal w jej gardle czaił się chichot. Gdyby Dylan wyszedł z taką propozycją, zanim zaczął chodzić z Convalie, na pewno zgodziłaby się bez zastanowienia. Teraz jednak było już za późno. – Bardzo mi schlebiasz, naprawdę – zapewniła. – Ale mieliśmy już swój czas. To nie było to, wybacz.
Nie czekała na jego reakcję. Po prostu wsiadła do powozu, a za nią kolejni uczniowie. Usiadła obok Natalie, zaśmiewając się cicho. Przyjaciółka patrzyła na nią tak, jakby oszalała.
- Czy ty właśnie dałaś kosza Dylanowi? – spytała z niedowierzaniem.
- Yhm. – Juliette pokiwała głową. – I wcale nie jest mi przykro.
Śmiała się jeszcze, kiedy powóz mijał bramę Hogwartu, ale kilka chwil później udało jej się spoważnieć. Nagle poczuła złość.
- Jak on śmiał przychodzić do mnie po tym, jak Convalie wysłała go na drzewo? Przecież wiem, że gdyby nie to, nawet by o tym nie pomyślał. Przecież wiem, że uważa mnie za nagrodę pocieszenia.
Natalie współczująco pogładziła ją po ręce.
- Nie ma sensu, żebyś się tym zadręczała. Widocznie nigdy nie był ciebie wart.
Juliette uśmiechnęła się do niej. Choć Natalie była od niej dwa lata młodsza, często okazywała się zdecydowanie mądrzejsza. To ona mówiła jej, że przesadza z obsesją na punkcie Dylana. Nie chciała jej wtedy słuchać, bo w głębi duszy czuła, że to prawda, i nie chciała tego przed sobą przyznać. A Natalie widziała wszystko jak na dłoni. Zawsze była dobrą obserwatorką.
- Poczekamy, aż ty się zakochasz – zakomunikowała Juliette, mierząc w nią palcem wskazującym. – Wtedy to ja będę ci wytykać wszystkie błędy. I już nie będzie tak zabawnie.
Natalie wywróciła oczami.
- Spokojnie, nie śpieszy mi się. Wystarczy, że oglądałam już tragikomedię, w której główne kobiece role grałaś ty i Convalie. Nie mam zamiaru wplątywać się w coś takiego.
Juliette mrugnęła do niej.
- I tak będę czekać.

* * *

Ostatnie tygodnie minęły dla Convalie bardzo szybko. Dużo działo się w jej życiu i jeszcze się do tego nie przyzwyczaiła. Najpierw odkryła, że tak naprawdę nie kocha Dylana, a jego wyobrażenie. Widziała w nim księcia na białym koniu, który uratuje ją z wieży. Cóż, może z wieży wyglądał imponująco, niedostępnie i intrygująco. Jednak gdy książę zsiadł z konia, okazało się, że nie jest tak wspaniały, jak jej się wydawało. Więc wolała uciec z rycerzem, który kochał damę swojego serca nad życie i zrobiłby dla niej wszystko.
Tamtej nocy, którą spędziła z Lucasem, czuła się wyjątkowa. Miała wrażenie, że dla Dylana nigdy nie będzie wystarczająco dobra. Zaczynała nawet po cichu wierzyć w to, że problem leży po jej stronie, lecz Lucas potrafił uświadomić jej, jak bardzo się myliła. Dla niego była nie tylko wystarczająco dobra – była idealna. A co najważniejsze, zdążyła go już poznać i zaakceptować każdą jego wadę, podczas gdy Dylan był dla niej praktycznie obcy.
Jak mogła zachować się tak głupio i odtrącić chłopaka, z którym łączyło ją coś niesamowitego, by być z Dylanem, który okazał się porażką? Jak to się stało, że wyobrażenie przesłoniło jej prawdziwe uczucia, namąciło w głowie i omal nie zrujnowało czegoś autentycznego? Miała naprawdę ogromne szczęście, że Lucas z niej nie zrezygnował, wybaczył zdradę i przyjął ją z powrotem. Dzięki temu kochała go jeszcze bardziej.
Kiedy już udało jej się uporządkować własne uczucia, musiała stawić czoła konsekwencjom. Nie mogła zwlekać z rozstaniem z Dylanem, nie po tym, co stało się w jej sypialni. To było wobec niego bardzo nie fair, ale nie czuła się z tym aż tak źle, jak powinna. Przepełniała ją radość, że znów może przytulić się do Lucasa, słuchać bicia jego serca i brzmienia głosu, całować go, dotykać, wdychać jego zapach. Tak wiele bodźców oszałamiało ją swoim bogactwem. Może dlatego gdy kierowała się na spotkanie z Dylanem, miała wrażenie, jakby była pijana ze szczęścia.
Stanęła przed nim, tym razem mogąc przyjrzeć mu się bez skrępowania. Nie pojawiło się zażenowanie, ciepło w policzkach i uciekanie wzrokiem. Nie bała się już, że źle wypadnie przed swoim idolem. Miała to gdzieś. Nawet nie chciała go pocałować. Wciąż uciekała pamięcią do chwil, gdy czuła na ciele usta Lucasa, a to sprawiało, że na jej własnych wargach wykwitał uśmiech.
Powiedziała Dylanowi, że nie chce go oszukiwać, i że jest zakochana w kimś innym, dlatego nie może z nim dłużej być. Pewnie mogła omamić go kłamstwami, ująć to inaczej, by nie sprawić mu przykrości, ale takie były fakty i nie zamierzała się ich wypierać. Było jej trochę żal związku, który brutalnie zdeptała, choć dopiero się zaczął. W jej pokoju czekał jednak na nią ktoś, do kogo rwało się jej serce.
Dylan przyjął tę informację nad wyraz dobrze. Przygotowała się na różne scenariusze, wśród których najczęściej powtarzającym się elementem były krzyki i wyzwiska, ale Dylan podziękował jej za szczerość, odwrócił się i odszedł. Było jej przykro, gdy patrzyła na jego skulone, oddalające się plecy, chciała nawet zawołać za nim i go przytulić, ale część niej, która nie mogła doczekać się powrotu do Lucasa, bardzo szybko zaczęła przejmować kontrolę, i gdy tylko chłopak zniknął za rogiem, odwróciła się i wróciła do swojego pokoju, zachodząc tylko jeszcze do kuchni po spóźnione śniadanie.
Nie miała pojęcia, że zwrot w jej życiu uczuciowym uderzył jak bomba na Hogwart. Przez wiele dni była na językach wszystkich, i gdyby nie Lucas i jego dłoń w jej dłoni, podczas gdy czuła na plecach setki spojrzeń, nie udałoby się jej tego przetrwać. Czuła się jak balonik wypełniony szczęściem, a wszelkie nieprzyjemne komentarze odbijały się od jego powierzchni i znikały niezauważone.
Niedługo po tym jak ona i Lucas wrócili do siebie, otrzymała wiadomość od swojego brata, który nie odzywał się do niej przez półtora roku. Gdy zobaczyła jego pismo na pergaminie, przez kilka chwil miała wrażenie, że to jej się śni. Wiadomość nie była długa. Nicolas pisał do niej, że bardzo się za nią stęsknił. Poinformował ją, że wrócił do domu, ale że pewne rzeczy się zmieniły i zapewnił, że mama na pewno wszystko jej lepiej wyjaśni. Ponadto bardzo chciałby się z nią zobaczyć i pytał, czy zgodnie z planem przyjeżdża w przyszłym miesiącu do domu.
Choć bardzo cieszyła się, że Nicolas się do niej odezwał, była jedna rzecz, której nie mogła mu wybaczyć. „Dlaczego nigdy nie odpowiedziałeś na mój list?” napisała, po czym stwierdziła, że nie może wysłać mu tak krótkiej wiadomości, i dodała kilka słów o tym, że też się za nim stęskniła i zastanawia się, o co takiego może mu chodzić ze zmianami, a także potwierdziła, że przyjedzie do domu.
„Nigdy nie dostałem żadnego twojego listu” – brzmiała odpowiedź.
- Error – warknęła, spoglądając na rodzinną sowę, która wyjadała z jej talerza chrupki. Powinna była domyślić się, że ta głupia sowa coś pokręciła. W końcu nie po raz pierwszy wycięła taki numer, choć musiała przyznać, że nawet nie przyszło jej do głowy, iż zrobiła to także tym razem.
Nicolas pisał też, że już niedługo się spotkają i będą mogli porozmawiać. Ale nie był to jedyny list, jaki dostała. Z wielką ciekawością rzuciła się na wiadomość od Ginny, ale już po kilku zdaniach czuła się tak, jakby czytała list przeznaczony dla kogoś innego. Ze zdumieniem wpatrywała się wciąż i wciąż w początkowe „Kochana Convalie”, wykaligrafowane pismem mamy, próbując uwierzyć we wszystko, co miała jej do przekazania. Ginny pisała o tym, że najprawdopodobniej na pierwszej stronie Proroka Codziennego zobaczy zdjęcie mężczyzny, który jest jej ojcem. Zapewniła, że była święcie przekonana, iż Draco Malfoy nie żyje, i dla niej samej jego widok skończył się wstrząsem. Gdy Convalie otrząsnęła się odrobinę, choć wciąż nie mogła uwierzyć w te rewelacje, chwyciła swój egzemplarz Proroka Codziennego.
Coś było nie tak. Może wcześniejszy szok nie pozwolił jej tego dostrzec od razu, ale teraz już wyczuwała zmianę, która zaszła na Wielkiej Sali. Ludzie zachowywali się głośniej, niż wcześniej, i patrzyli na nią. Jedni rzucali jej ukradkowe spojrzenia, inni bez skrępowania się w nią wgapiali. Nakazała sobie spokój i otworzyła gazetę.
Mężczyzna ze zdjęcia uśmiechnął się do niej. Nie znała tego człowieka. Wyglądał na około czterdzieści lat. Kiedy się uśmiechał, uwydatniały się kurze łapki w kącikach oczu. Odniosła wrażenie, że mężczyzna jest zakłopotany. Jeszcze raz spojrzała na list od Ginny. „Mężczyzna na zdjęciu jest twoim ojcem”. Przeniosła wzrok na gazetę. To niemożliwe. Nigdy nie miała ojca. Pogodziła się z tym już wiele lat wcześniej. Zawsze zazdrościła dzieciom, które miały swoich tatusiów, ale wiedziała, że Draco patrzy na nią z nieba. Nawet przez myśl nie przeszło jej, że mogłoby być inaczej.
Dlatego gdy Ginny przedstawiła jej Danny’ego, poczuła się zagrożona. Nie wyobrażała sobie stałego mężczyzny u boku swojej mamy. Nigdy nie doświadczyła czegoś takiego. Ale to… widok Dracona Malfoya, to było dla niej zbyt wiele.
- Dzień dobry, kochanie – usłyszała głos Lucasa i poczuła muśnięcie jego ust na swoim policzku. Nie odpowiedziała, wciąż wpatrując się w zdjęcie. Lucas usiadł koło niej i przyjrzał jej się uważnie. – Co się dzieje?
Pokręciła głową, nie mogąc znaleźć słów. Przesunęła gazetę po stole w jego stronę. Obserwowała, jak jego oczy poruszają się, gdy czytał tytuł i zamieszczony pod nim tekst. Convalie była tak oszołomiona, że nawet nie mogła skupić myśli na opublikowanych zdaniach. Draco przyciągał jej wzrok jak magnes.
- To jakiś żart? – spytał w końcu Lucas. – To twój ojciec?
Skinęła powoli głową, przetwarzając w myślach słowo „ojciec”. Tak naprawdę nic ono dla niej nie znaczyło, a mężczyzna ze zdjęcia był abstrakcją. Dopóki go nie zobaczy, nigdy nie uwierzy… Na Merlina, nie chciała go widzieć! Nie potrzebowała ojca. Nigdy go nie było, więc i teraz doskonale dałaby sobie bez niego radę.
Mimo to w jej wnętrzu zaczęło narastać coś jakby… nadzieja. I ciekawość.
Lucas objął ją w talii i przysunął do siebie, na co ułożyła głowę na jego ramieniu. Pocałował ją w czoło.
- Nie rozmawialiśmy o twoim tacie – zauważył.
- Nie było o czym rozmawiać – odparła. – Zginął osiemnaście lat temu. Widziałam jego grób. Widziałam rozpacz mamy w każdą rocznicę. Nie znam tego mężczyzny. Nawet nie wiem, czy naprawdę jest moim ojcem. On dla mnie nie istnieje.
- On jest tutaj – Lucas postukał palcem w gazetę. Po dłuższej pauzie przyłożył delikatnie dłoń do jej policzka i dodał: - I tutaj.
Convalie spojrzała na niego pytająco, na co parsknął krótko śmiechem.
- Con, to definitywnie jest twój ojciec. Popatrz tylko na niego. Podobieństwo jest uderzające.
- Nie aż tak, jak jego podobieństwo do mojego brata – burknęła, przyjmując do wiadomości fakt, że była spokrewniona z Draconem, czy jej się to podobało czy nie. – Wiesz co, nie chcę o tym rozmawiać. – Uniosła rękę i pogładziła dłoń Lucasa. – Muszę to wszystko przetrawić. Przepraszam, wracam do siebie.
Gdy wstawała, popatrzyła w jego oczy, upewniając się, że nie sprawiła mu tym przykrości. Uśmiechnęła się, choć nie miała na to ochoty, i pochyliła się, żeby zabrać ze sobą Proroka Codziennego, a następnie wróciła do swojego pokoju, gdzie przeczytała artykuł w spokoju. Nie poszła na pierwszą lekcję, ale nie tylko ona. Drzwi do pomieszczenia otworzyły się bez pukania, a do środka wszedł Lucas.
- Przyniosłem ci babeczkę z dżemem malinowym – powiedział, podchodząc do niej. Choć jakieś pół godziny wcześniej go zostawiła, wcale nie chciała być sama. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, przyjmując babeczkę, i wtopiła w nią zęby.
- Domyślam się, że po moim wyjściu zrobiło się głośno – stwierdziła ponuro, kiedy już przełknęła pierwszy kęs. Lucas gładził powoli jej udo w zamyśleniu.
- Nie przejmuj się tym – poprosił. – Niech sobie gadają, co tylko chcą. To nie ich sprawa.
Convalie westchnęła i przełknęła kolejny kawałek.
- Nawet nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. – Dłoń Lucasa wywoływała przyjemne ciepło w jej nodze. – Czy on tak po prostu wrócił do domu, do mamy? Kiedy przyjadę, będzie z nią dzielił sypialnię, jak w prawdziwej rodzinie? Spyta mnie, co tam w szkole? – Potrząsnęła głową. – Nie chcę tam wracać. Jeśli on tam będzie, to już nie będzie mój dom.
Lucas, wciąż gładząc jej udo, drugą ręką chwycił ją za podbródek i obrócił jej twarz w swoją stronę. Popatrzył jej stanowczo w oczy.
- Księżniczko, dlaczego tak bardzo zadręczasz się czymś, na co nie masz wpływu? Nieważne, jak się z tym czujesz, on wciąż tam będzie. A jeśli poczujesz się naprawdę źle, zawsze możesz zamieszkać u mnie.
Ostatnie zdanie wypowiedział z uśmiechem czającym się w kącikach ust. Convalie nie potrafiła pozostać mu dłużna.
- Ciekawe, co na to twoi rodzice.
Wsunął rękę pod jej kolana i podniósł ją tak, że siedziała teraz na nim. Objęła go rękoma za szyję. Jego bliskość działała na nią uspokajająco, podobnie jak niebieskie oczy. Pod jego spojrzeniem czuła się niemal naga.
- Moi rodzice będą musieli pogodzić się z tym, że kocham cię do szaleństwa.
Musnęła ustami jego usta i odsunęła się lekko, czekając na jego reakcję. Nie pozwolił jej uciec, zaatakował gwałtownym, pełnym pasji pocałunkiem, który z radością oddała, czując, jak całe napięcie opuszcza jej ciało. Myśli powoli rozpływały się pod wpływem jego bliskości, aż przestała się martwić. Co ma być, to będzie, pomyślała, pociągając Lucasa za sobą do pozycji leżącej.
- Ja też cię kocham – wyszeptała w jego usta. – I kocham to, co ze mną robisz.
Uśmiechnął się. W jego oczach zatańczyły psotne ogniki.
- Co, Dylcio się nie spisywał?
- Och, przestań. – Trzepnęła go otwartą dłonią w ramię, na co złapał jej nadgarstek i przygwoździł do materaca.
- Za każdym razem, gdy myślę o tym, że trzymał na tobie łapy…
Zebrała całą swoją siłę i przewróciła go tak, że teraz to ona była na górze. Zaskoczyła go, dlatego tak łatwo się poddał.
- Mówiłam ci już, że do niczego pomiędzy nami nie doszło – odparowała. Był zazdrosny i nie rozumiała tego, bo przecież sam starał się podsunąć jej Dylana jak na talerzu.
- Nie obchodzi mnie to – powiedział. – Nie obchodzi, ponieważ jestem zazdrosny o każdą twoją myśl, którą kierujesz w stronę innego chłopaka. Jestem…
Przewrócił ją z powrotem na plecy.
– Cholernie.
Przygwoździł jej obie dłonie.
– Zazdrosny.
Pochylił głowę i naparł na jej usta, a ona westchnęła cicho.
- Myślałam, że dałam ci jasno do zrozumienia, że chcę tylko ciebie, kiedy kochaliśmy się w tym miejscu.
Uśmiechnął się.
- Nie do końca. – Droczył się z nią. – Może powinniśmy to zrobić jeszcze raz. Nie jestem pewny, czy pamiętam…
Przyciągnęła go do siebie, nim skończył mówić, zatapiając się w pocałunku. Miała siedemnaście lat. Była pełnoletnią czarownicą, a także po raz pierwszy czuła się prawdziwą kobietą. Dzięki mężczyźnie, który wywrócił jej świat do góry nogami.
I nie żałowała, że pozwoliła mu na to. To była dobra decyzja, jakkolwiek źle się czuła, stając przed Dylanem i wspominając wszystko to, co wydarzyło się zanim z nim zerwała. Patrzyła mu w oczy ze świadomością, że go zdradziła. Może nie był jej księciem z bajki. Ale nie zasłużył na wszystko, co spotkało go z jej strony. Nawet jeśli nigdy nie miał się o tym dowiedzieć.
Przez kilka dni w Hogwarcie było głośno o Draconie Malfoyu i innych więźniach uwolnionych z Mrocznej Twierdzy, ale z czasem plotki i spekulacje zaczęły cichnąć, a Convalie powoli przyzwyczajała się do myśli, że po powrocie do domu spotka mężczyznę, który był jej ojcem. Nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą, ale przez pokłady strachu i złości przebijała się tęsknota. Pragnęła podejść do tego mężczyzny i pozwolić, by przytulił ją jak małą dziewczynkę. Pragnęła ojca. Nawet jeśli zawsze myślała inaczej.
Dlatego powrót do domu wzbudzał w niej tak wiele sprzecznych emocji. Gdy siedziała w powozie, ściskając dłoń Lucasa, nie mogła przestać myśleć o tym, jaki okaże się Dracon, jaki ma głos, jaki sposób bycia, i czy poczuje z nim jakąkolwiek więź, a może pozostanie on dla niej zupełnie obcą osobą? Wierciła się nieustannie przez całą drogę do Hogsmeade i nie za dużo do niej docierało. Lucas uspokajająco gładził kciukiem grzbiet jej dłoni, ale prawie nie zwracała na to uwagi.
Nie odzywała się, gdy szli razem do pociągu i gdy zajmowali przedział. Convalie usiadła przy oknie i oparła czoło o szybę. Lucas nie puszczał jej dłoni, siadając obok niej.
Drzwi do przedziału otworzyły się, ale uwagę Convalie przykuł dopiero dźwięk znajomego głosu.
- Można?
Odwróciła głowę w samą porę, by zobaczyć Coleen uśmiechającą się z zakłopotaniem. Skinęła głową, a później obserwowała, jak dziewczyna podchodzi bliżej i siada naprzeciwko niej. Tuż za nią do przedziału wślizgnęła się jej przyjaciółka, Amarie. Uwagę Convalie przykuła jednak opierająca się o próg Rosalie.
Blondynka z kwaśną miną mierzyła złączone dłonie jej i Lucasa, ale gdy zorientowała się, że Convalie na nią patrzy, odrzuciła burzę loków do tyłu i uniosła głowę z wyższością, opadając na najbliższe siedzenie. Convalie nigdy w życiu nie pomyślałaby, że skończy w jednym przedziale z nimi wszystkimi. To jednak nie był koniec. Kilka minut później drzwi ponownie się rozsunęły, a do środka weszła rozpromieniona Ivy, ciągnąc za sobą Michaela.
- Jak to miło widzieć was wszystkich razem – powiedziała, tocząc wzrokiem po zgromadzonych.
- Ślizgoni muszą trzymać się razem – wygłosił mądrość Michael. – Cieszę się, Convalie, że poszłaś po rozum do głowy i odpuściłaś sobie tego Krukona.
- A ty to kto? – spytała nieuprzejmie Rosalie, wpatrując się w niego podejrzliwie.
Czy to możliwe, że była tak skupiona na sobie, że nigdy nie zauważyła chłopaka Ivy? A może po prostu musiała pokazać wszystkim, jak wielką jest ignorantką. Michael wypiął dumnie pierś.
- Michael Bartholomew Abraxas…
- No już, już wystarczy – uciszyła go Ivy.
Kiedy usiedli, zapanowała niezręczna cisza. Convalie utkwiła wzrok za oknem. Pociąg szarpnął, ruszając, a krajobraz powoli, z minuty na minutę, zaczął się zmieniać. Jako pierwsza zdecydowała się zabrać głos Rosalie.
- Kotku, nie patrz tak na mnie. – Gdy Convalie oderwała wzrok od okna, zorientowała się, że ta mówiła do Lucasa. Określenie „kotku” nie spodobało jej się ani trochę. – Nie obchodzi mnie, że z nią jesteś. Nie rzucę ci się do gardła.
Lucas chwycił mocniej dłoń Convalie, rzucając Rose ostre spojrzenie.
- A mnie gówno obchodzi…
- Lucas. – Coleen popatrzyła na niego ostrzegawczo i pokręciła nieznacznie głową.
Amarie westchnęła.
- Ludzie, dajcie spokój – powiedziała. – Mam dość tych ciągłych sprzeczek. Nie spodziewałam się nawet…
- Ty się nie spodziewałaś, a to dobre – przerwała jej Rosalie. – Przecież ty wiesz wszystko.
Amarie splotła zakłopotana dłonie na podołku. Convalie zrobiło się jej żal.
- No właśnie… nie wiem.
- Zaraz, zaraz – wtrąciła Coleen. – Przecież jesteś wróżbitką. Znasz się na tym całym przepowiadaniu przyszłości.
Amarie nie odpowiedziała. Wpatrywała się wytrwale w swoje ręce.
- Chyba że blefowałaś – podrzuciła Rosalie. Convalie wyczuła w jej tonie cień żartobliwości, jednak Amarie chyba tego nie wychwyciła.
- Dobrze, miałyście rację od samego początku! – wybuchła, a jej policzki pokryły się szkarłatem. – Wszystko zmyśliłam, okej? Chciałam udawać sama przed sobą, że mam dar.
- Wiedziałam – odparła Rosalie.
- Chwila. – Coleen wyglądała na wstrząśniętą najbardziej ze wszystkich. – Więc kiedy zachowywałaś się tak dziwnie, wciskając mi osobliwą przepowiednię o wrogach i nie pamiętam jeszcze o czym, to zwyczajnie zmyślałaś? – Amarie z trudem skinęła głową. – Przeraziłaś mnie wtedy na śmierć! Myślałam, że mówisz serio!
- Dajcie spokój – uciszyła je Ivy. – Powinniśmy teraz wszyscy zakopać topór wojenny i skorzystać z tej szansy, że jesteśmy zgromadzeni w jednym przedziale. Con! – wychyliła się, by uchwycić spojrzenie przyjaciółki. – Poprzyj mnie.
Convalie potoczyła wzrokiem po wszystkich zebranych. Po rozmowie z Coleen tego ranka poczuła z nią nić porozumienia, ale nie miała pewności, czy to wystarczy, żeby nie warknąć na siebie ani razu podczas tak długiej podróży. Amarie właściwie nie znała, za to z Rosalie nie zaprzyjaźni się nigdy, przenigdy. Jak Ivy mogła tego od niej wymagać? Otworzyła usta, żeby jakoś się z tego wykręcić, ale Lucas był szybszy.
- Rose, jeśli przeprosisz Convalie za wszystko, co jej powiedziałaś i co jej zrobiłaś, to nie wykopię cię z przedziału.
Blondynka prychnęła, a gdy pochwyciła spojrzenie Lucasa powiedziała:
- Ty chyba żartujesz. Ciesz się, że nadal masz wszystko na miejscu, bo wierz mi, jeszcze kilka miesięcy temu chciałam wydrapać ci oczy.
- Tu nie chodzi o mnie – zaprotestował.
Convalie czuła się niezręcznie, gdy rozmawiali o niej w ten sposób. Wstała, by pójść do toalety, ale Lucas zatrzymał ją.
- No już – ponaglił, patrząc prosto na Rosalie. – Czekam.
Dziewczyna spojrzała na Coleen, a później na Convalie.
- Naprawdę nie trzeba… - Convalie chciała złagodzić sytuację, ale wtedy Rosalie podniosła się ze swojego miejsca z wyciągniętą dłonią i zaciśniętymi w wąską linię ustami.
- Przepraszam – powiedziała wyniośle. – Musisz jednak sama przyznać, że mam tysiąc powodów, żeby cię nienawidzić, zaczynając od tego, który wgapia się w ciebie jak cielę.
- Rose – jęknęła Coleen, na co blondynka wzniosła oczy ku niebu.
- Także sorry za wszystko i ja też ci wybaczam. Sprawa skończona.
Convalie niepewnie uścisnęła jej wyciągniętą dłoń. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Jeszcze nie przetrawiła do końca tego, co powiedziała jej Coleen, choć miała w tej chwili większe zmartwienia na głowie. Jak na przykład spotkanie z ojcem. Za dużo zmian w jednym dniu.
Ivy pisnęła z radości i wstała, żeby uściskać najbliżej stojącą Rosalie, a później Convalie.
- Ludzie, naprawdę tak bardzo mi zależało na tym, żebyście przestali z tą bezsensowną wrogością!
Convalie nie mogła uwierzyć własnym oczom, ale do samego końca podróży w przedziale panował spokój, a nawet mogłaby powiedzieć – przyjazna atmosfera. Po porannej rozmowie na temat Nicolasa między nią a Coleen wywiązał się jakiś dziwny rodzaj więzi, potwierdzany od czasu do czasu życzliwymi uśmiechami. Nie mogła jeszcze nazwać ich stosunków koleżeńskimi, ale wyglądało na to, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Tak naprawdę nigdy jeszcze nie rozmawiała z Amarie i nie miała pojęcia o tym, że dziewczyna jest niezwykle sympatyczna. Osobliwa, to było słowo świetnie ją opisujące, a jednak budząca pozytywne uczucia. Jak wiele zależy od samego nastawienia! Nawet Rosalie, rzucająca od czasu do czasu kąśliwe uwagi, wydawała się przyjaźniejsza. A już zwłaszcza w momencie, gdy Convalie zaakceptowała taki styl mówienia jako charakterystyczny dla dziewczyny, a nie jedynie wrogi.
Była szczęśliwa, patrząc na Ivy, która mówiła najwięcej i najgłośniej. Nigdy tak do końca nie rozumiała, dlaczego ta trzymała się z Coleen i resztą, ale gdy przysłuchiwała się ich rozmowie w mig to pojęła. Całą czwórkę - a jeśli dodać do tego Lucasa - piątkę dzieliła wspólna przeszłość, sytuacje, które wspominali z uśmiechem, zrozumiałe tylko dla nich żarciki. Łapała się na tym, że wymieniała z Michaelem porozumiewawcze spojrzenia za każdym razem, gdy czuła się wykluczona z rozmowy. Gdyby nie to, że Lucas wciąż obejmował ją ramieniem, mogłaby się czuć z tym wszystkim bardzo niezręcznie. Rozumiała jednak, że w taki właśnie sposób rysują się jej przyszłe lata.

* * *

Dzień, w którym przyszedł list z Biura Aurorów, bardzo dobrze zapisał się w pamięci Nicolasa. Ręce drżały mu okropnie, gdy rozrywał urzędową kopertę zamkniętą pieczęcią Ministerstwa Magii, a przed oczami pociemniało, kiedy próbował odczytać treść listu. Wezwanie na przesłuchanie w roli świadka w sprawie śmierci Emory’ego Huntera. W tym stanie zastał go Draco.
- Pomogę ci ze wszystkim, ale musisz być ze mną całkowicie szczery – powiedział wtedy, a Nicolas bez wahania mu zaufał.
Spędzili wiele godzin, rozmawiając. Nicolas opowiedział o tym, jak poszukiwał informacji o ojcu w Ministerstwie, jak włamał się do Departamentu Tajemnic i skopiował akta. Wyznał, że rozpytywał o Draco wśród rodziny i znajomych, aż Timothy Waynard – co za ironia, wszystko wreszcie układało się w całość – zdradził sekret związany ze wspomnieniami. Opowiedział o poszukiwaniu każdego z kawałków przeszłości Malfoya, nie ukrywając szczegółów związanych z groźbami, porwaniem, a wreszcie dokonanym przez niego podwójnym zabójstwem. O tym, jak z pomocą Timothy’ego odgadł, że za wszystkim stoi Hunter, i o tym, jak wiedząc, że ten jest związany Wieczystą Przysięgą, przyczynił się do jej złamania, a w rezultacie śmierci aurora. Po wyznaniu wszystkich swoich przewinień długo trzymał twarz ukrytą w dłoniach. Wiedział, jak to wygląda, i miał świadomość wszystkich obciążających go zarzutów. Jeśli aurorzy dokopią się do tego, zostanie przeciwko niemu wszczęte postępowanie karne, a wtedy trafi do Azkabanu.
- Zasłużyłem na to – wyznał cicho. – Popełniłem ogromne błędy, których nie mogę cofnąć. Powinienem zostać ukarany.
Nigdy nie uważał siebie za osobę słabą. Nie mógł przypomnieć sobie, kiedy po raz ostatni płakał, aż do tego dnia, gdy nieznośny ciężar winy spoczywał tylko i wyłącznie na jego barkach. Nienawidził siebie i nie dziwił się, że Anne od niego odeszła. Sam nie mógł spojrzeć sobie w oczy. Nie znał tej osoby, którą się stał.
Draco położył pokrzepiająco dłoń na jego ramieniu.
- Wiesz, że byłem śmierciożercą – powiedział. Nicolas podniósł na niego wzrok, zaniepokojony łamiącym się tonem jego głosu. – Popełniłem wiele niewybaczalnych czynów. I nie usprawiedliwia mnie nawet to, że zostałem do tego zmuszony, i żadne zło, które ode mnie wyszło, nigdy nie sprawiło mi przyjemności. To nie przemija.
Zawiesił głos i przełknął głośno ślinę. Nicolas obserwował, jak na twarzy ojca coraz wyraźniej rysuje się ból.
- Nie potrafię sobie wybaczyć, ale muszę z tym żyć – ciągnął Draco. – I ty też musisz dźwigać swoją winę. Powinieneś jednak pamiętać, że to, co się stało, nigdy się nie odstanie. Musisz ten fakt zaakceptować i żyć dalej, starając się być lepszym człowiekiem.
- Nigdy tego nie zaakceptuję. – Otarł niedbale ślady łez z policzka. Było mu wstyd, że tak się rozkleił. – Powinienem iść tam i wszystko wyznać.
Draco pokręcił powoli głową.
- Nie chcesz zmarnować sobie życia – odparł. – Nie kwestionuję tego, że jesteś winny. Ale na tę chwilę nic na ciebie nie mają. Wzywają cię tylko w roli świadka. Musisz wziąć się w garść, skupić, i powiedzieć im to, co chcą usłyszeć. Nie jesteś złym człowiekiem, Nicolasie. Po prostu zbłądziłeś.
- Nie rozumiem. – Jego myśli plątały się, krążąc chaotycznie w głowie. – Słyszałem o przepowiedni. Twój syn miał być potężniejszy od samego Voldemorta. Gdybym był potężny, nie czułbym się tak okropnie, prawda?
Draco usiadł obok niego. Nie odpowiedział od razu. Zmarszczka pomiędzy jego brwiami świadczyła o tym, że jest zaniepokojony.
- Tak, przepowiednia… Wyrządziła wiele zła. Mnie, tobie, Ginny i wszystkim innym uwikłanym w tę sprawę.
Nicolas westchnął.
- Nawet nie jest prawdziwa – zauważył. – Nigdy nie czułem się kimś potężnym. – Zerknął na Draco. – Nie masz przypadkiem jakiegoś innego syna?
Starszy Malfoy zaśmiał się krótko, ale szybko na jego twarz powróciła powaga.
- Ależ jesteś potężniejszy od Voldemorta. Wstąpiłeś na ścieżkę zła i potrafiłeś z niej zawrócić. Wyrzekłeś się tego, co w tobie mroczne, okazałeś skruchę i odrzuciłeś możliwość bycia kimś takim jak on. To więcej, niż Voldemort kiedykolwiek mógłby dokonać. To właśnie świadczy o człowieczeństwie.
Nicolas zastanawiał się chwilę nad jego słowami. Czy to rzeczywiście było jakieś osiągnięcie? Tak wielkie, że można by go uznać za potężniejszego od czarodzieja, którego bały się tysiące ludzi?
- A przynajmniej tak powiedziałby Dumbledore – dodał Draco z uśmieszkiem, w którym Nicolas rozpoznał oryginał jego własnego. – A jemu wypadałoby wierzyć.

Nie wierzył w to, że będzie potrafił usiąść w pokoju przesłuchań ze spokojem i opowiedzieć historię o tym, jak Hunter został związany przez Voldemorta Wieczystą Przysięgą, zatajając całą sprawę wspomnień Draco. Wiedział, że mówi prawdę, gdy zwracał uwagę na to, że w Twierdzy więżono niewinnych ludzi, a Hunter wiedział o nich od wielu lat i nie przyznał się nikomu. Opowiadał to wszystko przed Draco tyle razy, że uwierzył w wyłączną winę Huntera i sprawiedliwość jego śmierci. Panował nad każdym swoim gestem, przećwiczył każde załamanie głosu i niedowierzającą minę. Zapytany o Wieczystą Przysięgę wyznał, że nie miał pojęcia, iż mężczyzna jest nią związany.
Miał szczęście, ponieważ okazało się, że Hunter tuż przed swoją śmiercią zostawił list, w którym opisywał to, jak Voldemort zmusił go do złożenia przysięgi, że nikt nigdy nie dowie się o więźniach Mrocznej Twierdzy, wyznawał swoją winę, skruchę i prosił o to, żeby podziękować Nicolasowi za to, że rozgryzł to wszystko i uwolnił czarodziejów. Zapewnił, że nie żywi do niego urazy i nie chce, by został ukarany za utylitarystyczne podejście.
Nicolas został wypuszczony z przesłuchania bez zarzutów. Nie czuł się jeszcze wolny, ale Draco wyraził swoje przekonanie, że nie będą go czekać większe konsekwencje. Nicolas zdawał sobie sprawę z tego, że ojciec posłużył się swoimi odnowionymi znajomościami i wpływami, by uchronić go od niewygodnych pytań, a pośrednio także i od więzienia, i był mu za to niezmiernie wdzięczny. Mimo to wciąż czuł się nie w porządku z tym, że uniknął kary.
Czas mijał, a on nie został o nic oskarżony. Napięcie, które towarzyszyło mu dotąd każdego dnia, malało. Wreszcie zdołał odetchnąć i jako tako wrócić do siebie. Nie mógł dłużej siedzieć w domu, nurzając się w poczuciu winy. Musiał działać.
Ubrał swój najbardziej elegancki garnitur i udał się do Ministerstwa na umówioną rozmowę z Barnesem, swoim byłym szefem. Gdy przemierzał główny hol budynku, uderzyło w niego gwałtowne deja vu. Wydawało mu się, że pierwszy dzień w pracy był tak niedawno. Niemal widział, jak podchodzi do fontanny Magicznego Braterstwa z galeonem na wyciągniętej dłoni, i wrzuca go na szczęście do wody. Przyniosło mu to powodzenie, dlatego i tym razem zdecydował się wypowiedzieć życzenie. Wtedy pragnął odnieść sukces. Teraz chciał tylko, żeby jego życie się poukładało.
W biurze Barnesa powitała go ta sama sekretarka, mimo że wyglądała inaczej. Burza jej rudych włosów zniknęła, zmieniając się w bardziej uporządkowane loki. Uśmiechnęła się uprzejmie na jego widok, ale bez skrępowania.
- Panie Malfoy, miło mi znów widzieć. Pan Barnes czeka w gabinecie. – Wstała, żeby go zaprowadzić, ale Nicolas machnął niedbale ręką.
- Nie trzeba, sam trafię, Gillian. A przy okazji, mów mi po imieniu. – Wyciągnął rękę w jej stronę. – Nicolas.
Uścisnęła ją krótko, wymieniając z nim porozumiewawcze spojrzenia.
- Powodzenia, Nicolasie.
 Barnes stracił zaufanie, którym wcześniej go obdarzył, i początkowo nie chciał zgodzić się na powrót Nicolasa na wcześniej zajmowane stanowisko, tłumacząc, że zatrudnił już inną osobę i nie zamierza jej zwalniać tylko dlatego, że były pracownik wyraził chęć do pracy. Był wyraźnie nadąsany, ale Nicolas swoim wrodzonym urokiem osobistym i wachlarzem komplementów sprawił, że szef Departamentu Przestrzegania Prawa dał się ugłaskać.
- No dobrze – powiedział w końcu. – Co, jeśli powierzyłbym ci inne stanowisko? W Służbach Administracyjnych Wizengamotu potrzeba pracownika. Na początek mogę zaoferować ci staż pod opieką kierownictwa, ale wiem, że się sprawdzisz. Wtedy możemy porozmawiać o twoim awansie. Mógłbyś też rozważyć podjęcie studiów prawniczych. Stoi przed tobą otworem wielka kariera.
To była ironia, biorąc pod uwagę przestępstwa, których dopuścił się Nicolas. Tak blisko Wizengamotu, sądu czarodziejów, miał skończyć człowiek, który powinien znajdować się po drugiej stronie barykady. Przystał jednak na propozycję szefa departamentu i podziękował mu serdecznie za ofertę.
Wracał przez Atrium, uśmiechając się do siebie. Lubił pracę asystenta Barnesa, ale na innym stanowisku będzie miał możliwość rozpoczęcia od zera. O niczym innym nie marzył, jak o wykazaniu się i udowodnieniu wszystkim, a przede wszystkim sobie, że jest porządnym człowiekiem. Jego uśmiech zgasł gwałtownie w momencie, gdy zobaczył znajomą twarz i stanął w miejscu, a idący za nim czarodziej wpadł na niego, omal go nie przewracając.
- Uważaj, jak chodzisz! – wykrzyknął mężczyzna.
- Przepraszam – rzucił, nawet na niego nie patrząc. Nie mógł oderwać oczu od zjawiskowej, młodej dziewczyny. Jej brązowe włosy spływały miękką falą na ramiona, a oczy lśniły zagadkowo. Miał ochotę podbiec i chwycić ją w ramiona, żeby nigdy więcej jej nie wypuścić. Zapomniał już, że budzi w nim tak wielkie emocje. Ona również się zatrzymała.
– Annie – szepnął. W kilku krokach znalazł się koło niej. Nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy, chłonął każdy jej szczegół. – Myślałem, że więcej cię nie zobaczę. Zniknęłaś. Nie mogłem cię znaleźć. Twoi rodzice powiedzieli mi…
- Cii. - Dziewczyna przyłożyła palec do jego ust, uciszając go, i uśmiechnęła się lekko. – Chodźmy na herbatę.

* * *

Kawiarnia „My Little Angel” została otwarta niedawno. Anne nie miała jeszcze okazji wejść do środka, ale kiedy przekroczyła próg i zastała ciepłe, brązowo-beżowe wnętrze z przytulnie wyglądającymi fotelami i mnóstwem drewnianych bibelotów, ucieszyła się, że wybrała to miejsce. Nicolas wszedł za nią do środka. Nie odzywał się za dużo, jakby nie dowierzał, że znów ją widzi. Ona z kolei wiedziała, że zastanie go tego dnia w Ministerstwie, i dokładnie sobie wszystko zaplanowała. Musiała się z nim spotkać, obiecała to Jamesowi. W chwili, gdy go zobaczyła, jej serce zabiło szaleńczo i wiedziała już, że nie był to jedyny powód. Potrzebowała Nicolasa i nie obchodziło jej to, co zrobił, jeśli tylko wykarze skruchę. Czuła, że jeśli zaraz go nie pocałuje, to oszaleje. Obie ręce zaciskała przez całą drogę na torebce, powstrzymując się od zarzucenia ich na szyję chłopaka.
Usiedli naprzeciwko siebie i każde z nich otworzyło menu. Anne zerkała co chwilę znad karty na twarz Nicolasa. W ogóle się nie zmienił. Ta sama fryzura, ta sama mimika, te same piękne, brązowe oczy. Jakby zupełnie nic się nie stało. Jakby nagle zły sen minął i chłopak, który lunatykował, obudził się.
- Nie gap się na mnie – powiedział z uśmiechem błąkającym się w kącikach ust. Szybko opuściła wzrok na menu, ale nie mogła powstrzymać uśmiechu.
Boleśnie go potrzebowała.
- Czy mogę przyjąć zamówienie?
Nie zauważyła, kiedy do ich stolika podeszła pracownica kawiarni. Spanikowana, wybrała pierwsze ciasto, na które padł jej wzrok – sernik jagodowy, do którego zamówiła herbatę. Nicolas, ku jej zdziwieniu, poprosił o to samo. Albo chciał jej się przypodobać, albo też nie mógł się skupić na menu.
- Nie wolisz przypadkiem kawy? – spytała, kiedy zostali sami. Nicolas wzruszył ramionami.
- Wolę ciebie.
Zaczerwieniła się lekko. Był bardzo pewny siebie, zupełnie jak wtedy, gdy się poznali. W niczym nie przypominał chłopaka, którego pielęgnowała, gdy gorączkował. Było tak, jakby wszystko to zniknęło. Zaprzeczały temu jedynie jego oczy, patrzące z jakimś rodzajem bólu, którego wcześniej nie dostrzegała. Wytrzymała jego spojrzenie.
- Cieszę się, że widzę cię w lepszym stanie – powiedziała. Nicolas uniósł lekko brwi.
- Nie wątpię. Ale na pewno jest inny powód, dla którego chciałaś się ze mną spotkać.
Oparła podbródek na dłoni, przypatrując mu się. Nie wiedziała, od czego powinna zacząć. Czy dalej ją kochał? Czy mogła mu przebaczyć i być z nim, ignorując sumienie?
- Musiałam przemyśleć sobie parę spraw – odparła oszczędnie. Milczeniem zachęcał ją, by powiedziała mu więcej. – Poza tym opiekowałam się Jamesem. – Szybko przypomniała sobie, że Nadine przekazała mu inną wersję. – James jest moim bratem – wyjaśniła. – Twoja dziewczyna… to znaczy była dziewczyna… Nadine… ona przyszła i powiedziała mi, że… - Westchnęła. Było tyle do powiedzenia, że nie wiedziała już, co jest z tego najważniejsze. Nicolas wyciągnął rękę i chwycił jej dłoń spoczywającą na blacie. Nie odrywał od niej wzroku.
- Myślałem, że jesteś zakochana w kimś innym.
- Jakbym mogła? Jesteś jedynym, którego kiedykolwiek… - urwała. Nie chciała, żeby ten temat wyszedł w rozmowie tak szybko. Nie miała zamiaru ukazywać mu swoich uczuć jak na dłoni.
Wróciła dziewczyna z ich zamówieniem. Anne odsunęła rękę, przerywając kontakt z Nicolasem. Natychmiast objęła obiema dłońmi kubek z parującą herbatą. Nie powinna pozwolić mu zepsuć całej przemowy, którą przygotowała i przećwiczyła wielokrotnie. Odetchnęła i zaczęła od początku.
- Ponad trzy lata temu mój brat znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Był świadkiem napadu na mężczyznę, kiedy tylko podszedł bliżej, dwóch napastników uciekło wraz z portfelem. Mężczyzna był nieprzytomny. Podbiegł do niego i próbował jakoś pomóc, ale ten już nie żył. James zostawił mnóstwo odcisków palców. Oskarżono go o współudział w napadzie i zesłano do Azkabanu.
Na twarzy Nicolasa pojawił się strach. Czy myślał o swoich dwóch ofiarach? Skoro James odsiedział trzy lata, choć niczego nie zrobił, co groziło Malfoyowi, gdyby wszystko się wydało?
- Byłam tylko nastolatką. W jego sprawę wmieszał się Hunter, nie miał szans na wybronienie się z zarzutów. Zrobiłam wszystko, żeby udowodnić jego niewinność, ale kto chciałby słuchać młodszej siostrzyczki? Poza tym mojej rodziny nigdy nie było stać na dobrych prawników. A z Hunterem nikt nie chciał zadzierać. A propos, wiesz, że nie żyje?
- Anne, muszę ci coś powiedzieć…
- Nie, poczekaj, najpierw ja.
- To ważne.
Przytaknęła, uginając się pod ciężarem jego spojrzenia. Denerwowała się, kiedy traciła wątek. Już i tak ta rozmowa była wystarczająco stresująca.
Nicolas opowiedział jej jednak wszystko o Hunterze, w niektórych momentach ściszając głos tak bardzo, że musiała pochylać się w jego stronę. Jej przemowa straciła znaczenie. Podniosła drżącą dłoń do ust.
- On był naprawdę okropnym człowiekiem – wydusiła z siebie, po czym szybko skupiła się na innej informacji. – Twój ojciec żyje? To niesamowicie… dziwne. Potrzebowałeś mnie. Tyle się wydarzyło, a ja…
- Opiekowałaś się bratem – powiedział Nicolas. – Rozumiem to. Rozumiem też to, że nie zechcesz mieć więcej nic ze mną wspólnego.
- Co?
Ugryzła się w język. Wszystkie jej rozterki na temat tego, czy naprawdę chce z nim być, zakończyły się w momencie, gdy zobaczyła go w Ministerstwie. Nie potrafiła od niego odejść, cokolwiek zrobił.
- Nie zasługuję na ciebie.
Jego słowa zawisły pomiędzy nimi. Powoli pokręciła głową.
- To ja odeszłam od ciebie w momencie, gdy najbardziej mnie potrzebowałeś. To ja nie zasługuję na ciebie.
- Czyli wybaczasz mi? – w jego głosie pojawiła się nadzieja. Anne napiła się herbaty, żeby kupić sobie więcej czasu. To wszystko nie było takie proste. Nie istniało coś takiego jak wybaczenie albo jego brak, nie w tym przypadku.
- Musisz zrozumieć, że to dla mnie trudne. Stałeś się człowiekiem, którego nie poznawałam. Złamałeś wszelkie zasady. Nie powinnam ciebie pragnąć.
- Ale? – dopytywał z nadzieją. Przygryzła wargę.
- Ale nie potrafię przestać.
Odetchnął głęboko, zanim uśmiechnął się do niej tak pięknie, że aż zaparło jej dech w piersi. Miał w sobie niezaprzeczalny urok, coś niebezpiecznego i kuszącego. Nie umiała się temu oprzeć.
- Wyjdź za mnie – powiedział niespodziewanie. Nie zrozumiała jego słów. Miała wrażenie, że powiedział coś w stylu „piękna dziś pogoda”, a jednak czuła, że to coś poważniejszego.
- Słucham?
Zsunął się z krzesła i uklęknął przed nią. Zamrugała, ale nadal go widziała. Więc chyba to nie była halucynacja.
- Może nie znamy się zbyt dobrze – powiedział. - Jest między nami wiele niedopowiedzeń i musimy sobie wszystko poukładać. Wiem, że przestałaś mi ufać. Ale kocham cię, Annelise Susan Campbell, i potrzebuję jak powietrza. Wariuję, gdy nie ma cię w pobliżu. Obiecuję, że nigdy więcej cię nie skrzywdzę. Po prostu wyjdź za mnie.
Czuła wlepione w nich spojrzenia innych ludzi. Gdy poznała Nicolasa, wiedziała, że jest typem chłopaka, który łamie serca. Obiecała sobie, że nigdy nie pozwoli mu, by złamał jej własne. Ale zrobił to, gdy przedłożył ponad nią swoją obsesję. Skąd miała mieć pewność, że coś znów nie okaże się ważniejsze od niej? Rzeczywiście znali się zbyt krótko, by mogła mieć pewność, iż są dla siebie właściwi.
- Nie mam pierścionka – wymamrotał Nicolas. Wyglądał na zmieszanego. – Przepraszam, ale nie przygotowałem się na taką okazję. Pewnie powinienem zaprosić cię na kolację, obsypać kwiatami i komplementami, poprosić obsługę o wrzucenie pierścionka do szampana, czy coś w tym stylu. Ale nie mogłem czekać. Jesteś kobietą mojego życia i już nigdy więcej nie chcę być bez ciebie.
Anne czuła, że zaraz się rozpłacze. Wierzyła w jego słowa, i dlatego tak bardzo się bała. Chciała się zgodzić, ale czy to było rozważne?
- Nicolas, proszę, wstań.
Jednak on wciąż uparcie klęczał.
- Zgódź się, albo każ mi odejść i już nigdy więcej się nie spotkamy. Wszystko w twoich rękach.
- To chyba trochę za wcześnie, żeby teraz decydować o naszej przyszłości. Mamy po niecałe dwadzieścia lat i nie znamy się długo. – Była świadoma, że robią scenę, i chciała stąd jak najszybciej uciec. – Wyjdźmy na zewnątrz, porozmawiajmy…
Nicolas wstał i otrzepał kolano. Przybrał nieprzeniknioną minę, a Anne poczuła, że właśnie popełniła ogromny błąd. Odsunęła z hałasem krzesło i rzuciła się Malfoyowi na szyję, chowając twarz w kołnierzyku jego koszuli. Zesztywniał, ale już po chwili ją objął. Chociaż raz w życiu mogła zrobić coś, czego nie przemyślała.
- Wyjdę za ciebie, ale nie w najbliższym czasie – powiedziała cicho. – Musimy zobaczyć, czy do siebie pasujemy, czy się sobą nie znudzimy, czy…
- Świetnie – przerwał i odsunął ją od siebie, chwytając jej rękę. – Chodź, kupię ci pierścionek.

* * *

- Zwariował!
Ginny stała przed szafą w samej bieliźnie i próbowała zdecydować, co chce na siebie włożyć. Co chwilę wyciągała jakieś ubranie, przyglądała się mu krytycznie i odkładała na miejsce.
- Wiesz, w jego wieku wzięliśmy ślub – zauważył Draco, który leżał wygodnie rozparty na stosie poduszek, z rękoma założonymi za głowę. Był ubrany w dżinsy i starannie wyprasowaną, błękitną koszulę, która sprawiała, że jego oczy wydawały się bardziej niebieskie niż szare. – To znaczy ja byłem w jego wieku – uściślił. Ginny obróciła się, by na niego spojrzeć. Jej wzrok złagodniał.
- Mam wrażenie, że to było tak niedawno. I że byliśmy tacy dorośli, a przecież Nicolas jest jeszcze dzieckiem!
Draco wzruszył ramionami.
- Byłaś dwa lata młodsza od niego, gdy go urodziłaś.
- Ugh. Przestań z tymi wyliczeniami – zirytowała się. Ściągnęła z półki parę spodni, rozłożyła je i zlustrowała uważnie wzrokiem. Po chwili zastanowienia zdecydowała się wciągnąć je na nogi. Szamotała się z drugą nogawką, gdy Draco spytał:
- Czy jesteśmy za starzy na kolejne dziecko?
Straciła równowagę i musiała przytrzymać się szafy, żeby nie upaść.
- Żartujesz sobie – prychnęła. – Nasze dzieci są już prawie dorosłe. Nie zamierzam znowu babrać się w pieluchach.
Draco nie odezwał się. Nie zauważyła tego, podciągając i poprawiając spodnie. Dopiero kiedy spojrzała na niego, dostrzegła, że w zamyśleniu gładzi podbródek.
- Co? – spytała. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że patrzy na człowieka z krwi i kości, a nie wytwór swojej wyobraźni. Nieważne czy dwudziestoletni, czy prawie dwa razy starszy, Draco wciąż sprawiał, że jej serce przyspieszało bicia.
- Masz rację, nasze dzieci dorosły. Ale to ty widziałaś ich w każdym dniu ich życia, dzieliłaś wszystkie smutne i radosne chwile, spędzałaś z nimi święta, wyprawiałaś urodziny, patrzyłaś, jak rosną. Ja nawet jeszcze nie poznałem własnej córki!
Ostatni miesiąc był strasznie zwariowany. Na początku nie mogli się sobą nacieszyć, później zaczęło się bieganie po różnego rodzaju urzędach i tłumaczenie, że Draco jednak żyje, tłumne wizyty rodziny i znajomych, zakupy, przyzwyczajanie się do nowej rzeczywistości. Ginny wiedziała, że Draco, choć jest bardzo ciekawy Convalie, boi się tego spotkania. Nie dziwiła mu się. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji, w której dowiedziałaby się, że ma siedemnastoletnią córkę. Draco opowiadał jej o tym, jak w Twierdzy odliczał czas, który minął, od kiedy ostatni raz widział Nicolasa, i wyobrażał sobie, jak rośnie. Convalie zaś była dla niego abstrakcją i totalnym zaskoczeniem.
- Nie zastanawiałam się nad tym, jakby to było mieć jeszcze jedno dziecko – odpowiedziała w końcu dyplomatycznie.
Nie była zachwycona takim pomysłem, chociaż z drugiej strony… Jak wyglądałoby wychowywanie dziecka wspólnie z Draco? W jej życiu wielokrotnie zdażały się momenty, w których nie miała już siły. Poczucie samotności i ogromnej odpowiedzialności spoczywającej na barkach w końcu przestało być dla niej czymś przytłaczającym, a codziennością, którą zaakceptowała. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że od czasu do czasu nawiedzały ją myśli o tym, jak wyglądałoby życie jej rodziny, gdyby Draco nie odszedł.
Znalazła szmaragdowozielony golf, który przypadł jej do gustu, i założyła go. Nie patrzyła na Draco, pogrążona we wspomnieniach wszystkich tych chwil, gdy towarzyszyła jej wizja, że wpadła w głęboki dół, krzyczy i wymachuje jak szalona, wołając o pomoc, ale nikt nie nadchodzi.
- Nie mogę uwierzyć, że mam cię znów przy sobie – usłyszała głos tuż przy uchu i drgnęła. Nie zauważyła, jak Draco podszedł do niej. Objął ją od tyłu w talii i przyciągnął do siebie. Odchyliła głowę, opierając ją na jego ramieniu. Zamknęła oczy.
- Kocham cię. – Poczuła, że musi to powiedzieć właśnie w tej chwili.
- A ja szaleję za tobą – odpowiedział jej niskim, pociągającym głosem. – Co prawda trochę cię więcej, niż kiedyś… - Uszczypnął ją w bok, na co pisnęła i odskoczyła.
- Wiesz co, lepiej się nie pogrążaj. – Rzuciła mu groźne spojrzenie i zamknęła z trzaskiem szafę. – Chodźmy już, bo spóźnimy się na dworzec.
Draco przymilał się do niej przez całą drogę. Gdy dotarli na peron, zostało im jeszcze pięć minut do przyjazdu pociągu z Hogwartu. Ginny wykorzystała je na wyrażanie swojego niezadowolenia zaręczynami Nicolasa, a Draco cierpliwie to znosił.
- Nawet jej nie poznałam – marudziła. – A on się jej oświadczył. Skąd mam wiedzieć, co to za dziewczyna, czy mogę jej powierzyć mojego syna? Może ona go skrzywdzi, wykorzysta…
Draco pocałował ją, przerywając potok słów. W oddali zagwizdała lokotywa. Ginny spojrzała w oczy swojego męża, i nagle zaczęła się denerwować. Convalie nie zareagowała zbyt dobrze na Danny’ego, który był tylko mężczyzną jej mamy. Co zrobi, gdy pozna w końcu Draco, obcego człowieka, który z dnia na dzień zamieszkał pod ich dachem? Nawet spokojny odcień szaroniebieskich tęczówek nie potrafił jej uspokoić.
Pociąg wjechał z hałasem na peron. Ginny ścisnęła mocniej dłoń Draco. Bardzo zależało jej na tym, żeby on i Convalie poczuli jakąś więź między sobą, tak jak to było z Nicolasem. Bała się jednak, że córka nie będzie chciała mieć nic wspólnego z obcym sobie człowiekiem, którego jak dotąd jedynym wkładem w jej życie było stworzenie go.
Drzwi na całej długości pociągu otworzyły się równocześnie i ze środka zaczęli tłumnie wychodzić ludzie. Wiedziała, że Convalie nie będzie się spieszyć. Nie lubiła tłumów i przepychania się łokciami, wolała poczekać, aż sytuacja się uspokoi. Było jej gorąco, a w ustach zaschło z emocji. Nie była świadoma tego, jak mocno ściska rękę Draco.
- Jest – wyrwało się z jej ust, gdy dostrzegła znajome, jasne włosy. Dokładnie o takim odcieniu, jak włosy Draco.
Convalie zauważyła ich i zatrzymała się na chwilę. Ginny mogła dostrzec w jej twarzy rosnące zdumienie, gdy ta lustrowała wzrokiem swojego ojca. To trwało ułamki sekundy, choć wydawało się wiecznością. Rączka kufra wypadła z dłoni Convalie, gdy dziewczyna podbiegła w ich stronę i z szerokim uśmiechem rzuciła się Draconowi na szyję.
Ginny zorientowała się, że jej własna twarz jest mokra od łez wzruszenia.

~ * ~ ~ * ~ ~ * ~
 
Tadam! Najdłuższy rozdział mojego życia i ostatni Śladu. Zaraz się popłaczę ze wzruszenia :D
Zapraszam na facebooka!
Pamiętajcie, że jeszcze epilog ;) Całusy :*

9 komentarzy:

  1. Nie wiem, czy to jakieś zrządzenie losu, czy co, ale z 1,5h temu sprawdzałam, czy jest nowy rozdział XD Wchodzę teraz na bloggera no i proszę! :D
    O kurczę, że też ten Nicholas jest zdolny do takich rzeczy. :( Shocker!
    Bardzo smuci mnie reakcja Convalie na powrót Draco... Jak mogła powiedzieć, że on dla niej nie istnieje? :( Liczyłam na to, że się ucieszy z dostania kolejnej szansy czy coś. Późniejsza chęć przytulenia strasznie mi się podoba! <3 Chociaż w sumie Convalie moglaby wrócić do domu, to całe zmartwychwstanie z pewnością by jej na to pozwoliło :D
    Rozmowa ojciec-syn <3 Twój Draco jest taki zajebisty. Zawsze był. Boże, jak ja za nim teskniłam! Nie wierzę, że przeżyłam 48 rozdziałów bez niego... Muszę przeczytać Tylko Ty jedyny po raz 96477870 XD
    Oświadczyny, jeju, jeju, jeju! Tak się cieszę! <3 Anne jest taką jego ostoją, Sprowadza go na dobrą drogę, są stworzeni dla siebie.
    Ginny i Draco są tacy słodcy, idealni razem. Uwielbiam ich XDD A Ginny zachowuje się trochę jak Molly hahaha PROSZĘ, NIECH GINNY ZGODZI SIĘ NA KOLEJNEGO MALUCHA!
    W epilogu chcę przeczytać o tym, że mają to dziecko, bo inaczej będę płakać (i tak będę płakać xd).
    Jezu, musze wyglądać jak idiotka podczas pisania tego komentarza, a jak totalna idiotka musiałam wyglądać kiedy czytałam rozdział. Leżę i szczerzę się do ekranu. Uwielbiam Cie i Twój styl. Dziękuję za Tylko Ty Jedyny (dzięki Tobie pokochała Drinny! I sama mogłam zacząć pisać o nich) i za Ślad. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że to napisałaś.
    Czekam na epilog! Kiedy będzie? ;>

    Pozdrawiam i życze weny!
    W.

    [przeklete-dusze]

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, to już pięćdziesiąty rozdział. A po nim tylko epilog... Mam nadzieję, że zaskoczysz nas następną historią ;) Dobra, zaczynam czytanie i komentowanie. Aż nie mogę sie doczekać :D
    Coleen jest bardzo ciekawą postacią. Ogólnie to u ciebie widać każdego bohatera bardzo dokładnie i mnie osobiście strasznie się to podoba. W zasadzie czytając Ślad aż popadam w kompleksy. Niby sama też coś tam piszę i aż chwilami poważnie żałuję, że nie potrafię swoim postaciom nadać tak różnych od siebie charakterów i pokazać ich z różnych stron :( No, ale wróćmy do treści :D Więc Nadine się odnalazła. Fajnie, bo wiem jak C. za nią tęskniła. Siostra, chociażby najgorsza, to jednak ktoś bliski i mimo swoich wad znajduje miejsce w naszym sercu. Podoba mi się to, jak przedstawiłaś ich spacer. Hm... Wait! Nicolas ich podzielił? Widzę, że poznamy kolejne tajemnice młodego pokolenia ;) Fajnie, fajnie, zaskakujesz cały czas. Stanęłaś na wysokości zadania :>
    Ohoho, Coleen chce przeprosić Convalie? Pewnie to przez Nicka. Cokolwiek zrobił, to zapewne przez historię z nim Coleen tak traktowała jego młodszą siostrę. No, ale wracam do czytania :> No i ta refleksja o Lucasie! Boże, kocham cię kobieto za jego kreację <3 Coleen próbująca robić wszystko to, co Rosalie. Ciekawe i jakże prawdziwe. Masz u mnie dużego plusa za to, że przedstawiłaś Coleen jako naprawdę ładną, popularną dziewczynę, która w stereotypowym opowiadaniu zapewne miałaby tłum adoratorów, a ty pokazałaś, że wcale życie takiej nastolatki wcale tak nie wygląda. Choć bardzo chce, to Coleen nie ma (nie miała wówczas) wokół siebie takich absztyfikantów. No i to że siostra załatwila jej chłopaka na bal :) Kurczę i taki zawód z tym Peterem... Przekichane. No, ale ja czekam na Nicholasa, bo to zapewne on namiesza, skoro już o nim wspominałaś. Oho, jest :D I to określany jako anioł, bo to on, prawda? Miałam rację. Czaruś z niego. I tu jeszcze raz robię ukłon w twoją stronę. W większości książek, gdy główny bohater jest kobieciarzem i takim niespokojnym duchem, to prezentowany jest tak jedynie z początku. Ty pierzerz wszystkie jego brudy także na samym końcu, co jest dla mnie naprawdę zachwycające! Czytelnik przez te wszystkie rozdziały miał okazję zmieniać zdanie na jego temat, a do tych "najnowszych" występków znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienia. Teraz natomiast serwujesz nam coś z jego niechlubnej przyszłości. I co? Nie ma za wielu argumentów na jego obronę, prawda? Matko, chyba nie potrafię tego wytłumaczyć. W każdym razie miło, że przedstawiłaś nieciekawy charakterek Nicka z Hogwartu, na jednym z moich ulubionych bohaterów postawiłaś rysę, no i ogólnie zapomnialam co chciałam napisać O_o No, ale miło, że Con. I Coleen się pogodziły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach... Kolej na Juliette :D Wiesz, jakoś tak ją lubię, chociaż trochę mnie denerwuje, ale akurat w jej przypadku, to ma pozytywny wpływ na moją opinię ;) Ach te rozkminy o wyobrażeniu ideału. Sama też stworzyłam podobny wątek, ale to akurat było odbicie mojego ówczesnego stanu. Powiedzmy, że dwa lata temu też zadurzyłam się w takim jednym gościu, który swoją drogą odrobinę przypomina mi Dylana xD No i w zasadzie też mam teraz takie podobne odczucia jak Juliette, więc doskonale ją rozumiem :D No i Natalie jest taka pozytywna xD Podoba mi się różnica z jaką Nat i Julie patrzą na kwestie miłości. Widać, że dzieli ich różnica wieku i doświadczenia (dwa lata w przypadku nastolatek to w pewnych względach całkiem sporo, a przynajmniej na pierwszy rzut oka).
      Omg, to będzie najdłuższy komentarz w moim życiu. Obawiam się, że możesz usnąć, bo jeszcze nie jestem w połowie rozdziału O_o Też nie rozumiem fenomenu Dylana :D Ale z drugiej strony to całkiem naturalne, nie sądzisz? Nie spodziewałam się jednak po nim, że zwróci się do Juliette po tym jak Connie go spławiła. Końcówka wątku panny Weasley jest cudowna :P Też jestem ciekawa jak rozważna Natalie zachowa się w obliczu ogłupienia podczas zakochania :D
      W porównaniu Lucasa z Dylanem, ten pierwszy wygrywa pod każdym względem. Taki niepokorny, co prawda blondyn, ale jakoś to przeboleję, wiedzący czego chce, dżentelmen, który pomaga przy wysiadaniu z powozu... Trudno takich znaleźć... Oh, wait. Chociaż tak szczerze, to nawet nie. A przynajmniej takich dżentelmenów, bo wbrew pozorom ja znam ich całkiem wielu. Chyba, że moja (była, od dwóch dni :< ) szkoła jest jakimś wyjątkiem xD No, ale wróćmy do Connie i jej historii. No... Lucas jest niezwykły <3 Convalie postąpiła rozsądnie, przynajmniej moim zdaniem. Jasne, nie musiała iść z Lucasem wtedy do łóżka, no ale powiedzmy sobie szczerze, czy te wszystkie historie choć trochę by nas wciągnęły czy zainteresowały, gdyby bohaterowie zawsze robili to co powinni? Oczywiście, że nie. Poza tym charaktery ludzi są różne i człowiek czasami nawet sam siebie zaskakuje swoim zachowaniem. Czuję, że odbiegam od tematu. Doskonale, że Convalie była szczera z Dylanem. Myślę, że to do niego najlepiej dotarło i ta szczerość panny Malfoy była dla niego cenniejsza niż gdyby ta próbowała to jakoś ułagodzić.
      Connie w centrum uwagi. No cóż, ani trochę się nie dziwię. Młodzi przecież zawsze są zainteresowani życiem uczuciowym innych, a hogwardzka społeczność nie jest przecież jakaś przeogromna, więc czymś ci nastoletni czarodzieje muszą żyć xD Ooo i Nicky się odezwał. Con słusznie zauważyła, że nie odpisywał, ale tego, że to wszystko przez sowę, to sie nie spodziewałam! Prędzej bym uwierzyła, że to Harvey je niepostrzeżenie zjada, chociaż nie wiem dlaczego O_o Mam dziwne wyobrażenia.

      Usuń
    2. Sprawa z odnalezionym ojcem. Pewnie na miejscu Connie wcale nie chciałabym tak szybko uwierzyć, że kompletnie obcy człowiek jest moim ojcem. Chociaż z drugiej strony myślę, ze ciekawość by zwyciężyła. Mam nadzieję, że i u panny Malfoy tak będzie. W końcu Draco zasługuje na to, aby w jego życiu wszystko się ułożyło.
      Convalie i Lucas to takie wielkie oooooch. Nie mogę się nie uśmiechać jak o nich czytam. No, ale nasuwa mi się też na myśl pytanie, czy umieściłaś w tym rozdziale wątek Anne i Nicky'ego. Wiesz, jestem ich wielką fanką :D Aha, i zazdrosny Norwood jest wprost rozczulający!
      Haha, ślizgoni w przedziale razem xD Niby to nic dziwnego, ale dla Connie i Michaela to musi być chyba jak poczucie się w obcym środowisku. W końcu dopiero tak jakby dołączyli do tej wesołej paczki. No i przedstawianie się Michaela całkowicie podbiło moje serce. Lucas jak zawsze miły z tym gównem :D Ale namieszałaś z tą Amarie. No, ale fajnie, fajnie. Nabrałaś mnie z tym, że jest prawdziwą wróżbitką. No i Rose, która przeprasza. Zawarłaś w tym rozdziale po prostu wszystko ;P
      Kurczę, te wątpliwości Nicka są takie ujmujące. No bo wiadomo. Jest młody, popełnił kilka błędów i nie zawsze był dobrym człowiekiem. I świetna jest postawa Dracona. Widać, że nie chce aby jego dziecko spotkało cokolwiek złego, wytworzyła się między nimi taka piękna więź.... Wielkie brawa za tą rozmowę i opis tego, jak Nick postanowił zmienić swoje życie. Swoją drogą Nick jako prawnik, to BARDZO ciekawa opcja. Zawsze miałam słabość do bohaterów na wysokich stanowiskach. Niech idzie na te studia xD
      Anne! Jestem taka szczęśliwa, że widzę ich razem. I fajnie, że wyjaśnili sobie wszystko. Nareszcie ich życie wraca na właściwe tory. I muszę przyznać, że co jak co ale oświadczyn w takim wydaniu się nie spodziewałam. Mam ochotę powiedzieć: "Cały Nick"!
      "- Nie wolisz przypadkiem kawy? – spytała, kiedy zostali sami. Nicolas wzruszył ramionami.
      - Wolę ciebie."
      Mój ideał <3
      Haha, Draco namawiający Ginny na dziecko. No i w ogóle Ginny martwiąca się o Nicka. Swoją drogą fajnie by było jakby mieli jeszcze jednego małego Malfoya. Wyobraź sobie później, że Nick albo Connie miałoby niedługo później swoje maleństwo i jakby to fajnie wyglądało w Hogwarcie xD Możnaby wymyślić do tego niezły scenariusz!
      I sytuacja na peronie. Mistrzostwo. Podoba mi się ostatnio zdanie ;)
      A teraz, pozostaje czekać na epilog. Mam nadzieję, że pojawi się szybciej niż ten rozdział :D To był najdłuższy komentarz w moim życiu i liczę na to, że nie przeraziłam cie za bardzo. Wiesz, robię wszystko tylko nie przygotowywuję się do matury ;)
      Pozdrawiam
      Annetti

      Usuń
  3. Ja póki co zaznaczę, że tu byłam i przeczytałam :p skomentuję szerzej później, bo muszę to przetrawić ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale mnie zaskoczyłaś z tym pojednaniem między Coleen, a Con! Jestem w szoku, że panicz Malfoy był aż takim latawcem - fajnie widzieć jego dwa oblicza; gdy oświadczył się Anne, to stwierdziłam, że super to wszystko połączyłaś. No i wyjaśniła się ta cała nienawiść itd. Przydało się takie wyjaśnienie, a rozmowa między siostrami pomogła mi sobie poukładać to w głowie i wyobrazić jak to wyglądało. Bobas u Ginny i Draco? Z jednej strony okej, ale w sumie mi by się nie chciało w tym wieku bawić w kolejne niańczenie, więc nie dziwi mnie reakcja Ginny. A równocześnie rozumiem Draco. No ale decyzja nalezy już do nich, mam nadzieję, że nawiążesz, co do tego w epilogu ;D. Nicholas prawnikiem? A u nich też jest magiczna aplikacja? Ciekawie, ciekawie, może mu dobrze zrobi nowa praca, będzie miał jakieś zajęcie i nie będzie już szukał guza! Związek Convalie i Lucasa - miód! Zrób im jakiegoś bobasa, czy coś i Draco z Ginny będą wychowywać haha. A tak serio, to fajnie, że w końcu jej się ułożyło po tych całych rozterkach, a jej przemyślenie w końcu są szczęśliwe. Juliette pięknie pożegnała Dylana, należało mu się. Kiedyś go lubiłam, a potem był taki mdły troszkę, ale to dobrze - Convalie mogła zobaczyć jakie ma ekstra, mega ciacho obok o fajnym imieniu ;D. Ta podróż Ślizgonów taka... hmm... ciężko mi to określić, ale ja bym chyba zwiewała, atmosfera taka sobie, miejmy nadzieję, że jak wrócą po wakacjach, to nie skoczą sobie do gardeł. Ale kreacja bohaterów epicka, super przedstawiłaś Rosalie, lubię takie charakterne osoby. Co do powitania na dworcu... jakoś nie mogłam sobie tego wyobrazić, co prawda opis super, naprawdę, ale chyba już tak pracowała moja wyobraźnia, że ten obrazek odrzuciła.. Później przeczytam jeszcze raz i zobaczę, czy jest już ze mną lepiej. Czekam na epilog! Bardzo, bardzo, bardzo już jest przeze mnie wyczekany :D nie każ mi czekać 2 miesięcy, bo oszaleje :D <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie moge uwierzyc, ze koniec juz tak bliski. :C
    Opowiadanie, jak dobrze wiesz, jest genialne. :D Powrot Draco wymyslilas lepiej, niz moglam sobie wyobrazic.
    Niezle mnie zaskoczylas, a nawet zszokowalas, opowiadaniem Coleen. Nie pomyslalabym, ze Nicolas jest do czegos takiego zdolny... Hmm Jednak to pokazuje, jak dobra jestes w pisaniu. Nawet w ostatnim rozdziale potrafisz zaskoczyc. :D
    Ciesze sie, ze dalas szanse Draco i Annie. Moim zdaniem pasuja do siebie jak Ginny i Draco. :D No i Convalie i Lucas... Jednak z Dylana zrobil sie niezly ***. XD
    Rozbawilas mnie odprawa Dylana przez Julie... To bylo piekne. :D
    Rozbawily mnie narzekania Ginny o tym, ze nie zna Anne. Az sobie wyobrazilam scenke, gdy sie poznaja. :D
    Mowilam Ci juz, ze kocham twojego Draco? *.* Jego sposob mowienia, zachowania, teksty... Wszystko! Takiego go lubie, a ty go swietnie wykreowalas zarowno teraz, jako starszego, ale w mlodszej wersji takze. :)
    Hahaha Ginny i Draco beda miec kolejne dziecko? :D Byloby super, az sobie to wyobrazilam, naprawde. Ciekawe, czy sie zdecyduja... :P
    Ciesze sie, ze jest jeszcze epilog, bo po tym rozdziale czuje straszny niedosyt. mimo ze byl taki dlugi. Ta historia chyba nigdy mi sie nie znudzi. < 3
    Teraz lece jeszcze czytac epilog, i tam pogratuluje swietnej wyobrazni, stylu pisania i co tam jeszcze przyjdzie mi do glowy. :D
    ~~ mlodzia113

    Ps. Przepraszam za brak polskich znakow, ale moja klawiatura ostatnio sie zbuntowala, co mnie strasznie irytuje. :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, ładnie poprosiłaś, to może się wezmę i coś tam jeszcze dzisiaj zdążę zrobić. Może tak będzie lepiej, od razu z rozpędu, zanim uda mi się to odłożyć na kolejne kilka miesięcy *lol2* Ale uprzedzam, smutki będą!
    Coleen! Tak! Dobrze się zaczyna, może to nie była taka zła decyzja z mojej strony. Ach, Coleen <3 Wiem, że masz teraz domykać różne wątki i martwiłaś się, ile to masz tych bohaterów, ale bez dwóch zdań – oprócz tych najgłówniejszych – to właśnie jej losy mnie interesują najbardziej.
    O, i Nadine! Cóż, fakt, że posunęła się bardzo daleko i trudno było zachować jakieś resztki sympatii wobec niej. Ale jednak, znalazła pomoc, wydaje się, że wraca do równowagi i to chyba dobrze. Także ze względu na Col – w końcu to jej siostra. Jeśli mają jakieś szanse na odbudowanie relacji, to może być tylko dobra wiadomość. Ale pozostaje pytanie o tę jej historię z Malfoyem – ale nie ma co się zastanawiać, bo wygląda na to, że wreszcie się wszystko wyjaśni już lada moment.
    „tych dwoje jest sobie pisanych” – no ba! Zawsze to powtarzałam! :D (to o Connie i Lucasie jakby co)
    A propos, losów Rosalie też mogę być trochę ciekawa. Może nie miała najlepszego charakterku, ale mimo wszystko jakoś ją lubiłam.
    Oj, no to mamy, całą przykrą historię. To rzeczywiście wiele wyjaśnia, jeśli chodzi o jej zachowanie. No cóż, pozostaje tylko mieć nadzieję, że moja Col doczeka się swojego happy endu!
    A naszego Nicky’ego stawia to w nieciekawym świetle, zwłaszcza jeśli rzeczywiście „skrzywdził wiele dziewczyn”. No cóż, on też przynajmniej koniec końców wydoroślał.
    O, Juliette! Hej, Juliette! No, ciekawe, jak jej się powodzi. I w ogóle ciekawe co tam u Dylka! Nie pamiętam jaki zwykle miałam stosunek do Juliette, ale wydaje mi się, że tu wreszcie widzę ją trochę… poważniej. Często wydawała się taką trochę głupawą trzpiotką, przesadzała z tą swoją zaborczością i tak dalej i była tylko przeszkodą na drodze do związku Dyla i Connie. A jednak było to dla niej coś poważnego i też została zraniona. To znaczy, myślę, że dało się to odczuć już wcześniej, tylko nie bardzo pamiętam, w każdym razie tu na pewno to widać. I dobrze, że wraca do siebie. Ma rację, nie powinna przestawać być sobą, żeby pasować do czyichkolwiek wyobrażeń. I wow, wygląda na to, że nawet z Connie pozostaną w dobrych relacjach? Milusio.
    „Nie potrafiła jednak zrozumieć, na czym polegał fenomen Dylana.” – no właśnie, otóż to! Cóż to taki Dylek, że wszyscy na niego lecą? Phiii. Nie ma to jak Lucas :D
    Pffff! Dylek nagle się nawrócił? Chce wracać do Julki? A to niespodzianka! Smutno mu samemu? Trochę dziwne, że o niej pomyślał, ja tam zawsze mówiłam, że nie bardzo do siebie pasują.
    Ha, Natalie, sensowna dziewczyna ;) Ciekawe, czy tę spokojną głową zachowa i w swoim czasie nie da się zwariować miłości… :P
    Oj, Connie, i widzisz, ile się nauczyłaś. Musiałaś praktycznie stracić Lucasa, żeby nauczyć się go doceniać! I to dla jakiegoś Dylka! Dobrze, że przejrzałaś na oczy. I że nie było za późno, żeby to wszystko naprawić.
    Haha, Connie, jaka gwiazda Hogwartu z tym swoim bujnym życiem uczuciowym :D
    „najprawdopodobniej na pierwszej stronie Proroka Codziennego zobaczy zdjęcie mężczyzny, który jest jej ojcem” – ha, jak to brzmi! Dosyć surrealistyczna sytuacja, nieprawdaż?
    Zastanawiałam się nad reakcją Convalie na te wszystkie rewelacje i pasuje do moich wyobrażeń. Nigdy nie miała ojca, nie myślała o nim, więc spodziewałam się, że nie zacznie podskakiwać z radości na tę informacje, tylko będzie właśnie jakiś taki dystans, jakieś wyparcie. Że przyda jej się trochę czasu. Cóż, chyba lepiej, że dostała te wiadomość listownie, że może to teraz jakoś przetrawić. Gdyby taka rewelacja spadła na nią osobiście, mogłoby być trudniej.
    Mm, babeczka z dżemem malinowym? Brzmi apetycznie!
    Księżniczko <3
    Ach, Lucas chyba czytał ten poradnik o niemarwieniu się, który mi poleciłaś. Rada jakby prosto stamtąd :D
    „Co, Dylcio się nie spisywał?” – Mwahahahahaha! Ach, Lucas, Lucas! ]:->

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, Rosalie! W ogóle co się stało z tą… czekaj, która to przyjaźniła się z Con? Ivy, tak?
      O, właśnie, Ivy. Mówiłam. Jakoś tak dawno jej nie było mam wrażenie…? Ale ja mało pamiętam :P
      Och, no co Ty? Ta wielka przepowiednia dla Col – której za bardzo nie pamiętam, ale chyba był coś o jakimś chłopaku? – to blef? Buu! A byłam ciekawa, czy coś z tego zdąży jeszcze wyjść! Ale to też niezły zwód z Twojej strony :P
      „mam tysiąc powodów, żeby cię nienawidzić, zaczynając od tego, który wgapia się w ciebie jak cielę.” – haha, never change, Rose! Jak mówiłam, może być wredna, ale ma w sobie to coś. Nie ma to jak moje ulubione Wredne Ślizgonki <3
      W sumie Rose kojarzy mi się trochę z Hanką z Pretty. Może Hanka nie jest taka wredna, ale ma trochę niewyparzony język. I jak tak przed chwilą rozmawiałyśmy o twarzach bohaterów, to nie pamiętam, kto był oryginalnie Rose, ale widziałabym teraz Hankę. Z tymi krótkimi włosami. (Co prawda ups, z tego co kojarzę to Hanka była akurat Connie. No cóż. Peszek :P)
      Och, Nicky. „Nie jesteś złym człowiekiem, Nicolasie. Po prostu zbłądziłeś.” – i to jeden z naszych głównych motywów, nieprawdaż? Pamięć mam krótką, ale wydaje mi się, że za śladu cytat na belce się odnosił właśnie do błądzenia i odnajdywania. Dobrze powiedziane. Tak jak ostatnio wspomniałam, Nicky miał poplątaną tę swoją ścieżkę ostatnimi czasy, ale fundamentalnie nie jest złym człowiekiem. I nawet coś dobrego przez to osiągnął.
      Oooch, i wracamy do naszej przepowiedni. Kurczę. Naprawdę czuć, że to koniec i że wszystko dopinamy! :( To znaczy właściwie powinnam się cieszyć, oczywiście, wszystko się wyjaśnia i tak dalej, ale wiesz. Koniec! Smuteczek!
      Haha! Ależ ładnie to zrobiłaś. Wspominałaś, że trochę te plany śladowe Ci się zmieniły z biegiem czasu i wydaje mi się, że wątek Nicky’ego miał iść trochę inaczej. Ale jakkolwiek planowałaś i zmieniałaś, to na pewno koniec końców zgrabnie to wyszło. Zdecydowanie brzmiało jak nasz drogi Dumbcio, no i bardzo pasuje do tego przesłania całego HP, że zdolność do miłości, człowieczeństwo, dobro i takie tam są cool.
      Na wzmiankę o kawiarni przypomniały mi się inne wielkie sceny kawiarniane. Znaczy, mgliście kojarzę, że Nick i Ginny byli w kawiarni swego czasu w ttj. I ją bardzo starannie wtedy opisywałaś. I Cassie z Northem tez kiedyś w kawiarni byli. Pamiętam jak to pisałam na moim starym kompie! :D
      Oho, oho, to ich spotkanie wygląda obiecująco. Może i to się ułoży i będą mieli happy end mimo wszystkich przejść :D
      Kurczę, tez się zamyśliłam jak Anne, przejechałam wzrokiem to „wyjdź za mnie” i do mnie nie dotarło *lol2* Woah! Poważna propozycja!
      Aww, jak słodko <3 Wszystko się tak ładnie układa!
      Dziecko, powiadasz? No, to by było niezłe zaskoczenie! Ale miło ich widzieć znowu razem. Draco i Ginny. Naszego Draco, całego i zdrowego, po tych wszystkich latach! I nawet nie jest tak straumatyzowany jak się obawiałam.
      Jej! I Connie wygląda na to, że go jednak zaakceptowała! No pięknie :D
      Czyli ostatni rozdział za nami, hmm? O rany. Jeszcze tylko epilog… Już się wszystko praktycznie porozwiązywało, poukładało… Miło! Mówiłaś, że tym razem kierujesz się w stronę bardziej szczęśliwego niż dramatycznego zakończenia i choć przyznam, że dramatyczne potrafią mocno przywalić wrażeniem, to jednak miło, jak czasem się dobrze układa. I bohaterowie, do których człowiek się tak przywiązał, odnajdują swoje happy endy.
      Mówisz, że najdłuższy? Ile miał? Rzeczywiście, długi się wydawał. Ale miałaś dużo do pozamykania tam!
      Oho, widzę, że pojawia mi się konkurencja odnośnie długości komentarzy :D
      Mogłabym jeszcze powylewać trochę końcowoopowiadaniowych sentymentów, ale myślę, że to zostawię na epilog. I to chyba nie dzisiaj. Sama widzisz, ile mi czasu zajmuje to wszystko *lol2* No, więc ten. Do zobaczenia jeszcze niedługo. Ach, śladzie… będę tęsknić jak cię skończę!

      Usuń

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)