-
Powiedz, po prostu mu to powiedz - mruczałam pod nosem, idąc hotelowym
korytarzem. Miałam nadzieję, że już śpi, i że rozmowa będzie miała miejsce
dopiero rano. Nagle, porażona przerażającą myślą, przystanęłam. - A jeśli
będzie chciał wiedzieć, dlaczego?
Zapatrzyłam
się w ścianę kończącą korytarz. Super, nie dość, że musiałam powiedzieć Nickowi,
że z nas raczej nic nie będzie, to jeszcze musiałam to uzasadnić. Na pewno
spyta. Przecież go znałam, nie było innej opcji. Zawsze musiał mieć jasne
„dlaczego”. Też sobie, cholera, przyjaciela znalazłam. Kusiło mnie, żeby zabrać
po cichu swoje rzeczy, zostawić list i wrócić do domu. Ale Nick wiedział, gdzie
mieszkam i na pewno by mnie szukał, żeby wszystko wyjaśnić. Cóż, zawsze mogłam
też wyjechać, na przykład do Demelzy. Nick nie znał Demelzy, nie szukałby mnie
tam. Problem jest taki, że jeśli wyjechałabym z domu jawnie, ktoś na pewno by
się wypaplał. A uciec nie mogłam. Już raz uciekłam, jak na ironię - do Nicka.
Teraz miałam potrzebę uciec od Nicka.
W
każdym razie ucieczka nie wchodziła w grę. Musiałam to załatwić osobiście. I
cholernie się bałam.
Każdy
krok zbliżający mnie do pokoju zabierał mi coraz więcej sekund. Ostatni
przedłużył się do minuty. Serce mocno mi waliło, kiedy zbliżałam dłoń do
klamki. A może powinnam zapukać? Cofnęłam się o krok, a później zbliżyłam.
Byłam zła na siebie, że taki ze mnie tchórz. Zamknęłam oczy i, oddychając
ciężko, próbowałam się uspokoić i skoncentrować.
Zapukałam
lekko, po czym nacisnęłam na klamkę. Drzwi były zamknięte. To dziwne, pomyślałam.
Na ogół pozostawały otwarte, jak wszystkie w hotelu. Personel zapewniał
klientom i jego rzeczom całkowite bezpieczeństwo, a i nikt bez potrzeby nie
pchał się do pokoi. Coś było nie tak. Zapukałam jeszcze raz. Odpowiedziało mi
dziwne szuranie gdzieś z głębi pokoju.
-
Eee… Nick? - powiedziałam do szpary w drzwiach.
Nie
usłyszałam odpowiedzi, więc zapukałam jeszcze raz, troszkę głośniej. Coś
wewnątrz huknęło.
-
Nick? - powtórzyłam. - Jesteś tam?
Dziwnie
się czułam, stojąc tak na korytarzu. Rozejrzałam się. Na szczęście nikt mnie
nie obserwował, czułabym się wtedy jeszcze dziwniej. Wyciągnęłam różdżkę. Z
trudem powstrzymałam się od rzucenia zaklęcia, w końcu byłam jeszcze
niepełnoletnia, po czym jeszcze raz naparłam na drzwi. Nadal były zamknięte.
Zapukałam głośniej. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale nie podobało mi się
to. Uniosłam rękę jeszcze raz, ale znieruchomiałam, kiedy usłyszałam szczęk
zamka.
Drzwi
otworzyły się powoli, zalewając mnie snopem światła z pomieszczenia. W końcu w
szparze ukazała się twarz Nicka. Zmrużyłam oczy i zauważyłam, że ma jakąś
dziwną minę.
-
Nick? Co jest? - spytałam.
Patrzył
tylko na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
-
Wszystko w porządku? - dociekałam, przesuwając się kawałek, żeby zajrzeć do
pokoju. - Coś się stało?
Nick
jakby nagle przypomniał sobie o mojej obecności i skrzywił się.
-
Nic, zupełnie nic - powiedział dziwnie niskim, zmienionym głosem. Nie
uwierzyłam mu.
-
Co się dzieje? - Zrobiłam krok do przodu. Powstrzymał mnie wyciągniętą dłonią.
-
Mam coś dla ciebie - powiedział, nadal tym samym głosem, po czym otworzył
szerzej drzwi. U jego stóp zobaczyłam swoją torbę.
-
Co…? - zdziwiłam się, kiedy schylił się i przeniósł ją przez próg.
-
Bawi cię to, co? - spytał, krzywiąc się. - No jasne, głupi Nick. Dał się
wykiwać.
-
O czym ty…
Machnął
ręką, uciszając mnie. Zauważyłam coś dziwnego w jego oczach i wcale mi się to
nie podobało.
-
Od jak dawna to planowałaś? Dobrze się bawiłaś?
Przyglądałam
się mu, niezdolna wykrztusić z siebie słowa. Wyglądał… obco.
-
Myślałem, że jesteś inna - kontynuował. - Pomyliłem się co do siebie. Jesteś…
jesteś podła. Jesteś… brak mi słów.
Poczułam,
że łzy zbierają mi się w oczach.
-
Ale co ja takiego zrobiłam? - szepnęłam.
-
Nie wiesz?! - zagrzmiał. - Nie wiesz, co zrobiłaś?! No brawo! Udawaj głupią,
proszę bardzo, ale nie ze mną te sztuczki!
Cofnęłam
się o krok, przestraszona jego wybuchem. Jeszcze nigdy na mnie nie krzyczał.
-
Ale ja naprawdę nie wiem…
-
No jasne! - wyczułam, że ostatecznie stracił panowanie nad sobą. - Dalej próbuj
zrobić ze mnie głupka! „Nick na pewno nie zauważy, mogę sobie robić, co chcę” -
tu zmienił głos na piskliwy, żeby przy następnym zdaniu wrócić do normalnego. -
Jasne, wykorzystuj sobie mnie. Zastanawiam się tylko, czy sama się sobą nie
brzydzisz? Bo ja nie mógłbym spojrzeć w lustro ze świadomością, że kogoś
oszukuję!
Powinnam
się była domyślić, o co mu chodzi. Ale mój mózg pracował na zwolnionych
obrotach.
-
Przepraszam, jeśli czymś cię uraziłam, ale ja naprawdę…
-
NADAL NIE WIESZ, O CO CHODZI?! - zagrzmiał. Zrobiłam jeszcze jeden krok do
tyłu. - Idź do kochanego Malfoya, może on ci wszystko wyjaśni!
-
Och… - Nagle zrozumiałam. Jaka ja byłam głupia, że nie zorientowałam się
wcześniej! Ale byłam zmęczona, naprawdę zmęczona… - O to ci… Ale Nick,
przecież…
Nachylił
się nade mną, a ja skuliłam się w sobie.
-
Głucha jesteś, Weasley? Idź do niego. Nie chcę cię tu.
-
Ty… nie… poważnie… - mamrotałam, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. Co
ja najlepszego narobiłam? Trzeba było nie zaczynać tego wszystkiego! Jak mogłam
być tak głupia, żeby wierzyć, że na siłę się w nim zakocham? - A co z nami?
Roześmiał
mi się w twarz.
-
Z nami? - parsknął. - Z nami? Nie ma żadnych nas. I najwyraźniej nigdy nie
było.
Cofnął
się, chcąc zamknąć za sobą drzwi. Nie mogłam na to pozwolić.
-
Nick - jęknęłam - wybacz mi, tak mi…
-
Przykro? - Krzywy uśmieszek wstąpił na jego twarz. - A żebyś wiedziała, jak mi
jest przykro.
I
zamknął drzwi. Po prostu je zamknął.
-
Nick! - krzyknęłam, doskakując do nich i uderzając pięściami. - Nie możesz tego
tak…
Drzwi
otworzyły się nagle, tak, że niemal wpadłam z impetem do pokoju.
-
A co do tego, co kiedyś ci powiedziałem… zapomnij. Nie potrafiłbym kochać kogoś
takiego jak ty.
I
zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Definitywnie.
* * *
-
Attaway to dupek. - I to był jedyny komentarz z jego strony. Rozszlochałam się
jeszcze bardziej.
-
To mój przyjaciel! - zawyłam.
-
Przyjaciel mówisz? - skrzywił się. - Nie żebym się na tym znał, ale wydaje mi
się, że przyjaciele tak nie robią.
-
Zraniłam go - jęknęłam.
Patrzył
na mnie, jakby zastanawiając się, co mi chodzi po głowie, a następnie ujął moją
twarz w dłonie.
-
Ginny - powiedział. - Po prostu się nim nie przejmuj. Widać nie jest wart,
żeby…
-
W ogóle go nie znasz - przerwałam. I z mojej strony to by było na tyle.
Dlaczego
nie mógł zrozumieć, jak cierpię? Nick by mnie zrozumiał, Nick by mnie… No
właśnie. Jaki tak właściwie był Nick? Czy naprawdę był taki święty, jak mi się
do tej pory wydawało?
-
Daj sobie trochę czasu. Nie zapomnisz od razu, ale może kiedyś…
-
A co ty tam wiesz - warknęłam, odsuwając jego dłonie i patrząc w bok.
-
Wiem, że wyglądasz pięknie, a ta mina wcale nie pasuje do tego wyglądu -
mruknął, chwytając moją dłoń w swoje. - I wiem, że wcale do siebie nie
pasowaliście.
Prychnęłam.
-
No dobra, nie jestem obiektywny - przyznał - ale to chyba lepsze niż „o jejku,
byliście taką piękną parą!”. Nie ma się co oszukiwać. Skoro wam nie wyszło, to
nie byliście sobie przeznaczeni.
-
Draco - powiedziałam, przenosząc na niego wzrok. - Zamknij się. Bredzisz.
-
Przepraszam.
Przyglądałam
się jego twarzy. Tyle razy próbowałam sobie ją wyobrazić, kiedy go nie
widziałam, a tak wiele szczegółów przy tym pomijałam. Chyba jedyne, co udawało
mi się odtwarzać, to jego oczy. Chociaż nie, jego oczu nie dało się odtworzyć.
Za każdym razem widziałam w nich coś innego.
-
To po prostu mój przyjaciel - powiedziałam cicho. - Nie chcę go stracić.
-
Nie możesz mieć wszystkiego - stwierdził. - Widzisz, z Attawayem jest tak, że
albo to, co chce, albo nic. I nie ma siły, nic na to nie poradzisz.
Westchnęłam.
-
Mówisz tak, jakbyś go znał.
-
Bo znam.
Przyjrzałam
mu się podejrzliwie. Nie wyglądał na „sekretnego przyjaciela Nicka”.
-
Gdybyś go znał - zaczęłam powoli - to…
-
Świta - przerwał mi, patrząc ponad moim ramieniem za okno. Obróciłam się.
Rzeczywiście, nad miastem unosiła się lekka, słoneczna poświata. Gdy spojrzałam
znów na niego, miał surową minę. - Połóż się, jesteś zmęczona. Zobaczysz, jak
się obudzisz, wszystko będzie wyglądało inaczej.
Westchnęłam.
-
Nie sądzę - mruknęłam.
Nie
wydawało mi się, żeby taki był tego mechanizm. Że po prostu zasnę, obudzę się,
a potem już wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Nic nie miało być
dobrze.
Nie
odpowiedział mi, tylko po prostu wstał z kanapy i wziął mnie na ręce.
-
Co ty robisz? - spytałam.
-
Aj, ciężka jesteś - stwierdził zamiast odpowiedzi i zaniósł mnie do drugiego
pokoju, podobnego do mojej poprzedniej sypialni, ale z przeważającymi srebrnymi
akcentami. Położył mnie na wielkim łóżku, miękkim jak tamto. Nim zdążyłam
zaprotestować, zakrył mnie po czubek nosa kołdrą, leżącą do tej pory w nogach
łóżka.
-
Jestem w sukni - zauważyłam.
Dobrze, że nie w butach, pomyślałam.
Draco
uśmiechnął się ironicznie.
-
Zaraz to naprawimy.
* * *
Obudziłam
się po południu. Byłam sama w wielkiej sypialni i przez chwilę zastanawiałam
się, czemu tu jest tak dziwnie. A później wszystko sobie przypomniałam.
Skrzywiłam się. Miałam rację. Sen niczego nie zmienił. Usiadłam na łóżku i
zaczęłam się rozglądać za Draco, ale kiedy nawet z tej perspektywy go nie
zauważyłam, uznałam, że na sto procent go tu nie ma. Wstałam i podeszłam do
swojej torby, którą przyniósł tu Draco w poszukiwaniu mojej piżamy, po czym
wyciągnęłam z niej jakieś ubrania i wyszłam z nimi z sypialni. Natychmiast go
zauważyłam. Siedział na kanapie i patrzył w okno. Kiedy usłyszał, jak zamykam
drzwi, spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się.
-
Masz świadomość, że spałaś około dwunastu godzin?
Ziewnęłam
szeroko.
-
Serio? Jakoś nie ma to dla mnie znaczenia.
Zauważyłam,
że nie tyle siedzi na kanapie, co jest na niej rozwalony w niedbałej pozie.
Cały on.
-
Idziesz do tej łazienki, czy nie? - spytał znienacka. - Chcę z tobą o czymś
porozmawiać, a twoja piżama mnie rozprasza.
Zachichotałam
mimo woli, spuszczając wzrok na swój różowy strój w brązowe misie. A potem
równie szybko spoważniałam, kiedy stanęła mi przed oczami rozeźlona twarz Nicka.
-
Taa, już idę - mruknęłam i skierowałam się do łazienki. Przebrałam się
najszybciej jak mogłam i wróciłam do salonu. Podeszłam do kanapy i
stwierdziłam, że nie ma na niej dla mnie miejsca. Draco przesunął się kawałek i
dopiero wtedy usiadłam. Popatrzyłam na niego wyczekująco.
-
Okej - zaczął - chodzi mi o przyszłość.
-
Przyszłość? - powtórzyłam, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli.
-
O naszą przyszłość - wyjaśnił. - O moją przyszłość. O twoją przyszłość. I o
przyszłość naszego dziecka.
Wypuściłam
ze świstem powietrze. Chyba nie byłam gotowa na tę rozmowę.
-
W porządku - powiedziałam. - Nie będę ci utrudniać kontaktów z dzieckiem. Jak
chcesz, to nawet możesz pomóc mi wybrać imię. I jak podrośnie zabierać je na
weekendy czy coś w tym stylu.
-
Ehm, Ginny, nie rozumiesz… - Minę miał dość zmieszaną. - Chodzi mi raczej o to…
No cóż, myślałem, że moglibyśmy razem je wychować.
-
Och, jasne - przytaknęłam. - Zapomnij o tych weekendach, po prostu tak
powiedziałam. Będziesz miał nieograniczony kontakt, naprawdę, codziennie, kiedy
tylko zechcesz.
Nadal
patrzył na mnie z tą niecodzienną miną.
-
Ja niczego nie kombinuję, przysięgam, jak mówię, że…
-
Nie o to mi chodzi - przerwał.
Zamrugałam,
zbita z tropu.
-
Więc o co?
I
wtedy pewna myśl przyszła mi do głowy. O tym nie pomyślałam.
-
Nie… - powiedziałam cicho. - Nie oddam ci dziecka na wychowanie, nawet sobie
nie myśl, że…
Wywrócił
oczami.
-
Chcę, żebyś ze mną zamieszkała, idiotko.
-
Aha - mruknęłam. Nie byłam pewna, czy wiem, co właśnie powiedział, ale tak
przynajmniej mi się wydawało… do momentu, w którym zrozumiałam sens zdania. -
Mam… zamieszkać? Z tobą?
Wzruszył
ramionami.
-
To chyba najlepsze rozwiązanie. Dziecko będzie miało matkę i ojca, a ty
będziesz miała za co żyć.
Taa,
oczywiście, że miał rację. Ale niekoniecznie musiałam na to przystać.
-
A co ty będziesz z tego miał? -
spytałam. - Coś musisz w tym widzieć.
-
Ja… - zawahał się. Oczy mu błyszczały. - Po prostu się zgódź i tyle. Nie myślmy
o tym.
Potrzebowałam
chwili, żeby przetrawić te informacje. Wszystko brzmiało całkowicie nieodpowiednio
i irracjonalnie. W końcu udało mi się wymyślić jakąś odpowiedź.
-
Załóżmy - powiedziałam po kilku minutach ciszy - że się zgodzę. Zamieszkamy
razem, choć to brzmi jak scena żywcem wyjęta z komedii… I co potem? Znajdziesz
sobie kolejną dziewczynę, która zajdzie w ciążę, i wtedy…
Westchnął
z irytacją.
-
Nie będzie innych dziewczyn, nie rozumiesz? Skoro coś ci proponuję, to znaczy,
że dokładnie to przemyślałem. Nie musisz się martwić, że mówię tak pod wpływem
chwilowego kaprysu…
-
Co bardzo by do ciebie pasowało - zironizowałam.
-
…a za chwilę się rozmyślę. Wiesz doskonale, że to najlepszy pomysł.
Nie,
wcale mi się tak nie wydawało. Wiedziałam już, że jestem w nim zakochana. Ale
wiedziałam też, że Nick był we mnie zakochany, a ja złamałam mu serce. Z kolei
Draco był zdolny złamać moje serce.
Zastanawiałam się, czy nie lepiej po prostu się od nich wszystkich odizolować,
z żadnym przedstawicielem męskim nie mieć zupełnie nic do czynienia. Skupić się
tylko na dziecku.
-
Zwariowałeś, tak? - chciałam się upewnić. - Wystarczy, że dasz mi kartę z
podpisem uzdrowiciela, a puszczę twoje słowa w niepamięć. Jak chcesz, to nawet
bez karty się obejdzie. Pewnie żałujesz, że to powiedziałeś. Ale ja rozumiem,
bywa, że ma się słabsze chwile…
-
Czy ty w końcu zrozumiesz, że jesteś dla mnie… ważna? - powiedział, krzywiąc
się. - Że cię… w każdym razie… No, zrozumiesz?
Nie
rozumiałam. Albo może po prostu nie chciałam dopuszczać do siebie takich myśli,
żeby się nie rozczarować.
-
Nie musisz tego wszystkiego robić, przecież obiecałam, że nie będę ci robić
problemów. A teraz powiedz mi, jakie byś chciał imię dla…
-
Do diabła z tym, Ginevro Weasley, kocham cię!
-
…dziewczynki, a jakie dla chłopca, bo ja nie wiem jeszcze, czy to… -
Zamrugałam, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam. - Powtórz - zażądałam.
Zbliżył
twarz do mojej twarzy. Z tej odległości jego oczy wydawały mi się jeszcze piękniejsze,
niż zazwyczaj.
-
Powiedziałem właśnie… - przełknął ślinę. - Nie każ mi tego powtarzać.
-
Nie, nie - zaprzeczyłam. - Wydaje mi się, że czegoś nie zrozumiałam. Musisz
powtórzyć, bo inaczej nigdy nie będę pewna, czy dobrze usłyszałam, i do końca
życia będę się zastanawiać, co też ten Malfoy wymyślił, i czy powiedział to,
czy nie, bo to bardzo istotne, gdyż…
Nie
czekając aż skończę, zatkał mi dłonią usta.
-
Słuchaj uważnie, bo więcej tego nie powtórzę - powiedział. Otworzył usta, ale
nie wydobył z siebie ani słowa. - A niech to.
I
po prostu mnie pocałował. Ale ja nie dałam się zwieść. Jeśli myślał, że
zapomnę, to grubo się mylił. Odsunęłam go kawałek.
-
Czy Malfoy właśnie powiedział…?
-
Czy Weasley może dać spokój? - zaskrzeczał.
Wywróciłam
oczami.
-
No tak, jasne. Najwyraźniej mi się przesłyszało. Szkoda, bo chciałam
powiedzieć, że mogę się zgodzić na wcześniejszą ofertę, ale w takim razie…
-
Jesteś upierdliwa.
-
A ty ograniczony.
-
Co to ma do ograniczenia?
Wzruszyłam
ramionami.
-
I nie potrafisz wyrażać uczuć.
Zrobił
obrażoną minę.
-
Ależ oczywiście, że potrafię! Czuję się wykorzystywany w tym momencie, i
potrafię o tym powiedzieć.
Zmrużyłam
oczy i nic już nie powiedziałam. Westchnął.
-
Dobra, nie umiem wyrażać uczuć - przyznał. Uśmiechnęłam się w duchu. - Ale
powinnaś mieć na uwadze, że się staram. To nie takie łatwe nagle używać słów,
których nigdy się nie używało.
-
Po prostu to powiedz - mruknęłam znudzona.
Milczał
bardzo długo i już myślałam, że się nie odważy. Ale w tym momencie otworzył
usta.
-
Kocham cię - szepnął.
Coś
we mnie drgnęło. I głupio się do tego przyznać, ale oczy zapełniły mi się łzami
jak na zawołanie.
-
Ja ciebie też - powiedziałam ze ściśniętym gardłem.
A
potem? Żyliśmy długo i szczęśliwie.
Ta,
chciałoby się.
* * *
Usłyszałam
pukanie. Nie, przepraszam, nie pukanie. To było walenie w niczego winne drzwi. Draco
załatwiał jakieś sprawy w mieście, odwiedzał starych znajomych ojca, czy coś w
tym stylu, a ja siedziałam sama w salonie, czytając książkę.
Niepewnie
wstałam i podeszłam do drzwi.
-
Kto tam? - spytałam przezornie.
Odpowiedziała
mi cisza, a kilka sekund później znajomy głos.
-
Carl.
Oparłam
się o ścianę. Carl? Co mógł tutaj robić Carl? Nigdy ze mną nie rozmawiał, nawet
nie chciał ze mną rozmawiać. A teraz? Tak po prostu do mnie przyszedł?
-
Otworzysz? - usłyszałam stłumiony głos zza drzwi.
-
Tak, tak - mruknęłam, reflektując się i naciskając na klamkę.
Rudy,
a nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że jego włosy były koloru rudoblond, i masywny,
z nie wróżącym niczego dobrego wyrazem twarzy.
-
Cześć - rzuciłam, patrząc na niego podejrzliwie. Nie miałam pojęcia, czego mogę
się spodziewać.
Skinął
głową, nie zmieniając wyrazu twarzy na bardziej przyjazny, i wszedł po prostu
do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zrozumiałam swój błąd: nie powinnam była
lekceważyć Carla, ani teraz, ani nigdy wcześniej.
-
Wiedziałem, że to się tak skończy - warknął. - Ostrzegałem go przed tobą.
Odsunęłam
się o krok. Źle zrobiłam, wpuszczając go. Nie potrzebowałam kolejnych wyrzutów.
Już i tak źle się z tym wszystkim czułam.
-
Nie słuchał mnie - kontynuował. - Mówił, żebym dał spokój. Ale on nigdy nie
potrafił dobrze wybrać. Zawsze każda po niedługim czasie z nim zrywała. -
Nachylił się do mnie. - Gratulacje. Jeszcze żadna nie rzuciła go tak szybko.
Milczałam.
Nie miałam pojęcia, że między mną a Angie był jeszcze ktoś. Właściwie to nigdy
się tym nie interesowałam, nie miałam takiej potrzeby. Ale przecież Nick musiał
kogoś mieć w tym czasie. Po prostu musiał.
-
Jesteś z siebie dumna? Chronił cię, nie pozwalał, żeby coś ci się stało. Masz
pojęcie, ile on dla ciebie poświęcił? Ile czasu stracił?
-
Przed czym mnie chronił? - spytałam cicho. Zawsze mnie to zastanawiało, a
wydawało mi się, że Carl jest w stanie to powiedzieć. Jednak myliłam się.
-
To jest sprawa Nicka i nie będę o tym z tobą rozmawiał. Nie zniżę się do
twojego poziomu.
Spuściłam
głowę, czując wstępujący na policzki rumieniec wstydu. Co ja mu zawiniłam? No
co? To nie z nim się całowałam i nie jego zraniłam, co go to w ogóle
obchodziło?! Ale równocześnie czułam się podle. Jak ostatnia… no, to brzydkie
słowo.
-
Na pierwszy rzut oka wiedziałem, jaka jesteś. Milusia, skrzywdzona
przyjaciółeczka, która szuka pocieszenia, a tak naprawdę wredna suka.
Poczułam
się, jakby wymierzył mi policzek. Spojrzałam na niego z gniewem.
-
A co ty możesz o tym wiedzieć?! Nie znasz mnie, nie możesz mnie oceniać!
-
Owszem, mogę - stwierdził. - Znam się na ludziach. Wystarczyło, że cię
zobaczyłem, i już wiedziałem, jak to wszystko się skończy. Gdyby nie to, że
Nick bronił cię tak zaciekle, to już dawno kazałbym ci się od niego odwalić.
-
Nie przystawiałam się do niego, jeśli to masz na myśli - powiedziałam. - Ja
niczego nie chciałam, to on wyszedł z inicjatywą. Nigdy nic do niego nie czułam
i to nie moja wina, że…
-
No jasne, Nick zawinił - warknął. - Bo to on ciągle przychodził do ciebie z
problemami, prawda? To on ciągle ci zatruwał…
-
Potrzebowałam pomocy! - Musiałam się usprawiedliwić. Wszystko źle przedstawiał,
po prostu wszystko. - Potrzebowałam przyjaciela!
Spojrzał
na mnie jak na karalucha. Zadrżałam. Przez chwilę odniosłam wrażenie, jakby
powstrzymywał się przed pobiciem mnie, czy czymś takim.
-
To cię nie usprawiedliwia. Wykorzystałaś go, a potem porzuciłaś jak śmiecia.
Nie wiem, jak możesz z tym żyć. Bo ja
nie mógłbym sobie tego wybaczyć. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby…
-
Ekhem.
Spojrzałam
w kierunku, z którego dobiegło chrząknięcie. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam
Draco, który stał przy drzwiach z ręką na klamce. Carl również spojrzał w tamtą
stronę.
-
Chyba już wystarczy - powiedział. - Dałeś piękny popis. A teraz wynoś się stąd.
Przez
chwilę mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Myślałam, że Carl coś powie, że
będzie robił problemy, ale po prostu wzruszył ramionami i ruszył ku drzwiom.
-
Myślałem, że masz lepszy gust, Draco - stwierdził, wymijając go i wychodząc na
korytarz. - Najwyraźniej się pomyliłem.
-
Najwyraźniej to nie twoja sprawa, Carl - warknął i zatrzasnął drzwi. A potem
podszedł do mnie, zmieniając wyraz twarzy z groźnego na zmartwiony. - Wszystko
w porządku?
Zorientowałam
się, że znów łzy spływają mi po policzkach. Powoli przytaknęłam.
-
W porządku - powiedziałam słabo. - Nic mi nie jest. Chyba po prostu… chciałabym
wrócić do Londynu.
Miałam
już konfrontację z Nickiem i z Carlem. Nie chciałam, żeby jeszcze Angelique czy
Cornélie mi nawciskały. I tak czułam się beznadziejnie bez tego.
Draco
podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
-
Wrócimy - obiecał. - Pół godziny temu załatwiłem nam transport.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)