wtorek, 13 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 44. Na wygnaniu



Zrobiłam w życiu już wiele głupot, choćby i w przeciągu ostatniego roku, a to była jedna z tych głupot, które pociągają za sobą duże konsekwencje. Przed siódmą rano, pogrążona w ciemnościach, zmarznięta i zrezygnowana, siedziałam na ławce w parku gdzieś w Anglii. Nicky spał w dziecięcym foteliku tuż obok, otoczony moim dającym ciepło zaklęciem. Dla otoczenia tym samym siebie zabrakło mi siły. Od co najmniej godziny siedziałam na mrozie, płacząc. Wiedziałam, że nie mogę wrócić do domu, wiedziałam, że muszę zacząć nowe życie, ale jak na razie nie miałam pojęcia, jak i gdzie mogłabym to zrobić. Czekałam, aż wstanie słońce, bo bałam się w ciemności teleportować do lasu, gdzie mogłabym rozłożyć namiot spoczywający w moim plecaku. Otuliłam się szczelniej kocem, a i tak było mi zimno. Że też akurat musiał panować mróz! Jak zwykle wszystko działało na moją niekorzyść - nie mogłam znaleźć się w takiej sytuacji latem? A nie zimą, a dokładniej... w święta?
Samochody od czasu do czasu przejeżdżały pobliską drogą. Ludzie nie śpieszyli jeszcze chodnikiem, było na to za zimno i za wcześnie. Kiedy kolejne auto przejechało niedaleko, zamarzyłam, by być w środku. Przynajmniej już bym tak nie marzła. Wiedziałam, że w tym momencie zachowuję się skrajnie nieodpowiedzialnie - w końcu dopiero co wyzdrowiałam, a na dodatek miałam ze sobą dwumiesięcznego niemowlaka - ale nie chciałam łamać prawa, wymuszając na kimś czarami wpuszczenie mnie do domu czy innego budynku. No ale dobrze, owszem, może moje zachowanie było trochę lekkomyślne, ale ja naprawdę miałam plan! Tyle że... na później. Teraz musiałam tylko dotrwać wschodu słońca. Tylko to. Tylko chwila.
Patrzyłam uparcie w niebo, zaklinając, żeby zrobiło się jasno jak najszybciej. Mimo ciepłego ubrania, płaszcza i koca mróz przenikał mnie na wskroś. Wzięłam do ręki różdżkę - cóż, miałam nadzieję, że tym razem mi się uda. Skupiłam się i wypowiedziałam zaklęcie. Przezroczysta, widziana tylko dla mnie bańka zaczęła rosnąć na koniuszku różdżki. Włożyłam całą swoją energię w to, żeby była coraz większa. Otoczyła już moją głowę i ramiona, poczułam miłe ciepło, ale to nie wystarczało. Bańka rosła, a moje siły malały. Jeszcze troszeczkę, powtarzałam sobie, zaciskając zęby, jeszcze odrobinkę. Prawie osiągnęłam już swój cel, ale w tym momencie przezroczysta powłoczka pękła, pozostawiając tylko namiastkę ciepła, którą szybko rozwiał lodowaty powiew wiatru. Opuściłam rękę z różdżką i poczekałam, aż moje siły trochę się zregenerują, a później spróbowałam jeszcze raz. I jeszcze. Wskutek przelotnego ciepła i wysiłku zrobiło mi się odrobinę mniej zimno, ale nadal nie było to to, czego chciałam. Kiedy wypowiedziałam zaklęcie po raz kolejny, zamykając oczy, by lepiej się skoncentrować, Nicolas obudził się. A myślałam, że gorzej być nie może. Zamachał rączkami i wykrzywił twarzyczkę, chcąc się rozpłakać. Pochyliłam się nad nim, nie chcąc do tego dopuścić.
- Nicky, skarbeńku mój, cii, nie płacz, proszę cię...
Ale on nic nie robił sobie z moich błagań. Chwilę jakby się namyślał, a później zawył jak syrena alarmowa. Rozejrzałam się. W pobliżu nie było nikogo, ale gdyby ktoś przypadkiem usłyszał płacz małego, z pewnością by tu podszedł i zaczął mnie nagabywać za nie dbanie o dziecko. Ponowiłam więc próbę.
- Nie płacz, cichutko, cii, zaraz, zaraz dostaniesz am, ale teraz nie płacz...
Rzuciłam się do plecaka, żeby wyjąć z niego butelkę z gotowym mlekiem. Przynajmniej to miałam przy sobie. Podgrzałam je różdżką i podałam Nicolasowi do picia. Nie chciałam brać go na ręce, bo bałam się, że jego osłona cieplna zniknie, gdy wyciągnę go z fotelika. Dlatego tylko pochylałam się nad nim i szeptałam czułe słówka, żeby się uspokoił. Musiał być naprawdę głodny, bo wypił mleko w rekordowym tempie, a potem ziewnął słodko i zapadł znów w sen. Dziękowałam niebiosom, że nie pozostał przytomny, bo z pewnością nieźle by krzyczał, a wtedy musiałabym znaleźć inne miejsce do przeczekania nocy.
Po jakimś czasie z radością zauważyłam, że zaczyna się rozjaśniać. Podczas siedzenia na ławce dokładnie przygotowałam sobie tymczasowy plan działania. Wstałam, złożyłam koc i włożyłam go do plecaka, który następnie umieściłam na plecach, a później sięgnęłam po uchwyt fotelika. Przycisnęłam go do siebie, żeby uchronić Nicolasa przed negatywnym wpływem teleportacji, a później okręciłam się wokół własnej osi, znikając, żeby pojawić się w zupełnie innym miejscu.
Tam, gdzie dotarłam, było trochę ciemniej niż w parku, ale nie była to już noc. Stałam na niewielkiej polance w lesie, a tuż obok mnie szemrał strumyk. Zajrzałam do fotelika, chcąc upewnić się, czy z małym wszystko w porządku, a później postawiłam go ostrożnie na ziemi. Zdjęłam z pleców bagaż i wyciągnęłam namiot, który parę lat temu kupił Bill, żeby później nie wykorzystać go ani razu. Położyłam go na ziemi w miejscu, które wydało mi się najodpowiedniejsze, i, zerkając wciąż na synka, nieudolnie zaczęłam czarować. Trochę czasu minęło, nim namiot stanął pewnie na miejscu, ale byłam zadowolona z rezultatów. Szybko wróciłam do Nicky'ego i wniosłam go do środka. Nie był to może luksusowy namiot, miał jeden pokój, połączony z mała kuchnią, i maleńką łazienkę, ale nie mogłam narzekać - to było o wiele lepsze niż ławka w parku. Nie mogłam jednak usiąść teraz na jednym z trzech wysłużonych foteli - tak, namiot nie był nowy - bo miałam jeszcze przecież coś do zrobienia. Podeszłam do maleńkiego kominka, zauważając, że będę musiała przynieść drewno, żeby cokolwiek w nim rozpalić. Musiałam też zabezpieczyć namiot w każdy możliwy sposób, nie tylko przed siłami natury, ale też i przed czarodziejami, którzy mogliby mnie szukać. Z tym zamiarem wyszłam na zewnątrz, w przeraźliwe zimno. Zamknęłam za sobą dokładnie namiot, żeby nie wpuszczać do środka mrozu, a później rozejrzałam się.
Robiło się coraz jaśniej, w każdym razie na tyle, że byłam już w stanie dostrzec wszystko, co znajdowało się wokół. Nie mogłam lepiej trafić - znajdowałam się w środku lasu, na małej, ale wystarczającej na namiot i trochę miejsca przed nim polance, miałam niedaleko strumyczek, który jakimś cudem nie był zamrożony, i z pewnością nikt z moich znajomych nie zamierzał wybrać się tu na biwak. Drzewa ciągnęły się w nieskończoność, tworząc gęsto zarośniętą głuszę, a śnieg osiadł na ich łysych gałęziach, co dawało niesamowity widok. Czegoś takiego z pewnością jeszcze nie widziałam. Zdawało mi się, że wszędzie wokół mnie unosi się pierzysty baldachim, chroniąc mnie przed światem. Ale nie mogłam skupiać się na podziwianiu widoku. Musiałam przecież zabezpieczyć siebie i Nicky'ego przed czyhającymi na nas niebezpieczeństwami. Zamknęłam oczy, żeby lepiej się skoncentrować, a później wymówiłam zaklęcie nienanoszalne - wcześniej dokładnie je przestudiowałam, poza tym wcale nie było takie trudne, jak myślałam - sprawiając, że nikt i nic nie będzie mogło nas odnaleźć, a także nie wtargnie na nasz teren. Użyłam jeszcze kilku bardzo przydatnych zaklęć, co sprawiło, że bardzo opadłam z sił. Musiałam jeszcze tylko zdobyć drewno potrzebne do rozpalenia w kominku. Z żalem rąbnęłam zaklęciem tnącym w jedno z drzew, które zwaliło się na ziemię z hukiem. Podeszłam do niego i pocięłam je na małe kawałki, które pozbierałam i na kilka tur zaniosłam tuż przed namiot. Nie chciałam marnować sił na zaklęcia lewitujące. Parę kawałków wniosłam ze sobą do środka i osuszyłam, a następnie umieściłam w kominku i rozpaliłam ogień. Przyjemne ciepło, wspomagane przez czary, ogrzało szybko pomieszczenie. Zdjęłam zaklęcie ocieplające z fotelika i poczułam przypływ energii. Teraz mogłam zająć się innymi rzeczami, a mianowicie - urządzaniem się w namiocie.
Rozpoczęłam wszystko od uważnego przyjrzenia się pomieszczeniom. Ten jeden, jedyny pokój, był niezbyt duży. Miał podłogę z jakiejś okładziny imitującej drewno, a ściany wyblakłe, ni to żółte, ni to zielonkawe czy kremowe, oczywiście skośne. Znajdowała się w nim ciemnoczerwona kanapa, wspomniane trzy fotele w tym samym kolorze, porozstawiane po kątach, stolik z ciemnego drewna i taka sama szafa, były też dwa niziutkie regały. Na środku leżał dywan w dziwnym, żółtawym kolorze, a nad nim wisiała lampa oliwna. W jednym z rogów pokój przechodził w małą kuchnię z kilkoma jasnymi szafkami i małą lodówką. Była też oddzielona płachtą namiotu łazieneczka w naprawdę mikroskopijnym rozmiarze. Nad mini umywalką wisiało mini lustro. Podeszłam do niego i przejrzałam się. Szczerze mówiąc spodziewałam się gorszego widoku, coś jak potargane włosy, czerwone plamy na twarzy i inne mankamenty urody, ale wyglądałam całkiem znośnie, tylko z lekko zaróżowionymi policzkami.
Wróciłam do głównego pomieszczenia i podeszłam do plecaka, z którego wypakowałam swoje ubrania, a także kilka ubranek Nicky'ego, które były w Norze, a później umieściłam je wszystkie w niedużej szafie. Na regałach porozkładałam butelki i tego typu szpargały, a także książki z potrzebnymi zaklęciami. Wyciągnęłam też składane łóżeczko, które jakimś cudem było akurat w Norze, i rozstawiłam je tuż przy kanapie. Przetransportowałam do niego Nicolasa, który na szczęście nie obudził się podczas operacji, a fotelik odstawiłam w kąt. Wypakowałam jeszcze kilka potrzebnych rzeczy, jak szczoteczka czy pasta do zębów, ale i także małe zapasy jedzenia, które umieściłam w lodówce, a dopiero później pozwoliłam sobie na zagłębienie się w fotelu. Nareszcie spokój i cisza, brak okłamujących mnie ludzi i zimna. Byłam potwornie zmęczona i marzyłam tylko żeby zasnąć - prawdę mówiąc byłam tego bliska, ale poderwałam się w ostatniej chwili. Zapomniałam wypakować z plecaka ostatniej rzeczy, upchanej w bocznej kieszeni. Nieduży przedmiot zawinięty w kolorowy, świąteczny papier. Powstrzymując szloch podeszłam do łóżeczka i położyłam go u stóp Nicky'ego.
- Wesołych świąt, kochanie - szepnęłam, pochylając się i całując jego czółko.
Dwudziesty piąty grudnia. Trzaskający mróz i zamieć śnieżna poza kopułą ochraniającą namiot. Podeszłam do kanapy i przysiadłam na niej, a później położyłam się, zwijając w kłębek, jak wtedy, gdy byłam małą dziewczynką. Okryłam się kocem, który plątał się w pobliżu, i zamknęłam oczy. Nie zorientowałam się, w którym momencie łzy znów popłynęły z moich oczu. Zmęczona nieprzespaną nocą, mrozem i strachem, zasnęłam, gorzko powtarzając w myślach: "Wesołych świąt, Ginny".

* * *

Tego dnia ze smutkiem usiadłam przy świątecznym stole, na którym spoczywał kawałek indyka, którego zwędziłam z domu, podany na dziwnym talerzu, znalezionym w kuchennej szafce. Do picia miałam herbatę z wody ze strumyka, którą przegotowałam w czajniku, również znalezionym w szafce. Za deser miał posłużyć mi placek dyniowy. Nie mogłam zupełnie na niczym skupić myśli, były rozszalałe i rozbiegane. Zamiast jeść, przyglądałam się śpiącemu Nicolasowi. Za kilka lat pewnie nie uwierzy, że spędził święta w namiocie. Ja sama również bym nie wierzyła, gdybym tego nie doświadczyła. Nie, nie było mi wcale żal z powodu, że nie spędzam świąt z rodziną, przeciwnie - odczuwałam coś w rodzaju ponurej satysfakcji. Faktem pozostawało jednak, że nie potrafiłam przewidzieć swojej przyszłości. Co będę jadła za kilka dni? Gdzie będę mieszkać za kilka miesięcy? Co będę robić za kilka lat?
Bardzo chciałam zamieszkać gdzieś z daleka od przeszłości, najlepiej w północnej części Anglii, albo i nawet w Walii! Nie miałabym zupełnie nic przeciwko Walii. Momentami rozważałam też inne kraje Europy. Nie mogłabym mieszkać na południu, bo moja cera, charakterystyczna dla rudzielców, była mało odporna na promienie słoneczne, z miejsca więc odpadały Hiszpania, Włochy, Grecja i tym podobne. Z kolei mróz północy? Finlandia? Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Mróz z pewnością nie był tym, czego oczekiwałam. Z kolei taka Francja nie do końca przypadła mi do gustu, poza tym z nią również związane były moje wspomnienia. Holandia, Luksemburg, Niemcy... miałam tyle możliwości! Chociaż na samą myśl o języku niemieckim czułam, że nie będzie mi się tam dobrze mieszkać. Nie zniosłabym też poprawnej, niemieckiej wymowy u Nicky'ego. Mogłam przenieść myśli dalej na wschód, ale z kolei języki słowiańskie wydawały mi się zbyt trudne do komunikacji. Nie wyobrażałam sobie siebie mówiącej, dajmy na to, po polsku. Chyba połamałabym sobie język. Właściwie to dobrze byłoby mieszkać gdzieś, gdzie mogłabym porozumiewać się normalnie, po angielsku, tyle że jeśli nie zostałabym w terenach Wielkiej Brytanii, wydaje mi się, że musiałabym też opuścić Europę. Więc co dalej? Ameryka? Australia? Właściwie Australia wydawała mi się państwem przyjaznym, przede wszystkim ze względu na wiele powiązań z Wielką Brytanią, ale nie byłam nawet pewna, czy chcę opuścić swój ojczysty kraj.
Zanim wzięłam się na dobre za jedzenie, już wystygło. Westchnęłam i wycelowałam w nie różdżką, żeby trochę je ogrzać. Ze zdziwieniem zauważyłam też, że używam magii częściej, niż kiedykolwiek, tak często, że zaczyna to być trochę męczące - bo ile można tak siedzieć i patrzeć, jak wszystko robi się samo? Mugole muszą mieć barwne życie, ciągle coś robią, ciągle są w ruchu, myślą, jak nie używać magii... I nagle, ni z tego ni z owego, wpadła mi do głowy pewna myśl, która sprawiła, że zesztywniałam na krześle i wstrzymałam oddech. Czy da się wytropić czarodzieja na podstawie użytych przez niego zaklęć? Czy da się odkryć przez to jego położenie? Dlaczego tak mało uważałam na lekcjach?
Poderwałam się od stołu i niemal podbiegłam do mojej małej, prywatnej biblioteczki. Nie miałam ze sobą zbyt dużo książek, a te, które zabrałam, na ogół miały pomóc mi w opiece nad Nicolasem i w przetrwaniu. Przejrzałam je wszystkie uważnie, ale żadna z nich nie dawała odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie. Zrezygnowana, wróciłam do stołu, a chwilę później stwierdziłam, że mój indyk znów jest zimny. Zdenerwowałam się i odstawiłam wszystko do lodówki. I tak nie mogłam teraz nic przełknąć. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, więc sprawdziłam, czy Nicky na pewno mocno śpi, a później założyłam na siebie płaszcz i wyszłam na zewnątrz.
Słońce chyliło się ku zachodowi, rzucając dziwną poświatę. Miałam swój namiot, swoją polankę, ale nie czułam się bezpieczna, nawet mimo otaczających mnie czarów. To głupie pytanie wciąż przychodziło mi do głowy: czy są w stanie mnie odnaleźć? Ale, tak właściwie, nie miałam podstaw, które mogłyby mnie zmuszać do zadawania tego pytania. Przecież moja rodzina mogła stwierdzić, że skoro odeszłam z własnej woli, można mnie spisać na straty, jak Percy'ego. Ot, kolejny członek rodziny, który się od niej odłącza, zachowując swoje życie tylko i wyłącznie dla siebie.
Przez moje ciało przeszedł nagły dreszcz - widziałam rozpacz mamy po odejściu Percy'ego. Wiedziałam, jak bardzo chciała jego powrotu. I właśnie na tej podstawie mogłam stwierdzać, że będzie chciała mnie odnaleźć, zwłaszcza, że w moim przypadku całe odejście odbyło się w mniej drastycznych okolicznościach. Miałam wielką nadzieję, że jednak mnie nie znajdą, że po prostu zostawią mnie w spokoju. Jeśli miałam być szczera, zależało mi tylko na jednej osobie. Tylko tej osobie mogłam pozwolić się znaleźć. Ale żeby to zrobić, musiałby się bardzo do tego przyłożyć, a później, przede wszystkim, udowodnić, że jest nas godzien, co w jego przypadku raczej było niemożliwe. Wiadomo Kto pewnie już dawno spisał mnie na straty. Odeszłam od niego, problem z głowy. Nie musiał już wykonywać żadnego zadania dla Dumbledore'a, mógł w pełni poświęcić się Voldemortowi.
W sumie wydawało mi się to dziwne. Dumbledore i Voldemort razem, w jednej myśli, tworzyli mocno wybuchową mieszankę. Coś mi się nie zgadzało. Przecież Wiadomo Kto nie mógł tak po prostu sprzymierzać się i z jednym, i z drugim. Któryś musiał być "tym głównym", "zleceniodawcą"... Czy oznaczało to, że istnieją dwie opcje? Jest albo dobry, albo zły? Jeśli miałam dokonać wyboru tylko z tych dwóch wariantów, śmiało mogłam powiedzieć, że należy do złych. Nikt dobry nie zachowywał się w taki sposób, jak on. W takim razie nie zasługiwał na to, żeby mieć jakikolwiek kontakt z Nicolasem, a tym samym i ze mną. Nie chciałam mieć nic wspólnego ze sługami Voldemorta. Ja już dawno wybrałam stronę - stronę dobra - i nie zamierzałam działać wbrew swoim przekonaniom.
Istniała jeszcze jedna opcja, przed którą się wzbraniałam. Może Wiadomo Kto był z tych, którzy wybierają to, co łatwiejsze? Może z tych, którzy są neutralni, nie starają się przynależeć czynnie do żadnej ze stron, oczekując na przebieg wydarzeń? Może jemu było po prostu obojętne, czy on działa dobrze, czy źle? To byłoby chyba jeszcze gorsze, niż wybranie zła. Nienawidziłam bezczynności, bezradności i obojętności - co dziwne, co ja właśnie w tym momencie robiłam?
W zamyśleniu wsadziłam ręce do kieszeni. Zdziwiło mnie, gdy pod płaszczem wyczułam coś... jakby papier. Rozpięłam kilka guzików i sięgnęłam do kieszeni bluzy, którą miałam na sobie. Cały czas powtarzałam sobie, że pewnie po prostu mi się wydawało, ale odsunęłam od siebie te myśli, gdy moja dłoń natrafiła na pergamin. Chwilę zmagałam się z samą sobą. Czy naprawdę chciałam się przekonać, co to jest? Ale moje myśli pędziły już szaleńczo w przeszłość. W mgnieniu oka skojarzyłam wszystkie fakty i niemal krzyknęłam, wyciągając dłoń z kieszeni, jakby poraził mnie prąd. Mój oddech momentalnie się przyspieszył, a ręce zaczęły drżeć. Chciałam uciec od przeszłości? Głupia. Ona mnie goniła. Wciąż była o krok za mną, czekając, aż zwolnię.
Przemogłam się i wyjęłam z kieszeni list od Nicka. To była ta sama bluza, którą miałam na sobie w dniu, kiedy odeszłam od Wiadomo Kogo. Ta sama, w której przeglądałam jego papiery i natrafiłam na TO. A teraz nadeszła chwila, w której miałam poznać ostatnie z myśli Nicka, które kiedykolwiek chciał mi przekazać. Czy byłam na to gotowa? Czy mogłam, czytając ten list, podsumować całą przeszłość?
Odeszłam kilka kroków od namiotu, odgarnęłam warstwę śniegu z ukrytego pod nim kamienia, a później usiadłam na nim. Rozprostowałam pergamin i moim oczom ukazało się pismo mojego przyjaciela. Za pierwszym razem płakałam tak bardzo, że nie byłam w stanie nic odczytać. Teraz nie mogłam zmusić się do łez. Chyba wyczerpał mi się cały zapas.

Ginny.
Ginevro, jak zdradziłaś mi, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Jestem Ci winien parę słów wyjaśnień. Przede wszystkim z pewnością wiesz już, że nie żyję. O rany, piszę to po raz kolejny. Spróbuj napisać komuś list, który będzie czytał po Twojej śmierci, a zobaczysz, jakie to dołujące! Nie wiem, jaka będzie, no, czy też była, Twoja reakcja na wieść o mojej… moim zgonie? Ha, ha. Wybacz, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że nie żyję. Chociaż wiem, że umrę, a wszystko przez to, że parę lat temu zostałem naznaczony przez śmierciożercę - jest to swego rodzaju więź, która pozwala na częściową dominację nade mną. Wiesz, te moje utraty przytomności i takie tam. Wyczerpują moją energię, żeby łatwiej było mnie dopaść. A poza tym czasem zdarza się, że wiedzą, gdzie w chwili obecnej przebywam. Dumbledore postarał się ochronić mnie zaklęciami, ale one wciąż słabną. Wolałbym umrzeć, robiąc coś dla Zakonu - tak, działam w Zakonie - niż dać się zaskoczyć, więc może samo umieranie nie będzie aż takie złe?
Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Żałuję, że tak wyszło, ale Draco zakazał mówić Ci o czymkolwiek, i to nie tylko mnie. Dumbledore zasugerował, żeby powoli, z biegiem wydarzeń Cię coraz bardziej uświadamiać, ale on nie chciał o tym słyszeć. Stał się strasznie władczy, zauważyłaś? Jakby tylko on miał prawo decydować o Tobie. Nie do końca rozumiem, co nim kierowało. Pewnie masz co do niego wiele wątpliwości, zwłaszcza teraz. Bo ufam, że kiedy to czytasz, wiesz już mniej więcej, co się dzieje. Jeśli mimo wszystko nie wiesz, spróbuj poprosić o wyjaśnienia Angelique - ona na pewno Ci pomoże, oczywiście na tyle, na ile będzie mogła. To naprawdę świetna przyjaciółka. Możesz być pewna, że nigdy Cię nie zawiedzie, a na dodatek zrobi wszystko, żebyś nie cierpiała. Wiem, co mówię. Pomogła mi wiele razy i bardzo jestem jej za to wdzięczny.
Nie miej też żalu do Carla. Wszystko wygląda tak, jakby Ciebie nie lubił, ale to nieprawda - jest bardzo nieufny w stosunku do ludzi, bardzo trudno zdobyć jego zaufanie i przyjaźń. Wcale nie jest tak, że Cię nie lubi, jak mogłoby Ci się wydawać - on po prostu ma taki sposób bycia. Proszę Cię, postaraj się go zaakceptować. Miał trudną przeszłość, zresztą, chyba jak każdy wokół. Nawet ja nie miałem lekko, Draco też nie. Znałaś Lucjusza Malfoya, choćby z widzenia, prawda? Wyobraź sobie, jak by to było z nim mieszkać. Draco otrzymał takie a nie inne wychowanie i nie potrafi się zmienić. Co nie oznacza, że ma prawo Tobą dyrygować. Powinnaś sama móc decydować o wszystkim, ale on niekoniecznie to rozumie. Może w końcu zrozumie. Oby. Mam nadzieję, że nie będzie wtedy za późno.
Właściwie zawsze zastanawiałem się, co dokładnie do niego czujesz. Nie wydaje mi się, żeby był to wzór Twojego idealnego księcia z bajki, on nie mówi o sobie - może to właśnie o to chodzi? - i nie licz na to, że będzie Ci się zwierzał. Znam go parę lat, nie za dobrze, ale na tyle, żeby akurat to wiedzieć. Zresztą pewnie sama już to odkryłaś. Życzę Ci jak najlepiej, wiesz, i chciałbym, żeby między Wami było wszystko w porządku. To właściwa osoba, żeby zapewnić Ci bezpieczeństwo. Znów to słowo. Z pewnością zastanawiasz się, dlaczego wszyscy w kółko o tym mówią. Chodzi o to, że Voldemort bardzo chciałby Cię usunąć ze świata, właściwie to nie tylko Ciebie. Tak - dziecko też. Pewnie myślisz, o co w tym wszystkim chodzi. Prawda jest taka, że on wie, że jego koniec się zbliża. Siał postrach już zbyt długo i nie może mu to ujść na sucho. Nie mogę zdradzać wszystkich spraw Zakonu, rozumiesz, prawda? W końcu Twoi rodzice i większość rodzeństwa w nim działają. Miej nadzieję, że to już niedługo - wszyscy powinni w to wierzyć.
Co jeszcze chciałbym Ci powiedzieć? Wiele słów, których teraz nie mogę sobie przypomnieć. Bardzo ciężko jest streścić wszystko w jednym liście. Żałuję, że mimo wszystko nie byłem z Tobą szczery od samego początku, nie miałbym Ci tyle do powiedzenia teraz. Cóż, popełniłem błąd, ulegając namowom Draco, żeby trzymać Cię w nieświadomości. I znowu - nie rozumiem go! Gdybym to ja był na jego miejscu, nigdy bym Cię nie ograniczał. Ale nie jestem, więc chyba nie powinienem się wtrącać. Po prostu zależy mi na Twoim szczęściu - bądź co bądź był czas, kiedy byłaś mi bardzo bliska. Nadal jesteś, choć w trochę innym znaczeniu. Uważam Cię po prostu za przyjaciółkę i bardzo się cieszę, że miałem sposobność Cię poznać. I wiesz? W rezultacie dobrze się stało, że wszystko tak się ułożyło, bo gdyby nie to, nigdy nie miałbym Elissy. A, no i oczywiście mam w związku z tym do Ciebie taką małą prośbę. Widzisz, Elissa to dziewczyna, na którą czekałem całe swoje życie. Martwi mnie to, że może zostać sama. Nie chciałbym przysparzać jej zmartwień. Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego. W każdym razie chciałbym, żebyś miała na nią oko. Żebyś czasem skontaktowała się z nią, porozmawiała. Ona jest bardzo samotna, nie ma przyjaciół, ma tylko mnie. Nie chciałbym, żeby znów została sama. Mogłabyś czasem się z nią spotkać, pogadać? Na pewno wiele by to dla niej znaczyło. Poproś też o to Angelique, ona na pewno nie odmówi.
Głowa do góry. Miej nadzieję, że wszystko jakoś się ułoży. Nie skreślaj Draco, jestem pewny, że bardzo mu na Tobie zależy, choć może to okazywać w bardzo dziwny sposób. Nie wychylaj się, pamiętaj, że tu chodzi o Twoje bezpieczeństwo. Już niedługo - Voldemort poniesie karę za całe zło, które wyrządził. I wierzę, że będziesz szczęśliwa.
Trzymaj się. Bądź dzielną dziewczynką, moja młodsza siostrzyczko, i nie pchaj się gdzie nie trzeba.

Nick

Musiałam przeczytać list dwa razy, żeby udało mi się chociaż powierzchownie zrozumieć jego treść. Moje myśli plątały się ze sobą, mknęły gdzieś, żeby później gwałtownie zawrócić. Cisza, spokój!, chciałam na nie krzyknąć. Chaos w głowie, w sercu, w całym ciele, w otoczeniu... Czy ja byłam tu, czy gdzieś indziej? Równie dobrze mogłam znajdować się w jakimkolwiek innym wymiarze, przestrzeni, świecie… Moje myśli były tak głośne, że skutecznie mnie otumaniały, a moja zdolność kojarzenia zmalała do minimum. Wiedziałam, że nie będzie mi łatwo po przeczytaniu tego listu, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo wszystko się pogmatwa. Przede wszystkim uderzył mnie radosny ton, w jakim Nick utrzymywał swoją wypowiedź, tak nie na miejscu, tak nienaturalny. Jak to? Jak on mógł pisać o wszystkim tak spokojnie? Jak mógł z taką rezerwą traktować tak istotne informacje? I dlaczego, do stu dementorów, dlaczego tak bardzo wierzył we mnie i w moje reakcje? Dlaczego tak wielką nadzieję pokładał w tym, że zrozumiem, że zachowam się tak, jak oczekiwał, że przyjmę to wszystko ze spokojem i rozwagą? Doskonale mnie znał, wiedział, znał moje usposobienie, jak mógł nie wziąć pod uwagę mojej impulsywności, wrażliwości na spotykające mnie przykrości i niepowodzenia, a także złości i uporu?!
List emanował tak sztuczną, pozytywną energią, że poczułam nieodpartą ochotę rozerwania go na maleńkie kawałeczki i wrzucenia do ognia. Nie zrobiłam tego tylko ze względu na fakt, że był to ostatni z elementów układanki tworzącej moją przeszłość. Napawał mnie lekką nadzieją, bo pozwalał wierzyć w to, że jednak nie wszystko wokół mnie było fałszem, a przynajmniej nie przyjaźń Nicka. Pozwalał też powiązać ze sobą wiele elementów, zrozumieć relacje między Nickiem i jego znajomymi. Ale... jak miałam wytłumaczyć sobie ten swobodny ton, którym opisywał... Wiadomo Kogo? Jak miałam zrozumieć, skąd nagle tyle opanowania, racjonalnego myślenia, akceptacji...? Czułam się, jakbym czytała list od obcej osoby. Nie znałam takiego Nicka, a przynajmniej nie przed tym, jak związał się z Elissą. On nie był taki, nie wydawało mi się, żeby potrafił spojrzeć na wszystko z góry, z zupełnie innej perspektywy. Nie znałam takiego Nicka! Moje serce wypełniał ból, jakbym straciła sojusznika i naprawdę została sama. Ale nie miałam zamiaru tylko ze względu na to czegoś zmieniać. To, co zrobiłam, było tylko moją własną decyzją, słuszną decyzją!
Dlaczego więc poczułam się tak okropnie? Dlaczego poczułam, że postępuję niewłaściwie, że za bardzo się tym wszystkim przejmuję, choć równocześnie same słowa Nicka potęgowały całą moją wściekłość? Dlaczego przez moją głowę przemykały myśli o powrocie do dawnego życia, o naprawieniu wyrządzonych szkód, podtrzymaniu więzi? Dlaczego zaczęłam postrzegać rzeczywistość jako puzzle, które przypadkiem się porozpadały i pogubiły, a ja mogłam je wszystkie znaleźć i poukładać na swoich miejscach? Nie należałam już do tamtego świata. Sama się go wyparłam, nie zamierzałam do niego wracać, nie po to odcięłam się od wszystkiego! Zdawałam sobie też sprawę z tego, że wszystko jest zbyt świeże, żebym mogła podejść do tego z dystansem, przemyśleniem, ale gdybym w tym momencie stała w salonie w Norze, pisząc kartkę, nie postąpiłabym inaczej, wiedziałam o tym. Więc dlaczego nachodziły mnie wątpliwości? Dlaczego wciąż gubiłam się we własnych myślach, zmieniałam nastawienie, sprawiając, że w rezultacie błądziłam po omacku, szukając jakichś pewnych słów, pewnych wydarzeń, uczuć?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że stoję i zgniatam w dłoniach list, dopóki coś mnie nie tknęło, póki nie zdecydowałam się czegoś sprawdzić... Rozluźniłam zaciśnięte ręce i przez chwilę patrzyłam na zgnieciony w kulkę pergamin, żeby dopiero po kilku minutach zdecydować się go rozprostować. Przeczytałam go po raz kolejny, skupiając się maksymalnie na każdej z informacji - chłonęłam je zazdrośnie, każdej z nich chwytałam się kurczowo. Starałam się poukładać sobie wszystko, co wiem, jak najprzejrzyściej.
Nick miał ciężkie dzieciństwo, ze względu na matkę, a także na to, że stracił ojca, ale wciąż był pogodny. Nie mógł realizować swoich marzeń, nie mógł się spełnić, a na dodatek ten incydent ze śmierciożercami, którzy zniszczyli całą jego przyszłość... Nie wiem, czy potrafiłabym żyć dalej ze świadomością, że zginę. A on? Nie poddał się. Później ten wypadek podczas wyścigu. Skoro był dobry, dlaczego tak właśnie się stało? To nielogiczne, siedem lat trenować, a później tak po prostu okazać się... słabym? Na domiar złego zerwał z dziewczyną, która zdradziła go z jego najlepszym przyjacielem, a on nadal parł do przodu, nie załamał się! Postanowił być twardy, patrzyć na życie z uśmiechem, działać w imię dobra. To gorzka prawda o życiu - daje niezłego kopa, ale nie ofiaruje rekompensaty. Wszystko kiedyś się kończy, wszystko przemija. A ja, jak Nick, musiałam znaleźć w sobie siłę, żeby nie przejmować się tym, co było, żeby skupić się na tym, co jest tu i teraz. Wiedziałam, że wszystko zależy tylko i wyłącznie od nastawienia. Mam Nicolasa, powtarzałam sobie. Jestem jeszcze młoda. I choć wisi nade mną jarzmo Voldemorta, czemu nadal nie umiem dowierzać, że dam radę wszystko jakoś poukładać. Może po prostu to był znak, że powinnam zmienić swoje życie. Że powinnam zacząć z zupełnie innego miejsca. Dostałam szansę na zmiany. I teraz tylko ode mnie zależało, co z tym dalej zrobię.
Coś mówiło mi, że mogłabym wrócić, mogłabym naprawić wszystko, co się zniszczyło. Ale tym razem wolałam wybrać łatwiejszą drogę. Może nie było to mądre, ale ufałam, że to słuszna decyzja. Przeszłość uparcie mnie goniła, ale ja zamierzałam biec dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)