Idąc
chodnikiem, powtarzałam sobie jak mantrę: Nora, Nicky, spokój. Chciałam, tak bardzo
chciałam wierzyć w to, że wszystko się jakoś ułoży, że będzie już dobrze, ale
na tę chwilę nie potrafiłam się na to zdobyć. Dopiero co zakończyłam coś, co
właściwie nigdy nie istniało. Potrzebowałam czasu, żeby się z tym uporać, i
wiedziałam, że wcale nie przyjdzie mi to tak łatwo. Ledwo zdawałam sobie sprawę
z tego, że jest mi potwornie zimno, że idę dokądś, choć nie mam pojęcia dokąd,
a przy okazji jestem zdana tylko i wyłącznie na siebie. Zatrzymałam się. Może i
byłam wściekła na nich wszystkich - na Nicka, który mnie okłamywał, na Angelique,
która mnie o tym nie poinformowała, a najbardziej na Draco, który zranił nie
tylko moją duszę, ale i serce - ale miałam na tyle zdrowego rozsądku, że
potrafiłam wyciągnąć wnioski. W każdym razie Voldemort, który coś uroił sobie w
głowie, zamierzał zabić mnie i Nicolasa. Nie zamierzałam na to pozwolić. Czemu
nie teleportowałam się od razu, jak tylko przeszłam przez barierę ochronną?
Czemu szłam dalej? Nie mogłam tego zrozumieć... choć właściwie, tak
podświadomie, doskonale wiedziałam, o co chodzi. Chciałam, żeby Draco poszedł
za mną, żeby mnie zatrzymał, żeby wszystko wytłumaczył. Ale on tego nie zrobił,
a to bolało najbardziej - gdy zostawił mnie w spokoju i pozwolił o wszystkim
zapomnieć, co właściwie nie miało szans na powodzenie. Po raz ostatni rzuciłam
przelotne spojrzenie za siebie. Nie, chodnik był pusty. Nie szedł za mną, w
ogóle go nie obchodziłam. Bo jak mogłabym to inaczej wytłumaczyć? I choć
wiedziałam, że nic dla niego nie znaczyłam, choć były w przeszłości chwile, w
których myślałam inaczej, to bolała mnie wciąż powracająca myśl o tym. Już
nigdy nie miałam go spotkać. Nie miałam z nim porozmawiać. Nie miałam go
przytulić, pocałować...
Zacisnęłam
wargi. Nie, nie będę niczego żałować! Zamknęłam oczy i pomyślałam o Norze, a
później obróciłam się wokół własnej osi i poczułam to znajome uczucie, jakby
ktoś przepychał mnie przez bardzo ciasny tunel. Nie mogłam powiedzieć, żeby był
to mój ulubiony sposób podróżowania, ale z pewnością najszybszy i najprostszy.
Starałam się nie myśleć zupełnie o tym, że nie podeszłam do zdawania egzaminu
na teleportację i aktualnie robiłam to nielegalnie. Teraz już nie bałam się
rozszczepienia ani nic z tych rzeczy, po prostu wiedziałam, że potrafię, a sama
myśl o tym pozwalała mi przestać się zamartwiać.
Poczułam
pod stopami rozmokłą ziemię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dobrze znany teren
rodzinnej posiadłości - chylący się ku ziemi dom, który tylko dzięki magii
jeszcze się nie rozpadł, nieporządny ogródek i podwórko. Mimo wszystko tu
czułam się bardziej w domu, niż w pięknym, dopracowanym mieszkaniu Draco.
Śmierciożercy Draco, dodałam w myślach, zgrzytając zębami.
Ruszyłam przed siebie, zapadając się w
błotnistym podłożu. Deszcz zacinał niemiłosiernie, momentalnie mocząc mnie od
stóp do głów. Właściwie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Moją głowę zajęła
myśl o tym, że Draco jest śmierciożercą. Jak to? Przecież pamiętałam dokładnie
moment, w którym sprawdzałam jego ramię - było czyste, bez śladu znaku! To nie
było wcale tak dawno temu. Czy to możliwe, że przystąpił do śmierciożerców
dopiero po tym zdarzeniu? Nie, to niemożliwe. Niby po co? Nie zauważyłam
przecież żadnej zmiany w jego wyglądzie czy zachowaniu... No tak, ale od paru
miesięcy byłam pod wpływem zaklęcia. Draco mógł dowolnie narzucać mi swoją
wolę, jak tylko mu pasowało. Co więc było prawdą, a co tylko ułudą?
Starałam
się sobie jak najdokładniej przypomnieć dzień, w którym nie odkryłam znaku na
jego przedramieniu. Weszłam do jego gabinetu, a on spał z głową opartą na
biurku. Próbowałam się skupić. Co dalej? Podeszłam do biurka i... chyba
przeglądałam jakieś papiery... Strasznie trudno było mi przypomnieć sobie
cokolwiek. Czy to moja pamięć szwankowała, czy też to całe zaklęcie miało z tym
coś wspólnego? Skupiłam się jeszcze bardziej. Draco spał, nie mógł wiedzieć o
tym, że szperałam w jego dokumentach. Tym samym nie mógł wymazać tego z mojej
pamięci... chyba. Nadal nie wiedziałam, czy działałam pod imperio, czy też pod
jakąś inną klątwą, nie mogłam więc przewidzieć zakresu jego kontroli. To było
dwa miesiące temu. Musiałam pamiętać!
Przeglądałam
dokumenty... Znalazłam list od... Ciężko było mi wyciągać to z otchłani
wspomnień. Znalazłam list od jego matki. W tym liście pisała... Co ona
właściwie pisała?
Skupiłam
się na chwili, w której trzymałam pergamin w ręce. Pamiętałam dokładnie
charakter pisma, jakim został zapisany, a także to, że zaczęłam podejrzewać
Draco o śmierciożerstwo. Mówili, że masz z Nim jakieś układy... grozili...
wyrok śmierci... bezpieczeństwo... Tak, to było coś w tym guście.
Wyciąganie poszczególnych słów z pamięci męczyło tak, jak usilne myślenie nad
jakimś problemem naukowym, tyle że w czasie o wiele krótszym. Byłam już tym
potwornie zmęczona.
Chwila.
Z tego by wynikało, że przystąpił do śmierciożerców już wcześniej... Ale znak!
Mroczny Znak! To niemożliwe, żeby go tak po prostu nie miał! Mało wiedziałam o
czarnej magii i tak dalej, ale byłam stuprocentowo przekonana, że znaku nie
dało się tak po prostu usunąć, czy też sprawić niewidzialnym! Nie miałam
pojęcia, o co chodzi. Nie wiedziałam kompletnie, co o tym wszystkim myśleć.
Pogrążona
w rozmyślaniach dotarłam do drzwi kuchennych. Postanowiłam nie pokazywać po
sobie, że jestem wstrząśnięta, zraniona i zawiedziona. Zauważyłam też w końcu
padający deszcz. Trochę cieszyłam się z tej okoliczności, bo było duże
prawdopodobieństwo, że nikt nie wyczyta nic z mojej twarzy, która wcześniej
była zapłakana. Postarałam się zrobić neutralną minę i miałam nadzieję, że w
miarę mi wyszło. Dopiero później zapukałam do drzwi.
Hermiona,
nie zachowując najmniejszych środków bezpieczeństwa, po prostu otworzyła i,
ściskając mnie, zaciągnęła do środka.
- Ginny
- mówiła. - Merlinie, Angelique przesłała mi wiadomość... Wszystko w porządku?
Jak się czujesz? Gdzie byłaś?
Poczułam,
że blednę, ale nie od razu zrozumiałam, dlaczego nagle słabnę.
- Co się
dzieje? - spytała od razu Hermiona. - Jesteś cała mokra... Siadaj, zaraz
przyniosę ci ręcznik czy coś... - zamilkła, wpatrując się we mnie, a potem
dodała ciszej: - Co się stało?
Pokręciłam
głową, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Nadal byłam też oszołomiona jej gorączkową
paplaniną. Nie czułam się na siłach, żeby powiedzieć cokolwiek. Utkwiłam wzrok
w blacie stołu. Hermiona posadziła mnie na krześle i pobiegła na górę, a ja
starałam się po raz kolejny wszystko sobie poukładać. Teraz doszło jeszcze
więcej pytań i wątpliwości. Angelique... Angelique przesłała wiadomość
Hermionie, która zaczęła mnie wypytywać, czy wszystko w porządku... Co ona
mogła napisać? Chyba nie "Hermiono, właśnie powiedziałam Ginny wszystko,
co Nick przed nią ukrywał, może być trochę przybita", prawda? Ale z drugiej
strony... Skoro Hermiona zaczęła się martwić... Coś mi się nie zgadzało.
Wszystko wskazywało na to, że Hermiona...
Nie
zamierzałam usiedzieć ani chwili dłużej. Po prostu nie potrafiłam tkwić w
miejscu. Wstałam i skierowałam się do salonu, gdzie miałam nadzieję zobaczyć
mojego synka, którego i tak za długo już nie widziałam. Uspokoiłam się trochę,
widząc go śpiącego w łóżeczku. Pochyliłam się i pocałowałam go w czółko, a
potem uświadomiłam sobie ostatecznie, że jestem calusieńka mokra, więc zdjęłam
z siebie płaszcz i powiesiłam na wieszaku. Zdecydowałam się też wyjąć z niego
swoje rzeczy, które w mieszkaniu pomniejszyłam i upchałam po kieszeniach.
Miałam nadzieję, że czar nie pozwolił im przemoknąć. Nie czekając, aż Hermiona
wróci, weszłam po schodach na górę, do swojego pokoju. Trochę bałam się
otworzyć drzwi, nie wiedziałam czemu, ale miałam jakieś takie wrażenie, że coś
będzie nie w porządku. Na szczęście moje wątpliwości rozwiały się, gdy weszłam
do środka, bowiem wszystko było na swoim miejscu. Z westchnieniem ulgi
położyłam zmniejszone rzeczy na środku pokoju i wyciągnęłam z kieszeni spodni
różdżkę, celując nią w nie. W okamgnieniu zaczęły sie powiększać, aż osiągnęły
naturalne rozmiary. Nie było tego dużo, ubrania, kilka książek, kosmetyków,
listów od Demelzy z Hogwartu... To wszystko. Niczego więcej nie potrzebowałam.
Wszystkie rzeczy z pokoju Nicky'ego zostawiłam, bo budziły za dużo wspomnień,
po prostu musiałam kupić wszystko jeszcze raz. Chciałam tylko spokoju. Chciałam
już nigdy więcej nie widzieć Draco, choć moje serce próbowało mnie przekrzyczeć
ze swoim marnym "Nie!", chciałam zapomnieć i żyć dalej.
Przynajmniej
na tę chwilę nie było takiej możliwości. To siedziało bardzo głęboko we mnie i
nie chciało zostawić mnie w spokoju. Trudno było mi to przyznać, ale bez niego
czułam się taka bezbronna, taka słaba. Ciężko było mi oddychać, gdy nie było go
w pobliżu. Nie miałam siły na nic, czułam się taka oklapnięta... Powstrzymałam
ogromną chęć rozpłakania się po raz kolejny. Już od tych wszystkich łez mocno
szczypały mnie oczy, bolała głowa i chciałam po prostu zasnąć... Choć wróciłam
do domu, czułam, jakbym właśnie się zgubiła, a wszystko to dlatego, że nie było
go przy mnie. Czułam się jak kompletnie uzależniona i wcale nie było mi z tym
dobrze.
- Miałaś
siedzieć i czekać - dobiegł mnie karcący głos Hermiony. Odwróciłam się, zapominając
zrobić zwyczajną minę.
- Nie
mogłam się powstrzymać, żeby...
- Ginny
- przerwała mi, podchodząc do mnie i przytulając mocno. Musiała zauważyć moją
minę. Musiała wyciągnąć takie a nie inne wnioski, zwłaszcza po tym, co leżało
na podłodze. - Jesteś pewna? To... nie wiem, czy to ci pomoże, ale myślę, że
dobrze zrobiłaś, wracając do domu. Wydaje nam się, że tu będzie ci lepiej,
naprawdę, a w każdym razie...
Odepchnęłam
ja lekko od siebie.
- O co
ci chodzi? - spytałam. Zmieszała się, a ja przeszyłam ją przenikliwym
spojrzeniem. Czegoś tu nie rozumiałam.
- No...
wiesz... pomożemy ci z Nicolasem i tak dalej i...
- Nie -
przerwałam jej. - Wcale nie o to chodzi.
Wbiłam w
nią ostre spojrzenie. Nie zamierzałam pozwolić sobie na mydlenie oczu, nie po
raz kolejny, nie po tym, co przeoczyłam, a było tego wiele.
Nie
wiedziałam, czy Hermiona chce mi odpowiedzieć, czy też nie, ale strasznie długo
się zastanawiała. Postanowiłam jej więc pomóc sprecyzować odpowiedź.
- Co
napisała ci Angelique? - Mój ton głosu zapowiadał, że nie przyjmuję sprzeciwów,
jednak Hermiona milczała. - No, słucham?
Miałam
pełną świadomość tego, że zachowuję się wrednie, a mimo to nie zamierzałam
ustąpić. Hermiona otworzyła usta.
- No...
napisała mi, że byłaś wściekła...
-
Wściekła na co?
Czyżby
jeszcze coś przede mną ukrywali? Czy Hermiona wiedziała o wszystkim, a z nią
też inni? Czyżby cała rodzina mnie okłamywała? Nie chciałam dać się ponosić
emocjom, ale wszystko na to właśnie wyglądało.
Hermiona
spojrzała na mnie błagalnie, jakby prosiła, żebym nie wyciągała od niej tego
typu informacji. Ale ja chciałam wiedzieć, już, teraz, zaraz, choć nawet nie
miałam pojęcia, do czego mi to potrzebne!
-
Odpowiedz!
Hermiona
skierowała spłoszony wzrok ku drzwiom. Teraz ja też to usłyszałam - Nicky
płakał. Choć miałam wielką ochotę po prostu trzasnąć drzwiami i dokończyć
rozmowę, nowe, jakiś czas temu odkryte uczucia, pchały mnie w kierunku synka.
Rzuciłam Hermionie mordercze spojrzenie i wyszłam z pokoju, starając się nie
trzasnąć drzwiami tuż przed jej nosem. Z wielkim trudem powstrzymałam się przed
tym i skierowałam kroki ku salonowi, gdzie wzięłam małego na ręce.
- Już,
już, cii, wszystko w porządku... Jesteś głodny? Zaraz przyniesiemy ci
mleczko...
Momentalnie
opuściła mnie większość emocji i po prostu poszłam z nim do kuchni, żeby
przygotować butelkę. To dziwne, jak na mnie wpływał - uspokajał moje
najbardziej skołatane nerwy, wystarczyło tylko na niego spojrzeć. Kiedy
krzątałam się po kuchni, zapomniałam o wszystkich powodach mojej złości,
pozostał tylko smutek związany z tym, co właśnie zrobiłam. Wciąż miałam
wątpliwości - czy postąpiłam właściwie? Owszem, Draco nie zasługiwał ani na zaufanie,
ani na żadne z pozytywnych uczuć, ale... kiedy przypominałam sobie chwile, w
których opiekował się Nicolasem, czułam, że nie jest zły. A może to była po
prostu przykrywka?
Tak czy
inaczej, nie miało to teraz znaczenia. Zrobiłam zaciętą minę. Postanowiłam, że
nie będę tego więcej roztrząsać, a każdą powracającą myśl chciałam pożegnać
zatkaniem uszu i śpiewaniem na całe gardło. Z trudem powstrzymywałam się, żeby
tego nie robić, zwłaszcza, że nie byłam sama. Nakarmiłam synka, pochodziłam z
nim po domu, kołysząc go, a równocześnie zadręczając się rozmyślaniami, a
później zmieniłam mu pieluszkę, co wywołało płacz, wierzganie i ogólne
niezadowolenie dziecka. Skrajnie zmęczona pokołysałam go jeszcze trochę i
odłożyłam do łóżeczka, gdzie ponownie zaczął płakać. Nie było w tym nic dziwnego
- Nicolas należał do ruchliwych i dokuczliwych dzieci. Czasem z żalem myślałam,
dlaczego on nie może być grzeczniejszy, spokojniejszy? Nienawidziłam słuchać,
jak płacze - zawsze wtedy zmagałam się z samą sobą, czy być twardą i nieugiętą,
czy się nad nim litować, a najczęściej po prostu zaczynałam z tego powodu
płakać. Nie chciałam, żeby był zbytnio rozpieszczony, ale też nie potrafiłam
zostawić go w samotności, płaczącego. Wydawało się, że najlepsze podejście do
niego ma moja mama, choć często nie zgadzałam się z jej metodami wychowawczymi,
gdy za długo pozwalała mu rozpaczać, ale przekonywałam samą siebie, że ja też czasem
potrzebuję chwili dla siebie, jak w tym momencie.
Hermiona
nie zeszła na dół. Zaczęłam się zastanawiać, czy po prostu nie boi się konfrontacji
ze mną. Na myśl o niej momentalnie zaczynałam się złościć, ale odczuwałam też
lekki wstyd - no ładnie, dlaczego dla najbliższych mi osób jestem tak
bezlitosna i złośliwa? Czy zamierzałam wszystkich do siebie zrazić? A Angelique?
W tej chwili mogła się zamartwiać, co mi przyszło do głowy, a ja w ogóle się
tym nie przejmowałam! A Dra... nie, to zły przykład. Okłamał mnie! Oszukał!
Robił ze mnie idiotkę! Nie powinnam w ogóle o nim myśleć, nie, nie, nie!
Płacz
Nicky'ego działał na mnie wysoce dołująco, czułam się okropną, bezduszną matką,
która siedzi i tylko się przygląda. Podeszłam do łóżeczka, wzięłam go na ręce i
zaczęłam chodzić z nim po salonie, szepcząc do niego i kołysząc. Nawet nie
zauważyłam, w którym momencie przeszłam do zwierzeń.
-
Wiesz... twój tata chyba nas nie kocha - szepnęłam w zadumie. - Ale nie martw
się tym. Masz mnie, a ja nigdy cię nie opuszczę. Nigdy, przenigdy. Obiecuję.
Nie
zauważyłam w którym momencie postanowił zasnąć. Po prostu spojrzałam na niego i
odkryłam, że już śpi. Podeszłam z nim do łóżeczka i delikatnie ułożyłam go w
pościelce. Przyjrzałam mu się uważnie. Był za mały, żeby mówić tu o
stuprocentowym podobieństwie, ale, niestety, widziałam w nim sporo rys Draco.
Nie umiałam wyjaśnić, co dokładnie to było - po prostu widziałam. Widziałam też
jasną czuprynkę, która najprawdopodobniej miała stać się jasnoblond włosami, tak
charakterystycznymi. Zamknęłam oczy. Starałam się nie koncentrować na niczym
specjalnym, a cały czas widziałam jego. Sprawiało to, że chciałam płakać
jak najdłużej i jak najżałośniej. Podeszłam do kanapy, położyłam się na niej i
okryłam kocem, który leżał złożony na oparciu. Kolejne łzy wypływały spod moich
zamkniętych powiek, ale starałam się nie zwracać na nie uwagi. Okazało się, że
byłam tak zmęczona, że po kilku minutach po prostu zasnęłam.
Kiedy
się obudziłam, było już całkowicie ciemno. Czułam, że jest mi strasznie zimno i
dygotałam na całym ciele. Podniosłam powoli głowę. W ciemności niewiele
widziałam, ale za to słyszałam ciche głosy dochodzące z kuchni. Szczękając
zębami usiadłam i odrzuciłam nie jeden koc, lecz dwa, co oznaczało, że ktoś
musiał nakryć mnie, gdy spałam. Natychmiast ogarnęła mnie fala zimna i chciałam
powrócić do pozycji leżącej, a na dodatek prosić o kolejny koc, ale ciekawość
okazała się silniejsza, więc dźwignęłam się z łóżka, powoli podeszłam do drzwi
i przycisnęłam do nich ucho. Niestety głosy były tak ciche, że nie mogłam
właściwie wyłapać sensu ich wypowiedzi. Westchnęłam ciężko, pozbawiona możliwości
bezpiecznego podsłuchiwania, i nacisnęłam na klamkę. Kiedy otworzyłam drzwi,
wszystkie głosy momentalnie ucichły, a spojrzenia zgromadzonych członków
rodziny spoczęły na mnie. Przy stole siedzieli rodzice, Fred, George, Bill, Ron
i Hermiona, a także Harry. Zaczęłam zastanawiać się, co on w ogóle tu robi, ale
mama odezwała się szybko do mnie, wytrącając mnie z rozmyślań.
- Och,
obudziłaś się skarbie... Usiądziesz z nami? Zjedz coś...
Podążyłam
nie do końca przytomnym wzrokiem po stole i zadrżałam na całym ciele. Było mi
potwornie zimno, a głowa bolała mnie niemiłosiernie.
- Nie,
dziękuję - powiedziałam słabo, a chwilę później kichnęłam kilka razy, co
spowodowało gwałtowną reakcję zebranych. Nie mogłam zrozumieć, co mówią, bo
przekrzykiwali się chórem. Rozumiałam tylko ogólny sens, mówili coś o tym, że
jestem chora, co już sama wywnioskowałam ze swojego samopoczucia.
- Ginny,
idź na górę do swojego pokoju i połóż się, zaraz przyniosę ci naparu z ziółek -
zarządziła mama.
Obrzuciłam
ich wszystkich nieco zakłopotanym spojrzeniem, a później skierowałam się w
stronę schodów. Weszłam na górę bez sprzeciwów i przeszłam przez ciemny
korytarz, kierując się w stronę swojego pokoju. Czułam się strasznie niepewnie,
chociaż właściwie nie miałam pojęcia, skąd się to bierze. Odczuwałam dziwny
niepokój, pustkę i... samotność.
Weszłam
do swojego pokoju i skierowałam się w stronę łóżka. Nie zmieniłam nawet ubrania
na piżamę, po prostu weszłam pod kołdrę i zamknęłam oczy. W głowie mi szumiało,
a cisza wciskała się w moje uszy, raniąc je boleśnie. Chciałam po prostu zasnąć
i zapomnieć o wszystkim. Głowa okropnie mnie bolała i czułam się ogólnie
beznadziejnie. Starałam się też nie wracać wspomnieniami do niedalekiej
przeszłości, ale niezbyt mi to wychodziło. Wciąż miałam żal do wszystkich, ale
i przede wszystkim do siebie samej.
Kiedy
mama weszła do pokoju i zapaliła światło, które zmusiło mnie do zmrużenia oczu
i zasłonięcia się ręką, byłam w dziwnym stanie, coś pomiędzy rzeczywistością a
ułudą. Nie do końca wiedziałam, gdzie się znajduję, miałam też słaby kontakt z
otoczeniem.
Mama
podeszła do mojego łóżka z parującym kubkiem, od którego z daleka czuć było
mocnymi, leczniczymi ziołami.
- Usiądź
- poprosiła mnie.
Podparłam
się na łokciach, a później podniosłam do pozycji siedzącej, odczuwając boleśnie
wszystkie mięśnie. Drżałam. Zaniepokojona mama przyłożyła rękę do mojego czoła.
- Masz
gorączkę - zawyrokowała. - Gdzieś się tak załatwiła?
Wzruszyłam
ramionami i sięgnęłam po kubek. Wypiłam całą jego zawartość bardzo szybko. Choć
lecznicze zioła sprawiały, że odechciewało mi się pić, mama patrzyła na mnie
wzrokiem doskonale wyrażającym, co by zrobiła, gdybym nie wypiła całej
zawartości. Odsunęłam pusty kubek od ust i podałam go jej, a później osunęłam
się na poduszki i przykryłam szczelnie kołdrą. Było mi nadal zimno, ale
starałam się ignorować chłód, choć nadal drżałam.
Sen
zmorzył mnie niespodziewanie, chyba wskutek ziół. Wszystko zniknęło sprzed
moich oczu i widziałam już tylko czerń, osuwałam się w nią, tracąc kontakt ze
światem.
Kiedy
się obudziłam, było jasno. Zmrużyłam oczy przed światłem wpadającym przez okno
i odwróciłam się na drugi bok, w stronę ściany. Usłyszałam jakiś ruch w pokoju
i ktoś podszedł do mnie.
- Ginny
- usłyszałam ze zdziwieniem głos Harry'ego. - Może to nienajlepszy moment, ale
muszę ci powiedzieć, że dobrze zrobiłaś. Malfoy to...
Jęknęłam
i zakryłam głowę poduszką. Nie chciałam więcej o nim słyszeć, samo jego imię
czy nazwisko budziło we mnie zbyt wiele sprzecznych uczuć.
Temat
nie został więcej podjęty. Zostałam w łóżku jeszcze przez kilka dni,
zamartwiając się o Nicky'ego, aż w końcu ostatecznie wyzdrowiałam. Byłam
strasznie szczęśliwa, że w końcu mogę wstać, bo wciąż powracające do mnie myśli
wykańczały mnie, gdy leżałam. Kiedy zeszłam do salonu, zdziwiłam się, widząc w
nim wielką choinkę.
- Co
jest? - spytałam cicho samej siebie, obliczając w myślach daty. Jeśli się nie
myliłam, to właśnie nadszedł przeddzień świąt.
W
oszołomieniu zaczęłam podchodzić do choinki. Co? To już? Byłam przekonana, że
zostało jeszcze sporo czasu, naprawdę! W połowie drogi rzuciłam niespokojne
spojrzenie łóżeczku, ale mojego synka w nim nie było. Przystanęłam. Ogarnęła
mnie panika pod tytułem: "Gdzie on jest?!". Nie miałam pojęcia, co
mnie do tego podkusiło, ale wyjrzałam przez okno - właśnie tam Hermiona
spacerowała z wózkiem. Zaraz... skąd ona wzięła wózek? Musieli kupić go, gdy
chorowałam. Podeszłam bliżej i oparłam dłoń o szybę. Całe podwórko było ośnieżone
i wyglądało jak bajeczny obrazek. Dziwne, że wcale nie poprawiło mi to nastroju.
Wróciłam na środek salonu i usiadłam na kanapie. Przymknęłam oczy. Minęło już
trochę czasu, powinnam zapomnieć, skierować swoje myśli na zupełnie inny tor...
a one wciąż powracały. Nie potrafiłam w ogóle nad tym zapanować. Najchętniej
wpełzłabym w jakąś dziurę, gdzie schowałabym się przed światem, i nigdy już z
niej nie wychodziła. W ogóle nie czułam się sobą - raczej pustą skorupą,
zostawioną samej sobie, bezradną. Myśli pochłonęły mnie do tego stopnia, że nie
zauważyłam powrotu Hermiony, która rozpromieniła się na mój widok.
- Jak
się czujesz? - spytała.
Dopiero
wtedy zwróciłam na nią uwagę. Zdawało mi się, że mam trochę nieobecny,
nieprzytomny wzrok, ale nie przejmowałam się tym. Spojrzałam na nią, a później
szybko przeniosłam wzrok na ułożonego w jej ramionach Nicky'ego, ubranego w
ciepłe, zimowe ubranka. Podeszłam i wyciągnęłam ręce, chcąc sama go rozebrać.
Na szczęście zrozumiała mój gest i szybko mi go podała. Wróciłam na kanapę i
tam położyłam synka, uśmiechając się na widok jego pogodnej, pogrążonej we śnie
twarzyczki aniołka. Tylko dzięki niemu byłam w stanie umiejscowić się w miejscu
i w czasie; poza chwilami, gdy miałam go przy sobie, nie czułam się pewnie.
-
Wszystko w porządku? - zapytała Hermiona, pochodząc bliżej.
Znów nie
udzieliłam jej odpowiedzi. Nie miałam głowy na myślenie i gadanie, skupiłam się
tylko na wykonywanych czynnościach. Gdy uwolniłam Nicolasa z zimowego kompletu
i położyłam go delikatnie do łóżeczka, zorientowałam się, że Hermiona nadal
stoi i oczekuje odpowiedzi. Powoli odwróciłam się do niej.
- Tak. W
jak najlepszym porządku.
Nadal
patrzyła na mnie w oczekiwaniu. Na co ona czekała? Aż zacznę się jej zwierzać?
Nie, miałam zupełnie inny plan.
- Czy
możesz mi coś wytłumaczyć? - spytałam z niewinną miną. Skoro wyzdrowiałam, miałam
siłę zmierzyć się z prawdą.
A może i
nie?
- Yhm,
chyba tak. - Hermiona zmarszczyła brwi, zastanawiając się, o co mi chodzi, ale
zauważyłam też skrywany niepokój. Czy bała się, że zapytam właśnie o to? Czy
przeczuwała?
Wzięłam
głęboki wdech.
-
Powiedz mi, czy... - zastanowiłam się, jak właściwie ubrać to w słowa, ale
postanowiłam się nie wysilać. - Po prostu powiedz mi, czy wy o wszystkim
wiedzieliście?
Zrobiła
trochę zdziwioną minę, jakby nie do końca rozumiała, o co mi chodzi.
- Czy
wiedzieliście o wszystkim, o Nicku, o - przełknęłam ślinę - Draco? Czy
wiedzieliście o Dumbledorze? Czy...
- Tak -
przerwała mi szybko Hermiona.
Wyglądała
na zmieszaną, ale widziałam też, że nie ma zamiaru mnie okłamywać. Chyba mogłam
jej uwierzyć.
- Od
kiedy? - spytałam beznamiętnie, starając się nie pokazać, jak bardzo mnie to
boli.
- Mniej
więcej od ferii wielkanocnych.
Uniosłam
brwi. Więc wiedzieli o tym tyle czasu, a jednak postanowili zachować to tylko
dla siebie? Starałam się ignorować narastającą we mnie złość.
- Co dokładnie
wiedzieliście?
Hermiona
zawahała się i rzuciła niespokojne spojrzenie w stronę drzwi.
- Że...
jesteś w niebezpieczeństwie, a oni mają cię chronić.
- To
wszystko? - zdziwiłam się.
- To
wszystko.
Wydawało
się to małą sprawą, ale właściwie wszystko było z tym powiązane. W końcu
przecież wszystkie wydarzenia wokół mnie sprowadzały się do tego jednego wątku,
którego nie potrafiłam do końca zrozumieć.
-
Dlaczego mi nie powiedzieliście? Dlaczego nie ostrzegliście mnie, że nie
powinnam się w nic angażować, bo to zwykłe kłamstwo?
Nie
wiedziała co powiedzieć. Pokręciła tylko głową, a w jej oczach zalśniły łzy.
-
Ginny...
- Skoro
wiedzieliście o wszystkim... Zaraz, kto wiedział?
Przebiegałam
gorączkowo myślami wspomnienia, wszystkie wymieniane spojrzenia za swoimi
plecami, wszystko, co ktokolwiek do mnie mówił... Czułam się tak, jakbym nagle
odkryła, że cały czas śledziła mnie ukryta kamera, rejestrując każde moje
posunięcie.
-
Wszyscy - szepnęła.
-
Wszyscy, bez wyjątku?
Poczułam,
jak żołądek opada mi w dół. Zaczynałam mieć też problem ze spokojnym oddychaniem.
Czułam, że za chwilę zacznę histeryzować.
-
Wszyscy - przytaknęła, spuszczając wzrok. Nie mogła wytrzymać mojego
spojrzenia.
- Jesteś
z tego dumna?
Uniosła
oczy i popatrzyła prosto na mnie.
- A jak
myślisz? - spytała ze złością, ale też i obawą. - Wydaje ci się, że byłam
szczęśliwa, ukrywając coś przed tobą? Myślisz, że to taka wspaniała rozrywka?
- A
wiesz, że Draco jest śmierciożercą?
Stanęła
zupełnie bez ruchu. Łzy zaczęły płynąć po jej policzkach, ale zaciskała usta,
nie chcąc udzielić mi odpowiedzi. Zdenerwowałam się. Jeśli wiedziała, to chyba
był to koniec całej naszej znajomości. Tego bym jej nie wybaczyła - tego, że z
zimną krwią postanowiła zdać mnie na łaskę czy niełaskę śmierciożercy.
- Czy
wiesz o tym? - ponagliłam ją.
Bardzo
wolno pokręciła głową. Nie chciałam przyznać się do tego, że poczułam wielką
ulgę. Starałam się dalej mieć zaciętą minę.
- Ale
mieliście co do niego wątpliwości, prawda?
Przypomniałam
sobie chwile, w których ktokolwiek był niezadowolony z obecności Draco, rozmowy
o nim, czy czymkolwiek innym.
- Harry
był przekonany, że jest śmierciożercą - powiedziała cicho. - Reszta tylko
podejrzewała go o to i owo, ale nic nie mówiliśmy.
Harry.
Co właściwie Harry miał z tym wspólnego? To najzupełniej nie jego sprawa! Powinien
już dawno się odczepić. Ciągnął się za mną jak niechciany ogon, był wszędzie,
gdzie być go nie powinno!
-
Dlaczego więc nikt nie podzielił się ze mną tymi obawami?
- Bo
wiedzieliśmy wszyscy, że go kochasz! - powiedziała piskliwie. Rzuciłam
zaniepokojone spojrzenie w kierunku łóżeczka, ale Nicky dalej spał. -
Wiedzieliśmy, że i tak nam nie uwierzysz, poza tym bardzo się zmieniłaś, od
kiedy...
- A
gdyby coś mi się stało? - przerwałam jej. - Moglibyście żyć z myślą, że to przez
was i wasze sekrety?
Rozpłakała
się na dobre. Jednocześnie czułam triumf, bo przecież byłam górą, ale i wstyd -
jak mogłam być tak wredna dla wszystkich? Jednak ta druga myśl sprawiała tylko,
że byłam coraz bardziej zła - na siebie, na innych - co doprowadzało do coraz
bardziej raniących słów.
- A
gdyby, dajmy na to, Draco mnie zabił? Gdyby zaniósł moje ciało Voldemortowi,
żeby się pochwalić, że...
-
Przestań. - Zakrywała dłonią usta i łkała cicho. - Przestań, nie mów tak...
Zmroziłam
ją wzrokiem.
- Nigdy
wam tego nie wybaczę - stwierdziłam. Spotkał mnie kolejny cios i nie miałam już
na nic siły, nawet na krzyki. - Nigdy - powtórzyłam, mijając ją i wychodząc z
salonu, żeby udać się do swojego pokoju.
Położyłam
się na łóżku, z którego dopiero niedawno wstałam, i utkwiłam wzrok za oknem.
Obserwowałam, jak niebo zmienia kolor, robi się coraz bardziej szare, a w końcu
przechodzi w ciemny granat i w czerń. Nikt się mną nie interesował, może
postanowili dać mi czas na przemyślenia. Nie miałam pojęcia, która jest
godzina, po prostu leżałam i leżałam, wpatrując się w niebo. Czy był na świecie
ktoś, komu mogłam zaufać? Znając moje szczęście nawet Demelza i Colin byli
wtajemniczeni w całą sytuację. Pewnie gdyby Nicolas był starszy, również by
wiedział. Ale nie zamierzałam pozwolić na to, żeby ktokolwiek miał kontrolę nad
tym, co będzie robił w przyszłości. I wiedziałam też, że ani ja, ani on nie
możemy zostać tu, wśród kłamców.
W pewnym
momencie usłyszałam ciche pukanie do drzwi, a później do mojego pokoju weszła
mama. Nie musiałam na nią patrzeć, po prostu poznałam ją po charakterystycznym
sposobie poruszania się.
- Ginny
- powiedziała cicho - zejdź do nas na kolację.
Nie
odpowiedziałam, dalej gapiąc się w okno. Podeszła do mnie i przysiadła na
skraju łóżka, a później wyciągnęła dłoń i zaczęła gładzić mnie po włosach.
Powstrzymałam się, żeby nie odtrącić jej ręki.
-
Chcieliśmy tylko twojego dobra - szepnęła. - Nie miej nam tego za złe.
Chcieliśmy, żebyś była szczęśliwa.
Na usta
cisnęło mi się wiele raniących słów, które mogłabym w tym momencie wypowiedzieć,
ale nie zrobiłam tego. Pozostałam tak, stanowcza i milcząca. Po kilku minutach
mówienia do mnie bzdur mama wyszła, wyrażając nadzieję, że jednak zejdę. Ale
nie zrobiłam tego. W najmniejszym nawet stopniu nie odczuwałam głodu, a i nie
czułam potrzeby widzenia się z nimi wszystkimi, patrzenia im w oczy i
zastanawiania się, ile spraw i słów przemilczeli.
Nasłuchiwałam
niespokojnie, aż wszyscy pójdą spać. W mojej głowie kształtował się powoli
plan, ale jeszcze nie zamierzałam wprowadzać go w życie, jeszcze nie, jeszcze
trochę... Kuchenny zegar wybił północ. Później godzinę pierwszą, drugą, trzecią,
czwartą... Przy ostatnim z dźwięków zegara zerwałam się z łóżka. Miałam już
ułożony cały plan i nikt nie mógł mnie od niego odwieść. Przeszłam przez cały
pokój, zbierając najpotrzebniejsze rzeczy. Zaklęciem przywołałam kilka
przedmiotów z całego domu, które powinny mi się przydać, a potem spakowałam
wszystko do plecaka z magicznie powiększonym dnem. Na koniec cicho wymknęłam się
z pokoju, na palcach przemknęłam przez kawałek przedpokoju i schody, a później
skierowałam się do salonu, tymczasowego pokoju należącego do Nicolasa. Po
drodze założyłam na siebie płaszcz i ciepłe buty, a teraz wyjęłam synka z
łóżeczka i rozejrzałam się za jego zimowym kombinezonikiem. Ubrałam go, a
później owinęłam w koc i wzięłam na ręce. Potoczyłam wzrokiem po pomieszczeniu.
Wydawało mi się, że już wszystkie potrzebne rzeczy znajdowały się w moim
magicznym plecaku. Sięgnęłam jeszcze po jakiś skrawek pergaminu leżący na
stoliczku i pióro, i przytulając Nicky'ego mocno do siebie, napisałam parę
słów.
"Odchodzę. Nie szukajcie mnie. Ginny"
Zostawiłam
wszystko tam, gdzie znalazłam, a później wyszłam z domu w mroźną noc. Prószył
śnieg, co dodawało ciemności jakiegoś niesamowitego, strasznego wyglądu.
Pocieszałam się myślą, że już niedługo wstanie nowy dzień.
Może
oszalałam. Może zachowywałam się skrajnie nieodpowiedzialnie i nieodpowiednio,
ale nie miałam innego wyboru, nie zamierzałam zostać dłużej z nimi wszystkimi.
Pragnęłam zacząć wszystko od nowa, nieważne jak, nieważne gdzie, ale po prostu
inaczej. Zostawić wszystkie wspomnienia za sobą? Tego właśnie pragnęłam.
Eh... Czekam na to szczesliwe zakonczenie. ;-;
OdpowiedzUsuń