Ostatnie
miesiące stanowczo odbiły się na jego wyglądzie. Mało przebywał na zewnątrz,
więc jego skóra, mimo słońca, pozostała blada i nabrała niezdrowego odcienia.
Wiecznie towarzyszyły mu sińce pod oczami – dużo pracował i musiał pogodzić to
ze swoimi prywatnymi sprawami. W rezultacie nie wysypiał się i był ciągle
zmęczony. Pił mnóstwo kawy i miewał problemy z koncentracją i pamięcią. Wciąż
powtarzał sobie, że to tylko chwilowe, że już niedługo wszystko wróci do
normalności, ale mijały dni, tygodnie, miesiące, a on tylko pogrążał się w
swoim żałosnym stanie.
Niemniej
jednak robił postępy. Trochę czasu zajęło mu zebranie się po informacji, że
Draco Malfoy był śmierciożercą. Ostatecznie doszedł do wniosku, że jego
poszukiwanie nie zostało zakończone. To tylko raport, a co z ludźmi, którzy go
znali? Czy nie mówili mu o nim dlatego, że ojciec był tak złym człowiekiem i
chcieli o nim zapomnieć, czy może dlatego, że Ginny im zabroniła? I skąd ta
awersja matki do najmniejszej wzmianki na jego temat?
Pewnego
dnia Ginny musiała wyjechać w pogoni za artykułem, a on i Convalie mieli
przenocować u Waynardów. Siostra już dawno spała, ale on jakoś nie czuł się
senny. Ciocia Angelique usiadła na brzeżku jego łóżka i przyjrzała się mu
uważnie.
-
Merlinie, jesteś taki do niego podobny – westchnęła. To przykuło jego uwagę.
Usiadł i popatrzył na ciocię.
-
Do kogo? – spytał. Miał wtedy może z sześć lat, a Ginny konsekwentnie milczała.
Zdziwił się więc, słysząc tak prostą odpowiedź.
-
Do twojego taty.
Pamiętał,
że odpowiedział coś w stylu, że on przecież nie ma taty, nigdy go nie miał, a
ciocia uśmiechnęła się lekko, choć w jej oczach widział zbierające się łzy.
-
Ale miałeś – wyjaśniła mu. – Każde dziecko ma tatusia. Po prostu czasem układa
się tak, że oni odchodzą…
Nicolas
był zaintrygowany rozmową z Angelique do tego stopnia, że odważył się spytać
Ginny o tego tajemniczego tatusia. Gdy tylko usłyszała, że taka rozmowa miała
miejsce, wypuściła z rąk kubek z kawą, który rozpadł się na mnóstwo kawałków, a
brązowy napój rozprysnął się we wszystkie strony.
-
Nicky – powiedziała do niego spokojnie, stojąc wśród odłamków. – Oczywiście, że
miałeś tatusia, jak mogłeś pomyśleć, że nie? Po prostu tatusia spotkał bardzo
nieszczęśliwy wypadek i… nie zdążyłeś go poznać.
Jak
to dziecko, był bardzo ciekawski. Pytał tak długo, że Ginny przestała mu
odpowiadać. Nie dowiedział się zbyt wiele. Ale zapamiętał, że Angelique wie i
to poczucie towarzyszyło mu przez lata, nigdy jednak nie zdecydował się na
wypytanie jej o Draco. Miesiąc po włamaniu do Ministerstwa stał pod drzwiami
jej domu, czekając, aż wróci z pracy. Kwiecień to był ten miesiąc, w którym
zaczynało się robić ciepło. Płaszcz zostawił w domu, ubierając się w dżinsy,
liliową koszulę i ciemną marynarkę. Oparł się o ścianę, a ręce wsunął w
kieszenie spodni. Kiedy po około pół godziny zauważył Angelique, niosła naręcze
różnego rodzaju pakunków. Podszedł do niej, by spotkać ją w połowie dróżki
prowadzącej na ganek.
-
Dzień dobry, ciociu – powiedział uprzejmie. – Czy pomóc ci wnieść to wszystko
do domu?
Wyglądała
na przestraszoną jego widokiem, ale przede wszystkim zdziwioną i zaciekawioną
tego, co sprawiło, że ją odwiedził. Pomógł jej w przetransportowaniu ciężkich
pakunków do środka, a Angelique zaprosiła go do kuchni na herbatę. Gdy siedział
przy stole i obserwował krzątającą się kobietę, uderzyło w niego to, że
postarzała się, od kiedy ostatni raz ją widział. Skróciła swoje wiecznie
długie, jasne włosy do ramion. Makijaż starał się ukrywać jej delikatne
zmarszczki wokół ust i oczu. Widać było, że czas pozostawia na niej coraz
śmielsze ślady, ale ona dzielnie się im opierała. Postawiła przed nim parujący
kubek z herbatą i usiadła naprzeciwko niego.
-
No więc, Nicky, co tam u ciebie? – zadała standardowe, ciotczyne pytanie.
Wzruszył ramionami.
-
Nic specjalnego – odpowiedział jej. – Praca i praca, do tego się wszystko
sprowadza.
-
No tak – powiedziała, usatysfakcjonowana tą odpowiedzią. Mógł być pewny, że gdy
tylko wyjdzie, przekaże Ginny każde słowo, które do niej skierował, ale jakoś
mu to nie przeszkadzało. Nie w tym momencie. Zrobiło mu się ciepło, więc zdjął
marynarkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła.
-
Ciociu – zaczął – chciałbym cię o coś spytać.
-
Słucham – stwierdziła, trzymając w dłoniach gorący kubek i patrząc intensywnie
w oczy Nicolasa. Wziął głęboki wdech.
-
Chciałbym zapytać cię o Dracona Malfoya.
Skinęła
głową na znak, że zrozumiała jego pytanie i zastanawia się nad odpowiedzią.
Milczała przez chwilę i zdawało się, że dokładnie waży słowa.
-
Co konkretnie chciałbyś o nim wiedzieć? – zapytała, a Nicolas przypomniał sobie
swoją pozostawioną na biurku listę wypunktowanych rzeczy, których chciał się
dowiedzieć.
-
Kiedy go poznałaś? Jakie wywarł na tobie wrażenie?
Angelique
uśmiechnęła się.
-
Nie sądziłam, że spytasz o coś takiego, ale dobrze. To dość… pokręcona
historia. Carl przyjaźnił się kiedyś z Draconem. Później mieli… jakby to
powiedzieć… pewną różnicę zdań.
-
Pewną? – wtrącił Nick, szybko zapominając o swojej liście. – Ciociu, opowiedz
mi, o co chodziło.
Angelique
przez chwilę tylko patrzyła na niego, jakby zastanawiała się, ile może mu zdradzić.
-
To dość smutna historia – stwierdziła w końcu. – Na wstępie muszę powiedzieć
ci, że twój tata wychował się w starej, czystokrwistej rodzinie, co ukształtowało
jego pogląd na świat i… - Nicolas zorientował się, że ciocia chyba próbuje
usprawiedliwić jego śmierciożerstwo i coś się w nim zagotowało, ale Angelique
ciągnęła swoją opowieść. – W każdym razie on i Carl poznali się jako dzieci,
była to bardziej zasługa ich rodziców. To trudne zrozumieć takie rzeczy w tych
czasach, ale czystokrwiści byli za oczyszczeniem rasy czarodziejów z wszelkich
mieszańców, zdrajców i sympatyków mugoli, a człowiek zwany Lordem Voldemortem
skupiał wokół siebie…
-
Ciociu – przerwał jej Nicolas. – W Hogwarcie jest przedmiot zwany historią
magii. O Voldemorcie usłyszałem już tyle, że nic mnie nie zdziwi.
-
No tak – mruknęła. – Wybacz, po prostu chciałam, żeby było tak dramatycznie…
Nie muszę chyba wyjaśniać, że państwo Malfoy wychowali syna w tych właśnie
wartościach. A Carl zaprzyjaźnił się z pewnym chłopcem, Dominikiem Attawayem.
Z
tonu, jakim Angelique wypowiedziała jego imię i nazwisko wywnioskował, że to
ważna osoba w całej opowieści. Patrzyła na niego tak, jakby chciała dać mu do zrozumienia,
że powinien kiedyś o nim słyszeć, ale był całkowicie pewny, że to pierwsza taka
wzmianka w jego życiu.
-
Problem polegał na tym, że Dominic był, jak to mówili, szlamą. Draco nie mógł
zrozumieć przyjaźni łączącej go z Carlem, pokłócili się i zerwali wszelkie
kontakty. Ale to nie był koniec. Nie wiem, czy mogę ci… To była wielka
tajemnica. Twoja mama wpakowała się w kłopoty, narażając się Voldemortowi i
Dumbledore przykazał twojemu tacie i Nickowi…
Nicolas
wzdrygnął się, słysząc to zdrobnienie. Popatrzył niemal oskarżycielsko na
Angelique.
-
Nickowi? – powtórzył.
Otworzyła
usta, żeby coś powiedzieć, ale rozmyśliła się. W końcu wyznała:
-
To był przyjaciel zarówno mój, jak i twojej mamy. Ginny bardzo go ceniła i,
oczywiście w pewnym sensie, nadała ci jego imię.
-
Czy go kochała? – spytał szybko, a Angelique wywróciła oczami.
-
Nie, ale on kochał ją.
-
Więc dlaczego…
-
Nicky – przerwała mu – to naprawdę nie jest moja sprawa, jeśli chcesz poznać tę
część historii, porozmawiaj ze swoją matką. Ja miałam ci opowiedzieć o Draco. I
wolałabym zrobić to szybko, bo kiedy wróci Carl, już nie będę miała szans na
skończenie opowieści.
Nicolas
zamilkł, bo przecież po tę część historii przyszedł. Nie musiał nic wiedzieć o
żadnym Nicku. On nie był jego ojcem.
-
A więc, jak mówiłam, Dumbledore przykazał Draco i Nickowi pilnować i strzec
Ginny. W tym czasie byłam już dziewczyną Carla i również przyjaźniłam się z
Nickiem, ale nie znałam Dracona. Nie miałam pojęcia o tym, że którykolwiek z
nich znał się wcześniej. Carl próbował odseparować mnie od jakichkolwiek
informacji o Malfoyu, ale w końcu musiałam go spotkać. I wiesz, wydał mi się… -
Angelique zaśmiała się – niezwykle przystojnym, czarującym i dobrze wychowanym
młodym mężczyzną. Zresztą, z tego co mi wiadomo, wywierał takie wrażenie na
każdej dziewczynie. Nie dziwię się Ginny, że… - Tym razem zmieszała się i
Nicolas zauważył lekki rumieniec wpełzający na jej policzki. Uśmiechnął się,
wiedząc już, co zamierza mu zakomunikować.
-
Ciociu, jestem dorosły i wiem, co to seks, umiem też liczyć i wiem, że zrobili
mnie w Hogwarcie, więc naprawdę nie musisz…
-
Ależ oczywiście, że wiesz – powiedziała szybko, machając gwałtownie rękoma i
nie patrząc mu w oczy. – Po prostu nie powinnam mówić takich rzeczy przy
dzieciach.
-
Jestem pełnoletni, jeśli to cię pocieszy – wtrącił, dusząc się od tłumionego
śmiechu. Musiał koniecznie napić się herbaty. Angelique odchrząknęła.
-
Nie wszystko było idealnie, ale Ginny naprawdę go kochała, a on kochał ją.
Mieli po prostu pecha żyć w takich okolicznościach…
-
Czy Draco był śmierciożercą? – spytał Nicolas, sprawiając, że Angelique na
kilka chwil zaniemówiła. Niemal widział pracujące w jej głowie trybiki i mógł
wejść w tok jej myślenia. Musiała przyznać mu rację, ale z pewnością wiedziała,
że Ginny nie wyjawiłaby mu tej informacji. Pozostawała też kwestia, czy już
wiedział, czy tylko strzelał na ślepo.
-
Tak – powiedziała w końcu, decydując się na prawdę. – Nie chcę go
usprawiedliwiać, ale przecież tak wiele dzieci powiela schematy rodziców…
Nick
zaśmiał się sztucznie.
-
Widzę, że był niezwykle czarującym
mężczyzną.
Angelique
wyglądała na wściekłą.
-
Tak mało wiesz, a starasz się udowodnić, że najwięcej ze wszystkich. W takim
razie po co tu przyszedłeś?
-
Po prawdę – odpowiedział bez najmniejszego zawahania i upił łyk herbaty. – Albo
i po subiektywną relację. Każdy powie mi co innego, prawda?
Ale
Angelique nie wyglądała na udobruchaną. Łypała na niego groźnie znad swojego
kubka. Wiedział, że powoli robi się bezczelny, ale ostatnio tak ciężko było mu
panować nad emocjami. Nie co dzień człowiek dowiaduje się, że jego ojciec
zasilał armię śmierciożerców.
-
Prawda jest taka, że był dobrym człowiekiem – ucięła Angelique. – Popełniał
błędy, ale potrafił je naprawić. I naprawdę uważam, że powinieneś porozmawiać z
Ginny. Ona wie więcej ode mnie, to nie ja byłam jego żoną.
Po
tej rozmowie wiedział już, że wszyscy wokół zostaną poinformowani i
przestrzeżeni przed nim i jego wypytywaniem. Odczekał więc profilaktyczne dwa
tygodnie, zanim przystąpił do kolejnego ataku. Zaczął się maj. Nie miał
pojęcia, że tak ciężko będzie zastać ciocię Hermionę w pracy, a przecież
spędzali dnie na tym samym piętrze! Codziennie przechodził obok jej biura
przynajmniej raz, ale najczęściej w ogóle jej nie było, a jeśli była, to w towarzystwie
jakiejś bardzo ważnej szychy. Pierwszy raz zdał sobie sprawę, że jej praca to
nie siedzenie w fotelu i picie kawki. Miała nawet więcej roboty niż jego szef,
Barnes, ale wyglądało na to, że brakowało jej tak genialnego asystenta, jakim
był Nicolas.
Po
tygodniu tych nieudolnych prób skontaktowania się z nią, w końcu udało mu się
zastać ją samą w gabinecie. Zapukał i wszedł do środka. Uniosła wzrok znad
papierów i zobaczył zdziwienie na jej twarzy, gdy zajmował krzesło naprzeciwko
jej biurka.
-
Witaj, ciociu – powiedział, uśmiechając się do niej zachęcająco. Zmarszczyła
brwi.
-
Dzień dobry, Nicolasie, co cię do mnie sprowadza? – zapytała rzeczowym tonem,
ale on już wiedział, że przekaz informacji zadziałał. Widział to po lekkim
drżeniu jej rąk, choć wszystko inne w postawie Hermiony nie wskazywałoby na to,
że się denerwuje.
-
Spytam prosto z mostu: co wiesz o moim ojcu?
Nawet
nie mrugnęła. Musiała się tego spodziewać. Zastanawiało go tylko, co konkretnie
naopowiadała wszystkim Angelique. Przyszło mu też do głowy, że może najpierw
powinien wybrać się właśnie do Hermiony. Z pewnością była bardziej dyskretna,
ale czy ta zasada sprawdziłaby się co do wypytywania o Draco? No cóż,
przynajmniej Angelique, wzięta z zaskoczenia, powiedziała mu więcej, niż by się
spodziewał. Dowiedział się, że jego ojciec był znakomitym manipulatorem i miał
klasę.
-
Czego ode mnie oczekujesz? – zapytała Hermiona. – Nie powiem ci, że był
idealny. Nigdy się nie lubiliśmy, więc wiadomość o ciąży Ginny spadła na nas
wszystkich jak grom z jasnego nieba.
-
Czyli nie był dobrym człowiekiem?
Westchnęła
ciężko.
-
Nicolas, to nie jest takie proste. Nie ma tylko czerni i bieli. Wychował się…
-
Tak, to już wiem – przerwał jej. – Słyszałem tę gadkę na temat rodziców,
wychowania, tego, jak to wpływa na człowieka… Ale ja chcę wiedzieć, kim był
Draco Malfoy, a nie kim stworzyli go rodzice.
-
Chcesz wiedzieć, kim był? – powtórzyła po nim. – Dobrze, a więc wiedz, że był
wspaniałym mężem i ojcem. Posiadał pewne irytujące cechy charakteru i nie
wzbudzał pozytywnych emocji, a przynajmniej nie przez większość życia, ale
ostatecznie nie mam mu nic do zarzucenia.
Nicolas
pokiwał powoli głową.
-
Więc uważasz, że tak naprawdę nie zrobił niczego złego?
-
Tego nie powiedziałam – sprostowała. – Jeśli chcesz poznać szczegóły, zwróć się
do Ginny. Ja mogę powiedzieć ci, że nie wsadziłabym go do Azkabanu.
Przynajmniej
ciocia Hermiona nie dała się tak łatwo zwieść ładnej buźce i starannie dobranym
słowom. Miał wrażenie, że był bardziej podobny do ojca, niż mu się wydawało.
Ale tak bardzo żałował, że nie ma szans na konfrontację, na porównanie, na
otrzymanie prawdy. Po tych dwóch
rozmowach zaczął wierzyć, że może rzeczywiście istnieje coś poza dokumentem
niewyrażającym żadnych emocji, opinii, będącym po prostu faktami. Może
rzeczywiście istnieje jakaś inna strona medalu, usprawiedliwienie…
Demelzę
złapał na Pokątnej, kiedy wchodziła do kawiarni po swoją ulubioną, mocną kawę.
Zaprosił ją do stolika, a ona wiedziała, o co będzie chciał ją spytać.
-
Porozmawiaj z Ginny – powiedziała od razu, gdy tylko usiadła. – Ja nie jestem
od tego. To wasza sprawa.
-
To ważne – zaprotestował. – Zależy mi na twoim zdaniu. Nie chodzi tu o żadne
„nasze” sprawy, chodzi o Dracona.
Przypatrywała
mu się w zamyśleniu.
-
Tak, słyszałam, że chodzi o Dracona.
-
Więc powiesz mi, jaki on był?
Demelza
rozejrzała się po wnętrzu kawiarni, prawdopodobnie sprawdzając, czy nie ma
kogoś, kto mógłby podsłuchać ich rozmowę, ale widocznie nie stwierdziła
zagrożenia, bo nachyliła się do niego i powiedziała:
-
Ginny go kochała. A jeśli potrafiła go kochać, to musiała dostrzec w nim coś
nadzwyczajnego, coś, co sprawiło, że obdarzyła go tak pięknym i indywidualnym
uczuciem. Wiem, sama się dziwiłam, ale… jednak to prawda, że kiedy mężczyzna
trafi na odpowiednią kobietę, to potrafi się zmienić.
Miał
ochotę zapytać ją o to „porwanie”, o którym przeczytał w aktach, ale jak miałby
wytłumaczyć swoją wiedzę na ten temat? Nie, nie mógł tego zrobić. Musiał
niestety zostawić swoją ciekawość niezaspokojoną.
-
Czy uważasz, że manipulował ludźmi? – spytał zamiast tego.
Demelza
roześmiała się serdecznie i otarła wyimaginowaną łzę z kącika oka.
-
O, tak! – potwierdziła energicznie. – Merlinie, najlepszy manipulator, jakiego
kiedykolwiek poznałam. Przystojny jak diabli, ten błysk w oczach i drwiący
uśmieszek… Masz inne oczy – poskarżyła się. – Ale twoja siostra ma takie jak
on. Tyle że nie robi z nich użytku, a ty, z tego co słyszałam, nieźle sobie
radzisz.
Uśmiechnął
się uprzejmie i nie podjął tematu, ale Demelza nadal rozwodziła się nad
Draconem.
-
Inteligentny, zdolny, wykształcony…
-
Śmierciożerca – wtrącił.
Demelza
spojrzała na niego tak, jakby chciała spopielić go wzrokiem.
-
No i co z tego? Przestań żyć stereotypami, Nicky. To zupełnie tak, jak gdybyś
twierdził, że mugolaki nie mają prawa do życia – a to, przypominam, już było!
-
To on tak twierdził – powiedział sucho, a Demelza znów skarciła go wzrokiem.
-
On nie żyje. To nie ma najmniejszego znaczenia.
Kubeł
zimnej wody okazał się być przydatny. Cokolwiek by zrobił, czegokolwiek by się
dowiedział… przecież to nie przywróci mu życia. W pewnym momencie chciał nawet
zrezygnować, ale… coś pchało go do przodu, dręczyło go, nie pozwalało spać. Nie
sądził, że zdobędzie się na kolejny, krok, ale tak, zrobił to.
Ron
Weasley, gdy tylko usłyszał pytanie, wybuchnął śmiechem.
-
Mam opowiedzieć ci o Malfoyu? – spytał, chcąc się upewnić, czy dobrze usłyszał,
a Nicolas skinął głową. Ron pogrzebał widelcem w talerzu z obiadem; znajdowali
się w ministerialnej stołówce. – Dobrze, niech ci będzie. – Zanim przeszedł do
sedna sprawy, nabrał na widelec ziemniaki umaczane w sosie i wypchał sobie nimi
policzki. – Ale pamięchaj że cham chego khsiałeś. – Przeżuł ziemniaki i
przełknął je z widocznym trudem.
I
wtedy nastąpił atak.
-
Ja wiedziałem, że będą z nim same problemy! – wykrzyknął na tyle głośno, na ile
pozwalała mu przyzwoitość w stołówce. – Do tej pory nie mam pojęcia, co za
zaklęciem rąbnął moją siostrę, ale musiało jej się nieźle poprzewracać w
głowie! Don Juan się znalazł od siedmiu boleści, bajerować mu się zachciało no
i masz, siedzi tu taki przede mną…! Magazyn plemników, przeklęty… Raz spuściłem
mu taki łomot, że przez tydzień się zbierał, szumowina! Wtedy jak wprosił się
na urodziny Ginny, pamię… - zamilkł na chwilę, choć jego ręce dalej gestykulowały.
Nadział na widelec kawałek kotleta i wściekle umieścił go w swoich ustach. –
Dobła, nie pamięchasz. Diabełchkie nachenie! – Uderzył pięścią w stół i
przełknął. – Trzeba było jej brać się za tego przyjemniaczka Attawaya, ale nie!
– Tu zmienił głos na piskliwy: - Dracuś, Dracuś, Dracuś! – zapiszczał.
-
Kto to jest Attaway? – spytał Nicolas, gdy Ron nabierał powietrza w płuca, by
przejść do następnej części monologu.
-
Taki jeden, w porządku facet, Dominic mu było, ale Malfoy… - pokręcił z
niedowierzaniem głową i napełnił policzki jedzeniem. – Ą był chepchuty do
najmnejchego pałca u nogi! – Oczy niemal wyszły mu z orbit, gdy i tym razem z
trudem przełknął, po czym przybrał kolor dorodnego buraka. – Tyle razy
powtarzałem Harry’emu: chodźmy mu przywalić, no chodź, może przestanie
podskakiwać, ale on: nieee, przecież tak nie możnaa, a Hermiona: Rooon, czyś ty
oszalał?! Ja ci to mówię, największa kanalia, jaka chodziła po tym świecie! I
ten jego – nakreślił w powietrzu cudzysłów – Nimbus Dwa Tysiące Jeden, a żeby
go sobie wsadził! I wiesz co? On na pewno po prostu wyjechał gdzieś na Hawaje,
gdzie popija drinki z palemką i śmieje się z nas, że daliśmy się wykiwać!
Alimentów nie chce mu się płacić, patrzcie go! Zmajstrował drugiego dzieciaka i
prysnął! Zresztą… na pewno było ich więcej, ale tylko ja mam na tyle zdrowego
rozsądku, żeby…
-
Eee… wujku… - wtrącił nieśmiało Nicolas, a Ron popatrzył na niego tak, jak
gdyby widział go po raz pierwszy w życiu.
-
Nicolas! Taa, to twój ojciec… no cóż… zapomnij, co mówiłem… I nie mów matce. –
Przed wypowiedzeniem kolejnych słów zadrżał z przerażenia. – Ani babci.
Po
tym doświadczeniu wykreślił z listy wszystkich braci Ginny i ogólnie wszystkich
członków rodziny. Wiedział już, że Weasleyowie nie przepadali za Draconem, tylko
nie mógł zrozumieć, co takiego przez nich przemawiało. Czy to złość, zazdrość,
pamięć za dawne krzywdy, stereotypy, czy też po prostu mieli rację i należało
trzymać się od niego z daleka? Tak upłynął mu maj. W czerwcu postanowił przemóc
się i zasięgnąć informacji od Carla Waynarda. Mężczyzna ten zawsze trochę go
przerażał swoją posępnością i niedostępnością, ale Angelique mówiła przecież,
że przyjaźnił się z Draconem, więc na pewno mógł powiedzieć o nim coś więcej,
niż taki Ron, z którym spotkanie okazało się stratą czasu. Inną ciekawiącą go
kwestią nieoczekiwanie został niejaki Dominic Attaway i po głowie chodziło mu
niejasne przeczucie, że odegrał on ważną rolę w całej historii, mimo że
rozmówcy go bagatelizowali. Z pewnością Carl będzie mógł mu coś powiedzieć na
jego temat.
Tym
razem nie zaatakował znienacka, a wysłał sowę z zapytaniem, czy wieczorem
mogliby się spotkać na odrobinę whisky czy czegoś w tym stylu. Reakcja Rona na
jego pytanie o Draco dała mu do myślenia; widocznie ten prężny przekaz informacji
działał tylko między kobietami, więc może Carl niczego nie będzie się
spodziewał? A może to po prostu ignorancja Weasleya? Od małego wiedział
przecież, że brat jego mamy nie należy do najbardziej spostrzegawczych ludzi na
świecie. Z kolei Carl był zagadkowy i jakoś nie potrafił go rozgryźć.
Spotkali
się przy barze, uścisnęli sobie ręce na powitanie i zamówili po ognistej whisky,
choć nie był to ulubiony trunek Nicolasa. Wiedział jednak, że wujek ją
uwielbia. Po wymianie kilku niezobowiązujących zdań i rozpoczęciu drugiej
kolejki, Nicolas postanowił przejść do sedna sprawy.
-
Usłyszałem ostatnio o pewnym człowieku, który ponoć był twoim przyjacielem –
zagaił. – Dominic Attaway – dodał, a Carl w milczeniu skinął głową, marszcząc
brwi. – Słyszałem, że miał coś wspólnego z moimi rodzicami i zastanawia mnie,
jaką rolę odegrał w ich życiu.
Carl
przez dłuższą chwilę po prostu mu się przypatrywał. Nicolas poczuł, jak jeżą mu
się włosy na karku. Z tym posępnym spojrzeniem i posturą siłacza wujek budził
jego strach i respekt i przede wszystkim nie chciał mu się w żaden sposób
narazić. Wtedy Carl zaśmiał się.
-
Dość ciekawie sformułowane pytanie – zauważył. – Chcesz zostać dziennikarzem,
jak Ginny?
Nicolas
zorientował się, że do tej pory wstrzymywał oddech, więc jak najszybciej
napełnił płuca świeżym powietrzem i uśmiechnął się przyjaźnie do wujka.
-
Skądże znowu – odparł. – Na tę chwilę moja praca w zupełności mi wystarcza. Po
prostu zastanawia mnie ta sprawa.
Carl
przywołał barmana i wskazał na swoją pustą szklankę. Nicolas szybko opróżnił
swoją i podstawił ją mężczyźnie do napełnienia. Krzywiąc się, rozpoczął trzecią
kolejkę.
-
Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do opowiadania o takich rzeczach –
powiedział w końcu Carl. – Spytaj lepiej Angelique, ona pewnie opowie ci to o
wiele barwniej i bardziej szczegółowo, kobiety znają się na tych sprawach.
-
A więc chodzi o jakąś historię miłosną? – zapytał Nicolas, wyrażając na głos
to, na co wpadł już dawno temu. Podejrzewał, że chodziło o jakąś aferę związaną
z trójkątem, ale nie wiedział, czy to Ginny wybrała sobie ich dwóch, czy może
oni ją? Mama nie wyglądała na taką osobę, ale przecież ludzie się zmieniają…
-
Dokładnie – przytaknął Carl, podnosząc szklankę i obracając nią w kółko, tak że
bursztynowy płyn zawirował. – Jednak to nic skomplikowanego ani skandalicznego.
Nick zakochał się w Ginny, nie wiedząc, że ona kocha Dracona i każdy z nich
sądził, że ma u niej szanse. Wygrał Malfoy. Koniec opowieści.
-
Tylko tyle? – spytał zawiedziony Nicolas, który spodziewał się jakichś
fajerwerków.
-
Mówiłem, że powinieneś spytać o to Angelique.
-
Nie – odparł szybko Nicolas. Nie chodziło tylko o ten zarys, widział, że jest
coś jeszcze. Że to bardziej skomplikowana historia, niż się wydaje. – Pewnie
powiedziałaby mi to samo. Ale nie chodziło tylko o to, prawda?
-
Bystry jesteś – pochwalił go Carl, a Nicolas napuszył się z dumy. – Tych dwóch
nie przepadało za sobą, a gdy doszła do tego miłość do tej samej dziewczyny,
niemal skakali sobie do gardeł. Ten stary dziwak, Dumbledore, myślał, że uda mu
się ich „pojednać”, ale to było z góry skazane na porażkę.
Carl
musiał wiedzieć więcej. Może jeśli pociągnie go za język, to dowie się tego i
owego… Dopił whisky i poprosił o następną dla siebie i Carla.
-
W jaki sposób Dumbledore chciał ich pogodzić?
-
Ginny znalazła się w pewnym niebezpieczeństwie i poprosił ich o pilnowanie jej
na zmianę, ale okazało się, że dolał oliwy do ognia, bo, jak już wspomniałem,
Nick się w niej zakochał.
To
już wiedział.
-
A na czym polegało to niebezpieczeństwo? – spytał, mając nadzieję, że nie
posuwa się w pytaniach zbyt szybko i zbyt daleko. Ponownie wstrzymał oddech,
gdy Carl zastanawiał się nad odpowiedzią.
-
Z pewnego powodu Voldemort postanowił ją zabić.
-
Z jakiego? – chciał wiedzieć, bo nie uzyskał odpowiedzi, na którą czekał.
Napięcie we wszystkich jego mięśniach rosło zatrważająco szybko.
-
Istniała pewna przepowiednia – wydusił z siebie Carl z trudem, jakby wiedział,
że nie powinien mu tego mówić.
-
Jaka przepowiednia?
Wiedział,
że robi się natarczywy, ale to było bardzo, bardzo ważne. W międzyczasie barman
nalał im whisky po raz piąty. Carl nachylił się do niego, zniżając głos.
-
Ponoć Ginny w jakiś sposób mogła zaszkodzić Voldemortowi, więc on postanowił ją
zniszczyć.
Nicolas
przełknął głośno ślinę. Okazywało się, że Ginny to wcale nie taka zwyczajna
kobieta, a kryje w sobie dość ciekawą przeszłość. W głowie zaświtała mu pewna
myśl… a jeśli ona po prostu chciała odciąć się od tego wszystkiego, zacząć nowe
życie, czy to dlatego nie wspominała o przeszłości? Przeżyła, więc wszystko
musiało pójść jak najlepiej. A jeśli Draco zginął, chroniąc jej…? Nie, to
niedorzeczne, przecież był śmierciożercą. A skoro był śmierciożercą, to zapewne
musiał wiedzieć, że Voldemort chce ją wykończyć, dlaczego więc Dumbledore…
rozbolała go głowa. W tym wszystkim było tyle niejasności, niedomówień…
-
Zaraz… Draco Malfoy był śmierciożercą, zgadza się? – powiedział krzywiąc się
tak, jakby każde słowo sprawiało mu ból. Carl przytaknął. – Więc Voldemort
musiał… to znaczy… - zaczął się w tym wszystkim plątać. – On był tym złym,
prawda? Skoro Voldemort chciał zabić Ginny, to on pewnie też, ale dlaczego
Dumbledore? Przecież… to nie ma sensu…
Carl
wywrócił oczami. Tak, a Nicolas nie sądził, że kiedykolwiek zobaczy coś
takiego.
-
Bo Draco grał na dwa fronty – wyjaśnił mu jak małemu dziecku, po czym prychnął.
– Gdzie tam, grał na kilka frontów. A może na jeden? Zwany frontem Dracona
Malfoya. Kto go tam wie.
Serce
Nicolasa zabiło mocniej po tej rewelacji. Czy miało się okazać, że rzeczywiście
oskarżanie go nie jest takie proste? Że ciężko zdobyć się na jakąś obiektywną
opinię o nim, bo wzbudzał tak wiele emocji, robił tak wiele sprzecznych
rzeczy…? Sam już nie wiedział, co ma o tym myśleć.
-
Więc był dobry, czy zły? – spytał.
Carl
uśmiechnął się szeroko.
-
Myślę, że wszystkiego po trochu – odpowiedział. – To właśnie cały Malfoy. Nigdy
nie wiadomo było, jaki krok wykona jako następny.
Nicolas
pokiwał w milczeniu głową. Whisky paliła mu gardło, szumiało mu w głowie, do
tego ten kłujący, tępy ból… Zdecydowanie nie czuł się najlepiej. Marzył już
tylko o tym, żeby móc dostać się do
łóżka i w spokoju pomyśleć o wszystkim, co usłyszał na temat ojca.
-
Gdzie mieszka Attaway? – zapytał, bo w jego głowie wykształciła się pewna myśl,
której nie mógł zignorować.
Carl
spojrzał na niego, rozbawiony.
-
Na cmentarzu.
I
tu zawaliła się jego koncepcja dotycząca dalszego śledztwa. Pamiętał jeszcze,
że tego wieczoru wypił stanowczo zbyt dużo i wrócił do domu stanowczo zbyt
nietrzeźwy, miał też poczucie, że Carl, mimo że tak wzbraniał się przed udaniem
się do niego, dostarczył mu więcej przydatnych informacji niż cała reszta razem
wzięta. Ostatecznie: to był dobry pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)