wtorek, 13 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 43. Szaleństwo



Idąc chodnikiem, powtarzałam sobie jak mantrę: Nora, Nicky, spokój. Chciałam, tak bardzo chciałam wierzyć w to, że wszystko się jakoś ułoży, że będzie już dobrze, ale na tę chwilę nie potrafiłam się na to zdobyć. Dopiero co zakończyłam coś, co właściwie nigdy nie istniało. Potrzebowałam czasu, żeby się z tym uporać, i wiedziałam, że wcale nie przyjdzie mi to tak łatwo. Ledwo zdawałam sobie sprawę z tego, że jest mi potwornie zimno, że idę dokądś, choć nie mam pojęcia dokąd, a przy okazji jestem zdana tylko i wyłącznie na siebie. Zatrzymałam się. Może i byłam wściekła na nich wszystkich - na Nicka, który mnie okłamywał, na Angelique, która mnie o tym nie poinformowała, a najbardziej na Draco, który zranił nie tylko moją duszę, ale i serce - ale miałam na tyle zdrowego rozsądku, że potrafiłam wyciągnąć wnioski. W każdym razie Voldemort, który coś uroił sobie w głowie, zamierzał zabić mnie i Nicolasa. Nie zamierzałam na to pozwolić. Czemu nie teleportowałam się od razu, jak tylko przeszłam przez barierę ochronną? Czemu szłam dalej? Nie mogłam tego zrozumieć... choć właściwie, tak podświadomie, doskonale wiedziałam, o co chodzi. Chciałam, żeby Draco poszedł za mną, żeby mnie zatrzymał, żeby wszystko wytłumaczył. Ale on tego nie zrobił, a to bolało najbardziej - gdy zostawił mnie w spokoju i pozwolił o wszystkim zapomnieć, co właściwie nie miało szans na powodzenie. Po raz ostatni rzuciłam przelotne spojrzenie za siebie. Nie, chodnik był pusty. Nie szedł za mną, w ogóle go nie obchodziłam. Bo jak mogłabym to inaczej wytłumaczyć? I choć wiedziałam, że nic dla niego nie znaczyłam, choć były w przeszłości chwile, w których myślałam inaczej, to bolała mnie wciąż powracająca myśl o tym. Już nigdy nie miałam go spotkać. Nie miałam z nim porozmawiać. Nie miałam go przytulić, pocałować...
Zacisnęłam wargi. Nie, nie będę niczego żałować! Zamknęłam oczy i pomyślałam o Norze, a później obróciłam się wokół własnej osi i poczułam to znajome uczucie, jakby ktoś przepychał mnie przez bardzo ciasny tunel. Nie mogłam powiedzieć, żeby był to mój ulubiony sposób podróżowania, ale z pewnością najszybszy i najprostszy. Starałam się nie myśleć zupełnie o tym, że nie podeszłam do zdawania egzaminu na teleportację i aktualnie robiłam to nielegalnie. Teraz już nie bałam się rozszczepienia ani nic z tych rzeczy, po prostu wiedziałam, że potrafię, a sama myśl o tym pozwalała mi przestać się zamartwiać.
Poczułam pod stopami rozmokłą ziemię. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dobrze znany teren rodzinnej posiadłości - chylący się ku ziemi dom, który tylko dzięki magii jeszcze się nie rozpadł, nieporządny ogródek i podwórko. Mimo wszystko tu czułam się bardziej w domu, niż w pięknym, dopracowanym mieszkaniu Draco. Śmierciożercy Draco, dodałam w myślach, zgrzytając zębami.
   Ruszyłam przed siebie, zapadając się w błotnistym podłożu. Deszcz zacinał niemiłosiernie, momentalnie mocząc mnie od stóp do głów. Właściwie nie zdawałam sobie z tego sprawy. Moją głowę zajęła myśl o tym, że Draco jest śmierciożercą. Jak to? Przecież pamiętałam dokładnie moment, w którym sprawdzałam jego ramię - było czyste, bez śladu znaku! To nie było wcale tak dawno temu. Czy to możliwe, że przystąpił do śmierciożerców dopiero po tym zdarzeniu? Nie, to niemożliwe. Niby po co? Nie zauważyłam przecież żadnej zmiany w jego wyglądzie czy zachowaniu... No tak, ale od paru miesięcy byłam pod wpływem zaklęcia. Draco mógł dowolnie narzucać mi swoją wolę, jak tylko mu pasowało. Co więc było prawdą, a co tylko ułudą?
Starałam się sobie jak najdokładniej przypomnieć dzień, w którym nie odkryłam znaku na jego przedramieniu. Weszłam do jego gabinetu, a on spał z głową opartą na biurku. Próbowałam się skupić. Co dalej? Podeszłam do biurka i... chyba przeglądałam jakieś papiery... Strasznie trudno było mi przypomnieć sobie cokolwiek. Czy to moja pamięć szwankowała, czy też to całe zaklęcie miało z tym coś wspólnego? Skupiłam się jeszcze bardziej. Draco spał, nie mógł wiedzieć o tym, że szperałam w jego dokumentach. Tym samym nie mógł wymazać tego z mojej pamięci... chyba. Nadal nie wiedziałam, czy działałam pod imperio, czy też pod jakąś inną klątwą, nie mogłam więc przewidzieć zakresu jego kontroli. To było dwa miesiące temu. Musiałam pamiętać!
Przeglądałam dokumenty... Znalazłam list od... Ciężko było mi wyciągać to z otchłani wspomnień. Znalazłam list od jego matki. W tym liście pisała... Co ona właściwie pisała?
Skupiłam się na chwili, w której trzymałam pergamin w ręce. Pamiętałam dokładnie charakter pisma, jakim został zapisany, a także to, że zaczęłam podejrzewać Draco o śmierciożerstwo. Mówili, że masz z Nim jakieś układy... grozili... wyrok śmierci... bezpieczeństwo... Tak, to było coś w tym guście. Wyciąganie poszczególnych słów z pamięci męczyło tak, jak usilne myślenie nad jakimś problemem naukowym, tyle że w czasie o wiele krótszym. Byłam już tym potwornie zmęczona.
Chwila. Z tego by wynikało, że przystąpił do śmierciożerców już wcześniej... Ale znak! Mroczny Znak! To niemożliwe, żeby go tak po prostu nie miał! Mało wiedziałam o czarnej magii i tak dalej, ale byłam stuprocentowo przekonana, że znaku nie dało się tak po prostu usunąć, czy też sprawić niewidzialnym! Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Nie wiedziałam kompletnie, co o tym wszystkim myśleć.
Pogrążona w rozmyślaniach dotarłam do drzwi kuchennych. Postanowiłam nie pokazywać po sobie, że jestem wstrząśnięta, zraniona i zawiedziona. Zauważyłam też w końcu padający deszcz. Trochę cieszyłam się z tej okoliczności, bo było duże prawdopodobieństwo, że nikt nie wyczyta nic z mojej twarzy, która wcześniej była zapłakana. Postarałam się zrobić neutralną minę i miałam nadzieję, że w miarę mi wyszło. Dopiero później zapukałam do drzwi.
Hermiona, nie zachowując najmniejszych środków bezpieczeństwa, po prostu otworzyła i, ściskając mnie, zaciągnęła do środka.
- Ginny - mówiła. - Merlinie, Angelique przesłała mi wiadomość... Wszystko w porządku? Jak się czujesz? Gdzie byłaś?
Poczułam, że blednę, ale nie od razu zrozumiałam, dlaczego nagle słabnę.
- Co się dzieje? - spytała od razu Hermiona. - Jesteś cała mokra... Siadaj, zaraz przyniosę ci ręcznik czy coś... - zamilkła, wpatrując się we mnie, a potem dodała ciszej: - Co się stało?
Pokręciłam głową, nie chcąc wchodzić w szczegóły. Nadal byłam też oszołomiona jej gorączkową paplaniną. Nie czułam się na siłach, żeby powiedzieć cokolwiek. Utkwiłam wzrok w blacie stołu. Hermiona posadziła mnie na krześle i pobiegła na górę, a ja starałam się po raz kolejny wszystko sobie poukładać. Teraz doszło jeszcze więcej pytań i wątpliwości. Angelique... Angelique przesłała wiadomość Hermionie, która zaczęła mnie wypytywać, czy wszystko w porządku... Co ona mogła napisać? Chyba nie "Hermiono, właśnie powiedziałam Ginny wszystko, co Nick przed nią ukrywał, może być trochę przybita", prawda? Ale z drugiej strony... Skoro Hermiona zaczęła się martwić... Coś mi się nie zgadzało. Wszystko wskazywało na to, że Hermiona...
Nie zamierzałam usiedzieć ani chwili dłużej. Po prostu nie potrafiłam tkwić w miejscu. Wstałam i skierowałam się do salonu, gdzie miałam nadzieję zobaczyć mojego synka, którego i tak za długo już nie widziałam. Uspokoiłam się trochę, widząc go śpiącego w łóżeczku. Pochyliłam się i pocałowałam go w czółko, a potem uświadomiłam sobie ostatecznie, że jestem calusieńka mokra, więc zdjęłam z siebie płaszcz i powiesiłam na wieszaku. Zdecydowałam się też wyjąć z niego swoje rzeczy, które w mieszkaniu pomniejszyłam i upchałam po kieszeniach. Miałam nadzieję, że czar nie pozwolił im przemoknąć. Nie czekając, aż Hermiona wróci, weszłam po schodach na górę, do swojego pokoju. Trochę bałam się otworzyć drzwi, nie wiedziałam czemu, ale miałam jakieś takie wrażenie, że coś będzie nie w porządku. Na szczęście moje wątpliwości rozwiały się, gdy weszłam do środka, bowiem wszystko było na swoim miejscu. Z westchnieniem ulgi położyłam zmniejszone rzeczy na środku pokoju i wyciągnęłam z kieszeni spodni różdżkę, celując nią w nie. W okamgnieniu zaczęły sie powiększać, aż osiągnęły naturalne rozmiary. Nie było tego dużo, ubrania, kilka książek, kosmetyków, listów od Demelzy z Hogwartu... To wszystko. Niczego więcej nie potrzebowałam. Wszystkie rzeczy z pokoju Nicky'ego zostawiłam, bo budziły za dużo wspomnień, po prostu musiałam kupić wszystko jeszcze raz. Chciałam tylko spokoju. Chciałam już nigdy więcej nie widzieć Draco, choć moje serce próbowało mnie przekrzyczeć ze swoim marnym "Nie!", chciałam zapomnieć i żyć dalej.
Przynajmniej na tę chwilę nie było takiej możliwości. To siedziało bardzo głęboko we mnie i nie chciało zostawić mnie w spokoju. Trudno było mi to przyznać, ale bez niego czułam się taka bezbronna, taka słaba. Ciężko było mi oddychać, gdy nie było go w pobliżu. Nie miałam siły na nic, czułam się taka oklapnięta... Powstrzymałam ogromną chęć rozpłakania się po raz kolejny. Już od tych wszystkich łez mocno szczypały mnie oczy, bolała głowa i chciałam po prostu zasnąć... Choć wróciłam do domu, czułam, jakbym właśnie się zgubiła, a wszystko to dlatego, że nie było go przy mnie. Czułam się jak kompletnie uzależniona i wcale nie było mi z tym dobrze.
- Miałaś siedzieć i czekać - dobiegł mnie karcący głos Hermiony. Odwróciłam się, zapominając zrobić zwyczajną minę.
- Nie mogłam się powstrzymać, żeby...
- Ginny - przerwała mi, podchodząc do mnie i przytulając mocno. Musiała zauważyć moją minę. Musiała wyciągnąć takie a nie inne wnioski, zwłaszcza po tym, co leżało na podłodze. - Jesteś pewna? To... nie wiem, czy to ci pomoże, ale myślę, że dobrze zrobiłaś, wracając do domu. Wydaje nam się, że tu będzie ci lepiej, naprawdę, a w każdym razie...
Odepchnęłam ja lekko od siebie.
- O co ci chodzi? - spytałam. Zmieszała się, a ja przeszyłam ją przenikliwym spojrzeniem. Czegoś tu nie rozumiałam.
- No... wiesz... pomożemy ci z Nicolasem i tak dalej i...
- Nie - przerwałam jej. - Wcale nie o to chodzi.
Wbiłam w nią ostre spojrzenie. Nie zamierzałam pozwolić sobie na mydlenie oczu, nie po raz kolejny, nie po tym, co przeoczyłam, a było tego wiele.
Nie wiedziałam, czy Hermiona chce mi odpowiedzieć, czy też nie, ale strasznie długo się zastanawiała. Postanowiłam jej więc pomóc sprecyzować odpowiedź.
- Co napisała ci Angelique? - Mój ton głosu zapowiadał, że nie przyjmuję sprzeciwów, jednak Hermiona milczała. - No, słucham?
Miałam pełną świadomość tego, że zachowuję się wrednie, a mimo to nie zamierzałam ustąpić. Hermiona otworzyła usta.
- No... napisała mi, że byłaś wściekła...
- Wściekła na co?
Czyżby jeszcze coś przede mną ukrywali? Czy Hermiona wiedziała o wszystkim, a z nią też inni? Czyżby cała rodzina mnie okłamywała? Nie chciałam dać się ponosić emocjom, ale wszystko na to właśnie wyglądało.
Hermiona spojrzała na mnie błagalnie, jakby prosiła, żebym nie wyciągała od niej tego typu informacji. Ale ja chciałam wiedzieć, już, teraz, zaraz, choć nawet nie miałam pojęcia, do czego mi to potrzebne!
- Odpowiedz!
Hermiona skierowała spłoszony wzrok ku drzwiom. Teraz ja też to usłyszałam - Nicky płakał. Choć miałam wielką ochotę po prostu trzasnąć drzwiami i dokończyć rozmowę, nowe, jakiś czas temu odkryte uczucia, pchały mnie w kierunku synka. Rzuciłam Hermionie mordercze spojrzenie i wyszłam z pokoju, starając się nie trzasnąć drzwiami tuż przed jej nosem. Z wielkim trudem powstrzymałam się przed tym i skierowałam kroki ku salonowi, gdzie wzięłam małego na ręce.
- Już, już, cii, wszystko w porządku... Jesteś głodny? Zaraz przyniesiemy ci mleczko...
Momentalnie opuściła mnie większość emocji i po prostu poszłam z nim do kuchni, żeby przygotować butelkę. To dziwne, jak na mnie wpływał - uspokajał moje najbardziej skołatane nerwy, wystarczyło tylko na niego spojrzeć. Kiedy krzątałam się po kuchni, zapomniałam o wszystkich powodach mojej złości, pozostał tylko smutek związany z tym, co właśnie zrobiłam. Wciąż miałam wątpliwości - czy postąpiłam właściwie? Owszem, Draco nie zasługiwał ani na zaufanie, ani na żadne z pozytywnych uczuć, ale... kiedy przypominałam sobie chwile, w których opiekował się Nicolasem, czułam, że nie jest zły. A może to była po prostu przykrywka?
Tak czy inaczej, nie miało to teraz znaczenia. Zrobiłam zaciętą minę. Postanowiłam, że nie będę tego więcej roztrząsać, a każdą powracającą myśl chciałam pożegnać zatkaniem uszu i śpiewaniem na całe gardło. Z trudem powstrzymywałam się, żeby tego nie robić, zwłaszcza, że nie byłam sama. Nakarmiłam synka, pochodziłam z nim po domu, kołysząc go, a równocześnie zadręczając się rozmyślaniami, a później zmieniłam mu pieluszkę, co wywołało płacz, wierzganie i ogólne niezadowolenie dziecka. Skrajnie zmęczona pokołysałam go jeszcze trochę i odłożyłam do łóżeczka, gdzie ponownie zaczął płakać. Nie było w tym nic dziwnego - Nicolas należał do ruchliwych i dokuczliwych dzieci. Czasem z żalem myślałam, dlaczego on nie może być grzeczniejszy, spokojniejszy? Nienawidziłam słuchać, jak płacze - zawsze wtedy zmagałam się z samą sobą, czy być twardą i nieugiętą, czy się nad nim litować, a najczęściej po prostu zaczynałam z tego powodu płakać. Nie chciałam, żeby był zbytnio rozpieszczony, ale też nie potrafiłam zostawić go w samotności, płaczącego. Wydawało się, że najlepsze podejście do niego ma moja mama, choć często nie zgadzałam się z jej metodami wychowawczymi, gdy za długo pozwalała mu rozpaczać, ale przekonywałam samą siebie, że ja też czasem potrzebuję chwili dla siebie, jak w tym momencie.
Hermiona nie zeszła na dół. Zaczęłam się zastanawiać, czy po prostu nie boi się konfrontacji ze mną. Na myśl o niej momentalnie zaczynałam się złościć, ale odczuwałam też lekki wstyd - no ładnie, dlaczego dla najbliższych mi osób jestem tak bezlitosna i złośliwa? Czy zamierzałam wszystkich do siebie zrazić? A Angelique? W tej chwili mogła się zamartwiać, co mi przyszło do głowy, a ja w ogóle się tym nie przejmowałam! A Dra... nie, to zły przykład. Okłamał mnie! Oszukał! Robił ze mnie idiotkę! Nie powinnam w ogóle o nim myśleć, nie, nie, nie!
Płacz Nicky'ego działał na mnie wysoce dołująco, czułam się okropną, bezduszną matką, która siedzi i tylko się przygląda. Podeszłam do łóżeczka, wzięłam go na ręce i zaczęłam chodzić z nim po salonie, szepcząc do niego i kołysząc. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie przeszłam do zwierzeń.
- Wiesz... twój tata chyba nas nie kocha - szepnęłam w zadumie. - Ale nie martw się tym. Masz mnie, a ja nigdy cię nie opuszczę. Nigdy, przenigdy. Obiecuję.
Nie zauważyłam w którym momencie postanowił zasnąć. Po prostu spojrzałam na niego i odkryłam, że już śpi. Podeszłam z nim do łóżeczka i delikatnie ułożyłam go w pościelce. Przyjrzałam mu się uważnie. Był za mały, żeby mówić tu o stuprocentowym podobieństwie, ale, niestety, widziałam w nim sporo rys Draco. Nie umiałam wyjaśnić, co dokładnie to było - po prostu widziałam. Widziałam też jasną czuprynkę, która najprawdopodobniej miała stać się jasnoblond włosami, tak charakterystycznymi. Zamknęłam oczy. Starałam się nie koncentrować na niczym specjalnym, a cały czas widziałam jego. Sprawiało to, że chciałam płakać jak najdłużej i jak najżałośniej. Podeszłam do kanapy, położyłam się na niej i okryłam kocem, który leżał złożony na oparciu. Kolejne łzy wypływały spod moich zamkniętych powiek, ale starałam się nie zwracać na nie uwagi. Okazało się, że byłam tak zmęczona, że po kilku minutach po prostu zasnęłam.
Kiedy się obudziłam, było już całkowicie ciemno. Czułam, że jest mi strasznie zimno i dygotałam na całym ciele. Podniosłam powoli głowę. W ciemności niewiele widziałam, ale za to słyszałam ciche głosy dochodzące z kuchni. Szczękając zębami usiadłam i odrzuciłam nie jeden koc, lecz dwa, co oznaczało, że ktoś musiał nakryć mnie, gdy spałam. Natychmiast ogarnęła mnie fala zimna i chciałam powrócić do pozycji leżącej, a na dodatek prosić o kolejny koc, ale ciekawość okazała się silniejsza, więc dźwignęłam się z łóżka, powoli podeszłam do drzwi i przycisnęłam do nich ucho. Niestety głosy były tak ciche, że nie mogłam właściwie wyłapać sensu ich wypowiedzi. Westchnęłam ciężko, pozbawiona możliwości bezpiecznego podsłuchiwania, i nacisnęłam na klamkę. Kiedy otworzyłam drzwi, wszystkie głosy momentalnie ucichły, a spojrzenia zgromadzonych członków rodziny spoczęły na mnie. Przy stole siedzieli rodzice, Fred, George, Bill, Ron i Hermiona, a także Harry. Zaczęłam zastanawiać się, co on w ogóle tu robi, ale mama odezwała się szybko do mnie, wytrącając mnie z rozmyślań.
- Och, obudziłaś się skarbie... Usiądziesz z nami? Zjedz coś...
Podążyłam nie do końca przytomnym wzrokiem po stole i zadrżałam na całym ciele. Było mi potwornie zimno, a głowa bolała mnie niemiłosiernie.
- Nie, dziękuję - powiedziałam słabo, a chwilę później kichnęłam kilka razy, co spowodowało gwałtowną reakcję zebranych. Nie mogłam zrozumieć, co mówią, bo przekrzykiwali się chórem. Rozumiałam tylko ogólny sens, mówili coś o tym, że jestem chora, co już sama wywnioskowałam ze swojego samopoczucia.
- Ginny, idź na górę do swojego pokoju i połóż się, zaraz przyniosę ci naparu z ziółek - zarządziła mama.
Obrzuciłam ich wszystkich nieco zakłopotanym spojrzeniem, a później skierowałam się w stronę schodów. Weszłam na górę bez sprzeciwów i przeszłam przez ciemny korytarz, kierując się w stronę swojego pokoju. Czułam się strasznie niepewnie, chociaż właściwie nie miałam pojęcia, skąd się to bierze. Odczuwałam dziwny niepokój, pustkę i... samotność.
Weszłam do swojego pokoju i skierowałam się w stronę łóżka. Nie zmieniłam nawet ubrania na piżamę, po prostu weszłam pod kołdrę i zamknęłam oczy. W głowie mi szumiało, a cisza wciskała się w moje uszy, raniąc je boleśnie. Chciałam po prostu zasnąć i zapomnieć o wszystkim. Głowa okropnie mnie bolała i czułam się ogólnie beznadziejnie. Starałam się też nie wracać wspomnieniami do niedalekiej przeszłości, ale niezbyt mi to wychodziło. Wciąż miałam żal do wszystkich, ale i przede wszystkim do siebie samej.
Kiedy mama weszła do pokoju i zapaliła światło, które zmusiło mnie do zmrużenia oczu i zasłonięcia się ręką, byłam w dziwnym stanie, coś pomiędzy rzeczywistością a ułudą. Nie do końca wiedziałam, gdzie się znajduję, miałam też słaby kontakt z otoczeniem.
Mama podeszła do mojego łóżka z parującym kubkiem, od którego z daleka czuć było mocnymi, leczniczymi ziołami.
- Usiądź - poprosiła mnie.
Podparłam się na łokciach, a później podniosłam do pozycji siedzącej, odczuwając boleśnie wszystkie mięśnie. Drżałam. Zaniepokojona mama przyłożyła rękę do mojego czoła.
- Masz gorączkę - zawyrokowała. - Gdzieś się tak załatwiła?
Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po kubek. Wypiłam całą jego zawartość bardzo szybko. Choć lecznicze zioła sprawiały, że odechciewało mi się pić, mama patrzyła na mnie wzrokiem doskonale wyrażającym, co by zrobiła, gdybym nie wypiła całej zawartości. Odsunęłam pusty kubek od ust i podałam go jej, a później osunęłam się na poduszki i przykryłam szczelnie kołdrą. Było mi nadal zimno, ale starałam się ignorować chłód, choć nadal drżałam.
Sen zmorzył mnie niespodziewanie, chyba wskutek ziół. Wszystko zniknęło sprzed moich oczu i widziałam już tylko czerń, osuwałam się w nią, tracąc kontakt ze światem.
Kiedy się obudziłam, było jasno. Zmrużyłam oczy przed światłem wpadającym przez okno i odwróciłam się na drugi bok, w stronę ściany. Usłyszałam jakiś ruch w pokoju i ktoś podszedł do mnie.
- Ginny - usłyszałam ze zdziwieniem głos Harry'ego. - Może to nienajlepszy moment, ale muszę ci powiedzieć, że dobrze zrobiłaś. Malfoy to...
Jęknęłam i zakryłam głowę poduszką. Nie chciałam więcej o nim słyszeć, samo jego imię czy nazwisko budziło we mnie zbyt wiele sprzecznych uczuć.
Temat nie został więcej podjęty. Zostałam w łóżku jeszcze przez kilka dni, zamartwiając się o Nicky'ego, aż w końcu ostatecznie wyzdrowiałam. Byłam strasznie szczęśliwa, że w końcu mogę wstać, bo wciąż powracające do mnie myśli wykańczały mnie, gdy leżałam. Kiedy zeszłam do salonu, zdziwiłam się, widząc w nim wielką choinkę.
- Co jest? - spytałam cicho samej siebie, obliczając w myślach daty. Jeśli się nie myliłam, to właśnie nadszedł przeddzień świąt.
W oszołomieniu zaczęłam podchodzić do choinki. Co? To już? Byłam przekonana, że zostało jeszcze sporo czasu, naprawdę! W połowie drogi rzuciłam niespokojne spojrzenie łóżeczku, ale mojego synka w nim nie było. Przystanęłam. Ogarnęła mnie panika pod tytułem: "Gdzie on jest?!". Nie miałam pojęcia, co mnie do tego podkusiło, ale wyjrzałam przez okno - właśnie tam Hermiona spacerowała z wózkiem. Zaraz... skąd ona wzięła wózek? Musieli kupić go, gdy chorowałam. Podeszłam bliżej i oparłam dłoń o szybę. Całe podwórko było ośnieżone i wyglądało jak bajeczny obrazek. Dziwne, że wcale nie poprawiło mi to nastroju. Wróciłam na środek salonu i usiadłam na kanapie. Przymknęłam oczy. Minęło już trochę czasu, powinnam zapomnieć, skierować swoje myśli na zupełnie inny tor... a one wciąż powracały. Nie potrafiłam w ogóle nad tym zapanować. Najchętniej wpełzłabym w jakąś dziurę, gdzie schowałabym się przed światem, i nigdy już z niej nie wychodziła. W ogóle nie czułam się sobą - raczej pustą skorupą, zostawioną samej sobie, bezradną. Myśli pochłonęły mnie do tego stopnia, że nie zauważyłam powrotu Hermiony, która rozpromieniła się na mój widok.
- Jak się czujesz? - spytała.
Dopiero wtedy zwróciłam na nią uwagę. Zdawało mi się, że mam trochę nieobecny, nieprzytomny wzrok, ale nie przejmowałam się tym. Spojrzałam na nią, a później szybko przeniosłam wzrok na ułożonego w jej ramionach Nicky'ego, ubranego w ciepłe, zimowe ubranka. Podeszłam i wyciągnęłam ręce, chcąc sama go rozebrać. Na szczęście zrozumiała mój gest i szybko mi go podała. Wróciłam na kanapę i tam położyłam synka, uśmiechając się na widok jego pogodnej, pogrążonej we śnie twarzyczki aniołka. Tylko dzięki niemu byłam w stanie umiejscowić się w miejscu i w czasie; poza chwilami, gdy miałam go przy sobie, nie czułam się pewnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała Hermiona, pochodząc bliżej.
Znów nie udzieliłam jej odpowiedzi. Nie miałam głowy na myślenie i gadanie, skupiłam się tylko na wykonywanych czynnościach. Gdy uwolniłam Nicolasa z zimowego kompletu i położyłam go delikatnie do łóżeczka, zorientowałam się, że Hermiona nadal stoi i oczekuje odpowiedzi. Powoli odwróciłam się do niej.
- Tak. W jak najlepszym porządku.
Nadal patrzyła na mnie w oczekiwaniu. Na co ona czekała? Aż zacznę się jej zwierzać? Nie, miałam zupełnie inny plan.
- Czy możesz mi coś wytłumaczyć? - spytałam z niewinną miną. Skoro wyzdrowiałam, miałam siłę zmierzyć się z prawdą.
A może i nie?
- Yhm, chyba tak. - Hermiona zmarszczyła brwi, zastanawiając się, o co mi chodzi, ale zauważyłam też skrywany niepokój. Czy bała się, że zapytam właśnie o to? Czy przeczuwała?
Wzięłam głęboki wdech.
- Powiedz mi, czy... - zastanowiłam się, jak właściwie ubrać to w słowa, ale postanowiłam się nie wysilać. - Po prostu powiedz mi, czy wy o wszystkim wiedzieliście?
Zrobiła trochę zdziwioną minę, jakby nie do końca rozumiała, o co mi chodzi.
- Czy wiedzieliście o wszystkim, o Nicku, o - przełknęłam ślinę - Draco? Czy wiedzieliście o Dumbledorze? Czy...
- Tak - przerwała mi szybko Hermiona.
Wyglądała na zmieszaną, ale widziałam też, że nie ma zamiaru mnie okłamywać. Chyba mogłam jej uwierzyć.
- Od kiedy? - spytałam beznamiętnie, starając się nie pokazać, jak bardzo mnie to boli.
- Mniej więcej od ferii wielkanocnych.
Uniosłam brwi. Więc wiedzieli o tym tyle czasu, a jednak postanowili zachować to tylko dla siebie? Starałam się ignorować narastającą we mnie złość.
- Co dokładnie wiedzieliście?
Hermiona zawahała się i rzuciła niespokojne spojrzenie w stronę drzwi.
- Że... jesteś w niebezpieczeństwie, a oni mają cię chronić.
- To wszystko? - zdziwiłam się.
- To wszystko.
Wydawało się to małą sprawą, ale właściwie wszystko było z tym powiązane. W końcu przecież wszystkie wydarzenia wokół mnie sprowadzały się do tego jednego wątku, którego nie potrafiłam do końca zrozumieć.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście? Dlaczego nie ostrzegliście mnie, że nie powinnam się w nic angażować, bo to zwykłe kłamstwo?
Nie wiedziała co powiedzieć. Pokręciła tylko głową, a w jej oczach zalśniły łzy.
- Ginny...
- Skoro wiedzieliście o wszystkim... Zaraz, kto wiedział?
Przebiegałam gorączkowo myślami wspomnienia, wszystkie wymieniane spojrzenia za swoimi plecami, wszystko, co ktokolwiek do mnie mówił... Czułam się tak, jakbym nagle odkryła, że cały czas śledziła mnie ukryta kamera, rejestrując każde moje posunięcie.
- Wszyscy - szepnęła.
- Wszyscy, bez wyjątku?
Poczułam, jak żołądek opada mi w dół. Zaczynałam mieć też problem ze spokojnym oddychaniem. Czułam, że za chwilę zacznę histeryzować.
- Wszyscy - przytaknęła, spuszczając wzrok. Nie mogła wytrzymać mojego spojrzenia.
- Jesteś z tego dumna?
Uniosła oczy i popatrzyła prosto na mnie.
- A jak myślisz? - spytała ze złością, ale też i obawą. - Wydaje ci się, że byłam szczęśliwa, ukrywając coś przed tobą? Myślisz, że to taka wspaniała rozrywka?
- A wiesz, że Draco jest śmierciożercą?
Stanęła zupełnie bez ruchu. Łzy zaczęły płynąć po jej policzkach, ale zaciskała usta, nie chcąc udzielić mi odpowiedzi. Zdenerwowałam się. Jeśli wiedziała, to chyba był to koniec całej naszej znajomości. Tego bym jej nie wybaczyła - tego, że z zimną krwią postanowiła zdać mnie na łaskę czy niełaskę śmierciożercy.
- Czy wiesz o tym? - ponagliłam ją.
Bardzo wolno pokręciła głową. Nie chciałam przyznać się do tego, że poczułam wielką ulgę. Starałam się dalej mieć zaciętą minę.
- Ale mieliście co do niego wątpliwości, prawda?
Przypomniałam sobie chwile, w których ktokolwiek był niezadowolony z obecności Draco, rozmowy o nim, czy czymkolwiek innym.
- Harry był przekonany, że jest śmierciożercą - powiedziała cicho. - Reszta tylko podejrzewała go o to i owo, ale nic nie mówiliśmy.
Harry. Co właściwie Harry miał z tym wspólnego? To najzupełniej nie jego sprawa! Powinien już dawno się odczepić. Ciągnął się za mną jak niechciany ogon, był wszędzie, gdzie być go nie powinno!
- Dlaczego więc nikt nie podzielił się ze mną tymi obawami?
- Bo wiedzieliśmy wszyscy, że go kochasz! - powiedziała piskliwie. Rzuciłam zaniepokojone spojrzenie w kierunku łóżeczka, ale Nicky dalej spał. - Wiedzieliśmy, że i tak nam nie uwierzysz, poza tym bardzo się zmieniłaś, od kiedy...
- A gdyby coś mi się stało? - przerwałam jej. - Moglibyście żyć z myślą, że to przez was i wasze sekrety?
Rozpłakała się na dobre. Jednocześnie czułam triumf, bo przecież byłam górą, ale i wstyd - jak mogłam być tak wredna dla wszystkich? Jednak ta druga myśl sprawiała tylko, że byłam coraz bardziej zła - na siebie, na innych - co doprowadzało do coraz bardziej raniących słów.
- A gdyby, dajmy na to, Draco mnie zabił? Gdyby zaniósł moje ciało Voldemortowi, żeby się pochwalić, że...
- Przestań. - Zakrywała dłonią usta i łkała cicho. - Przestań, nie mów tak...
Zmroziłam ją wzrokiem.
- Nigdy wam tego nie wybaczę - stwierdziłam. Spotkał mnie kolejny cios i nie miałam już na nic siły, nawet na krzyki. - Nigdy - powtórzyłam, mijając ją i wychodząc z salonu, żeby udać się do swojego pokoju.
Położyłam się na łóżku, z którego dopiero niedawno wstałam, i utkwiłam wzrok za oknem. Obserwowałam, jak niebo zmienia kolor, robi się coraz bardziej szare, a w końcu przechodzi w ciemny granat i w czerń. Nikt się mną nie interesował, może postanowili dać mi czas na przemyślenia. Nie miałam pojęcia, która jest godzina, po prostu leżałam i leżałam, wpatrując się w niebo. Czy był na świecie ktoś, komu mogłam zaufać? Znając moje szczęście nawet Demelza i Colin byli wtajemniczeni w całą sytuację. Pewnie gdyby Nicolas był starszy, również by wiedział. Ale nie zamierzałam pozwolić na to, żeby ktokolwiek miał kontrolę nad tym, co będzie robił w przyszłości. I wiedziałam też, że ani ja, ani on nie możemy zostać tu, wśród kłamców.
W pewnym momencie usłyszałam ciche pukanie do drzwi, a później do mojego pokoju weszła mama. Nie musiałam na nią patrzeć, po prostu poznałam ją po charakterystycznym sposobie poruszania się.
- Ginny - powiedziała cicho - zejdź do nas na kolację.
Nie odpowiedziałam, dalej gapiąc się w okno. Podeszła do mnie i przysiadła na skraju łóżka, a później wyciągnęła dłoń i zaczęła gładzić mnie po włosach. Powstrzymałam się, żeby nie odtrącić jej ręki.
- Chcieliśmy tylko twojego dobra - szepnęła. - Nie miej nam tego za złe. Chcieliśmy, żebyś była szczęśliwa.
Na usta cisnęło mi się wiele raniących słów, które mogłabym w tym momencie wypowiedzieć, ale nie zrobiłam tego. Pozostałam tak, stanowcza i milcząca. Po kilku minutach mówienia do mnie bzdur mama wyszła, wyrażając nadzieję, że jednak zejdę. Ale nie zrobiłam tego. W najmniejszym nawet stopniu nie odczuwałam głodu, a i nie czułam potrzeby widzenia się z nimi wszystkimi, patrzenia im w oczy i zastanawiania się, ile spraw i słów przemilczeli.
Nasłuchiwałam niespokojnie, aż wszyscy pójdą spać. W mojej głowie kształtował się powoli plan, ale jeszcze nie zamierzałam wprowadzać go w życie, jeszcze nie, jeszcze trochę... Kuchenny zegar wybił północ. Później godzinę pierwszą, drugą, trzecią, czwartą... Przy ostatnim z dźwięków zegara zerwałam się z łóżka. Miałam już ułożony cały plan i nikt nie mógł mnie od niego odwieść. Przeszłam przez cały pokój, zbierając najpotrzebniejsze rzeczy. Zaklęciem przywołałam kilka przedmiotów z całego domu, które powinny mi się przydać, a potem spakowałam wszystko do plecaka z magicznie powiększonym dnem. Na koniec cicho wymknęłam się z pokoju, na palcach przemknęłam przez kawałek przedpokoju i schody, a później skierowałam się do salonu, tymczasowego pokoju należącego do Nicolasa. Po drodze założyłam na siebie płaszcz i ciepłe buty, a teraz wyjęłam synka z łóżeczka i rozejrzałam się za jego zimowym kombinezonikiem. Ubrałam go, a później owinęłam w koc i wzięłam na ręce. Potoczyłam wzrokiem po pomieszczeniu. Wydawało mi się, że już wszystkie potrzebne rzeczy znajdowały się w moim magicznym plecaku. Sięgnęłam jeszcze po jakiś skrawek pergaminu leżący na stoliczku i pióro, i przytulając Nicky'ego mocno do siebie, napisałam parę słów.

"Odchodzę. Nie szukajcie mnie. Ginny"

Zostawiłam wszystko tam, gdzie znalazłam, a później wyszłam z domu w mroźną noc. Prószył śnieg, co dodawało ciemności jakiegoś niesamowitego, strasznego wyglądu. Pocieszałam się myślą, że już niedługo wstanie nowy dzień.
Może oszalałam. Może zachowywałam się skrajnie nieodpowiedzialnie i nieodpowiednio, ale nie miałam innego wyboru, nie zamierzałam zostać dłużej z nimi wszystkimi. Pragnęłam zacząć wszystko od nowa, nieważne jak, nieważne gdzie, ale po prostu inaczej. Zostawić wszystkie wspomnienia za sobą? Tego właśnie pragnęłam.

1 komentarz:

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)