Zrobiłam w życiu już wiele głupot, choćby i w przeciągu
ostatniego roku, a to była jedna z tych głupot, które pociągają za sobą duże
konsekwencje. Przed siódmą rano, pogrążona w ciemnościach, zmarznięta i
zrezygnowana, siedziałam na ławce w parku gdzieś w Anglii. Nicky spał w dziecięcym
foteliku tuż obok, otoczony moim dającym ciepło zaklęciem. Dla otoczenia tym
samym siebie zabrakło mi siły. Od co najmniej godziny siedziałam na mrozie,
płacząc. Wiedziałam, że nie mogę wrócić do domu, wiedziałam, że muszę zacząć
nowe życie, ale jak na razie nie miałam pojęcia, jak i gdzie mogłabym to zrobić.
Czekałam, aż wstanie słońce, bo bałam się w ciemności teleportować do lasu,
gdzie mogłabym rozłożyć namiot spoczywający w moim plecaku. Otuliłam się
szczelniej kocem, a i tak było mi zimno. Że też akurat musiał panować mróz! Jak
zwykle wszystko działało na moją niekorzyść - nie mogłam znaleźć się w takiej
sytuacji latem? A nie zimą, a dokładniej... w święta?
Samochody od czasu do czasu przejeżdżały pobliską drogą.
Ludzie nie śpieszyli jeszcze chodnikiem, było na to za zimno i za wcześnie.
Kiedy kolejne auto przejechało niedaleko, zamarzyłam, by być w środku.
Przynajmniej już bym tak nie marzła. Wiedziałam, że w tym momencie zachowuję
się skrajnie nieodpowiedzialnie - w końcu dopiero co wyzdrowiałam, a na dodatek
miałam ze sobą dwumiesięcznego niemowlaka - ale nie chciałam łamać prawa,
wymuszając na kimś czarami wpuszczenie mnie do domu czy innego budynku. No ale
dobrze, owszem, może moje zachowanie było trochę lekkomyślne, ale ja naprawdę
miałam plan! Tyle że... na później. Teraz musiałam tylko dotrwać wschodu
słońca. Tylko to. Tylko chwila.
Patrzyłam uparcie w niebo, zaklinając, żeby zrobiło się
jasno jak najszybciej. Mimo ciepłego ubrania, płaszcza i koca mróz przenikał
mnie na wskroś. Wzięłam do ręki różdżkę - cóż, miałam nadzieję, że tym razem mi
się uda. Skupiłam się i wypowiedziałam zaklęcie. Przezroczysta, widziana tylko
dla mnie bańka zaczęła rosnąć na koniuszku różdżki. Włożyłam całą swoją energię
w to, żeby była coraz większa. Otoczyła już moją głowę i ramiona, poczułam miłe
ciepło, ale to nie wystarczało. Bańka rosła, a moje siły malały. Jeszcze
troszeczkę, powtarzałam sobie, zaciskając zęby, jeszcze odrobinkę. Prawie
osiągnęłam już swój cel, ale w tym momencie przezroczysta powłoczka pękła, pozostawiając
tylko namiastkę ciepła, którą szybko rozwiał lodowaty powiew wiatru. Opuściłam
rękę z różdżką i poczekałam, aż moje siły trochę się zregenerują, a później
spróbowałam jeszcze raz. I jeszcze. Wskutek przelotnego ciepła i wysiłku
zrobiło mi się odrobinę mniej zimno, ale nadal nie było to to, czego chciałam.
Kiedy wypowiedziałam zaklęcie po raz kolejny, zamykając oczy, by lepiej się
skoncentrować, Nicolas obudził się. A myślałam, że gorzej być nie może.
Zamachał rączkami i wykrzywił twarzyczkę, chcąc się rozpłakać. Pochyliłam się
nad nim, nie chcąc do tego dopuścić.
- Nicky, skarbeńku mój, cii, nie płacz, proszę cię...
Ale on nic nie robił sobie z moich błagań. Chwilę jakby
się namyślał, a później zawył jak syrena alarmowa. Rozejrzałam się. W pobliżu
nie było nikogo, ale gdyby ktoś przypadkiem usłyszał płacz małego, z pewnością
by tu podszedł i zaczął mnie nagabywać za nie dbanie o dziecko. Ponowiłam więc
próbę.
- Nie płacz, cichutko, cii, zaraz, zaraz dostaniesz am,
ale teraz nie płacz...
Rzuciłam się do plecaka, żeby wyjąć z niego butelkę z
gotowym mlekiem. Przynajmniej to miałam przy sobie. Podgrzałam je różdżką i
podałam Nicolasowi do picia. Nie chciałam brać go na ręce, bo bałam się, że
jego osłona cieplna zniknie, gdy wyciągnę go z fotelika. Dlatego tylko
pochylałam się nad nim i szeptałam czułe słówka, żeby się uspokoił. Musiał być
naprawdę głodny, bo wypił mleko w rekordowym tempie, a potem ziewnął słodko i
zapadł znów w sen. Dziękowałam niebiosom, że nie pozostał przytomny, bo z
pewnością nieźle by krzyczał, a wtedy musiałabym znaleźć inne miejsce do
przeczekania nocy.
Po jakimś czasie z radością zauważyłam, że zaczyna się
rozjaśniać. Podczas siedzenia na ławce dokładnie przygotowałam sobie tymczasowy
plan działania. Wstałam, złożyłam koc i włożyłam go do plecaka, który następnie
umieściłam na plecach, a później sięgnęłam po uchwyt fotelika. Przycisnęłam go
do siebie, żeby uchronić Nicolasa przed negatywnym wpływem teleportacji, a
później okręciłam się wokół własnej osi, znikając, żeby pojawić się w zupełnie
innym miejscu.
Tam, gdzie dotarłam, było trochę ciemniej niż w parku, ale
nie była to już noc. Stałam na niewielkiej polance w lesie, a tuż obok mnie
szemrał strumyk. Zajrzałam do fotelika, chcąc upewnić się, czy z małym wszystko
w porządku, a później postawiłam go ostrożnie na ziemi. Zdjęłam z pleców bagaż
i wyciągnęłam namiot, który parę lat temu kupił Bill, żeby później nie
wykorzystać go ani razu. Położyłam go na ziemi w miejscu, które wydało mi się
najodpowiedniejsze, i, zerkając wciąż na synka, nieudolnie zaczęłam czarować.
Trochę czasu minęło, nim namiot stanął pewnie na miejscu, ale byłam zadowolona
z rezultatów. Szybko wróciłam do Nicky'ego i wniosłam go do środka. Nie był to
może luksusowy namiot, miał jeden pokój, połączony z mała kuchnią, i maleńką
łazienkę, ale nie mogłam narzekać - to było o wiele lepsze niż ławka w parku.
Nie mogłam jednak usiąść teraz na jednym z trzech wysłużonych foteli - tak,
namiot nie był nowy - bo miałam jeszcze przecież coś do zrobienia. Podeszłam do
maleńkiego kominka, zauważając, że będę musiała przynieść drewno, żeby
cokolwiek w nim rozpalić. Musiałam też zabezpieczyć namiot w każdy możliwy
sposób, nie tylko przed siłami natury, ale też i przed czarodziejami, którzy
mogliby mnie szukać. Z tym zamiarem wyszłam na zewnątrz, w przeraźliwe zimno.
Zamknęłam za sobą dokładnie namiot, żeby nie wpuszczać do środka mrozu, a
później rozejrzałam się.
Robiło się coraz jaśniej, w każdym razie na tyle, że byłam
już w stanie dostrzec wszystko, co znajdowało się wokół. Nie mogłam lepiej
trafić - znajdowałam się w środku lasu, na małej, ale wystarczającej na namiot
i trochę miejsca przed nim polance, miałam niedaleko strumyczek, który jakimś
cudem nie był zamrożony, i z pewnością nikt z moich znajomych nie zamierzał
wybrać się tu na biwak. Drzewa ciągnęły się w nieskończoność, tworząc gęsto zarośniętą
głuszę, a śnieg osiadł na ich łysych gałęziach, co dawało niesamowity widok.
Czegoś takiego z pewnością jeszcze nie widziałam. Zdawało mi się, że wszędzie
wokół mnie unosi się pierzysty baldachim, chroniąc mnie przed światem. Ale nie
mogłam skupiać się na podziwianiu widoku. Musiałam przecież zabezpieczyć siebie
i Nicky'ego przed czyhającymi na nas niebezpieczeństwami. Zamknęłam oczy, żeby
lepiej się skoncentrować, a później wymówiłam zaklęcie nienanoszalne -
wcześniej dokładnie je przestudiowałam, poza tym wcale nie było takie trudne,
jak myślałam - sprawiając, że nikt i nic nie będzie mogło nas odnaleźć, a także
nie wtargnie na nasz teren. Użyłam jeszcze kilku bardzo przydatnych zaklęć, co
sprawiło, że bardzo opadłam z sił. Musiałam jeszcze tylko zdobyć drewno
potrzebne do rozpalenia w kominku. Z żalem rąbnęłam zaklęciem tnącym w jedno z
drzew, które zwaliło się na ziemię z hukiem. Podeszłam do niego i pocięłam je
na małe kawałki, które pozbierałam i na kilka tur zaniosłam tuż przed namiot. Nie
chciałam marnować sił na zaklęcia lewitujące. Parę kawałków wniosłam ze sobą do
środka i osuszyłam, a następnie umieściłam w kominku i rozpaliłam ogień.
Przyjemne ciepło, wspomagane przez czary, ogrzało szybko pomieszczenie. Zdjęłam
zaklęcie ocieplające z fotelika i poczułam przypływ energii. Teraz mogłam zająć
się innymi rzeczami, a mianowicie - urządzaniem się w namiocie.
Rozpoczęłam wszystko od uważnego przyjrzenia się
pomieszczeniom. Ten jeden, jedyny pokój, był niezbyt duży. Miał podłogę z
jakiejś okładziny imitującej drewno, a ściany wyblakłe, ni to żółte, ni to
zielonkawe czy kremowe, oczywiście skośne. Znajdowała się w nim ciemnoczerwona
kanapa, wspomniane trzy fotele w tym samym kolorze, porozstawiane po kątach,
stolik z ciemnego drewna i taka sama szafa, były też dwa niziutkie regały. Na
środku leżał dywan w dziwnym, żółtawym kolorze, a nad nim wisiała lampa oliwna.
W jednym z rogów pokój przechodził w małą kuchnię z kilkoma jasnymi szafkami i
małą lodówką. Była też oddzielona płachtą namiotu łazieneczka w naprawdę mikroskopijnym
rozmiarze. Nad mini umywalką wisiało mini lustro. Podeszłam do niego i
przejrzałam się. Szczerze mówiąc spodziewałam się gorszego widoku, coś jak
potargane włosy, czerwone plamy na twarzy i inne mankamenty urody, ale
wyglądałam całkiem znośnie, tylko z lekko zaróżowionymi policzkami.
Wróciłam do głównego pomieszczenia i podeszłam do plecaka,
z którego wypakowałam swoje ubrania, a także kilka ubranek Nicky'ego, które
były w Norze, a później umieściłam je wszystkie w niedużej szafie. Na regałach
porozkładałam butelki i tego typu szpargały, a także książki z potrzebnymi
zaklęciami. Wyciągnęłam też składane łóżeczko, które jakimś cudem było akurat w
Norze, i rozstawiłam je tuż przy kanapie. Przetransportowałam do niego
Nicolasa, który na szczęście nie obudził się podczas operacji, a fotelik
odstawiłam w kąt. Wypakowałam jeszcze kilka potrzebnych rzeczy, jak szczoteczka
czy pasta do zębów, ale i także małe zapasy jedzenia, które umieściłam w
lodówce, a dopiero później pozwoliłam sobie na zagłębienie się w fotelu.
Nareszcie spokój i cisza, brak okłamujących mnie ludzi i zimna. Byłam potwornie
zmęczona i marzyłam tylko żeby zasnąć - prawdę mówiąc byłam tego bliska, ale
poderwałam się w ostatniej chwili. Zapomniałam wypakować z plecaka ostatniej
rzeczy, upchanej w bocznej kieszeni. Nieduży przedmiot zawinięty w kolorowy,
świąteczny papier. Powstrzymując szloch podeszłam do łóżeczka i położyłam go u
stóp Nicky'ego.
- Wesołych świąt, kochanie - szepnęłam, pochylając się i
całując jego czółko.
Dwudziesty piąty grudnia. Trzaskający mróz i zamieć
śnieżna poza kopułą ochraniającą namiot. Podeszłam do kanapy i przysiadłam na
niej, a później położyłam się, zwijając w kłębek, jak wtedy, gdy byłam małą
dziewczynką. Okryłam się kocem, który plątał się w pobliżu, i zamknęłam oczy.
Nie zorientowałam się, w którym momencie łzy znów popłynęły z moich oczu.
Zmęczona nieprzespaną nocą, mrozem i strachem, zasnęłam, gorzko powtarzając w
myślach: "Wesołych świąt, Ginny".
* * *
Tego dnia ze smutkiem usiadłam przy świątecznym stole, na
którym spoczywał kawałek indyka, którego zwędziłam z domu, podany na dziwnym
talerzu, znalezionym w kuchennej szafce. Do picia miałam herbatę z wody ze
strumyka, którą przegotowałam w czajniku, również znalezionym w szafce. Za
deser miał posłużyć mi placek dyniowy. Nie mogłam zupełnie na niczym skupić
myśli, były rozszalałe i rozbiegane. Zamiast jeść, przyglądałam się śpiącemu
Nicolasowi. Za kilka lat pewnie nie uwierzy, że spędził święta w namiocie. Ja
sama również bym nie wierzyła, gdybym tego nie doświadczyła. Nie, nie było mi
wcale żal z powodu, że nie spędzam świąt z rodziną, przeciwnie - odczuwałam coś
w rodzaju ponurej satysfakcji. Faktem pozostawało jednak, że nie potrafiłam
przewidzieć swojej przyszłości. Co będę jadła za kilka dni? Gdzie będę mieszkać
za kilka miesięcy? Co będę robić za kilka lat?
Bardzo chciałam zamieszkać gdzieś z daleka od przeszłości,
najlepiej w północnej części Anglii, albo i nawet w Walii! Nie miałabym zupełnie
nic przeciwko Walii. Momentami rozważałam też inne kraje Europy. Nie mogłabym
mieszkać na południu, bo moja cera, charakterystyczna dla rudzielców, była mało
odporna na promienie słoneczne, z miejsca więc odpadały Hiszpania, Włochy,
Grecja i tym podobne. Z kolei mróz północy? Finlandia? Wzdrygnęłam się na samą
myśl o tym. Mróz z pewnością nie był tym, czego oczekiwałam. Z kolei taka
Francja nie do końca przypadła mi do gustu, poza tym z nią również związane
były moje wspomnienia. Holandia, Luksemburg, Niemcy... miałam tyle możliwości!
Chociaż na samą myśl o języku niemieckim czułam, że nie będzie mi się tam
dobrze mieszkać. Nie zniosłabym też poprawnej, niemieckiej wymowy u Nicky'ego.
Mogłam przenieść myśli dalej na wschód, ale z kolei języki słowiańskie wydawały
mi się zbyt trudne do komunikacji. Nie wyobrażałam sobie siebie mówiącej, dajmy
na to, po polsku. Chyba połamałabym sobie język. Właściwie to dobrze byłoby
mieszkać gdzieś, gdzie mogłabym porozumiewać się normalnie, po angielsku, tyle
że jeśli nie zostałabym w terenach Wielkiej Brytanii, wydaje mi się, że
musiałabym też opuścić Europę. Więc co dalej? Ameryka? Australia? Właściwie
Australia wydawała mi się państwem przyjaznym, przede wszystkim ze względu na
wiele powiązań z Wielką Brytanią, ale nie byłam nawet pewna, czy chcę opuścić
swój ojczysty kraj.
Zanim wzięłam się na dobre za jedzenie, już wystygło.
Westchnęłam i wycelowałam w nie różdżką, żeby trochę je ogrzać. Ze zdziwieniem
zauważyłam też, że używam magii częściej, niż kiedykolwiek, tak często, że
zaczyna to być trochę męczące - bo ile można tak siedzieć i patrzeć, jak
wszystko robi się samo? Mugole muszą mieć barwne życie, ciągle coś robią, ciągle
są w ruchu, myślą, jak nie używać magii... I nagle, ni z tego ni z owego,
wpadła mi do głowy pewna myśl, która sprawiła, że zesztywniałam na krześle i
wstrzymałam oddech. Czy da się wytropić czarodzieja na podstawie użytych przez
niego zaklęć? Czy da się odkryć przez to jego położenie? Dlaczego tak mało
uważałam na lekcjach?
Poderwałam się od stołu i niemal podbiegłam do mojej
małej, prywatnej biblioteczki. Nie miałam ze sobą zbyt dużo książek, a te,
które zabrałam, na ogół miały pomóc mi w opiece nad Nicolasem i w przetrwaniu.
Przejrzałam je wszystkie uważnie, ale żadna z nich nie dawała odpowiedzi na
nurtujące mnie pytanie. Zrezygnowana, wróciłam do stołu, a chwilę później
stwierdziłam, że mój indyk znów jest zimny. Zdenerwowałam się i odstawiłam
wszystko do lodówki. I tak nie mogłam teraz nic przełknąć. Nie wiedziałam, co
ze sobą zrobić, więc sprawdziłam, czy Nicky na pewno mocno śpi, a później
założyłam na siebie płaszcz i wyszłam na zewnątrz.
Słońce chyliło się ku zachodowi, rzucając dziwną poświatę.
Miałam swój namiot, swoją polankę, ale nie czułam się bezpieczna, nawet mimo
otaczających mnie czarów. To głupie pytanie wciąż przychodziło mi do głowy: czy
są w stanie mnie odnaleźć? Ale, tak właściwie, nie miałam podstaw, które
mogłyby mnie zmuszać do zadawania tego pytania. Przecież moja rodzina mogła
stwierdzić, że skoro odeszłam z własnej woli, można mnie spisać na straty, jak
Percy'ego. Ot, kolejny członek rodziny, który się od niej odłącza, zachowując
swoje życie tylko i wyłącznie dla siebie.
Przez moje ciało przeszedł nagły dreszcz - widziałam
rozpacz mamy po odejściu Percy'ego. Wiedziałam, jak bardzo chciała jego
powrotu. I właśnie na tej podstawie mogłam stwierdzać, że będzie chciała mnie
odnaleźć, zwłaszcza, że w moim przypadku całe odejście odbyło się w mniej
drastycznych okolicznościach. Miałam wielką nadzieję, że jednak mnie nie znajdą,
że po prostu zostawią mnie w spokoju. Jeśli miałam być szczera, zależało mi
tylko na jednej osobie. Tylko tej osobie mogłam pozwolić się znaleźć. Ale żeby
to zrobić, musiałby się bardzo do tego przyłożyć, a później, przede wszystkim,
udowodnić, że jest nas godzien, co w jego przypadku raczej było niemożliwe.
Wiadomo Kto pewnie już dawno spisał mnie na straty. Odeszłam od niego, problem
z głowy. Nie musiał już wykonywać żadnego zadania dla Dumbledore'a, mógł w
pełni poświęcić się Voldemortowi.
W sumie wydawało mi się to dziwne. Dumbledore i Voldemort
razem, w jednej myśli, tworzyli mocno wybuchową mieszankę. Coś mi się nie
zgadzało. Przecież Wiadomo Kto nie mógł tak po prostu sprzymierzać się i z
jednym, i z drugim. Któryś musiał być "tym głównym", "zleceniodawcą"...
Czy oznaczało to, że istnieją dwie opcje? Jest albo dobry, albo zły? Jeśli
miałam dokonać wyboru tylko z tych dwóch wariantów, śmiało mogłam powiedzieć,
że należy do złych. Nikt dobry nie zachowywał się w taki sposób, jak on. W
takim razie nie zasługiwał na to, żeby mieć jakikolwiek kontakt z Nicolasem, a
tym samym i ze mną. Nie chciałam mieć nic wspólnego ze sługami Voldemorta. Ja
już dawno wybrałam stronę - stronę dobra - i nie zamierzałam działać wbrew
swoim przekonaniom.
Istniała jeszcze jedna opcja, przed którą się wzbraniałam.
Może Wiadomo Kto był z tych, którzy wybierają to, co łatwiejsze? Może z tych,
którzy są neutralni, nie starają się przynależeć czynnie do żadnej ze stron,
oczekując na przebieg wydarzeń? Może jemu było po prostu obojętne, czy on
działa dobrze, czy źle? To byłoby chyba jeszcze gorsze, niż wybranie zła.
Nienawidziłam bezczynności, bezradności i obojętności - co dziwne, co ja
właśnie w tym momencie robiłam?
W zamyśleniu wsadziłam ręce do kieszeni. Zdziwiło mnie,
gdy pod płaszczem wyczułam coś... jakby papier. Rozpięłam kilka guzików i
sięgnęłam do kieszeni bluzy, którą miałam na sobie. Cały czas powtarzałam
sobie, że pewnie po prostu mi się wydawało, ale odsunęłam od siebie te myśli,
gdy moja dłoń natrafiła na pergamin. Chwilę zmagałam się z samą sobą. Czy
naprawdę chciałam się przekonać, co to jest? Ale moje myśli pędziły już
szaleńczo w przeszłość. W mgnieniu oka skojarzyłam wszystkie fakty i niemal
krzyknęłam, wyciągając dłoń z kieszeni, jakby poraził mnie prąd. Mój oddech
momentalnie się przyspieszył, a ręce zaczęły drżeć. Chciałam uciec od
przeszłości? Głupia. Ona mnie goniła. Wciąż była o krok za mną, czekając, aż
zwolnię.
Przemogłam się i wyjęłam z kieszeni list od Nicka. To była
ta sama bluza, którą miałam na sobie w dniu, kiedy odeszłam od Wiadomo Kogo. Ta
sama, w której przeglądałam jego papiery i natrafiłam na TO. A teraz nadeszła
chwila, w której miałam poznać ostatnie z myśli Nicka, które kiedykolwiek
chciał mi przekazać. Czy byłam na to gotowa? Czy mogłam, czytając ten list,
podsumować całą przeszłość?
Odeszłam kilka kroków od namiotu, odgarnęłam warstwę
śniegu z ukrytego pod nim kamienia, a później usiadłam na nim. Rozprostowałam
pergamin i moim oczom ukazało się pismo mojego przyjaciela. Za pierwszym razem
płakałam tak bardzo, że nie byłam w stanie nic odczytać. Teraz nie mogłam
zmusić się do łez. Chyba wyczerpał mi się cały zapas.
Ginny.
Ginevro, jak zdradziłaś mi, gdy spotkaliśmy się po raz
pierwszy. Jestem Ci winien parę słów wyjaśnień. Przede wszystkim z pewnością
wiesz już, że nie żyję. O rany, piszę to po raz kolejny. Spróbuj napisać komuś
list, który będzie czytał po Twojej śmierci, a zobaczysz, jakie to dołujące!
Nie wiem, jaka będzie, no, czy też była, Twoja reakcja na wieść o mojej… moim
zgonie? Ha, ha. Wybacz, ale nie potrafię sobie wyobrazić, że nie żyję. Chociaż
wiem, że umrę, a wszystko przez to, że parę lat temu zostałem naznaczony przez
śmierciożercę - jest to swego rodzaju więź, która pozwala na częściową
dominację nade mną. Wiesz, te moje utraty przytomności i takie tam. Wyczerpują
moją energię, żeby łatwiej było mnie dopaść. A poza tym czasem zdarza się, że
wiedzą, gdzie w chwili obecnej przebywam. Dumbledore postarał się ochronić mnie
zaklęciami, ale one wciąż słabną. Wolałbym umrzeć, robiąc coś dla Zakonu - tak,
działam w Zakonie - niż dać się zaskoczyć, więc może samo umieranie nie będzie
aż takie złe?
Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu rzeczy o mnie nie
wiesz. Żałuję, że tak wyszło, ale Draco zakazał mówić Ci o czymkolwiek, i to
nie tylko mnie. Dumbledore zasugerował, żeby powoli, z biegiem wydarzeń Cię
coraz bardziej uświadamiać, ale on nie chciał o tym słyszeć. Stał się strasznie
władczy, zauważyłaś? Jakby tylko on miał prawo decydować o Tobie. Nie do końca
rozumiem, co nim kierowało. Pewnie masz co do niego wiele wątpliwości,
zwłaszcza teraz. Bo ufam, że kiedy to czytasz, wiesz już mniej więcej, co się
dzieje. Jeśli mimo wszystko nie wiesz, spróbuj poprosić o wyjaśnienia Angelique
- ona na pewno Ci pomoże, oczywiście na tyle, na ile będzie mogła. To naprawdę
świetna przyjaciółka. Możesz być pewna, że nigdy Cię nie zawiedzie, a na
dodatek zrobi wszystko, żebyś nie cierpiała. Wiem, co mówię. Pomogła mi wiele
razy i bardzo jestem jej za to wdzięczny.
Nie miej też żalu do Carla. Wszystko wygląda tak, jakby
Ciebie nie lubił, ale to nieprawda - jest bardzo nieufny w stosunku do ludzi,
bardzo trudno zdobyć jego zaufanie i przyjaźń. Wcale nie jest tak, że Cię nie
lubi, jak mogłoby Ci się wydawać - on po prostu ma taki sposób bycia. Proszę
Cię, postaraj się go zaakceptować. Miał trudną przeszłość, zresztą, chyba jak
każdy wokół. Nawet ja nie miałem lekko, Draco też nie. Znałaś Lucjusza Malfoya,
choćby z widzenia, prawda? Wyobraź sobie, jak by to było z nim mieszkać. Draco
otrzymał takie a nie inne wychowanie i nie potrafi się zmienić. Co nie oznacza,
że ma prawo Tobą dyrygować. Powinnaś sama móc decydować o wszystkim, ale on
niekoniecznie to rozumie. Może w końcu zrozumie. Oby. Mam nadzieję, że nie
będzie wtedy za późno.
Właściwie zawsze zastanawiałem się, co dokładnie do
niego czujesz. Nie wydaje mi się, żeby był to wzór Twojego idealnego księcia z
bajki, on nie mówi o sobie - może to właśnie o to chodzi? - i nie licz na to,
że będzie Ci się zwierzał. Znam go parę lat, nie za dobrze, ale na tyle, żeby akurat
to wiedzieć. Zresztą pewnie sama już to odkryłaś. Życzę Ci jak najlepiej,
wiesz, i chciałbym, żeby między Wami było wszystko w porządku. To właściwa
osoba, żeby zapewnić Ci bezpieczeństwo. Znów to słowo. Z pewnością zastanawiasz
się, dlaczego wszyscy w kółko o tym mówią. Chodzi o to, że Voldemort bardzo
chciałby Cię usunąć ze świata, właściwie to nie tylko Ciebie. Tak - dziecko
też. Pewnie myślisz, o co w tym wszystkim chodzi. Prawda jest taka, że on wie,
że jego koniec się zbliża. Siał postrach już zbyt długo i nie może mu to ujść
na sucho. Nie mogę zdradzać wszystkich spraw Zakonu, rozumiesz, prawda? W końcu
Twoi rodzice i większość rodzeństwa w nim działają. Miej nadzieję, że to już
niedługo - wszyscy powinni w to wierzyć.
Co jeszcze chciałbym Ci powiedzieć? Wiele słów, których
teraz nie mogę sobie przypomnieć. Bardzo ciężko jest streścić wszystko w jednym
liście. Żałuję, że mimo wszystko nie byłem z Tobą szczery od samego początku,
nie miałbym Ci tyle do powiedzenia teraz. Cóż, popełniłem błąd, ulegając
namowom Draco, żeby trzymać Cię w nieświadomości. I znowu - nie rozumiem go!
Gdybym to ja był na jego miejscu, nigdy bym Cię nie ograniczał. Ale nie jestem,
więc chyba nie powinienem się wtrącać. Po prostu zależy mi na Twoim szczęściu -
bądź co bądź był czas, kiedy byłaś mi bardzo bliska. Nadal jesteś, choć w
trochę innym znaczeniu. Uważam Cię po prostu za przyjaciółkę i bardzo się
cieszę, że miałem sposobność Cię poznać. I wiesz? W rezultacie dobrze się
stało, że wszystko tak się ułożyło, bo gdyby nie to, nigdy nie miałbym Elissy.
A, no i oczywiście mam w związku z tym do Ciebie taką małą prośbę. Widzisz,
Elissa to dziewczyna, na którą czekałem całe swoje życie. Martwi mnie to, że
może zostać sama. Nie chciałbym przysparzać jej zmartwień. Mam nadzieję, że nie
zrobi nic głupiego. W każdym razie chciałbym, żebyś miała na nią oko. Żebyś
czasem skontaktowała się z nią, porozmawiała. Ona jest bardzo samotna, nie ma
przyjaciół, ma tylko mnie. Nie chciałbym, żeby znów została sama. Mogłabyś
czasem się z nią spotkać, pogadać? Na pewno wiele by to dla niej znaczyło.
Poproś też o to Angelique, ona na pewno nie odmówi.
Głowa do góry. Miej nadzieję, że wszystko jakoś się
ułoży. Nie skreślaj Draco, jestem pewny, że bardzo mu na Tobie zależy, choć
może to okazywać w bardzo dziwny sposób. Nie wychylaj się, pamiętaj, że tu
chodzi o Twoje bezpieczeństwo. Już niedługo - Voldemort poniesie karę za całe
zło, które wyrządził. I wierzę, że będziesz szczęśliwa.
Trzymaj się. Bądź dzielną dziewczynką, moja młodsza
siostrzyczko, i nie pchaj się gdzie nie trzeba.
Nick
Musiałam przeczytać list dwa razy, żeby udało mi się
chociaż powierzchownie zrozumieć jego treść. Moje myśli plątały się ze sobą,
mknęły gdzieś, żeby później gwałtownie zawrócić. Cisza, spokój!, chciałam na nie krzyknąć. Chaos w głowie, w sercu,
w całym ciele, w otoczeniu... Czy ja byłam tu, czy gdzieś indziej? Równie
dobrze mogłam znajdować się w jakimkolwiek innym wymiarze, przestrzeni,
świecie… Moje myśli były tak głośne, że skutecznie mnie otumaniały, a moja
zdolność kojarzenia zmalała do minimum. Wiedziałam, że nie będzie mi łatwo po
przeczytaniu tego listu, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo wszystko
się pogmatwa. Przede wszystkim uderzył mnie radosny ton, w jakim Nick
utrzymywał swoją wypowiedź, tak nie na miejscu, tak nienaturalny. Jak to? Jak
on mógł pisać o wszystkim tak spokojnie? Jak mógł z taką rezerwą traktować tak
istotne informacje? I dlaczego, do stu dementorów, dlaczego tak bardzo wierzył
we mnie i w moje reakcje? Dlaczego tak wielką nadzieję pokładał w tym, że
zrozumiem, że zachowam się tak, jak oczekiwał, że przyjmę to wszystko ze
spokojem i rozwagą? Doskonale mnie znał, wiedział, znał moje usposobienie, jak
mógł nie wziąć pod uwagę mojej impulsywności, wrażliwości na spotykające mnie
przykrości i niepowodzenia, a także złości i uporu?!
List emanował tak sztuczną, pozytywną energią, że poczułam
nieodpartą ochotę rozerwania go na maleńkie kawałeczki i wrzucenia do ognia.
Nie zrobiłam tego tylko ze względu na fakt, że był to ostatni z elementów
układanki tworzącej moją przeszłość. Napawał mnie lekką nadzieją, bo pozwalał
wierzyć w to, że jednak nie wszystko wokół mnie było fałszem, a przynajmniej
nie przyjaźń Nicka. Pozwalał też powiązać ze sobą wiele elementów, zrozumieć relacje
między Nickiem i jego znajomymi. Ale... jak miałam wytłumaczyć sobie ten
swobodny ton, którym opisywał... Wiadomo Kogo? Jak miałam zrozumieć, skąd nagle
tyle opanowania, racjonalnego myślenia, akceptacji...? Czułam się, jakbym
czytała list od obcej osoby. Nie znałam takiego Nicka, a przynajmniej nie przed
tym, jak związał się z Elissą. On nie był taki, nie wydawało mi się, żeby
potrafił spojrzeć na wszystko z góry, z zupełnie innej perspektywy. Nie znałam
takiego Nicka! Moje serce wypełniał ból, jakbym straciła sojusznika i naprawdę
została sama. Ale nie miałam zamiaru tylko ze względu na to czegoś zmieniać.
To, co zrobiłam, było tylko moją własną decyzją, słuszną decyzją!
Dlaczego więc poczułam się tak okropnie? Dlaczego
poczułam, że postępuję niewłaściwie, że za bardzo się tym wszystkim przejmuję,
choć równocześnie same słowa Nicka potęgowały całą moją wściekłość? Dlaczego
przez moją głowę przemykały myśli o powrocie do dawnego życia, o naprawieniu
wyrządzonych szkód, podtrzymaniu więzi? Dlaczego zaczęłam postrzegać rzeczywistość
jako puzzle, które przypadkiem się porozpadały i pogubiły, a ja mogłam je
wszystkie znaleźć i poukładać na swoich miejscach? Nie należałam już do tamtego
świata. Sama się go wyparłam, nie zamierzałam do niego wracać, nie po to
odcięłam się od wszystkiego! Zdawałam sobie też sprawę z tego, że wszystko jest
zbyt świeże, żebym mogła podejść do tego z dystansem, przemyśleniem, ale gdybym
w tym momencie stała w salonie w Norze, pisząc kartkę, nie postąpiłabym
inaczej, wiedziałam o tym. Więc dlaczego nachodziły mnie wątpliwości? Dlaczego
wciąż gubiłam się we własnych myślach, zmieniałam nastawienie, sprawiając, że w
rezultacie błądziłam po omacku, szukając jakichś pewnych słów, pewnych
wydarzeń, uczuć?
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że stoję i zgniatam w
dłoniach list, dopóki coś mnie nie tknęło, póki nie zdecydowałam się czegoś
sprawdzić... Rozluźniłam zaciśnięte ręce i przez chwilę patrzyłam na zgnieciony
w kulkę pergamin, żeby dopiero po kilku minutach zdecydować się go
rozprostować. Przeczytałam go po raz kolejny, skupiając się maksymalnie na każdej
z informacji - chłonęłam je zazdrośnie, każdej z nich chwytałam się kurczowo.
Starałam się poukładać sobie wszystko, co wiem, jak najprzejrzyściej.
Nick miał ciężkie dzieciństwo, ze względu na matkę, a także
na to, że stracił ojca, ale wciąż był pogodny. Nie mógł realizować swoich
marzeń, nie mógł się spełnić, a na dodatek ten incydent ze śmierciożercami,
którzy zniszczyli całą jego przyszłość... Nie wiem, czy potrafiłabym żyć dalej
ze świadomością, że zginę. A on? Nie poddał się. Później ten wypadek podczas
wyścigu. Skoro był dobry, dlaczego tak właśnie się stało? To nielogiczne,
siedem lat trenować, a później tak po prostu okazać się... słabym? Na domiar
złego zerwał z dziewczyną, która zdradziła go z jego najlepszym przyjacielem, a
on nadal parł do przodu, nie załamał się! Postanowił być twardy, patrzyć na
życie z uśmiechem, działać w imię dobra. To gorzka prawda o życiu - daje
niezłego kopa, ale nie ofiaruje rekompensaty. Wszystko kiedyś się kończy, wszystko
przemija. A ja, jak Nick, musiałam znaleźć w sobie siłę, żeby nie przejmować
się tym, co było, żeby skupić się na tym, co jest tu i teraz. Wiedziałam, że
wszystko zależy tylko i wyłącznie od nastawienia. Mam Nicolasa, powtarzałam
sobie. Jestem jeszcze młoda. I choć wisi nade mną jarzmo Voldemorta, czemu
nadal nie umiem dowierzać, że dam radę wszystko jakoś poukładać. Może po prostu
to był znak, że powinnam zmienić swoje życie. Że powinnam zacząć z zupełnie
innego miejsca. Dostałam szansę na zmiany. I teraz tylko ode mnie zależało, co
z tym dalej zrobię.
Coś mówiło mi, że mogłabym wrócić, mogłabym naprawić
wszystko, co się zniszczyło. Ale tym razem wolałam wybrać łatwiejszą drogę.
Może nie było to mądre, ale ufałam, że to słuszna decyzja. Przeszłość uparcie
mnie goniła, ale ja zamierzałam biec dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)