poniedziałek, 12 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 34. Wolność



Po przeleżeniu kolejnego tygodnia miałam już serdecznie dość. Z wielką ulgą powitałam więc wizytę asystentki uzdrowiciel Bone. No, w końcu sobie o mnie przypomnieli, pomyślałam, gdy przyszła, choć wiedziałam, że jestem trochę niesprawiedliwa. Nic by nie dało, gdyby była wcześniej. Naprawdę.
Na szczęście okazało się, że z moim dzieckiem absolutnie wszystko jest w porządku. Najbardziej jednak ucieszyłam się, gdy oznajmiła mi, że dzięki lekom, które regularnie przyjmowałam, nie ma już ryzyka, więc mogę powoli zacząć wstawać. Gdybym tylko mogła, skakałabym do sufitu. Ale, przede wszystkim, byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne. Dostałam jednak zastrzeżenie, że za tydzień muszę pokazać się na badaniu kontrolnym. Zostałam też postraszona, że termin porodu zbliża się nieustannie. Jakbym i bez tego ciągle nie miała tego na uwadze. Dziesiąty października… To przecież już tak blisko.
Kiedy wyszła, wyszczerzyłam się do Draco, który specjalnie tego dnia nie poszedł do pracy.
- Nie wierzę. Wolność. Wolność! - wykrzyknęłam i przygotowałam się do wstania z łóżka.
- Nie ciesz się tak - zgasił mnie. - Masz wstawać stopniowo, pamiętasz?
Uśmiech spełzł z mojej twarzy, ale nie dałam się.
- Czy według ciebie mam leżeć tu jeszcze tydzień, a później robić krok dziennie?
Zwrócił twarz ku sufitowi. Wyglądał, jakby modlił się o cierpliwość do mnie. Dlaczego? Przecież ja byłam taaaka grzeczna.
- Dobra, po pierwsze… - Spojrzał ponownie na mnie. - Leż tu i się nie ruszaj.
Chciałam zaprotestować, ale wtedy wstał z krzesła, na którym siedział, i wyszedł z pokoju.
- Ej, a ty dokąd?! - krzyknęłam za nim.
Wetknął głowę z powrotem do pokoju.
- Leż tu - nakazał.
Świetnie. Miałam szansę wyrwać się z mojego więzienia, mogłam w końcu wyjść na wolność, a tu co? Mój narzeczony mi tego zabrania. W pierwszym momencie byłam tak wzburzona, że nie zamierzałam go posłuchać, ale po chwili dotarło do mnie, że, niestety, ma rację. Nie mogłam tak nagle zerwać się z łóżka i wyjść na dwór, choćbym nie wiem jak bardzo tego chciała. Dobro dziecka jest przecież najważniejsze, przeleciało mi przez głowę. Opadłam na poduszki. Głupi Malfoy.
Wrócił po kilku minutach z tajemniczym uśmieszkiem. Przyjrzałam mu się uważnie, ale nie miałam pojęcia, co takiego mógł sobie wymyślić. Często mnie zaskakiwał swoją nieobliczalnością i coś czułam, że tym razem nie będzie inaczej.
- Okej, możesz usiąść - oznajmił.
Westchnęłam. Wyjęłam spod pleców wielką poduszkę i cisnęłam nią w Draco, krzycząc „jesteś tyranem!”. Zaśmiał się diabolicznie, chwytając ją bez trudu.
- Zachowuj się, kochanie, bo skończy się na tym, że w ogóle nie wstaniesz.
- Poeta się znalazł - burknęłam pod nosem, całkowicie obrażona.
Odrzucił mi poduszkę, ale byłam tak zajęta tym swoim obrażaniem się, że nie zauważyłam jej, i uderzyła mnie w głowę. W zaskoczeniu przygarnęłam ją do siebie, zanim spadła.
- A. To tak pogrywasz - stwierdziłam, kiedy już się zastanowiłam nad całą sytuacją.
- Przepraszam! - powiedział szybko, ale bez skruchy. Śmiał się po cichu.
Wychynęłam zza poduszki i popatrzyłam na niego. Wykorzystałam moment, w którym odwrócił wzrok, żeby się odegrać. Na moje nieszczęście chybiłam. Wtedy zaczął się jawnie ze mnie nabijać.
- Ech ty… Już się do ciebie nie odzywam! - zapewniłam.
Postanowiłam postawić na swoim i odrzuciłam na bok kołdrę. Miałam zamiar wstać, pójść do łazienki, spędzić w niej pół dnia, ubrać się, umalować…
Draco przypatrywał się ze średnim zainteresowaniem, jak spuszczam nogi w dół, omiatam pokój zaciętym wzrokiem i wreszcie, z triumfalną miną - wstaję.
Spojrzałam jeszcze na niego z satysfakcją, zrobiłam krok i… zakręciło mi się w głowię. Zrobiło mi się całkowicie ciemno przed oczami i poczułam, że upadam, ale wtedy otoczyło mnie silne ramię. Podparłam się i czekałam, aż obraz powróci. Kiedy wszystko się wyostrzyło, spojrzałam z obrażoną miną w górę, na twarz Draco. Pozostawał obojętny, ale w jego oczach tańczyły chochlikowate iskierki.
- Czy zakręciło ci się, skarbie, w głowie? - spytał niewinnie.
Wyswobodziłam się z jego objęć. Zauważyłam, że bardzo dziwnie mi się stoi, przez ten prawie miesiąc dziecko przybrało na wadze i brzuch bardziej mi ciążył. Nie było to jednak w tej chwili najważniejsze. Wycelowałam w Draco oskarżycielsko palcem.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że tak będzie?
Wzruszył ramionami.
- To chyba logiczne, że ci się zakręci w głowie, skoro tyle leżałaś.
Jęknęłam cicho.
- Nie odzywam się do ciebie. Naprawdę się do ciebie nie odzywam!
- Ciągle to powtarzasz. Nie wiem już, czy jesteś wiarygodna.
Obrzuciłam go bardzo oburzonym spojrzeniem i podeszłam wolno do wielkiej szafy z wielkim lustrem. Przejrzałam się w nim z każdej strony. Mój brzuch wyraźnie urósł, trochę się opuścił. Przygryzłam wargę, bo nagle zachciało mi się płakać. Gruba Ginny, przeleciał mi przez głowę głos, gruba, gruba, bardzo gruba Ginny… Uniosłam wysoko głowę i przesunęłam lustrzane drzwi. Ściągnęłam z półki swoją bardzo rozciągliwą bluzkę i miękkie spodnie z bardzo szeroką gumką. Nie był to szczyt moich marzeń, ale i tak wolałam mieć na sobie to, niż piżamę i szlafrok, których miałam już serdecznie dość. Wzięłam jeszcze jakąś bluzę i bieliznę, po czym pokuśtykałam, kolebiąc się na boki, do łazienki. Draco podążał krok w krok za mną, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Oparł głowę o szybkę.
- Poradzisz sobie? - spytał.
- Idź sobie - odparłam, nie patrząc w stronę szyby. - Nie mogę się skupić.
Usłyszałam stłumiony chichot, ale dał za wygraną. Chociaż w sumie tak do końca nie byłam pewna. Nie było widać jego głowy w szybie, więc mogłam pomyśleć, że poszedł do gabinetu, który był naprzeciwko łazienki, ale równie dobrze mógł nadal tu stać.
- Hej, jesteś tu? - spytałam.
Nie usłyszałam odpowiedzi, ale nie dałam się nabrać. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nie pomyliłam się, stał tuż za progiem, opierając się o ścianę.
- Jesteś niemożliwy - fuknęłam, zatrzaskując drzwi. - Przecież powiedziałam, że sobie poradzę. W ogóle we mnie nie wierzysz. A tak właściwie, to ja się do ciebie nie odzywam.
Znów usłyszałam, że się śmieje, ale już się tym nie przejęłam. Po prostu zajęłam się sobą. Sprawdziłam godzinę na zegarze, który wisiał w łazience właśnie na moje życzenie. Za pięć dwunasta. Obliczyłam sobie, że wyjdę o drugiej, po ciepłej kąpieli i zabiegach kosmetycznych. Marzyłam o kremie nawilżającym, nie mniej jednak o waniliowej odżywce do włosów. Mmm, cudo. Napuściłam wody do wanny i zapaliłam zapachową świeczkę, którą przywołałam sobie zaklęciem z szafki koło łóżka. Oknem. Tak samo oknem przywołałam wszystkie swoje kosmetyki, bo jakoś wcześniej nie przyszło mi do głowy, żeby wziąć je ze sobą. Nie były jeszcze poustawiane po mojemu w łazience, bo właściwie dopiero teraz zaczęłam jej poznawanie. Zajrzałam do wszystkich szafek, w których poustawiane były rzeczy Draco. Niektóre półki ziały pustką. Ucieszyłam się, że pomyślał o mnie, po czym ustawiłam tam wszystkie swoje rzeczy - kremy, maseczki, balsamy i tak dalej, i tak dalej. Z jednej z szafek wyciągnęłam duży, miękki ręcznik. Z radością przyłożyłam do niego policzek. Z miejsca bowiem się w nim zakochałam.
Leżąc w wannie przyglądałam się całemu pomieszczeniu. Było spore, o błękitnych kafelkach, a mniej więcej od 2/3 wysokości ściany białych. Białe były również wszystkie szafki, umywalka, kibelek i wielka wanna. A także klosz. Za wielki plus uznawałam też lampki dookoła półokrągłego lustra sporych rozmiarów, które wisiało nad umywalką. Rozkoszowałam się zapachem różanej świecy, a czas płynął leniwie…
Usłyszałam pukanie do drzwi. Sapnęłam z frustracją.
- Nie przerywaj mi mojej medytacji i napawania się wolnością - skarciłam Draco.
- Mamy jeszcze coś do zrobienia, wiesz? - odpowiedział.
Że też nie mógł poczekać! Trudno, w końcu na rozmyślanie o swoich wesołych perspektywach miałam mieć jeszcze sporo czasu, skoro już wyrwałam się z więzienia.
- A co takiego mamy do zrobienia? - spytałam ze zrezygnowaniem i dmuchnęłam na świeczkę, która zgasła i zaczęła dymić.
- Aaaa… niespodzianka - powiedział zagadkowo.
Wywróciłam oczami i wygramoliłam się z wanny. Przeczesałam palcami mokre włosy i stwierdziłam, że mogę mu o tym napomknąć.
- Mam mokrą głowę.
Westchnął głośno.
- A czy ja ci każę wyjść na zewnątrz?
Posmutniałam automatycznie. Tak, miałam taką nadzieję. Chętnie bym sobie gdzieś wyszła, w końcu tak dawno tego nie robiłam. Z jeszcze mniejszym entuzjazmem wypuściłam wodę z wanny i ubrałam się (w ubranie! STOP piżamom!). Odechciało mi się malować, więc po prostu poodkładałam wszystko i wyszłam z łazienki.
- Godzinę na ciebie czekałem - stwierdził Draco, który nadal opierał się o ścianę.
- Pół - uściśliłam. - Zresztą mówiłam, żebyś sobie poszedł.
Wzruszył ramionami i zamknął dokładnie za mną drzwi do łazienki, jakby był się, że tam wrócę.
- Nie widziałaś jeszcze całego domu - powiedział. - Tylko sypialnię, salon i tę nieszczęsną łazienkę. I przelotem gabinet.
Zrozumiałam natychmiast, co próbował mi przekazać.
- Pokój dziecka! - ucieszyłam się.
W końcu uśmiechnął się w odpowiedzi na mój entuzjazm. Przytaknął i wziął mnie za rękę. Razem poszliśmy do niedostępnego dotychczas dla mnie pokoiku, mieszczącego się tuż obok sypialni. Między sypialnią, a łazienką. Zawsze drzwi do niego były zamknięte, ale tym razem miałam przekroczyć tę magiczną granicę. Ale okazało się, że zbyt wielkie nadzieje pokładałam w wystroju. Myślałam, że wszystko będzie już wykończone, a tu… pusto. Mała część mojej osoby ucieszyła się z takiego obrotu spraw, bowiem mogłam urządzić go po swojemu. Ale naprawdę, znając Draco, myślałam, że wszystko już wykończył. Były tu tylko orzechowe panele, a na ścianach żółta tapeta z motywem w misie. Śliczna.
Draco machnął różdżką i na środku pokoju pojawił się stoliczek, pełen jakichś magazynów, oraz dwa krzesła. Podeszliśmy do nich i usiedliśmy. Rozglądałam się po tych wszystkich misiach na tapecie. Były przesłodkie.
- Pewnie myślałaś, że wszystko już gotowe - zagaił Draco.
Uśmiechnęłam się szeroko, pokazując, że to nie ma dla mnie znaczenia.
- Wiesz co, w sumie to się cieszę. Cały dom urządziłeś ty, i chociaż bardzo mi się podoba, trochę przeszkadza mi ten „gotowiec”.
Przytaknął z uśmiechem.
- Tak też pomyślałem. Ale mam te katalogi. - Wskazał na gazety. Skupiłam na nich wzrok.
- „Jak urządzić pokój dziecięcy”, „Jak powinien wyglądać pokój dziecięcy”, „101 dodatków do pokoju dziecięcego”… - przeczytałam z pierwszych stron.
- Tak, to jest to - przerwał mi Draco. - Czy zajmiemy się wystrojem teraz, czy może chciałabyś później…?
Zmierzyłam go takim wzrokiem, że natychmiast się zamknął. Oczywiście, że chciałam teraz! Dziecko miało przyjść na świat już niedługo, a nadal nie miało zapewnionych odpowiednich warunków. Ucieszyłam się też, kiedy natrafiłam na gazety z modą dziecięcą. Wyprawka też nie była skompletowana. Zastanawiałam się, o czym ja w ogóle do tej pory myślałam, że jeszcze nie miałam wszystkiego gotowego. Przyjście małego człowieczka jest tuż-tuż…
Po kilku owocnych godzinach przyszły przesyłki. Draco poskładał i poustawiał (za pomocą czarów oczywiście) wszystkie mebelki, a potem poukładał na półkach ubranka i różne drobiazgi, które również wybraliśmy. Teraz pokoik był piękny. Nie mogłam wprost oderwać wzroku od łóżeczka, które stało w takim miejscu, żeby dobrze było je widać już od drzwi. Miało ogromny, falbaniasty, żółty baldachim. Cudo. Słyszałam kiedyś, że żółty kolor wcale nie jest kolorem neutralnym, tylko dziewczęcym, ale miałam to gdzieś. W końcu przecież liczyłam na córkę, ale pomyślałam, że jeśli to będzie chłopiec, równie pięknie będzie pasował żółty. Niebieskie może mieć ubranka, to powinno mu wystarczyć. Liczyłam też na to, że misiami na ścianie nie pogardzi, bo są bardzo bezpłciowe, a poza tym i tak jeszcze przez długi czas nie miał mieć nic do powiedzenia.
Nie. Wróć. Ja będę miała córkę, nie syna. Cokolwiek sobie powie Draco.
- Pięęęknie - rozpływałam się, stojąc w drzwiach i podziwiając przytulny pokoik.
- Yhym - mruknął Draco. - No, może być. Aczkolwiek ja urządziłbym to wszystko inaczej, ale może być i pięknie, jak sobie chcesz.
Klepnęłam go w ramię.
- Jest pięknie i już. A teraz idę na dwór. I mnie nie powstrzymasz!
Zrobiłam kilka kroków w stronę drzwi, ale chwycił mnie za rękę. Obróciłam się twarzą do niego.
- Idę na dwór - warknęłam.
Jego oczy śmiały się.
- Dobrze, niech ci będzie, niesamowicie uparty człowieku, ale najpierw zjemy obiad.
Jakoś za szybko mi to poszło. Czy on się właśnie zgodził? Byłam przygotowana na dłuższą rozmowę, jeśli nie kłótnię, a on tak po prostu… Nie, to niemożliwe. Przyjrzałam mu się uważnie.
- Żartujesz - stwierdziłam.
- Skąd! - Puścił moją rękę i skierował się do aneksu kuchennego. - Idziesz, czy nie? - rzucił przez ramię.
- Idę, idę… - mruknęłam i podążyłam za nim, przyglądając mu się niepewnie.
Moje obawy były jednak bezpodstawne. Dotrzymał danego słowa i po zjedzeniu czegoś niewątpliwie zdrowego, w czym było sporo warzyw, wróciliśmy do przedpokoju.
- Słuchaj, Ginny, na pewno…
Nie mogłam już tego słuchać i zatkałam mu usta dłonią.
- Po prostu się zamknij - warknęłam. - Każdego dnia mojego ograniczenia wolności wyglądałam za okno i zastanawiałam się, jak jest na dworze. A ty w tym czasie normalnie sobie wychodziłeś. Nie, nie namówisz mnie, żebym została. Idę się przejść! Teraz zabiorę rękę, ale ty nic nie powiesz, zrozumiano?
Odsunęłam się od niego i otworzyłam drzwi. Podążył za mną w ciszy, zabarykadował mieszkanie zaklęciami i pomógł mi zejść po schodach. Otworzyłam drzwi od klatki i z wielką radością powitałam powiew świeżego powietrza.
- Wolność! - ucieszyłam się i szybko wyszłam na chodnik. Zagapiłam się na piękne, błękitne niebo. Zawiał wiatr. Nie był tak ciepły, jak latem, ale nie było też chłodno. Druga połowa września była w tym roku ciepła.
- Nie idziemy na spacer - przerwał moją radość Draco, podchodząc do mnie. Ten to zawsze umie mi zepsuć humor.
- A to dlaczego? - spytałam z zaciętą minę. - Zrobię, co mi się będzie podobało, i…
Wywrócił oczami.
- Boże, Ginny, po prostu mi na tobie zależy i nie chcę, żeby coś było nie tak. Nie forsuj się jednego dnia, nie warto…
W każdym razie dziwnym trafem mnie przekonał. Przytuliłam się do niego i wspięłam na palcach, żeby szepnąć mu do ucha.
- Kocham cię, wiesz? - I byłam tego pewna. Tego jednego. Mimo tych wszystkich wątpliwości, które mnie czasem nachodziły, zawsze wiedziałam, że go kocham.
- Taak, ja… też - odpowiedział po chwili.
Wsunęłam swoją drobną dłoń w jego większą i zaprowadziłam go po prostu na pobliską ławkę.
- Ale jutro idziemy dalej - zastrzegłam.
Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy. Świat. Nareszcie świat.

* * *

Minęło kilka dni, a ja codziennie zażywałam wolności - z mamą, z Hermioną, z Draco, z kimkolwiek, kto mi się nawinął, wychodziłam na zewnątrz. Oziębiło się trochę i musiałam zacząć nakładać kurtkę, lekko przymałą w brzuchu, więc nie dopinałam jej do końca. Draco kręcił na to z dezaprobatą głową. Twierdził, że się przeziębię, a to może być niebezpieczne. Pewnego dnia przyniósł mi więc nową, większą kurtkę. Przesadził z nią trochę, więc grzała jak nie wiem, ale doceniałam to, że się o mnie troszczy.
Tym razem byłam sama, z czego bardzo się cieszyłam. Samotność bowiem rzadko mi towarzyszyła, a potrzebowałam jej do rozmyślań. Siedziałam na ławce na skraju placu zabaw, na którym bawiły się dzieci. Mniejsze, większe, grzeczniejsze i te mniej grzeczne. Wszystkie były jednakowo śliczne, i te czyste, i te umorusane. Patrzyłam na nie z taką dziwną troską i czułam, że sama już niedługo stanę się matką małego człowieczka. Może nie byłam doświadczona, może nie byłam dostatecznie przygotowana, ale chciałam tego. Kochałam to dziecko nad życie, kochałam je nawet bardziej, niż Draco. I wiedziałam, że otoczę je opieką i miłością, jakiekolwiek by nie było.
- Tak, maluszku - powiedziałam cicho, gładząc się po wielkim brzuchu. - Już niedługo się zobaczymy. Już niedługo zobaczysz, jaki świat jest piękny.
W odpowiedzi poczułam serię kopnięć. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Lubisz, jak do ciebie mówię, prawda? - spytałam, choć wiedziałam, że przecież nie dostanę odpowiedzi. - Mam nadzieję, że też mnie kochasz, tak jak ja kocham ciebie. Bo mocniej się już nie da.
Wielką radością i satysfakcją napawały mnie kolejne kopnięcia. Moje dziecko. Moje kochane maleństwo. Tak bardzo cieszyłam się, że mimo wszystko zdecydowałam się je urodzić i wychować. Wiedziałam, że czeka mnie jeszcze wiele trudności, chociażby sam poród, którego panicznie się bałam. Ale miałam nadzieję, że jakoś to będzie. Nie ja jedna jestem w ciąży, pomyślałam, patrząc na jedną z matek na placu zabaw, z jeszcze większym brzuchem niż mój, jeśli to w ogóle możliwe. Jakoś sobie poradzę.
I niesamowicie cieszyłam się, że miałam Draco, że razem mieliśmy czuwać nad naszym dzieckiem. Ponownie dziwiłam się sobie, że kiedykolwiek mogłam pomyśleć inaczej, ale cóż, to chyba przez te wahania nastrojów, które towarzyszyły mi od początku ciąży.
- Kocham cię, maleństwo - wyszeptałam.
A ono odpowiedziało mi żywiołowymi kopnięciami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)