poniedziałek, 1 lipca 2013

Ślad: rozdział trzydziesty ósmy



Nicolas siedział za biurkiem w swoim gabinecie, przeglądając od niechcenia stos papierów. Nie potrafił na niczym zawiesić na dłużej wzroku. Był rozkojarzony i zniechęcony, a ponadto czuł, że praca zabiera mu czas, który mógłby wykorzystać na rekonesans związany z położeniem kolejnego wspomnienia. Bezwiednie miął w jednej dłoni papierek, który musiał jakiś czas temu wyciągnąć z kieszeni spodni. N: 50° 34' 47", W: 3° 53' 47". Wszystko wskazywało na Park Narodowy Dartmoor, ale dlaczego Draco zapuścił się akurat tam? Często wybierał tereny na odludziu, niemal dziewicze, a jednak Park Narodowy to strefa pod ochroną. Chociaż może i było to logiczne? Nicolas miał nadzieję, że Park nie został objęty zaklęciem antyteleportacyjnym, choć istniała taka możliwość. Musiał to dokładnie sprawdzić, a to, że tkwił w Ministerstwie, przyprawiało go tylko o frustrację.
Czuł, że potrzebuje odprężenia, czegoś, co zredukuje jego napięcie, ale nie mógł zrezygnować z poszukiwania wspomnień. Jeszcze tylko kilka, powtarzał sobie, choć tak naprawdę nie wiedział, ile ich pozostało. Obiecywał, że kiedy skupi się, odnajdzie i poskleja wszystkie fragmenty układanki, będzie mógł pozwolić sobie na odpoczynek.
Rozległo się pukanie do drzwi, a Nicolas, skoncentrowany na swoich myślach, poruszył się gwałtownie na krześle i podniósł głowę znad treści raportów, której tak naprawdę nie dostrzegał.
- Wejść – powiedział i odchrząknął. Jego nieużywany od kilku godzin głos był nieco zachrypnięty.
Do gabinetu weszła sekretarka Gillian, niosąc w ramionach nowy stos papierów, ale gdy jej wzrok padł na zapełnione biurko przystanęła i spojrzała niepewnie na Nicolasa zza szkieł okularów. Ten zreflektował się i szybko odgarnął część papierzysk, robiąc miejsce na nowe. Starał się nie zwracać uwagi na zmarszczkę, która pojawiła się między brwiami Gillian, a oznaczać mogła zdziwienie lub konsternację, a może jedno i drugie.
- Nie chciałabym pośpieszać, ale pan Barnes niecierpliwi się, że jeszcze nie otrzymał streszczenia raportów z przedwczoraj. Powtarza, że są mu potrzebne.
Nicolas zezłościł się i uniósł gniewnie głowę, wbijając palący wzrok w twarz Gillian, która cofnęła się lekko w odpowiedzi na tę ekspresję.
- Powiedz mu, że otrzyma je jeszcze dzisiaj – wycedził. – Powiedz mu to teraz.
Gillian pokiwała energicznie głową i niemal wypadła z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi. Nicolas odetchnął i zamknął oczy. Dlaczego tak się zdenerwował? Wiedział, że powinien wykonywać swoją pracę na czas, a już był spóźniony. Nigdy wcześniej się nie spóźniał. Barnes musiał być zdziwiony, przecież zawsze piał nad nim z zachwytu. Stosunek Gillian do niego też się zmienił; już nie traktowała go jak bóstwo. Próbował przekonać samego siebie, że nic go to nie obchodzi, choć czuł, jak zarysowuje to jego ego.
- Skup się, Malfoy – nakazał sobie na głos, mając wrażenie, że w ten sposób bardziej to do niego trafi. Zgniótł z całych sił karteczkę ze współrzędnymi, po czym umieścił ją tam, gdzie jej miejsce – w kieszeni, czekająca cierpliwie na swój czas.

* * *

Dni, tygodnie mijały jak szalone, gdy Convalie skupiała się na tym, by nie okazać Dylanowi, jak bardzo jej na nim zależy, i by nie pokazać Lucasowi, że w ogóle o nim myśli. Postanowiła, że na razie skupi się na sobie i na tym, co ważne dla jej przyszłości – czyli zdobywanie nowej wiedzy. Nie pozostawiała sobie dużo czasu na rozmyślania, zapychając głowę mnóstwem regułek, zaklęć i informacji o czarodziejskim świecie. Powoli nawet zaczęła obojętnieć na obecność Dylana, który zawsze dosiadał się do jej stolika w bibliotece, witał ją, uśmiechał się do niej i próbował zwrócić na siebie jej uwagę. Była uprzejma, ale stanowczo unikała spoufalania się. Miała wrażenie, że w jej życiu uczuciowym dzieje się zbyt dużo i nie powinna teraz w nic się angażować, a raczej skupić na uspokojeniu swojego wnętrza i odnalezieniu jakiejś równowagi w tym zwariowanym czasie.
Nie cieszyła ją perspektywa zbliżających się świąt bożonarodzeniowych, bo wiedziała, że w domu będzie miała zbyt dużo czasu na myślenie. Nie mogła się też oszukiwać – towarzystwo Dylana w bibliotece rzeczywiście sprawiało jej przyjemność. Uwielbiała te chwile, gdy zauważała go w drzwiach, wszystkie jej mięśnie momentalnie napinały się i zaczynały uderzać w nią fale gorąca, a żołądek zaciskał się w supeł, tak jakby zżerały ją nerwy przed egzaminem, ale jednak zupełnie inaczej. Na jej twarz momentalnie wpełzał uśmiech, który starała się ukrywać. Wciąż jeszcze tkwiła w patowej sytuacji, bo cokolwiek by postanowiła, nie mogła wykonać żadnego kroku ze względu na to, że Dylan wciąż był w związku z Juliette, a ona nie należała do osób, które postępują w taki sposób. Z drugiej strony nie mogła się też wycofać, bo niezwykle skutecznie unieszczęśliwiłaby samą siebie.
W przeddzień wyjazdu do domu na święta, po odpisaniu na niezwykle entuzjastyczny list Ginny, która zapewniała, że nie może się doczekać jej przyjazdu i że będą się świetnie bawić, Convalie odkryła, że nie ma dokąd pójść. Nie miała ochoty siedzieć w swoim dormitorium i gapić się w sufit. Ivy spędzała czas ze swoim chłopakiem, Michaelem, bo kto by tego nie robił? Wszyscy cieszyli się wolnym czasem pomiędzy ostatnimi zajęciami a wyjazdem następnego ranka. W każdym z pokojów wspólnych z pewnością planowane było świętowanie, ale to dopiero za kilka godzin. Nie mogła pojawić się w pokoju wspólnym teraz, bo wiedziała, że Lucas zawsze zajmował się organizacją tego typu przedsięwzięć. Na pewno drze się na wszystkich pomocników i próbuje coś ustalić z kolegami z drużyny, którzy tworzyli w Slytherinie coś w rodzaju elitarnej elity. Sowiarnię już zdążyła odwiedzić, więc cóż innego mogła robić poza udaniem się do biblioteki?
Nie znajdując odpowiedzi na to pytanie, tam właśnie skierowała swoje kroki. Czy Dylan też dojdzie do podobnego wniosku? Oczywiście miała świadomość tego, że nie ma sensu się uczyć, ponieważ do następnych zajęć jeszcze wiele, wiele dni, ale wolała poczytać chociażby Historię Hogwartu niż robić… no właśnie, zupełnie nic.
Skarciła samą siebie za pomysł, jakoby Dylan miał dotrzymać jej towarzystwa i tym razem. On miał Juliette. Kiedy nie musi być w bibliotece, na pewno go tam nie zobaczy. Poświęca czas swojej dziewczynie. Jeśli ją kocha, to pragnie z nią być. Convalie na myśl o tym zacisnęła dłonie w pięści. Ciągle tylko jakieś przeszkody! A najgorsze, że gdyby postępowała inaczej od samego początku, to teraz – kto wie? – może to ona byłaby dziewczyną Dylana. Tylko że wtedy, ponad rok temu, nie była jeszcze gotowa na tego typu zobowiązania, na otworzenie się przed kimś i odsłonięcie swojego serca. Nie potrafiłaby tego wszystkiego docenić.
Pchnęła ciężkie drzwi do biblioteki i owionął ją dobrze znany zapach starych książek i cytrusowej pasty do podłogi, której namiętnie używała bibliotekarka. Skierowała się ku stałemu stolikowi, zdając sobie sprawę z tego, jak mocno bije jej serce. Jeszcze tylko musi skręcić za regał i… stolik był pusty. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że jest jedyną osobą w bibliotece, oczywiście spośród uczniów.
Poprawiła pasek torby, który wpijał się w jej ramię, podchodząc do najbliższego regału. Wpatrzyła się w tytuły książek, które niewiele jej mówiły, i zmarszczyła brwi. Zaczęła szukać od dołu, przejeżdżając palcem po grzbietach książek. Przechodziła do coraz wyższych półek, nie znajdując tytułu dla siebie. W końcu podniosła głowę najwyżej jak mogła i stanęła na palcach, żeby zobaczyć tytuły książek stojących na najwyższych półkach. Zaczęła zastanawiać się nad przyniesieniem stołka, kiedy poczuła za sobą czyjąś obecność – zaledwie kilka sekund przed usłyszeniem głosu.
- Pomóc? – spytał Dylan, a ona zorientowała się, że wszystko w niej zamiera na chwilę, by już za sekundę poczuć uderzenie gorąca w całym ciele. Jej serce galopowało dziko, hałasując tak bardzo, że zastanawiała się, czy chłopak przypadkiem go nie usłyszy.
- Gdybyś mógł mi podać Zaczarować czas, to byłabym bardzo wdzięczna – powiedziała tak spokojnie, że aż się tego po sobie nie spodziewała. Dylan stanął koło niej, przypadkowo dotykając ją ramieniem, co odczuła niezwykle intensywnie. Z pomocą swoich wyostrzonych zmysłów wyczuła lekko słodkawą woń jego perfum, usłyszała miarowy oddech – a może bardziej wyobraziła sobie to, wnioskując z ruchów klatki piersiowej? – i zobaczyła, jak jego ciało napręża się, gdy sięga po książkę z najwyższej półki.
Convalie przygryzła wargę, gdy jej wzrok padł na usta Dylana. W tym momencie miała ogromną ochotę, by go pocałować. Krukon ściągnął z regału książkę i podał ją jej, niespodziewanie patrząc prosto w jej oczy, co było tak intensywne, że niemal zachłysnęła się własną śliną. Spuściła wzrok na trzymaną przez niego książkę i sięgnęła po nią, błagając swoje piekące policzki, żeby były mniej czerwone, niż to odczuwa. Zaklinała je, by pozostały normalnej barwy.
- Co tutaj robisz? – zapytała zamiast podziękowania, przyciskając do siebie książkę, którą odebrała od Dylana. Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy i natychmiast tego pożałowała; w jej wnętrzu coś drgnęło niecierpliwie i zalała się jeszcze mocniejszym rumieńcem. Szybko odwróciła się, podążając do najbliższego stolika. Miała nadzieję, że nie wyjdzie na bardzo niewychowaną. Położyła książkę na blacie, a swoją torbę rzuciła na podłogę.
- A ty? – odpowiedział pytaniem Dylan; czuła, że podąża za nią, a pragnęła chwili wolnej przestrzeni. – Tak się składa, że jesteśmy tu sami, oczywiście pomijając bibliotekarkę.
- Po prostu nie mogłam znaleźć sobie zajęcia – odpowiedziała, już po chwili żałując tych słów. To zabrzmiało, jakby była niezwykle nudną i samotną osobą, czyli dokładnie tak, jak nie chciała się czuć i być odbieraną.
- A ja czułem się dziwnie nie idąc tu po lekcjach – wyznał Dylan, siadając jak zwykle naprzeciwko niej. – Jakoś nie miałem co ze sobą zrobić.
- A Juliette? – spytała Convalie, nim zdążyła ugryźć się w język. Udała, że sięga po coś do torby, byle na chwilę uwolnić się od jego wzroku. Dylan nie odpowiadał, dlatego zacisnęła mocno powieki, ganiąc siebie w duchu za zbytnią wścibskość i nietaktowność.
Musiała w końcu wynurzyć się spod stołu i stawić czoła jego spojrzeniu. Zrobiła to z taką gracją i spokojem, na jakie tylko było ją stać. Dopiero wtedy, gdy złapali kontakt wzrokowy, Dylan jej odpowiedział.
- Juliette doskonale radzi sobie sama.
W jego głosie usłyszała lekkość, która nie powinna się pojawić. Może pod tym kryło się coś więcej? Nie była pewna, czy chce to zgłębiać. Wystarczająco zawstydziło ją odkrycie siebie w tym temacie. Zamilkła i otworzyła książkę na spisie treści. Rozdział I – czy czas można dowolnie modelować?, rozdział II – warunki, których nie wolno łamać, rozdział III – rady dla początkujących: zatrzymanie czasu… O tak, marzyła o tym, żeby w tej chwili zatrzymać czas i zrobić coś bardzo, bardzo głupiego. Rzuciła Dylanowi spojrzenie spod rzęs i zauważyła, że on również pogrążył się w lekturze książki, którą musiał wziąć z którejś z półek zanim się do niej przysiadł. Chciała zbliżyć się do niego. Przesunęła się lekko w przód i znów poczuła ten cudowny zapach. Przymknęła oczy, skupiając się na tym, co płynęło poprzez jej zmysły. Zbliżyć się? Nie, miała ochotę rzucić się na niego. Chciała, by objął ją, przesuwał dłońmi po jej ciele, całował… poczuła dreszcz i uprzytomniła sobie, że nie może myśleć o czymś takim w bibliotece, tym bardziej nie w bliskim towarzystwie Dylana. Co się z nią dzieje?
Odnalazła stronę, na której zaczynał się trzeci rozdział, ale nie mogła się skupić na treści. Wciąż czuła ten wyobrażony dotyk na swoich plecach, biodrach, ramionach… Co to znaczy, że Juliette doskonale radzi sobie sama? Czyżby coś między nimi działo się nie tak? Jej podświadomość robiła salta z radości. Być może to znaczyło, że będzie miała wolną drogę. Może będzie mogła wyznać Dylanowi, co do niego czuje i… Och, jakże mogłaby to zrobić? To by zmieniło wszystko!
- Convalie? – odezwał się Dylan po bardzo długim czasie milczenia pomiędzy nimi, gdy Convalie skupiła się już na tyle, żeby przeczytać pół rozdziału. Uniosła głowę i mruknęła pytająco, dając mu do zrozumienia, że go słucha. Wyglądał na nieco zakłopotanego. Widocznie jemu również jakieś myśli nie pozwalały się skupić. – Czy my jesteśmy przyjaciółmi?
Przez chwilę nie rozumiała sensu wypowiedzianych przez niego słów, ale szybko się otrząsnęła.
- Jasne, oczywiście – powiedziała entuzjastycznie.
Dylan miął w palcach róg strony.
- Juliette jest twoją kuzynką, więc na pewno dobrze ją znasz, ja… możesz mi powiedzieć, czy ona rzeczywiście coś do mnie czuje?
Convalie z każdym jego słowem czuła się coraz gorzej. Nie chciała być sojuszniczką Juliette. Wcale nie było tak, jak mówił. Może kiedyś ją znała, teraz nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego. Nie mogła mu tego jednak powiedzieć. Wyglądał na naprawdę zmartwionego tą kwestią.
- Ale co ty mówisz? Juliette jest w tobie zakochana na zabój – stwierdziła. Być może była to prawda. Gdyby nie, to dlaczego miałaby mówić Convalie te wszystkie rzeczy? Dlaczego miałaby kazać jej trzymać się od niego z daleka? Nie mogła jednak powiedzieć o tym Dylanowi jako potwierdzenie swoich słów. Nie mogła tego zrobić bez zdradzania mu swoich własnych uczuć. – Dlaczego w ogóle myślisz, że tak nie jest?
Dylan wzruszył ramionami i powrócił do czytania.
- Pomyślałem, że wy, dziewczyny, rozmawiacie o takich sprawach. A wiem, że ty byś mnie nie oszukała.
Convalie poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie, o ile to w ogóle możliwe. To świetnie, że Dylan miał o niej tak dobre mniemanie, ale to nie miało nic wspólnego z prawdą. Nawet pomyślała, że dobrze by było to wyjaśnić, wytłumaczyć mu, że nie ma pojęcia co do uczuć Juliette, że nie jest właściwą osobą do odpowiadania na takie pytania i że wcale nie posiada takich cech, jakie jej przypisuje. Jednak milczała, bo nie mogła udawać, że wyjawia prawdę, a przy tym zatajać tego, że darzy go uczuciem. Poza tym gdy tylko spojrzała na Dylana, próbując coś powiedzieć, czuła się tak speszona, że natychmiast zmieniała zdanie.
Może powinna porozmawiać z Juliette? Albo przynajmniej przypatrzeć się tej parze? Skoro Dylan uważał, że coś jest nie w porządku, to może miał rację? Może powinna coś z tym zrobić?
- Jeśli tylko coś będę wiedziała, to dam ci znać – powiedziała w końcu, nie odrywając wzroku od książki. – Możesz na mnie liczyć.
Dylan wyciągnął rękę w jej stronę i zanim zdążyła zaprotestować, położył ciepłą dłoń na jej własnej. W żołądku poczuła mocne szarpnięcie i uniosła głowę, żeby na niego spojrzeć. Nie chciała, żeby kiedykolwiek przerywał dotyk.
- Wiem, że mogę na ciebie liczyć – przyznał. Widziała radosne iskierki w jego oczach i urocze, małe zmarszczki mimiczne wokół nich. To dodało jej odwagi i powiedziała coś, czego by się po sobie nie spodziewała.
- Powinieneś to częściej wykorzystywać.
O drogi Merlinie, czy ona naprawdę to powiedziała? Czy zabrzmiało flirciarsko, czy tandetnie? Uśmiechała się szeroko jak głupi do sera, podtrzymując tę ekspresję nawet, gdy uświadomiła sobie sens własnych słów. Miała nadzieję, że nie wygląda to tak sztucznie, jak wskazywałyby na to jej odczucia.
- Może powinienem – odpowiedział Dylan nieco zniżonym głosem, unosząc lekko brwi i nachylając się trochę bardziej w jej kierunku. – Może powinienem też spędzać z tobą więcej czasu.
Convalie o mało się nie zachłysnęła, ale dalej starała się grać pewną siebie i opanowaną.
- Nie wiem, czy spodobałoby się to twojej dziewczynie – odparła odrobinę napastliwie, może nawet zbyt atakująco. – Podobno jesteś zakazanym owocem.
- A kto tak mówi?
- Wszyscy.
- Którzy wszyscy? Ty też?
Wydawało jej się, że lekko do niej mrugnął. Do stu hipogryfów, dlaczego próbował z nią flirtować? Miał dziewczynę, był zajęty, nie powinien w ogóle zwracać na nią uwagi! Malfoy, otrząśnij się, nakazała sobie. Chcesz uchodzić za taką dziewczynę?
- Ja uważam, że ten temat nie podlega dyskusjom i negocjacjom, poza tym jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz?
Delikatnie wysunęła dłoń spod jego dłoni i przełożyła stronę w książce, uznając rozmowę za skończoną. Czuła na sobie wzrok Dylana, gdy starała się na powrót skupić na lekturze, aż w końcu odpuścił i zajął się swoją książką. Jej serce waliło mocno po tej konwersacji, a wzburzona krew krążyła szybciej w żyłach. Pochyliła głowę nisko nad książką, chcąc ukryć rumieńce, ale była pewna, że wcześniej Dylan zdążył im się dobrze przyjrzeć. Dlaczego miała tak bladą skórę? Najmniejszą zmianę koloru było widać po niej błyskawicznie.
- Przepraszam, jeśli cię uraziłem, nie chciałem, żebyś źle mnie odebrała – powiedział Dylan po kilku minutach ciszy. Convalie ucieszyła się, że nie tylko ona ciągle rozpamiętuje tę dyskusję.
- W porządku – zgodziła się, nie podnosząc głowy. Próbowała sprawić wrażenie, że niespecjalnie ją to obchodzi. – Nie odebrałam cię źle, nie martw się.
- To dobrze – odparł. – To były tylko żarty.
Żarty. Żarty! A jej mało serce z piersi nie wyskoczyło! I na kogo ona wychodzi w jego oczach? Na nadąsaną, przewrażliwioną na swoim (a przede wszystkim na jego) punkcie obrażalską? Uśmiechnęła się i podniosła głowę znad książki, próbując przesłać w jego stronę falę pozytywnego wrażenia.
- To dobrze, bo ja również żartowałam.
Ale nie o tym, że jesteś zakazanym owocem, sprostowała w myślach. A przynajmniej dla mnie. Bardzo kuszącym. I nie o tym, że chciałabym, żebyś mnie wykorzystywał. Merlinie, kto tak mówi? O czym ja w ogóle myślę? Con, walnij się w ten pusty łeb raz a porządnie!
Mimo swoich burzliwych myśli udało jej się utrzymać pogodny wyraz twarzy. Nie chciała, żeby Dylan zaklasyfikował ją jako dziwną i nieatrakcyjną osobę. Miała zły start i powinna zrobić wszystko, żeby zrehabilitować się w jego oczach. Przecież była ładną, normalną i sympatyczną dziewczyną, prawda? A nawet jeśli nie, to Dylan nie musiał o tym wiedzieć – powinna go utrzymać w przekonaniu że jest jego przyjaciółką. Dobrą, atrakcyjną przyjaciółką. A z Juliette trzeba sobie uciąć pogawędkę.

* * *

Anne nie sądziła, że niespotykanie się z Nicolasem będzie dla niej tak proste. Ich związek po prostu trwał, żeby nagle się skończyć. Nie tęskniła za nim tak mocno, jak mogłaby się tego spodziewać. Owszem, miewała chwile, gdy łapała się na rozmyślaniu nad tym, co on robi, czy tęskni za nią, czy w ogóle się nią jeszcze interesuje, ale szybko je od siebie odganiała. Skupiła się na pracy w Ministerstwie, gdzie miała zostać tylko do końca miesiąca. Wszystko uzgodniła już z ciotką, której pomagała, dostała wytyczne odnośnie zakresu materiału, którym musi się zająć przed odejściem, i tego właśnie się trzymała. Przemieszczała się właściwie tylko pomiędzy pracą i domem, gdzie spędzała każdą chwilę z rodziną, pomagając mamie w gotowaniu, sprzątaniu i opiece nad najmłodszym rodzeństwem. Była bardzo związana ze swoją rodziną, dlatego perspektywa rychłego rozstania się z nimi napawała ją smutkiem. Musiała jednak myśleć o priorytetach – gdy James wyjdzie z Azkabanu, to jemu musi poświęcić siebie i swój czas, zająć się nim, by powrócił do normalności, odzyskać go takiego, jakim był dawniej. Może to i dobrze, że przeszkoda w postaci Nicolasa została usunięta. Nie będzie miała kolejnej rzeczy do roztrząsania i zastanawiania się, czy dobrze robi opuszczając Londyn.
Wiedziała, że będzie trochę tęsknić za swoim obecnym życiem. Ale nie zamierzała przecież wyjechać na zawsze – tylko na tyle, ile będzie potrzebne Jamesowi. Sophie, jej przyjaciółka ze szkoły, udostępniła jej swój domek letniskowy nad jeziorem. Nie był jej potrzebny zimą, a poza tym i tak ona i jej rodzina rzadko z niego korzystali, woląc wybrać się do ciepłych krajów. W przeciwieństwie do Anne mogli sobie na to pozwolić.
Była już prawie spakowana. Stojąc na środku swojego małego, ale własnego pokoiku na poddaszu zastanawiała się, co może jej być potrzebne. Jak to zimą słońce świeciło nisko i bardzo słabo, oślepiając ją ilekroć spojrzała w okno. Z pokoju obok słyszała krzyki i piski Emmy i Cassie, swoich sióstr, mających odpowiednio siedem i dziesięć lat. Petera, bliźniaka Emmy, widziała wyglądając za okno – lepił bałwana na środku ich małego ogródka. Ilekroć spoglądała na zewnątrz, uśmiechała się. Peter przypominał jej Jamesa, kiedy byli mali. Ona i on zawsze byli nierozłączni.
Usiadła na wąskim łóżku przykrytym miękką narzutą w kolorze fiołkowym, wyraźnie odznaczającym się na tle bladoróżowych ścian. Wzrok utkwiła w starej, drewnianej podłodze. Nieco wytarty, fioletowy dywanik często był jej miejscem do zabawy. Miała mnóstwo szczęśliwych wspomnień związanych z tym pokojem. Poza nauką w Hogwarcie, jeszcze nigdy nie opuszczała domu na tak długo – i być może już na zawsze. Westchnęła ciężko. Co będzie z jej rodzeństwem? Co z najmłodszą – Charlie? Czy będą za nią tęsknić? Czy nie stawia to mamy w zbyt ciężkiej pozycji? Czy sobie poradzą?
Oczywiście, że tak. W tym domu najważniejsza była miłość. A kiedy jest miłość, ze wszystkim jakoś można się uporać. Anne chciała w to wierzyć. Nie miała innego wyjścia.

* * *

Nicolas zamrugał kilkakrotnie, gdy jego oczy oślepił nagły blask latarni ulicznej. Automatycznie cofnął się o krok, choć nic to nie zmieniło. Usłyszał ciche, pospieszne kroki, i to więcej niż jednej osoby. Spojrzał w kierunku, z którego dochodziły, i ujrzał kilkuosobową grupkę złożoną z osób ukrytych pod długimi, ciemnymi pelerynami z kapturami. Którąś z nich musiał być Draco. Przesunął się lekko na bok, robiąc im przejście. Szli niczym mroczny, cichy, budzący grozę pochód powiewający czarnym materiałem. Rodzaj egzekucji dla winowajców, których Nicolas jeszcze nie poznał. Cofnął się jeszcze bardziej, zaskoczony, że poczuł strach. Przyglądał się uważnie każdej z sześciu postaci, próbując odnaleźć jakieś cechy szczególne, coś, co powiedziałoby mu kim oni są i co tu robią.
Gdy pochód go wyminął, ruszył za nimi, zachowując jednak pewną odległość. To było bardzo dziwne wrażenie, zupełnie jakby był jednym z nich. Przełknął głośno ślinę, bo podświadomość podpowiadała mu rzeczy, o których nie chciał nawet myśleć. Wiedział, że śmierciożercy kogoś zamordują. Że zrobi to Draco. Nie chciał być tego świadkiem, a równocześnie nie potrafił zostać na tej opustoszałej ulicy, czekając na ich powrót. Nie chciał tu być, ale nie mógł opuścić wspomnienia – musiał poznać każdy jego szczegół. Bez tego jego wiedza będzie niekompletna.
Któraś z zakapturzonych postaci wymówiła zaklęcie, a wszystkie latarnie przy ulicy zamrugały i zgasły, pogrążając ich w ciemności. Nicolas podążał za nimi krok w krok, czując narastające pobudzenie. Żaden ze śmierciożerców nie odezwał się ani razu, słychać było tylko złowrogi szelest peleryn i równe, energiczne kroki. Draco to chyba ten w pierwszym rzędzie, po prawej… a może nie. Może to ten z tyłu, wzrost i postawa w sam raz… Nicolas nie miał pojęcia, który z nich tak naprawdę jest jego ojcem. Od tyłu wszyscy wyglądali tak samo.
Pochód niespodziewanie skręcił w lewo, w stronę małego, żółtego domku, piętrowego z kominem na szczycie. Z balkonu na poddaszu dochodził zapach rosnących w doniczkach ogromnych, kolorowych kwiatów. Domek ogradzał niski, biały, drewniany płotek. Śmierciożercy przeszli po kolei przez niewielką furtkę, nie zamykając jej, a Nicolas prześlizgnął się za nimi. Miał naprawdę bardzo, bardzo złe przeczucia. Postaci ruszyły kamienną ścieżką prowadzącą do drzwi wejściowych i zatrzymały się tuż przed nimi. Jedna osoba wystąpiła naprzód i wyciągnęła przed siebie różdżkę. Nicolas niewiele widział poprzez pięć innych ludzi, ale nie miał zamiaru iść na sam przód. Już teraz gorączkowo odwracał wzrok i mdliło go.
Inni śmierciożercy przykładem pierwszego wyciągnęli różdżki i skierowali je w stronę domu, wymawiając cicho jeżące włosy na karku inkantacje w nieznanym języku. Nicolas miał wrażenie, że nic się nie dzieje, ale najwyraźniej były to tylko pozory, bo po kilku minutach okna jakby rozjarzyły się na krótko światłem, a drzwi otworzyły się na oścież, skrzypiąc lekko. Przez chwilę było znów cicho i ciemno i Nicolas, gdyby tylko zamknął oczy, mógłby wyobrazić sobie, że jest w zupełnie innym miejscu.
Śmierciożercy weszli do środka, a on za nimi. Przemierzyli uśpiony salon wypełniony dźwiękiem tykającego zegara i skierowali się do góry po lekko skrzypiących schodach. Nicolas miał wrażenie, że jego słuch działa lepiej niż kiedykolwiek, próbując wyłapać jakikolwiek szmer, znak, że na górze ktoś jest. Widocznie rekompensowało to niemożność zobaczenia wszystkiego ze względu na panującą ciemność.
Przywódca grupy, bo tak Nicolas określił w myślach tego, który jako pierwszy wyciągnął różdżkę, bardzo cicho – tak cicho, że niemal niesłyszalnie – rozdzielił obecnych na trzy grupki po dwie osoby, po czym poszedł wprzód korytarza do drzwi majaczących naprzeciwko, a za nim podążyła dobrana osoba. Dwie pozostałe pary skierowały się do drzwi po prawej i lewej stronie. Nicolas stał bez ruchu na środku korytarza, czekając na to, co się wydarzy. Przywódca podniósł w górę trzy palce dłoni ubranej w rękawiczkę i zgiął jeden z nich, później drugi, a następnie trzeci. Na ten znak śmierciożercy równocześnie otworzyli drzwi i wtargnęli do środka każdego pomieszczenia.
Najpierw panowała cisza. Po chwili rozległ się długi, przeraźliwie głośny i wysoki, damski krzyk. Nicolas poczuł gęsią skórkę pojawiającą się na całym jego ciele. Czuł się jak sparaliżowany; nie mógł ani iść dalej, ani się cofnąć. Starał się nie powtarzać w myślach: proszę, niech to się skończy. Dlaczego Draco pokazuje mu to wspomnienie? Co w nim jest takiego ważnego? Krzyk urwał się niespodziewanie, a zza uchylonych drzwi na korytarz wylał się blask zielonego światła. Nicolas poczuł dławienie w gardle, gdy niemal poczuł obecność opuszczającej ten świat duszy. Następnie rozległy się odgłosy szamotaniny, świsty zaklęć, kroki, a później… nic.
Przywódca wyszedł energicznym krokiem na korytarz. Nie zatrzymując się, dotarł prawie do miejsca, w którym stał Nicolas, niemal stykając się z nim. Nicolas wzdrygnął się i cofnął o krok, a wtedy mężczyzna ściągnął z twarzy maskę i Nicolas wydał z siebie zduszony okrzyk. Wiedział, że w tym wszystkim uczestniczy Draco, że jest śmierciożercą, ale wcześniej jakoś to do niego nie docierało. Nie umiał przyzwyczaić się do myśli, że jego ojciec był po prostu mordercą.
- Waynard – powiedział Draco, nawet nie podnosząc głosu. I tak było go słychać tak, jakby krzyczał. Otarł dłonią pot perlący się na czole. Nicolas z tej odległości mógł mu się bardzo dobrze przyjrzeć. Jego twarz pozostawała bez wyrazu, ale coś w jego oczach nie dawało spokoju. Wiedział, że nie zapomni tego widoku już nigdy. – Zabini – dodał po chwili.
Z dwóch różnych pomieszczeń wyszły dwie zamaskowane postaci, zapewne Waynard i Zabini, zbliżając się do Dracona, który odwrócił się do nich twarzą, a do Nicolasa plecami.
- Posprzątać mi tutaj – wydał rozkaz. – Ale już.
Ci dwaj skinęli głowami i wrócili do pokoi, a pozostali trzej śmierciożercy wyszli na korytarz, czyszcząc swoje szaty zaklęciami. Nicolas zobaczył coś ciemnego cieknącego po rękawie jednego z nich i wstrzymał powietrze w płucach, gdy zorientował się, że to krew. Inny chował do kieszeni ostry, błyszczący nóż.
Draco uniósł rękę wysoko, celując różdżką w sufit. Wypowiedział zaklęcie i w górę wzniosła się zielona mgiełka, przenikając przez dach i znikając gdzieś wyżej. Z pewnością mroczny znak.
- Spadamy stąd – zakomenderował. – Za chwilę będzie się tu roić od aurorów.

* * *

Nicolas nie zdążył otrząsnąć się po wspomnieniu, gdy wylądował w zalanym słońcem pomieszczeniu i musiał zamknąć oczy, dociskając do nich dłonie.
- Aktualnie zajmuje się eliminowaniem wszystkich, którzy mogą mieć cokolwiek wspólnego z Elissą – usłyszał cichy głos Dracona i zmusił się, żeby otworzyć oczy i przyzwyczaić się do jasności.
Znajdowali się w gabinecie Dumbledore’a, dyrektor Hogwartu opierał łokcie na biurku i trzymał splecione dłonie pod brodą. Z kolei Draco, jakby przeszkadzała mu bliskość profesora, odchylił się do tyłu na swoim krześle.
- Kazał wymordować mnóstwo osób. I chociaż nie przepadam za Attawayem, ktoś mógłby mu powiedzieć, że jest na celowniku – kontynuował.
- Co dokładnie masz na myśli? – spytał Dumbledore. Nie odrywał wzroku od swojego gościa.
- To, że Voldemort z jakichś nieznanych mi powodów ma jakiegoś bzika na jego punkcie. Oczywiście wie o tym, że spotyka się z Weasley – mina Dracona w tym momencie mówiła dobitnie o tym, jak bardzo jest zniesmaczony. Czyżby był zazdrosny? Czy po prostu nie lubił Dominica tak bardzo, że nie miał ochoty nawet wymawiać jego nazwiska? – Możliwe, że to mu przeszkadza.
- Możliwe – odpowiedział w zamyśleniu Dumbledore. – Oczywiście słyszałem już o Elissie od Severusa, ale Dominic to dla mnie nowość.
- Nie mówi o tym do wszystkich – pospieszył z wyjaśnieniami Draco. – Na razie każe go obserwować kilku osobom, nikt ma się z nikim nie porozumiewać w tej kwestii. Mnie też kazał zdawać raporty na jego temat.
- Nie mów więcej, niż jest to konieczne – upomniał go Dumbledore. – Możesz zdawać relacje z tego, co robi, gdy go obserwujesz, ale nie wolno ci wspomnieć, że ma ze mną jakiekolwiek kontakty. I z tobą.
- Przecież wiem – żachnął się Draco, mając minę, jak gdyby Dumbledore próbował nauczyć go czegoś, co opanował już w pierwszej klasie. – Żadnego chronienia Weasley, żadnej umowy, nic osobistego.
Dumbledore powoli pokiwał głową, zgadzając się ze słowami wypowiedzianymi przez Draco. Następnie wyciągnął różdżkę.
- Gotowy na kolejną lekcję? – spytał, a Draco westchnął i usiadł sztywniej na krześle. – Legilimens!

* * *

Nicolas wylądował na londyńskiej ulicy i szybko rozejrzał się, by zlokalizować Dracona. Chłopak szedł szybko, lustrując wzrokiem przestrzeń przed sobą, jak gdyby spodziewał się, że ktoś może pojawić się nagle i go zaatakować. Nicolas podążył za nim, niemal biegnąc. Przeszli przez Dziurawy Kocioł, minęli przejście na Pokątną i pospiesznie ruszyli w nieznanym Nicolasowi kierunku. Od Dracona dobiegała litania cichych przekleństw i Nicolas zastanawiał się, co takiego się stało, że ojciec jest tak zdenerwowany. Jeszcze przyspieszył kroku, zmuszając go do podbiegnięcia kawałek za nim. Dookoła było prawie pusto, nieliczni czarodzieje decydowali się na zakupy, a Pokątna wyglądała na niezwykle zapuszczoną – jak jeszcze nigdy za czasów Nicolasa. Dziwnie było widzieć stare szyldy, wszędzie szarość i brud, niektóre okna pozabijane deskami i dojmująca cisza.
Zbliżył się do Draco na tyle, żeby usłyszeć, co ten mruczy pod nosem.
- Mówiłem, do cholery jasnej, że to się źle skończy. Jakby nie mogła siedzieć na tyłku i się nie wychylać. Na gacie Merlina! Tutaj. Tutaj! Też nie miała dokąd przyjść. Gdzie jest ten przydupas, gdy go potrzeba? Cholerny Attaway. Siedzi wygodnie w chatce z piasku i ogląda Titanica. Dlaczego ona nie rozumie, że tu nie chodzi tylko o nią?
Nicolas rozumiał z tego głównie to, że Draco jest porządnie wkurzony, co potwierdzała jego wściekła mina i szybkie kroki. Ojciec zatrzymał się gwałtownie, prawie powodując, że Nicolas na niego wpadł. Ten ostatni zmrużył oczy, próbując dostrzec, co takiego przykuło uwagę Dracona. Gdy przeczesywał wzrokiem okolicę, Draco zrobił kilka ostrożnych kroków w stronę pobliskiej ściany i przyparł do niej. Nicolas cieszył się, że nie musi się ukrywać tak jak on, a może swobodnie iść dalej środkiem ulicy. To wiele ułatwiało, a już na pewno zmniejszało prawdopodobieństwo niezauważenia czegoś ważnego.
Z pobliskiego sklepu wyszła Ginny. Draco przystanął za wystającym filarem, chowając się, gdy ta zaczęła się rozglądać. Nicolas zmarszczył brwi. Dlaczego Draco śledzi Ginny, dlaczego po prostu do niej nie podejdzie i nie zacznie rozmowy? Był ten moment na łące i tak dalej, sądził, że między nimi wszystko zaczyna się układać. Najwyraźniej jednak nie.
Po raz kolejny zalała go fala wątpliwości co do Dracona. Czy on po prostu nie był zwyczajnym dupkiem? Czy to nie tak, że zwodził tę biedną dziewczynę, sprawiał, że zakochiwała się w nim, wierzyła mu, a on tymczasem traktował ją jako zadanie?
Tylko dlaczego w takim razie chciałby, żeby Nicolas posiadł tę wiedzę? Jeśli zostawił wspomnienia, musiało mu na nim zależeć. Jeśli mu na nim zależało, to dlaczego miałby w ten sposób przedstawiać samego siebie? To nie miało sensu. Ten człowiek był pokręcony na sto sposobów.
Podążyli za Ginny, która rozglądała się wyjątkowo często. Może wyczuła, że coś jest nie tak, że ktoś za nią idzie. A może po prostu zadziałał klimat pustej uliczki. Weszła do kilku kolejnych sklepów przy wiernej asyście Draco za oknami. Nicolas przyglądał się jego napiętej, skupionej twarzy i bystrym oczom obserwującym uważnie dziewczynę. Przy każdym kolejnym kroku towarzyszyła mu ciekawość, ale też i niecierpliwość. Ginny najwyraźniej poszukiwała sukni, załatwiając przy tym kilka drobnych spraw. Po co była jej wyjściowa kreacja? Dokąd się wybierała? Czy Draco to wiedział, czy obaj byli zieloni?
Wyglądała na przestraszoną. Gdy wyszła z Esów i Floresów, pognała przed siebie prawie tak szybko, jak Draco szedł na początku. Raz za razem oglądała się za siebie, jakby była świadoma tego, że ktoś ją śledzi, ale Draco nie dawał się złapać. Skręcił w jedną z uliczek, uciekając przed jej wzrokiem i zaczął kluczyć, a Nicolas, zdyszany, podążał za nim. Weszli w ciemną, ciasną uliczkę i pognali przed siebie. Nicolas widział już przed nimi prześwit, wyjście na jaśniejszą ulicę, kiedy w jego polu widzenia ukazała się Ginny, która wpadła prosto na Dracona i krzyknęła głośno. Oni, będąc w ciemniejszej części, widzieli ją dość dobrze, ale ona, nie mając jeszcze przyzwyczajonego wzroku, z pewnością nie była w stanie ich rozpoznać. Dracona, poprawił się Nicolas, przypominając sobie, że tak naprawdę nie znajduje się fizycznie w tym wspomnieniu.
- Uspokój się – nakazał jej Draco stanowczym szeptem, który ona natychmiast rozpoznała i zaczęła rozpaczliwie płakać.
Nigdy nie zrozumiem kobiet, pomyślał Nicolas, przyglądając się scenie z kliniczną wręcz ciekawością. Ginny obrzuciła Dracona wyzwiskami, a gdy ten puścił jej ramię, zaprotestowała. Kilka razy wspomniała też, że go nienawidzi, a poza tym zachowywała się, jakby widziała ósmy cud świata. Nicolas oparł się o ścianę, przekrzywiając głowę, jakby to miało ułatwić mu zrozumienie sytuacji.
Ginny odwróciła się na pięcie i wyszła z uliczki, a Draco podążył za nią. Nicolas, chcąc nie chcąc, zrobił to samo. Draco wręczył Ginny zakupy, które wcześniej upuściła i widocznie o nich zapomniała, a ta zaczerwieniła się i niemal wyrwała mu je z rąk.
To jednak nie był koniec. Gdy Ginny chciała odejść, Draco chwycił ją za podbródek i uniósł lekko jej głowę, zmuszając do spojrzenia na niego.
- Jeśli myślisz, że tak po prostu cię puszczę, to jesteś w błędzie – wysyczał, a Nicolas zauważył jego groźną minę i zwężone oczy. – Po co tu przyszłaś, co kupiłaś i po co?
- Nie twoja sprawa – odpowiedziała buńczucznie.
- Owszem, moja.
- Wcale nie.
Jeszcze przed chwilą mogliby wyglądać jak zakochana para, a teraz jak najwięksi wrogowie. O co z nimi chodziło? Widział wyraźnie tę chemię między nimi, odpychanie, później przyciąganie, znowu odpychanie… To wyglądało na poważnie toksyczny związek. Ale najwyraźniej Ginny  lgnęła do Dracona jak mucha do lepu, choć udawała, że tak nie jest, z kolei Draco… z nim to nigdy nie wiadomo.
Mierzyli się groźnie spojrzeniami, aż wyraz twarzy Dracona złagodniał.
- Ginny, nie rób mi tego – poprosił uprzejmie, niemal błagalnie. – Nie jedź na ten ślub, zostań, zostań ze mną…
Ginny wyglądała na tak oszołomioną, jak Nicolas się czuł. Halo? W jednej chwili Draco wyglądał, jakby miał zamiar zaciągnąć ją za włosy do jaskini, a w następnej korzył się? Słaba taktyka, tatusiu, chciał powiedzieć. Ale, ku jego zdziwieniu, na Ginny to widocznie działało. Po chwili otrząsnęła się z zamyślenia i próbowała wyswobodzić się z jego uścisku.
- Byłem u madame Malkin… - zaczął Draco, a Ginny szybko się wtrąciła.
- Śledziłeś mnie? – spytała. I po co to całe chowanie się, skoro teraz Draco zamierzał wszystko jej opowiedzieć? Słabo, tato.
- Tak. Byłem ciekaw…
- Czego?
Ginny w jednej chwili miała bardzo oskarżycielską minę, a w drugiej jej oczy znów napełniły się łzami. Serio, mamo? Nicolas czuł się, jakby oglądał niskobudżetową telenowelę.
- Jadę do Paryża – oświadczyła w końcu. – Nie zatrzymasz mnie. Co cię to w ogóle obchodzi?
No właśnie. Draco miał jej pilnować, Nicolas nie sądził, żeby do tego potrzebował jej w Londynie. Wystarczyło zbliżyć się do niej lub obserwować z ukrycia. Przecież to takie proste.
Ku jego zdziwieniu Draco położył obie dłonie na zarysowanym brzuchu Ginny, wpatrując się w jej oczy. To było tak intymne, bardziej niż jakiekolwiek pocałunki, że Nicolas odwrócił wzrok.
- Tylko… tylko o to ci chodzi? – spytała cicho Ginny.
- Tak, tylko o to – odpowiedział Draco, a Nicolas przewrócił oczami. Po co sam sobie utrudniał życie? Mógł powiedzieć jej, jak bardzo ją kocha, chce się nią opiekować i być przy niej, bla bla bla, nawet jeśli nie było to prawdą. Chyba tak lepiej by o nią zadbał?
Wspomnienie zaczęło się ulatniać, nim Nicolas się na to przygotował. Ogarnęła go ciemność, gdy sapał z niezrozumienia i niezadowolenia. Tym razem Draco poważnie go zdenerwował. Co to w ogóle za zachowanie? Albo mu na niej zależy, albo nie, po co te podchody? Nicolasowi wydawało się to niezwykle proste. Skoro Draco oszukiwał wszystkich dookoła, to mógł też dla jej własnego dobra oszukiwać Ginny. A jeśli nie oszukiwał i naprawdę coś do niej czuł, to tym bardziej powinien powstrzymać zachowania mogące ją odepchnąć.
Nim zdążył porządnie się nad tym wszystkim zastanowić, był już w zupełnie innym miejscu. Draco siedział kilka kroków od niego na ściętym pniu drzewa i wyraźnie na coś czekał. Nicolas nie musiał długo zastanawiać się nad przyczynami, bo w huku towarzyszącym teleportacji pojawił się ten blondyn, Dominic Attaway. Nicolas nie bardzo wiedział, w jakich kategoriach powinien oceniać tego chłopaka. Draco wyraźnie pałał do niego bardzo negatywnymi uczuciami, więc też powinien być do niego źle nastawiony, ale z drugiej strony on również troszczył się o Ginny, może nawet lepiej niż sam Draco – tego nie wiedział.
- Ach, Malfoy, już jesteś. Doskonale, bałem się, że będę musiał przywlec cię siłą – stwierdził na przywitanie. Nicolasowi nie podobała się jego poważna, zbolała mina. Coś musiało się stać. Draco też to zauważył, choć starał się nie dać nic po sobie poznać.
- Słowo Malfoya to największa obietnica – powiedział, jakby recytował jakąś wyuczoną wiele lat wcześniej formułkę. Brzmiał dość zarozumiale. – Zdaje się, że o tym zapomniałeś. A teraz mów szybko, bo nie mam zbyt wiele czasu.
- Zapewniam cię, że nie mam zamiaru owijać w bawełnę. Widziałeś się z Ginny.
Nicolas przewrócił oczami, a Draco uśmiechnął się szeroko.
- Masz z tym jakiś problem? Bo ja nie.
- Zabroniłem ci.
- Ach, zabroniłeś. Uważaj, bo się przejmę.
Nicolas przyjrzał się Dominicowi uważnie. Z całej jego postaci emanowała powaga, spokój i troska. Z kolei Draco zachowywał się trochę jak rozpieszczony bachor. Zdecydowanie niepoważny, aczkolwiek wkurzony.
- Chcesz powtórki z rozrywki? Znów cię pokonam – powiedział Dominic, zbliżając się do Dracona. Ach ci chłopcy i ich bójki. Nicolas powstrzymał się od ziewnięcia. Dobrze, że nie był świadkiem żadnej z nich. Widocznie nawet Draco stwierdził, że nie ma sensu go nimi zanudzać.
- W twoich snach. Tamto było z zaskoczenia. Nie liczy się.
Och. A więc Draco przegrał. Nicolas spojrzał to na jednego, to na drugiego chłopaka, próbując porównać ich szanse w pojedynku. Co prawda stawiałby na Draco, to chyba oczywiste, ale być może zgubiła go pewność siebie. Dominic nie wyglądał na pyszałka, jaki od czasu do czasu wychodził z Dracona.
- Więc w pojedynkach nie można korzystać z elementów zaskoczenia. Ciekawa reguła. A wiesz, wszyscy chętnie się do niej zastosują.
Zdecydowanie to była pewność siebie. Dominic miał rację. Nicolas bardzo starał się patrzeć na to obiektywnie i nie stawać po stronie Dracona.
- Skończyłeś? – spytał z wyraźnym znudzeniem Draco, choć Nicolas mógłby przysiąc, że przez jego maskę przebijała złość. – Czeka mnie kolacja. Z Pierrem Vangottem, bardzo ważnym urzędnikiem z ministerstwa.
- A tak, zapomniałem, szukasz pracy. Muszę cię rozczarować. Vangott nie ma aż tak wielkich wpływów, żeby załatwić ci ciepłą, miłą posadkę, w której dobrze płacą, do samego końca twojej niewątpliwie wielkiej kariery.
Nicolas zachichotał, uświadamiając sobie, jak bardzo był podobny do Draco. On również spotykał się z szychami, żeby załatwić sobie dobrą pracę. Może i nie było to śmieszne, ale tego typu komentarz usłyszany z ust kogoś mającego dystans przekonał go, że to dość płytkie - takie szukanie posady przez znajomości. Właściwie żaden z nich najwyraźniej nie próbował się wykazać, żeby osiągnąć coś własnymi siłami. Gdyby pomyśleć o całym mnóstwie ludzi, którzy nie mieli takiej możliwości, wydawało się to wręcz smutne.
- To wszystko? – spytał wyraźnie zły Draco.
- Nie. Zbliżaj. Się. Do niej. Po raz ostatni ostrzegam – Dominic znów spoważniał. Czemu tak bardzo zależało mu na utrzymaniu Draco z dala od Ginny? Czyżby bał się, że jest dla niej jakimś zagrożeniem? – Przestań mieszać jej w głowie. I bez tego ma problemy.
- Tak? Ma jeszcze coś do roztrząsania oprócz tego, jaki to jestem boski?
I bezczelny, dodał za niego Nicolas, uśmiechając się lekko. Miał wrażenie, że pod co najmniej kilkoma aspektami sam jest od niego dojrzalszy. Draco zerknął na zegarek.
- O, jaka szkoda, muszę już iść – stwierdził.
Kiedy wstawał i podnosił z pieńka poduszkę – Serio, tato? Poduszka?Dominic wyglądał, jakby podejmował jakąś ważną decyzję.
- Twoja cioteczka o mało jej nie zabiła. Wiedziałeś o tym?
Draco znieruchomiał, tak samo jak Nicolas. O czym mówił ten chłopak?
- Nie… Niemożliwe – mruknął Draco, wyglądając na wstrząśniętego.
- Pewny jesteś?
A więc to była jedna z rzeczy trapiących Dominica. Teraz ta zmarszczka na jego czole wydawała się uzasadniona. Draco uśmiechnął się szeroko.
- No, no, no, na twoim terytorium? Kto by pomyślał?
Nicolas miał wielką ochotę go uderzyć. To poważna sprawa. Ktoś chciał zabić Ginny, a jeśli Ginny, to również i jego samego. Zdecydowanie nie było mu do śmiechu.
- Gdybym to ja był z nią, nikt nie ośmieliłby się… – ciągnął Draco, ale Dominic mu przerwał.
- Tylko dlatego, że wszyscy myślą, że sam ją wykończysz, czy nie tak? Poza tym Bellatriks nie ośmieliłaby się podnieść ręki na swojego siostrzeńca.
Bellatriks. Coś mu mówiło to imię.
- Sam widzisz, ile korzyści – stwierdził Draco, rozkładając szeroko ręce.
- W ogóle cię to nie interesuje. Masz gdzieś, czy ona żyje, czy nie. Nawet nie zapytałeś, czy wszystko w porządku i jak udało jej się uciec.
- Jak? – spytał Draco. Jego irytująco spokojny wyraz twarzy działał Nicolasowi na nerwy. Zrób coś, chciał mu powiedzieć, poczuj coś, pokaż, że ci zależy, prosił. Tak bardzo chciał, by Draco okazał jakieś emocje.
- Odbiła cruciatusa – wyjaśnił Dominic, a Nicolas zmarszczył brwi. To chyba nie było możliwe… prawda?
- Niemożliwe – poparł go Draco. – To zaawansowana magia, nie mogła…
- A jednak. Co, nie zdawałeś sobie sprawy, ile twoja… podopieczna… umie?
- Więc jak, następny tydzień jest mój? – spytał jakby nigdy nic Draco, a Nicolas wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. Jak mógł być tak nieczuły, tak bardzo opanowany, tak wyrachowany? Czy to nadal miało związek z jego wychowaniem, czy może z osobowością? Czy naprawdę niczym się nie przejmował, czy była to tylko poza? Nicolas widział kilka razy jego załamania, jak pokazuje prawdziwą twarz. Mógł wierzyć, że gdzieś tam w środku kryje się zupełnie inny facet, który czuje. Ale gdy tak patrzył na Dracona i jego pyszałkowatą minę, ciężko mu było w to uwierzyć.
- W następnym tygodniu Ginny jedzie, czy też leci, ze mną do Paryża.
To już zarówno Nicolas, jak i Draco wiedzieli. Ginny sama przyznała, że się tam wybiera. O ile dobrze wydedukował, wybierali się na czyjś ślub.
- Do Paryża? – To udawane zaskoczenie Dracona wydawało się przekonujące. – Ulala, a nie boisz się, że zła Bellatriks zaatakuje?
To nie było śmieszne. To było żałosne. I bardzo niedojrzałe.
- Nie. – Dominic wciąż zachowywał powagę, choć jego również musiało już denerwować zachowanie Dracona i ta postawa mam-to-gdzieś. – A ty nawet nie próbuj się wkręcić. Ja już się domyślam, co ci tam łazi po głowie.
- Spodziewaj się mnie na weselu – oświadczył radośnie Draco, jakby nie słyszał wypowiedzianych przed chwilą słów.
- Nie dostałeś zaproszenia – przypomniał mu Dominic, zwężając oczy, ale Draco wydawał się dość… nonszalancki.
- Ma się te znajomości. – Uśmiechnął się rozbrajająco. Dominic wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. Widocznie Draconowi sprawiało wielką przyjemność doprowadzanie go to takiego stanu.
- Nie ośmielisz się…
Draco pomachał mu wesoło.
- Do zobaczenia w Paryżu!
Teleportował się, a wraz z nim znikło wspomnienie i Nicolas został wyrzucony z myślodsiewni. Z rozpędu zatoczył się do tyłu i ledwo utrzymał równowagę. Uśmiechnął się krzywo. Po raz pierwszy naszła go myśl, że może to dobrze, że nie ma Draco za rówieśnika. Sprałby go na kwaśne jabłko.



~ ~ ~ ~ ~ ~
Sesja zjada czas i chęci, 
Sesja robi z mózgu sieczkę,
Sesja znęca się i gnębi,
Wena poszła na wycieczkę.

Niestety, taka prawda. Wracam z malutkim zapasem energii nad którym trzeba jeszcze popracować i nadzieją na dokończenie opowiadania w najbliższej przyszłości, bo następne już się ustawia w kolejce i wali do drzwi ;)
Nareszcie wakacje! Miłego wypoczynku! :D :D :D
Ig. <3


28 komentarzy:

  1. Świetny rozdział jak zwykle :) Rewelacja :) To skoro sesja zaliczona i.masz wakacje, to częstotliwość dodawania rozdziałów będzie większa??? Pozdrawiam ~ Michalina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie tak, jak w praktyce zobaczymy ;)

      Usuń
  2. Świetne opowiadanie ;) aż nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!


    Pozdrawiam, M :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ignise! podziwiam już od dawna twoje opowiadanie i muszę przyznać, że to dobre rozwiązanie na mało interesujący wykład, czas leci wtedy szybciej. Oby tak dalej! :D Już czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie miło mi, że pomagam przetrwać :D zawsze też można układać listę zakupów jak ja, ale niestety nie trwa to zbyt długo.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Hej i jak tam idzie pisanie? Kiedy wrzucić następny rozdział kochana? hm...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nie mam ani słowa, będę miała czas wziąć się za rozdział dopiero w drugiej połowie przyszłego tygodnia, a wtedy dopiero zobaczę z jaką prędkością mi pójdzie. Wybacz, że na razie nie mogę powiedzieć nic bardziej konkretnego :(

      Usuń
    2. no ok :( poczekam i jakoś wytrzymam :) życzę weny :)

      Usuń
  5. "Tylko ty jedyny" to opowiadanie, po którym długo nie mogłam się pozbierać. Piszesz z takim zaangażowaniem, z takimi emocjami, że czuję się, jakbym sama była Ginny! Jakbym sama była w ciąży (też bym chciała mieć córeczkę :)), jakbym sama poznała miłość swojego życia i w ogóle... Przez ten cały czas nie wątpiłam, że Draco ją kocha.
    natomiast "Ślad" i Nicolas i w ogóle cała sytuacja sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać, czy on W OGÓLE ją kochał. Ale ten pocałunek... no nie wiem. W każdym razie zasiało ziarno wątpliwości, jak zresztą u Nicolasa :)
    bardzo lubię postać Connie, chociaż nie utożsamiam się z nią tak bardzo, jak z Ginny w ttj. Nie do końca rozumiem jej zachowanie, chociaż w wielu momentach jest do mnie podobna... no nie wiem. Coś jak ja + jeszcze coś dziwnego, na tej zasadzie :)
    Trochę współczuję Nadine, ale moim zdaniem nieco przesadza. Jeśli naprawdę go kocha, to powinna dać mu w spokoju żyć? Choć pewnie jej chęć zemsty powoduje to, że Nicolas spotyka się z Anne, która no... nie wydaje się być zbyt zainteresowana związkiem, jeśli mogę wyrazić własne zdanie na jej temat. To "przeszkoda w postaci Nicolasa została zlikwidowana" (albo podobnie) było okropne! zaczynam jej nie lubić, bo ona naprawdę dla niego dużo znaczy (zabrał ją do wspomnienia i wg)
    dobra, kończę ten komentarz tym, że... piszesz... fenomenalnie! czyta się lekko, szybko, nie chce się kończyć. Jak zobaczyłam, że dopiero dwadzieścia dni temu dodałaś ten rozdział to się załamałam.
    NIEEEEEEE no. Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. "Coś jak ja + jeszcze coś dziwnego" miałam na myśli jej charakter, zachowanie i usposobienie.
    Ja też jestem introwertykiem i wszystko duszę w sobie... tak jak ona... wcześniej. No właśnie. Ona teraz się zmienia. Ja nie...
    dobra, kończę, nie będę Ci tu spamić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym się wypowiedzieć bardzo, bardzo obszernie na temat Draco, ale niestety muszę trzymać buzię na kłódkę do końca Śladu, a plotkara ze mnie straszna! No cóż, pozostaje tylko czekać i mi i Wam wszystkim.
      Convalie jest specyficzna, też mam problem żeby się z nią utożsamić, ale z Ginny było tylko trochę lepiej. Każda z nich ma pewne cechy, które mnie denerwują albo które ciężko mi sobie wyobrazić, choć po części każdy bohater ma trochę ze mnie samej ;)
      Wracając do Convalie – jak dla mnie jest okropnie strachliwa, niepewna, niezdecydowana, strasznie unikająca wszystkiego co trudne czy ciężkie, użalająca się przede wszystkim nad sobą, egocentryczna i tak dalej. Z drugiej strony bardzo lubię ją za delikatność, siłę którą czasem okazuje, bo – powiedzmy sobie szczerze – ja sama w wielu podobnych sytuacjach zwinęłabym się pod kołdrę i ryczała jak bóbr, a ona przyjmuje wszystko nieco spokojniej. Właściwie jest taka starająca się nie rzucać w oczy, pragnąca żyć ze wszystkimi w zgodzie i unikać kłopotów za wszelką cenę. Myślę że tego typu smętne osoby albo się lubi albo nie :p
      Nadine ma problemy ze sobą i należy jej się porządne lanie, ot co ;) Nie zdradzę czy Anne jest od niej lepsza czy gorsza, o tym przekonamy się dość niedługo plus skonfrontują się ze sobą, może być ciekawie :D
      Sama też jestem introwertyczką, ale wiesz co? Wcale nie jest przez to prościej z Convalie. Ciężko się pisze o takich osobach w taki sposób żeby wyszło coś naprawdę ciekawego. Każda skrajność jest trudna.
      Pozdrawiam serdecznie ;*

      Usuń
    2. Ach, no i mam nadzieję, że rozdział będzie niedługo. Staram się! Chociaż słońce jest takie rozpraszające...

      Usuń
    3. Wszyscy czekamy z utęsknieniem :)

      Usuń
    4. powiem Ci w sekrecie, że jak jestem na komputerze to codziennie sprawdzam Twojego bloga
      to jest jakaś paranoja xd
      ale ok :P
      trzeba to jakoś przeżyć ^^

      Usuń
    5. Też codziennie sprawdzam wszystkie opowiadania, które czytam - niestety nie jest ich za dużo, nad czym bardzo ubolewam, może dlatego co chwilę któreś sprawdzam. Wybacz, ale jest taka piękna pogoda! Mam mało czasu na pisanie.

      Usuń
    6. ojej... nie sądziłam, że kiedyś to powiem, ale...
      brzydka pogodo, wróć! ;)

      Usuń
  7. Niedawno, bo kilka dni temu natrafiłam na twoje opowiadanie "Tylko ty jedyny", po prostu zakochałam się w twoim stylu pisania. Przy 50 rozdziale po prostu płakałam, a musiałam być cicho, bo była 2 nad ranem. Niby się pozbierałam, a tu nagle epilog, i znowu płacz! Patrze, a tu następna część. Czytam, czytam i w tym też się zakochałam! Uwielbiam wspomnienia Draco. Convalie od razu przypadła mi do gustu! Po prostu cud miód, malina. Nicolas mnie czasami na serio wkurza. Jest zbyt podobny do Draco, a do tego dochodzą jeszcze niektóre cechy Ginny, co daje mieszankę wybuchową. Juliette nie znoszę!!! Do stu piorunów z nią! Ostatni fragment bombowy! Chyba jeszcze raz przeczytam ttj.
    Weny życzę, i z utęsknieniem czekam na nową notkę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej kochana ;) I jak tam idzie pisanie? Codziennie wchodze i sprawdzam po trzy razy i nic :( Pozdrawiam i czekam na kokejny rozdzial :) ktory mam nadzieje pojawi sie lada dzien ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie mam trzy strony. Lepsze to niż nic ale idzie bardzo opornie, nie wiem kiedy skończę :(

      Usuń
  9. Super rozdział czekam na nn :) strasznie długi rozdział lubię takie . nie mogę się doczekać . ps. zapraszam na mojego bloga jest on o dwóch dziewczynach które przez przypadek spotykają zespół One Direction mam nadzieję że ci się spodoba :) http://one-direction-in-our-life.blogspot.com/2013/08/rozdzia-5.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej :) Nie długo będzie już dwa miesiące jak nic nie dodajesz :( Kiedy coś dodasz!? Umieram z nudów i ciekawości... Hm...!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem za granicą, na wakacjach. Nie za bardzo mam możliwość pisać cokolwiek.

      Usuń
    2. Takiej to dobrze ;) Miłego wypoczynku :) wracaj szybko ;)

      Usuń
  11. Ha! Nie spodziewałaś się mnie tu, co? Znaczy, mam nadzieję, że tak ogólnie to owszem, bo wiadomo przecież, że Cię nie opuszczę, ale niekoniecznie w tym momencie. Sama się siebie nie spodziewałam. Ale jakoś mnie tak natchnęło (czy to Wielki Powrót?) i jestem. Może to dlatego, że mam esej do napisania. Chyba bym wolała napisać esej o śladzie – i zobaczysz, że napiszę, już widać, że to będzie dłuuuugi komentarz.
    Pamiętam... ile, może tak z 20% tego, co powinnam? Minęło cholernie dużo czasu. Jak tak przejrzałam moje ostatnie komentarze, żeby sobie odświeżyć pamięć – czy to możliwe, że ostatni raz odwiedziłam Cię w kwietniu? Przebóg, przecież to niemal rok! Jak to się mogło stać? Jak ja tak mogłam żyć? Karygodne. Ale nie ma tego złego, jak z serialami, trochę przetrzymania i teraz mogę hurtem. Znaczy, jak będę pisać dłużej niż czytać to zajmie mi to jakiś czas, no ale. Przynajmniej wreszcie jestem na dobrej drodze. Powiem Ci, że jesteś genialna – cokolwiek Ty wynosisz z moich komentarzy, to przynajmniej dla mnie są świetną ściągawką po takiej przerwie, jakiś taki ogólny zarys ostatnich wydarzeń mi się zamajaczył. Choć jak walnę jakoś gafę z niepamięci to się nie zdziw, coś mi wciąż mogło umknąć. Miło tak przy okazji sobie przypomnieć tamte czasy, takie różne wzmianki o uczeniu się statystyki i sirebond w Pamiętniczkach… Ach, wspomnień czar :P Ale po tym wstępie, który jest długości zwykłego komentarza przeciętnego śmiertelnika, pora przejść do meritum – zaczynamy czytać!
    Wiesz? Tak mnie uderzyło, że ja niewiele ostatnio czytam po polsku. Znaczy, jakieś komentarze, rozmowy, artykuły to owszem, ale z takich form bardziej literackich… To pełno angielskiego, trochę francuskiego no i to tyle.
    Współrzędne. Geografia :D Dawne, dawne czasy… xd
    Dartmoor… Mam wrażenie, jakby… hm… jakbym niedawno o nim gdzieś słyszała. Ale bardzo przelotnie, gdzie i kiedy nie pamiętam. No ale to możliwe xd
    Uou, groźny Nicky.
    No, no, brawo Connie, dzielnie się trzymasz!
    Elitarnej elity? ;>
    Szkoda, że ja nie mam w sobie czegoś takiego, żeby wybierać Historię Hogwartu zamiast nicnierobienia. No ale biedne czarodzieje nie mają internetów, to co zrobić, się nudzą bidulki, nie to co my :P
    Dyyyylaaaan… Should I be excited? Should I be like “yeah, whatever”? Niech będzie, przyznam, że trochę miałam takiego ‘ohoo’ na jego widok, zawsze to bardziej ekscytujące niż pusta biblioteka. Ale kibicowałam Lucasowi, pamiętasz…?
    No dobra, dosyć ekscytująco to opisujesz, niech Ci będzie, chichoczę trochę głupio do ekranu ;P
    Tak się składa, że jesteśmy tu sami… - coś sugerujesz, Dylan?
    Niezwykle nudną i samotną osobą :( I get it, Connie!
    Phihi. Tak mi się przypomniało, jak kiedyś też zaczęłam grzebać w plecaku, żeby ukryć zmieszanie. Wydaje się to takim bardzo książkowym zagraniem… ale naprawdę się zdarza xd
    Ale kurczę, niedobra Ty, no. Ja tutaj miałam być pro-Lucas, więc tak z definicji trochę anty-Dylan, a Ty tak to opisujesz, że ja, kurczę, nie mam wyboru, się muszę emocjonować! To nie tak miało być!
    „Czy my jesteśmy przyjaciółmi?” – to jest takie… Takie wow! Pamiętasz jak w jednym komentarzu wypisywałam takie różne niby proste zdania, które robiły na mnie wrażenie? To też zrobiło. Takie proste, niewinne, niby nic, a jakoś tak sformułowane, że idealnie trafia w punkt. Tak to widzę oczami wyobraźni. Taki Dylanek, taki spokojny, takim pytającym, rzeczowym, trochę smutnym tonem… Mam też niejasne skojarzenia ze spanielem. Taki trochę proszący. I brązowy. Dylan jest brązowy, prawda? Znaczy z włosów. I z oczu. Rany, to tak trochę głupio brzmi *lol2* Ale chciałam Ci powiedzieć, że zrobiłaś na mnie wrażenie.
    No kurczę, kurczę, kurczę. Jestem w emocjach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwaga, teraz bardzo randomowa refleksja. Connie w tym momencie zwraca się do siebie w myślach zdrobnieniem – Con. I uruchomiły mi się takie dziwne procesy skojarzeniowe, że sobie przypomniałam, że z angielskiego con – nabierać, kant; con artist – kanciarz, naciągacz (lubię to wyrażenie swoją drogą, fajnie brzmi). I chociaż jestem przekonana, że nie miałaś czegoś takiego na myśli, to i tak mogę sobie podorabiać teorie, bo who cares, możemy sobie różne dziwne rzeczy mówić o literaturze dopóki to ma sens. A wydaje mi się, że trochę ma – Connie próbuje tutaj udawać przed Dylanem, nie może mu dać poznać swoich prawdziwych uczuć, więc trochę tak go nabiera na tę nie do końca prawdziwą wizję, w której są tylko przyjaciółmi, w której tylko żartują. Wiem, że to nie ma żadnego głębokiego znaczenia tutaj, ale… tak się ciekawie złożyło, że mi pasuje xd
      O, i dalej nawet sama to potwierdza, „powinna go utrzymać w przekonaniu”, no pasuje jak nic :D
      Ooo, Anne. (Anne, nie Anna. Widzisz? Potrafię napisać jej imię :D)To mi się podoba. Nie ma rozpaczającej mimozy, która bez faceta nie ma celu w życiu (jak to się czasem w literaturze/filmie zdarza), ale rozgarnięta kobieta, która ma w życiu coś jeszcze i jej świat nie przestaje się kręcić po rozstaniu.
      Domek letniskowy nad jeziorem – przypomniał mi się ten domek nad jeziorem z TVD :P
      Cassie, yay xd Zostałam młodszą siostrą Anne xd Dostanę jakąś storyline? xd
      Wspomnienie! Draco! *piszczy*
      Dłoń w rękawiczce – A? xd Ach, te takie znaki dawane sobie przez jakąś policję czy inne wojsko na służbie, podczas akcji, jak się tak porozumiewają dyskretnie, a skutecznie – takie fascynujące są ^^
      Och, mhrocznie. To słodkie, że Nicky jest taki moralny i tak bardzo przeraża go bycie świadkiem morderstwa – dokonanego przez Draco w dodatku. Znaczy, tak powinno być. No ale nie zawsze i nie dla wszystkich jest, vide Śmierciojadki. Hm, to Dracowe spadamy i roić brzmią tak… pospolicie, a było już tak mhrocznie i podniośle, nie pasowało mi do mojej wizji nastroju xd Choć może to też na swój sposób dobrze, takie bum, przebicie tej bańki, właśnie z tej podniosłości taki gwałtowny skok do… prawie normalności? No i to coś w jego oczach *.*
      Elissa, hm… Bardzo mgliście mi się kojarzy. Dziewczyna Nicka Pierwszego? I Draco, mimo niechęci sugerujący ostrzec Attawaya *.* Się ttj przypomina… *buja w obłokach* I Draco Double Agent <3 Mmm…
      Draco Monologujący! No prawie jak Hamlet! Attaway, chatka z piasku i Titanic <3
      Choć w sumie to może nie jest monolog. To nie było tak, że monolog jest do kogoś, a… soli… soli… Czekaj, muszę sprawdzić jak to się dokładnie pisze. I co to dokładnie jest. O. To http://en.wikipedia.org/wiki/Soliloquy Znaczy tu Nicky to słyszy, ale oryginalnie Draco mówił sam do siebie, potem go Nicky zaczął we wspomnieniu podsłuchiwać…
      Ach, i ciekawa jestem, dokąd to Ginny się wybiera, nie pamiętam. Czy to jest ślub… kogoś tam gdzieś tam? Znaczy, w Paryżu? Czy to nie było trochę wcześniej? Nie pamięęętaaam *jęczy żałośnie* Mówiłaś mi, żeby ttj odświeżyć już po skończeniu śladu…?
      Hihi, konfrontacja Ginny-Draco. *.*!
      Ha, ślub, mówiłam!
      Kurczę, ale się jaram, ale fangirluję. Nawet jeśli ta scena była w ttj, to jej oczywiście nie pamiętam. Ach. Czyż wspomnienia nie są najlepszą częścią śladu? *.* (No dobra. Jest też Nicky. I Anne. I Connie. I Lucas. I Coleen…)
      Boże, jaka ja. Siedzę tu, kołyszę się przed ekranem, szczerzę, chichoczę… Draco&Ginny forever <3
      Omg, i Attaway się zjawił! Ten, który kiedyś mi tak przeszkadzał. I żęby mył! I potem mi przestał przeszkadzać. Och, Attaway.
      Och, ci dwaj. Jak się sprzeczają, jej <3
      Łoh, Nicky, jaka refleksja głęboka normalnie, no. O tej pracy. Przez znajomości. Jeszcze trochę takich oświeceń i pójdzie do zakonu!

      Usuń
    2. Omg, omg. No ja nie mogę. Draco (fanfickowy) to jest najlepsza rzecz pod słońcem. I te komentarze Nicky’ego. Serio, tato? xd To tato/mamo to taka ciekawa perspektywa, wciąż dziwnie tak o nich myśleć, oni, nasi młodzi kochankowie z ttj…
      No i ciekawie widzieć jak Nicky się uważa za dojrzalszego, poważniejszego od Draco. I jak z dystansem potrafi spojrzeć na jego zachowania, pyszałkowatości, bezczelność, pewność siebie, maski, głupie komentarze i dogryzanie skutecznie maskujące wszelkie przejawy uczuć…
      No i… kuniec. Jak widzisz, ten komentarz bardziej emocjonalny niż merytoryczny – efekt pisania jednocześnie z czytaniem? Czy jakoś tak po prostu, nastroju, wybicia się (i to porządnego) z rytmu? Nie wiem, ale mam nadzieję, że się rozkręcę. Jak widać – dużo radości, ach, ach, ttjotowe wspomnienia z Draco, tak bardzo Draco, aaach <3 No i w najbliższym czasie – jak go będę miała – będę mogła spokojnie odkrywać kolejne części. Tak z pisaniem komentarza (symultanicznym) zajmuje mi to ponad godzinę. A jeszcze jakieś 400 słów i miałabym długość eseju, który mam napisać :P Żeby to tak łatwo przychodziło…
      To co, wystarczy na dziś? Dobranoc i… aa, jutro ten esej, aghr. Ale powiem Ci, że miło wrócić, mam nadzieję, że też się cieszysz :P
      PS. A tak trochę naiwnie liczyłam, że blogspot może sobie już darował te limity w komentarzach…

      Usuń
    3. Taaak, mam pomysł. Pozbieraj komentarze w kupę i opublikuj jako recenzję, hahahah :D
      Ogólnie nie pamiętam o czym jest ten rozdział, ale, jak mniemam, zaraz się dowiem…
      Na dobrą sprawę to statystykę zakończyłam dopiero dwa miesiące temu i to niecałe (albo aż… mam wrażenie, jakby to było wczoraj, do stu sklątek tylnowybuchowych, nadal nie wierzę, że mam to już za sobą, najgorszy przedmiot ever!).
      Co ty gadasz, wstęp długości zwykłego komentarza przeciętnego śmiertelnika? Wielu nie dociera nwet do tego punktu :D
      „Dyyyylaaaan… Should I be excited? Should I be like “yeah, whatever”? Niech będzie, przyznam, że trochę miałam takiego ‘ohoo’ na jego widok, zawsze to bardziej ekscytujące niż pusta biblioteka.” -> wiesz co? Jesteś wredna. Tyle w tym temacie.
      „Tak mi się przypomniało, jak kiedyś też zaczęłam grzebać w plecaku, żeby ukryć zmieszanie. Wydaje się to takim bardzo książkowym zagraniem… ale naprawdę się zdarza xd” -> no cóż, ja np. biorę się za czytanie lub kasowanie starych smsów. Chociaż to bardziej jak udaję, że jestem bardzo zajęta.
      Seriously? Spaniel? Litości :(
      Yhy, co autor miał na myśli. Nie, sorry, nic nie miałam na myśli, to po prostu zdrobnienie, Jeez :D
      Domek letniskowy nad jeziorem – przypomniał mi się ten domek nad jeziorem z TVD :P -> NIE! przestań mi ryć wyobraźnię pliiiiiiz.
      „To słodkie, że Nicky jest taki moralny i tak bardzo przeraża go bycie świadkiem morderstwa – dokonanego przez Draco w dodatku. Znaczy, tak powinno być.” -> heheheheheszki, do zobaczenia za kilka rozdziałów. Wybacz że zabiłam podniosłość mroku czy jakoś tak…
      „Draco Monologujący! No prawie jak Hamlet! Attaway, chatka z piasku i Titanic <3” -> czekaj. Pogubiłam się. Wtf?
      „Kurczę, ale się jaram, ale fangirluję. Nawet jeśli ta scena była w ttj, to jej oczywiście nie pamiętam.” -> zazdroszczę :( za każdym razem jak piszę wspomnienie czegoś, nad czym ślęczałam już tysiąc razy, mam ochotę zrobić „yeah, whatever” i iść dalej.
      Cholera. Nicolas do zakonu? W co go chcesz wpakować?
      No jasne, że się cieszę! A ogólnie to piszę teraz z taką prędkością, że pewnie zdążysz nadrobić wszystko do następnego rozdziału. Nie, czekaj, ja go planuję za jakieś dwa tygodnie. To może do jeszcze następnego.
      Ciekawe, czy ja się zmieszczę w limicie, powinnam, co? :D
      PS: uwielbiam te Cassowate komentarze :D

      Usuń
    4. Taaak, mam pomysł. Pozbieraj komentarze w kupę i opublikuj jako recenzję, hahahah :D -> a wiesz, to nawet ciekawy pomysł, na pewno podbiłabym serca czytelników w takiej formie xd
      Ogólnie nie pamiętam o czym jest ten rozdział, ale, jak mniemam, zaraz się dowiem… -> no jasne, to właśnie urok moich komentarzy :D
      Na dobrą sprawę to statystykę zakończyłam dopiero dwa miesiące temu -> uou, to trochę Was nią pomęczyli... Nie zazdroszczę *tak bardzo nie pamięta o statystyce i wszystkim co z nią związane*
      Jesteś wredna. Tyle w tym temacie. -> ]:-> *uśmiech a la Klauś, w stylu co z tego, że właśnie wymordowałem pół miasta, i tak jestem uroczy* (no dobra, na Klausiu to pewnie wygląda bardziej przekonująco. No właśnie, Twój avatar *.*)
      Seriously? Spaniel? Litości :( -> Jak wyżej ]:-> Ale to w sumie nie jest takie złe, spaniele są zasadniczo dość milusie... *zaczyna przeglądać obrazki google w poszukiwaniu najtrafniejszego spaniela* http://us.123rf.com/400wm/400/400/isselee/isselee1010/isselee101001146/8021946-english-cocker-spaniel-5-years-old-lying-in-front-of-white-background.jpg ten jest całkiem, całkiem...
      Nie, sorry, nic nie miałam na myśli, to po prostu zdrobnienie, Jeez :D -> wiem, że Ty nie miałaś. Ale ja miałam ]:-> "the birth of the reader must be at the cost of the death of the Author" (Roland Barthes, The Death of the Autor). Hłe, hłe, hłe.
      NIE! przestań mi ryć wyobraźnię pliiiiiiz -> nie za późno na to? Wygląda na to, że dla mnie już tak i odwyk tu nic nie zmienia :P
      heheheheheszki, do zobaczenia za kilka rozdziałów. Wybacz że zabiłam podniosłość mroku czy jakoś tak… -> No właśnie tak mi się wydawało, że kiedyś jak dawno dawno temu coooś tam napominałaś o śladzie, to Nicky się zapowiadał... tak hoho. I już nie wiedziałam, czy coś mi się pokręciło czy jak... Ale widzę, że wciąż jest na co czekać w tej kwestii :D "Zabiłam podniosłość mroku" <3 Chcę taki tekst na koszulce *hahaha*
      czekaj. Pogubiłam się. Wtf? -> No, Attaway, chatka z piasku i Titanic. Twoje słowa, darling: "Cholerny Attaway. Siedzi wygodnie w chatce z piasku i ogląda Titanica." (Ignise, Ślad, Rozdział 38). Niee, to nie jest poprawny referencing, w każdym razie nie według żadnej z dwóch szkół, której używam, ale mam tego zdecydowanie za bardzo dość, żeby się silić na poprawny :P
      Cholera. Nicolas do zakonu? W co go chcesz wpakować? -> Hohoho, w co by go można było wpakować w zakonie... *przypomina sobie gotycką powieść "Mnich", której fragmencik czytała na romantyzm plus oglądała film w całości* -> http://www.filmweb.pl/film/Mnich-2011-567139
      Ciekawe, czy ja się zmieszczę w limicie, powinnam, co? :D -> ciekawe, czy ja się zmieszczę... Pewnie nie :(
      No jasne, że się cieszę!/PS: uwielbiam te Cassowate komentarze :D -> <3! :D

      Usuń

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)