niedziela, 11 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 27. Wyrzuty



- Powiedz, po prostu mu to powiedz - mruczałam pod nosem, idąc hotelowym korytarzem. Miałam nadzieję, że już śpi, i że rozmowa będzie miała miejsce dopiero rano. Nagle, porażona przerażającą myślą, przystanęłam. - A jeśli będzie chciał wiedzieć, dlaczego?
Zapatrzyłam się w ścianę kończącą korytarz. Super, nie dość, że musiałam powiedzieć Nickowi, że z nas raczej nic nie będzie, to jeszcze musiałam to uzasadnić. Na pewno spyta. Przecież go znałam, nie było innej opcji. Zawsze musiał mieć jasne „dlaczego”. Też sobie, cholera, przyjaciela znalazłam. Kusiło mnie, żeby zabrać po cichu swoje rzeczy, zostawić list i wrócić do domu. Ale Nick wiedział, gdzie mieszkam i na pewno by mnie szukał, żeby wszystko wyjaśnić. Cóż, zawsze mogłam też wyjechać, na przykład do Demelzy. Nick nie znał Demelzy, nie szukałby mnie tam. Problem jest taki, że jeśli wyjechałabym z domu jawnie, ktoś na pewno by się wypaplał. A uciec nie mogłam. Już raz uciekłam, jak na ironię - do Nicka. Teraz miałam potrzebę uciec od Nicka.
W każdym razie ucieczka nie wchodziła w grę. Musiałam to załatwić osobiście. I cholernie się bałam.
Każdy krok zbliżający mnie do pokoju zabierał mi coraz więcej sekund. Ostatni przedłużył się do minuty. Serce mocno mi waliło, kiedy zbliżałam dłoń do klamki. A może powinnam zapukać? Cofnęłam się o krok, a później zbliżyłam. Byłam zła na siebie, że taki ze mnie tchórz. Zamknęłam oczy i, oddychając ciężko, próbowałam się uspokoić i skoncentrować.
Zapukałam lekko, po czym nacisnęłam na klamkę. Drzwi były zamknięte. To dziwne, pomyślałam. Na ogół pozostawały otwarte, jak wszystkie w hotelu. Personel zapewniał klientom i jego rzeczom całkowite bezpieczeństwo, a i nikt bez potrzeby nie pchał się do pokoi. Coś było nie tak. Zapukałam jeszcze raz. Odpowiedziało mi dziwne szuranie gdzieś z głębi pokoju.
- Eee… Nick? - powiedziałam do szpary w drzwiach.
Nie usłyszałam odpowiedzi, więc zapukałam jeszcze raz, troszkę głośniej. Coś wewnątrz huknęło.
- Nick? - powtórzyłam. - Jesteś tam?
Dziwnie się czułam, stojąc tak na korytarzu. Rozejrzałam się. Na szczęście nikt mnie nie obserwował, czułabym się wtedy jeszcze dziwniej. Wyciągnęłam różdżkę. Z trudem powstrzymałam się od rzucenia zaklęcia, w końcu byłam jeszcze niepełnoletnia, po czym jeszcze raz naparłam na drzwi. Nadal były zamknięte. Zapukałam głośniej. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale nie podobało mi się to. Uniosłam rękę jeszcze raz, ale znieruchomiałam, kiedy usłyszałam szczęk zamka.
Drzwi otworzyły się powoli, zalewając mnie snopem światła z pomieszczenia. W końcu w szparze ukazała się twarz Nicka. Zmrużyłam oczy i zauważyłam, że ma jakąś dziwną minę.
- Nick? Co jest? - spytałam.
Patrzył tylko na mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Wszystko w porządku? - dociekałam, przesuwając się kawałek, żeby zajrzeć do pokoju. - Coś się stało?
Nick jakby nagle przypomniał sobie o mojej obecności i skrzywił się.
- Nic, zupełnie nic - powiedział dziwnie niskim, zmienionym głosem. Nie uwierzyłam mu.
- Co się dzieje? - Zrobiłam krok do przodu. Powstrzymał mnie wyciągniętą dłonią.
- Mam coś dla ciebie - powiedział, nadal tym samym głosem, po czym otworzył szerzej drzwi. U jego stóp zobaczyłam swoją torbę.
- Co…? - zdziwiłam się, kiedy schylił się i przeniósł ją przez próg.
- Bawi cię to, co? - spytał, krzywiąc się. - No jasne, głupi Nick. Dał się wykiwać.
- O czym ty…
Machnął ręką, uciszając mnie. Zauważyłam coś dziwnego w jego oczach i wcale mi się to nie podobało.
- Od jak dawna to planowałaś? Dobrze się bawiłaś?
Przyglądałam się mu, niezdolna wykrztusić z siebie słowa. Wyglądał… obco.
- Myślałem, że jesteś inna - kontynuował. - Pomyliłem się co do siebie. Jesteś… jesteś podła. Jesteś… brak mi słów.
Poczułam, że łzy zbierają mi się w oczach.
- Ale co ja takiego zrobiłam? - szepnęłam.
- Nie wiesz?! - zagrzmiał. - Nie wiesz, co zrobiłaś?! No brawo! Udawaj głupią, proszę bardzo, ale nie ze mną te sztuczki!
Cofnęłam się o krok, przestraszona jego wybuchem. Jeszcze nigdy na mnie nie krzyczał.
- Ale ja naprawdę nie wiem…
- No jasne! - wyczułam, że ostatecznie stracił panowanie nad sobą. - Dalej próbuj zrobić ze mnie głupka! „Nick na pewno nie zauważy, mogę sobie robić, co chcę” - tu zmienił głos na piskliwy, żeby przy następnym zdaniu wrócić do normalnego. - Jasne, wykorzystuj sobie mnie. Zastanawiam się tylko, czy sama się sobą nie brzydzisz? Bo ja nie mógłbym spojrzeć w lustro ze świadomością, że kogoś oszukuję!
Powinnam się była domyślić, o co mu chodzi. Ale mój mózg pracował na zwolnionych obrotach.
- Przepraszam, jeśli czymś cię uraziłam, ale ja naprawdę…
- NADAL NIE WIESZ, O CO CHODZI?! - zagrzmiał. Zrobiłam jeszcze jeden krok do tyłu. - Idź do kochanego Malfoya, może on ci wszystko wyjaśni!
- Och… - Nagle zrozumiałam. Jaka ja byłam głupia, że nie zorientowałam się wcześniej! Ale byłam zmęczona, naprawdę zmęczona… - O to ci… Ale Nick, przecież…
Nachylił się nade mną, a ja skuliłam się w sobie.
- Głucha jesteś, Weasley? Idź do niego. Nie chcę cię tu.
- Ty… nie… poważnie… - mamrotałam, czując, jak łzy spływają mi po policzkach. Co ja najlepszego narobiłam? Trzeba było nie zaczynać tego wszystkiego! Jak mogłam być tak głupia, żeby wierzyć, że na siłę się w nim zakocham? - A co z nami?
Roześmiał mi się w twarz.
- Z nami? - parsknął. - Z nami? Nie ma żadnych nas. I najwyraźniej nigdy nie było.
Cofnął się, chcąc zamknąć za sobą drzwi. Nie mogłam na to pozwolić.
- Nick - jęknęłam - wybacz mi, tak mi…
- Przykro? - Krzywy uśmieszek wstąpił na jego twarz. - A żebyś wiedziała, jak mi jest przykro.
I zamknął drzwi. Po prostu je zamknął.
- Nick! - krzyknęłam, doskakując do nich i uderzając pięściami. - Nie możesz tego tak…
Drzwi otworzyły się nagle, tak, że niemal wpadłam z impetem do pokoju.
- A co do tego, co kiedyś ci powiedziałem… zapomnij. Nie potrafiłbym kochać kogoś takiego jak ty.
I zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Definitywnie.

* * *

- Attaway to dupek. - I to był jedyny komentarz z jego strony. Rozszlochałam się jeszcze bardziej.
- To mój przyjaciel! - zawyłam.
- Przyjaciel mówisz? - skrzywił się. - Nie żebym się na tym znał, ale wydaje mi się, że przyjaciele tak nie robią.
- Zraniłam go - jęknęłam.
Patrzył na mnie, jakby zastanawiając się, co mi chodzi po głowie, a następnie ujął moją twarz w dłonie.
- Ginny - powiedział. - Po prostu się nim nie przejmuj. Widać nie jest wart, żeby…
- W ogóle go nie znasz - przerwałam. I z mojej strony to by było na tyle.
Dlaczego nie mógł zrozumieć, jak cierpię? Nick by mnie zrozumiał, Nick by mnie… No właśnie. Jaki tak właściwie był Nick? Czy naprawdę był taki święty, jak mi się do tej pory wydawało?
- Daj sobie trochę czasu. Nie zapomnisz od razu, ale może kiedyś…
- A co ty tam wiesz - warknęłam, odsuwając jego dłonie i patrząc w bok.
- Wiem, że wyglądasz pięknie, a ta mina wcale nie pasuje do tego wyglądu - mruknął, chwytając moją dłoń w swoje. - I wiem, że wcale do siebie nie pasowaliście.
Prychnęłam.
- No dobra, nie jestem obiektywny - przyznał - ale to chyba lepsze niż „o jejku, byliście taką piękną parą!”. Nie ma się co oszukiwać. Skoro wam nie wyszło, to nie byliście sobie przeznaczeni.
- Draco - powiedziałam, przenosząc na niego wzrok. - Zamknij się. Bredzisz.
- Przepraszam.
Przyglądałam się jego twarzy. Tyle razy próbowałam sobie ją wyobrazić, kiedy go nie widziałam, a tak wiele szczegółów przy tym pomijałam. Chyba jedyne, co udawało mi się odtwarzać, to jego oczy. Chociaż nie, jego oczu nie dało się odtworzyć. Za każdym razem widziałam w nich coś innego.
- To po prostu mój przyjaciel - powiedziałam cicho. - Nie chcę go stracić.
- Nie możesz mieć wszystkiego - stwierdził. - Widzisz, z Attawayem jest tak, że albo to, co chce, albo nic. I nie ma siły, nic na to nie poradzisz.
Westchnęłam.
- Mówisz tak, jakbyś go znał.
- Bo znam.
Przyjrzałam mu się podejrzliwie. Nie wyglądał na „sekretnego przyjaciela Nicka”.
- Gdybyś go znał - zaczęłam powoli - to…
- Świta - przerwał mi, patrząc ponad moim ramieniem za okno. Obróciłam się. Rzeczywiście, nad miastem unosiła się lekka, słoneczna poświata. Gdy spojrzałam znów na niego, miał surową minę. - Połóż się, jesteś zmęczona. Zobaczysz, jak się obudzisz, wszystko będzie wyglądało inaczej.
Westchnęłam.
- Nie sądzę - mruknęłam.
Nie wydawało mi się, żeby taki był tego mechanizm. Że po prostu zasnę, obudzę się, a potem już wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Nic nie miało być dobrze.
Nie odpowiedział mi, tylko po prostu wstał z kanapy i wziął mnie na ręce.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Aj, ciężka jesteś - stwierdził zamiast odpowiedzi i zaniósł mnie do drugiego pokoju, podobnego do mojej poprzedniej sypialni, ale z przeważającymi srebrnymi akcentami. Położył mnie na wielkim łóżku, miękkim jak tamto. Nim zdążyłam zaprotestować, zakrył mnie po czubek nosa kołdrą, leżącą do tej pory w nogach łóżka.
- Jestem w sukni - zauważyłam.
Dobrze, że nie w butach, pomyślałam.
Draco uśmiechnął się ironicznie.
- Zaraz to naprawimy.

* * *

Obudziłam się po południu. Byłam sama w wielkiej sypialni i przez chwilę zastanawiałam się, czemu tu jest tak dziwnie. A później wszystko sobie przypomniałam. Skrzywiłam się. Miałam rację. Sen niczego nie zmienił. Usiadłam na łóżku i zaczęłam się rozglądać za Draco, ale kiedy nawet z tej perspektywy go nie zauważyłam, uznałam, że na sto procent go tu nie ma. Wstałam i podeszłam do swojej torby, którą przyniósł tu Draco w poszukiwaniu mojej piżamy, po czym wyciągnęłam z niej jakieś ubrania i wyszłam z nimi z sypialni. Natychmiast go zauważyłam. Siedział na kanapie i patrzył w okno. Kiedy usłyszał, jak zamykam drzwi, spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się.
- Masz świadomość, że spałaś około dwunastu godzin?
Ziewnęłam szeroko.
- Serio? Jakoś nie ma to dla mnie znaczenia.
Zauważyłam, że nie tyle siedzi na kanapie, co jest na niej rozwalony w niedbałej pozie. Cały on.
- Idziesz do tej łazienki, czy nie? - spytał znienacka. - Chcę z tobą o czymś porozmawiać, a twoja piżama mnie rozprasza.
Zachichotałam mimo woli, spuszczając wzrok na swój różowy strój w brązowe misie. A potem równie szybko spoważniałam, kiedy stanęła mi przed oczami rozeźlona twarz Nicka.
- Taa, już idę - mruknęłam i skierowałam się do łazienki. Przebrałam się najszybciej jak mogłam i wróciłam do salonu. Podeszłam do kanapy i stwierdziłam, że nie ma na niej dla mnie miejsca. Draco przesunął się kawałek i dopiero wtedy usiadłam. Popatrzyłam na niego wyczekująco.
- Okej - zaczął - chodzi mi o przyszłość.
- Przyszłość? - powtórzyłam, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli.
- O naszą przyszłość - wyjaśnił. - O moją przyszłość. O twoją przyszłość. I o przyszłość naszego dziecka.
Wypuściłam ze świstem powietrze. Chyba nie byłam gotowa na tę rozmowę.
- W porządku - powiedziałam. - Nie będę ci utrudniać kontaktów z dzieckiem. Jak chcesz, to nawet możesz pomóc mi wybrać imię. I jak podrośnie zabierać je na weekendy czy coś w tym stylu.
- Ehm, Ginny, nie rozumiesz… - Minę miał dość zmieszaną. - Chodzi mi raczej o to… No cóż, myślałem, że moglibyśmy razem je wychować.
- Och, jasne - przytaknęłam. - Zapomnij o tych weekendach, po prostu tak powiedziałam. Będziesz miał nieograniczony kontakt, naprawdę, codziennie, kiedy tylko zechcesz.
Nadal patrzył na mnie z tą niecodzienną miną.
- Ja niczego nie kombinuję, przysięgam, jak mówię, że…
- Nie o to mi chodzi - przerwał.
Zamrugałam, zbita z tropu.
- Więc o co?
I wtedy pewna myśl przyszła mi do głowy. O tym nie pomyślałam.
- Nie… - powiedziałam cicho. - Nie oddam ci dziecka na wychowanie, nawet sobie nie myśl, że…
Wywrócił oczami.
- Chcę, żebyś ze mną zamieszkała, idiotko.
- Aha - mruknęłam. Nie byłam pewna, czy wiem, co właśnie powiedział, ale tak przynajmniej mi się wydawało… do momentu, w którym zrozumiałam sens zdania. - Mam… zamieszkać? Z tobą?
Wzruszył ramionami.
- To chyba najlepsze rozwiązanie. Dziecko będzie miało matkę i ojca, a ty będziesz miała za co żyć.
Taa, oczywiście, że miał rację. Ale niekoniecznie musiałam na to przystać.
- A co ty będziesz z tego miał? - spytałam. - Coś musisz w tym widzieć.
- Ja… - zawahał się. Oczy mu błyszczały. - Po prostu się zgódź i tyle. Nie myślmy o tym.
Potrzebowałam chwili, żeby przetrawić te informacje. Wszystko brzmiało całkowicie nieodpowiednio i irracjonalnie. W końcu udało mi się wymyślić jakąś odpowiedź.
- Załóżmy - powiedziałam po kilku minutach ciszy - że się zgodzę. Zamieszkamy razem, choć to brzmi jak scena żywcem wyjęta z komedii… I co potem? Znajdziesz sobie kolejną dziewczynę, która zajdzie w ciążę, i wtedy…
Westchnął z irytacją.
- Nie będzie innych dziewczyn, nie rozumiesz? Skoro coś ci proponuję, to znaczy, że dokładnie to przemyślałem. Nie musisz się martwić, że mówię tak pod wpływem chwilowego kaprysu…
- Co bardzo by do ciebie pasowało - zironizowałam.
- …a za chwilę się rozmyślę. Wiesz doskonale, że to najlepszy pomysł.
Nie, wcale mi się tak nie wydawało. Wiedziałam już, że jestem w nim zakochana. Ale wiedziałam też, że Nick był we mnie zakochany, a ja złamałam mu serce. Z kolei Draco był zdolny złamać moje serce. Zastanawiałam się, czy nie lepiej po prostu się od nich wszystkich odizolować, z żadnym przedstawicielem męskim nie mieć zupełnie nic do czynienia. Skupić się tylko na dziecku.
- Zwariowałeś, tak? - chciałam się upewnić. - Wystarczy, że dasz mi kartę z podpisem uzdrowiciela, a puszczę twoje słowa w niepamięć. Jak chcesz, to nawet bez karty się obejdzie. Pewnie żałujesz, że to powiedziałeś. Ale ja rozumiem, bywa, że ma się słabsze chwile…
- Czy ty w końcu zrozumiesz, że jesteś dla mnie… ważna? - powiedział, krzywiąc się. - Że cię… w każdym razie… No, zrozumiesz?
Nie rozumiałam. Albo może po prostu nie chciałam dopuszczać do siebie takich myśli, żeby się nie rozczarować.
- Nie musisz tego wszystkiego robić, przecież obiecałam, że nie będę ci robić problemów. A teraz powiedz mi, jakie byś chciał imię dla…
- Do diabła z tym, Ginevro Weasley, kocham cię!
- …dziewczynki, a jakie dla chłopca, bo ja nie wiem jeszcze, czy to… - Zamrugałam, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam. - Powtórz - zażądałam.
Zbliżył twarz do mojej twarzy. Z tej odległości jego oczy wydawały mi się jeszcze piękniejsze, niż zazwyczaj.
- Powiedziałem właśnie… - przełknął ślinę. - Nie każ mi tego powtarzać.
- Nie, nie - zaprzeczyłam. - Wydaje mi się, że czegoś nie zrozumiałam. Musisz powtórzyć, bo inaczej nigdy nie będę pewna, czy dobrze usłyszałam, i do końca życia będę się zastanawiać, co też ten Malfoy wymyślił, i czy powiedział to, czy nie, bo to bardzo istotne, gdyż…
Nie czekając aż skończę, zatkał mi dłonią usta.
- Słuchaj uważnie, bo więcej tego nie powtórzę - powiedział. Otworzył usta, ale nie wydobył z siebie ani słowa. - A niech to.
I po prostu mnie pocałował. Ale ja nie dałam się zwieść. Jeśli myślał, że zapomnę, to grubo się mylił. Odsunęłam go kawałek.
- Czy Malfoy właśnie powiedział…?
- Czy Weasley może dać spokój? - zaskrzeczał.
Wywróciłam oczami.
- No tak, jasne. Najwyraźniej mi się przesłyszało. Szkoda, bo chciałam powiedzieć, że mogę się zgodzić na wcześniejszą ofertę, ale w takim razie…
- Jesteś upierdliwa.
- A ty ograniczony.
- Co to ma do ograniczenia?
Wzruszyłam ramionami.
- I nie potrafisz wyrażać uczuć.
Zrobił obrażoną minę.
- Ależ oczywiście, że potrafię! Czuję się wykorzystywany w tym momencie, i potrafię o tym powiedzieć.
Zmrużyłam oczy i nic już nie powiedziałam. Westchnął.
- Dobra, nie umiem wyrażać uczuć - przyznał. Uśmiechnęłam się w duchu. - Ale powinnaś mieć na uwadze, że się staram. To nie takie łatwe nagle używać słów, których nigdy się nie używało.
- Po prostu to powiedz - mruknęłam znudzona.
Milczał bardzo długo i już myślałam, że się nie odważy. Ale w tym momencie otworzył usta.
- Kocham cię - szepnął.
Coś we mnie drgnęło. I głupio się do tego przyznać, ale oczy zapełniły mi się łzami jak na zawołanie.
- Ja ciebie też - powiedziałam ze ściśniętym gardłem.
A potem? Żyliśmy długo i szczęśliwie.
Ta, chciałoby się.

* * *

Usłyszałam pukanie. Nie, przepraszam, nie pukanie. To było walenie w niczego winne drzwi. Draco załatwiał jakieś sprawy w mieście, odwiedzał starych znajomych ojca, czy coś w tym stylu, a ja siedziałam sama w salonie, czytając książkę.
Niepewnie wstałam i podeszłam do drzwi.
- Kto tam? - spytałam przezornie.
Odpowiedziała mi cisza, a kilka sekund później znajomy głos.
- Carl.
Oparłam się o ścianę. Carl? Co mógł tutaj robić Carl? Nigdy ze mną nie rozmawiał, nawet nie chciał ze mną rozmawiać. A teraz? Tak po prostu do mnie przyszedł?
- Otworzysz? - usłyszałam stłumiony głos zza drzwi.
- Tak, tak - mruknęłam, reflektując się i naciskając na klamkę.
Rudy, a nawet zaryzykowałabym stwierdzenie, że jego włosy były koloru rudoblond, i masywny, z nie wróżącym niczego dobrego wyrazem twarzy.
- Cześć - rzuciłam, patrząc na niego podejrzliwie. Nie miałam pojęcia, czego mogę się spodziewać.
Skinął głową, nie zmieniając wyrazu twarzy na bardziej przyjazny, i wszedł po prostu do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zrozumiałam swój błąd: nie powinnam była lekceważyć Carla, ani teraz, ani nigdy wcześniej.
- Wiedziałem, że to się tak skończy - warknął. - Ostrzegałem go przed tobą.
Odsunęłam się o krok. Źle zrobiłam, wpuszczając go. Nie potrzebowałam kolejnych wyrzutów. Już i tak źle się z tym wszystkim czułam.
- Nie słuchał mnie - kontynuował. - Mówił, żebym dał spokój. Ale on nigdy nie potrafił dobrze wybrać. Zawsze każda po niedługim czasie z nim zrywała. - Nachylił się do mnie. - Gratulacje. Jeszcze żadna nie rzuciła go tak szybko.
Milczałam. Nie miałam pojęcia, że między mną a Angie był jeszcze ktoś. Właściwie to nigdy się tym nie interesowałam, nie miałam takiej potrzeby. Ale przecież Nick musiał kogoś mieć w tym czasie. Po prostu musiał.
- Jesteś z siebie dumna? Chronił cię, nie pozwalał, żeby coś ci się stało. Masz pojęcie, ile on dla ciebie poświęcił? Ile czasu stracił?
- Przed czym mnie chronił? - spytałam cicho. Zawsze mnie to zastanawiało, a wydawało mi się, że Carl jest w stanie to powiedzieć. Jednak myliłam się.
- To jest sprawa Nicka i nie będę o tym z tobą rozmawiał. Nie zniżę się do twojego poziomu.
Spuściłam głowę, czując wstępujący na policzki rumieniec wstydu. Co ja mu zawiniłam? No co? To nie z nim się całowałam i nie jego zraniłam, co go to w ogóle obchodziło?! Ale równocześnie czułam się podle. Jak ostatnia… no, to brzydkie słowo.
- Na pierwszy rzut oka wiedziałem, jaka jesteś. Milusia, skrzywdzona przyjaciółeczka, która szuka pocieszenia, a tak naprawdę wredna suka.
Poczułam się, jakby wymierzył mi policzek. Spojrzałam na niego z gniewem.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?! Nie znasz mnie, nie możesz mnie oceniać!
- Owszem, mogę - stwierdził. - Znam się na ludziach. Wystarczyło, że cię zobaczyłem, i już wiedziałem, jak to wszystko się skończy. Gdyby nie to, że Nick bronił cię tak zaciekle, to już dawno kazałbym ci się od niego odwalić.
- Nie przystawiałam się do niego, jeśli to masz na myśli - powiedziałam. - Ja niczego nie chciałam, to on wyszedł z inicjatywą. Nigdy nic do niego nie czułam i to nie moja wina, że…
- No jasne, Nick zawinił - warknął. - Bo to on ciągle przychodził do ciebie z problemami, prawda? To on ciągle ci zatruwał…
- Potrzebowałam pomocy! - Musiałam się usprawiedliwić. Wszystko źle przedstawiał, po prostu wszystko. - Potrzebowałam przyjaciela!
Spojrzał na mnie jak na karalucha. Zadrżałam. Przez chwilę odniosłam wrażenie, jakby powstrzymywał się przed pobiciem mnie, czy czymś takim.
- To cię nie usprawiedliwia. Wykorzystałaś go, a potem porzuciłaś jak śmiecia. Nie wiem, jak możesz z tym żyć. Bo ja nie mógłbym sobie tego wybaczyć. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby…
- Ekhem.
Spojrzałam w kierunku, z którego dobiegło chrząknięcie. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam Draco, który stał przy drzwiach z ręką na klamce. Carl również spojrzał w tamtą stronę.
- Chyba już wystarczy - powiedział. - Dałeś piękny popis. A teraz wynoś się stąd.
Przez chwilę mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Myślałam, że Carl coś powie, że będzie robił problemy, ale po prostu wzruszył ramionami i ruszył ku drzwiom.
- Myślałem, że masz lepszy gust, Draco - stwierdził, wymijając go i wychodząc na korytarz. - Najwyraźniej się pomyliłem.
- Najwyraźniej to nie twoja sprawa, Carl - warknął i zatrzasnął drzwi. A potem podszedł do mnie, zmieniając wyraz twarzy z groźnego na zmartwiony. - Wszystko w porządku?
Zorientowałam się, że znów łzy spływają mi po policzkach. Powoli przytaknęłam.
- W porządku - powiedziałam słabo. - Nic mi nie jest. Chyba po prostu… chciałabym wrócić do Londynu.
Miałam już konfrontację z Nickiem i z Carlem. Nie chciałam, żeby jeszcze Angelique czy Cornélie mi nawciskały. I tak czułam się beznadziejnie bez tego.
Draco podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Wrócimy - obiecał. - Pół godziny temu załatwiłem nam transport.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)