Wiał silny,
zimny wiatr. Drobinki śniegu pomieszanego z deszczem wirowały w powietrzu, a
gdy opadały na ziemię, tworzyły mokrą ciapę. Co z tego, że byłam już cała
mokra? To nie miało znaczenia.
Klęczałam z
opuszczoną głową, a po moich policzkach spływały łzy, których nie do końca
byłam świadoma. Pogładziłam dłonią płytę nagrobka.
- Ty byś mi
powiedział, prawda? - spytałam cicho.
Wiatr uderzył we
mnie ze zdwojoną siłą, jakby już wcześniej nie wiał mocno. Uznałam to za „tak”.
- Nie wiem,
czemu go kocham - ciągnęłam. - Z każdym dniem widzę, jak staje się gorszy i
gorszy.
Nachyliłam się i
oparłam policzek o lodowaty nagrobek. Mokre włosy przykleiły mi się do czoła, a
moje zziębnięte ciało przeszył dreszcz. Obserwowałam, jak deszcz pada coraz mocniej
i mocniej i mocniej. Jak wiatr targa we wszystkie strony gałęzie drzew, z
opadłymi liśćmi, suche, obumarłe… jak wszystko wokół.
Na cmentarzu nie
było nikogo. Tylko ja i moje zmartwienia. Kiedyś chyba bałam się takich
scenerii - cmentarz, ciemne, kłębiące się nad moją głową chmury, pustka,
rozpacz… - ale teraz? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Byłam tu, a tak
naprawdę myślami błądziłam zupełnie gdzie indziej. To tak jakbym nie miała
żadnej kontroli nad sobą, ale był to inny rodzaj kontroli, niż ostatnimi czasy.
Tamta była z góry narzucona. Ta była moja własna.
„Daj spokój”
„To nieważne”
„I co z tego?”
Głos Draco
dudnił w mojej głowie o wiele głośniej, niż uderzające o wszystko wielkie krople
deszczu. Śnieg już nie padał, został tylko deszcz. Jakby chmury litowały się
nade mną, płacząc. Nie potrzebowałam litości. Potrzebowałam prawdy, zrozumienia
i miłości. Jego miłości.
- Nawet nie
wiem, jak zginąłeś - powiedziałam z wyrzutem, starając się wyrzucić inne myśli z głowy. - Nie wiem o tylu rzeczach… Chyba mam tego dość.
Przymknęłam oczy i nasłuchiwałam smutnej pieśni deszczu pomieszanej z
wiatrem.
„Nie obchodzi mnie to”
„Nie powinno cię interesować…”
„Przestań”
Zacisnęłam powieki. Przestań. Przestań pytać. Przestań myśleć. Przestań czuć.
Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Czy naprawdę chciałam być z kimś
takim? Czy naprawdę o tym marzyłam? Czy chciałam, żeby tak właśnie wyglądało
moje życie? I kto był odpowiedzialny za to całe zamieszanie? Ja sama?
Ucałowałam płytę nagrobka. Czy naprawdę życie Nicka musiało się skończyć?
Dlaczego teraz? Kiedyś zawsze mogłam liczyć na jego pomoc i radę. Teraz
musiałam liczyć na siebie. I na mojego narzeczonego.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Na przemian otwierałam i zamykałam oczy.
Draco leżał tuż obok. Był tak blisko, a jednak tak daleko. Oddalaliśmy się od
siebie coraz bardziej. Czy w ogóle mogłam mówić o tym, że byliśmy dla siebie
bliscy? Było jak dawniej. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakbyśmy wrócili do
miejsca, w którym również byliśmy sobie dziwnie… obcy.
„Może to było nam po prostu
przeznaczone? Może każdy jest na świecie po to, żeby wypełnić swoje
przeznaczenie? Może wszystko jest z góry ustawione? Może ktoś wiele, wiele lat
temu zdecydował, że to wszystko potoczy się właśnie tak, że to wszystko spotka
właśnie nas?
Obcy ludzie.
Gdyby nie to, nigdy nie
zauważylibyśmy się nawzajem. A co miało być dalej? Czy już nigdy więcej go nie
zobaczę? (…)Nie spytałam. Nie umiałam. Zbyt wiele nas dzieliło.
- No to… no to do widzenia –
wymamrotałam, patrząc gdzieś w bok.
- Do zobaczenia – powiedział
cicho, również nie patrząc na mnie.
I to już. Już wszystko”.
Czy mieliśmy się żegnać po raz kolejny? Czy właśnie na to się zapowiadało?
Nawet nie byłam pewna, czego chcę.
Draco na wszystko reagował niezadowoleniem i złością. Sama nie zachowywałam
się lepiej. Czy był sens dalej ciągnąć tę maskaradę? Czy nie staliśmy się po
prostu fikcją? Wszystko się psuło. To zupełnie nie miało tak wyglądać. Mieliśmy
żyć długo i szczęśliwie, ale… dlaczego żadne z nas już się nie starało, żeby
tak było?
Wszystko się rozpada. Burzy. Płonie.
Czy już byliśmy nienadającymi się do niczego gruzami? Czy też dopiero
mieliśmy się nimi stać?
Po raz kolejny zamknęłam oczy i wsłuchałam się w jego cichy, spokojny
oddech, mając nadzieję na przyjście snu. Nie nadszedł.
Czy on też nie spał? Co takiego działo się w jego głowie? O czym myślał?
Niespodziewanie kichnęłam.
Albo nie spał, albo go obudziłam. Sprężyny skrzypnęły, a on nachylił się
nade mną. Czułam go, choć nie widziałam. Leżałam na boku i wpatrywałam się w
ciemność.
- Śpisz? - spytał cicho.
Choć miałam otwarte oczy, nie odpowiedziałam. Chyba sam wiedział, że nie
śpię. Nie powinno być trudno się tego domyślić. Zresztą z pewnością widział.
- Słuchaj, ja nie chciałem, żeby to wyszło tak, że nie liczę się z tobą.
Ja też wiele rzeczy chciałam. Chciałam, żeby było jak dawniej. Żebym
kochała go bezgraniczną miłością i żeby on też mnie kochał. Żebyśmy byli zawsze
razem i już nigdy się nie rozstawali.
Kolejna z rozmów nie miała sensu.
- Ginny.
Milczałam. Może to był błąd? Może mogłam się wtedy odezwać i zapobiec całej
lawinie nieporozumień i niedomówień? Nie wiem. Nie mam pojęcia.
Milczałam. Trwałam. Już nie ufałam. Nie miałam ku temu powodów.
Czy chciałam wszystko naprawić? Naprawdę? Sama burzyłam, sama niszczyłam,
podpalałam.
Dlaczego moja miłość nie wystarczyła, żeby temu zapobiec? Łza spłynęła po
moim policzku i wsiąkła w poduszkę. Czy byliśmy jeszcze jacyś „my”?
* * *
Co mnie podkusiło, żeby iść do Angelique i błagać ją o wyjaśnienia? Nie
miałam pojęcia. Ważne było to, że stałam pod drzwiami jej mieszkania, modląc
się w duchu, żeby nie okazało się, że jej nie ma.
Zamek zgrzytnął i drzwi się otworzyły. Angelique wyglądała na szczerze
zdziwioną moją wizytą.
- Cześć - powiedziałam, widząc, że zastanawia się, co tu robię. - Chciałam
z tobą pogadać. O Nicku.
Angelique przygryzła wargi i przesunęła się, żeby mnie przepuścić.
- Cześć - szepnęła kiedy ją mijałam, a potem szybko zatrzasnęła drzwi.
Zachowywała się trochę nerwowo.
- Co jest? - spytałam, przypatrując się jej bacznie. Zmarszczyła czoło.
- Nic…
Jakoś nie chciało mi się temu dowierzać.
- Jesteś pewna? Bo widzę, że…
Potrząsnęła głową.
- Nie, nie, wszystko w porządku. Powiedz mi tylko: czy Draco wie, że tu
jesteś?
Spojrzałam na nią, marszcząc czoło. Nie miałam pojęcia, co do tego może mieć
Draco - to ja przyszłam odwiedzić przyjaciółkę, nie on. To moja prywatna
sprawa.
- Nie.
Angelique spięła się jeszcze bardziej.
- Nie uważasz, że powinien wiedzieć, że…
- Nie - przerwałam jej. - To nie jego sprawa, co ja robię. Niech się trzyma
od tego z daleka.
Przypatrywała mi się z pewnym oszołomieniem, ale i podziwem.
- Okej, skoro tak sądzisz… Chodź, usiądziemy sobie w kuchni, zaparzę herbatę…
Podążyłam za nią do kuchni, rzucając ukradkowe spojrzenia mijanym
pomieszczeniom. Byłam tu, bo ja wiem, trzeci raz? Angelique mieszkała w
niedużym, parterowym domku stojącym w mieście, urządzonym w taki dość przytulny
sposób. Minęłyśmy salon z wysiedzianymi fotelami i weszłyśmy do małej kuchni, w
której każdy odwiedzający lubił przebywać. Usiadłam na wskazanym przez
Angelique krześle z poduszeczką.
- A gdzie Nicolas? - spytała, odwracając się w poszukiwaniu szklanek.
- Z Hermioną - powiedziałam. - Ma dzień wolny i zgodziła się nim zaopiekować.
Są w Norze.
Myślami byłam daleko. Choć po drodze tysiąc razy zastanawiałam się, jak
właściwie zacząć rozmowę, teraz wszystko powylatywało mi z głowy. Na szczęście
udało mi się jakoś pozbierać myśli i rozpocząć wątek.
- Myślisz, że mogłabyś mi powiedzieć wszystko, co wiesz, nie zatajając nic
przede mną?
Nie pokazała po sobie, że nie jest pewna, czy chce i może mi to wszystko
powiedzieć, ale ja już swoje wiedziałam. Choćby po tym, że zesztywniała na chwilę,
nalewając wodę do szklanek.
- Nie powinnam - odpowiedziała, wzdychając. - Draco mnie zabije.
Coś drgnęło we mnie. Byłam wściekła na Draco. Nie dość, że sam mi nic nie
mówił, to zabronił wszystkim wokół o czymkolwiek mnie informować? Nie
zamierzałam tego tak zostawić.
- Angie. - Wydawało mi się, że moja twarz wyraża bezbrzeżną rozpacz, a mój
głos brzmi bardzo jękliwie. - Angie, błagam. Ja nie mam siły już na to
wszystko. Nie chcę być jedyną nieświadomą osobą.
Widziałam, że się łamie, ale jeszcze nie jest do końca pewna. Odwróciła się
do mnie. Tak jak się spodziewałam, na jej twarzy zauważyłam wahanie.
- Bardzo chciałabym ci pomóc…
- Angie… Chcę tylko wiedzieć o Nicku. Nic więcej. Angie, ja muszę wiedzieć…
Nadal nie była pewna, ale postawiła herbatę na stole i spojrzała mi prosto
w oczy.
- Dobrze. Postaram się powiedzieć ci to, co powinnaś wiedzieć.
Odetchnęłam z ulgą. Angelique usiadła naprzeciwko mnie i przystąpiła do
opowieści.
Nick urodził się dwudziestego siódmego listopada 1979 roku w mugolskiej
rodzinie, jako jedynak. Kiedy miał pięć lat, zmarł jego ojciec. Od tego czasu
mieszkał sam tylko z matką. Od czasu do czasu przejawiał zdolności magiczne,
których nie był świadom, a jego matka, bardzo zasadnicza i wysoce niewierząca w
magię kobieta, karała go za każdy wybryk. Później dostał list z Rivell, wiesz,
szkoły, do której chodziliśmy, ja, Nick i Carl. Jego matka była na niego
wściekła, zabroniła mu do niej iść, ale jakoś ją przekonał. Przez siedem lat
szkoły prawie wcale się do niego nie odzywała, wracał do domu tylko na wakacje.
Już na samym początku nauki zaprzyjaźnił się z Carlem. Mieli bardzo podobne
poglądy na wiele spraw i nadzwyczaj dobrze się dogadywali, a jedyne, co ich
różniło, to dziedzina sportu, który dla siebie wybrali. Musisz wiedzieć, że
nasza szkoła specjalizuje się w różnych zajęciach sportowych, typowo
magicznych. Carl po prostu grał w quidditcha, za to Nick wybrał jazdę na
hipogryfie, tak jak i ja, tyle że ja chodziłam do niższej klasy. Na zajęciach
poznaliśmy się i zaprzyjaźniliśmy. Nick był naprawdę świetny. Profesor
Peterson, który nas trenował, wróżył mu przyszłość zawodowca. Chciał go posyłać
na wyścigi, ale potrzebował na nie zgody rodziców, a jego matka nigdy się na to
nie zgodziła. Po ukończeniu siedemnastu lat mógł wystartować, ale zrezygnował,
nikt nie wiedział czemu, nawet ja, która byłam jego dziewczyną. Teraz już wiem,
że chodziło o pewną potyczkę ze śmierciożercami, w każdym razie nie był po niej
w dobrej kondycji. Zdecydował się jednak wziąć udział w ostatnich zawodach
siódmej klasy. Miał wypadek. Mówił ci o nim. Wiem, że trochę poprzekręcał,
mówił ci o koniach, ale hipogryfy to jakby trochę konie, prawda? Znasz też
historię naszego zerwania. Nick został sam, zraniony i opuszczony. Nie wrócił
do domu, tylko kupił własne mieszkanie. Zaczął eksperymentować z magią i mniej
więcej w tym czasie przyłączył się do Zakonu. Początkiem wiosny tego roku
Dumbledore wezwał do siebie jego i Draco. Zlecił im, że mają cię pilnować, ale
nie wiem dlaczego. Mieli cię chronić i dbać o ciebie, żeby nic złego nie stało
się ani tobie, ani dziecku. Draco nie był tym zachwycony, a Nick dopiero musiał
cię poznać. Tak się to wszystko wokół ciebie zaczęło. Nick zakochał się w
tobie, ale go odrzuciłaś, bo wolałaś Draco. Później poznał Elissę. Dwa miesiące
temu zginęli na misji dla Zakonu - wcale nie przy obronie Hogwartu, lecz w
zupełnie innym miejscu. Tak kończy się historia Nicka.
Po usłyszeniu ostatnich słów, zerwałam się z krzesła jak oparzona. Nic nie
było w stanie zmusić mnie, bym tu została. Oszukiwali mnie. Wszyscy. Czy mogłam
jeszcze wierzyć, że znaczyłam cokolwiek dla kogoś? Czy to wszystko było
ukartowane i zawracali sobie mną głowę tylko z rozkazu?
- Dziękuję ci - powiedziałam, wycofując się w stronę drzwi. - Dzięki, że mi
to opowiedziałaś.
Angie wyglądała na zrozpaczoną.
- Ginny? Co ty zamierzasz… Ginny!
Nie słuchałam jej już. Po prostu wybiegłam z jej domu na ulicę i
teleportowałam się.
Miałam już dość tego życia. Dlaczego wszyscy wokół mnie okłamywali?
Dlaczego stałam się kozłem ofiarnym, z którym nikt się nie liczy? Testowali coś
na mnie? Chcieli sprawdzić, ile czasu minie, zanim całkowicie się załamię?
Zagryzłam wargi do krwi. Nie załamię się! Nie pozwolę na to!
Wbiegłam do gabinetu Draco, właściwie nie mając pojęcia po co. Czy to miało
w jakiś sposób upewnić mnie w tym, że Angelique nie kłamała? Czy miało pomóc mi
uwierzyć w prawdę?
Byłam wściekła. Podbiegłam do biurka i zrzuciłam wszystkie dokumenty, które
na nim leżały, na ziemię. Było mi mało, mało… Otworzyłam wszystkie szafki i ich
zawartość również wywaliłam na podłogę. Na końcu rozpłakałam się i usiadłam
przy stosie papierzysk. Przeglądałam je powoli, jedno po drugim, mrugając
gwałtownie, żeby nie tracić widoczności przez łzy.
Pracował całe dnie? Pracował? Notatek z pracy było niezwykle mało i, jak
zdążyłam się zorientować, to ciągle jedne i te same leżały na widoku. Reszta?
Większość puste kartki, ale mogłabym przysiąc, że to efekt zaklęcia, czy też
niewidzialnego atramentu. Zdecydowana mniejszość była korespondencją. Z pracy.
Odrzuciłam ją na bok, nie zamierzałam pozwolić sobie mydlić oczu. Co Malfoy
robił przez te wszystkie godziny spędzone w gabinecie?
- Aperacjum - wyszeptałam,
dotykając koniuszkiem różdżki jeden z pustych pergaminów, który natychmiast
zapełnił się szkarłatnym atramentem. Rozpoznałam ze zdziwieniem pismo
Harry’ego.
„Jesteś po prostu gnidą,
Malfoy - pisał. - Tyle
razy ją ostrzegałem, ale ona niczego nie pamięta. Co ty jej robisz, pranie
mózgu?”.
W zaskoczeniu upuściłam pergamin. Czy to było o mnie? Nie przypominałam
sobie, żeby Harry kiedykolwiek mnie przed czymś ostrzegał. Kiedy ja go ostatni
raz widziałam? Chyba zanim przeprowadziłam się tutaj. Chociaż później jeszcze
raz, kiedy przyszedł przeprosić mnie za swoje zachowanie. On przestał gościć w Norze, z tego, co było mi wiadomo, teraz mieszkał z
Parvati gdzieś na obrzeżach Londynu. Nie widziałam go. Jak niby miałby mnie
ostrzegać? To niedorzeczne…
I czemu Malfoy nie zniszczył tego durnego listu? Po co wciąż go trzymał?
Rzuciłam to samo zaklęcie na każdy pergamin po kolei. Byłam tak zła i
równocześnie zamyślona, że nie do końca wiedziałam, co robię.
Rozpoznałam pismo Angelique i rzuciłam się, żeby przeczytać list.
„Brawo, Malfoy. Z pewnością
jesteś z siebie zadowolony. Oddaj jej ten list, bo przysięgam, że sama jej o
wszystkim opowiem! Nick na pewno by chciał…”
Co?
Rzuciłam się na stertę papierów z zamiarem odszukania pisma Nicka. Nie
wiedziałam, dlaczego ta myśl utkwiła w mojej głowie, chyba jakoś podświadomie
czułam, że znajdę tu list. Byłam przekonana, że to będzie coś ciekawego.
Jest! Jest!
Rozprostowałam kawałek pergaminu. Był dość pognieciony, ale, na szczęście,
nie wpływało to na czytelność.
Draco,
Nie dziwi Cię chyba ten
list. Nie mógłbym odejść bez dokończenia pewnych spraw. Tak, jeśli to czytasz,
już nie żyję. To dziwne tak o tym pisać, ale przecież wiem, że w każdej chwili
mogę zginąć.
Chodzi mi o Ginny. Wiem, że
masz mi za złe, że w ogóle ją poznałem. Rozumiem Twoją złość na to, że byłem w
niej zakochany i tak dużo spędzałem z nią czasu. Dobrze wiedziałem, co o tym
myślisz, a jednak nadal w to brnąłem. Chyba powinienem Cię przeprosić, wybacz,
byłem trochę zaślepiony. To chyba odpowiednie słowo. Ale przecież wiesz, że
nigdy bym jej nie skrzywdził. Zresztą nieważne, było, minęło. Nie ma co
wspominać. Chciałbym Cię tylko prosić, żebyś dobrze się nią opiekował i w
odpowiednim czasie pokazał jej list dla niej. Spokojnie, nie namawiam jej w nim
do zerwania z Tobą, ani nic z tych rzeczy. Nie mam zamiaru zwracać jej przeciwko
Tobie, bo wiem, że z Tobą ona i dziecko będą bezpieczni. Chociaż jest kilka
spraw, z którymi się nie zgadzam. Ale o tym potem.
Teraz chciałbym Ci
podziękować za naszą znajomość, która, cóż, była jaka była, ale myślę, że to
moja wina. I tego, że się wtrącałem. Nie zrozum mnie źle, ja naprawdę myślałem,
że kocham Ginny, ale ona i tak wolała Ciebie. Wiesz, często przez sen mówiła
Twoje imię. Myślę, że nie ma o tym pojęcia.
Będę już kończył. To
naprawdę dziwne, ale nie chciałem zostawić wszystkiego bez wyjaśnień. A teraz
czytaj uważnie: Draco, zdejmij z niej to głupie zaklęcie. Ma pełne prawo decydować
o sobie, a Ty nie możesz tego kontrolować! I, do cholery, nie próbuj
przetrzymywać jej listu!
Żegnam,
Nick
Co? Co? Co? Nie!
Mój mózg pracował na zwiększonych obrotach. Draco nienawidził Nicka, bo był
zazdrosny o mnie. Z tego też powodu Nick nie lubił Draco. Jakie to oczywiste! W
dodatku obaj dostali za zadanie chronienie mnie. Czy to nie ironia losu? Czy to
o to właśnie chodziło Dumbledore’owi?
Co dalej? Draco rzucił na mnie jakieś zaklęcie. Jakie? Owszem, przez kilka
miesięcy czułam się jakaś taka przytłamszona i ubezwłasnowolniona, ale nigdy
bym nie pomyślała, że… To niemożliwe… I jakie to miałoby być zaklęcie? No chyba
nie trzymałby mnie pod imperius, to nielegalne…
A z tego, co pisał Harry, o niektórych rzeczach po prostu zapomniałam…
Czy zdjął ze mnie zaklęcie? Czy to wtedy, gdy zaczęłam „wracać do siebie”?
I kiedy w ogóle je na mnie rzucił? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi…
Okej. Okej. Ginny, uspokój
się, nakazałam sobie stanowczo. Oddychałam ciężko, jakbym
przebiegła kilka kilometrów. Byłam skołowana i nie potrafiłam trafnie odczytać
swoich uczuć. Nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Wiedziałam tylko, że
niczym w transie szukam wzrokiem listu. Listu do mnie, którego Draco mi nie
oddał. Czy był tu? A może akurat ten zniszczył? Podniosłam się do pozycji
klęczącej i zaczęłam gorączkowo rozrzucać papiery, jakby od tego tylko zależało
całe moje życie, jakby tylko to się liczyło. Z każdą sekundą wpadałam w coraz
większą rozpacz. Nie mogłam nad tym zapanować, łzy same pchały mi się do oczu,
a przez nie widziałam jeszcze gorzej i jeszcze trudniej było mi znaleźć
cokolwiek. Przeklęte łzy! Przeklęte listy! Przeklęty Malfoy!
Byłam coraz bardziej zła, co sprawiało, że do oczu pchało mi się jeszcze
więcej łez. Nic nie widziałam, ale nadal szukałam. Czy miałam wyczuć ten list?
Skąd miałam wiedzieć, że to właśnie ten odpowiedni? W przypływie zdrowego
rozsądku sięgnęłam po swoją różdżkę, zamknęłam oczy i błagałam w myślach, żeby
mi się udało.
- Accio.
Chwila niepewności… Szelest pergaminu…
To było to, na co czekałam. Chwyciłam list w wyciągnięte ręce. Znalazłam
go. Miałam go w dłoniach, ostatni dowód na to, że Nick kiedykolwiek istniał, i
że przed śmiercią chciał mi jeszcze coś powiedzieć, że nie mógł zostawić mnie
samej sobie. Dlaczego więc wahałam się z otwarciem zamkniętej koperty? Czego
się bałam? Prawdy? Przecież i tak wiedziałam już wszystko…
Przemogłam się i rozdarłam kopertę drżącymi dłońmi, starając się nie porwać
listu na kilka części. Otarłam rękawem mokre policzki i oczy. Starałam się
uspokoić i wreszcie przestać płakać. Nie mogłam. Zdenerwowałam się na siebie
jeszcze bardziej i wcisnęłam list do kieszeni. Postanowiłam przeczytać go
później, a teraz ostatecznie uporać się ze łzami. Nadal nie potrafiłam nad tym
zapanować, więc po prostu płakałam w nadziei, że w końcu przestanę.
Nie zauważyłam, że nie jestem już sama.
- Cześć.
Poderwałam się z podłogi i zwróciłam w stronę drzwi. Stał tam Draco.
Natychmiast przestałam płakać, a serce biło mi w szaleńczym tempie. Uniosłam
dumnie głowę, choć wiedziałam, że na pewno wyglądam żałośnie. Ogarnął mnie
dziwny strach - miał twarz spokojną, opanowaną. Z nonszalancją też opierał się
o futrynę. Nie wiedziałam, na ile jest to prawdą, a na ile fałszem.
- Cześć - odpowiedziałam cicho, w miarę opanowanym głosem.
Nie było szans, żeby niezauważenie otrzeć łzy, więc po prostu, nie kryjąc
się z tym, przetarłam twarz rękawem, który był już cały mokry. Starałam się mieć
zaciętą minę i nie dać się nastraszyć. Nie bałam się go, jak sobie wmawiałam.
Postanowiłam już, co zamierzam zrobić. Nie chciałam widzieć go więcej na oczy.
Serce kroiło mi się na samą myśl o tym, ale nie potrafiłam tolerować jego
zachowań. Już więcej nie.
- Znalazłaś coś ciekawego? - spytał.
Stałam prosto, starając się nie ruszyć chociażby najmniejszym palcem. On za
to był w pełni wyluzowany. Uśmiechnął się nawet lekko, co było raczej
wymuszone. Tak to przynajmniej odczułam.
- Tak, wiele ciekawych rzeczy - odpowiedziałam, nadal cicho. Nie potrafiłam
się zdobyć na to, by mówić głośniej. Gardło miałam maksymalnie ściśnięte, więc
i tak cud, że mogłam mówić jakkolwiek.
- Na przykład?
Wydawało mi się, że po prostu ze mnie drwi. Co to była za gra? Nie chciałam
w nią grać. To miał być ostatni raz, gdy go widzę. Miałam zamiar wyprowadzić
się od niego i zamieszkać w Norze, z rodzicami. Tak powinno być od samego
początku. Moim największym błędem było zaufanie Malfoyowi.
- Na przykład, że kontrolowałeś mnie zaklęciem.
Nic. Żadnej reakcji, która mogłaby powiedzieć mi, że się tego nie
spodziewał. Więc wiedział, że się dowiem?
- Ach, tak. Przepraszam, że dowiadujesz się dopiero teraz.
Coś uderzyło mnie boleśnie w klatkę piersiową, na chwilę zabrakło mi tchu.
- Co przez to rozumiesz?
Wzruszył ramionami, nadal nie ruszając się z miejsca. Przyglądał mi się
tylko z jakąś taką dziwną ciekawością, zainteresowaniem, jakbym była obiektem
badań.
- Cóż… to chyba nielegalne.
- Oczywiście, że nielegalne - warknęłam. - Po co to zrobiłeś? Nie rozumiem,
dlaczego…?
- Zostałabyś ze mną z własnej woli?
Tym pytaniem odebrał mi głos na kilka dobrych minut. Otwierałam i zamykałam
usta, próbując coś powiedzieć, ale nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa.
Miałam całkowitą pustkę w głowie.
- Tak - odpowiedziałam w końcu, ale niepewnie. Nie miałam pojęcia, jak bym
się zachowała. Mogłam się tylko domyślać.
- Nie zostałabyś - powiedział bezlitośnie. - A tak nie miałaś wyboru.
O czym on w ogóle mówił? W tym momencie do bólu przypominał mi psychopatę z
książek kryminalnych. Uśmiechał się wciąż, w moim odczuciu szaleńczo. Merlinie,
czy on zamierzał…?
- Nie rozumiem - szepnęłam. - Po co to wszystko? Jeśli… Jeśli nie byłeś
pewien, czy…
- Jak inaczej mogłem cię zmusić, żebyś została? Żebyś się nie narażała na
niebezpieczeństwo? Wiesz, że gdyby nie ja, pewnie już dawno byś nie żyła? Ty i
Nicolas?
Nie podobało mi się, że wplątywał w to naszego synka. On nie miał z tym nic
wspólnego. Zamierzałam go chronić i nigdy już nie pozwolić, by Draco miał z nim
jakikolwiek kontakt. Wystarczyło, że Nicky miał w sobie krew Malfoyów. Niczego
więcej nie potrzebował.
- Zapytam cię ostatni raz - powiedziałam stanowczo. - Powiedz mi, przed
czym właściwie mnie chroniłeś? I jaki miałeś w tym interes? Angelique
powiedziała mi, że dostałeś zadanie od Dumbledore’a. Że dostaliście je obaj -
ty i Nick - ale nie rozumiem, czemu się tego podjąłeś.
Wzruszył ramionami po raz kolejny. Dlaczego był tak cholernie obojętny?!
Chciałam krzyczeć, szarpać, bić na oślep…
- Jestem śmierciożercą.
Nie. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. Znów całkowicie zabrakło
mi głosu i oddechu. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć.
- A… ha - rzuciłam. - No… to wszystko… wyjaśnia…
Coś sprawiało, że ciążyłam ku dołowi, że nogi się pode mną załamywały. Nie
mogłam na to pozwolić, musiałam stać prosto, nie mogłam pokazać, że…
- Chcesz mnie zabić? - pisnęłam, nie mogąc się powstrzymać przed tym dość
naiwnym pytaniem. Właściwie gdyby chciał mnie zabić, to pewnie już dawno by to
zrobił, starałam sobie wytłumaczyć.
- Nie - powiedział.
Odetchnęłam z ulgą. Teraz myślałam już tylko o tym, jak się stąd wydostać.
- Nie zabijesz mnie, bo…
- Bo nie chcę.
To zabrzmiało tak zwyczajnie, tak prosto i tak nie na miejscu. Zmarszczyłam
brwi. Nie, nic nie rozumiałam i nie miałam zamiaru rozumieć.
- Czemu trzymasz te listy? - spytałam. Skoro miałam za chwilę odejść już na
zawsze, nie potrzebowałam się zagłębiać w jego fałszywe uczucia.
- Chciałem ci dać wybór - odpowiedział po prostu. Pokiwałam głową.
- Po raz pierwszy - uściśliłam, a potem zakpiłam: - To bardzo szlachetne z
twojej strony.
Tym razem się nie odezwał. Teraz miał wyraz twarzy, jakby już wiedział,
jakby zrozumiał, że…
Zdobyłam się na to, żeby podejść do niego i stanąć z nim twarzą w twarz.
Czułam się, jakby ktoś rozrywał mnie na pół. Tyle rozczarowań jednego dnia… To
było stanowczo za dużo. Nie dałabym rady znieść więcej.
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego powinnam zostać.
Milczał.
- Podaj mi choć jeden powód, dla którego powinnam zostać ze śmierciożercą,
który nigdy mnie nie kochał. Dla którego byłam tylko zadaniem do wykonania.
Nie potrafił na to odpowiedzieć. Nie miałam wyboru. Łzy znów spłynęły po
moich policzkach.
- Kochałam cię, wiesz? Nie musiałeś mnie kontrolować. Zostałabym z tobą, bo
jestem zbyt wielką egoistką. Ale teraz już nie mam zamiaru słuchać ciebie i
twoich kłamstw. Widzisz mnie po raz ostatni.
Odwróciłam wzrok i wyminęłam go. Machnęłam różdżką, żeby przywołać
najpotrzebniejsze ze swoich rzeczy. Zmniejszyłam je zaklęciem i schowałam do
kieszeni płaszcza, który na siebie narzuciłam. Ostatni raz omiotłam wzrokiem
przedpokój. A potem po prostu wyszłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)