Było
ciemno. Czerń torturowała jego oczy, nie pozwalając dostrzec tego, na czym tak
bardzo mu zależało – miejsca swojego pobytu. Nie wiedział, czy pomieszczenie
jest małe, czy może duże, jak wysoko znajduje się sufit, czy ma szansę na
znalezienie wyjścia. Leżał na lodowatej podłodze, której nierówności boleśnie
wbijały się w całe jego ciało. Gdy stracił przytomność, musiał zostać
bezceremonialnie rzucony w miejsce, w którym się teraz znajdował, czuł to
bowiem w całym ciele. Miał wrażenie, że jest posiniaczony. Związane nadgarstki
i kostki piekły go, miał wrażenie, że jeśli się poruszy, to sznury przetną jego
ciało bardzo głęboko. Chłód podłoża koił trochę ból piekącego policzka.
Nicolas
wiedział, że nie może tak leżeć w nieskończoność. Musi wstać, wydostać się
stąd, choćby za cenę własnego życia. Wolał umrzeć jako ktoś, kto próbuje
odzyskać wolność, niż leżąc na podłodze jak ostatnia oferma. Poruszył się
odrobinę i syknął, czując nierówność wbijającą się w jego obolałe ramię.
Przeszkadzało mu to, że ręce ma związane z tyłu Było mu trudno podeprzeć się na
nich, gdy próbował usiąść, ale po kilku próbach udało mu się to. Czuł na
dłoniach zaschniętą krew. Musiał spróbować wyswobodzić się z więzów, ale każdy
ruch powodował ogromny ból. Podkurczył nogi, zbliżając kolana do twarzy i
rozbujał się, chcąc wstać. Kilkakrotnie omal się nie przewrócił, ale po paru
próbach udało mu się wyprostować.
Nie
mógł liczyć na swój wzrok – w pomieszczeniu było tak ciemno, że nie potrafił
nic dostrzec. Nie wiedział, w którą stronę powinien się kierować. Nie mógł
odejść na związanych nogach, więc podskoczył raz i drugi, zmierzając przed
siebie. Zdawało mu się, że z tamtej strony dobiegł go powiew wiatru, dlatego
pomyślał, że to właśnie tam może się znajdować wyjście.
Skakanie
na związanych nogach nie było wcale proste, zwłaszcza jeśli wciąż towarzyszyła
mu myśl, że może uderzyć głową o sufit lub wskoczyć na ścianę. Zacisnął jednak
zęby i z determinacją poruszał się wprzód. Nim dotarł jednak do wyjścia,
usłyszał jakiś ruch i mrożący krew w żyłach pisk wydany przez otwierane, stare
drzwi.
Nicolas
znieruchomiał, gdy zobaczył przed sobą oślepiające światło różdżki. Starał się
nawet nie oddychać. Przez chwilę nic się nie działo, a później…
-
Chyba sobie żartujesz – zganił go ochrypły głos i, nim się zorientował,
przybysz podszedł do niego i z rozpędu uderzył go pięścią w twarz.
Nicolas
zatoczył się i upadł. Stęknął, gdy jego obolałe ciało zderzyło się z podłożem. Szybko
wykręcił głowę, próbując dostrzec twarz mężczyzny, ale ten trzymał różdżkę w taki
sposób, że światło jedynie rzucało blady cień na jego zakapturzoną głowę, nie
pozwalając na rozpoznanie go. Mężczyzna schylił się, przybliżając różdżkę do
twarzy Nicolasa, który utkwił wzrok w rozżarzonej końcówce. Nie śmiał się
poruszyć.
-
Lepiej siedź tu grzecznie i nie narzekaj, to nic ci się nie stanie.
-
Dlaczego? – spytał Nicolas i zdziwił się na brzmienie swojego głosu: głośnego,
stanowczego i czystego. Miał sucho w ustach, strasznie chciało mu się pić.
Mężczyzna
zaśmiał się krótko, niemal dotykając różdżką jego twarzy.
-
Ponieważ Pan tak chce.
-
To na pewno nie jest mój Pan – odparł
Nicolas, krzywiąc się. Taka bliskość różdżki wywoływała u niego niepokój, ale
postanowił być twardy i nie pokazać nic po sobie. Na pewno tak postępowałby
Draco, a Nicolas chciał go naśladować. – Co to w ogóle za tytuł? „Pan”. – Prychnął.
Wyczuł,
że zdenerwował mężczyznę, który zbliżył twarz do jego własnej. Zabłyszczały
ciemne oczy i uwydatniły się bruzdy na twarzy. Nicolas był przekonany, że nigdy
wcześniej go nie widział.
-
Na pewno nie taki, z którego można żartować. Zrób to jeszcze raz, a pożałujesz.
Nicolas
podniósł gwałtownie głowę, uderzając nią w różdżkę i wytrącając ją z dłoni
niczego niespodziewającego się mężczyzny. Ta upadła z pustym dźwiękiem na
podłogę i potoczyła się po niej, gasnąc. W tym momencie Nicolas poczuł na
swojej szyi uścisk dużych, silnych dłoni, przygniatających go do podłogi. Jego
oczy napełniły się łzami, gdy nie mógł oddychać. Próbował się szarpać, ale ręce
tylko coraz bardziej napierały na jego gardło, zupełnie pozbawiając go tchu. Był związany i zbyt słaby. Nie potrafił się
obronić.
*
* *
Gdy
się ocknął, siedział na twardym, drewnianym krześle. Jego nogi były przywiązane
do nóżek, a ręce do oparcia. Ktoś zasłonił jego oczy opaską. Mógł jedynie zdać
się na węch i słuch. Czuł zapach wilgoci i chłód na ciele, gdzieś w oddali co
kilka sekund rozlegał się dźwięk kapiącej wody. Wszystko bolało go tak bardzo,
że już nawet poruszanie się nie mogło niczego zmienić. Szamotał się, aż
rozbujał krzesło i razem z nim przewrócił się, uderzając z impetem głową o coś
twardego. Przed oczami ujrzał gwiazdki.
Usłyszał
szuranie kroków o podłoże i po chwili poczuł na sobie dotyk czyichś rąk,
podnoszących go razem z krzesłem z ziemi. To były co najmniej dwie osoby.
Poruszał głową na boki, jakby mogło mu to pomóc w zobaczeniu czegokolwiek.
-
Masz szczęście, że Pan chce cię żywego – usłyszał syk i rozpoznał głos
mężczyzny, który go dusił.
-
Nie próbuj uciekać, to może nawet zostawimy cię w spokoju.
-
W takim razie możecie zabić mnie już teraz – odpowiedział im Nicolas, nie
wykonując żadnego ruchu. – Ja nie zamierzam się wam poddać.
Usłyszał
rechoczący śmiech i zacisnął usta w wąską linię, powstrzymując się od
wykrzykiwania obelg. Jego sytuacja nie była zbyt fortunna i, mimo zapewnień,
nie zamierzał jej pogarszać… no cóż, na razie.
-
Chętnie zobaczę, jak się wydostajesz – stwierdził pierwszy głos, będąc bliżej
niż wcześniej. Mężczyzna prawdopodobnie pochylał się nad Nicolasem, tworząc
wrażenie poufności, gdy mówił wprost do jego ucha.
Na
jego słowa Nicolas szarpnął kilkukrotnie rękoma, ale te, przywiązane do
krzesła, nie mogły mu w niczym pomóc. Mężczyźni znów się zaśmiali, a głos tego,
który się pochylał, oddalił się, jakby wstał.
Nicolas
czuł się upokorzony. Nic nie widział, prawie nie mógł się ruszyć i był
całkowicie uzależniony od kogoś, kogo nigdy wcześniej nie spotkał. Burczało mu
w brzuchu, bolały siniaki na całym ciele i piekły go miejsca, w które wpijały
się liny. Nie podobał mu się zatęchły, nieco wilgotny zapach miejsca, w którym
się znajdował, a na dodatek chciało mu się siku. Nie miał jednak zamiaru się do
tego przyznać. Zacisnął zęby, znosząc w ciszy komentarze na temat tego, że
wygląda teraz jak menel i jest zdany na ich łaskę. Chciał, żeby chociaż
podnieśli go z tej ziemi, otrzepali policzek, w który wbijały się
niezidentyfikowane przez niego drobinki i zostawili w spokoju. Cały czas
powtarzał sobie, że to jakiś idiotyczny sen, z którego już za niedługo się
obudzi. Nigdy, przenigdy w całym życiu nie wyobrażał sobie, że znajdzie się w
takiej sytuacji.
Gdy
mężczyźni skończyli z niego drwić, po krótkiej wymianie zdań zdecydowali, że
wypadałoby podnieść więźnia z podłogi, choć nie byli do tego chętni.
-
Pan nie byłby zadowolony, gdyby zobaczył go przewróconego.
-
Tego nie wiemy na pewno. Pan jest nieprzewidywalny.
-
I nie lubi tego gnojka.
Nim
Nicolas zdążył się zorientować, co się dzieje, poczuł, że mężczyźni podnoszą go
i znów siedział na krześle, tym razem czując piekący ból policzka i żałując, że
tak się wcześniej szamotał. Nie miał szans na wydostanie się z tych więzi, a
nawet jeśli, to co dalej? Nawet nie wiedział, gdzie jest. Mógł być w jakiejś
jaskini, gdzieś głęboko pod ziemią, odgrodzony od świata setką tuneli i ślepych
zaułków. Mógł być w jakimś lochu. Albo w czyjejś piwnicy. Denerwowało go to, że
nie może się nigdzie umiejscowić. Czuł się tak, jakby wykreślono go z mapy, a
najgorsze było to, że nikt nie przyjdzie go szukać. Był zdany tylko i wyłącznie
na siebie.
-
Pan się z tobą porachuje, szczeniaku – zagroził jeden z mężczyzn, ale nie
napawało to Nicolasa strachem. „Pan” był kimś odległym, nieznanym i na tę
chwilę nierealnym.
-
A co, sam nie potrafisz? – wyrwało mu się, gdy rozmyślał, jak mógłby się
wyswobodzić i nic nie przychodziło mu do głowy.
Poczuł
mocne uderzenie w obolały policzek i jęknął mimowolnie, odginając głowę.
-
Pan jeszcze nauczy cię pokory, gówniarzu – odezwał się drugi z mężczyzn. – Mam
wrażenie, że jest ci tu zbyt swobodnie.
Nicolas
nie wiedział, co ma na myśli, póki nie poczuł materiału zbliżającego się do
jego ust i zawiązywanego ciasno wokół jego głowy. Chciał zaprotestować, ale
materiał skutecznie wytłumił słowa, sprawiając, że brzmiały jak ciąg bezładnych
dźwięków. Świetnie.
*
* *
Nicolas
próbował zmusić się do zaśnięcia, licząc baranki, ale było mu zbyt niewygodnie.
Burczało mu w brzuchu, chciało mu się pić i musiał skorzystać z toalety. Nie
miał o co oprzeć głowy i kark bolał go nieznośnie, gdy starał się znaleźć
wygodną do spania pozycję. Był niesamowicie zmęczony, ale sen nie chciał
nadejść. Nie wiedział, ile czasu już siedzi praktycznie bez ruchu – godzinę,
dwie, może dziesięć, a może cały dzień. Czuł, że nie wytrzyma już dłużej, a
równocześnie nie mógł nic na to poradzić. Miał ochotę krzyczeć, szarpać się i
uciec stąd jak najprędzej, ale wiedział już, że to nie skończy się dobrze. Jego
uwagę przykuł jakiś szmer w oddali, kroki i zbliżające się głosy. Nie mając nic
lepszego do roboty nastawił uszu, mając nadzieję, że dowie się czegoś nowego o
swojej sytuacji.
-
…nieprzemyślane… błąd… kara… - denerwowało go to, że dochodziły do niego tylko
strzępki rozmowy, które nie były w stanie powiedzieć mu niczego konkretnego. -
…co robić?... nie w naszym stylu… To przecież wbrew temu, co zawsze robimy!
-
Ale to polecenie Pana…
-
Pana! I gdzie on teraz jest? Kazał go zostawić przy życiu, niepomny na
konsekwencje i…
-
Jeśli masz jakieś obiekcje, to mu o tym powiedz.
-
Oczywiście, bo ty zamierzasz z pokorą wykonywać każdy rozkaz.
-
Zobacz. Jest spokojny. Nic mu się nie stanie, jeśli poczeka jeszcze trochę. Nie
jest dla nas problemem.
-
Jest zagrożeniem.
Mężczyźni
najwyraźniej przystanęli, przyglądając się mu, ale nie mógł być tego pewien.
Denerwowało go ograniczenie bodźców. Miał ochotę zerwać przepaskę z oczu, przez
co bycie związanym jeszcze bardziej go frustrowało. Z braku snu bolała go
głowa. Chciał po prostu odpłynąć. Może powinien ich sprowokować, żeby go
uderzyli, a wtedy straci przytomność, aby nie musiał tego wszystkiego czuć, cierpieć…
Mężczyźni zaczęli się oddalać.
-
Nie uważam, żeby to było dobre posunięcie. Do czego on jest mu potrzebny? Czego
od niego chce?
-
To już sprawa Pana. Nic nam do tego.
-
Chcesz mi powiedzieć, że nie jesteś nawet odrobinę ciekawy… to co się dzieje…
być może… bezradność – głosy oddalały się, cichnąc i mieszając ze sobą, aż
pozostała plątanina nic niemówiących dźwięków. Oni sami nie wiedzieli, dlaczego
Nicolas tu jest. To było bardzo niepokojące, a równocześnie dało mu odrobinę
satysfakcji, że nie jest jedynym, który nie ma pojęcia, co się dzieje.
*
* *
Wydawało
mu się, że dopiero zdążył zamknąć oczy, gdy z głębokiej czerni snu i
nieświadomości wyrwało go nagłe i gwałtowne szarpnięcie. Spanikował, nie mogąc
nic zobaczyć i zaczął się szarpać, odkrywając ze zdziwieniem, że jest
skrępowany, i dopiero po kilku chwilach przypomniał sobie o swoim położeniu.
-
Spokój, Malfoy – usłyszał nieprzyjemny, basowy głos, przyprawiający go niemalże
o ciarki. Poczuł dotyk z tyłu głowy i zaprotestował krzykiem, który został
stłumiony przez knebel w jego ustach. – Nie szamocz się. I siedź cicho.
W
stosunku do tego konkretnego mężczyzny, którego głos słyszał po raz pierwszy i
identyfikował go z kimś barczystym, wysokim i silnym, a nade wszystko
przerażającym, czuł dziwny rodzaj respektu. Nie rozumiał, dlaczego zgodnie z
poleceniem znieruchomiał. Wyczuł, że mężczyzna stanął za jego plecami, i chwilę
później poczuł, jak uwalnia go z knebla. Poruszył szczęką, pozbywszy się
materiału dotychczas krępującego ruchy mięśni.
-
Dokąd mnie zabierasz? – spytał, gdy przybysz męczył się z więzami krępującymi
jego dłonie. Nicolas był przekonany, że nie rozwiązuje go tylko po to, żeby
było mu wygodniej. Nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie. Sznur puścił,
uwalniając jego ręce, które zabolały w proteście na zmianę pozycji. Rozruszał
barki i stawy łokciowe, a później zaczął masować obolałe nadgarstki. Pod
palcami wyczuł strupy i zaschniętą krew.
Mężczyzna
tymczasem rozwiązał sznury więżące jego nogi. To była niesamowita ulga móc w
końcu się poruszyć. Nicolas odruchowo sięgnął do opaski przesłaniającej jego
oczy, ale zatrzymał ręce w połowie drogi, czując wbijający się w plecy koniec
różdżki przybysza.
-
Ani mi się waż – upomniał go poirytowany głos. Nicolas powoli opuścił ręce na
kolana, nie zamierzając walczyć. Nie miał na to sił, był głodny i okropnie
chciało mu się pić. Poczuł, że jego nogi odzyskują swobodę. Ucisk różdżki na
plecach nie zelżał. – A teraz wstań, powoli.
Nicolas
zacisnął usta i podniósł się z krzesła, dźwigając się na rękach i zatoczył się,
gdy poczuł zawroty głowy. Silna dłoń przytrzymała go w pionie, zakleszczając
uścisk na ramieniu. Poczuł silniejszy nacisk różdżki na plecy.
-
Idziemy – usłyszał warknięcie i zrobił krok przed siebie. To było idiotyczne.
Nie wiedział, czy za chwilę nie trafi na ścianę albo schody, nie przewróci się
i nie rozwali sobie głowy. Nie był w stanie zaufać mężczyźnie, który prowadził
go w niewiadome miejsce, ale nie mógł odmówić, o czym uporczywie przypominał
przeklinany przez niego w myślach patyk wbijający się w plecy. Nie wiedział,
czy sobie to wyobraża, ale miał wrażenie, że końcówka różdżki ma zdecydowanie
wyższą temperaturę, niż powinna, która na dodatek ciągle rośnie.
Potknięcie
się zdziwiło go, choć przecież był przygotowany na taką okoliczność. Runął do
przodu, podczas gdy ręka na jego ramieniu pociągnęła go w tył, co pozwoliło mu
zachować równowagę.
-
Uważaj, jak chodzisz – skarcił go mężczyzna, a Nicolas nie mógł powstrzymać się
od odpowiedzi.
-
Może gdybym coś widział, byłoby
prościej – syknął przez zaciśnięte zęby. Musiał bardzo mocno powstrzymywać się,
żeby nie sięgnąć rękoma do opaski zasłaniającej jego oczy. Miał dość ciemności.
-
Nic z tego, kolego – odparł mężczyzna. – Pan życzy sobie, żebyś nic nie
wiedział.
Nicolas
prychnął, ale nie skomentował osoby „Pana”, która niezmiennie wzbudzała w nim
chęć śmiechu. W jak bardzo chorą sytuację się wpakował? O co takiego chodziło?
Czy ten cały „Pan” był jakimś wrogiem jego ojca? Komu takiemu podpadł Draco?
Czy chodziło o jakiegoś rządnego zemsty śmierciożercę, owładniętego obsesją na
punkcie nieżywego Voldemorta? Czy pragnął rewanżu za zdradę? A może to jakaś
bardziej osobista sprawa? W ciągu wielu godzin spędzonych w samotności, Nicolas
zdążył już wymyślić setki możliwości, ale jak na razie nie miał sposobności
skonfrontować ich z rzeczywistością.
Podróż
korytarzami – a przynajmniej tak mu się wydawało – nie należała do
najprzyjemniejszych. Echo ich kroków tylko utwierdzało go w przekonaniu, że są
w czymś w rodzaju piwnicy, podziemia czy jaskini. Podłoże nie było równe i
kilkakrotnie potrącił pojedyncze kamyki, które z hałasem toczyły się do przodu.
Parę razy potknął się na nierównościach, a raz otarł ramię o chropowatą ścianę.
Mężczyzna za jego plecami milczał, a on sam wydał z siebie tylko kilka cichych
przekleństw przy napotkaniu którejś z przeszkód. Wciąż zastanawiał się, gdzie jest
prowadzony. Nie mógł nic poradzić na to, że niepewność ściskała go pulsacyjnie
w żołądku.
Mężczyzna
naciskiem na ramię dał do zrozumienia, że teraz skręcą w prawo. Nicolas mógł
się tylko domyślać, że wejdą do jakiegoś nowego pomieszczenia, dlatego zachował
ostrożność na wypadek, gdyby miał przewrócić się o wystający próg czy coś w tym
rodzaju. Podłoże jednak nie zmieniło poziomu, co utwierdziło go w hipotezie na
temat piwnicy czy jaskini, choć skłaniał się ku temu drugiemu. Po kilku krokach
mężczyzna kazał mu się zatrzymać i posadził go na krześle. Nicolas nie mógł się
powstrzymać od nerwowego obracania głową, jak gdyby w ten sposób mógł
przeniknąć wzrokiem przez opaskę. Na plecach wciąż czuł nacisk różdżki.
Zastanawiał się, czy powinien podjąć próbę ucieczki. Nie powinno być trudne
odwrócenie się i wyrwanie niespodziewającemu się mężczyźnie różdżki z ręki, ale
Nicolas nadal nic nie widział. Możliwe, że wcale nie znajdowali się sami w tym
pomieszczeniu. Może pod ścianą stał rządek oprawców, gotowych go zaatakować,
gdy tylko wykona jakiś niestosowny ruch. Przełknął głośno ślinę, myśląc o tym,
że Draco z pewnością by się nie poddał. Walczyłby do końca, wolałby polec, próbując
uciec, niż pozostać więźniem. Na pewno skorzystałby z okazji, gdy był
prowadzony korytarzem, zaatakowałby swojego przewodnika bez skrupułów i uciekł.
Powinien wziąć z niego przykład. Ale może lepszą rzeczą na tę chwilę byłoby
dowiedzieć się, co takiego planują względem niego? I dlaczego w ogóle go
przetrzymują?
-
Zostaw go mnie – usłyszał niespodziewanie nowy głos, niski i niepokojący, który
sprawił, że przeszły go ciarki. Już kiedyś słyszał ten głos.
-
Tak jest, Panie. - Mężczyzna za nim, wnioskując po lekkim echu kroków, wyszedł
z pomieszczenia, zostawiając go sam na sam z, najwyraźniej, przywódcą. Nicolas
uniósł dumnie podbródek.
-
A więc w końcu spotykam inicjatora tego przedsięwzięcia? – Uśmiechnął się
kpiąco. Naprawdę drażniąca okazała się potrzeba zobaczenia go, ale ten, jakby
czytając mu w myślach, podszedł do niego i Nicolas poczuł, jak różdżką unosi
jego podbródek jeszcze bardziej. Z trudem przełknął ślinę.
-
Pyskaty, tak jak można się było tego spodziewać.
Chciał
odpowiedzieć, ale ugryzł się w język. Jeszcze nie chciał sprowadzać na siebie
gniewu „Pana”. Najpierw powinien rozeznać się w sytuacji.
-
Dlaczego tutaj jestem? – spytał. – Czym takim się naraziłem?
Odpowiedział
mu śmiech, który jedynie wywołał w nim irytację.
-
No właśnie, dlaczego tu jesteś?
Nie
wiedział, czy powinien odpowiedzieć coś na to pytanie, czy też miało być ono retoryczne.
Zacisnął usta. Różdżka z jego gardła przesunęła się na klatkę piersiową i w
okolice mostku. W linii, którą naznaczyła na jego ciele, poczuł mrowienie.
-
Miałem nadzieję, że ty odpowiesz mi na to pytanie – powiedział w końcu
mężczyzna, głosem, który spokojnie można by uznać za pieszczotliwy. – Co takiego
robisz, że wciąż przecinasz nam drogę? Co masz zamiar osiągnąć?
A więc on nie wie,
uświadomił sobie z całą mocą Nicolas i poczuł nagłą ulgę, rozchodzącą się
kojąco po każdym zakamarku ciała. Nie musiał mu nic mówić. To była jego sprawa
i pozostanie taka na zawsze. A może tylko
z tobą pogrywa?, odezwał się w jego głowie drugi, natarczywy głosik. Takiej
opcji też nie mógł wykluczyć. Musiał rozeznać się w sytuacji.
-
Odpowiedz – zażądał mężczyzna, ale Nicolas tylko uśmiechnął się kpiąco. Jeśli
tak bardzo pragnie odpowiedzi, to jej nie dostanie. – Crucio.
Zanim
zorientował się, co tak naprawdę się dzieje, jego klatkę piersiową, w miejscu
uderzenia zaklęcia, a później całe ciało, przeszedł nagły, ostry i gwałtowny
ból, jakby ktoś przypiekał go na żywym ogniu, albo rozrywał na kawałki, albo…
Zsunął
się z krzesła, krzycząc i wijąc się po podłodze. Błagam, niech to się skończy. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł
takiego rodzaju bólu, nawet kiedy po zderzeniu z pałkarzem Gryffindoru spadł z
miotły i rąbnął w ziemię, skręcając nadgarstek, łamiąc nogę i żebro. Do tej
pory myślał, że nic nie może się równać z uczuciem rozsypywania się przy
uderzeniu całym ciałem spadając ze znacznej wysokości, ale ten ból był niczym w
porównaniu z tym, co czuł w tym momencie. Pragnął ukoić ból, odciąć się od
niego, ale nie potrafił.
Nagle
wszystko ustało, a Nicolas znieruchomiał. Nagły brak bólu zadziwił go, ale
niedawne wspomnienie sprawiało, że drżał na całym ciele, a oczy zaszły mu
łzami. Podniósł się na rękach, siadając na podłodze.
-
Nadal nie będziesz skory do mówienia? – spytał mężczyzna, tym razem z wyraźną
drwiną w głosie i czymś na kształt zaczepki. Nicolas nadal próbował otrząsnąć
się po tym, co właśnie się stało, kiedy zaklęcie ugodziło w niego ponownie, tym
razem z większą mocą. Wiedział już, czego się spodziewać, ale nie sprawiło to,
że zaboli mniej. Chciał umrzeć, chciał, żeby to wszystko się skończyło, żeby
dano mu spokój. Chciał wrócić do domu, cofnąć czas, nigdy nie wyruszać w
ostatnią podróż, nie dać się złapać. Anne miała rację, mówiąc mu, że to niebezpieczne.
Dlaczego, do cholery, jej nie słuchał?
Znieruchomiał,
gdy zaklęcie zostało cofnięte, i opadł płasko na podłogę, dysząc ciężko. Czuł
się gorzej, niż po najbardziej męczącym dniu. Całe ciało dziwnie go mrowiło,
jakby nie potrafiło przyzwyczaić się do braku bólu. Zadrżał.
Przywódca
zawołał kogoś, kto najwyraźniej czaił się w pobliżu, nie wymieniając jego
imienia czy nazwiska – wszyscy tutaj bardzo się pilnowali w tym względzie.
Nicolas poczuł szarpnięcie, gdy ktoś złapał go za tył zniszczonego ubrania,
unosząc do góry. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, gdy próbował chwiejnie się
podnieść. Uginały się pod nim i dygotały.
-
Do celi z nim – rozkazał przywódca zimnym, pozbawionym emocji głosem. –
Zobaczymy, czy po kilku dniach nie zechce nam wszystkiego wyśpiewać.
Podróż
korytarzami była torturą dla jego mięśni, odrętwiałych i nieposłusznych. Osoba,
która prowadziła go do celi, nie bawiła się w delikatności. Wciąż trzymała jego
ubranie na plecach, szarpiąc nim, gdy zachodziła taka potrzeba, a czasem nawet
dla własnej przyjemności.
-
Co ja wam takiego zrobiłem? – spytał Nicolas, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Zatrzymali się i usłyszał zgrzyt towarzyszący otwieraniu starych, ciężkich
drzwi. Bezceremonialnie został wepchnięty do środka, potknął się o rozwiązaną
sznurówkę buta i upadł, zdzierając skórę dłoni. Drzwi za nim zamknęły się
hałaśliwie. Usłyszał zasuwanie nienasmarowanej zasuwy i podzwanianie łańcucha.
Później wszystko ucichło.
-
Lepiej współpracuj z Panem – powiedział do niego zupełnie niespodziewany,
czysty, damski głos. – To nie jest zabawa.
Nicolas
uniósł się nieco i zerwał z oczu opaskę, w końcu mogąc coś zobaczyć. W celi
było ciemno, ale przez małe, zakratowane okienko w drzwiach wpadała odrobina
światła. Wstał i podszedł do niego, by wyjrzeć na zewnątrz, chcąc zobaczyć tę
kobietę i uwierzyć, że ktoś z płci żeńskiej zdecydował się na przebywanie w
takim miejscu. Ale jego oczom ukazał się długi, wąski korytarz, oświetlony
kilkoma pochodniami. Był zupełnie pusty.
*
* *
To
musiała być jakaś jaskinia, wydrążona w skale przez wodę mnóstwo lat temu.
Ściany były mokre i oślizgłe, panowało przenikliwe zimno i wszystko było
nierówne. Nicolas leżał na swojej marnej imitacji pryczy zbudowanej z żerdzi, nieprzykrytej
żadnym materacem, jedynie cienkim, poprzecieranym, śmierdzącym stęchlizną
kocem, przez który konstrukcja wbijała się boleśnie w jego ciało.
Na
korytarzu usłyszał kroki i uniósł głowę, wbijając wzrok w małe okienko w
drzwiach celi. Po chwili światło wpadające do środka przesłoniła czyjaś głowa. Zgrzytnęła
zasuwa, zabrzęczał łańcuch i drzwi otworzyły się ze skrzypieniem, a przybysz
wszedł do środka, szybkim krokiem podchodząc do niego. Nicolas usiadł, ale nie
zdążył nawet zareagować, zanim osobnik zakrył jego oczy opaską i zawiązał ją
mocno.
-
Wstawaj. – To był ten budzący respekt głos mężczyzny, który ostatnim razem
uwolnił go z więzów i zaprowadził na spotkanie z „Panem”. Miał rację, że jest
wysoki i barczysty, ale nie udało mu się dostrzec jego twarzy. Posłusznie wstał
i pozwolił się zaprowadzić korytarzami do pomieszczenia, w którym już czekał na
niego przywódca. Posadzono go na krześle i kazano odpowiadać na pytania.
Nicolas nie zamierzał zdradzić tym ludziom swojej misji, nie wspomniał nawet
słowem o Draconie i o tym, czego konkretnie szukał. Stowarzyszenie musiało mieć
jakieś pojęcie o tym, co robił, bo jednak znało lokalizację wspomnień, ale
wydawało się, że nie wiedzą, co się tam znajduje. Więc skąd znali miejsce?
-
Śledziliście mnie? – spytał Nicolas. – To o to chodzi? Czego ode mnie chcecie?
Ja nic nie wiem!
-
Wiesz, ale jeszcze nie jesteś gotów się przyznać. Crucio!
Ból
po raz kolejny tego dnia przeszył jego ciało, ale miał wrażenie, że znoszenie
go przychodzi mu coraz lepiej. Albo może po prostu wszystko tak bardzo go bolało,
że nie czuł już różnicy. Najgorsze było to, że nie miał pojęcia, o co tak
naprawdę chodzi tym ludziom. Co, jeśli zdradziłby im, że poszukuje wspomnień
ukrytych i zabezpieczonych przez Dracona? Co by to zmieniło? Czy byłaby to
odpowiedź, jakiej oczekują? W co takiego się wplątał?
Po
sesji naprzemiennych tortur i wypytywań został odprowadzony do celi, gdzie
czekała na niego taca ze szklanką wody i dwiema suchymi kromkami chleba. Minął
ją bez słowa i położył się na pryczy, gdy drzwi za jego plecami zatrzaskiwały
się. Przewrócił się na bok i podkurczył nogi, zwijając się w kłębek. Wszystko
go bolało. Miał dość. Musi się stąd wydostać, i to jak najszybciej, bo inaczej
zwariuje.
*
* *
Nie
miał pojęcia, ile czasu spędził w jaskini. Od dłuższego czasu nie widział
światła słonecznego, nie wiedział nawet, czy jest noc, czy dzień. Nie potrafił
stwierdzić, ile godzin mija pomiędzy jednym przesłuchaniem a następnym. Ciągle
był zmęczony, głodny i wycieńczony. Zastanawiał się, czy to możliwe, żeby umarł
kiedyś na tej pryczy we śnie. Uparcie odmawiał picia i jedzenia, mając
nadzieję, że w ten sposób bardziej się osłabi i w którymś momencie nie wytrzyma
tortur. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie spotkał się z działaniem zaklęcia Cruciatus i wiedział już, dlaczego jest
ono zakwalifikowane do niewybaczalnych. Nigdy wcześniej się nad tym nie
zastanawiał, właściwie wydawało mu się to idiotyczne – istniało mnóstwo zaklęć
tnących, parzących, duszących, ale jako zakazane określano niefizyczny ból?
Teraz wiedział, że wolałby już, aby znęcano się nad nim fizycznie. Przed bólem
psychicznym nie było ucieczki.
Musi
się stąd wydostać, albo zwariuje. Nie miał już sił na tortury, na wicie się po
podłodze, krzyki. Najgorsza jednak była świadomość, że jest w tym zupełnie sam.
Nikt nie przyjdzie go szukać, ratować go, bo nikogo tak naprawdę nie obchodzi.
Nie miał już rodziny, przyjaciół, Anne. Nikt nawet nie zauważy jego zniknięcia.
Tak
bardzo chciało mu się pić. Utkwił wzrok w tacce, która od dłuższego czasu stała
przy drzwiach. Woda w szklance nie należała do najświeższych, a chleb wysechł.
Powinien spróbować ucieczki jeszcze jeden raz. Może przy okazji go zabiją, a
jeśli nie, to nic innego mu nie pozostanie, i wtedy się zagłodzi. Woda
przyciągała go jak narkotyk. Zszedł z pryczy i podniósł szklankę, zbliżając ją
do ust. Pierwsze krople zmoczyły jego suche wargi, dając im cudowne, chłodne
ukojenie. Wypił łapczywie całą szklankę, czując ulgę nieporównywalną do niczego
innego. Potrzebował więcej wody, ale nawet ta odrobina rozjaśniła mu umysł.
Musiał się ratować, uciec stąd. Nie miało znaczenia to, jakie poniesie
konsekwencje. Ucieknie, lub zginie próbując. I tak prędzej czy później się go
pozbędą – gdy otrzymają potrzebne informacje, lub gdy zorientują się, że nigdy ich
nie dostaną.
Wziął
do ręki kromkę chleba, w duchu krzywiąc się na jej nieświeżość, ale zanim
zdążył podnieść ją do ust, usłyszał ciche kroki w oddali korytarza, powoli
zbliżające się w kierunku jego celi. Znieruchomiał, podejmując błyskawiczną
decyzję – TERAZ, zrób to teraz. Wstał i stanął obok drzwi, tak, by nie było go
widać, jeśli zajrzy się do środka. Kroki były coraz bliżej. W jego ciele
krążyła adrenalina, pierwszy raz od dłuższego czasu, pobudzając go do działania
i wzmagając jego siły. Usłyszał dźwięk odblokowywania drzwi i ustawił się przed
nimi, a gdy tylko zaczęły się otwierać, z całej siły kopnął je. Uderzyły w
przybysza i odskoczyły od niego gwałtownie. To była szansa Nicolasa, musiał
działać szybko i sprawnie. Dopadł kobietę – miał szczęście, że to nie ten barczysty
mężczyzna – gdy oszołomiona podnosiła się z podłogi i rzucił się na nią,
przygważdżając ją do podłoża aż stęknęła i wyrywając jej z dłoni różdżkę.
Kobieta otworzyła usta i zaczęła krzyczeć, ale szybko rzucił na nią Silencio i oszołomił zaklęciem, po czym
bezceremonialnie wrzucił ją do celi i zamknął drzwi.
Trząsł
się na całym ciele, gdy spojrzał przez całą długość pustego korytarza, po raz
pierwszy mając możliwość zobaczenia go w całej okazałości. Napięte mięśnie
pchały go do przodu, myśli krzyczały, żeby jak najszybciej stąd uciekał.
Zacisnął zęby i ruszył do przodu, aż dotarł do rozwidlenia. Ostrożnie zajrzał w
oba korytarze, upewniając się, że nikogo w nich nie ma. Który powinien wybrać?
Na ślepo skierował się w prawo, przyspieszając kroku coraz bardziej. Serce biło
mu jak oszalałe, oddychał szybko i spazmatycznie. Nie mógł teraz dać się
złapać. Musiał znaleźć wyjście. Tylko jak wydostać się z labiryntu ciemnych,
nieznanych korytarzy?
Zaczął
biec. Rozum podpowiadał mu, że powinien robić jak najmniej hałasu, ale powoli
już wariował. Chciał wydostać się stąd jak najszybciej, bez względu na koszty.
W którą stronę powinien pójść? Wybierał korytarze na ślepo, licząc, że kiedyś
wyjdzie na zewnątrz, choć towarzyszyło mu nieznośne uczucie, że zapuszcza się
coraz bardziej w głąb jaskini. Nie mógł uwierzyć w to, że nie spotkał jeszcze
nikogo na swojej drodze i wydawało mu się to niepokojące. Może rzeczywiście
wybrał zły kierunek. Może straże pilnują wyjścia.
Przystanął,
gdy na końcu korytarza zobaczył postać w długiej, czarnej szacie. W jego stronę
pomknęło zaklęcie, ale uchylił się i wycelował swoje. Nie trafił, ale nie mógł
się poddać. Biegł do przodu, zbliżając się do intruza, który próbował wycelować
w niego zaklęcie. Różnokolorowe strumienie światła śmigały koło jego głowy, ale
jakimś cudem udawało mu się ich unikać. Jednym celnym zaklęciem udało mu się
unieruchomić przeciwnika, który zastygł ze zdziwionym wyrazem twarzy i runął z
głośnym tąpnięciem na ziemię. Nicolas przeskoczył nad nim i pobiegł dalej. Jego
kroki niosły się głośnym echem i wydawało mu się, że już odkryto jego
nieobecność w celi. Gdzieś w oddali słyszał kroki innych, ale nie potrafił
stwierdzić, czy z tyłu, z przodu, a może z jakiejś bocznej odnogi tunelu. Biegł
przed siebie, choć brakowało mu tchu. Widział ciemne, wilgotne ściany i blask
czarodziejskich pochodni, których światło miało nigdy nie zgasnąć. Wyjął jedną
z uchwytu i cisnął na ziemię, mając nadzieję, że w ten sposób zatrzyma choć na
chwilę pościg. Żar z pochodni rozsypał się, tworząc na podłożu rozsypaną kupkę
gorących drobinek. Starał się biec jak najszybciej i modlił się, żeby nie
trafić na jakiś ślepy zaułek. Gdzieś z tyłu usłyszał krzyki. Wiedział już, że
go gonią. Spanikował. Skręcił w któryś z kolei tunel i grunt uciekł mu spod
nóg. Spadł w dół w kompletnej ciemności, obijając się boleśnie o wystające
skalne stopnie i próbując przerwać turlanie, ale nie miał się czego chwycić.
Uderzenie plecami o podłogę na dole pozbawiło go na chwilę tchu i
znieruchomiał, zastanawiając się, czy wszystko w porządku z jego płucami. Kroki
gdzieś w górze zmusiły go do wznowienia ucieczki. Teraz nic nie widział, bo w
ścianach nie umieszczono pochodni, biegł po omacku, wyciągając przed siebie
ręce jak ślepiec, by uchronić się przed wpadnięciem na ścianę. Wyczuł palcami,
że tunel skręca i poddał się jego biegowi, wciąż słysząc za plecami wściekłe odgłosy
pogoni. Jeśli ci ludzie tak bardzo się denerwowali, to mogło świadczyć tylko o
jednym – kieruje się w dobrą stronę! Podwoił wysiłki i biegł przed siebie, aż
poczuł na twarzy powiew świeżego powietrza, który wciągnął łapczywie do płuc.
Uczucie radości wzbierało w nim powoli. Wydawało mu się, że robi się jaśniej,
ale nie wiedział, czy po prostu sobie tego nie wyobraził. Obejrzał się do tyłu,
ale nie był w stanie niczego dojrzeć, mógł jedynie usłyszeć tupot wielu nóg,
szelest płaszczy i krzyki. Rzucił się do przodu i poślizgnął, tracąc równowagę
i upadając, zsunął się prosto do wody, powodując głośny plusk i znajdując się
pod jej powierzchnią.
Tak
go to zdziwiło, że gdy woda zaczęła wypełniać jego nos i usta, nadal próbował
oddychać. Wypłynął na powierzchnię, kaszląc i parskając. Było zbyt głęboko, by
mógł stanąć na nogach. Robił zbyt wiele hałasu, próbując utrzymać się na
powierzchni. Zacisnął zęby, czując, jak wzbiera w nim panika. Był już tak
blisko, nie mógł się poddać! Wymacał rękoma śliski, skalisty brzeg i podniósł
się z trudem, czołgając się po skale. Odkaszlnął kilkakrotnie, próbując pozbyć
się wody z gardła, ale nie miał na to czasu. W jego stronę poleciało zaklęcie,
ale on, wpadając do wody, wypuścił z ręki różdżkę. Nie miał jak się bronić,
jedyne co mu pozostało to ucieczka. Któreś z zaklęć trafiło go w nogę,
rozcinając nogawkę i raniąc skórę. Nie poczuł bólu tylko i wyłącznie przez
adrenalinę buzującą w jego organizmie. Wstał, ślizgając się na skałach i rzucił
się do wyjścia, podążając za powiewem powietrza i unikając czarów. Próbował się
deportować, ale w jaskini trzymało go zaklęcie antyteleportacyjne. Musiał się
stąd wydostać za wszelką cenę. Trafiło go kolejne zaklęcie, raniąc tym razem w
łokieć, co wywołało krótki, piekący ból. Skręcił i na końcu korytarza zobaczył
światło. Aż zachłysnął się z wrażenia, ale nie zwolnił biegu. Jasny punkt był
coraz bliżej, powiększając się i stając coraz bardziej realnym. Wypadł z
jaskini i zorientował się, że znajduje się na urwisku, a jedyna możliwa droga
prowadzi w bok. Nie miał jednak na to czasu, goniący go czarodzieje byli coraz
bliżej. Skoczył, rzucając się w przepaść i ryzykując życie. Przez chwilę unosił
się, wolny jak ptak, po czym poczuł grawitację ciągnącą go w dół i zaczął
spadać, coraz szybciej i szybciej. Zamknął oczy i teleportował się.
~ * ~ ~ * ~ ~ * ~
Przepraszam Was z
całego serca za tak długi okres oczekiwania. Tłumaczenie się z mojej strony
jednak nie ma sensu, bo co tu nowego – brak czasu, dużo spraw na głowie, brak
weny, ciężki rozdział, dużo przemyśleń i wątpliwości. Na dodatek nie chciałam
dodawać byle jakiego chłamu, a porządny fragment opowiadania. Co prawda
myślałam, że wyjdzie nieco dłużej, ale i tak myślę, że jest nieźle w tym
względzie. Bardzo ciężko mi się go pisało, chyba uzależniłam się od wątków
uczuciowych i powoli tracę zdolność do pisania czegokolwiek innego ;) a poza
tym jestem już porządnie zmęczona i zniechęcona perspektywą trzecioosobową i
tylko marzę o tym, żeby w końcu, z ulgą, wziąć się za coś pierwszoosobowego.
Zbliżamy się do końca
opowiadania i muszę przemyśleć i pozamykać wiele wątków, dlatego też schodzi mi
dużo czasu, bo zamiast pisać, zastanawiam się, czy to rzeczywiście jest dobry
sposób na rozwiązanie danego wątku. Nie chciałabym przyspieszać i zniżać
poziomu, zależy mi na tym, żeby ślad, jak ttj, wbiło Wam się w pamięć i nad tym
obecnie pracuję – analizując opowiadanie. Piszę je już długo i myślę, że
niektóre rzeczy mogłam rozegrać inaczej, niektórych żałuję, ale chcę
ostatecznie podnieść poziom. Dlatego wybaczcie mi, że schodzi tak dużo czasu,
ale nie chcę Was rozczarowywać.
Pozdrawiam serdecznie i
do następnego :*
Ig.
Hurra!!! W koncu nowy rozdział :) Jest super jak zawsz :)) No no :) podobało mi się :) zupełnie coś nowego :) Czekam na resztę :p Pzdr Michalina :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie bałam się trochę tego pisania tylko i wyłącznie z perspektywy Nicolasa, że wszystko dzieje się za szybko i w ogóle, ale zostało mi 9 rozdziałów i gdybym porozdzielała (zresztą u innych nie dzieje się teraz nic ciekawego :P) to mogłabym się nie zmieścić. Więc w takim razie bardzo dobrze, że Ci się podobało :D
UsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award . Więcej informacji u mnie w zakładce o takiej nazwie.
OdpowiedzUsuńPozdro ;D
Błagam, nie znęcaj się już nad nami tak długo nigdy więcej! :D Mam na myśli oczekiwanie na rozdział! Ale ten jest zupełnie inny niż pozostałe. Teraz będe miała długie rozkminy na lekcjach a propo tożsamości "Pana" ^^
OdpowiedzUsuńStaram się! Ale studiuję psychologię i czytam mnóstwo zniechęcających rzeczy :D
Usuń"Pan" nie jest zbyt skomplikowaną osobą... Rozkminiaj, rozkminiaj, byle nie za szybko, bo mi zabierzesz moment zaskoczenia ;)
Nie tylko Ty :) Hehe :) to Nam Ignise dała powód do rozmyślań :) też jestem ciekawa kto to :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Bardzo mi się podoba, że w nim odstąpiłaś od wątków miłośnych (chociaż te oczywiście kocham). Nie wiem, jak reszta, ale ja nadal liczę, że Draco żyje ;D Chyba się popłaczę, jak się okaże, że nadzieja matką głupich ;p
OdpowiedzUsuńW sumie fajnie się myśli o Nicku, który się nie poddaje. Ciekawe, czy zdoła zdobyć to następne wspomnienie (w końcu już wiedzą, gdzie go oczekiwać). Ja osobiście myślę, iż to Voldemort wrócił jak zawsze zza światów - w końcu przepowiednia nie może być bezpodstawna ;p No, ale może się mylę ;)
Dalej nie mogę się doczekać aż Convalie będzie miała jakąś romantyczną scenkę z Dylanem ;D No i aż się zaprzyjaźni jak w przepowiedni ze swoim wrogiem.
Cały czas zastanawiam się kim do cholery jest ten James dla Annie ;/ Jak strasznie byłam za tym związkiem z Nickiem, tak po kilku ostatnich rozdziałach zupełnie zobojętniałam ;d Chciałabym jednak, żeby Nick nie pozostał sam sobie i pogodził się z rodzinką ;)
Ale się rozpisałam ;D Mam nadzieję, że tym razem nie będzie trzeba tyle czekać na rozdział, bo umrę z ciekawości xD Pozderka i powodzenia w następnych rozdziałach ^^
Nie płacz, na tę chwilę wszystko jest możliwe, kto wie, może wskrzeszę Voldiego? :D
UsuńA Nicolas na tę chwilę ma obsesję i chyba nie tak łatwo mu to wszystko wyperswadować...
Za dużo tych przepowiedni hahaha :D Ale wszystkie bum zostawiam na pod koniec, zrozumiałe, prawda? Trzeba budować napięcie i takie tam ;)
Co prawda nowego rozdziału jeszcze nie zaczęłam, ale myślę o nim intensywnie. Może w weekend coś się ruszy. Pozdrawiam :*
No to kochana życzę weny :) mam nadzieję że zaczniesz coś pisać :) już nie wiele do końca a tyle jeszcze nie wiadomych :P
OdpowiedzUsuńHej kochana :) jak tam idzie Ci pisanie??? Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału... Szczególnie że za nie długo koniec... Tylko jak dodajesz jeden na miesiąc to chyba jeszcze z rok będziesz nas tu wszystkich trzymać w napięciu... :( pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo właśnie, strasznie szybko ten czas leci, a rozdziału nie ma :(
UsuńJak na razie się pisze pierwsza połowa, czyli słabo. A miałam plan dodać jeszcze w tym roku :(
Znalazłam twojego bloga jakieś 4 dni temu i nie mogłam się oderwać od czytania :) A gdy odkryłam że nie mogę przeczytać 42 rozdziału myślałam że się coś zepsuło xD dopiero jak spojrzałam na daty opowiadań zorientowałam się że jeszcze go nie ma xD
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz i mam nadzieję że już niedługo pokaże się nowy rozdział
PS Mam nadzieję że napiszesz w którymś rozdziale dlaczego Nick nie odpisał swojej siostrze? (czyżby Error jednak nawalił? ;p)
Co do PS: spokojnie, wszystko zostanie wyjaśnione, ale pod koniec ;)
UsuńTeż mam nadzieję, że niedługo skończę ten rozdział, ale strasznie denerwuję się zbliżającą ogromnymi krokami sesją i jestem niezbyt produktywna :(
Ignise czekam, czekam i nie mogę się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńtak miło by było już pochłonąć nowy rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny Pajka
również weny życzę i cierpliwie czekam! ;)
OdpowiedzUsuńOkej, spróbujmy się skoncentrować i odpowiedzieć najpierw na to wszystko co było poprzednio.
OdpowiedzUsuńWybacz, nigdy w życiu nie jadłam i nie widziałam kawioru -> ojejku, naprawdę? :( Znaczy, to z czym ja się spotykałam to raczej nie jest ten Prawdziwy Superdrogi Kawior – na tej samej zasadzie, na której to co ludzie piją jako szampana to zazwyczaj tylko wino musujące, bo Prawdziwy Superdrogi Szampan jest… drogi :P Może Ci podaruję kiedyś? Nie, nie dziw się, Klaudię kiedyś obdarowałam rybą. Z puszki. Więc to tak nawet w temacie. A pooglądać wcześniej sobie możesz choćby tutaj http://i.iplsc.com/kawior-mozna-kupic-juz-jak-kazda-inna-przekonske-w-automacie/0001W4JNVORUY9D2-C116-F4.jpg xd
Dla mnie z kolei Cole był nudny, bo szablonowy i zbyt wiele takich postaci już widziałam, a Sam to ktoś nietypowy, a przez to ciekawy -> no, za bardzo zaprzeczać nie mogę, bo Bad Boye są powszechni. Ale… no tak, widzisz, lecę, jak na te wszystkie Klausy i inne Damony :P No i miał taki cool sposób bycia. No ale, jak mówiłam, doceniam oryginalność Sama.
No chyba że brać pod uwagę m jak miłość :D – Haha, no, to tak. Moja wielka miłość w 5/6 klasie podstawówki… A teraz zdecydowanie trzymam się z daleka. Haha, chyba jak mówię ‘serial’ zwykle myślę o amerykańskim-serialu-najlepiej-młodzieżowym. Polskie to zupełnie inna kategoria.
Owszem, Dyl ma na nazwisko West, ale nie celowo, to podświadomość -> No widzisz, potęga podświadomości :D
Co? Porównujesz moje najgenialniejsze pod słońcem opowiadanie do Antakrtydy? Bo zaraz dostaniesz bana! -> Ejj, to nie było w takim negatywnym kontekście… Takim bardziej… przygodowym, odkrywczym i w ogóle :P No dobra, może być wolała dżunglę amazońską, wiesz, barwy, zwierzątka, jakoś żywiej. No i ciepło…
Myślę, że żeby zostać Tomorrow Ludziem, trzeba iść do Jedikiaha i błagać go o wynalezienie takiego specyfiku. Swoją drogą to głupie dla mnie, że potrafi zmodyfikować ludziom dna żeby "nie mieli mocy", a nie potrafi sprawić, żeby ktoś kto ich nie ma je miał, fuck logic najwyraźniej. -> Fuck logic to naczelna zasada wszelkich seriali :D A co on potrafi, a czego nie i dlaczego – no nie wiem, ja nie wnikam. Najpierw muszę dooglądać. Ale, hihi, Jedikiah, ale mu to imię wymyślili <3
ee, przesadzasz, jestem quite sure że mrs. Weasley robiła tak samo. -> Mrs. Weasley jest potworem? ;> No a tak, pamiętam, że Ron kiedyś musiał coś obierać ręcznie, jakieś ziemniaki czy co i taka wielka drama to dla niego była.
nie, tego autor nie miał na myśli :P -> no, nawet jak nie miał, to czytelnicy i tak się tak czują :P (powiedziała czytelniczka, sztuk raz)
TYM BARDZIEJ NIE IDŹ W TĘ STRONĘ. -> mwahahahahaha. Nie ma to jak Freudzik :D
Podoba mi się Twój tok myślenia. O Draco w sensie, nie ogólnie i nie o Freudzie i nie o jesiotrach i spanielach. -> Ooo jak się cieszę. Znaczy, cieszyłabym się bardziej, gdybyś doceniła całą resztę mojego kwiecistego toku, no ale… baby steps, appreciating little things i takie tam.
Jak chcesz pdfa to łapka do góry, ja mam swojego :P -> *podnosi łapkę do góry*
"Draco Dark Avengera" -> eee, co? -> Był taki motyw w komentarzach. Znaczy się, to chyba mój twór. Dawno temu, na początku… za bardzo nie pamiętam, ale miałam jakieś rojenia, że Draco wraca zza grobu (czy też z innych lochów, chyba był żywy raczej w tej teorii *lol2*) i się mści na wszystkich, którzy sprawili, że potoczyło się wszystko tak a nie inaczej, byłych śmierciojadkach czy coś. Ale trzeba by było zajrzeć gdzieś na początek po szczegóły, a ja nie pamiętam gdzie dokładnie :(
Ja po prostu myślę, że wszyscy kochamy Draco i pragniemy jego jak największej obecności. To taki original Klaus, ach, och, ale jestem genialna, może się powachluję. -> Ach, och, jaka genialna ^^ Zaraz Ci się zbiegnie tłum niewolników z palmowymi liśćmi do wachlowania. No ale co zrobić, naprawdę Ci wyszedł :P
oglądałam takie coś z Natalie Portman, nie pamiętam tytułu, coś jak "bracia" czy coś takiego. Czeeekaj, spytam wujka filmweba... Tak, bracia. Dokładnie to, o czym mówisz, tylko że ja bym to opowiedziała lepiej, bo to jest dramat, czyli jak dla mnie dramaty są trochę za mało dramatyczne, więc dałabym więcej drama, więcej impulsywności, więcej emocji i więcej romansu aaaach :D -> Ooo no popatrz, się nie spodziewałam, że tak mi się uda trafić :D A może właśnie przeciwnie, może kiedyś coś mi się obiło o uszy i w podświadomości siedziało? Cóż, to warto w takim razie sprawić, choć skoro mówisz, że zrobiłabyś to lepiej, to ja bym pewnie wolała od Ciebie xd
UsuńNo i tym radosnym akcentem możemy wreszcie zacząć czytać i przejść do właściwej części komentarza i aaaach, mam nadzieję, że się wyrobię, bo potem wychodzę.
Czerń torturowała jego oczy -> hohoho, dramatycznie się zaczyna :P
podłodze, której nierówności boleśnie wbijały się w całe jego ciało. -> łoho, jak mój materac z tymi sprężynkami swoimi… *krzywi się, rozmasowując sobie plecy*
Wolał umrzeć jako ktoś, kto próbuje odzyskać wolność, niż leżąc na podłodze jak ostatnia oferma. -> Hohoho, ktoś tu jest dumny jak… *wstaw odpowiednio malowniczą metaforę. Znaczy, porównanie. Tę drugą połówkę porównania. Wiesz co? Jest piątek wieczorem. Whatever* Krew Malfoyów!
No i ogólnie, och, tak dramatycznie w tym lochu, och, ach. Nie wiem, jeżeli brzmię troszeńkę drwiąco czy pobłażliwie to dlatego, że mam wszystkie (dwa) światła włączone. W takim lochu na pewno by mi nie było do śmiechu. Ależ Ty, podstępna, się nie przyznajesz kto to jest, tak mu światło padało, że… że nic. Taak, dobra, wiem, za milion rozdziałów się okaże. Czyli w sumie już nie tak wiele, bo idziesz, idziesz do przodu…
zdziwił się na brzmienie swojego głosu: głośnego, stanowczego i czystego. -> A to psikus. Każdy się spodziewał zachrypniętego i cichutkiego. Znaczy, każda Cassandra. Każda jedna. Mówiłam Ci, że mam na jednych zajęciach Cassandrę? To takie dziwne, Mój Własny I Osobisty Nick może być dla kogoś normalnym imieniem :( Znaczy, tak, wiedziałam, że to normalne imię. Ale gdzieś tam hen daleko. A teraz jest t u t a j.
Ponieważ Pan tak chce. –> Voldzik? Leosiek? Wannabe? Christian Grey?
Na pewno tak postępowałby Draco, a Nicolas chciał go naśladować. -> <333
Co to w ogóle za tytuł? „Pan”. – Prychnął. -> No właśnie, właśnie, Nicky. Se tacy wyobrażają różne takie i się tytułują, prych.
Hm. Ale jeżeli chodzi o jakiegoś Pana… To szansa jest, że to nie jest Nadine. Chyba że jest cwana level milion. Znaczy i tak nie byłam przekonana do tej teorii. Ale kto - kogo znamy – mógłby być, hehe, Panem? Jeśli nie Draco i nie Voldzik… Attaway nie żyje… Danny’ego tak bronisz i uniewinniasz (chyba że tylko tak odwracasz uwagę)… Ron? Gdzie tam. Jacyś młodsi hogwartowicze chyba by się w takie rzeczy nie mieszali? W sennie Lucas czy inny West. Czy w ministerstwie ktoś nam się przewijał taki…? Barnes? To wszystko brzmi tak nieprawdopodobnie. Ten służący Nickusia miałby jakieś podwójne życie? Czy tu był ktoś… ktokolwiek, kto pasowałby do tego… licho wie czego tak naprawdę? Hm. Hm. I’m puzzled.
Był związany i zbyt słaby. Nie potrafił się obronić. -> Ojoj, biedny Nickuś :(
Gdy się ocknął, siedział na twardym, drewnianym krześle. -> Hmm, to takie fajne przejście. Takie… filmowe. Jedna scena w lochu, potem taki fade out, a potem obraz wraca i mamy trochę zmienione okoliczności. Aha, chyba już wiem o co mi chodzi. Bo normalnie się ma jakąś tam ciągłość. Nawet jak się idzie spać… to zazwyczaj się budzi w mniej więcej tych samych okolicznościach, tak, dzień, ale to samo łóżko i w ogóle, żadnych dramatycznych zmian. No, jakieś pijane noce mogą tu odbiegać od normy. I tak właśnie z taką utratą przytomności, ciach, kawałek z życiorysu, coś się stało, są zmienione okoliczności, ale nie wiadomo co.
Jego nogi były przywiązane do nóżek -> hłihłihłi. Nóżki mi się kojarzą z jakimiś takimi mięsnymi, w galarecie czy co, no i tak słodko zdrobniale brzmią <3 To troszkę zgrzyta z atmosferą, ale rozumiem, co próbowałaś zrobić, tak sobie tylko mówię o skojarzeniach i w ogóle…
Usuń- A co, sam nie potrafisz? - *hahaha* Nicky <3 Trzeba przyznać, że ciekawie to kreujesz, z tą grozą, mhrokiem i w ogóle, a z drugiej strony z takimi przebłyskami humoru, które przełamują atmosferę. Swoją drogą… wygląda, jakby był w jakichś lochach, nieprawdaż? To muszą być te lochy, w których trzymasz Draco! Przywiązanego do nóżek. Porwanego z Hawajów. O Ty niedobra, jak się znęcasz nad Malfoyami :(
Hm. Hm. Masz rację Nicky, ten Pan brzmi jak na razie tak abstrakcyjnie, że trudno się go poważnie bać, nie wiadomo co to, kto to, po co to… I przywodzi mi na myśl Leośka. Albo Voldzika. Ale trzymałabyś Voldzika przy życiu tak podstępnie? Fakt, Nicky miał być dla niego jakimś zagrożeniem czy inną potęgą, była ta przepowiednia, Voldzik chciał się go pozbyć… Czy to jakiś Voldzik-wannabe, który też próbuje go sprzątnąć z drogi? A może… Hm, a może chce go użyć do swoich celów, bo sam nie jest wystarczająco potężny? Och, och, jaki to genialny plan.
Oho, kolejna część znowu o Nickym… To dosyć ciekawie tu wygląda, bo zwykle wszystko tak intensywnie przeplatasz, a teraz cały czas jesteśmy w jednej sytuacji z grubsza.
osoby „Pana”, która niezmiennie wzbudzała w nim chęć śmiechu. –> Phihihi :D
Komu takiemu podpadł Draco? -> Ron? Attaway? HARRY POTTER? Wyobrażasz sobie takiego evil Pottera…? Tyy, może to by było coś, Potter wie coś o potędze Nicky’ego i wie, że może być taki groźny, następca Voldzia i w ogóle, więc jego obowiązkiem, jako bohatera, jest go zlikwidować zawczasu. Nawet jeśli zraniłoby to Ginny czy coś (nie żeby Ginny teraz wiele widywała swojego syna…). Bo bohaterowie tak mają, muszą podejmować trudne decyzje dla większego dobra. Chociaż to pewnie zbyt mhroczna wizja… *próbuje przejrzeć umysł Ignise, zastanawiając się, jakie tam panuje stężenie mhroku*
Czy chodziło o jakiegoś rządnego zemsty śmierciożercę, owładniętego obsesją na punkcie nieżywego Voldemorta? -> Ig! Jak możesz mi to robić?! *dramatycznie łapie się za serce* *teatralny szept spoza sceny: „żądnego, żądnego!”*
Ooo, Pan się łaskawie pojawił! Niski, niepokojący głos, który Nicky kiedyś słyszał. Kto to mógł być?!
Jeszcze nie chciał sprowadzać na siebie gniewu „Pana”. Najpierw powinien rozeznać się w sytuacji. -> Jakże rozsądnie, Nicky.
A więc on nie wie -> O, to by było ciekawe, jeżeli tu jeszcze zupełnie inny motyw by się chował…
No, oczywiście, że nie zdążyłam. Wracam teraz i… tak, imprezowa muzyka dobiegająca z dołu chyba nie do końca się komponuje z atmosferą.
I poleciałaś Cruciatusem! Biedny Nicky :(
Wiedział już, czego się spodziewać, ale nie sprawiło to, że zaboli mniej. -> Nie jestem pewna, dlaczego użyłaś przyszłości? Zaklęcie już w niego uderzyło, chyba mogłoby być „zabolało”?
Anne miała rację, mówiąc mu, że to niebezpieczne. -> O właśnie, Nicky, widzisz. Trzeba było słuchać się Anne.
potknął się o rozwiązaną sznurówkę buta -> ojejku, taki prozaiczny detal <3 Nie, nie, nic, nic, tak mi się spodobało. Że potrafisz pamiętać o włączeniu takich zgrabnych detali :)
Och, i tajemniczy, bezcielesny żeński głos. Czyli mamy jakąś kobietę… Nadine głos by raczej poznał, zresztą, co Nadine by tam robiła…
No, Nicky nabiera ducha bojowego, próbuje ucieczki… Ja bym mu tylko poradziła użyć Zaklęcia Kameleona albo czegoś podobnego, chyba łatwiej byłoby mu się przemykać :P
Random thought: ciekawe, czy da się rzucić Avadę na samego siebie, takie czarodziejowe samobójstwo. Pewnie tak, bo w sumie czemu nie…
No i, tu-dum, kuniec. Jakiż romantyczny, porywający obrazek, takie unoszenie się w powietrzu nad przepaścią… To samo w sobie byłoby ładniutką końcóweczką, no ale czarodzej to czarodziej, się deportował, udało się, brawo Nicky. Hm, wydaje mi się, że kiedyś czytałam jakąś dyskusję odnośnie teleportacji podczas spadania, ale to chyba a propos Tomorrow Ludziów. W każdym razie… widzisz, calutki rozdział poświęcony jednemu wątkowi, to u Ciebie rzadkość, taka odmiana. Czy to jeden z tych rozdziałów, na które autor czeka od początku z niecierpliwością…? Bo to ważny element, taki krok milowy, choć tak naprawdę prowokuje więcej pytań niż odpowiedzi. Podziwiam, bardzo ładnie, kompleksowo to opisałaś, nie szłaś na skróty – nie żebyś kiedykolwiek to robiła, ale i tak warto to od czasu do czasu podkreślić – ale przedstawiłaś wszystko żywo i z detalami, jak się czuł, co się działo, jak się działo głównie… uwięzienie. Teraz się robi jeszcze bardziej tajemniczo, bo nie wiadomo, czy to wszystko krąży rzeczywiście wokół Draco, czy jest jeszcze jakiś inny czynnik, którego zupełnie nie znamy… To co zasugerowałaś gdzieś tam, że to może być jakiś wróg Draco, to ciekawa myśl, bo do tej pory skupiałam się przede wszystkim na wrogach Nicolasa (dlatego ciągle wracała mi ta Nadine, ale tak za bardzo mi nie pasowała). Ale nawet jeśli to się ściśle łączy z tym, co już wiemy, o Nicku, przepowiedni i takich tam – to tak naprawdę i tak nie za wiele wiemy. Ach, no i podobała mi się atmosferka, tak, jaskinie, korytarze, wilgoć, ciemność… Klimacik jest :D
UsuńNo i co do dopisku – moja ambitna Ig <3 Tak się starasz to przedstawić, opisać, wymyślić, dopracować – i wierz mi, to widać. „Bardzo ciężko mi się go pisało” -> w ogóle nie było tego czuć przy czytaniu :)
Z komentarzy:
No i aż się zaprzyjaźni jak w przepowiedni ze swoim wrogiem. -> O rrrany, już zupełnie o tym zapomniałam O.o Czekaj, mgliście mi się jarzy jakaś przepowiednia by Amma… Ale co to, jak to, na co to, to ja już nie pamiętam *bezradny*
Cały czas zastanawiam się kim do cholery jest ten James dla Annie -> A teraz to z kolei zgłupiałam, bo wydaje mi się, że to wiem – to tego nie było w opowiadaniu…? To ja to wiem tak prywatnie? Czy mi się w ogóle roi, że wiem? Jeżeli nie było, to mi daj znać, żebym przypadkiem nieświadomie nie sypnęła spoilerem gdzieś.
No, i chyba na tym na razie zakończymy, mam wrażenie, że jakiś niezbyt ten komentarz ;/ No cóż. Hopefully następny będzie już bardziej w formie. Ach, jeszcze całe dwa rozdziały przede mną zanim będę musiała zacząć czekać jak normalni ludziowie.
Prawdziwy Superdrogi Szampan ponoć jest niedobry bo bardzo taki wytrawny, nie wiem jak to nazwać, gorzki, yyym... no taki nie do końca przyjemny w smaku, a wino musujące jest bardziej słodziutkie, no tak przynajmniej słyszałam ;)
UsuńWiesz co, szczerze mówiąc to kawior niespecjalnie mnie kręci, i TAK, wiem jak wygląda, ale nie przemawia do mnie zjadanie, hm, ikry :P
Eeej, ja m jak miłość oglądałam zawsze rodzinnie, dopóki, no cóż, nie wyrosłam z tego :D
Znaczy co do serialu, to troszkę męczę się z arrowem, bo zaczęłam niekoniecznie z własnej woli, ale totalnie mnie nie wciąga, jak myślisz, to się liczy, jak obejrzałam dwa odcinki a na kolejnych dwóch spałam?
Jedikiah, no nie śmiej się, lepsze to od Lucyfera. Zresztą, prawie jak Leoś.
Co do mrs. Weasley -> pamiętam że był jakiś fragment gdzie bliźniacy się skarżyli chyba właśnie że muszą sprzątać czy coś w tym stylu...
No bo ja ogólnie nie przepadam za dramatami, nie wiem czemu, są dla mnie jakieś takie zbyt monotonne i... no nie wiem. Mam wrażenie, że mało się dzieje tak rzeczywisćie.
"Mój Własny I Osobisty Nick może być dla kogoś normalnym imieniem :(" mwahahaha :D no widzisz, ja się nie spodziewam zbytnio spotkania Ignise... To znaczy na mojej mikrofalówce jest napis "Ignis", no ale...
Christian Grey? Cholera, Cass, mam dostać zawału?
Boże, jaka ja jestem glad, że wszystko układa się po mojej myśli! To znaczy... wszyscy tak pięknie się zastanawiają, kto to taki ten Pan i w ogóle... :D :D :D
"To muszą być te lochy, w których trzymasz Draco!" -> hahahahah boskie <3
Nie, Voldi nie żyje, to informacja potwierdzona w 100%.
"Komu takiemu podpadł Draco? -> Ron? Attaway? HARRY POTTER? Wyobrażasz sobie takiego evil Pottera…?" -> idę się załamać. ciao ;)
"stężenie mhroku"... ouu, poczułam się... dziwnie
Wiedział już, czego się spodziewać, ale nie sprawiło to, że zaboli mniej. -> Nie jestem pewna, dlaczego użyłaś przyszłości? Zaklęcie już w niego uderzyło, chyba mogłoby być „zabolało”? -> eee... um... nie wiem... zostawmy to w spokoju... :D
"Ja bym mu tylko poradziła użyć Zaklęcia Kameleona albo czegoś podobnego, chyba łatwiej byłoby mu się przemykać :P" -> może on po prostu nie umie... :D Znaczy ogólnie mi się wydaje - pewnie, jest mnóstwo fajnych, przydatnych, skomplikowanych zaklęć, ale raczej nie są one (chyba) takie common że uczy się ich w Hogwarcie i takie tam, tak już w oderwaniu od tego kameleona, a bliżej ogółu... Poza tym to się dzieje tak szybko, po co tracić czas na jakieś kameleony? :D
"Random thought: ciekawe, czy da się rzucić Avadę na samego siebie, takie czarodziejowe samobójstwo. Pewnie tak, bo w sumie czemu nie…" -> Cass? Wszystko w porządku? Bo nieco mnie zadziwiłaś takimi przemyśleniami, są dziwne! :D Ale pewnie dałoby radę, no chyba że wymyślić jakieś prawdopodobne explanation, ale jeśli było coś w stylu "musisz naprawdę chcieć rzucić to zaklęcie", to jeśli bardzo chcesz, to czemu nie? :D
"Hm, wydaje mi się, że kiedyś czytałam jakąś dyskusję odnośnie teleportacji podczas spadania" -> Taak? i czego się dowiedziałaś? Bo teraz mnie zainteresowałaś.
Eee, nie, to nie jest rozdział, na który autor czeka z niecierpliwością. Właściwie to ja nie czekam na żaden rozdział - czekam na WYDARZENIA :D Niee, to akurat było potrzebne, ale nie must have... to znaczy... tutaj powinno się pojawić inne wydarzenie, ale wiesz o co cho.
Usuń"nie szłaś na skróty – nie żebyś kiedykolwiek to robiła" -> eee.... um.......... serio? Jest wiele rzeczy skróconych przeze mnie, ale nie do wersji totalnie I don't care, może dlatego nie zauważyłaś. Poza tym jeśli wiem, że coś jest ważne, to to opisuję miesiącami nawet, bo wiem, że muszę przez to przebrnąć. Co szalenie stopuje opowiadanie, ale jest potrzebne :( Ten rozdział, no cóż, pisałam dość długo, zresztą chyba to widać po tym jak się rozkładają daty? Chociaż niee, tutaj jest miesiąc, czyli w normie, ale pamiętam, że się z nim męczyłam. To znaczy czasem jest po prostu tak, że jednego dnia napiszę połowę, innego kawałek, a trzeciego skończę, tylko że to na przestrzeni załóżmy trzech tygodni, a tutaj siedziałam i siedziałam i pisałam po kawałeczku, pełne zaangażowanie, i masakra :D
Cały czas zastanawiam się kim do cholery jest ten James dla Annie -> A teraz to z kolei zgłupiałam, bo wydaje mi się, że to wiem – to tego nie było w opowiadaniu…? To ja to wiem tak prywatnie? Czy mi się w ogóle roi, że wiem? Jeżeli nie było, to mi daj znać, żebym przypadkiem nieświadomie nie sypnęła spoilerem gdzieś. -> CIIIIIIIIIIIIIICHOOOOOOOOO! Tak, jesteś uprzywilejowana, tak się złożyło, ale biorąc pod uwagę Twoją pamięć, może nie powinnaś być w posiadaniu tak poufnych informacji :D
Ee, nie będzie tak źle z tym czekaniem, to znaczy... powiedziałabym, że to będą 3 rozdziały, bo kolejny planuję dodać w okolicach przyszłego weekendu ;)
Prawdziwy Superdrogi Szampan ponoć jest niedobry -> Haha, no widzisz. Ale za to jaki szpan!
Usuńnie przemawia do mnie zjadanie, hm, ikry :P -> cóż, ja z natury jestem tak marudna, wiesz, ślimaki, krewetki, takie tam, spróbować jak miałam okazję spróbowałam, żeby zaliczyć, ale tak na poziome mentalnym to zbyt dziwne dla mnie, żeby to jeść tak masowo. Natomiast z ikrą nigdy nie miałam najmniejszych wątpliwości, chyba się przyzwyczaiłam, zanim się zdążyłam zacząć zastanawiać co to właściwie jest :P
Eeej, ja m jak miłość oglądałam zawsze rodzinnie, dopóki, no cóż, nie wyrosłam z tego :D -> Cóż, ja niby wyrosłam… a teraz oglądam Na wspólnej, więc nie wiem, czy to aż taki duży progres…? xd
jak myślisz, to się liczy, jak obejrzałam dwa odcinki a na kolejnych dwóch spałam? -> hm, dopóki leciały w Twojej obecności, to chyba się liczy do nierzuconych :P Wszystko zależy od losu kolejnych dwóch – zostaną obejrzane/przespane czy nietknięte? A poza tym dzięki za hinta, myślałam, że Arrowa należy rozważać, ale skoro Ty się męczysz… to pewnie mocno spadnie na mojej liście priorytetów (nie żeby był wysoko).
Jedikiah, no nie śmiej się, lepsze to od Lucyfera. -> Noo, Lucyfera to, mam nadzieję, niedługo zobaczymy, jak się prezentuje. Ale jako imię… chyba nie umiem na nie spojrzeć tak obiektywnie jak na ciąg literek, za bardzo konkretnie się kojarzy. No i „Niosący światło” też nieźle brzmi :P Ech, muszę przeczytać ten Paradise Lost. A a propos Lycyfera to jeszcze http://wiersze.duno.pl/wiersz,1540,Mici%F1ski+Tadeusz-Lucifer.html *.* Wspomnienie wypracowania, które pisaliśmy do tego na rozszerzeniu (obożejaktobyłodawno) jest średniawe, ale sam utwór mi się podoba. A a propos imion – cóż, wczoraj w kościele było czytanie nt. góry Tabor i pojawiał się tam Eliasz. A że po angielsku to jest Elijah… to na tyle unikalne imię, że nie mogłam powstrzymać skojarzenia. Choć znam jeszcze jednego Elijaha, Elijah Wood, ten co Froda grał. Pamiętam, jak kiedyś mnie dziwiło to imię, nie miałam pojęcia jak można je wymówić :P A a propos… tak, wiem, strasznie mi się ten ciąg myślowy rozwija :P A propos Jedikiaha to czytałaś Intruza z wujkiem Jebem? :D
no widzisz, ja się nie spodziewam zbytnio spotkania Ignise... To znaczy na mojej mikrofalówce jest napis "Ignis", no ale... -> Haha, widywałam chyba gdzieś w otchłaniach sieci jakieś Ignis jako nick, ale mikrofala ochrzczona na Twoją cześć to zupełnie nowy level *lol2* Aczkolwiek cwana byłaś, no bo to całe ignis pochodzi z łaciny, nie? Więc może się zdarzyć, ale sobie dodałaś to „e” i jesteś taka unikalna :P Ale Cassandra dobrze się sprawdzi jakbym kiedyś chciała wydawać pod pseudonimem. Znaczy… najpierw muszę coś napisać…
Christian Grey? Cholera, Cass, mam dostać zawału? -> ]:-> A masz, masz xd Się tak cieszysz tym swoim tajemniczym Panem, to ja Ci po drodze zryję umysł takim radosnym skojarzeniem *mwahahahaha*
Boże, jaka ja jestem glad, że wszystko układa się po mojej myśli! To znaczy... wszyscy tak pięknie się zastanawiają, kto to taki ten Pan i w ogóle... :D :D :D -> No, właśnie, jak mówię. Sobie siedzisz i zacieszasz, a ja się czuję jak taka mała głupia mróweczka, co się miota w kółko, a Ty patrzysz i masz radochę ;< Czy w którymś momencie byłam chociaż blisko…? Pewnie mignęłaś tam kimś epizodycznie sto lat temu na początku i nikt już tego nie pamięta i nie zgadnie. Mamy w ogóle jakiekolwiek szanse trafić we właściwą osobę…?
idę się załamać. ciao ;) -> ]:->
"stężenie mhroku"... ouu, poczułam się... dziwnie -> Co, znaczy, że stężenia mhroku nie masz w ogóle? :P Na pewno masz, inaczej byś nie rzuciła Nickym po takich mhrocznych lochach :P
Poza tym to się dzieje tak szybko, po co tracić czas na jakieś kameleony? :D -> No cóż, jakby się porządnie zamaskował, to może mógłby się porozglądać po okolicy, może nawet się władować do komnaty tego całego Pana i rozwiązać dla nas zagadkę… Ale nie, po co, Ig się musi pocieszyć konfuzją swoich biednych czytelników :P Poza tym: http://www.youtube.com/watch?v=JmcA9LIIXWw
Idę załatwiać sprawy, dokończę… jak wrócę ;P
Wróciłam! Szybko, prawda?
UsuńCass? Wszystko w porządku? Bo nieco mnie zadziwiłaś takimi przemyśleniami, są dziwne! :D Ale pewnie dałoby radę, no chyba że wymyślić jakieś prawdopodobne explanation, ale jeśli było coś w stylu "musisz naprawdę chcieć rzucić to zaklęcie", to jeśli bardzo chcesz, to czemu nie? :D -> Myślisz, że chcę sobie strzelić Avadą? *myśli* Nie no, musiałabym najpierw mieć różdżkę czy coś… Co prawda w Hogwarts Society słyszałam, że sobie różdżki robili… Cóż, gdyby to był serial, to na pewno zaraz by się okazało, że jest jakaś loophole :D
Taak? i czego się dowiedziałaś? Bo teraz mnie zainteresowałaś. -> Hmm, średnio teraz to pamiętam, ale chyba chodziło o tę scenę w jednym z początkowych odcinków, jak ten nowy breakout prawie że zrzucił Stephcia z dachu. I chyba nic mu się wtedy nie stało, znaczy, bo jeżeli to by miało Stephcia zabić, to by nie był w stanie tego zrobić jako Niemorderczy Tomorrow Ludź, prawda? Więc się zastanawiali, czy Stephcio by się mógł teleportować w locie, czy tak się nie da bo coś. Nie no, zdaje mi się, że tam było coś więcej, ale już nie pamiętam za bardzo ;/
Właściwie to ja nie czekam na żaden rozdział - czekam na WYDARZENIA :D -> No, tak zasadniczo o to chodzi, nie na rozdział jako numerek czy coś, tylko na wydarzenia, które na ten rozdział akurat przypadają :D Pamiętam, że na honce takim ważnym momentem dla mnie był dzień otwarty :D Hm, kurczę, zastanawiam się, czy fajnie, sentymentalnie i w ogóle by było przypomnieć sobie honkę, czy raczej bym się załamała po dwóch zdaniach. Hm.
eee.... um.......... serio? Jest wiele rzeczy skróconych przeze mnie, ale nie do wersji totalnie I don't care, może dlatego nie zauważyłaś. -> Nie zauważyłam :D Widzisz, jak przez cały rozdział opisujesz te wszystkie szczegóły, jak to było ciemno i zimno, jak się czuł, jak siedział, czekał, nic nie wiedział – no, to zdecydowanie nie jest na skróty, można byłoby zrobić jakieś wzięli, złapali go, przesłuchali i uciekł, ale to by nie miało takiej… siły przekazu chyba.
Tak, jesteś uprzywilejowana, tak się złożyło, ale biorąc pod uwagę Twoją pamięć, może nie powinnaś być w posiadaniu tak poufnych informacji :D -> Ojej, jestem uprzywilejowana, ale mi fajnie :D Nie, nie, zdecydowanie powinnam, kto jest lepszą osobą do posiadania poufnych informacji niż ja? Ostatecznie nic nie zdradziłam, tylko się upewniłam i wszyscy są happy. Ale, mwahahaha. Dla mnie to jest takie oczywiste i naturalne, a jak ktoś tego nie wie… to, hoho, rzeczywiście sobie można wyobrażać. I plany Nadine mogą być wtedy bardzo owocne. Mwahahaha *zaciera łapki*
Ee, nie będzie tak źle z tym czekaniem, to znaczy... powiedziałabym, że to będą 3 rozdziały, bo kolejny planuję dodać w okolicach przyszłego weekendu ;) -> przyszłego weekendu, powiadasz… To pewnie do tego czasu nadrobię całość. W zasadzie mam taką ochotę się zabrać za kolejny, wydaje mi się, że to będzie najciekawsza rzecz, którą będzie mi dane przeczytać w tym tygodniu *z westchnieniem patrzy na The Norton Anthology of Theory and Criticism*