poniedziałek, 12 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 35. Rodzina



Draco znów wziął sobie dzień wolnego, żeby wybrać się ze mną na wizytę do św. Munga. Nie zignorował jednak swojego nawyku wczesnego wstawania i, chcąc nie chcąc, zmuszona byłam do tego samego. Przysypiałam nad kubkiem mocnej herbaty w salonie, kiedy Draco w pełni rozbudzony przygotowywał śniadanie. Właściwie nigdy nie sądziłam, że miał w ogóle jakieś pojęcie, co do czego służy w kuchni, a jednak mnie zaskoczył. I to bardzo pozytywnie. Wydawało mi się, że jest po prostu rozpieszczonym arystokratą, któremu wszyscy usługują. Czasem, owszem, zachowywał się jak kompletny idiota, ale okazało się, że coś niecoś jednak potrafi. Jak łatwo można ocenić kogoś po pozorach! Zwłaszcza, gdy ten ktoś nie pozwala poznać się tak naprawdę. Ja nie znałam Draco tak dobrze, jak bym chciała. Jednak obecna wiedza i tak sprawiła, że runął mój cały pogląd na niego, a co za tym idzie - uczucia, które do niego żywiłam, które uaktywniły się dopiero wtedy, kiedy dopuścił mnie trochę bliżej do siebie. Bliżej, niż kogokolwiek innego. A tak mi się przynajmniej wydawało. Nie wyglądał na osobę, która tak łatwo obnaża przed kimś swoje myśli i uczucia, więc mogłam śmiało sądzić, że tak naprawdę nikt go nie zna. Nawet ja nie znałam go dostatecznie.
Przyglądając się mu zaspanymi oczami, stwierdziłam, że jest idealny. Nie wyobrażałam sobie, że coś mogłoby się w nim zmienić. To po prostu cały on, taki on, którego pokochałam. I nie potrafiłam nawet myśleć o tym, co by było, gdybym się do niego nie przekonała. Gdybym unikała z nim wszelkich kontaktów. Jak teraz wyglądałoby moje życie? Na pewno byłoby szare i nudne, bezwartościowe, pozbawione jakiegokolwiek sensu. Draco był moim sensem, moim towarzyszem, dla którego chciałam się zmieniać, dla którego chciałam być lepszym człowiekiem. Choć nie miałam pewności, czy to docenia.
- Przestaniesz w końcu gapić się na mnie jak na kawał mięcha? - dotarł do mnie jego głos.
Wzdrygnęłam się i spuściłam wzrok na swój kubek.
- Skoro cenisz siebie tak nisko…
Parsknął śmiechem, ale nie odezwał się. Za to ja, ziewając, zdecydowałam się rozpocząć rozmowę.
- Dziwię się, że Jenkins tak często daje ci dni wolne.
- Nie wierzysz w mój urok osobisty? - spytał, odwracając się do mnie przodem. Spojrzałam na niego z ukosa.
- Nie wiem, nie jestem pewna - stwierdziłam, udając, że głęboko się nad tym zastanawiam. - W każdym razie twój szef jest szefem, nie szefową, więc nie widzę powodu…
- Dobra, to nazwijmy to wdziękiem Malfoyów.
Rozłożyłam się wygodniej na kanapie i zmrużyłam oczy, patrząc na niego.
- Taak? A czy na ten „wdzięk Malfoyów” załapuje się wnerwiający uśmieszek, bezczelność i - przesunęłam wzrokiem po idealnie wysprzątanym wnętrzu - pedantyczność?
- Możliwe - stwierdził. - W każdym razie, ty chyba na to lecisz.
- Ha, ha - mruknęłam smętnie. - A myślałam, że na twoje wnętrze.
Rozłożył bezradnie ręce.
- Widzisz. Myliłaś się.
W takich sytuacjach po prostu najchętniej bym go udusiła gołymi rękoma. I jedyne, co mnie powstrzymywało, to to, że wtedy dziecku zabraknie taty. No, może też pośrednio to, że byłam w tym idiocie szalenie zakochana.

* * *

Siedząc w poczekalni i opierając głowę na ramieniu Draco, przypomniałam sobie żywo, jak za pierwszym razem przyszłam tu z mamą. I jak marzyłam wtedy o tym, żeby mieć oparcie w ukochanym, żeby przyjść razem z nim. Draco bawił się kosmykiem moich włosów. Uniosłam nieco głowę, żeby spojrzeć w jego napiętą twarz.
- Denerwujesz się? - spytałam.
Jego ręka znieruchomiała.
- Niby czym?
Uśmiechnęłam się lekko, bo przecież wyraźnie to widziałam.
- A nie wiem, ty mi powiedz…
Drzwi do gabinetu otworzyły się. Poderwałam głowę i usiadłam prosto. Draco spiął się jeszcze bardziej. Nasza kolej. Wstaliśmy i, odprowadzani spojrzeniem ludzi w poczekalni, weszliśmy do środka. Pani Bone przywitała nas z uśmiechem, który odwzajemniłam. Draco widocznie szczęki odmówiły posłuszeństwa.
- Dzień dobry - powiedziałam.
- Dzień dobry, dzień dobry - odpowiedziała uzdrowicielka.
Draco przez całe badanie trzymał mnie za rękę i ani razu się nie odezwał.
- Wszystko w porządku, dziecko ułożone prawidłowo, zdrowe… Może pani w każdej chwili rodzić - zauważyła, uśmiechając się, a mi bryła lodu wpadła do żołądka, a ciało oblało się zimnym potem.
Uśmiechnęłam się krzywo, ale chyba nie zwróciła większej uwagi na to, że wyglądam, jakby poważnie rozbolał mnie żołądek.
- Nadal nie chce pani znać płci dziecka?
Draco spojrzał na mnie z wyrzutem.
- A mówiłaś, że w tym przypadku trudno to stwierdzić.
Zrobiłam przepraszającą minę.
- No cóż, nie ukrywam, wiedziałam, że tak będzie.
Pani Bone przyglądała się nam ze średnim zainteresowaniem. Draco odwrócił się do niej.
- Chciałbym wiedzieć, czy to chłopiec, czy dziewczynka - powiedział.
Wywróciłam oczami.
- Ale ja nie chcę wiedzieć.
- Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami.
- Po prostu nie i już.
Jak miałam to wyjaśnić, skoro sama nie wiedziałam? Draco spojrzał z niemym pytaniem w oczach na uzdrowicielkę.
- Żaden problem - stwierdziła. - Pani może wyjść, a pan niech zostanie.
Och, wolałabym nie mieć aż takiej pokusy. Jeśli Draco by wiedział, jeśli ta informacja byłaby obok mnie przez cały czas, czy potrafiłabym się powstrzymać od wyciągnięcia jej z niego?
Obrzuciłam go oburzonym spojrzeniem i uniosłam wysoko głowę. Pożegnałam się z uzdrowicielką, po czym wyszłam z gabinetu. Usiadłam na białym, plastikowym krześle i gromiąc spojrzeniem drzwi, czekałam.
Wyszedł. Nie mogłam wyczytać nic z jego twarzy, choć tak usilnie próbowałam. Pomógł mi wstać i wyszliśmy na korytarz.
- No więc? - naskoczyłam na niego.
- Co więc?
- Wiesz, co więc.
Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
- Nie powiem ci, przecież nie chciałaś.
Oczywiście, że nie chciałam! Ale to było zanim on się dowiedział.
- Teraz jest inna sytuacja.
Wykrzywił się złośliwie.
- Przykro mi. Poczekasz i będziesz miała niespodziankę, jak chciałaś.
Świetnie. Kolejny powód, żeby go znienawidzić. Chociaż i tak wiedziałam, że bym nie potrafiła.
Wróciliśmy do domu w całkowitej ciszy, bo postanowiłam się do niego nie odzywać. Szybko jednak złamałam postanowienie i ubłagałam go, żebyśmy poszli na spacer. Zgodził się bez zbędnej dyskusji. Zauważyłam, że jest bardzo zadowolony z tego, że on wie, a ja nie. Zmusiłam się jednak, żeby przestać obsesyjnie myśleć o swojej niewiedzy.
- Nie mamy jeszcze imienia - powiedziałam, kiedy wielkim łukiem otaczaliśmy plac zabaw. - Myślałeś nad tym?
- Taak… - mruknął.
- I?
- I właściwie nie wiem, a ty?
Potrząsnęłam głową i zamyśliłam się.
- Chciałabym, żeby to imię coś znaczyło, żeby nie było pierwsze lepsze, pospolite…
- To może Kleofas? Albo Kunegunda.
- Merlinie… - Uniosłam wzrok ku niebu, a później trzepnęłam go lekko w ramię. - Przestań się wygłupiać - skarciłam go. - To poważna sprawa.
- Dobra, dobra. - Uniósł wysoko ręce w geście kapitulacji. - Ale masz jakieś lepsze propozycje?
Właściwie była to dla mnie bardzo trudna kwestia. Imion istniały tysiące! Jak wybrać to jedno, właściwe?
- Załóżmy, że to będzie chłopiec - powiedziałam. - Jak go nazwiemy?
- Salazar - odpowiedział szybko Draco. - Tylko żartowałem! - dodał, kiedy napotkał mój wzrok.
- Hm, może… - zamyśliłam się. Coś znaczącego. - Może Vincent? Po moim pradziadku.
Draco skrzywił się.
- O nie, żadnych Crabbe’ów w rodzinie.
- No tak - mruknęłam, gdy już skojarzyłam fakty. - To może Amerigo, po moim drugim pradziadku?
Draco wywrócił oczami.
- Daj już spokój pradziadkom, okej? Co powiesz na Juliusza? Tego Cezara ze starożytności?
Teraz to ja się skrzywiłam.
- Mowy nie ma.
Okrążyliśmy plac jeszcze kilka razy, wymyślając coraz to głupsze imiona. Najlepszym do tej pory wydawało się Christopher, jak legendarny pierwszy minister magii, jednak nadal to nie było to.
- Ostatecznie mamy jeszcze czas - powiedziałam ze zrezygnowaniem, siadając na ławce. - A dziewczynka?
Draco usiadł obok mnie i z całym przekonaniem powiedział:
- Convalie.
- Convalie? - powtórzyłam.
Imię było ładne, płynne i niepospolite. Ale ja miałam już wcześniej inną propozycję.
- Byłabym jednak za Alexandrą.
Miałam tu na myśli tę dziewczynę, z którą wspomnienie pokazał mi kiedyś Dumbledore. Dziewczynę, dzięki której między innymi podjęłam decyzję, by zachować ciążę.
- Alexandra brzmi ładnie - powiedział Draco - ale jako drugie imię. Ja będę obstawał przy Convalie.
Wywróciłam oczami.
- Po prostu mi powiedz czy to chłopiec, czy dziewczynka. Łatwiej będzie wybrać cokolwiek.
Draco uśmiechnął się z satysfakcją.
- Nie - stwierdził. - Masz za swoje.
Zrobiłam obrażoną minę i przyłożyłam ręce do brzucha.
- Dziecko nie jest zadowolone z tego, że jego rodzice się kłócą - odparłam.
- Powiedz dziecku, że jeśli jeszcze nie wie, to ma najwspanialszych rodziców na świecie i niech nie grymasi.
Po prostu nie mogłam się nie uśmiechnąć. Jednak wzmianka o rodzicach sprawiła, że mimowolnie pomyślałam o własnych. Tęskniłam trochę za mieszkaniem w Norze, za gwarem i tłokiem na schodach, a przynajmniej wtedy, kiedy byliśmy wszyscy dziećmi. Pomyślałam też o rodzicach Draco. Jak bardzo jego dzieciństwo musiało się różnić od mojego! Nie wiedziałam tylko, które to elementy tak bardzo się różniły.
- Draco? - spytałam. - A może… Może opowiedziałbyś coś o swoich rodzicach?
Spojrzał na mnie, jakbym urwała się z Marsa, i zaczęłam żałować, że w ogóle go o to spytałam. Po dłuższej chwili milczenia odwrócił wzrok.
- Czemu o to pytasz? - zapytał. - To zupełnie inna bajka.
Wzruszyłam ramionami, ale zaczęła wypełniać mnie dziwna nadzieja. Że otworzy się przede mną, że dowiem się czegoś o nim, że poznam go lepiej. Naprawdę, bardzo tego chciałam. Chciałam go zrozumieć.
- Po prostu mnie to interesuje - powiedziałam. - Chciałabym coś wiedzieć o swojej przyszłej teściowej, skoro mam wejść do rodziny - dodałam, machając mu przed oczami dłonią z pierścionkiem zaręczynowym.
Trochę bałam się tego, jak będzie wyglądać jego reakcja na moje słowa. Teściowa, rodzina… Może to dla niego zbyt dużo? Może wolałby unikać tego tematu, tak jak ja do tej pory?
„Po prostu mi zaufaj” - mawiał, kiedy chciałam wiedzieć, w jego mniemaniu, stanowczo zbyt wiele.

Ufałam.

Trwałam.

Czekałam.

Westchnął. Zrobił dziwną minę, której nie potrafiłam odczytać, a potem wziął mnie za rękę, jakby chciał udowodnić, że się dla niego liczę.
- Ty jesteś moją rodziną - powiedział. - Ty jesteś dla mnie najważniejsza.
- Dziękuję. Ale nie jest to odpowiedź na moje pytanie.
Miłe słowa, którymi na ogół mnie zbywał. „Zaufaj mi”. I to wszystko? A czy to działało w obie strony? Czy on ufał mnie?
- Cóż… moi rodzice… zawsze uważałem ich za wzór do naśladowania.
Czy wreszcie zdecydował się przede mną otworzyć? Czy zdecydował się opowiedzieć o sobie? Całkowicie zamilkłam, zamarłam. Skupiłam na nim całą swoją uwagę. Chłonęłam każde jego słowo.
- Zostałem wychowany dość surowo - ciągnął. - Jasne, zawsze miałem wszystko, czego zapragnąłem, ale za swoje przewinienia byłem srogo karany. Mimo to zawsze chciałem być taki, jak oni. Byli dla mnie ideałem, więc każdy ich pomysł, każdy czyn był słuszny. A później zmarł mój ojciec.
Zamilkł, jakby chciał uczcić jego pamięć chwilą ciszy. Ja też milczałam, a równocześnie myślałam o jego życiu. Był tym, kim był, bo w takim środowisku się urodził, wychowywał, dorastał. I nie był to jego całkowicie świadomy wybór. Z drugiej strony nigdy nie powiedział, że żałuje. Nie przyznał się do własnych błędów, może właśnie dlatego, że nie uznawał ich za błędy?
- Wtedy wszystko się zmieniło - kontynuował. - Próbowałem zrobić coś ze swoim życiem, coś osiągnąć. Spojrzałem trochę inaczej na wiele spraw, chciałem podejść do nich poważniej, odpowiedzialniej. Związałem się z Emily, dziewczyną, która zawsze była obok. Starałem się wytrwać w tym związku, naprawdę. - Potarł dłońmi o czoło, jakby się tym zadręczał. - Wszystko posypało się, jak ze mną zerwała. Nie była dla mnie specjalnie ważna, ale zburzyła wszystkie moje plany. Zwątpiłem w cały sens tego innego postrzegania świata. I wtedy… - zwiesił głos i spojrzał na mnie z ukosa. Co wyczytał z mojej twarzy? Żal? Współczucie? Smutek? Ulgę…? Uśmiechnął się krzywo, po swojemu, a jego oczy emanowały ciepłem, tańczyły w nich psotne iskierki. - Wtedy spotkałem ciebie - dokończył.
Coś we mnie drgnęło i poczułam się mile połechtana. Na policzki wstąpił mi rumieniec, nie nieznośny i palący, ale taki… miło grzejący. Spuściłam wzrok.
- Ach tak - mruknęłam. - Tę część chyba odrobinę znam.
Łał. Nie liczyłam, że tyle mi o sobie opowie. Poza tym nie o to konkretnie pytałam. Ale cieszyłam się, że znam już poniekąd przyczyny jego przemiany z arystokratycznego dupka w całkiem przyzwoitego człowieka.
- Ale… a… a twoja mama? - spytałam. Może i Lucjusz Malfoy umarł, ale Narcyza przecież nadal żyła.
Znów odwrócił wzrok i zapatrzył się gdzieś w przestrzeń.
- Ona, jakby to powiedzieć… nie jest do końca zorientowana w sytuacji.
- To znaczy?
Ale chyba już wiedziałam, co to znaczy. Po prostu jej o mnie nie powiedział. To było trochę bolesne. Ale z drugiej strony… może to i lepiej? Może spotykałyby mnie z jej strony różne nieprzyjemności? Może… może Draco nie byłoby teraz ze mną?
- Im mniej wie, tym lepiej. Aktualnie skupiam się na pracy zawodowej. Oficjalnie. Poza tym i tak mieszka teraz we Francji.
- A dziecko? - spytałam.
Chyba nie do końca mnie zrozumiał, więc wyjaśniłam, o co mi chodzi.
- Zostanie babcią już za parę tygodni. Nie sądzisz, że powinna o tym wiedzieć?
Machnął tylko lekceważąco ręką.
- Nie, jeszcze nie teraz.
- Więc kiedy? - drążyłam. - Jak dorośnie? Przedstawisz go jej ze słowami „oto twój wnuk”? I „tak, wiem, nie spodziewałaś się”?
- Więc jednak wycofujesz się ze stwierdzenia, że to będzie dziewczynka? - zażartował.
Sapnęłam z irytacją. Próbował mnie zbyć? O nie. Nie mogłam godzić się na to, aby przeze mnie jego relacje z matką jakoś się pogorszyły.
- Wiesz, o co mi chodzi. Chodzi mi o sam fakt. Myślę, że powinna wiedzieć.
Wywrócił oczami. W ogóle nie brał do siebie tego, o czym mówiłam. Przyłożyłam dłoń do jego policzka i zmusiłam go, żeby na mnie spojrzał.
- Posłuchaj - powiedziałam. - Naprawdę mi na tym zależy. Pomyśl chociażby o dziecku. Pomyśl, co dla niego najlepsze.
Nie zauważyłam, żeby jakoś specjalnie się tym przejął.
- Zastanowię się - obiecał.
- Ale…
Przyłożył mi palec do ust.
- Zastanowię się.
Zamknęłam oczy, kiedy przybliżył się do mnie. A później mnie pocałował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)