Wpatrywałam się bez namysłu w drzwi i nie mogłam
uwierzyć w to, czego właśnie byłam świadkiem. Draco. Kim tak właściwie był
Draco? Czy ja go w ogóle poznałam? Nie powinnam chyba wyciągać wniosków na
podstawie tego, jak zareagował na Nicka. Wiedziałam przecież, że za sobą nie
przepadają. W sumie dziwiłam się, dlaczego jeszcze żadnego z nich nie spytałam
o ich wzajemne relacje. Czemu tak właściwie nie lubią siebie nawzajem. To
musiało być coś ważnego, przecież nie znienawidziliby siebie od tak, prawda?
Usta mi drżały, a obraz skakał przed oczami, bo były
pełne łez. I wiedziałam, że najbardziej boli mnie to, że uwierzyłam, że
zaufałam.
Już nie wiedziałam, czy mogę ufać. Ale nie
zamierzałam nic z tym robić. Do narodzin dziecka miałam jeszcze czas. A potem…
postanowiłam, że jeszcze zobaczę.
* * *
- Powiesz mi wreszcie, o co chodzi?
Odwróciłam wzrok od Hermiony i przyjrzałam się
uważnie książce spoczywającej na moich kolanach. W uszach mi szumiało, a krew w
żyłach krążyła szybciej niż zwykle. Dziwiłam się, że twarz mi nie płonie, ale
to może kwestia przyzwyczajenia do dziwacznych sytuacji przez ostatnie kilka
miesięcy.
- Trzymasz książkę do góry nogami - zirytowała się
Hermiona.
Ze stoickim spokojem odwróciłam ją tak, jak leżeć
powinna, nie podnosząc wzroku.
- Pokłóciliście się? - drążyła. - No wiesz. Ty i
Malfoy?
Zmrużyłam oczy, ale nie odpowiedziałam. Spróbowałam
skupić się na książce, ale ignorowanie Hermiony było niezwykle trudne. W
rezultacie docierały do mnie pojedyncze, zupełnie wyrwane z kontekstu słowa. Po
kilku minutach miałam już dość czytania w kółko tego samego fragmentu tekstu.
Westchnęłam, ale nie podniosłam głowy.
- Tak jakby - mruknęłam w końcu.
Hermiona, zadowolona, że zaczynam z nią współpracować,
przysiadła obok mnie.
- No? - zachęciła. - Więc o co chodzi?
Wywróciłam oczami i stwierdziłam, że już nic więcej
jej nie powiem. Niestety, nie dała mi spokoju.
- Powiedz tylko, że coś ci zrobił, to… Argh,
rozszarpię go.
- Nie byłabyś do tego zdolna – stwierdziłam,
przypominając sobie jej minę, kiedy Draco wszedł wściekły do pokoju.
Wzruszyła ramionami.
- Raz już kiedyś uderzyłam go w tę jego śliczną
buźkę. Satysfakcja na wiele lat, ale już mnie ręce świerzbią…
Złapałam się za gardło i zainscenizowałam własną
śmierć. Hermiona, niestety, tylko się roześmiała. No cóż, skoro nie próbowała
ratować umierającej, to słaba z niej pocieszycielka.
* * *
- Ginny, siostrzyczko nasza kochana, ponoć pokłóciłaś
się ze swoim kochanym panem M.! – wykrzyknął Fred, który przyszedł mnie
odwiedzić razem z Georgem.
- Widzę, że bardzo was to martwi – zauważyłam
smętnie. – A jeśli przyszliście tu tylko po to, żeby mi to oznajmić, to możecie
już sobie iść.
Nie byłam zupełnie w nastroju na te ich wygłupy,
zwłaszcza, że cisza między mną i Draco przeciągała się z dnia na dzień. Miałam
już tego dość, ale wychodziłam z założenia, że to jego sprawa. Ja nie
zamierzałam wyciągać ręki na zgodę.
Na twarzach Freda i George’a pojawił się identyczny
grymas.
- No wiesz, my tu z dobrego serca przychodzimy, żeby
cię wspomóc w biedzie, a ty tak nam się odwdzięczasz…
- Czujemy się urażeni.
- Całkowicie obrażeni.
Jakoś nie wzięłam sobie tego do serca i dalej gapiłam
się w okno, nie zwracając na nich zbytniej uwagi. Bałam się, że gdybym
zwróciła, to zaczęłabym na nich krzyczeć, a nie potrzebowałam kolejnych osób,
które by się do mnie nie odzywały.
* * *
- Ginny, tak nie może być – stwierdziła mama, gładząc
mnie po głowie. – Wiem, że coś się stało, ale nie wiem co. Może gdybyś mi
powiedziała, umiałabym ci jakoś pomóc…
Pozostałam niewzruszona.
- Po prostu jestem zmęczona tym całym leżeniem. To
wszystko.
- To wszystko?
Spróbowałam się uśmiechnąć.
- To wszystko – powtórzyłam.
* * *
- Ginny! – wykrzyknął Ron od drzwi. Po chwili wpadł
do pokoju, nie kryjąc zdenerwowania. – Hermiona właśnie mi powiedziała, że…
Popamięta mnie, skurczybyk! Ja mu kark skręcę, jeśli coś…!
Byłam już na skraju załamania, więc po prostu się
rozpłakałam.
* * *
Znienawidziłam momenty, w których Draco wracał z
pracy. Nienawidziłam, kiedy wszyscy uciekali w popłochu, zostawiając mnie na
pastwę losu. To znaczy - mojego narzeczonego. Zdawałam sobie sprawę z tego, że
chyba trochę przesadzam, że zachowuję się tak, jakby co najmniej mnie pobił.
Ale denerwował mnie jego upór i zawziętość. Kiedy wchodził do pokoju, udawałam,
że śpię. Zwykle wychodził bez słowa. Nie wiedziałam, czy nabierał się na to,
czy stwierdzał, że nie chcę z nim rozmawiać, czy że on nie chce ze mną
rozmawiać. Spał na kanapie w swoim gabinecie, nawet nie zabrał swojej poduszki.
Był późny wieczór. Tym razem, jak wcześniej, kiedy
tylko usłyszałam jego kroki w przedpokoju, opadłam na poduszkę i zacisnęłam
oczy. Według moich przypuszczeń, wszedł do pokoju. Potem już nic nie słyszałam.
Zaczęłam się niecierpliwić. Może już
wyszedł, pomyślałam po około pięciu minutach. Otworzyłam lekko jedno oko,
żeby sprawdzić, po czym krzyknęłam i odsunęłam się jak najdalej. Stał nade mną
i patrzył mi prosto w oczy.
- Cześć – mruknął.
Twarz miał bladą, bledszą niż zwykle, jakby
chorowitą, a pod jego oczami malowały się ciemne sińce. Moje serce biło w
przyspieszonym tempie, i chociaż złościłam się na niego, poczułam przemożną
chęć przytulenia go.
- Cześć – burknęłam, siadając i krzyżując ręce na
piersiach, tak na wszelki wypadek, gdybym miała zamiar zrobić coś głupiego.
- Ehm, tak myślę… Niewygodnie na tej kanapie.
- Nikt cię nie wyganiał – niemal warknęłam, a on
spojrzał na mnie z wyrzutem. Jakby to była moja wina! – Poza tym, masz do
dyspozycji jeszcze kanapę w salonie, czemu uparłeś się właśnie na gabinet?
Wzruszył ramionami.
- Bo to bliżej ciebie – odpowiedział po prostu.
Przyglądałam mu się podejrzliwie. Nagle się taki
czuły i troskliwy zrobił? O nie, nie ze mną te numery. Nie miałam pojęcia, co
mnie tak właściwie podkusiło, ale naszła mnie przemożna chęć odkrycia jego
prawdziwej osobowości.
- Nick nie zostawiłby mnie samej.
Wiedziałam, że igram z ogniem, ale byłam ciekawa, co
z tego wyniknie. O dziwo, Draco wydawał się być całkowicie opanowany. Ale tak
właściwie, na co ja liczyłam? Że zacznie się miotać po pokoju niczym oszalały
hipogryf?
- Owszem, Nick zostawił cię samą w Paryżu,
zapomniałaś?
- Przez ciebie! – wygarnęłam. – Gdyby nie ty, to
nigdy nie miałoby miejsca.
Kącik ust mu drgnął, ale reszta twarzy pozostała
nieprzenikalnie obojętna.
- To trzeba było z nim zostać, skoro jest taki
wspaniały.
- Może trzeba było.
Co mnie do tego podkusiło? Czy to nadal było tylko
„sprawdzanie” Draco? Dlaczego mówiłam o tym wszystkim? Jeszcze chyba nigdy nie
robiłam mu takich wyrzutów. Przypomniałam sobie jednak, że wiele razy miałam
taką ochotę, ale coś mnie powstrzymywało. Teraz czułam się wolna, ale mimo to
nie byłam z tego zadowolona.
Draco przechylił się tak, że nasze twarze znalazły
się na równym poziomie.
- Więc dlaczego nie ma go teraz z tobą? Dlaczego cię
nie wspiera?
Wiedziałam, że to bezpodstawne zarzuty, ale zabolało.
Nick nie miał obowiązku być ze mną przez cały czas, Draco – przeciwnie. I to
właśnie ten drugi zaniedbywał swoje obowiązki.
- Doskonale wiesz, że Nick nie może tu przyjść.
Założyłeś przecież tę swoją durną barierę, bez konsultacji ze mną! Co, może się
tego wyprzesz?
Pokręcił lekko głową, a jego jasne włosy opadły mu na
czoło.
- Jestem twoim narzeczonym, ojcem twojego dziecka,
mam obowiązek cię chronić.
- Przed moim przyjacielem?! Zastanów się, o czym ty w
ogóle mówisz! Jakoś do tej pory jedyną osobą, która w jakiś sposób mi
zagrażała, byłeś TY!
Odsunął się kawałek, mrużąc oczy. Nareszcie okazał
jakieś emocje. Ale nie byłam z tego specjalnie dumna. Chciało mi się płakać.
Kochałam go, chciałam być z nim, ale nie takim kosztem. Raniąc go, raniłam
siebie, ale nie potrafiłam inaczej.
- Poniosło mnie – powiedział po dłuższej chwili
milczenia. – Wtedy. Nie powinienem, ale…
- Ale? Ale?! - Boże, zachowuję się jak moja mama,
przeleciało mi przez głowę. – A może wrócimy pamięcią do Hogwartu, co?! Kto
tyle razy zmieszał mnie z błotem?! Kto tyle razy mnie ranił?! Kto w końcu kazał
mi usunąć ciążę?! Myślisz, że Nick zrobiłby coś takiego?
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zamiast tego
po prostu je zamknął. Patrzyliśmy sobie w oczy, starając się zrozumieć nawzajem
swoje postępowanie. Ja wspominałam wszystkie te sytuacje w Hogwarcie, w których
doprowadził mnie do łez. Teraz też łzy zebrały się w moich oczach.
Naiwna!
Myślałaś, że się zmienił, prawda? Jak mogłaś być aż tak głupia?
- Przepraszam. – To słowo przeszło mu przez gardło z
wielkim trudem. Zdziwiłam się, że w ogóle przeszło.
- Tylko na to cię stać?! – wybuchłam, zamiast, według
jego oczekiwań, uspokoić się. – Tylko to masz mi do powiedzenia po tych
wszystkich latach, w których… AŁ!
Chwyciłam się za brzuch i zwinęłam w kłębek.
Zacisnęłam z bólu oczy, więc nie widziałam reakcji Draco. Po chwili poczułam
jego dłoń na policzku.
- Ginny, co się dzieje? – spytał ze zmartwieniem w głosie.
– Nie powinnaś się denerwować… Lepiej już? Przechodzi?
Odtrąciłam jego rękę, ale rzeczywiście, ból zaczął
słabnąć. Byłam przerażona, że znowu coś może być nie tak, a przecież miałam
obiecane, że jeśli przez dłuższy czas wszystko będzie w porządku, pozwolą mi
wstać z łóżka. Wzięłam głęboki, przerywany wdech, a później starałam się
powoli, spokojnie wypuścić z siebie powietrze. Ból słabł.
W końcu otworzyłam oczy i spojrzałam na Draco.
Widziałam w jego twarzy, że poczuł się odrzucony i to go zabolało, ale szybko
odchrząknął i zmienił minę.
Nagle przeszła mi cała złość na niego. Niespodziewany
atak bólu dziwnym trafem rozładował atmosferę. Czułam się tak wyczerpana, że
nawet już nie miałam siły na niego krzyczeć.
- Wszystko w porządku? – spytał.
Kiwnęłam głową. Uzdrowiciel Bone nie kazała zbytnio
martwić się takimi bólami, ale jeśli miałabym jakieś powody, by sądzić, że
dziecku rzeczywiście coś się stało, mogłam wezwać jej asystentkę. Czułam się
już jednak znacznie lepiej i nie uważałam, że powinnam zaprzątać jej głowę.
Zwłaszcza, że oprócz bólu nic innego mi nie dolegało.
- Więc ja już pójdę – stwierdził Draco.
W przypływie słabości chwyciłam go za rękę.
- Zostań ze mną – poprosiłam. – Przepraszam –
dodałam, kiedy się zawahał.
Przełożył rękę w ten sposób, że teraz to on trzymał
moją dłoń. Spojrzał na mnie z czymś, co normalnie nazwałabym czułością, ale
teraz… nie miałam pojęcia, co to było.
- Co tylko zechcesz – mruknął, kładąc się obok mnie.
* * *
Właściwie kryzys został zażegnany. Tak przynajmniej
mi się wydawało. Draco obchodził się ze mną jak z jajkiem, żeby mnie do siebie
nie zrazić. Trochę mnie to denerwowało, ale tak właściwie ja też bardzo się
starałam. Postanowiłam odciąć się od przeszłości i nie oceniać go na jej
podstawie. Nie mogłam wiedzieć, co tak naprawdę dzieje się w jego głowie,
zakładanie więc czegoś z góry było nie na miejscu. Próbowałam też odbudować
swoje zaufanie. Próbowałam.
Draco ze swojej strony bardzo starał się być
tolerancyjnym dla moich zachcianek.
- Chciałabym zobaczyć się z Nickiem – oświadczyłam
pewnego dnia. Obiecał mi przecież, że odwiedzi mnie ze swoją dziewczyną.
- Tak, tak, dopiszę to do swojej listy spraw nie do
załatwienia. Jeszcze jakieś życzenia?
Wywróciłam oczami.
- Naprawdę mi na tym zależy.
- A ja naprawdę mówię „nie”.
Zrobiłam obrażoną minę.
- Dlaczego?
- Dlatego.
Spróbowałam ponownie kilka dni później.
- Chciałabym zobaczyć się z Nickiem.
- Na gacie Merlina, Ginny, zlituj się!
Nie rozumiałam jego uporu. Naprawdę nic by mu się nie
stało, gdyby się zgodził! Przecież nie mogłam wyjść z domu, byłabym więc w
bezpiecznym miejscu. Mógłby mi nawet towarzyszyć, gdyby tak bardzo tego chciał.
Byłam tak pewna swego, że postanowiłam nawet uciec się do podstępu.
- Draco. – Potrząsnęłam jego ramieniem około trzeciej
nad ranem.
- Tso… - mruknął przez sen.
Poczułam, że to moja szansa.
- Draco, mam taką małą prośbę – powiedziałam słodkim
głosikiem. – Mógłby odwiedzić mnie Nick?
Draco usiadł nagle, w pełni rozbudzony. No i nici z
mojego planu.
- Ginny – jęknął. – Idź spać.
I oto nastał ten Wielki Dzień, w którym cierpliwość
Draco się skończyła.
- No to mu to napisz! – Wyglądał, jakby równocześnie
chciał mnie udusić i się rozpłakać.
Myślałam, że zwariuję z radości.
- Pożyczysz mi sowę? – spytałam z przejęciem.
- Jasne! A może chcesz, żebym został twoim osobistym
posłańcem?! – Wyraźnie na skraju załamania nerwowego wyszedł z pokoju.
* * *
Nie wiedziałam wcale, czy to taki dobry pomysł, ale
Draco zgodził się na odwiedziny Nicka, Elissy i, ku mojemu zdziwieniu,
Angelique, tylko i wyłącznie pod warunkiem, że cały czas będzie obok mnie. Nie
wiedziałam, jak każde z nas zniesie to nerwowo, ale przynajmniej się zgodził, a
to już był wielki postęp.
To była niedziela, pora poobiednia. Wpółsiedziałam
sobie wygodnie na salonowej kanapie, opierając się o setkę poduszek, a Draco
łaził w tę i z powrotem po całym domu, marudząc, że ani trochę nie ma ochoty na
przyjmowanie gości, a już tym bardziej TAKICH gości. Starałam się skupić na
swojej książce, ale mój narzeczony bardzo mi to utrudniał.
- Zamknij się i usiądź wreszcie – rzuciłam, kiedy po
raz kolejny wszedł do salonu.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Zaraz cię odniosę z powrotem do sypialni i tyle
będziesz miała z uroczystego przyjmowania gości – odgryzł się.
Wywróciłam oczami.
- Pilnuj lepiej ciasta.
Zmroził mnie spojrzeniem i pobiegł do piekarnika, w
którym piekło się wykonane przez niego własnoręcznie dzieło. Żałowałam, że nie
mogę go zobaczyć, bo pachniało naprawdę ładnie. Nie miałam tylko pewności, czy
po jego skosztowaniu moi goście nadal będą żywi.
- Masz świadomość, że pierwszy i ostatni raz robię
coś dla ciebie, prawda? – rzucił z kuchni, która tak właściwie była połączona z
salonem. Odgradzała nas tylko wysepka kuchenna.
- Wystarczy, że znowu udam, że umieram, a to jest
moja ostatnia wola – stwierdziłam, dusząc się od powstrzymywanego śmiechu.
Rzucił mi mordercze spojrzenie.
- To wcale nie było śmieszne.
Wyjął ciasto z piekarnika, a po salonie
rozprzestrzenił się przepiękny zapach. W tym momencie rozległ się dzwonek do
drzwi. Draco stanął sztywno, turlając różdżkę w palcach prawej ręki; lewą miał
zaciśniętą w pięść.
- Spokojnie. Nie daj negatywnym emocjom sobą
zawładnąć. I oddychaj!
Wydał z siebie dźwięk pomiędzy jęknięciem a
warknięciem i pomaszerował do przedpokoju.
- A z tobą jeszcze sobie porozmawiam później – rzucił
na odchodnym.
Dopiero w tym momencie poczułam, jak bardzo jestem
podenerwowana tą całą wizytą. Bałam się, co też Draco może wymyślić w tym
przedpokoju, ale bardzo dobrze sobie poradził – po prostu zaczął rozmawiać z
dziewczynami, a Nicka olał.
- Ginny! – Angelique uśmiechnęła się szeroko na mój
widok i podeszła, żeby mnie lekko uścisnąć. Już prawie zapomniałam, że jest tak
ładna. Automatycznie odwzajemniłam uśmiech.
- Cześć, Angie – powiedziałam. – Jak miło cię
widzieć.
Machnęła ręką i usadowiła się na kanapie obok mnie.
Przeniosłam wzrok na drzwi. Stał tam Draco, rozmawiając z ciemnowłosą, drobną
dziewczyną – Elissą. Wyglądało to tak, jakby już wcześniej się znali. A może
znali?
- Elisso – powiedział głośniej. – To jest Ginny. – Wskazał
na mnie. – Ginny, Elissa.
Uśmiechnęłam się na powitanie, trochę nerwowo, ale
ona nie odwzajemniła uśmiechu.
- Nick wiele mi o tobie opowiadał – stwierdziła
chłodno.
Zrobiło mi się zimno. No tak, skoro poznał ją zaraz
po naszym „zerwaniu”… Przełknęłam ślinę.
- Hm… mi też o tobie opowiadał – zrewanżowałam się.
W tym momencie do salonu wszedł Nick. Wyminął Draco, nawet
na niego nie spojrzawszy, i chwycił za rękę swoją dziewczynę.
- Cześć, Ginny – uśmiechnął się w moją stronę. – Jak
miło, że twój… - Zauważyłam, że Elissa ścisnęła go mocniej za rękę. Co? -
…narzeczony – dokończył dziwnym tonem – zgodził się nas ugościć.
Przeniosłam szybko wzrok na Draco, który miał
wymalowaną na twarzy czystą nienawiść. Opamiętał się, kiedy napotkał mój wzrok,
wzruszył nieznacznie ramionami i minął Nicka, nawet na niego nie patrząc, po
czym usadowił się na fotelu stojącym tuż przy mnie. Chwycił mnie za rękę i
omiótł triumfalnym wzrokiem pomieszczenie. Nick z Elissą podeszli bliżej i
usiedli, Elissa na kanapie, obok Angelique, Nick na fotelu, dokładnie
naprzeciwko Draco. Zaczęłam się zastanawiać, czy zrobił to specjalnie.
- Szkoda, że Carl nie chciał przyjść – stwierdziła
Angelique, patrząc na mnie.
- Dlaczego? – spytałam. Zorientowałam się, że mogło
to dziwnie zabrzmieć, więc dodałam: - Znaczy, że nie chciał przyjść, dlaczego.
Uśmiechnęła się.
- Carl jest, jakby to powiedzieć… Trochę zły na
ciebie.
- Próbowałem mu wyjaśnić, że nie ma na co, ale nie
chciał mnie słuchać – wtrącił Nick, szczerząc się w moją stronę. Draco, nie do
końca świadomie, ścisnął mnie mocniej za rękę. Rzuciłam mu pełne wyrzutu
spojrzenie, po którym trochę się rozluźnił.
- Przeproście go ode mnie, okej? – poprosiłam. – Nie
chcę, żeby przeze mnie coś między wami nie grało…
- Daj spokój, Carl musi po prostu do pewnych rzeczy
dojrzeć – rzuciła Elissa, nie patrząc na mnie. Odniosłam wrażenie, że go nie
lubi, tak jak nie lubiła mnie.
W tym momencie usłyszałam cichy dźwięk gwizdka. To
nasz czajnik dawał znać, że woda się zagotowała. Ścisnęłam mocniej rękę Draco,
żeby przywrócić go do teraźniejszości, ale chyba tego nie zauważył.
- Draco, woda… - powiedziałam cicho.
Zmroził mnie spojrzeniem i chwycił za różdżkę. Jednym
machnięciem sprawił, że gwizdek wyleciał wysoko pod sufit, po czym z hałasem
opadł na podłogę. Wywróciłam oczami.
- Draco… - mruknęłam kątem warg. Nasi goście na
szczęście zajęli się rozmową między sobą, więc nic nie słyszeli. – Zachowuj
się.
Odwrócił się i wycelował różdżką dokładnie w czajnik.
Jęknęłam, kiedy zaczął go lewitować do stołu. Bałam się, że kiedy będzie mijał
Nicka, „niechcąco” wyleje na niego wrzątek. Na szczęście wziął sobie chyba do
serca moje słowa i po prostu przelał wodę do dzbanka, w którym zaparzył
herbatę. Nick obył się bez poparzeń.
Około godzinę później atmosfera się rozluźniła. Draco
nawet zaczął rozmawiać z Elissą i czasem powiedział słowo do Angelique. Nicka
uparcie ignorował, za to tamten co jakiś czas nawiązywał do mojego
narzeczonego, nie wprost oczywiście, ale dało się zrozumieć intencje. W końcu
Draco nie wytrzymał, wstał, przeprosił i wyszedł, najpewniej do swojego
gabinetu. Spojrzałam groźnie na Nicka.
- Dałbyś sobie spokój – warknęłam.
Wzruszył ramionami.
- Przepraszam. On po prostu działa na mnie
demoralizująco.
- Ja ci dam demoralizator. – Do rozmowy włączyła się
Elissa, która zdzieliła go po głowie.
- Ał – stwierdził Nick. – A to za co?
- Za dręczenie Dracona.
Nick powędrował spojrzeniem od niej do mnie.
- Czy wyście wszystkie powariowały? Może założycie
fanklub Malfoya, co?
- Myślę, że źle go oce… - zaczęła Angelique, ale Nick
uciszył ją zrozpaczonym spojrzeniem.
- No nie, ty też?! Ja z wami nie wytrzymam! Idę się
powiesić – oświadczył, wstając.
Elissa zgromiła go wzrokiem.
- A ty dokąd?
- Ja… eee… Do łazienki.
* * *
- No widzisz, nie było tak źle – powiedziałam do
Draco, kiedy wrócił po zamknięciu drzwi za gośćmi.
- Jak dla kogo – burknął.
- Oj przestań – fuknęłam. – Nadawałeś z dziewczynami
jak najęty.
- A co, zazdrosna? – spytał, podchodząc i biorąc mnie
ostrożnie na ręce. – A tak przy okazji, ciężka jesteś.
Wywróciłam oczami.
- Ciężcy – poprawiłam.
Nie zrozumiał jednak aluzji.
- Hę? – spytał, wynosząc mnie z salonu.
- No ja i nasze dziecko.
Uśmiechnął się szeroko.
- Taak… Nasz syn.
Znów wywróciłam oczami. Uparł się i tyle. Za nic nie
mogłam wyperswadować tej myśli z jego głowy.
- Chyba córka – poprawiłam.
Położył mnie w moim więzieniu, w którym spędziłam już
pół września.
- Pamiętaj, że jeśli wygram, stawiasz mi tabliczkę
truskawkowej czekolady z Miodowego Królestwa.
- Ty mi stawiasz! – zaprotestowałam.
Zaśmiał się i opuścił sypialnię.
- Śnij dalej! – krzyknął z przedpokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)