poniedziałek, 4 lutego 2013

Ślad: rozdział dwudziesty ósmy



Ostatnie miesiące stanowczo odbiły się na jego wyglądzie. Mało przebywał na zewnątrz, więc jego skóra, mimo słońca, pozostała blada i nabrała niezdrowego odcienia. Wiecznie towarzyszyły mu sińce pod oczami – dużo pracował i musiał pogodzić to ze swoimi prywatnymi sprawami. W rezultacie nie wysypiał się i był ciągle zmęczony. Pił mnóstwo kawy i miewał problemy z koncentracją i pamięcią. Wciąż powtarzał sobie, że to tylko chwilowe, że już niedługo wszystko wróci do normalności, ale mijały dni, tygodnie, miesiące, a on tylko pogrążał się w swoim żałosnym stanie.
Niemniej jednak robił postępy. Trochę czasu zajęło mu zebranie się po informacji, że Draco Malfoy był śmierciożercą. Ostatecznie doszedł do wniosku, że jego poszukiwanie nie zostało zakończone. To tylko raport, a co z ludźmi, którzy go znali? Czy nie mówili mu o nim dlatego, że ojciec był tak złym człowiekiem i chcieli o nim zapomnieć, czy może dlatego, że Ginny im zabroniła? I skąd ta awersja matki do najmniejszej wzmianki na jego temat?
Pewnego dnia Ginny musiała wyjechać w pogoni za artykułem, a on i Convalie mieli przenocować u Waynardów. Siostra już dawno spała, ale on jakoś nie czuł się senny. Ciocia Angelique usiadła na brzeżku jego łóżka i przyjrzała się mu uważnie.
- Merlinie, jesteś taki do niego podobny – westchnęła. To przykuło jego uwagę. Usiadł i popatrzył na ciocię.
- Do kogo? – spytał. Miał wtedy może z sześć lat, a Ginny konsekwentnie milczała. Zdziwił się więc, słysząc tak prostą odpowiedź.
- Do twojego taty.
Pamiętał, że odpowiedział coś w stylu, że on przecież nie ma taty, nigdy go nie miał, a ciocia uśmiechnęła się lekko, choć w jej oczach widział zbierające się łzy.
- Ale miałeś – wyjaśniła mu. – Każde dziecko ma tatusia. Po prostu czasem układa się tak, że oni odchodzą…
Nicolas był zaintrygowany rozmową z Angelique do tego stopnia, że odważył się spytać Ginny o tego tajemniczego tatusia. Gdy tylko usłyszała, że taka rozmowa miała miejsce, wypuściła z rąk kubek z kawą, który rozpadł się na mnóstwo kawałków, a brązowy napój rozprysnął się we wszystkie strony.
- Nicky – powiedziała do niego spokojnie, stojąc wśród odłamków. – Oczywiście, że miałeś tatusia, jak mogłeś pomyśleć, że nie? Po prostu tatusia spotkał bardzo nieszczęśliwy wypadek i… nie zdążyłeś go poznać.
Jak to dziecko, był bardzo ciekawski. Pytał tak długo, że Ginny przestała mu odpowiadać. Nie dowiedział się zbyt wiele. Ale zapamiętał, że Angelique wie i to poczucie towarzyszyło mu przez lata, nigdy jednak nie zdecydował się na wypytanie jej o Draco. Miesiąc po włamaniu do Ministerstwa stał pod drzwiami jej domu, czekając, aż wróci z pracy. Kwiecień to był ten miesiąc, w którym zaczynało się robić ciepło. Płaszcz zostawił w domu, ubierając się w dżinsy, liliową koszulę i ciemną marynarkę. Oparł się o ścianę, a ręce wsunął w kieszenie spodni. Kiedy po około pół godziny zauważył Angelique, niosła naręcze różnego rodzaju pakunków. Podszedł do niej, by spotkać ją w połowie dróżki prowadzącej na ganek.
- Dzień dobry, ciociu – powiedział uprzejmie. – Czy pomóc ci wnieść to wszystko do domu?
Wyglądała na przestraszoną jego widokiem, ale przede wszystkim zdziwioną i zaciekawioną tego, co sprawiło, że ją odwiedził. Pomógł jej w przetransportowaniu ciężkich pakunków do środka, a Angelique zaprosiła go do kuchni na herbatę. Gdy siedział przy stole i obserwował krzątającą się kobietę, uderzyło w niego to, że postarzała się, od kiedy ostatni raz ją widział. Skróciła swoje wiecznie długie, jasne włosy do ramion. Makijaż starał się ukrywać jej delikatne zmarszczki wokół ust i oczu. Widać było, że czas pozostawia na niej coraz śmielsze ślady, ale ona dzielnie się im opierała. Postawiła przed nim parujący kubek z herbatą i usiadła naprzeciwko niego.
- No więc, Nicky, co tam u ciebie? – zadała standardowe, ciotczyne pytanie. Wzruszył ramionami.
- Nic specjalnego – odpowiedział jej. – Praca i praca, do tego się wszystko sprowadza.
- No tak – powiedziała, usatysfakcjonowana tą odpowiedzią. Mógł być pewny, że gdy tylko wyjdzie, przekaże Ginny każde słowo, które do niej skierował, ale jakoś mu to nie przeszkadzało. Nie w tym momencie. Zrobiło mu się ciepło, więc zdjął marynarkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła.
- Ciociu – zaczął – chciałbym cię o coś spytać.
- Słucham – stwierdziła, trzymając w dłoniach gorący kubek i patrząc intensywnie w oczy Nicolasa. Wziął głęboki wdech.
- Chciałbym zapytać cię o Dracona Malfoya.
Skinęła głową na znak, że zrozumiała jego pytanie i zastanawia się nad odpowiedzią. Milczała przez chwilę i zdawało się, że dokładnie waży słowa.
- Co konkretnie chciałbyś o nim wiedzieć? – zapytała, a Nicolas przypomniał sobie swoją pozostawioną na biurku listę wypunktowanych rzeczy, których chciał się dowiedzieć.
- Kiedy go poznałaś? Jakie wywarł na tobie wrażenie?
Angelique uśmiechnęła się.
- Nie sądziłam, że spytasz o coś takiego, ale dobrze. To dość… pokręcona historia. Carl przyjaźnił się kiedyś z Draconem. Później mieli… jakby to powiedzieć… pewną różnicę zdań.
- Pewną? – wtrącił Nick, szybko zapominając o swojej liście. – Ciociu, opowiedz mi, o co chodziło.
Angelique przez chwilę tylko patrzyła na niego, jakby zastanawiała się, ile może mu zdradzić.
- To dość smutna historia – stwierdziła w końcu. – Na wstępie muszę powiedzieć ci, że twój tata wychował się w starej, czystokrwistej rodzinie, co ukształtowało jego pogląd na świat i… - Nicolas zorientował się, że ciocia chyba próbuje usprawiedliwić jego śmierciożerstwo i coś się w nim zagotowało, ale Angelique ciągnęła swoją opowieść. – W każdym razie on i Carl poznali się jako dzieci, była to bardziej zasługa ich rodziców. To trudne zrozumieć takie rzeczy w tych czasach, ale czystokrwiści byli za oczyszczeniem rasy czarodziejów z wszelkich mieszańców, zdrajców i sympatyków mugoli, a człowiek zwany Lordem Voldemortem skupiał wokół siebie…
- Ciociu – przerwał jej Nicolas. – W Hogwarcie jest przedmiot zwany historią magii. O Voldemorcie usłyszałem już tyle, że nic mnie nie zdziwi.
- No tak – mruknęła. – Wybacz, po prostu chciałam, żeby było tak dramatycznie… Nie muszę chyba wyjaśniać, że państwo Malfoy wychowali syna w tych właśnie wartościach. A Carl zaprzyjaźnił się z pewnym chłopcem, Dominikiem Attawayem.
Z tonu, jakim Angelique wypowiedziała jego imię i nazwisko wywnioskował, że to ważna osoba w całej opowieści. Patrzyła na niego tak, jakby chciała dać mu do zrozumienia, że powinien kiedyś o nim słyszeć, ale był całkowicie pewny, że to pierwsza taka wzmianka w jego życiu.
- Problem polegał na tym, że Dominic był, jak to mówili, szlamą. Draco nie mógł zrozumieć przyjaźni łączącej go z Carlem, pokłócili się i zerwali wszelkie kontakty. Ale to nie był koniec. Nie wiem, czy mogę ci… To była wielka tajemnica. Twoja mama wpakowała się w kłopoty, narażając się Voldemortowi i Dumbledore przykazał twojemu tacie i Nickowi…
Nicolas wzdrygnął się, słysząc to zdrobnienie. Popatrzył niemal oskarżycielsko na Angelique.
- Nickowi? – powtórzył.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyśliła się. W końcu wyznała:
- To był przyjaciel zarówno mój, jak i twojej mamy. Ginny bardzo go ceniła i, oczywiście w pewnym sensie, nadała ci jego imię.
- Czy go kochała? – spytał szybko, a Angelique wywróciła oczami.
- Nie, ale on kochał ją.
- Więc dlaczego…
- Nicky – przerwała mu – to naprawdę nie jest moja sprawa, jeśli chcesz poznać tę część historii, porozmawiaj ze swoją matką. Ja miałam ci opowiedzieć o Draco. I wolałabym zrobić to szybko, bo kiedy wróci Carl, już nie będę miała szans na skończenie opowieści.
Nicolas zamilkł, bo przecież po tę część historii przyszedł. Nie musiał nic wiedzieć o żadnym Nicku. On nie był jego ojcem.
- A więc, jak mówiłam, Dumbledore przykazał Draco i Nickowi pilnować i strzec Ginny. W tym czasie byłam już dziewczyną Carla i również przyjaźniłam się z Nickiem, ale nie znałam Dracona. Nie miałam pojęcia o tym, że którykolwiek z nich znał się wcześniej. Carl próbował odseparować mnie od jakichkolwiek informacji o Malfoyu, ale w końcu musiałam go spotkać. I wiesz, wydał mi się… - Angelique zaśmiała się – niezwykle przystojnym, czarującym i dobrze wychowanym młodym mężczyzną. Zresztą, z tego co mi wiadomo, wywierał takie wrażenie na każdej dziewczynie. Nie dziwię się Ginny, że… - Tym razem zmieszała się i Nicolas zauważył lekki rumieniec wpełzający na jej policzki. Uśmiechnął się, wiedząc już, co zamierza mu zakomunikować.
- Ciociu, jestem dorosły i wiem, co to seks, umiem też liczyć i wiem, że zrobili mnie w Hogwarcie, więc naprawdę nie musisz…
- Ależ oczywiście, że wiesz – powiedziała szybko, machając gwałtownie rękoma i nie patrząc mu w oczy. – Po prostu nie powinnam mówić takich rzeczy przy dzieciach.
- Jestem pełnoletni, jeśli to cię pocieszy – wtrącił, dusząc się od tłumionego śmiechu. Musiał koniecznie napić się herbaty. Angelique odchrząknęła.
- Nie wszystko było idealnie, ale Ginny naprawdę go kochała, a on kochał ją. Mieli po prostu pecha żyć w takich okolicznościach…
- Czy Draco był śmierciożercą? – spytał Nicolas, sprawiając, że Angelique na kilka chwil zaniemówiła. Niemal widział pracujące w jej głowie trybiki i mógł wejść w tok jej myślenia. Musiała przyznać mu rację, ale z pewnością wiedziała, że Ginny nie wyjawiłaby mu tej informacji. Pozostawała też kwestia, czy już wiedział, czy tylko strzelał na ślepo.
- Tak – powiedziała w końcu, decydując się na prawdę. – Nie chcę go usprawiedliwiać, ale przecież tak wiele dzieci powiela schematy rodziców…
Nick zaśmiał się sztucznie.
- Widzę, że był niezwykle czarującym mężczyzną.
Angelique wyglądała na wściekłą.
- Tak mało wiesz, a starasz się udowodnić, że najwięcej ze wszystkich. W takim razie po co tu przyszedłeś?
- Po prawdę – odpowiedział bez najmniejszego zawahania i upił łyk herbaty. – Albo i po subiektywną relację. Każdy powie mi co innego, prawda?
Ale Angelique nie wyglądała na udobruchaną. Łypała na niego groźnie znad swojego kubka. Wiedział, że powoli robi się bezczelny, ale ostatnio tak ciężko było mu panować nad emocjami. Nie co dzień człowiek dowiaduje się, że jego ojciec zasilał armię śmierciożerców.
- Prawda jest taka, że był dobrym człowiekiem – ucięła Angelique. – Popełniał błędy, ale potrafił je naprawić. I naprawdę uważam, że powinieneś porozmawiać z Ginny. Ona wie więcej ode mnie, to nie ja byłam jego żoną.
Po tej rozmowie wiedział już, że wszyscy wokół zostaną poinformowani i przestrzeżeni przed nim i jego wypytywaniem. Odczekał więc profilaktyczne dwa tygodnie, zanim przystąpił do kolejnego ataku. Zaczął się maj. Nie miał pojęcia, że tak ciężko będzie zastać ciocię Hermionę w pracy, a przecież spędzali dnie na tym samym piętrze! Codziennie przechodził obok jej biura przynajmniej raz, ale najczęściej w ogóle jej nie było, a jeśli była, to w towarzystwie jakiejś bardzo ważnej szychy. Pierwszy raz zdał sobie sprawę, że jej praca to nie siedzenie w fotelu i picie kawki. Miała nawet więcej roboty niż jego szef, Barnes, ale wyglądało na to, że brakowało jej tak genialnego asystenta, jakim był Nicolas.
Po tygodniu tych nieudolnych prób skontaktowania się z nią, w końcu udało mu się zastać ją samą w gabinecie. Zapukał i wszedł do środka. Uniosła wzrok znad papierów i zobaczył zdziwienie na jej twarzy, gdy zajmował krzesło naprzeciwko jej biurka.
- Witaj, ciociu – powiedział, uśmiechając się do niej zachęcająco. Zmarszczyła brwi.
- Dzień dobry, Nicolasie, co cię do mnie sprowadza? – zapytała rzeczowym tonem, ale on już wiedział, że przekaz informacji zadziałał. Widział to po lekkim drżeniu jej rąk, choć wszystko inne w postawie Hermiony nie wskazywałoby na to, że się denerwuje.
- Spytam prosto z mostu: co wiesz o moim ojcu?
Nawet nie mrugnęła. Musiała się tego spodziewać. Zastanawiało go tylko, co konkretnie naopowiadała wszystkim Angelique. Przyszło mu też do głowy, że może najpierw powinien wybrać się właśnie do Hermiony. Z pewnością była bardziej dyskretna, ale czy ta zasada sprawdziłaby się co do wypytywania o Draco? No cóż, przynajmniej Angelique, wzięta z zaskoczenia, powiedziała mu więcej, niż by się spodziewał. Dowiedział się, że jego ojciec był znakomitym manipulatorem i miał klasę.
- Czego ode mnie oczekujesz? – zapytała Hermiona. – Nie powiem ci, że był idealny. Nigdy się nie lubiliśmy, więc wiadomość o ciąży Ginny spadła na nas wszystkich jak grom z jasnego nieba.
- Czyli nie był dobrym człowiekiem?
Westchnęła ciężko.
- Nicolas, to nie jest takie proste. Nie ma tylko czerni i bieli. Wychował się…
- Tak, to już wiem – przerwał jej. – Słyszałem tę gadkę na temat rodziców, wychowania, tego, jak to wpływa na człowieka… Ale ja chcę wiedzieć, kim był Draco Malfoy, a nie kim stworzyli go rodzice.
- Chcesz wiedzieć, kim był? – powtórzyła po nim. – Dobrze, a więc wiedz, że był wspaniałym mężem i ojcem. Posiadał pewne irytujące cechy charakteru i nie wzbudzał pozytywnych emocji, a przynajmniej nie przez większość życia, ale ostatecznie nie mam mu nic do zarzucenia.
Nicolas pokiwał powoli głową.
- Więc uważasz, że tak naprawdę nie zrobił niczego złego?
- Tego nie powiedziałam – sprostowała. – Jeśli chcesz poznać szczegóły, zwróć się do Ginny. Ja mogę powiedzieć ci, że nie wsadziłabym go do Azkabanu.
Przynajmniej ciocia Hermiona nie dała się tak łatwo zwieść ładnej buźce i starannie dobranym słowom. Miał wrażenie, że był bardziej podobny do ojca, niż mu się wydawało. Ale tak bardzo żałował, że nie ma szans na konfrontację, na porównanie, na otrzymanie prawdy. Po tych dwóch rozmowach zaczął wierzyć, że może rzeczywiście istnieje coś poza dokumentem niewyrażającym żadnych emocji, opinii, będącym po prostu faktami. Może rzeczywiście istnieje jakaś inna strona medalu, usprawiedliwienie…
Demelzę złapał na Pokątnej, kiedy wchodziła do kawiarni po swoją ulubioną, mocną kawę. Zaprosił ją do stolika, a ona wiedziała, o co będzie chciał ją spytać.
- Porozmawiaj z Ginny – powiedziała od razu, gdy tylko usiadła. – Ja nie jestem od tego. To wasza sprawa.
- To ważne – zaprotestował. – Zależy mi na twoim zdaniu. Nie chodzi tu o żadne „nasze” sprawy, chodzi o Dracona.
Przypatrywała mu się w zamyśleniu.
- Tak, słyszałam, że chodzi o Dracona.
- Więc powiesz mi, jaki on był?
Demelza rozejrzała się po wnętrzu kawiarni, prawdopodobnie sprawdzając, czy nie ma kogoś, kto mógłby podsłuchać ich rozmowę, ale widocznie nie stwierdziła zagrożenia, bo nachyliła się do niego i powiedziała:
- Ginny go kochała. A jeśli potrafiła go kochać, to musiała dostrzec w nim coś nadzwyczajnego, coś, co sprawiło, że obdarzyła go tak pięknym i indywidualnym uczuciem. Wiem, sama się dziwiłam, ale… jednak to prawda, że kiedy mężczyzna trafi na odpowiednią kobietę, to potrafi się zmienić.
Miał ochotę zapytać ją o to „porwanie”, o którym przeczytał w aktach, ale jak miałby wytłumaczyć swoją wiedzę na ten temat? Nie, nie mógł tego zrobić. Musiał niestety zostawić swoją ciekawość niezaspokojoną.
- Czy uważasz, że manipulował ludźmi? – spytał zamiast tego.
Demelza roześmiała się serdecznie i otarła wyimaginowaną łzę z kącika oka.
- O, tak! – potwierdziła energicznie. – Merlinie, najlepszy manipulator, jakiego kiedykolwiek poznałam. Przystojny jak diabli, ten błysk w oczach i drwiący uśmieszek… Masz inne oczy – poskarżyła się. – Ale twoja siostra ma takie jak on. Tyle że nie robi z nich użytku, a ty, z tego co słyszałam, nieźle sobie radzisz.
Uśmiechnął się uprzejmie i nie podjął tematu, ale Demelza nadal rozwodziła się nad Draconem.
- Inteligentny, zdolny, wykształcony…
- Śmierciożerca – wtrącił.
Demelza spojrzała na niego tak, jakby chciała spopielić go wzrokiem.
- No i co z tego? Przestań żyć stereotypami, Nicky. To zupełnie tak, jak gdybyś twierdził, że mugolaki nie mają prawa do życia – a to, przypominam, już było!
- To on tak twierdził – powiedział sucho, a Demelza znów skarciła go wzrokiem.
- On nie żyje. To nie ma najmniejszego znaczenia.
Kubeł zimnej wody okazał się być przydatny. Cokolwiek by zrobił, czegokolwiek by się dowiedział… przecież to nie przywróci mu życia. W pewnym momencie chciał nawet zrezygnować, ale… coś pchało go do przodu, dręczyło go, nie pozwalało spać. Nie sądził, że zdobędzie się na kolejny, krok, ale tak, zrobił to.
Ron Weasley, gdy tylko usłyszał pytanie, wybuchnął śmiechem.
- Mam opowiedzieć ci o Malfoyu? – spytał, chcąc się upewnić, czy dobrze usłyszał, a Nicolas skinął głową. Ron pogrzebał widelcem w talerzu z obiadem; znajdowali się w ministerialnej stołówce. – Dobrze, niech ci będzie. – Zanim przeszedł do sedna sprawy, nabrał na widelec ziemniaki umaczane w sosie i wypchał sobie nimi policzki. – Ale pamięchaj że cham chego khsiałeś. – Przeżuł ziemniaki i przełknął je z widocznym trudem.
I wtedy nastąpił atak.
- Ja wiedziałem, że będą z nim same problemy! – wykrzyknął na tyle głośno, na ile pozwalała mu przyzwoitość w stołówce. – Do tej pory nie mam pojęcia, co za zaklęciem rąbnął moją siostrę, ale musiało jej się nieźle poprzewracać w głowie! Don Juan się znalazł od siedmiu boleści, bajerować mu się zachciało no i masz, siedzi tu taki przede mną…! Magazyn plemników, przeklęty… Raz spuściłem mu taki łomot, że przez tydzień się zbierał, szumowina! Wtedy jak wprosił się na urodziny Ginny, pamię… - zamilkł na chwilę, choć jego ręce dalej gestykulowały. Nadział na widelec kawałek kotleta i wściekle umieścił go w swoich ustach. – Dobła, nie pamięchasz. Diabełchkie nachenie! – Uderzył pięścią w stół i przełknął. – Trzeba było jej brać się za tego przyjemniaczka Attawaya, ale nie! – Tu zmienił głos na piskliwy: - Dracuś, Dracuś, Dracuś! – zapiszczał.
- Kto to jest Attaway? – spytał Nicolas, gdy Ron nabierał powietrza w płuca, by przejść do następnej części monologu.
- Taki jeden, w porządku facet, Dominic mu było, ale Malfoy… - pokręcił z niedowierzaniem głową i napełnił policzki jedzeniem. – Ą był chepchuty do najmnejchego pałca u nogi! – Oczy niemal wyszły mu z orbit, gdy i tym razem z trudem przełknął, po czym przybrał kolor dorodnego buraka. – Tyle razy powtarzałem Harry’emu: chodźmy mu przywalić, no chodź, może przestanie podskakiwać, ale on: nieee, przecież tak nie możnaa, a Hermiona: Rooon, czyś ty oszalał?! Ja ci to mówię, największa kanalia, jaka chodziła po tym świecie! I ten jego – nakreślił w powietrzu cudzysłów – Nimbus Dwa Tysiące Jeden, a żeby go sobie wsadził! I wiesz co? On na pewno po prostu wyjechał gdzieś na Hawaje, gdzie popija drinki z palemką i śmieje się z nas, że daliśmy się wykiwać! Alimentów nie chce mu się płacić, patrzcie go! Zmajstrował drugiego dzieciaka i prysnął! Zresztą… na pewno było ich więcej, ale tylko ja mam na tyle zdrowego rozsądku, żeby…
- Eee… wujku… - wtrącił nieśmiało Nicolas, a Ron popatrzył na niego tak, jak gdyby widział go po raz pierwszy w życiu.
- Nicolas! Taa, to twój ojciec… no cóż… zapomnij, co mówiłem… I nie mów matce. – Przed wypowiedzeniem kolejnych słów zadrżał z przerażenia. – Ani babci.
Po tym doświadczeniu wykreślił z listy wszystkich braci Ginny i ogólnie wszystkich członków rodziny. Wiedział już, że Weasleyowie nie przepadali za Draconem, tylko nie mógł zrozumieć, co takiego przez nich przemawiało. Czy to złość, zazdrość, pamięć za dawne krzywdy, stereotypy, czy też po prostu mieli rację i należało trzymać się od niego z daleka? Tak upłynął mu maj. W czerwcu postanowił przemóc się i zasięgnąć informacji od Carla Waynarda. Mężczyzna ten zawsze trochę go przerażał swoją posępnością i niedostępnością, ale Angelique mówiła przecież, że przyjaźnił się z Draconem, więc na pewno mógł powiedzieć o nim coś więcej, niż taki Ron, z którym spotkanie okazało się stratą czasu. Inną ciekawiącą go kwestią nieoczekiwanie został niejaki Dominic Attaway i po głowie chodziło mu niejasne przeczucie, że odegrał on ważną rolę w całej historii, mimo że rozmówcy go bagatelizowali. Z pewnością Carl będzie mógł mu coś powiedzieć na jego temat.
Tym razem nie zaatakował znienacka, a wysłał sowę z zapytaniem, czy wieczorem mogliby się spotkać na odrobinę whisky czy czegoś w tym stylu. Reakcja Rona na jego pytanie o Draco dała mu do myślenia; widocznie ten prężny przekaz informacji działał tylko między kobietami, więc może Carl niczego nie będzie się spodziewał? A może to po prostu ignorancja Weasleya? Od małego wiedział przecież, że brat jego mamy nie należy do najbardziej spostrzegawczych ludzi na świecie. Z kolei Carl był zagadkowy i jakoś nie potrafił go rozgryźć.
Spotkali się przy barze, uścisnęli sobie ręce na powitanie i zamówili po ognistej whisky, choć nie był to ulubiony trunek Nicolasa. Wiedział jednak, że wujek ją uwielbia. Po wymianie kilku niezobowiązujących zdań i rozpoczęciu drugiej kolejki, Nicolas postanowił przejść do sedna sprawy.
- Usłyszałem ostatnio o pewnym człowieku, który ponoć był twoim przyjacielem – zagaił. – Dominic Attaway – dodał, a Carl w milczeniu skinął głową, marszcząc brwi. – Słyszałem, że miał coś wspólnego z moimi rodzicami i zastanawia mnie, jaką rolę odegrał w ich życiu.
Carl przez dłuższą chwilę po prostu mu się przypatrywał. Nicolas poczuł, jak jeżą mu się włosy na karku. Z tym posępnym spojrzeniem i posturą siłacza wujek budził jego strach i respekt i przede wszystkim nie chciał mu się w żaden sposób narazić. Wtedy Carl zaśmiał się.
- Dość ciekawie sformułowane pytanie – zauważył. – Chcesz zostać dziennikarzem, jak Ginny?
Nicolas zorientował się, że do tej pory wstrzymywał oddech, więc jak najszybciej napełnił płuca świeżym powietrzem i uśmiechnął się przyjaźnie do wujka.
- Skądże znowu – odparł. – Na tę chwilę moja praca w zupełności mi wystarcza. Po prostu zastanawia mnie ta sprawa.
Carl przywołał barmana i wskazał na swoją pustą szklankę. Nicolas szybko opróżnił swoją i podstawił ją mężczyźnie do napełnienia. Krzywiąc się, rozpoczął trzecią kolejkę.
- Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do opowiadania o takich rzeczach – powiedział w końcu Carl. – Spytaj lepiej Angelique, ona pewnie opowie ci to o wiele barwniej i bardziej szczegółowo, kobiety znają się na tych sprawach.
- A więc chodzi o jakąś historię miłosną? – zapytał Nicolas, wyrażając na głos to, na co wpadł już dawno temu. Podejrzewał, że chodziło o jakąś aferę związaną z trójkątem, ale nie wiedział, czy to Ginny wybrała sobie ich dwóch, czy może oni ją? Mama nie wyglądała na taką osobę, ale przecież ludzie się zmieniają…
- Dokładnie – przytaknął Carl, podnosząc szklankę i obracając nią w kółko, tak że bursztynowy płyn zawirował. – Jednak to nic skomplikowanego ani skandalicznego. Nick zakochał się w Ginny, nie wiedząc, że ona kocha Dracona i każdy z nich sądził, że ma u niej szanse. Wygrał Malfoy. Koniec opowieści.
- Tylko tyle? – spytał zawiedziony Nicolas, który spodziewał się jakichś fajerwerków.
- Mówiłem, że powinieneś spytać o to Angelique.
- Nie – odparł szybko Nicolas. Nie chodziło tylko o ten zarys, widział, że jest coś jeszcze. Że to bardziej skomplikowana historia, niż się wydaje. – Pewnie powiedziałaby mi to samo. Ale nie chodziło tylko o to, prawda?
- Bystry jesteś – pochwalił go Carl, a Nicolas napuszył się z dumy. – Tych dwóch nie przepadało za sobą, a gdy doszła do tego miłość do tej samej dziewczyny, niemal skakali sobie do gardeł. Ten stary dziwak, Dumbledore, myślał, że uda mu się ich „pojednać”, ale to było z góry skazane na porażkę.
Carl musiał wiedzieć więcej. Może jeśli pociągnie go za język, to dowie się tego i owego… Dopił whisky i poprosił o następną dla siebie i Carla.
- W jaki sposób Dumbledore chciał ich pogodzić?
- Ginny znalazła się w pewnym niebezpieczeństwie i poprosił ich o pilnowanie jej na zmianę, ale okazało się, że dolał oliwy do ognia, bo, jak już wspomniałem, Nick się w niej zakochał.
To już wiedział.
- A na czym polegało to niebezpieczeństwo? – spytał, mając nadzieję, że nie posuwa się w pytaniach zbyt szybko i zbyt daleko. Ponownie wstrzymał oddech, gdy Carl zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Z pewnego powodu Voldemort postanowił ją zabić.
- Z jakiego? – chciał wiedzieć, bo nie uzyskał odpowiedzi, na którą czekał. Napięcie we wszystkich jego mięśniach rosło zatrważająco szybko.
- Istniała pewna przepowiednia – wydusił z siebie Carl z trudem, jakby wiedział, że nie powinien mu tego mówić.
- Jaka przepowiednia?
Wiedział, że robi się natarczywy, ale to było bardzo, bardzo ważne. W międzyczasie barman nalał im whisky po raz piąty. Carl nachylił się do niego, zniżając głos.
- Ponoć Ginny w jakiś sposób mogła zaszkodzić Voldemortowi, więc on postanowił ją zniszczyć.
Nicolas przełknął głośno ślinę. Okazywało się, że Ginny to wcale nie taka zwyczajna kobieta, a kryje w sobie dość ciekawą przeszłość. W głowie zaświtała mu pewna myśl… a jeśli ona po prostu chciała odciąć się od tego wszystkiego, zacząć nowe życie, czy to dlatego nie wspominała o przeszłości? Przeżyła, więc wszystko musiało pójść jak najlepiej. A jeśli Draco zginął, chroniąc jej…? Nie, to niedorzeczne, przecież był śmierciożercą. A skoro był śmierciożercą, to zapewne musiał wiedzieć, że Voldemort chce ją wykończyć, dlaczego więc Dumbledore… rozbolała go głowa. W tym wszystkim było tyle niejasności, niedomówień…
- Zaraz… Draco Malfoy był śmierciożercą, zgadza się? – powiedział krzywiąc się tak, jakby każde słowo sprawiało mu ból. Carl przytaknął. – Więc Voldemort musiał… to znaczy… - zaczął się w tym wszystkim plątać. – On był tym złym, prawda? Skoro Voldemort chciał zabić Ginny, to on pewnie też, ale dlaczego Dumbledore? Przecież… to nie ma sensu…
Carl wywrócił oczami. Tak, a Nicolas nie sądził, że kiedykolwiek zobaczy coś takiego.
- Bo Draco grał na dwa fronty – wyjaśnił mu jak małemu dziecku, po czym prychnął. – Gdzie tam, grał na kilka frontów. A może na jeden? Zwany frontem Dracona Malfoya. Kto go tam wie.
Serce Nicolasa zabiło mocniej po tej rewelacji. Czy miało się okazać, że rzeczywiście oskarżanie go nie jest takie proste? Że ciężko zdobyć się na jakąś obiektywną opinię o nim, bo wzbudzał tak wiele emocji, robił tak wiele sprzecznych rzeczy…? Sam już nie wiedział, co ma o tym myśleć.
- Więc był dobry, czy zły? – spytał.
Carl uśmiechnął się szeroko.
- Myślę, że wszystkiego po trochu – odpowiedział. – To właśnie cały Malfoy. Nigdy nie wiadomo było, jaki krok wykona jako następny.
Nicolas pokiwał w milczeniu głową. Whisky paliła mu gardło, szumiało mu w głowie, do tego ten kłujący, tępy ból… Zdecydowanie nie czuł się najlepiej. Marzył już tylko  o tym, żeby móc dostać się do łóżka i w spokoju pomyśleć o wszystkim, co usłyszał na temat ojca.
- Gdzie mieszka Attaway? – zapytał, bo w jego głowie wykształciła się pewna myśl, której nie mógł zignorować.
Carl spojrzał na niego, rozbawiony.
- Na cmentarzu.
I tu zawaliła się jego koncepcja dotycząca dalszego śledztwa. Pamiętał jeszcze, że tego wieczoru wypił stanowczo zbyt dużo i wrócił do domu stanowczo zbyt nietrzeźwy, miał też poczucie, że Carl, mimo że tak wzbraniał się przed udaniem się do niego, dostarczył mu więcej przydatnych informacji niż cała reszta razem wzięta. Ostatecznie: to był dobry pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)