Zabranie wszystkich moich rzeczy i wymeldowanie się z
hotelu nie zajęło nam dużo czasu. Recepcjonistka zaczęła robić pewne problemy,
ale Draco uciszył ją zaklęciem. Opuszczaliśmy miasto razem z ostatnimi promykami
słońca. Zdałam sobie sprawę z tego, że jednak zaczynam nowy rozdział swojego
życia, ale nie wyglądał on tak, jak sobie to zaplanowałam. Przyszłość
prezentowała się o wiele lepiej, niż mogłam sobie wymarzyć. Przeszłość nie była
ważna. Znów ważne było to co tu i teraz, co właśnie się dzieje, tyle że byłam z
tym o wiele weselsza.
- Obiecaj mi coś - poprosiłam.
- Co tylko zechcesz.
Nabrałam powietrza. Nie wiedziałam, jak przyjmie tę
prośbę.
- Obiecaj, że już nie będziemy mieć przed sobą tajemnic.
Nigdy.
Spojrzał na mnie, równocześnie ściskając mocniej moją
dłoń. Miałam dziwną pewność, że tym razem się zgodzi. Ani przez chwilę w to nie
zwątpiłam. I miałam rację.
- Obiecuję.
Widocznie nasz świat zburzył się, spłonął. Ale tylko po
to, żeby odrodzić się z popiołów i stać się jeszcze lepszym niż kiedykolwiek.
- A ty mi coś obiecasz? - spytał Draco po chwili
milczenia, podczas której wpatrywaliśmy się w zachodzące słońce.
- Co tylko zechcesz - powtórzyłam jego słowa, uśmiechając
się lekko.
- Nie rób więcej nic tak głupiego. Po prostu zaufaj mi.
Nie było tak łatwo ponownie zaufać, kiedy straciło się
cały szacunek, całe zaufanie. Ale musiałam go za wcześnie ocenić, zbyt
pochopnie, na podstawie przerzedzonych informacji. Musiałam się oswoić z myślą,
że mogę na nim polegać, że mnie nie zawiódł.
- Postaram się.
- Obiecaj.
Opuściłam głowę i wbiłam wzrok w ziemię.
- Dobrze, obiecuję.
I wiedziałam, że będę musiała naprawdę mocno się postarać,
żeby zapomnieć, żeby nie zwracać uwagi na to, co było, a koncentrować się na
tym, co będzie.
- Musisz mi parę rzeczy wyjaśnić - mruknęłam.
- Tylko parę? Całe szczęście, bałem się, że zalejesz mnie
potokiem pytań.
Zacisnęłam usta, żeby się nie zaśmiać.
- Nie - odpowiedziałam przytłumionym głosem. - Jeszcze
nie.
- Jeszcze nie - powtórzył cicho.
Na razie
wystarczyła mi sama świadomość tego, że mamy siebie. Reszta to mało istotne
szczegóły. Wiedziałam, że mu na mnie zależy. Wiedziałam, że mnie kocha, choć
czasem trudno było mu to okazywać. Rozumiałam. Czułam się potrzebna i znałam
już swoje miejsce na Ziemi - nieważne gdzie, ważne żeby z nim.
Teleportowaliśmy się w trójkę, ja, Draco i Nicolas.
Stanęliśmy na znajomym chodniku, w znajomym miejscu. Wracaliśmy do domu.
Wszystko już było dobrze. Ze wszystkim mieliśmy sobie wspólnie poradzić.
- Zaczekaj. - Draco powstrzymał mnie gestem od zrobienia
kolejnego kroku. Spojrzałam na niego i ze zdziwieniem zauważyłam, że twarz ma
napiętą.
- O co chodzi?
- Ufasz mi? - spytał, zamiast dać odpowiedź.
Nic nie rozumiałam.
- Staram się, ale nie wiem, o co chodzi…
Rozważał coś w myślach, patrząc prosto na mnie.
- Więc proszę cię, żebyś razem z Nicolasem teleportowała
się do Nory. Zaczekajcie tam na mnie.
- Ale… - zaprotestowałam.
- Proszę cię.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się. Zachowywał się
bardzo zagadkowo, ale widocznie zależało mu na tym, żeby mnie przy nim nie
było. Nie rozumiałam dlaczego, nie potrafiłam tego pojąć. Nicky, siedzący w
swoim wózeczku, marszczył czółko i przyglądał się wszystkim swoim zabawkom,
które podróżowały razem z nim.
- Dlaczego? - spytałam.
Obiecał, że nie będzie miał tajemnic. Obiecał, że nie
będzie nic przede mną ukrywał. Pamiętał o tym.
- Ktoś przerwał barierę ochronną - powiedział. - Muszę to
sprawdzić.
- W takim razie pójdę z tobą - oświadczyłam. - Nie puszczę
cię samego.
Przeniósł wzrok na Nicolasa. Ja również na niego
spojrzałam.
- Nie chcę was niepotrzebnie narażać.
- Nie zostawię cię - odpowiedziałam pewnie.
Dopiero go odzyskałam. Nie mogłam pozwolić mu odejść choć
na chwilę, nie mogłam pozwolić, żeby coś mu się stało. Nie przeżyłabym tego.
Zauważyłam, że zerka to w stronę bloków, to na mnie.
- Posłuchaj… - zaczęłam, ale przerwał mi.
- Czy obiecasz, że kiedy tylko każę ci stąd odejść,
odejdziesz? Nie będziesz się narażać?
To już była pewna ugoda. Jeśli i ja miałam być zadowolona,
i on, to nie szkodziło mi się zgodzić.
- Dobrze, obiecuję.
Westchnął ciężko, a później podszedł do mnie, czułym
gestem objął mnie i pocałował w czoło.
- Nie mógłbym cię stracić.
- Ani ja ciebie.
W tym momencie czułam, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni,
choć właściwie tyle nas różniło. Czułam bliskość między nami, jakąś stałą więź,
której nie da się nigdy ostatecznie zerwać.
Ruszyliśmy. Zauważyłam, że Draco trzyma różdżkę w
pogotowiu, ale tak, żeby mugole nie mogli nic zobaczyć. Trzymałam kurczowo rączkę
wózka i wpatrywałam się w synka. Zachowywał się tak spokojnie, jak ostatnio
mało kiedy. Zdecydowałam się również wyjąć różdżkę i w razie czego obronić nas
oboje.
- Wytłumacz mi, co to oznacza? – spytałam. - Czy to bardzo
źle, że ktoś złamał ochronę?
Draco, który szedł przodem, zatrzymał się i poczekał, aż
się z nim zrównam.
- Zależy - odpowiedział. - Jeśli to Voldemort lub jego
ludzie, to raczej źle.
Coś mi nie pasowało.
- Przecież sam mówiłeś, że jesteś śmierciożercą. Dlaczego
mieliby cię nachodzić?
- Nie mnie, nie do końca - wymamrotał, patrząc gdzieś w
bok. - Mówiłem ci, że to ciebie szukają.
- Ale wciąż nie rozumiem dlaczego.
Przez chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć.
- Ginny, tego nie da się tak łatwo wyjaśnić. Na to
potrzeba czasu i…
- Chęci - przerwałam mu.
Spojrzał na mnie, oburzony tym pomysłem.
- Nie, wcale nie to chciałem powiedzieć. Przecież ci
obiecałem, że nie będę miał przed tobą tajemnic. Wyjaśnię ci to, ale jeszcze
nie teraz.
- Więc kiedy?
Nie usłyszałam odpowiedzi. Tymczasem dotarliśmy do klatki.
Razem wnieśliśmy wózek po schodach i zatrzymaliśmy się przed drzwiami
mieszkania.
- Żadne z zaklęć ochronnych nie działa - powiadomił mnie
Draco. - Nie będzie problemu z teleportacją. Weź Nicolasa na ręce i czekaj na
mój znak.
Nie spodobał mi się ten pomysł, ale wzięłam synka na ręce.
- Zrobię to tylko w ostateczności - zastrzegłam. - Żadnych
fałszywych alarmów.
- Jasne.
Nie wiedziałam, czy mogę mu wierzyć, w końcu tu chodziło o
moje bezpieczeństwo, a zdążyłam się już przekonać, że w tej sprawie Draco nie
cofnie się przed niczym. Wiedziałam, że, nie słuchając go, złamałabym dane
słowo, ale nie mogłam opuścić go przedwcześnie. Ja i Nicky potrzebowaliśmy go.
Nie mogłam pozwolić mu zgrywać bohatera.
Przyłożył różdżkę i ucho do drzwi. Obserwowałam go
uważnie, układając niezadowolonego Nicky’ego w moich ramionach tak, żeby móc w
razie czego posłużyć się różdżką. Draco zmarszczył brwi.
- Wygląda na to, że żadnych większych niespodzianek -
powiedział tonem pełnym niedowierzania.
- To był tu ktoś czy nie? - nie mogłam powstrzymać się
przed tym pytaniem. Spojrzał na mnie.
- Tak, był. Ale najwyraźniej już go nie ma.
Odetchnęłam z ulgą, ale różdżkę nadal trzymałam w
gotowości. Nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać po śmierciożercach.
- Więc o co chodziło?
Draco już mnie nie słuchał, tylko nacisnął klamkę i
wparował do mieszkania. Przystanął, rozglądając się czujnie. Nie odzywając się,
wolno podążyłam za nim.
- Nie, nie wchodź - poprosił, ale nie zamierzałam go
posłuchać.
Moim oczom ukazało się kompletnie zdemolowane mieszkanie.
Po samym przedpokoju walało się mnóstwo rzeczy, nawet zbita lampa. Ściany były
czymś pomazane, a podłoga cała w szczątkach, co wyglądało tym bardziej
strasznie, że na dworze zaczynało się już ściemniać i do mieszkania wpadało
tylko słabe światło.
- Co tu się stało? - spytałam ze ściśniętym gardłem.
Draco jakby powziął jakąś decyzję, oderwał wzrok od
podłogi i wbił go we mnie. Widziałam w jego oczach złość i gniew, ale też i
niepokój.
- Draco…
- Wynosimy się stąd.
- Co?
Nie do końca wiedząc, co robię, przekazałam mu Nicky’ego i
zrobiłam kilka kroków w głąb mieszkania.
- Ginny, co ty robisz?
Zatrzymałam się przy drzwiach sypialni, która była
najbliżej, i zajrzałam do niej. Zastałam kompletną ruinę. Byłam wstrząśnięta.
- Kto mógł zrobić coś takiego? - spytałam cicho, wodząc
wzrokiem po niegdyś pięknym pokoju. Bolała mnie każda, najmniejsza rysa na
ścianie czy podłodze. Bolały mnie szczątki szklanych ram ze zdjęciami, leżące
teraz na podłodze, przygniecione wyrwaną ramą łóżka.
Draco podszedł do mnie.
- Zapłacą mi za to - powiedział tonem pełnym nienawiści.
Odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy, których
wyraz zaczął łagodnieć. Bolała mnie ruina, którą zastaliśmy. Okazało się, że
zostało zburzone nie tylko to, co niewidoczne, ale też i to miejsce.
- Odbudujemy to. Tak jak wszystko - szepnęłam. Chciałam w
to wierzyć.
- Nie możemy tutaj wrócić - odpowiedział mi. - Już znają
to miejsce. Musimy zamieszkać gdzie indziej.
Spuściłam wzrok i przełknęłam ślinę. Naprawdę lubiłam to
mieszkanie. Ale bałam się konsekwencji zostania w nim, jakiekolwiek miałyby
być.
- Musisz mi wszystko wytłumaczyć. Chcę to zrozumieć -
poprosiłam.
- Daję ci słowo, że tak będzie. A słowo Malfoya to
największa obietnica.
Pokiwałam głową. Nieważne, czy w to wierzyłam.
- W porządku. Chodźmy stąd.
* * *
Nie zadawałam pytań. Nie chciałam znać odpowiedzi. Dałam
się prowadzić, bo sama już nie miałam siły walczyć o swoje. Nie zależało mi na
niczym szczególnym. Ufałam, że sam wie najlepiej, co dla nas dobre. Ale to, co
ujrzały moje oczy, zmusiło mnie do minimum wysiłku.
- Po co idziemy do Angelique?
Nie mogłam tego zrozumieć. Nie potrafiłam pojąć, dlaczego
wybrał takie a nie inne miejsce. Przejął ode mnie wózek i pochylił się nad
Nickym.
- Ale jestem duży! Ale jestem silny! – mówił do niego, a
on piszczał wniebogłosy, zadowolony. Wyrzucił w powietrze grzechotkę, którą się
bawił, tak, że pacnęła o chodnik. Podeszłam i podniosłam ją.
- Draco.
Odwrócił na chwilę głowę w moją stronę, po czym znów
przeniósł spojrzenie na synka.
- Muszę o coś ich spytać.
- „Ich”? – zdziwiłam się, ale Draco nie kwapił się, żeby
mi to wyjaśnić.
- Tak, ich.
Kiedy pchnął wózek przed siebie, ja ciągle stałam w
miejscu i zastanawiałam się nad jego słowami. Spuściłam wzrok na grzechotkę,
którą wciąż trzymałam w dłoniach. Westchnęłam i podążyłam za nim, nie pytając
już o nic. Wiedziałam, że wkrótce dowiem się, o co chodzi.
Draco podjechał z wózkiem do samych drzwi, a później
zapukał. Nicky przyglądał mu się z ciekawością, gadając do siebie coś po
dziecięcemu i uśmiechając się. Podałam mu grzechotkę, ale już go nie
interesowała.
Twarz człowieka, którego nie spodziewałam się już więcej
zobaczyć, mignęła w szparze w drzwiach.
- A, to wy – powiedział Carl, przyglądając się nam
podejrzliwie. Nie sprawdził jednak, czy naprawdę jesteśmy tym, na kogo
wyglądaliśmy. Otworzył szerzej drzwi. – Wejdźcie.
Nie wiedziałam za bardzo, jak się zachować w jego
towarzystwie. Gdy ostatni raz go widziałam, robił mi wyrzuty z powodu Nicka. To
było prawie rok temu, w Paryżu. Wspomnienie to stanęło przed moimi oczami jak
żywe. Potrząsnęłam lekko głową, żeby się go pozbyć.
Draco spojrzeniem dał mi do zrozumienia, że mam wejść
przodem. Przełknęłam ślinę.
- Cześć, Carl – powiedziałam, mijając go. Był wysoki i
umięśniony. Skuliłam się.
- Cześć – odpowiedział.
Co dziwne, nie miał w głosie swojej zwykłej pogardy do
mnie. W ogóle nie byłam w stanie stwierdzić, co o mnie w tym momencie myśli.
Wyminęłam go i zatrzymałam się kawałek dalej, w przedpokoju. Draco wjechał
wózkiem i ustawił go pod ścianą, żeby nie przeszkadzał. Zdjął kurtkę i buty, a
później wziął na ręce wierzgającego Nicolasa. Zapowiadała się dłuższa wizyta.
Westchnęłam i również zdjęłam okrycie wierzchnie.
- A więc znalazłaś się – zagadnął Carl, patrząc na mnie z
dziwnym błyskiem w oku.
- Yhm, tak, jak widać – mruknęłam. Nadal nie wiedziałam,
co o nim myśleć. Pamiętałam list Nicka, w którym pisał, że Carl mnie nie
nienawidzi.
- To dobrze – powiedział jeszcze, zanim odwrócił się do
Draco, który zadał pytanie.
- Angelique w domu?
Carl skinął głową.
- Tak, tak, wejdźcie dalej.
Z trochę niepewną miną poczekałam, aż Draco zrówna się ze
mną. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, ale pokręcił tylko głową.
Przeniosłam spojrzenie na Nicolasa, który bawił się swoimi paluszkami,
wkładając je pojedynczo do buzi. Chwyciłam jego rączkę i spojrzał na mnie
zdumionymi oczkami. W tej samej chwili do buzi powędrowała jego druga rączka.
- Jest taki spokojny – mruknęłam tak cicho, że tylko Draco
mógł mnie usłyszeć. – Prawie wcale nie płacze.
Przypomniałam sobie żywo jego histerie jeszcze z
poprzedniego dnia. To niewiarygodne, ile dała obecność Draco.
Weszliśmy do salonu, gdzie na kanapie siedziała Angelique.
Gdy tylko nas zobaczyła, zerwała się z niej i podbiegła do mnie. Nim się
spostrzegłam, już wieszała się na mojej szyi.
- Ginny, jak dobrze, że nic ci się nie stało, jak dobrze
że jesteś! – wykrzykiwała.
Też ją objęłam. Stęskniłam się za nią.
- Dobrze cię widzieć – powiedziałam.
- Żartujesz sobie? – odskoczyła ode mnie i nagle jej wzrok
zaczął mnie palić. – Wszyscy tak się o ciebie martwiliśmy! Jak mogłaś…
- Ale już jestem i nigdzie się nie wybieram!
Wyglądała na oburzoną i odwróciła się do mnie
demonstracyjnie plecami. Wiedziałam jednak, że już niedługo jej przejdzie. Z
czystej ciekawości nie wytrzyma.
Usiedliśmy wszyscy, a Nicky wylądował na kolanach
Angelique, która wygłupiała się z nim w najlepsze.
- Zamknęliście dokładnie wszystko, kiedy wychodziliście
ostatnio z naszego mieszkania? – spytał Draco, przechodząc do rzeczy.
Angelique usadowiła rozbawionego Nicolasa stabilniej na
swoich kolanach, a sama spojrzała na Draco, marszcząc czoło.
- Oczywiście – powiedziała.
Carl potwierdził skinieniem głowy. Nie za bardzo
wiedziałam, o co chodzi, więc tylko patrzyłam na nich oboje.
- Na pewno?
- Na pewno – odpowiedział Carl, wpatrując się w Draco z
zainteresowaniem. Zapewne, jak ja, zastanawiał się, o co może chodzić.
- Czemu pytasz? – chciała wiedzieć Angie.
- Bo ktoś tam był – wyjaśnił Draco. – Chyba jej szukali.
Byłam w stu procentach przekonana, że chodzi o mnie.
Spuściłam wzrok, gdy Carl i Angelique utkwili we mnie swoje spojrzenia.
- Ale chyba wiedzieli, że… - zaczęła Angie, ale Draco jej
przerwał.
- Nie uznałem za stosowne, żeby im o tym mówić. Z
pewnością sami się czegoś domyślili.
Po dłuższej chwili milczenia zdecydowałam się podnieść
wzrok. Carl patrzył na Draco, ale Angie nadal przypatrywała się mnie.
Wyglądała, jakby zastanawiała się, ile może przy mnie powiedzieć. Draco
zauważył to.
- Bez obaw. Nie trzymam już nic przed nią w sekrecie.
- Nie rozumiem tego! – zaprotestowała natychmiast. – Jak
oni działają? Co oni sobie myślą?
- Wydaje mi się, że chcieli sprawdzić…
- To ich nie usprawiedliwia!
Przeniosła w końcu na niego wzrok i nie czułam się już jak
na scenie, w centrum wszelkich spojrzeń. Boleśnie odczułam, że mam puste ręce,
za to Nicky w ramionach Angelique był w swoim żywiole. Przypatrując się mu,
zastanawiałam się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Potrzebowałam
konkretów, nie ogólników. Tymczasem rozmowa toczyła się dalej.
- Musimy znaleźć inny dom. Nie możemy tam zostać –
powiedział Draco.
Przełknęłam z trudem ślinę. Naprawdę lubiłam tamto
mieszkanie. Ale może to i lepiej. Może łatwiej było odbudowywać spopielałe
relacje w innym miejscu.
- Jeśli chcecie, możecie do tego czasu mieszkać u mnie –
zaproponowała Angelique.
- To wiele by ułatwiło.
Przyjrzałam się Draco. Albo mi się wydawało, albo od
początku to planował. W jego przypadku nie mogłam być jednak niczego całkowicie
pewna. Zdradzał go tylko lekki uśmieszek.
Angie, zadowolona przyjęciem propozycji, uśmiechnęła się
szeroko. Odwróciła się do Carla, który siedział obok niej, i przekazała mu
Nicolasa, któremu, jak zauważyłam, zaczynały się już kleić oczka. Odczułam
gwałtowną potrzebę, żeby zaprotestować, ale milczałam.
- Chodź, Ginny – zwróciła się do mnie. Spojrzałam na nią
ze zdziwieniem.
- Dokąd?
Wywróciła oczami i podeszła do mnie, a później chwyciła
mnie za rękę i zmusiła do wstania i pójścia za nią.
- Dokąd idziemy? – spytałam ponownie, gdy wyprowadziła
mnie z salonu. Cały czas oglądałam się niespokojnie na Nicky’ego. Nie ufałam
Carlowi.
- Musimy pogadać – odpowiedziała i zaprowadziła mnie do
swojego pokoju.
Był spory i uporządkowany. Nie raził ilością mebli czy
poustawianych na nich drobiazgów, raczej wszystko było pochowane. Angie puściła
moja rękę i podeszła do ustawionego pod ścianą łóżka, żeby na nim usiąść. Z
lekkim wahaniem poszłam w jej ślady.
- O co chodzi? – spytałam podejrzliwie.
Nie zdziwiła mnie lawina pytań, która popłynęła z jej ust.
Chciała wiedzieć wszystko: gdzie byłam, co robiłam, jak długo, co widziałam, o
czym myślałam i dlaczego. Zapowiadała się długa rozmowa. Westchnęłam i zaczęłam
opowiadać wszystko po kolei, najlepiej jak umiałam. Początkowo chciałam zataić
całą sprawę z pierścionkiem i klątwą, bo nie wiedziałam, czy mogę jej o tym
opowiedzieć, ale przypomniałam sobie, że ona wie właściwie wszystko, więc
teoretycznie to też mogła wiedzieć. Nie pomyliłam się, była doskonale
poinformowana. Musiałam też wrócić do przeszłości, opowiedzieć jej dokładnie,
dlaczego uciekłam i w jaki sposób, twierdziła, że zeznania Weasleyów są
niespójne, a Draco nie wiedział o wszystkim przez cały tydzień.
- Ale się wkurzył – relacjonowała Angelique. – Dostał
jakiegoś ataku szału. Poszedł do Nory i zrobił awanturę, raz – wyciągnęła przed
siebie palec - że pozwolili ci uciec, dwa – tym razem pokazała dwa palce - że
mu o tym nie powiedzieli. A potem zaczął szukanie. Nawet nie jestem w stanie
powiedzieć, jakim cudem przetrząsał całą Anglię w poszukiwaniu ciebie i skąd
wiedział, że nie opuściłaś kraju. Nawiązał mnóstwo znajomości i szukał cię za
pośrednictwem wielu ludzi. Aż mnie dziwi, że tak długo udało ci się przed nim
chować! Jak to zrobiłaś?
Była widocznie pod wielkim wrażeniem mojego „wyczynu”.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Ucieczki chyba mam opanowane do perfekcji. Ale nie mówmy
o tym, dobrze? Już nigdy więcej nie będę uciekać.
Z wielkim trudem, ale jednak, zgodziła się na zmianę
tematu. Wyciągnęłam od niej informacje o tym, co dzieje się w magicznym
świecie, ale też i u mnie w domu. Voldemort siał jeszcze większy postrach, niż
dotąd. Ponoć Harry uważany był za jedyną osobę, która może go pokonać. Dziwiło
mnie to, że nadal mieszkał z Parvati, uważałam bowiem, że gdyby naprawdę mu na
niej zależało, nie chciałby jej narażać i trzymałby się od niej z daleka. Ale
nie byłam ekspertką do spraw Harry’ego Pottera i o niczym nie mogłam mówić z
całkowitą pewnością.
Prawdziwym szokiem była dla mnie informacja, że Fred ma
dziewczynę, ale nie mniejszym niż to, że Percy bierze ślub, na który zaprosił
całą rodzinę.
- Żartujesz – wydyszałam, kiedy w końcu doszłam do siebie.
– Percy bierze… Co za idiotka go chciała?!
A później zaniosłam się śmiechem.
- Widzę, że bardzo wam tu wesoło – powiedział Draco,
wchodząc do pokoju.
Przestałam się śmiać. Przyjrzałam się mu uważnie, bo
wyczułam w jego głosie pewne drgnięcie, które kazało mi myśleć, że jest czymś
przejęty.
- Co się stało? – spytałam, nie bawiąc się w owijanie w
bawełnę.
Zdziwił się, że tak szybko go rozgryzłam, ale starał się
tego nie pokazywać.
- Idę do Dumbledore’a – wyjaśnił. – Muszę z nim ustalić
parę rzeczy.
Angelique przypatrywała mu się zmrużonymi oczami, ale ja
nie miałam czasu na zastanawianie się.
- Kiedy wrócisz?
Zawahał się.
- Za chwilę – odpowiedział. – To nie zajmie mi dużo czasu.
Wszystko jest okej,
uspokój się, idzie tylko do Dumbledore’a, powiedziałam sobie, ale równocześnie
czułam, że coś się święci. Po prostu coś mi się nie zgadzało, w jego zachowaniu
czy mimice, ale nie potrafiłam dokładnie powiedzieć, co to było.
- W porządku – powiedziałam zamiast tego. – A gdzie
Nicolas?
Nadal jeszcze w obecności Draco nie użyłam zdrobnienia
imienia synka.
- Śpi w wózku. Tak, nakarmiliśmy go wcześniej – dodał, gdy
otworzyłam usta, by o to spytać.
Przeniosłam wzrok na Angelique. Wymieniłyśmy spojrzenia.
Ona była spokojna, więc ja też powinnam.
- Ale naprawdę wróć niedługo – poprosiłam, znów patrząc na
niego.
- Jasne.
Nim się obejrzałam, już zniknął. Nie mogłam oderwać wzroku
od drzwi, które się za nim zamknęły. Nadal czułam ten dziwny niepokój, dziwne
przeczucie. To chyba po prostu odzywała się moja intuicja. Podświadomie
wiedziałam, że coś nie odbywa się w taki sposób, jak powinno.
- Coś jest nie tak – oznajmiłam.
Angie położyła mi dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, pewnie tylko powie mu, że wróciłaś i zaraz
będzie z powrotem.
Zmusiłam się, by spojrzeć na nią. Przygryzłam dolną wargę.
Owszem, to wiedziałam, ale coś nadal nie dawało mi spokoju - to dziwne
przeczucie, którego chyba nie chciałam słuchać.
- Tak, chyba tak.
Uśmiechnęła się, chcąc dodać mi otuchy, a ja starałam się
udać, że wszystko w porządku, choć wcale tak nie czułam. Szczerze mówiąc,
zaczęłam myśleć, czy przypadkiem nie jestem przewrażliwiona, ale czułam, że to
tylko kamuflowanie własnych domysłów.
- A tak poza tym to uważam, że powinnaś napisać list do
domu.
Musiałam przyznać, że udało jej się odwrócić moją uwagę.
Wiedziałam, że będą źli, jeśli dowiedzą się o moim powrocie od kogoś innego niż
mnie, a poza tym zdawałam sobie sprawę, jak musieli się o mnie martwić.
- Ale co ja mam im napisać? – spytałam.
Myśl o liście, na szczęście, całkowicie odwróciła moją
uwagę od Draco. Teraz liczyło się tylko to, że nie miałam pojęcia, jak powinien
wyglądać taki list „powrotny”. Nie wiedziałam, co powinnam w nim zawrzeć,
jakich słów powinnam użyć.
- Wiem, że nie jesteś gotowa na spotkanie z nimi
wszystkimi – powiedziała łagodnie. I miała całkowitą rację. – Po prostu napisz
im, że jesteś już bezpieczna. Napisz, że za nimi tęsknisz i że spotkacie się w
święta.
Przełknęłam głośno ślinę.
- W święta – powtórzyłam bezbarwnie, choć wszystko we mnie
krzyczało: „To już niedługo! To już
niedługo!”. – Ale Angie, ja nie wiem, czy…
Zgromiła mnie spojrzeniem i wychyliła się, żeby sięgnąć do
szuflady szafki nocnej. Wyciągnęła z niej pergamin, pióro i kałamarz, po czym
położyła wszystko przede mną.
- Idę porozmawiać z Carlem – powiedziała. – A ty coś
wymyśl.
Nie byłam do tego przekonana. Owszem, wiedziałam, że
wszyscy odetchną, kiedy będą wiedzieć, że wszystko u mnie w porządku. W końcu
tak długo nie wiedzieli, co się ze mną dzieje… Ale bałam się ich reakcji.
Uciekając, zrobiłam coś niesamowicie głupiego i wiedziałam, że nie tak łatwo
będzie im mnie przyjąć z powrotem, zaakceptować. Sama byłam sobie winna.
W zamyśleniu po prostu odkręciłam kałamarz i zamoczyłam w
nim koniuszek pióra. Przeniosłam wszystko na szafkę nocną i uklękłam na
podłodze. Cześć wszystkim – napisałam
i na tym skończyły się moje pomysły. Westchnęłam i nakazałam sobie całkowite
skupienie. Naskrobałam jeszcze parę zdań i w tym momencie wypaliłam się. Nie
mogłam wymyślić już nic więcej, brakowało mi słów, żeby wyrazić całą swoją
tęsknotę za nimi, cały swój żal, że tak źle ich potraktowałam, i wstyd.
Uderzyłam czołem o szafkę i zamknęłam oczy. Myśl,
myśl, powtarzałam coraz bardziej rozpaczliwie. Aż w końcu przyszło
natchnienie. Źle się do tego zabierałam. Powinnam pisać z serca, nie z głowy.
Moja ręka powinna pisać to, co chciałam wyrazić, a nie to, co chciałam, żeby
przeczytali. Urwałam zapisany kawałek pergaminu i zgniotłam go, a następnie
cisnęłam na podłogę.
Do wszystkich.
To ja, Ginny. Wiele
kosztowało mnie, żeby napisać do Was te parę zdań. Zachowałam się jak idiotka.
Miałam do Was żal, że nie byliście ze mną szczerzy, ale nie rozumiałam, że wszyscy
chcieliście mojego dobra. Przepraszam, że nie potrafiłam tego dostrzec. Byłam
taka głupia! Przepraszam za wszystkie troski, których Wam przysporzyłam. Jest
mi niezmiernie głupio i nie czuję się na siłach, żeby przyjść do Nory i stawić
Wam wszystkim czoła. Myślę, że jeszcze na to za wcześnie. Chciałam powiedzieć
Wam, że wróciłam. Jestem już bezpieczna, nic mi nie grozi. U Nicolasa wszystko
w porządku. Jest cały i zdrów i rośnie jak na drożdżach. Pewnie, tak jak ja,
chciałby się z Wami zobaczyć. Nie mam odwagi powiedzieć Wam prosto w oczy, jak
bardzo za Wami tęskniłam i jak bardzo żałuję, że uciekłam. Chciałabym się z
Wami spotkać, ale jeszcze nie teraz, jeszcze wszystko jest za świeże, a nawet
nie wiem, czy Wy chcielibyście mnie widzieć. Na razie proszę Was tylko,
żebyście mi przebaczyli. O nic więcej. Kochająca
Ginny
* * *
Było coraz później, a Draco ciągle nie wracał. Carl
poszedł już do siebie, a Angelique oddała mi do użytku pokój gościnny, i choć
próbowała dotrzymać mi towarzystwa, była tak śpiąca, że w końcu udała się do
swojej sypialni mówiąc, że Draco wie, jakich zaklęć ochronnych użyła i sam
poradzi sobie z wejściem do domu. Nicky spał w swoim wózku w kącie, a ja
siedziałam na łóżku i nie mogłam otrząsnąć się z niewesołych myśli. Co takiego
się stało? Draco miał wrócić „za chwilę”. Jakoś bardzo się ta chwila
przeciągnęła.
Nie przestawałam się martwić ani wtedy, gdy zdecydowałam
się pójść do łazienki i wziąć prysznic, ani wtedy, gdy już leżałam sama w
wielkim łóżku, zakryta po czubek nosa kołdrą. Samochody co jakiś czas
przejeżdżały z hałasem niedaleką ulicą, a światła latarni wdzierały się przez
okno. Jednak nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Przeszkadzało mi umieranie
ze strachu, a w całkowitej ciszy i ciemności byłoby jeszcze gorzej.
W końcu zapadłam w płytki, niespokojny sen, z którego
budziłam się co chwilę. Byłam bardzo zmęczona dniem, a także czuwaniem, ale nie
potrafiłam zmusić swojego organizmu do mocnego snu. Każdy dźwięk, każdy
dodatkowy błysk lamp kazał mi otwierać oczy i spoglądać na zegarek. Robiło się
coraz później – dwunasta, pierwsza, druga…
Przed trzecią obudził mnie inny dźwięk niż samochód.
Półprzytomna spojrzałam na drzwi, które Draco właśnie próbował jak najciszej
zamknąć. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Masz pojęcie, która jest godzina? – warknęłam cicho,
żeby nie obudzić Nicolasa. Natychmiast oprzytomniałam.
Draco spojrzał na mnie. Nie widziałam dokładnie jego
twarzy, ale wyglądał na zmieszanego.
- Tak myślałem, że będziesz czuwać – szepnął, nadal z
dłonią na klamce.
- No to trzeba było coś zrobić, żebym się nie martwiła.
Puścił w końcu klamkę i podszedł bliżej. Poczułam od niego
dziwną woń, coś jakby… dym. Przyjrzałam się mu uważnie i wydawało mi się, że
twarz ma pobladłą, a pod oczami szare sińce, choć równie dobrze mogła to być
gra pomarańczowego światła z zewnątrz.
- Przepraszam cię. Miałem nadzieję, że jednak śpisz.
Trochę mi się przeciągnęło, musiałem coś załatwić…
Wstałam i podeszłam do niego.
- Palisz? – spytałam wprost.
Z bliska rzeczywiście wyglądał na zmęczonego, ale też i
ten zapach stał się intensywniejszy.
- Nie – odpowiedział.
Podeszłam jeszcze bliżej i, nie mogąc się powstrzymać,
powąchałam jego sweter.
- Więc wytłumacz to – poprosiłam, patrząc mu prosto w
oczy.
- No dobrze, tylko dzisiaj, musiałem, bo…
- Bo?
Westchnął i ściągnął z siebie przesiąknięty wonią tytoniu
sweter, a także koszulkę.
- Czy możemy wrócić do tego rano? – spytał zmęczonym
głosem.
- Żebym jeszcze kilka godzin się martwiła? Nie ma mowy.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że może być zmęczony, w
końcu nie tylko godzina, ale też i wydarzenia tego dnia musiały dać mu w kość,
zresztą tak jak i mnie. Ale należało mi się minimalne wyjaśnienie. Mieliśmy
grać fair.
Zrzucił z siebie spodnie i położył się na łóżku.
- To był naprawdę męczący dzień – usprawiedliwił się,
przyciągając do siebie kołdrę.
Nie mogłam stać tak bezczynnie i czekać aż zaśnie.
Wróciłam do łóżka i również okryłam się kołdrą.
- Miałeś pójść tylko do Dumbledore’a – przypomniałam.
- Miałem. Ale później okazało się, że muszę odwalić
jeszcze moją robotę czarnego charakteru.
Wbiłam w niego wzrok. Nie podobało mi się to, co mówił.
- Co masz na myśli?
Otworzył oczy, które miał do tej pory zamknięte, i
spojrzał na mnie.
- Proszę cię, porozmawiajmy rano.
- Porozmawiamy teraz – twierdziłam z uporem. Nie chciałam
prowadzić do żadnych kłótni ani nic z tych rzeczy, po prostu chciałam wiedzieć.
Chyba miałam do tego prawo?
Wbijałam w niego natarczywy wzrok, starając się całą swoją
siłą woli zmusić go do wyjaśnień.
- Co chcesz wiedzieć? – spytał w końcu zrezygnowany.
- Nie wiem, wyjaśnij mi to jakoś.
Przekręcił się na bok i wyciągnął dłoń, żeby pogładzić mój
policzek. Nie odtrąciłam jej.
- Wciąż nie wierzę, że tu jesteś – szepnął z uśmiechem.
Nie dałam się zwieść.
- Obiecałeś mi coś.
- Wiem, wiem.
Zapadła cisza. Nie mogłam czekać, aż zaśnie.
- Więc?
Po raz kolejny westchnął, jakby rozmowa niezwykle go
męczyła, jakby niezwykle męczące było wyjaśnianie faktów, które powinnam poznać
już dawno temu.
- Dobrze, więc pierwsze, co powinnaś o mnie wiedzieć:
jestem człowiekiem Dumbledore’a. Podwójnym agentem od brudnej roboty.
Śmierciożercą byłem jeszcze przed tym, w moim przypadku to dziedziczne.
Ucieszyłam się, że zaczyna ze mną współpracować, a także odetchnęłam
z ulgą, bo to by oznaczało, że nie jest zły, że stoi po właściwej stronie i
właściwie postrzega świat. Skoro był, jak to określił, człowiekiem
Dumbledore’a, mogłam mieć pewność, że jestem z nim bezpieczna. Ale dotarło do
mnie również, że on sam nie jest bezpieczny, że igra z ogniem i w każdej chwili
może się poparzyć. Podwójne życie? To chyba dlatego tak polubił kłamstwa.
- No dobrze – powiedziałam – ale skoro śmierciożercą byłeś
już wcześniej i, jak mówisz, nie miałeś wyboru… Bo tak było, prawda? – Ku mojej
uldze przytaknął. Mogłam kontynuować. – W takim razie dlaczego… ci się
odmieniło? Dlaczego postanowiłeś… - szukałam przez chwilę odpowiedniego słowa –
wstąpić na ścieżkę dobra?
Niemal parsknął śmiechem na moje określenie, ale szybko
spoważniał.
- Voldemort zabił mojego ojca za niewywiązanie się z
zadania. Zrobił to na moich oczach. Postanowiłem zrobić wszystko, co w mojej
mocy, żeby pożałował.
- Więc tak naprawdę nie zrobiłeś tego z ukrytego poczucia
dobra?
Można było powiedzieć, że trochę się na nim zawiodłam,
choć coś ściskało mnie w gardle, gdy myślałam o tym, jak musiał cierpieć, gdy
tracił ojca.
- Nigdy nie chciałem być śmierciożercą. A to był po prostu
taki ostateczny bodziec, rozumiesz? Ta jedna rzecz przeważyła szalę i
zdecydowałem. Wiesz, że z tego nie można zrezygnować, prawda? Więc miałem dwa
wyjścia – albo uciec i zginąć, albo dalej to ciągnąć, tyle że przysługując się
w jakimś szczytnym celu.
Rozwiał nieco moje obawy co do czystości jego intencji.
Teraz czułam wielki smutek, żal i współczucie, ale też i szacunek. Trzeba było
mieć odwagę, żeby zacząć postępować tak jak on. Nie wiedziałam, czy na jego
miejscu zdobyłabym się na coś takiego, pewnie, znając siebie, po prostu bym
uciekła. Ale nadal w mojej głowie odbijały się echem jego słowa: zrobił to na moich oczach.
- Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak musiało
być ci ciężko - szepnęłam.
Zaśmiał się cicho.
- Tak, a później okazało się, że jesteś przeze mnie w
niebezpieczeństwie. Musiałem szybko coś wymyślić, żeby cię ocalić. Wcisnąłem
Voldziowi bajeczkę, jak to będę wyciągał od ciebie informacje o Zakonie, choć
wszystko, co potrzebne, wiedziałem od Dumbledore’a, a on się na to nabrał i
zakazał cię skrzywdzić przez kogokolwiek. Tyle że ostatnio nie cieszę się zbyt
dobrą opinią wśród śmierciożerców, a i są bardziej pewni swego niewątpliwie
bliskiego zwycięstwa, więc postanowili utrzeć mi nosa. Poza tym, gdyby
ktokolwiek dowiedział się, że uciekłaś i nie jesteś już do niczego przydatna,
wysłaliby za tobą pościg. Dlatego tak ważne było, żeby szybko cię znaleźć.
- Poczekaj – przerwałam mu, gdy nabierał powietrza, aby
kontynuować. – Chcesz powiedzieć mi, że szukałeś mnie, bo…
- Ginny – jęknął – jestem zbyt zmęczony, żeby dobierać
słowa, okej? Mówię tylko, jak to wyglądało z tej jednej perspektywy. A że
umierałem z tęsknoty to co innego.
Odwróciłam głowę z zaciętą miną.
- Jasne, jakie to oczywiste.
Bolało mnie, że wspominał o tym tylko tak mimochodem,
jakbym rzeczywiście nic dla niego nie znaczyła. Starałam się być obiektywna,
ale nie do końca mi to wychodziło. Było jednak jeszcze kilka spraw, które
poruszył, a które miały wielkie znaczenie.
- Przede wszystkim wyjaśnij mi, dlaczego, cytuję, jestem
przez ciebie w niebezpieczeństwie.
Przez dłuższą chwilę nie usłyszałam odpowiedzi, co zmusiło
mnie do ponownego spojrzenia na niego. Miał zamknięte oczy i chyba zamierzał
właśnie zasnąć. Szturchnęłam go lekko.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę – poprosiłam, gdy spojrzał na
mnie z wyrzutem. – Po prostu wyjaśnij mi to i możesz spać całą dobę.
Westchnął ciężko.
- Więc o co pytałaś?
Widziałam, że jest nie do końca przytomny, ale nie
chciałam rezygnować ze swojej być może jedynej szansy na uzyskanie informacji.
Kto mógł przewidzieć, czy następnego dnia też będzie skłonny tyle mi
powiedzieć?
- Pytałam, dlaczego jestem przez ciebie w
niebezpieczeństwie.
- Nie mogę ci tego wyjaśnić. Nie dokładnie. To ściśle
tajne, tylko ja, Dumbledore i Voldemort wiemy dokładnie, o co chodzi, nawet
Attaway nie wiedział wszystkiego, choć wiedział sporo.
Skoro było to tak ściśle tajne, to chociaż w tym jednym
punkcie chyba mogłam odpuścić. Draco znów zamknął oczy.
- To teraz wytłumacz mi co z tym Zakonem. Ja nie działam w
Zakonie, nie mam pojęcia o ich planach, czy…
- Dla Voldemorta jesteś blisko Pottera, choćbyś i
rzeczywiście nie była. Dla niego to jest równoznaczne z informacjami.
Pokiwałam głową w zamyśleniu, a później zdałam sobie
sprawę z tego, że i tak mnie nie widzi. Nie miałam serca po raz kolejny go
szturchać, ale ufałam, że nie zawiedzie mnie i nie zaśnie.
- A dlaczego nie cieszysz się dobrą opinią wśród
śmierciożerców? – spytałam.
- Zaczynają coś podejrzewać – mruknął z ociąganiem. –
Jestem zbyt miękki. Odmawiam coraz częściej mordowania.
Właśnie. Oto i najważniejsza z rzeczy wyróżniających
śmierciożerców. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?
- Draco, a czy ty…
Nie wiedziałam, jak to sformułować, więc zapadła cisza.
- Mmm? – pośpieszył mnie.
- Czy ty… zabijasz? – powiedziałam w końcu.
Odnalazł pod kołdrą moją dłoń i ścisnął ją, dodając mi
otuchy.
- Staram się tego nie robić, ale czasem muszę.
- No tak, jasne.
Mimo wszystko, tak naprawdę nigdy nie potrafiłam sobie
wyobrazić go zabijającego kogokolwiek. Dlatego nagła wizja Draco jako mordercy
sprawiła, że zadrżałam. Wyczuł to. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- Nie chcę tego robić, ale kiedy mam ultimatum: albo ktoś,
albo ja, nie mogę się poddać. Muszę myśleć o tobie i Nicolasie. Muszę zrobić
wszystko, żebyście byli bezpieczni.
Zacisnęłam powieki i wtuliłam się w niego. Jego słowa były
muzyką dla uszu. Czułam nad nami - nade mną, nim i naszym synem - jakieś fatum,
jakieś czarne widmo, które wisiało nad naszymi głowami, i tylko czekało, żeby
nas dopaść. Całe szczęście, że mieliśmy siebie.
- Powiedz mi jeszcze - mruknęłam - jak to jest? Niby
jesteś tym całym podwójnym agentem, powinieneś być tajny, a wszyscy wokół wiedzą…
Dłuższą chwilę zabrała mu odpowiedź. Był coraz dalej,
osuwał się w sen.
- Ta informacja jest bardzo dobrze zabezpieczona. Coś jak
zaklęcie Fideliusa, wiesz o co chodzi? Tylko strażnik tajemnicy może ją zdradzić.
I nim jestem ja. A teraz ty też jesteś częścią tajemnicy i nikomu nie możesz
jej powtórzyć.
Brzmiało to logicznie. Z pewnością bardzo trudno byłoby mu
chować sekret przed wszystkimi, zostać z nim zupełnie samym. A z drugiej strony
nikt z „tych złych” nie mógł się niczego
domyślić, bo byłoby po Draco. W takim wypadku takie zaklęcie było jak
najbardziej na miejscu.
Po głowie chodziło mi jeszcze jedno pytanie, które zadałam
po dłuższej chwili.
- A dzisiaj? Co robiłeś dzisiaj?
Odpowiedź zajęła mu jeszcze więcej czasu, niż poprzednia.
- Grałem rolę czarnego charakteru – wybełkotał. Czułam, że
już ledwo kontaktuje.
- I na czym to polegało? - spytałam, nie mogąc się
powstrzymać. Ale już mi nie odpowiedział. Zasnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)