Spoglądała w niebo upstrzone błyszczącymi gwiazdami,
ściskając jego dłoń. Siedzieli razem na ziemi, a ona opierała się o jego ramię.
Przymknęła oczy.
- Wiesz, Nick? - spytała cicho. - Jesteś idiotą.
Zaśmiał się jeszcze ciszej.
- Tak? Co ty nie powiesz. Czemu tym razem?
Zamarli oboje, słysząc czyjeś kroki. Elissa poderwała
głowę. Nasłuchiwali, trzymając w pogotowiu różdżki. Kroki były coraz bliższe,
coraz głośniejsze. Wstrzymali oddech, gdy zatrzymały się przy kępie krzaków,
pośród których się chowali. Po kilku pełnych napięcia sekundach kroki zaczęły
się oddalać. Odetchnęli z ulgą.
- Czemu tym razem? - podjęła wątek. - Pomyśl. Kto
normalny przyszedłby tutaj w twojej sytuacji?
Nick rozłożył bezradnie ręce.
- Nie obiecywałem, że będzie lekko.
Zmroziła go wzrokiem, ściskając jednocześnie mocniej
jego dłoń.
- Boję się o ciebie - powiedziała, na co wywrócił
oczami.
- Lisa, daj spokój. Przecież wiesz, jak to wszystko
się skończy. Jak musi się skończyć. Jestem dla nich przeszkodą, którą muszą
usunąć. To wszystko.
Oczy dziewczyny zaszkliły się na krótką chwilę, kiedy
patrzyła na niego z rozpaczą wymalowaną na twarzy.
- Nick, już to przerabialiśmy - szepnęła. - Wyjedźmy
gdzieś, proszę…
Pokręcił głową i przygarnął ją do siebie i mocno
przytulił.
- I tak mnie znajdą. Jestem naznaczony - wyszeptał
wprost do jej ucha.
Zadrżała.
- W pewnych granicach - uściśliła, wtulając się w
niego. - W każdym razie jeszcze cię nie dopadli.
- Jeszcze - podkreślił i odsunął ją od siebie.
Przechylił się i wyjrzał na ścieżkę biegnącą nieopodal, ale Elissa chwyciła go
za ramię, odciągając w tył.
- Jesteś idiotą - syknęła. - Gdyby cię zobaczyli…
- Zaczęło się - przerwał jej. Przygryzła dolną wargę
i zmarszczyła brwi. - Chodź - zachęcił ją, wstając i wyciągając ręce w jej
kierunku.
Zawahała się, ale chwyciła je i wstała. Przeniosła
ciężar ciała z nogi na nogę.
- To niebezpieczne - przypomniała.
Uśmiechnął się.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Nigdzie nie idę - oświadczyła.
Przyglądała się z rosnącym niepokojem, jak wychodzi z
ukrycia i ostrożnie podchodzi bliżej zgromadzenia. Odwrócił się do niej i
zachęcił gestem, żeby podeszła. Westchnęła i podążyła za nim. Schowali się za
jednym z drzew nieopodal polany. Usłyszała nabrzmiały od emocji głos Bellatriks.
- Mistrzu, ona nie jest godna zaufania…
- Milcz, Bello - odpowiedział jej Voldemort. - Nie w
twoim interesie jest ocenianie sojuszników. Może i się opiera, ale nie oznacza
to, że w jakiś sposób jej nie wykorzystamy.
- O, już o tobie mówią - zażartował Nick. - Męczy cię
popularność?
Elissa szturchnęła go w bok ze zbolałą miną.
- Weź ty się lepiej nie odzywaj - warknęła i
zmarszczyła brwi, skupiając się maksymalnie na słuchaniu Bellatriks.
- Mistrzu! Ta… ta zdrajczyni
- powiedziała ze wstrętem - siedzi wygodnie w Zakonie pod opieką tego
starego dziwaka, Dumbledore’a, i naradza się potajemnie z tym szlamą, kiedy mogłaby go zabić. Nie robi tego!
Elissa i Nick wymienili znaczące spojrzenia.
- O, ja też jestem popularny - stwierdził.
- To nie jest śmieszne.
- Owszem, jest.
- Panie - odezwał się dobrze znany im obojgu głos.
Nick zacisnął dłonie w pięści.
- Nawet. Się. Nie waż - syknęła Elissa, kiedy zrobił
krok w przód. Spojrzał na nią z wyrzutem.
- Zabiłbym gada gołymi rękoma…
- Ale tego nie zrobisz. Siadaj.
Nick niechętnie opadł na ziemię, ściskając pięści tak
mocno, że zbielały mu kłykcie. Elissa również usiadła i oparła się o pień
drzewa.
- Tak, Draco? - spytał Voldemort.
- Z całym szacunkiem, ale… Nie sądzę, żeby Elissa
była zdolna do zamordowania, czy też przyprowadzenia do nas Attawaya.
- Mówi na naszą korzyść, czy niekorzyść? - spytał
ostrożnie Nick, ale Elissa machnęła na niego ręką, żeby siedział cicho.
- Zdaję sobie z tego sprawę - powiedział Voldemort. -
Nie oznacza to jednak, że okaże się dla nas nieprzydatna. Bello… wiesz, co
robić, kiedy już nadejdzie właściwy moment?
- Tak, panie, z rozkoszą się tym zajmę.
Rozległy się szydercze śmiechy śmierciożerców. Nick
wywrócił oczami.
- No proooszę, nie mogliby mówić jaśniej?
Elissa znów go uciszyła.
- Panie, kiedy to nastąpi? - spytał któryś ze
śmierciożerców, gdy już przestali się śmiać.
Oboje oczekiwali w napięciu na odpowiedź. Każdy
szczegół był niezwykle ważny, nie tylko dla Zakonu, ale też i dla nich samych.
Elissa wychyliła się odrobinkę, żeby omieść wzrokiem zgromadzonych ludzi.
Wszyscy byli w długich, czarnych pelerynach i nie mogła nikogo rozpoznać.
Cofnęła głowę.
- Już wkrótce. Wracajcie do siebie, wezwę was, gdy
będziecie mi potrzebni. Draco, zostań.
Rozległy się trzaski towarzyszące deportacji. Elissa
uniosła wysoko brwi.
- Znowu? - spytała. - Dałby mu już spokój.
Nick zaśmiał się.
- Cóż, powinien się cieszyć. Przecież uwielbia być w
centrum uwagi.
- Nie kiedy może powiedzieć za dużo.
Wzruszył ramionami.
- To już jego problem. Nie trzeba było się pchać do
śmierciożerców.
Elissa otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale
rozmyśliła się, gdy dobiegł ją głos Draco.
- Słucham, panie.
- Jak tam nasz wspólny interes, co?
- Znakomicie.
- To dobrze, to dobrze.
Nick zmrużył groźnie oczy. Elissa położyła mu dłoń na
ramieniu.
- Przecież wiesz - szepnęła. - Wyluzuj. Uspokój się.
- Czy ona wie o czymś? - zapytał Voldemort. - Czy się
domyśla?
- Nie, panie. Nie ma o niczym pojęcia.
- A inni?
- Nikt.
Zapadła cisza.
- O nie - szepnęła Elissa, znów się wychylając. -
Penetruje jego myśli.
- I oby coś znalazł - warknął Nick. - Może zrobiłby
wszystkim przysługę i go zabił.
Elissa uśmiechnęła się krzywo.
- A potem porwałby Ginny, tak? Tego chcesz? Przecież
wiesz, że nie zawahałby się jej zabić. Draco jest…
- Podłym oszustem - wtrącił Nick. - Powiedz mi, co
tutaj robi, hę? Czy na jego miejscu tak właśnie byś postępowała?
Elissa uniosła dumnie głowę i zmrużyła oczy.
- Jesteś do niego uprzedzony - powiedziała. - I
jesteś niesprawiedliwy. Przecież wiesz, że ją chroni. Przecież wiesz, że chce
dla niej jak najlepiej.
- Więżąc ją? - zakpił. - Otaczając ją tą śmieszną
ochroną? Daj spokój. Gdyby mu zależało, zrobiłby coś więcej.
- Co na przykład?
Nick zmieszał się.
- No nie wiem… Ale jedno jest pewne. Mógłby bardziej
się starać.
Elissa przyjrzała mu się uważnie. Spuściła wzrok.
- Nick, czy ty… - Spojrzała na niego niepewnie spod
kurtyny rzęs. - Czy ty nadal ją kochasz?
- Lisa…
Ujął jej twarz w dłonie, patrząc prosto w jej duże,
niebieskie oczy. Nie poruszyła się, nie zmieniła nawet wyrazu twarzy.
- Czuję się odpowiedzialny za Ginny - powiedział. -
Kochałem ją. Kiedyś. Albo przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz to ty jesteś
dla mnie całym światem.
Zamknęła oczy.
- Kocham cię - szepnęła. - I nie wyobrażam sobie, co
bym zrobiła, gdyby ciebie zabrakło.
Przysunął twarz do jej twarzy, tak, że zetknęli się
czołami.
- Elisso - powiedział z uczuciem. - Żyjemy w ciężkich
czasach. Ale jakoś sobie poradzimy. Kocham cię. Wiem, że będzie dobrze.
Uśmiechnęła się lekko, nadal nie otwierając oczu.
Przechylił głowę i ich usta złączyły się. Podskoczyli oboje, gdy dobiegł ich
głos Voldemorta.
- Dobra robota, Draco. Jesteś lepszym sługą, niż twój
żałosny ojciec.
- Dziękuję, panie.
Elissa mogłaby przysiąc, że Draco zazgrzytał zębami,
ale Voldemort był zbyt zaabsorbowany sobą, żeby to zauważyć.
* * *
Dziesiąty października. Umierałam ze strachu, a tu…
nic.
- No dalej - jęknęłam, gapiąc się na swój brzuch. -
Chcę mieć to już za sobą.
Dziecko jednak nic sobie z tego nie robiło.
Westchnęłam i wstałam z kanapy. Wszystko mnie bolało, od małego palca u stopy
aż po cebulki włosów. Brzuch przeszkadzał mi we wszystkim - chodzeniu, staniu,
siedzeniu, leżeniu, spaniu, nawet w załatwianiu się! Nie chciało mi się w ogóle
ruszać, choć wiedziałam, że powinnam.
- Draco! - krzyknęłam w kierunku gabinetu, w którym
ciągle przesiadywał. Dokuśtykałam do otwartych drzwi i oparłam się o futrynę.
Uśmiechnęłam się, gdy go zobaczyłam: leżał z policzkiem opartym o blat biurka i
najwyraźniej mocno spał. Kosztowne, lśniące pióro wypadło mu z dłoni i leżało
nieopodal. Podeszłam do niego i spojrzałam w jego spokojną, uśpioną twarz.
Odgarnęłam włosy opadające na jego czoło. Był tu. Był ze mną i kochał mnie, a
już niedługo miało się urodzić nasze dziecko. Spojrzałam na spoczywający na
moim palcu pierścionek. Już za kilka miesięcy mieliśmy się pobrać i żyć razem
długo i szczęśliwie. Nie mogłam wymarzyć sobie piękniejszej przyszłości. Może
jeszcze gdyby moja rodzina i znajomi ostatecznie go zaakceptowali. I może gdyby
wreszcie zginął Voldemort. Nie potrzebowałabym nic więcej: tylko Draco i nasze
dziecko.
Poruszył się lekko pod moim dotykiem i zmarszczył
brwi. Wyjrzałam za okno, przez które wpadało światło ulicznych latarni. Osiedle
trwało w uśpieniu. Przeniosłam wzrok na Draco. Tym razem moją uwagę przykuły
leżące przy nim papiery. Sięgnęłam po mały ich stosik. Notatki ze sprawy,
notatki ze sprawy, przemyślenia, możliwe rozwiązania i znowu notatki. Nic
ciekawego. Zainteresował mnie dopiero ostatni pergamin. Odłożyłam resztę i
zerknęłam na Draco. Nadal spał. Wiedziałam, że nie powinnam, ale…
Drogi Draco,
Odczuwam już brak
Twojej obecności przy mnie. Żałuję, że nie możesz przyjechać, ale rozumiem, że
na pierwszym miejscu stawiasz teraz sprawy zawodowe.
Nie wiem, czy mój
pobyt we Francji ma sens. Mówili, że masz z Nim jakieś układy i grozili, że
zdradą lub niepowodzeniem skarzesz się na wyrok śmierci, jak Lucjusz. Nie boję
się ich, boję się tylko o Twoje bezpieczeństwo. Proszę, nie rób nic głupiego.
Twoja matka
Spojrzałam na Draco, marszcząc czoło. Jego twarz była
tak spokojna i wręcz anielsko piękna, że trudno było mi uwierzyć, że coś może
mu grozić. Jakie układy? Jaka zdrada? Jakie niepowodzenie? Jacy oni? Jaki On?
Ale już czułam, jak informacje wskakują w mojej
głowie na właściwe miejsca. Klik. Klik. Klik.
Nie!
Czy mogłam być aż tak głupia? Aż tak zaślepiona?
Czemu wcześniej go o to nie spytałam? Dlaczego w każdym momencie, w którym
byłam tak blisko, rezygnowałam?
Musiałam to sprawdzić, po prostu musiałam.
Przyjrzałam się uważnie Draco, żeby upewnić się, że mocno śpi. Rozejrzałam się
po pokoju. Może jednak nie? Może lepiej…
Wyciągnęłam rękę w stronę jego ramienia. To bez
sensu, myślałam. Tyle razy widziałam to ramię, niemożliwe, żebym przeoczyła…
Wzdrygnęłam się lekko, kiedy moje palce natrafiły na
miękką tkaninę, lewy rękaw jego koszulki. Zawahałam się i znów spojrzałam na
niego badawczo. Spał.
Lucjusz Malfoy był śmierciożercą. A co, jeśli on,
jeśli… przełknęłam głośno ślinę. Jeśli mój narzeczony…
Nabrałam powietrza w płuca i powoli podciągnęłam do
góry jego rękaw, wstrzymując oddech. Każdy odsłaniany fragment bladej skóry
przyprawiał mnie równocześnie o ulgę i zaniepokojenie. Co, jeśli natrafię na
czarny kawałeczek? Co wtedy zrobię?
Odsłoniłam całe jego ramię. Odetchnęłam głęboko,
zamykając oczy. Nie było go, nie było! Draco nie miał na sobie Mrocznego Znaku.
Ulga, którą poczułam, była tak wielka, że pod moimi powiekami zebrały się łzy.
Dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałam, jak bardzo bałam się, że okaże się
śmierciożercą.
Głupia,
usłyszałam głosik w swojej głowie. Jak w
ogóle mogłaś w niego zwątpić?
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Uśmiechnęłam
się lekko. Spał tak spokojnie… Nie zamierzałam mu przeszkadzać. Podeszłam do
kanapy i wzięłam z niej koc, a potem wróciłam do biurka. Nakryłam nim Draco i
wtedy moją uwagę przykuł kawałek pergaminu, który wystawał spod jego ułożonej
na blacie dłoni.
Już dość się dowiedziałaś, pomyślałam. Po prostu stąd
wyjdź.
Nie mogłam. Jak zahipnotyzowana wyciągnęłam
delikatnie pergamin spod jego dłoni. Wygładziłam go i przybliżyłam do oczu, bo
zapisany był tak drobnym pismem, że ledwo mogłam je odczytać.
Draco,
Nie wiem, co
kombinujecie, ale domyślam się, że to nic błahego. Ostrzeż nas wcześniej, okej?
Spróbujemy jakoś zadziałać. Trzymaj się.
Elissa
Elissa? Roztargniona, upuściłam pergamin. Świetnie,
no i jak ja mam go do stu hipogryfów podnieść z tym wielkim brzuchem?
Dostrzegłam różdżkę Draco na blacie i sięgnęłam po nią. Przywołałam list, a
następnie odłożyłam na miejsce i jego, i różdżkę. Przesunęłam rękę na dłoń
Draco. Miałam serdecznie dość tych wszystkich tajemnic i niedopowiedzeń. Wiedziałam,
że skazałam się na nie w chwili, w której ślepo zaufałam Draco. Ale nie
sądziłam wtedy, że aż tak ciężko będzie mi odróżnić to, co łatwe, a to, co
słuszne. Łatwo było udawać, oszukiwać samą siebie. Ale nie powinnam tego robić.
Właściwie to już dawno się w tym wszystkim poważnie
pogubiłam. I nie wiedziałam, co myśleć o każdym czynie, każdym słowie Draco.
Nie zorientowałam się, w którym momencie otworzył
oczy.
- Co się dzieje? - mruknął.
Zagryzłam wargi i pomimo tysiąca myśli kłębiących się
w mojej głowie, zdecydowałam się na zignorowanie ich wszystkich.
- Nic, kochanie - szepnęłam, puszczając jego dłoń i
przenosząc rękę na jego zmierzwione tym razem włosy. Pogładziłam go po głowie.
- Śpij.
* * *
Od paru dni Draco mało spał, mało jadł, mało się
odzywał i w ogóle wszystko, co robił, odbywało się w wersji minimalistycznej.
Siedział w gabinecie do późnych godzin nocnych, a potem przewracał się w łóżku
z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Nie wiedziałam, co go dręczy. Chciałam mu
jakoś pomóc, ale nie pozwalał mi na to. Twierdził, że nic mu nie jest. Zastanawiałam
się, czy jego zachowanie ma coś wspólnego z tymi dwoma listami od Narcyzy i
Elissy. Właściwie wszystko próbowałam jakoś powiązać, ale nie do końca mi to
wychodziło.
Dziecko nie kwapiło się do wyjścia na świat. Miało
już opóźnienie, które z każdym dniem się przeciągało. Z jednej strony cieszyłam
się z takiego obrotu sprawy, bo nadal panicznie bałam się porodu, ale
wiedziałam, że niczego nie da się wiecznie odwlekać, a poza tym czułam się
fatalnie fizycznie i psychicznie. Miałam serdecznie dość ciąży i wyczekiwałam z
niecierpliwością jej końca.
Draco wyglądał na spokojnego. Jakby w ogóle nie
przejmował się opóźnieniem, może i nawet cieszył w duchu z tego powodu. Musiało
mu chodzić o coś konkretnego, ale nie wiedziałam tak właściwie, o co.
Próbowałam też powiązać jego humor do pojawienia się dziecka na świecie - może
po prostu bał się ojcostwa? Tchórzył?
Ale potem znów przypominałam sobie o listach i
zawartych w nich informacjach. Nie, żaden z nich nie mówił o dziecku.
Zaczęłam się też zastanawiać, jak to jest z tym
wszystkim. Cóż, jeżeli Draco groziłoby jakieś niebezpieczeństwo, to każdemu w
jego otoczeniu również, w szczególności mnie. Może to o to w tym wszystkim
chodziło? A może chronił po prostu samego siebie, wymawiając się moim bezpieczeństwem?
Miałam dużo czasu do rozmyślań, snując się po domu niczym cień. A tego typu
myśli wcale nie podnosiły mnie na duchu.
Tego dnia po raz kolejny odwiedzili mnie Nick z
Elissą, tym razem bez Angelique. Draco nie było - może uznał, że nie są
psychopatami i może zostawić mnie z nimi sam na sam. No, niezupełnie, bo była
też ze mną Hermiona, ale Draco jej nie ufał, nawet się do niej nie odzywał,
więc wychodziło na to samo.
Elissa tym razem była bardziej rozmowna. Wypytała
mnie o ciążę i dziecko, a także o to, jak obecnie się czuję. Wydała mi się o
wiele milsza, a w każdym razie dość dobra dla Nicka, co było dość dziwnym
stwierdzeniem. Sądziłam, że idealnie pasującą do niego dziewczyną będzie po
prostu… idealna dziewczyna. A Elissa miała też swoje wady, jak na przykład to,
że zdawała się nie interesować nikim i niczym w pobliżu. Jednak akurat do tego
dało się przyzwyczaić, gdy dało się jej więcej czasu na zaaklimatyzowanie.
W zachowaniu Nicka dostrzegłam parę zmian. Stał się
trochę, no nie wiem… spokojniejszy? Bardziej zrównoważony? Doroślejszy? Patrzył
na Elissę jak na ósmy cud świata, podobnie jak i ona na niego. Zastanawiałam
się, czy moje relacje z Draco wyglądają choć odrobinę podobnie. Wydawało mi
się, że patrzę na niego z miłością i czułością. A jak on patrzył na mnie? Czy
nasz związek nie wyglądał trochę… sztucznie? Cóż, mając przed oczami tak
wspaniałą, kochającą się parę, łatwo było zwątpić we wszystko, co do tej pory
wydawało się oczywiste.
Po dłuższym czasie zauważyłam jednak, że oboje
zachowują się trochę nerwowo, jakby na coś wyczekiwali. Nie miałam pojęcia, o
co chodzi, a nie chciałam się wtrącać w ich sprawy. Siedziałam koło Hermiony i
rozmawialiśmy wszyscy o wszystkim i o niczym, do momentu, w którym
usłyszeliśmy, jak Draco wchodzi do mieszkania. Zdziwiłam się, bo nie była to godzina,
o której zwykle wracał z pracy. Poczułam się trochę jak ktoś przyłapany na tym,
że właśnie spiskuje ze swoimi kompanami. Wiedziałam, że nie mam podstaw, żeby
tak właśnie się czuć, ale nie mogłam nic na to poradzić.
- Cześć - powiedział, wchodząc do salonu.
Szybko zauważyłam coś nie tak w jego zachowaniu.
Unikał mojego wzroku. Coś przewróciło mi się w żołądku. Naprawdę miałam dość
tych wszystkich dziwacznych sytuacji.
Wszyscy odpowiedzieliśmy mu chórkiem. Przeniosłam
wzrok na Elissę i zauważyłam, że spięła się jeszcze bardziej niż wcześniej.
Odniosłam wrażenie, jakby tylko ostatkiem sił woli siedziała na kanapie. Nick
obejmował ją mocno. Draco odchrząknął i spojrzał na nią znacząco, a potem
podszedł i usiadł koło mnie.
- Coś się stało? - spytałam, przyglądając się mu. -
Coś nie tak?
Przeniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się po swojemu,
wykrzywiając lekko wargi.
- Wszystko w porządku - zapewnił.
Nie uwierzyłam, choć brzmiał bardzo przekonująco.
Może dlatego, że Nick z Elissą po niecałych piętnastu minutach zdecydowali się
wyjść. Hermiona opuściła nas może z pięć minut później. Spojrzałam znacząco na
Draco. Chciałam wyjaśnień.
- O co wam wszystkim chodzi? - spytałam.
Wzruszył tylko ramionami.
- Mi o nic nie chodzi. A o co chodzi twoim znajomym,
to nie mam pojęcia.
Westchnęłam. Po niedługim czasie stwierdził, że musi
iść popracować do swojego gabinetu. Zostałam sama ze swoimi myślami. Żałowałam,
że nie stać mnie, żeby zażądać szczegółowych wyjaśnień i wykrzyczeć wszystkie
swoje żale. Ale może to i lepiej? Może w ten sposób wszystko bym popsuła? A
przecież tego nie chciałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)