Kolejne wspomnienie
przeniosło go na korytarze Hogwartu. Nieco zdezorientowany tym, że znalazł się
wśród tłumu uczniów, przyparł do ściany i dopiero stamtąd zdecydował się rozpocząć
poszukiwania Dracona. Wytężał wzrok, ale wśród tylu osób ciężko było wypatrzeć
kogokolwiek. W końcu, gdy ze zrezygnowaniem zamierzał iść dokądkolwiek, mignęły
mu rude włosy Ginny. Za nią z nieprzeniknioną miną kroczył Draco. Nicolas
zmarszczył brwi i, uważając, żeby nikt przez niego nie przeszedł, bo choć fizycznie
nic nie czuł, było to dziwne wrażenie, podążył za tą dwójką. Dziewczyna
przygryzała wargę i wyglądała na bardzo niepewną. Spłoszonym wzrokiem
rozglądała się dookoła, jakby czegoś szukając. Draco trzymał dłonie w
kieszeniach spodni, a w lekkim grymasie jego twarzy ze zdziwieniem dostrzegł
zniecierpliwienie. Może to dlatego, że mieli podobną mimikę…
Dotarli do
opustoszałego korytarza i Ginny zatrzymała się. Draco przebył dzielącą ich
odległość i stanął tuż przy niej.
- Lepiej, żeby było
to coś ważnego – powiedział, a Nicolas po raz kolejny wzdrygnął się na dźwięk
jego głosu, który był tak podobny do jego własnego.
- Wierz mi, warte
poświęcenia kilku minut twojego jakże ważnego życia – odpowiedziała Ginny,
wykrzywiając się.
- No to streszczaj
się – ponaglił ją chłopak. Nicolas również był ciekawy, o co może chodzić, więc
przeżywał wszystko z tą samą niecierpliwością, co jego ojciec.
Ginny znów ruszyła
przed siebie, ale tym razem Draco nie został w tyle, lecz nie odstępował jej na
krok. Rzucała w jego stronę ukradkowe spojrzenia, czerwieniąc się coraz
bardziej z każdą chwilą.
- Malfoy, musimy
pogadać – powiedziała w końcu cicho.
- No, to już
ustaliliśmy – zakpił chłopak, po czym dodał: - Nie powiedziałaś mi nadal, o co
chodzi.
Zaczerwieniła się
jeszcze bardziej.
- O… o styczeń. O…
wiesz co.
Nicolas szedł równo
z tą dwójką, po drugiej stronie Ginny. Spijał każde słowo z jej ust.
- Nie za bardzo –
odpowiedział jej Draco. Miał wrażenie, że jego wystudiowany, znudzony głos
lekko zadrżał przy tej wypowiedzi.
- O Pokój Życzeń –
uściśliła, a Nicolas poczuł nagły skurcz w żołądku. Chyba już rozumiał, o co
chodzi. „Jestem za młody na dziecko”,
pamiętał głos Dracona wypowiadający te słowa w gabinecie Dumbledore’a. Przyjrzał
się uważnie twarzom ich obojga. Nie wyglądali na zakochanych.
- Nadal nie za
bardzo wiem, o co chodzi – ciągnął swoje Draco. Ginny wyglądała, jakby miała
zaraz eksplodować. Może po prostu chodziło mu o to, żeby ją zdenerwować. Albo
chciał zyskać na czasie. Kącik jego ust drgał nieznacznie, gdy próbował
zachować swoją obojętną minę, więc Nicolas domyślił się, że Draco boi się tego,
co usłyszy.
- Mianowicie chodzi
o to, co zrobiliśmy – powiedziała niespodziewanie spokojnym głosem Ginny. –
Jest taka sprawa… Jestem w ciąży.
Choć Nicolas
spodziewał się tego, to i tak te proste słowa wywołały w nim coś na kształt
szoku. Coś zamajaczyło na granicach jego zawężonego do tej dwójki pola
widzenia. Szybko zorientował się, że Dracon idzie wprost na zbroję i… tak, z
hukiem wpada na nią, odbija się i upada na plecy. Zbroja sypie się malowniczo
na posadzkę, a trzymana przez nią tarcza przygniata Dracona, który właśnie
próbuje się podnieść. Ginny rozejrzała się, zdezorientowana, i jej wzrok padł
na chłopaka, który teraz już półleżał. Przygryzła wargę, ale tym razem jakby
powstrzymując się od śmiechu. W jej oczach zauważył cień rozbawienia. Draco, z
niezadowoloną miną, zaczął rozmasowywać sobie głowę. Ginny wywróciła oczami.
- Zachowujesz się
jak dziecko – powiedziała, choć mógłby przysiąc, że ten żartobliwy ton kosztował
ją wiele wysiłku.
Ale Nicolas w
skupieniu obserwował, jak twarz Draco się zmienia. Jak jego rysy stają się
jeszcze ostrzejsze, na policzki wstępuje delikatny cień różu, a oczami ciska
błyskawice. Wstał powoli, zrzucając z siebie tarczę i zaciskając pięści.
Nicolas niemal czuł narastającą w nim furię, zupełnie jakby wytworzyło się
wokół niego elektryzujące pole siłowe. Ginny najwyraźniej też je poczuła, bo z
niepewną miną cofnęła się o krok.
- CO powiedziałaś?
Ginny wykonała
kolejny krok w tył, za to Draco zbliżył się do niej.
- Jesteś W CIĄŻY?!
Narastająca furia
zmieniła zupełnie jego twarz i Nicolas szczerze pomyślał, że gdyby była ona
skierowana w jego kierunku, to nieco by się przestraszył. Przerażona Ginny
cofała się, ale Draco, niczym drapieżnik, nie pozwalał na zwiększenie dystansu
pomiędzy nimi. W końcu dziewczyna natrafiła plecami na ścianę. Wyglądała tak
bezbronnie i żałośnie, że Nicolas miał ochotę cisnąć w Dracona jakimś
zaklęciem, a ją zabrać daleko stąd. Chłopak zbliżył się do niej tak, że dzieliły
ich cale.
- Na co ty
czekasz?! – ryknął Draco. - Jeszcze nie pozbyłaś się problemu?! Potrzebujesz
zgody na papierku?!
Nicolas rozumiał,
dlaczego ojcu puszczają nerwy. Rozumiał to, że się boi, bo właśnie spełnia się
przepowiednia. Że wyrzuca sobie całą zaistniałą sytuację, a złość, upokorzenie
i frustrację rozładowuje na nieświadomej prawdziwego problemu dziewczynie,
niemniej jednak nie pochwalał tego, choć z pewnością sam postąpiłby tak samo. W
oczach Ginny zalśniły łzy. Chciał przytulić ją mocno, choć na ogół łzy
dziewczyn po prostu go denerwowały. Ale to nie była zwykła dziewczyna – to była
jego matka, kobieta, która go urodziła, wychowała i kochała.
- Co ty sobie
myślisz?! – kontynuował swoją tyradę Draco. – Może naciągniesz mnie na mnóstwo
galeonów?! Może zaszantażujesz, że powiesz wszystko moim rodzicom, co?! I
liczysz na to, że wywalą mnie z domu?!
Rodzicom? Przecież
Lucjusz nie żył… Dlaczego Draco tak powiedział? Oszukiwał Ginny, czy może sam
siebie? Nie do końca rozumiał też, dlaczego zagrał tą kartą, ale wydało mu się
to dobrym posunięciem. Nie wiedział, czy sam byłby zdolny do zatajenia
prawdziwego problemu przed Ginny, nie kiedy patrzyła takim smutnym, błagalnym
wzrokiem.
- Nie chcę
pieniędzy – powiedziała niemal bezgłośnie, z drążącymi ustami. – Nic od ciebie
nie chcę.
- Usuń ciążę i
będziemy kwita, bo ja też NIC od ciebie nie chcę! – zaproponował Draco, ale nie
potrafił przedstawić tego bez emocji.
- Nie usunę –
powiedziała już nieco pewniej Ginny, unosząc podbródek. Ona nic nie wiedziała,
nic nie rozumiała… Może gdyby Draco powiedział, o co naprawdę chodzi… ale wtedy
nie byłoby Nicolasa. Musiał być jej wdzięczny za tę decyzję.
- Owszem, usuniesz,
bo ja tak mówię – upierał się Draco, ale widział już, że nic nie wskóra. Swoim
uporem sprawił, że Ginny jeszcze bardziej utwierdziła się w podjętej decyzji.
Zdradził się, że ma to dla niego jakiekolwiek znaczenie, że wzbudza emocje,
czego absolutnie nie powinien był robić, jeśli chciał osiągnąć swój cel.
- A ja
powiedziałam, że nie usunę i nic mnie nie obchodzi, co sobie myślisz! A wiesz
dlaczego?! Bo kocham to dziecko, mimo że jego ojcem jest ktoś, kto ma serce z
kamienia! I nie zamierzam nigdy nikomu powiedzieć, że to właśnie ty. Jesteś dla
mnie nikim!
Spoglądał
to na nią, to na niego, ciekaw, co będzie dalej. Jego rodzice długo milczeli,
mierząc się wzrokiem. Widział, że Draco podejmuje jakąś decyzję, walcząc ze
sobą, i że Ginny będzie trwała przy swoim.
-
W takim razie – powiedział w końcu Draco – rób sobie, co chcesz.
Odsunął
się od Ginny, która prawdopodobnie pod wpływem impulsu odepchnęła się od ściany
i pospieszyła korytarzem jak najdalej od niego. Nicolas jeszcze długo wpatrywał
się w Dracona, który zaciskał pięści tak mocno, że pobielały mu kłykcie.
Patrzył na jego zaciśnięte wargi i zacięty wyraz twarzy. Nie mógł nawet
wyobrazić sobie, co przeżywa wewnętrznie, ale domyślał się, że sprawia mu to
ból.
Było
to jedno z najdłuższych wspomnień i Nicolas myślał, że dziś nie zobaczy już nic
więcej, ale się mylił. Gdy obraz zawirował, znalazł się nie z powrotem w swoim
pokoju, a w gabinecie Dumbledore’a. Dyrektor czytał w skupieniu jakąś księgę, a
w pomieszczeniu panowała niczym niezmącona cisza. Do momentu, gdy rozległo się
potężne pukanie i drzwi otworzyły się na oścież, a w nich stanął rozwścieczony Draco.
-
Nie wiem, co mam robić! – zaczął od wejścia. – Jak ona może… Dyrektorze! Proszę
coś zrobić! Ta dziewucha nie zamierza nawet rozważyć…!
-
Draconie – przerwał mu Dumbledore, wskazując krzesło przed swoim biurkiem, ale
Draco nie skorzystał z zaproszenia. Uderzył w drzwi z taką siłą, że zamykając
się trzasnęły głośno.
-
Nawet sobie pan nie wyobraża, co ona… Ugh!
-
Draconie – powiedział jeszcze raz Dumbledore – nalegam, abyś się uspokoił i
usiadł. Tak, wiem, co zamierza panna Weasley.
-
Skąd pan wie o…
Dumbledore
skinął głową i po raz kolejny wskazał krzesło. Tym razem Draco, prawdopodobnie
wskutek szoku, postanowił go posłuchać i usiadł naprzeciw dyrektora.
-
Rozmawiałem z panną Weasley kilka tygodni temu – powiedział spokojnie starzec,
utkwiwszy spojrzenie niebieskich oczu w Draconie. – Musieliśmy ustalić kilka
rzeczy. Jak mniemam, dopiero się o wszystkim dowiedziałeś?
Dracon
zmrużył oczy i wyglądał, jakby miał zamiar powiedzieć coś nieprzyjemnego, ale
ugryzł się w język i tylko lekko pokiwał głową. Dumbledore westchnął.
-
Nie mamy wpływu na przeszłość. Należy pogodzić się z tą sytuacją i podjąć kroki
niezbędne do zapewnienia bezpieczeństwa zarówno Ginny, jak i dziecku…
Ale
tym razem Draco mu przerwał.
-
Profesorze, ale skąd pewność, że to jest to
dziecko? W przepowiedni była mowa o miłości, a my się nawet nie lubimy,
więc…
-
Więc z nienawiści wzięło się dziecko, tak? – Dumbledore uśmiechnął się lekko,
za to Draco spiął się.
-
Nie kocham jej – powiedział szybko, jakby z nadzieją. – Ona nic dla mnie nie
znaczy, nigdy nie znaczyła i…
Zaciął
się, a Dumbledore nie zamierzał niczego dodawać do jego wypowiedzi. Kręcił
młynka kciukami, wpatrując się w niego intensywnie niebieskimi oczami. Nicolas
widział, że Draco poczuł się nieswojo. Niespokojnie wiercił się pod spojrzeniem
dyrektora, unikając jego wzroku.
-
Może… - zaczął i szybko urwał, jakby zawstydzony tym, co chciał powiedzieć.
Nicolas pamiętał z własnego doświadczenia, jak przenikliwe potrafi być
spojrzenie Dumbledore’a, zwłaszcza utkwione w winnym delikwencie. Draco
próbował zapanować nad swoimi emocjami, ale najwyraźniej było ich tak wiele i w
takim natężeniu, że nie potrafił tego zrobić.
Dyrektor
milczał i cisza panująca w gabinecie przeciągała się wręcz w nieskończoność.
Nicolas nie mógł oderwać wzroku od Dracona. Tak wiele by dał, żeby móc wniknąć
do jego głowy, poznać wszystkie myśli, które w tym momencie się w niej kłębiły!
Poza tym miał wrażenie, że Dumbledore jest w stanie je poznać, i bardzo mu tego
zazdrościł.
Rozległo
się ciche i krótkie pukanie. Staruszek oderwał wzrok od Dracona, który wyraźnie
poczuł się pewniej i pozwolił sobie na rozluźnienie spiętych mięśni, i utkwił
go w drzwiach, które otworzyły się powoli, ukazując chłopaka będącego mniej
więcej w wieku Dracona, a może i nawet Nicolasa, który zmrużył oczy,
przypatrując się przybyłemu. Nieznajomy również był blondynem, o ciemnych
oczach i bardzo niepewnej minie.
-
Dzień dobry, profesorze Dumbledore – powiedział niemal pytająco, patrząc to na
dyrektora, to na Dracona.
-
Witaj, Dominicu – odparł Dumbledore, posyłając w stronę chłopaka dobroduszny
uśmiech. A więc to jest ten słynny
Dominic Attaway!, przemknęło przez głowę Nicolasowi, który przeniósł całą
swoją uwagę z Dracona na niego. Otaksował go uważnie wzrokiem, wyrabiając sobie
zdanie na jego temat. Niepewny.
Niegroźny. Frajer.
-
Co ty tu robisz? – chciał wiedzieć Draco, który wykręcił głowę, spoglądając na
Dominica. Mięśnie na jego twarzy napięły się, z kolei przybyły wyglądał na
speszonego.
-
Jestem tu… - zaczął, ale w zdanie wszedł mu Dumbledore.
-
Poprosiłem pana Attawaya o przybycie tutaj, żebyśmy mogli ustalić kilka spraw w
kwestii czuwania nad panną Weasley.
Draco
błyskawicznie odwrócił głowę tak, by utkwić zmrużone ze złości oczy w
dyrektorze.
-
Pan chyba żartuje.
Dominic
przekroczył niepewnie próg gabinetu i wykonał kilka powolnych kroków w stronę
biurka. Drzwi za jego plecami zamknęły się z cichym trzaśnięciem, ale żaden z
obecnych nie zwrócił na nie najmniejszej uwagi. Dumbledore podniósł z biurka
różdżkę i wykonał nią kilka skomplikowanych ruchów, a przed biurkiem pojawiło
się drugie krzesło, które wskazał Attawayowi.
-
Dołącz do nas, proszę – zachęcił, ale mina Dracona dobitnie wskazywała na to,
że nie jest tu mile widziany, toteż Dominic zawahał się. Dopiero pod
spojrzeniem badawczego wzroku Dumbledore’a zdecydował się usiąść obok Ślizgona,
który natychmiast odwrócił głowę, jakby spotkała go obraza. To było odrobinę
przesadzone i lekko zabawne, ale przynajmniej pozwalało Nicolasowi na dobre
zapoznanie się z sytuacją.
-
Draconie – zaczął Dumbledore, ale ten wciąż unikał spojrzenia na kogokolwiek. –
Rozmawiałem wcześniej z panem Attawayem. Okazuje się, że posiada on pewne…
umiejętności, które mogą okazać się bardzo przydatne.
Nicolas
mógłby przysiąc, że Draco prychnął, ale tak cicho, że niemal niezauważalnie.
-
W związku z zaistniałą sytuacją – ciągnął Dumbledore – musimy podjąć działania,
które pozwolą nam na zminimalizowanie negatywnych skutków. – Nicolas widział,
że Draco czuje się winny, choć bardzo stara się to maskować lekceważącym
wyrazem twarzy. – Ginny nie może zostać sama, ktoś ciągle musi pilnować, żeby
nie działa jej się krzywda. Czy to, co mówię, jest dla was zrozumiałe?
Dominic
pokiwał z zaangażowaniem głową, a Draco wydął wargi, pozostawiając monolog
Dumbledore’a bez komentarza.
-
Nie mam możliwości przewidzieć, czy będzie w niebezpieczeństwie, a jeśli tak,
to kiedy. Ona nie może się o tym dowiedzieć, więc nie możecie wzbudzić jej
podejrzeń. Trzeba chronić ją przed tą wiedzą najdłużej, jak się da. Panna
Weasley w niczym tu nie zawiniła i warto pozwolić jej na normalność.
-
Czy pan, dyrektorze, chciałby mi coś powiedzieć? – spytał Draco, unosząc
sugestywnie brew. Nicolas nadal widział poczucie winy, które rozpaczliwie
wyzierało spod maski obojętności. Dumbledore przypatrywał mu się przez chwilę w
zamyśleniu.
-
Trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny, Draconie – powiedział w końcu
spokojnie, niemal uprzejmie. Nicolas próbował doszukać się w postawie staruszka
czegokolwiek, co wyglądałoby na karcące, ale ten był nie do rozszyfrowania.
Może tak naprawdę wcale nie winił Dracona? Przecież jak można walczyć z
przeznaczeniem! – Najważniejsze, żeby twój syn pozostał bezpieczny, cały i
zdrowy, jak najdalej od Voldemorta.
*
* *
Convalie
unikała Lucasa, jak tylko mogła. Bała się swoich uczuć i tego, co może przez
przypadek zdradzić swoją mimiką, gestami czy słowami, wolała więc unikać
konfrontacji. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała się z tym zmierzyć, ale, na
Merlina, jeszcze nie teraz!
Wypadek
podczas meczu quidditcha zmienił ją. Sprawił, że przestała samą siebie oszukiwać.
Zdecydowanie czuła coś do Dylana i nie były to tylko i wyłącznie przyjacielskie
uczucia. To było coś więcej, coś, co bała się nazwać.
Dlatego
więc stała teraz przed wejściem do skrzydła szpitalnego, wahając się. Musiała
go zobaczyć, musiała upewnić się, że wszystko z nim w porządku i nie ucierpiał
zbytnio na tej perfidnej, oburzającej i hańbiącej akcji Ślizgonów. Wręcz umierała z niewiedzy. W tym momencie nic
nie liczyło się dla niej bardziej niż to, żeby zobaczyć Dylana. Ale nie mogła
zmusić się do przejścia przez te cholerne drzwi, stojąc jak sparaliżowana i na
przemian czerwieniąc się i blednąc.
Weź się w garść, dziewczyno!,
karciła samą siebie w myślach, próbując zmusić się do wyciągnięcia ręki i
pchnięcia tych głupich drzwi, które wydały jej się nagle strasznie wielkie, ciężkie
i niemożliwe do pokonania.
Czatowała
tak już jakieś pół godziny, na przemian zbliżając się do nich i cofając. Gdyby
ktoś ją teraz zobaczył, na pewno uznałby za wariatkę. Na sto procent.
Wykonała
właśnie kolejny krok w stronę drzwi, obiecując sobie, że tym razem nie
stchórzy, choć z każdą minutą czuła się coraz mniej pewnie i coraz
rozpaczliwiej, gdy otworzyły się tuż przed jej nosem i stanęła oko w oko ze
swoją kuzynką. Juliette zatrzymała się i zmierzyła ją wzrokiem od góry do dołu
i z powrotem, a Convalie przełknęła głośno ślinę. Nie była przygotowana na taką
okoliczność. Z kolei kuzynka nie wyglądała na zaskoczoną jej widokiem, a raczej
na rozwścieczoną.
-
Mogę ci w czymś pomóc? – spytała, potrząsając lekko głową tak, że z jej
brązowych włosów do nozdrzy Convalie dotarł zapach orzechowego szamponu.
-
Ty nie – odpowiedziała jej, nie chcąc wdawać się w zbędną dyskusję, ale
Juliette zignorowała tę subtelną prośbę, czającą się w jej oczach. Zamknęła za
sobą drzwi i zrobiła krok w stronę Convalie, która poczuła, że kuzynka narusza
jej przestrzeń osobistą.
-
Chyba musimy coś sobie wyjaśnić – powiedziała dobitnie Gryfonka, wyciągając
przed siebie palec i kierując go w stronę Convalie. – Nie myśl, że nie widzę,
co tu się dzieje. Że nie widzę, jak na niego patrzysz. On jest m ó j,
rozumiesz? Odczep się od niego.
Czy
to naprawdę było aż tak oczywiste? Convalie poczuła, jak zalewa ją fala
rozpaczy, goryczy i upokorzenia. Nie chciała, żeby wszyscy dookoła znali jej
uczucia. A jeśli Juliette je dostrzegła, to mógł to zrobić każdy.
-
Ja nie… Juliette… to wcale nie tak – popatrzyła na kuzynkę, starając się
dostrzec w niej osobę, która kiedyś była dla niej niczym siostra. Nie chciała
jej zranić. Nie chciała też ranić Lucasa, który również mógł się już domyślić,
co czuje do Dylana. Ogarnął ją wstyd. Jak mogła być tak łatwa do rozszyfrowania?
-
Wcale nie tak? – powtórzyła po niej Juliette, unosząc brwi. – A jak? Nie jest
tak, że próbujesz mi go odebrać? Zaprzecz, proszę bardzo, zaprzecz, że ci na
nim zależy.
Convalie
otworzyła usta, by zgodnie z jej życzeniem powiedzieć, że nic nie czuje do
Dylana, ale nie mogła tego zrobić. Jej policzki płonęły.
-
Julie… ja naprawdę… tak mi przykro. – Słowa popłynęły z jej ust bez udziału
rozsądku, który mógłby je powstrzymać. – Naprawdę nie chciałam, żebyś tak się
poczuła, ja…
Nie
wiedziała już, co powinna powiedzieć. Czuła się winna, czuła się źle z powodu
swoich uczuć, nad którymi nie potrafiła zapanować.
Juliette
wymachiwała wycelowanym w nią palcem.
-
Nie mam pojęcia, co ty sobie myślałaś. Że tak po prostu mi go odbierzesz?
Czerpiesz z tego jakąś radość? Chodzi ci o to, żeby mnie zranić?
Convalie
słyszała ją, ale nie rozumiała. Przecież zupełnie nie o to jej chodziło! Jak
Juliette mogło przyjść do głowy, że chciałaby zrobić jej na złość, kiedy ona
naprawdę, naprawdę bardzo mocno chciała tylko… Ona tylko się zakochała…
-
W żadnym wypadku – zaprzeczyła. – Juliette, proszę cię, nawet tak nie myśl. Ja…
przecież nigdy nie zrobiłabym czegoś, żeby cię zranić, jesteś moją kuzynką, do
stu hipogryfów, byłaś mi siostrą!
Juliette
złożyła ręce na piersi i łypała na nią z powątpiewaniem.
-
Siostrą, mówisz? – spytała powoli, z namysłem. – W takim razie uszanuj to, że
Dylan jest moim chłopakiem. Obiecaj, że nie zrobisz niczego, żeby mi go
odebrać. Obiecaj mi to.
Convalie
czuła się oszołomiona przez masę uczuć, które towarzyszyły jej w tym momencie,
więc dopiero po pewnym czasie przyłapała się na gorliwym kiwaniu głową.
-
Juliette, ja nic do niego nie czuję, naprawdę – skłamała, starając się wyglądać
przekonująco. – To mój przyjaciel, po prostu martwię się o niego, chciałam
wiedzieć, jak się czuje… Tak, obiecuję, obiecuję ci, że nigdy, przenigdy nie
stanę między wami.
Gryfonka
nie wyglądała na w pełni przekonaną, ale już przynajmniej na udobruchaną.
Napięte mięśnie wokół jej ust rozluźniły się.
-
Ma trochę złamań i jest poobijany, ale wyjdzie z tego – powiedziała, kręcąc z
politowaniem głową. – Zostaw go w spokoju.
Convalie
przygryzła wargę, odwróciła się i odeszła, czując na sobie wzrok kuzynki, który
odprowadził ją aż do zakrętu. Była zagubiona i sama już nie wiedziała, co ma
robić. Czuła, że nie może wrócić do życia, które prowadziła przez wypadkiem. Że
kiedy już uświadomiła sobie to, iż Dylan jest dla niej ważny, nie będzie
potrafiła udawać, że tak nie jest. Ale co z Lucasem? On też był dla niej ważny.
Nie chciała go skrzywdzić, nie chciała go stracić. Co robić?
Nie
potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie.
*
* *
Nicolas
siedział w kawiarni, w której umówił się z Anne, przekładając z ręki do ręki
papierek z wypisanymi współrzędnymi geograficznymi miejsca, w którym znajdowało
się kolejne wspomnienie Dracona. Chciał wyruszyć po nie jak najszybciej.
Zdobywanie kolejnych fiolek stało się dla niego nałogiem, musiał za wszelką
cenę poznać dalszą część historii, musiał widzieć ojca takiego, jakim był, bo
tylko w ten sposób mógł go poznać. Uzależnił się od przebywania w jego wspomnieniach,
śledzenia go. Każdy z dotychczasowych fragmentów obejrzał po kilka, a może
kilkanaście razy, wciąż spragniony obecności Malfoya w swoim życiu. Musiał
zrozumieć, dlaczego odszedł, dlaczego nie dane mu było go poznać i przeżyć
razem te kilkanaście lat swojego życia. Musiał zrozumieć, w jakich
okolicznościach zginął.
Anne
pojawiła się w drzwiach, rozglądając się w poszukiwaniu stolika, przy którym
siedział. Pomachał do niej, dostrzegła go i podeszła, by zająć miejsce
naprzeciwko niego.
-
Co się stało? – spytała, przypatrując się uważnie jego twarzy. Ona już wiedziała.
-
Anne, wiem, że mieliśmy razem spędzić ten dzień, ale…
Uniosła
rękę, uciszając go.
-
Nie kończ – powiedziała. Jej nozdrza zadrgały. – Jesteś… ty po prostu jesteś… -
Nie mogła znaleźć na niego określenia, a on nie zamierzał jej pomóc. – Jesteś
niemożliwy! – wydusiła w końcu. – Rozumiem, że to dla ciebie ważne, ale nie
możesz tak się w tym zatracać, zrozum, to nie jest twoje życie, to przeszłość,
a oglądanie jej nic nie zmieni.
-
To ty nie rozumiesz – uciął. – Nie rozumiesz, jak bardzo tego potrzebuję.
Wzniosła
oczy ku sufitowi i pokręciła z niedowierzaniem głową.
-
Masz jakąś obsesję, powinieneś uważać, bo…
-
Bo co?
Prychnęła
i utkwiła w nim wzrok, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że to, co ma do
powiedzenia, jest oczywiste.
-
Bo się w tym zatracisz. – Wywrócił oczami na te słowa, nie chcąc nawet przyjąć
do wiadomości, że mogłaby mieć rację. – Nie uważam, żeby to było zdrowe
pojęcie, za bardzo się w to angażujesz, boję się, że to się może źle skończyć.
-
Na przykład jak?
Wiedział,
że nie ma odpowiedzi na to pytanie, choć usilnie próbowała coś wymyślić.
Wytrącił jej argument z ręki. Nie miała racji. Nie rozumiała, jak wielką wagę
przywiązuje do poznania tych wspomnień. Może po prostu nie chciała zrozumieć.
Anne
nadal milczała, gdy wstał i skierował się do drzwi. Nie obejrzał się, ale mógł
być pewien, że ona też się za nim nie odwróciła.
*
* *
Rosalie
nadal nie mogła wyjść z oburzenia, które było spowodowane współpracą Lucasa i
Liama. Tyle zrobiła, żeby ich skłócić, a oni co, tak po prostu dalej byli przyjaciółmi?
Nie rozumiała facetów. Ani odrobinę.
-
Col – powiedziała do przyjaciółki, która ślęczała nad książką do transmutacji.
-
M-hmm? – mruknęła czarnowłosa, nie odrywając się od czytania.
Rosalie
westchnęła i sięgnęła po książkę, zabierając ją i zamykając.
-
Hej! – oburzyła się Coleen. – Dlaczego mi… skad teraz będę wiedziała, na której
byłam stronie?
Pokój
wspólny wypełniały głośne rozmowy uczniów. Nie miała pojęcia, w jaki sposób
przyjaciółce w ogóle udawało się skupić na czytanym tekście, ale już zupełnie
nie obchodziło jej, na której była stronie. Wywróciła oczami.
-
Przejdź się ze mną, proszę.
-
To nie brzmiało jak prośba – zauważyła Coleen, nadal obrażona.
Rosalie
zrobiła błagalną minę i zamrugała kilkakrotnie oczami, a Coleen westchnęła i
wstała z fotela, wyrywając z jej rąk książkę.
-
Nienawidzę cię – skomentowała, na co Rosalie uśmiechnęła się.
-
Skarbie, przecież ty mnie uwielbiasz – sprostowała, otaczając ją ramieniem. –
Daj spokój. Idziemy.
Wyszły
do ciemnych i zimnych lochów, pozostawiając za sobą ciepło i gwar pokoju
wspólnego. Nierówne ściany wyglądały niesamowicie w świetle pochodni. Ich kroki
dudniły głośno, jakby znajdowały się w jaskini, a nie w zwyczajnym korytarzu w
lochach.
-
O co chodzi? – spytała w końcu Coleen, wbijając wzrok w przyjaciółkę.
Rosalie
pokręciła lekko głową, zanim zaczęła mówić.
-
Nie mam… nie mam zielonego pojęcia, co zrobiłam źle.
Nie
powiedziała nic więcej, więc Coleen, ze zmarszczonymi brwiami, przypatrywała jej
się w skupieniu, ale nie poprosiła o dalsze informacje, więc Rosalie westchnęła
i wróciła do przerwanego wątku.
-
Dobija mnie ta cała sytuacja z Norwoodem. Chciałam dać mu nauczkę, i chyba po
części mi się to udało, ale nie zniszczyłam jego związku, nie sprawiłam, że
któreś z nich czuje się tak, jak ja się czułam, gdy mnie zostawił… Rozumiesz, o
co mi chodzi? – Coleen pokiwała gorliwie głową. – Chodzi mi tylko o zemstę.
Tylko o to. Potrzebuję jakiegoś zadośćuczynienia, s a t y s f a k c j i. Ale
jestem już tym wszystkim zmęczona.
-
Może po prostu zależy ci na tym aż za bardzo – wtrąciła Coleen. Rosalie
przyjrzała się jej uważnie, próbując zwietrzyć jakiś podstęp. Coleen lubiła
mówić w zawoalowany sposób, ale najwyraźniej nie tym razem. – Może nie powinnaś
przywiązywać do tego takiej wagi. Wiem, że to ważne, ale nie powinno być
najważniejsze, bo zobacz… Zatracasz się w tym.
Rosalie
przygryzła w zamyśleniu wargę, rozważając słowa dziewczyny. Może miała trochę
racji. Rzeczywiście za bardzo skupiała się na swoim celu, co powodowało u niej
rozdrażnienie i frustrację. Chyba powinna zwolnić.
-
Myślę, że możesz mieć odrobinę racji – powiedziała w końcu, wbijając wzrok w
ciemną podłogę. – Są ważniejsze rzeczy, prawda? Chyba mogę trochę odpuścić.
Usłyszała,
że Coleen odetchnęła i kątem oka zauważyła, że uśmiecha się lekko. Sama również
zmusiła się do uśmiechu, chociaż nie do końca miała na to ochotę. Czuła się
przytłoczona, zupełnie jakby na jej barkach spoczywał niewyobrażalny ciężar,
który chce ją zagiąć.
-
Oczywiście zgadzam się z tobą, że trzeba się im odpłacić, obojgu – poparła ją
Coleen. – To nie podlega dyskusji. Zasłużyli sobie. Nikt nie będzie gnoić mojej
kochanej Rosalie. – Po tych słowach wzięła przyjaciółkę pod ramię, i szły tak
razem, troszkę chybotliwie, zupełnie jak wtedy, gdy były w pierwszej klasie.
-
Och, skarbie, dzięki. – Rosalie czuła się zobowiązana, żeby to powiedzieć.
Nigdy nie wątpiła w przyjaźń Coleen, ale po jej słowach zrobiło jej się tak
jakoś ciepło na sercu… Jak dobrze jest mieć osobę, na której można polegać,
nawet kiedy cały świat jest przeciw tobie! Potrafiła docenić to, że jest ktoś,
komu na niej zależy, nawet jeśli ukochana osoba złamała jej serce i pozostawiła
samą, na pastwę losu. Nawet jeżeli zdradziła, zadając tym ból stokroć większy,
niż samo rozstanie. Nawet jeśli zdradziła z najgorszym wrogiem.
Rosalie
odetchnęła głęboko, czując, jak z każdym krokiem nieznośny ciężar spływa z jej
barków i staje się coraz lżejsza i lżejsza. Przez te wszystkie miesiące powoli
zapominała, dlaczego w ogóle pragnie zemsty. Minął już rok i wspomnienia
zaczęły się zacierać. To było wręcz śmieszne, że nienawidziła, pragnęła się
zemścić, a przyczyny powoli traciły dla niej wartość. Tylko że nie mogła tak tego
zostawić. Coleen to rozumiała. Zupełnie jak ona nienawidziła Convalie Malfoy,
chociaż tak naprawdę nigdy nie rozmawiały o tym, dlaczego. Tak po prostu było
już od kilku lat i nawet nie miała ochoty tego roztrząsać.
*
* *
Convalie
siedziała po turecku na swoim łóżku w dormitorium, przyglądając się uważnie
swoim paznokciom, choć tak naprawdę ich nie widziała. Czuła się potwornie z
całym tym poczuciem winy. Dlaczego wszystko tak się pogmatwało? Przecież była
szczęśliwa, Lucas dawał jej szczęście, czemu to wszystko musiało nagle
przeminąć? Było jej głupio, że odkryła cząstkę siebie, która żywiła do Dylana
uczucia, które zdecydowanie nie powinny się pojawić. Czuła się tak, jakby
zdradziła Lucasa, choć nie zrobiła nic złego. To nie było zależne od niej.
Zacisnęła mocno powieki, próbując wyperswadować sobie myśli o tym, że mogłaby
być zakochana w Dylanie. To Lucas sprawił, że się zmieniła, że polubiła siebie
taką, jaka jest, że odkryła pewność siebie i stała się zupełnie inną osobą.
Była mu za to niezmiernie wdzięczna, co jeszcze bardziej pogłębiało jej
poczucie winy. Jak to zrobić, żeby wyprzeć te nieznośne uczucia? Nie mogła być
zakochana w Dylanie. Nie mogła być zakochana w dwóch osobach na raz. Przecież
wybrała Lucasa.
Wszystko
jeszcze bardziej skomplikowała rozmowa z Juliette. Chociaż nie przyjaźniły się
już od kilku ładnych lat, nie potrafiła jej nienawidzić, nie potrafiła
zlekceważyć jej prośby, żeby zostawiła Dylana w spokoju. Wiedziała, jak powinna
postąpić. Powinna być szczęśliwa w swoim związku z Lucasem i pozwolić Juliette
i Dylanowi na to samo. Dlaczego do tego wszystkiego musiało wtrącić się jej
serce? Dlaczego tak po prostu nie mogła wymazać tych niewygodnych uczuć?
Zaplątała się w to wszystko i nie potrafiła powiedzieć, co będzie dalej.
Rozległo
się pukanie i Convalie podniosła głowę, by utkwić wzrok w drzwiach, w których
po chwili stanęła Ivy.
-
Tu jesteś! – wykrzyknęła. – Mam wrażenie, że od kilku dni chowasz się przede
mną. Nigdzie nie mogę cię złapać!
Zamknęła
za sobą dokładnie drzwi i podeszła do łóżka, by usadowić się wygodnie koło
Convalie.
-
Nie przywitasz się? – spytała, trącając milczącą przyjaciółkę w ramię. – Mam ci
TYLE do opowiedzenia! – mówiąc to rozpostarła ręce, pokazując przerażającą
ilość informacji, którymi musiała się podzielić. Convalie zerknęła na nią, ale
nie okazała zainteresowania tematem, więc Ivy spochmurniała. – Okej, teraz już
naprawdę musisz mi powiedzieć, co jest nie tak – zażądała.
Convalie
nie miała na to najmniejszej ochoty. Ivy była zbyt radosna, a ona zbyt smutna.
Nie wiedziała, czy rozmowa jest dobrym pomysłem. Ivy nie zrozumie jej
przygnębienia, z kolei ona nie będzie w stanie skupić się na uśmiechu. To nie
miało sensu.
-
Ivy, ja po prostu nie mam humoru… Bardzo cię przepraszam, nie jestem w nastroju…
wolałabym zostać sama.
Nie
odważyła się popatrzeć na Ślizgonkę, znów utkwiwszy wzrok w swoich paznokciach.
Po części miała ochotę wyrzucić z siebie wszystko to, co ją dręczyło, ale nie
czuła się jeszcze na to gotowa. Najpierw musiała sama jakoś to uporządkować,
żeby dopiero wtedy podzielić się tym z kimkolwiek. Miała nadzieję, że Ivy to
zrozumie.
Zrozumiała.
Wstała i powoli skierowała się w stronę drzwi. Convalie uniosła lekko wzrok,
przyglądając się, jak odchodzi.
-
Naprawdę, naprawdę mi przykro – bąknęła. – Znajdę cię później, dobrze?
Ivy
odwróciła się do niej zaledwie kilka cali od drzwi. Miała zamyślony wyraz
twarzy.
-
W porządku – odpowiedziała. Convalie próbowała znaleźć u niej jakieś oznaki
tego, że nie czuje się w porządku, ale niczego takiego się nie dopatrzyła. – Po
prostu… porozmawiamy później. Trzymaj się.
Kiwnęła
jej głową i wyszła z dormitorium, zamykając za sobą drzwi. Convalie, która znów
została sama, poczuła jeszcze większą rozpacz niż kilka minut temu. Nie
wiedziała, co powinna zrobić z tym wszystkim. Nic już nie wiedziała.
*
* *
Anne
siedziała na ławce w parku. Robiło się coraz ciemniej, ale nie potrafiła zmusić
się, by wstać i pójść do domu. Siedziała tu od momentu, gdy wyszła z kawiarni.
Ogarnęło ją otępienie. Choć myśli powinny kłębić się w jej głowie i podburzać
ją, ona nie czuła nic. Nie była głodna ani nie było jej zimno, choć wiedziała,
że na jej ramiona wstąpiła gęsia skórka. Jesień powoli przeradzała się w
kolejną zimę, znów zabijając całą zieleń i całą radość.
Wiedziała,
że nie powinna angażować się w związek z Nicolasem. Powtarzała to sobie setki
razy, ale nie potrafiła od niego odejść. Stał się dla niej zbyt ważny. Wciąż i
wciąż znajdowała nowe argumenty, które powinny sprawić, że go zostawi, ale
brakowało jej odwagi. Wiedziała, że gdy to zrobi, załamie się. Stał się dla
niej wszystkim, co sprawiało, że miała ochotę wstawać rano z łóżka i zaczynać
nowy dzień z uśmiechem. Nie czuła się tak radosna przez ostatnie trzy lata, od
czasu, gdy James usłyszał zarzuty. To właśnie wtedy dla niej wszystko się
skończyło, a jednak okazało się, że coś jeszcze na nią czeka…
Musiała
to zrobić. Musiała powiedzieć mu, że dłużej już tak nie może. Ranił ją za
bardzo, chciała, ale nie potrafiła go zrozumieć. Był już listopad. Jeszcze
tylko półtora miesiąca i wszystko zmieni się diametralnie, bo James w końcu
będzie wolny.
Czyjś
cień pojawił się przed nią i zmusił ją do podniesienia wzroku. Choć wiedziała,
że tylko jedna osoba mogła ją tu znaleźć, jej serce zabiło mocniej na widok
Nicolasa. Gdy przyjrzała się jego twarzy, odruchowo podniosła dłoń do ust.
-
Ty… ty krwawisz – wydusiła. Wstała, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Był
posiniaczony, poobijany, miał rozcięty łuk brwiowy i prawdopodobnie złamany
nos. Zauważyła też, że niepewnie stoi na jednej nodze, która być może również
była złamana, albo skręcona, albo…
Choć
wcześniej myślała nad słowami, którymi powinna go pożegnać, teraz rzuciła się
na niego, przytulając mocno i nie zwracając uwagi na jego pełen bólu syk.
-
Po prostu mi pomóż – powiedział cicho. – Jesteś jedyną osobą, której jeszcze na
mnie zależy. Pomóż mi, proszę.
Nie
wierzyła, że te słowa wyszły z jego ust i dlatego wiedziała, że jego stan musi
być poważny. Inaczej nie poprosiłby jej tak dobitnie o pomoc, był na to zbyt
dumny. Odsunęła się od niego i jeszcze raz uważnie się mu przyjrzała,
doszukując się obrażeń.
-
Kto ci to zrobił, co… co się stało?
Nicolas
po prostu patrzył na nią oczami bez wyrazu, nie odzywając się. Po chwili
pokręcił lekko głową, jakby dając jej do zrozumienia, że sprawa jest poważna i
nie będą teraz o tym dyskutować. Musiała po prostu mu pomóc, nie zadając pytań.
Doskonale wiedział, że to zrobi, tak jak i ona tuż po jego pojawieniu się,
jeszcze zanim dostrzegła, że coś jest nie tak, wiedziała, że nie będzie
potrafiła usunąć go ze swojego życia. Jeszcze nie teraz.
Objęła
go mocno i zamknęła oczy, koncentrując się na bramie Malfoy Manor, po czym
okręciła się, teleportując ich oboje parę kilometrów stąd.
~~~~~~
Świeżynka! W końcu znalazłam czas, żeby wziąć się za pisanie. Teraz jeszcze trzeba doszlifować wygląda bloga i szczegóły i wracam do kończenia opowiadania, ha ha xD Miło by było spiąć się i dać radę jeszcze przed sesją letnią, która pewnie znowu mnie wciągnie. Trzymajcie się i oczekujcie na nowości! Ach, no i dzielę się oficjalnie informacją, że po zakończeniu Śladu biorę się za dramione. Właściwie to już się za nie zabrałam, ale cii, fabuła jest na razie wielką tajemnicą ;)
w końcu nowy rozdział:) super :) czekam z utęsknieniem na następny, następny i następny :) rewelacja :) pisz szybko kolejny tak na jutro na przykład :) uwielbiam Twojego bloga:) a daleko jeszcze do końca? już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :) :) :)
OdpowiedzUsuń17 rozdziałów + epilog ;)
UsuńI postaram się pisać jak najszybciej :)
Wiiii! Nowy rozdział! :D
OdpowiedzUsuńNie mogłam się już go doczekać! :D Jak zwykle genialny...
Oh sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały... Biedna Convalie. ;/
Co się stało Nicolasowi? ;O Czyżby ktoś się dowiedział o wspomnieniach Draco i czyhał na Nicolasa? A może to ta była, zazdrosna dziewczyna (Nie będę używać niecenzuralnych słów... No nie będę! ;D XD)
Kurczę, strasznie się cieszę, że ciągle piszesz. :) Pokochałam tą historię, i chybabym umarła z ciekawości, gdyby nie miała zakończenia. ;D xD
Teraz niecierpliwie czekam na cd. :)
Życzę weny, czasu i cierpliwości!
~~ mlodzia113
Ha ha, no ciekawie to wygląda jak sobie wyobraziłam, jak Nadine spuszcza łomot Nicolasowi ;) Ale niestety, w rzeczywistości (fikcyjnej oczywiście) tak się nie stało, kombinuj dalej ;)
UsuńPozdrawiam :*
Matko. Hehe xD Teraz też mnie to rozbawiło. ;) No, ale tak to jest, jak się próbuje domyślać o czymś nie mając żadnych poszlak. ;d XD
UsuńMam nadzieję, że długo nie będziemy musieli łamać sobie głowy nad tym, kto zrobił coś takiego. ;D
mlodzia113
Szczerze mówiąc w tym momencie nie mam pojęcia ile czasu to zajmie, ale bardzo prawdopodobne, że dowiecie się tego dopiero w kilku ostatnich rozdziałach, więc wielkie, wielkie sorry :pp
UsuńA ja bym chciała żeby Ginny pogodziała się już z Nicolasem. Za długo to już trwa. Twoje opowiadanie i ślad i to pierwsze przeczytałam w niecały tydzień. Troche obsesyjnie ale nic nie mogłam poradzić! Czytałam po minimum 15 roździałów dziennie i po prostu wciągałam się w twoją historie. Podobają mi się te wszystkie niedociągnięcia ( Śmierć Draco, James, Historia Anne no i dalszy cel Nicolasa. Nie mogę się już doczekać aż je wszystkie wytłumaczysz :)
OdpowiedzUsuń-Ile masz lat?
-Masz jakieś doświadczenie z pisaniem?
-Co ile dodajesz roździał?
-Ile roździałów planujesz w "Śladzie"?
Mam nadzieję że odpowiesz po inaczej chyba umre z ciekawości. Czytam duzo ff pottera ale to jest zdecydowanie jedno z najlepszych. Ja sama też pisze, lecz niestety nie jest to nawet w ćwierci dobre jak twoje. Jeśli jednak miałabyś ochote wpaść to zapraszam. http://starcrossed.blog.pl/
-K
- 20 lat (wiem, stara już jestem, ale na swoje usprawiedliwienie: zaczynałam na onecie mając 14 ;))
Usuń- doświadczenie w sensie jakim dokładnie?
- rozdziałów niestety nie dodaję regularnie, choć bardzo bym chciała, czasem szybciej, czasem zajmuje mi to więcej czasu ze względu na różne okoliczności niesprzyjające, a w tym i czasowe zaniki weny, choć najchętniej dodawałabym co tydzień (i czasem też tak mi się zdarza)
- ślad to prolog + 50 rozdziałów + epilog, tak jak ttj
Jeszcze jakieś pytania? Chętnie odpowiem, już się rozkręciłam, a tu koniec xD
Pozdrawiam serdecznie ;)
Chodziło mi czy piszesz profesjonalnie c: Słownictwo i wogóle pomysły są genialne c:
UsuńMasz może jakieś wskazówki dla innych blogerów? Chciałabym być chociaż w połowie tak dobra jak ty.
Nie, na razie nic profesjonalnego, ale kiedyś zamierzam spróbować, na razie pracuję nad stylem, dopracowywaniem szczegółów, a już głównie opisami (wyglądu, otoczenia, tego typu - moja pięta achillesowa).
UsuńWskazówki... czy ja wiem? Wydaje mi się ważne, żeby umieć czymś dopełnić dialogi, żeby to było prawdziwe i pozwalające skupić uwagę na danym fragmencie. Zresztą nie tylko dialogi, ale też dłuższy ciągły tekst. Kiedyś bardzo szybko brnęłam do przodu, ale od dłuższego czasu zamykam oczy i wyobrażam sobie, że jestem daną osobą (raz jedną, raz drugą) i zastanawiam się, co mogę czuć, co robić, co widzieć. Ponoć dzięki temu dobrze wychodzą mi opisy emocjonalne ;) Plus rozmyślam o danych postaciach, układam sobie w głowie ich historię, przeżycia, podstawowe cechy charakteru, stąd łatwiej mi później przewidzieć dalsze zachowania, ich motywy, reakcje, no i co z tego wyniknie ;)
Bardzo mi miło, że uważasz, że dobrze piszę, staram się z całych sił ;)
Nawet sobie nie wyobrażasz jaką radość sprawiłaś mi dodając nowiutki rozdział, który oczywiście był świetny. Czekam też na wątek z Ginny. Od czasu twojego pierwszego opowiadania czuję do niej wielki sentyment. Od dzisiaj znowu będę regularnie wchodziła na twój blog i sprawdzała czy dodałaś już kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNa razie zakładam, że będą dość często, bo mam mnóstwo weny która kumulowała się we mnie od kiedy tylko zaczęłam się uczyć do sesji (zawsze się pojawia, jak nie mogę pisać!), plus chcę w końcu skończyć to opowiadanie (nie żeby było dla mnie tak mało ważne, ale dwa i pół roku to już stanowczo za dużo, chcę pójść dalej :p)
UsuńGinny niestety na razie nie ma za dużo do roboty, jest mało istotna, za to na końcu będzie jej trochę więcej. Ale obiecuję, że w następnym rozdziale się pojawi ;) I również czuję do niej sentyment, kiedyś ciągle mnie wkurzała, a jednak zżyłam się z nią i to bardzo.
Pozdrawiam ;*
rety jestem starsza od Ciebie o 5lat, a moja historia z HP zaczęła się ok 2003r i poprostu dalej fascynuje mnie ten świat, takie oderwanie od codzienności, dlatego dalej czytam co jakiś czas spowrotem całą serię :] to taki przyjaciel, do którego mogę uciec jak mam dość rzeczywistości, a Twoje opowiadania wciągają niesamowicie :) Pozdrawiam i cieszę się, że jest coś co przeczytałam już dwa razy i jest pisane stylem Rowling :)) czekam z utęsknieniem na kolejmy rozdział :] buziaki :*
OdpowiedzUsuńJa z wielką, naprawdę ogromną chęcią czytałabym dalsze losy Harry'ego, tyle że tak naprawdę, szczerze mówiąc, ile można pisać o nim (mówię w tym momencie o Rowling, nie o fanfickach). To takie przykre, że ten czas oczekiwania na nowe części, a później wąchanie świeżo drukowanej książki podczas czytania (uzależniające! co chwilę specjalnie przerzucałam strony ;)) już nie wróci...
Usuńno nie wróci :( ja też z niecierpliwością czekałam na kolejne części, a później to oczekiwanie na kolejną :) teraz już nie ma kolejnych i nie ma na co czekać, ale na Twoje rozdziały czeka się tak jak na kolejną książkę o przygodach HP dlatego uwielbiam tego bloga:) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHa ha, w takim razie niezmiernie mi przykro, że zostałam pozbawiona możliwości przeżywania tego w taki sposób ;)
UsuńChociaż w pewnym sensie też towarzyszy mi niecierpliwość i wyczekiwanie, a poza tym czasem zaskakuję sama siebie tym, co napiszę, bo napotykam na mnóstwo niespodzianek płynących wprost z mojej podświadomości, czy też szybkich "olśnień", które ciekawie urozmaicają fabułę ;)
to życzę weny :) abyś dalej zaskakiwała swoją twórczością:) jest super i trzymaj tak dalej :)
UsuńDzięki wielkie ;*
UsuńHejka :) Nie dawno weszłam na twojego blooga i muszę ci powiedziec, że jest mega :) Naprawdę jest super :) Bardzo serdecznie chciałabym zaprosic cie na mój bloog, na którym piszę swoje własne opowiadanie http://pozagranicamiwyobrazni.bloog.pl/?podglad=1 .
OdpowiedzUsuńKarolina J
hej kochana :) Kiedy kolejny rozdział? :) Czekam niecierpliwie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko ostatnia część do napisania, jak się sprężę,to może nawet dzisiaj, bo mam chwilkę wolną ;)
UsuńEch, i patrz, jak to życie zaskakuje, sama myślałam, że nie wrócę mentalnie do blogów aż do czerwca, a tu nagle jestem i czytam rozdział! Zaczęłam jeszcze w szkole, choć oczywiście zabrakło mi czasu, żeby przeczytać całość, ale to był naprawdę genialny pomysł, od razu zapomniałam o nudzie czy ponurym nastroju (który do tej pory rozświetlała jedynie perspektywa Klausika).
OdpowiedzUsuńTen pierwszy fragment był o tyle uroczy, że przypominał mętnie tak zwane stare, dobre czasy, gdy zaczynałaś ttj i gdy byłyśmy jeszcze takie młode xd Ale niby to coś znanego, a jednak wielokrotnie mnie zaskakiwał, jejku, jak ja niewiele już pamiętam! Jak tylko skończysz ślad, to muszę to sobie od początku przypomnieć, tak jak zalecałaś ^^ Nie pamiętałam, że Draco zareagował aż tak ostro – co w sumie niekoniecznie musiało być przyjemne dla Nickusia, choć znając okoliczności specjalnie nie narzekał. A teraz, z tej perspektywy, kiedy wiadomo o przepowiedni i tym, co naprawdę oznaczało dziecko dla Dracona, sytuacja ma zupełnie inny wymiar niż kiedyś tam, na początku, no i ocena Draco też chyba jest inna. Zwróciłam w tym fragmencie uwagę na takie coś, co mnie czasem denerwuje, gdy sama piszę, w sensie, trudno mi to dobrze oddać – chodzi o pisanie z perspektywy jednej osoby, kiedy jednocześnie trzeba oddać odczucia wszystkich innych. I nie można powiedzieć po prostu „X był wkurzony”, bo osoba, której perspektywę przyjmujemy, nie zawsze to wie, ale właśnie takie „X wyglądał na wkurzonego” – i tak dalej, oddanie całego szeregu różnych emocji tylko przez takie zgadywanie i obserwowanie. No, to tylko taka ogólna uwaga, ot, istnieje coś takiego i mierząc się ze Sky sama zauważyłam, że to pewnego rodzaju wyzwanie, nie tak łatwo przekazać to wystarczająco wiarygodnie. Przy okazji zobaczyliśmy ciąg dalszy tej sceny, to całe Dumbledore’owo-Dominickowo-Draconowe knucie. DDD! xd I jeszcze jedna… dwie ciekawe rzeczy. Po pierwsze, pokazałaś tu uczucia Nickusia do matki – niby są teraz poniekąd skłóceni, ale jednak ją kocha i docenia, to takie słodkie. Może spróbuje kiedyś wyciągnąć do niej rękę… zrozumieć, dlaczego nie czuła się na siłach, by mu pomóc… Druga rzecz dotyczy Draco. My już oczywiście wiemy, że jest cudny i kochany i wgl., ale na tym etapie to był niby jeszcze zimny drań. A w rzeczywistości pokazujesz tu te szczególiki, to, co Nicky tak wnikliwie obserwował, jakieś drgnienia warg itp., które łatwo pominąć, a które wskazują, że tak naprawdę to maska, że prawdziwy Draco jest dużo bardziej złożony, że odbierał tę sytuację zupełnie inaczej, niż by się mogło wydawać – niż się wydawało dawno temu w ttj, kiedy wiedzieliśmy tylko to, co Ginny. I to jest to o czym mówiłaś, prawda – obserwacja tych drobnych ruchów, z których często nie zdajemy sobie sprawy, a które mogą wiele znaczyć? ;>
No, w kwestii Convalie to wczoraj byłaś zmuszona mi parę rzeczy zaspoilerować, zatem wiedziałam, czego mniej więcej się spodziewać. I zapomniałam już, jak miałam to ująć, ale coś myślałam o tym, jak to Juliette kiedyś niby była fajna, niby była blisko z Convalie, a teraz… no teraz się wydaje jednak trochę irytująca, za bardzo obsesyjne ma to podejście do Dylana. Ale tutaj akurat fajnie to wyszło, to znaczy, teraz rzeczywiście ma powody, żeby się martwić i nawet trochę jej współczuję. Ech, generalnie jakieś sensowne zdania wyleciały mi z głowy, ale chodziło mi o to, że podobała mi się ta scena, ta prośba w imię dawnych czasów, ta obietnica, której ciężko będzie dotrzymać… I jak się Connie przeraziła, że okazała się tak łatwa do rozszyfrowania, że inni też może to zobaczą, taak, to bardzo Connie’owe.
Do Nicka i Anne może wrócę później, teraz moje ulubione Wredne Ślizgonki <3 Mówiłaś o dwóch twarzach Coleen, racja, tu jest dobry przykład na tę dobrą twarz. I w ogóle ten rozdział miał w sobie jakąś taką dyskretną refleksję na temat przyjaźni: to jak Coleen wspiera Rose i jakie to dla niej ważne, to jak później Ivy ze zrozumieniem odnosi się do stanu Connie. Zwróciłam też uwagę na motyw Zakochanej, Wzgardzonej Kobiety. Jedną jego odsłonę reprezentuje Nadine, o czym mówiłyśmy już wczoraj, natomiast sytuacja Rose jest poniekąd podobna – też była zakochana. Też jej chłopak wybrał inną. Też chce się mścić. Różnią się jednak znacząco obecnym podejściem do tematu, no i właściwym celem. I jestem oczywiście team Rose, może i jest wredna, ale przynajmniej nie szalona i obsesyjna. Choć to też ciekawe – minął rok (naprawdę aż tyle? Aaa!), już nie czuje tego płonącego gniewu, mści się właściwie tak dla zasady, powoli traci przekonanie… To też trochę ciekawe ze względu na Col: w swoim najbliższym otoczeniu, siostra i przyjaciółka, ma dwa takie trochę podobne przypadki, co na pewno jakiś wpływ na nią ma. Chyba nie ma za wiele podstaw, by wierzyć w miłość i życie długo i szczęśliwie, jak ciągle widzi, jak faceci ranią jej najbliższe osoby…
UsuńNo i oczywiście pytanie odcinka, czyli co się stało Nicky’emu? I widziałam już w komentarzu, że nie zamierzasz tego ujawnić tak od razu, więc buu, bo to nadzwyczaj intrygujące. I ciekawa sytuacja się stworzyła między nim a Anne – wydawało się, że będą taką idealną parą, jemu tak zależało, ona też się zaangażowała… a jednak nie uniknęli kłopotów, Nicky się zatraca (i czy to przypadek, że motyw zatracania pojawił się tu dwukrotnie, u niego i u Rose?), nic innego się dla niego nie liczy – i przez to może wszystko stracić. A z drugiej strony trochę go rozumiem, bo przecież cała ta historia ze wspomnieniami jest bardzo intrygująca i trudno byłoby tak sobie odpuścić, zanim nie dowie się wszystkiego. Widać, że Nicky i Anne są teraz w bardzo wrażliwym miejscu ze swoim związkiem i Pewien Plan ma tutaj idealną okazję, żeby zadziałać. A jednak mimo tego oddalania się, żadne z nich nie chce odejść, wciąż w jakimś sensie im zależy, nawet jeśli więcej w tym pozorów niż prawdziwego związku. Swoją drogą ciekawe, co by było, gdyby Anne tak sobie opuściła Nicka, czy to pozwoliłoby mu się opamiętać? Czy wręcz przeciwnie, pogrążyłby się jeszcze bardziej, nie mając już żadnej kontroli, żadnej nici łączącej go ze światem zewnętrznym? A może tu się czai właśnie rola Planu, jeśli to pójdzie tak, jak ma pójść, to może to spowodować właśnie taki krok… No, dobra, już się nie plączę w dyskretnych domysłach, szsz.
Ale chciałabym jeszcze podkreślić to, co już się przewinęło w tym komentarzu. Zrobiłaś w śladzie mnóstwo bohaterów, mnóstwo historii i to pozwala Ci na bawienie się pewnymi motywami, ukazywanie ich z różnych stron, opisanie różnych zachowań różnych osób w podobnych sytuacjach. Tak jak tutaj wspomniałam, motyw zdradzonej kobiety czy motyw przyjaźni, pewne okoliczności dotyczą różnych postaci i różnie się przez to ukazują, co nadaje całemu opowiadaniu dodatkowy wymiar – nie tyko tej głównej historii, ale też pewnej refleksji nad tymi różnymi zjawiskami.
No i mam smutne wrażenie, że z powodu różnych czynników(a) przerwy między rozdziałami; b) przerwy w moim czytaniu) nie pamiętam z samego śladu różnych mądrych rzeczy, które dobrze by było pamiętać. Ale o tyle o ile chyba się połapię ^^