sobota, 10 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 19. Niespodzianka



- Ginny! Masz gościa!
Nie brzmiało to dobrze. Mama krzyczała z dołu, a ton jej głosu świadczył o tym, że była zła. Wygrzebałam głowę spod kołdry i spojrzałam na zegarek. Jęknęłam. Dopiero dochodziła ósma.
Nie, niby dlaczego mam wstawać? Zamknęłam oczy i zakryłam się poduszką.
- Ginny, wstajesz?!
Wymamrotałam pod nosem kilka przekleństw i usiadłam na łóżku, patrząc półprzytomnie w okno. Dopiero zaczynało wszystko do mnie docierać. Była sobota, godzina ósma. Na dole czekał na mnie jakiś gość, a ja dopiero się obudziłam. Po pierwsze – mój wygląd. Po drugie – co to za gość? Zerwałam się z łóżka, chwyciłam pierwsze lepsze ubrania i uciekłam do łazienki, nadal rzucając pod nosem obelgi odnośnie porannego gościa. Nie wiedziałam, kto to może być, ale coś mówiło mi, że to Nick. Zawsze wcześnie wstawał. Cholera.
Zaplątałam się w spodnie i od utraty równowagi uratowała mnie umywalka. Wściekła, podciągnęłam je i próbowałam zapiąć zamek, ale napotkałam opór.
- Co do…? – wymamrotałam, próbując dopiąć spodnie. Zamek ani drgnął. Wreszcie, wkurzona, rzuciłam je na podłogę i sięgnęłam po koszulkę. Przemyłam twarz lodowatą wodą, zebrałam włosy w kucyk i wyskoczyłam z łazienki jak oparzona. Drzwi do pokoju otworzyłam z trochę większą siłą, niż tego wymagały, więc uderzyły o ścianę robiąc huk. Zatkałam sobie poniewczasie uszy.
- Ginny? Co ty tam robisz? – krzyknęła mama.
Kopnęłam w futrynę, co dało tylko tyle, że rozbolał mnie duży palec u nogi. Odgarnęłam niesforne kosmyki z czoła i zaczęłam oddychać głęboko, starając się nie za bardzo denerwować.
- Ginny?
- Zaraz przyjdę! – krzyknęłam z trochę większą agresją niż trzeba i weszłam do pokoju.
Natychmiast rzuciłam się do szafy i wyciągnęłam z niej dresy z bardzo luźną gumką. Przynajmniej nie miałam w nich problemu z zamkiem!
W końcu zeszłam na dół, z uciekającymi spod gumki włosami, zaspanymi oczami, pogniecioną koszulką (odkryłam, że jest pognieciona dopiero na schodach) i założonymi jakoś krzywo, ach, były troszkę przykrótkie, spodniami. Świetnie.
Wchodząc do kuchni byłam przygotowana zobaczyć stojącego gdzieś uśmiechniętego Nicka, ale się przeliczyłam. Znieruchomiałam z otwartymi ustami.
- Co… co ty tu robisz? – wyjąkałam, patrząc na siedzącego przy kuchennym stole blondyna. Jego widok tutaj był tak nie na miejscu, że aż raziło po oczach.
Malfoy uśmiechnął się trochę drwiąco. Był bardzo wyluzowany.
- Cóż… mówiłem, że cię odwiedzę.
Nie mogłam przestać gapić się z otwartymi ustami. Do parteru sprowadziła mnie mama. Okazało się, że stoi przy kuchence z bardzo poirytowaną miną.
- Śniadanie – warknęła, wyciągając ku mnie tacę z kanapkami. Wzięłam dwie kromki chleba z przeróżnymi warzywami, nie spuszczając wzroku z mojego gościa. Czy mama wiedziała, że to Malfoy? Musiała wiedzieć. To pewnie dlatego była taka zeźlona. – Poczęstuj swojego gościa – dodała, wkładając mi do ręki całą tacę. – Idę na górę.
Po chwili już byliśmy w kuchni sami. Czułam się, jakbym jeszcze śniła. Nie, to się nie dzieje naprawdę!
- Jadłem śniadanie – powiedział. – Ale dzięki, że mi proponujesz.
Prychnęłam i zerknęłam na trzymaną przeze mnie tacę. Odłożyłam ją czym prędzej na blat.
- Pytałam, co tu robisz – warknęłam. – Co robisz w moim domu.
Wzruszył ramionami.
- Odpowiedziałem przecież, odwiedzam cię.
- Ale po co?
- A jak myślisz?
Podparłam rękę na boku i przekrzywiłam głowę. W co on grał? Drażnił się ze mną? A może po prostu był aż tak głupi? Wargi mi drgnęły, kiedy siłą powstrzymałam się od chichotu na myśl o jego głupocie.
- No dobra, gadaj, skąd się tu wziąłeś? – spytałam, decydując się usiąść na krześle przy stole, jak najdalej od niego.
- Kominkiem do Dziurawego Kotła, a potem teleportacja – odpowiedział.
- Hm, to niezwykle uprzejmie z twojej strony – stwierdziłam, uśmiechając się do pomidora na swojej kanapce. Zerkając kątem oka spostrzegłam, że Malfoy nie za bardzo wie, o co mi chodzi. – Że się teleportowałeś, a nie wylądowałeś u nas w kuchni – wyjaśniłam.
Prawie się uśmiechnął.
- Pomyślałem sobie, że nie będę miło przyjęty u ciebie w domu. I miałem rację. Ale przynajmniej wszedłem drzwiami.
- Dziwisz się? Jakkolwiek wejdziesz, nie będziesz tu mile widziany przez nikogo. – Co on w ogóle sobie myślał, przychodząc do domu Weasleyów?
- Ty też mnie nie chcesz widzieć? – zapytał, patrząc na mnie przenikliwie. Uniosłam nieco głowę i napotkałam jego wzrok. Moje serce przyspieszyło bicia. Głupie serce.
- Dostałeś pozwolenie na opuszczenie szkoły? – zmieniłam temat. Sama nie wiedziałam, co mogłabym odpowiedzieć na tamto pytanie. Nic już nie wiedziałam.
- Jasne. Drops nie robił problemów.
- Powiedziałeś Dumbledore’owi, że…? Czekaj, co dokładnie? – Byłam zła.
- Że proszę o pozwolenie na opuszczenie szkoły.
- I? – Wiedziałam, że za tym musi się kryć coś więcej.
- Że powód to odwiedzenie ciebie.
Zirytowałam się. No pięknie.
- I?
- No i to wszystko – stwierdził, rozkładając szeroko ręce.
Spojrzałam na niego spod byka. Taa, jasne, a Dumbledore tak po prostu go puścił. Już mu uwierzyłam. Wolałam jednak nie naciskać. Jeszcze okazałoby się, że powiedział dyrektorowi, iż to on jest ojcem dziecka! O nie, już nigdy więcej nie pokazałabym się w Hogwarcie.
Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale uprzedził mnie krzyk mamy.
- Ginny, czy mogłabyś z łaski swojej nie rozrzucać ubrań po całym domu?
Zaczerwieniłam się. Hm, znów mi się zapomniało o spodniach z łazienki.
- Może wyjdziemy? – zaproponowałam. – Zanim mama wpadnie z armatą i przedziurawi ci głowę?
- Mi? Za co? – zdziwił się. – Przecież to nie ja zostawiam ubrania gdzie popadnie.
Miał tak „szczerze” zdziwioną minę, że zachciało mi się trzepnąć go w łeb. Zamiast tego wywróciłam oczami. Wstałam i pociągnęłam go wolną ręką (w drugiej ciągle miałam kanapkę), zmuszając do wstania i wyjścia z kuchni.
Na dworze było chłodno, a, oczywiście, nie przewidziałam, że może mi być potrzebna bluza. Z drugiej strony nie chciałam wracać po nią do pokoju, ponieważ w tamtych okolicach kręciła się mama, a wolałam poczekać z wyrzutami o pojawieniu się Malfoya najdłużej, jak się dało.
Odeszliśmy dość daleko, zanim zdecydowałam się odezwać. Nory nie było już widać, a wokół nas rozpościerały się łąki. Gdzieś u góry świergotały ptaki. Słońce chowało się za chmurami. Byłoby zapewne ciepło, gdyby nie chłodny, porywisty wiatr. Zadrżałam.
- To trochę dziwne widzieć cię tutaj – powiedziałam, nie patrząc na niego. – Nie spodziewałam się, że dotrzymasz obietnicy, wtedy może bym się nią przejęła.
- Nie doceniasz mnie – obruszył się. – Naprawdę czuję się niedoceniany.
- Jakie to przykre – mruknęłam, przystając. Nie zastanawiając się dłużej zboczyłam z drogi i przysiadłam na kępie wysokiej trawy. Przy ziemi mniej wiało i zrobiło mi się trochę cieplej. Malfoy po krótkiej chwili wahania przysiadł niedaleko. Zmarszczyłam brwi. – Nie rozumiem – mruknęłam sfrustrowana.
- Czego nie rozumiesz? – zdziwił się.
Wyczułam, że intensywnie mi się przypatruje, ale nie czułam się na siłach, żeby odwzajemnić spojrzenie. Zastanawiałam się chwilę nad doborem właściwych słów.
- Co… co się stało. Co się z tobą dzieje.
Utkwiłam wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie. Najchętniej w ogóle bym zniknęła. Nie byłam dobra w prowadzeniu poważnych rozmów, ale tak mnie dręczyło to pytanie…
Nie usłyszałam odpowiedzi. Po dłuższym milczeniu zdecydowałam się zerknąć na mojego rozmówcę. Szczęki miał zaciśnięte i patrzył gdzieś w przestrzeń. Ośmieliło mnie to. Postanowiłam mówić dalej.
- Wiesz, zawsze uważałam cię za osobę raczej snobistyczną. Te twoje ciągłe przemowy o czystości krwi, o honorze czarodzieja, to wyżywanie się na młodszych i słabszych… Cóż, miałam cię za dupka. Znaczy nadal mam – poprawiłam się – ale, tak jakby trochę… Hm, zmieniłeś się?
Nie poruszył się ani o milimetr.
- Bo się zmieniłeś, prawda? – drążyłam.
Nie chciałam przeoczyć żadnej jego reakcji, więc już bez wahania zaczęłam się mu przyglądać. Westchnęłam, nie widząc żadnych zmian.
- Albo i nie – mruknęłam, spuszczając wzrok.
Na co ja, do cholery, liczyłam? Że zacznie mi się zwierzać? Że opowie coś o sobie? Da znak, że jednak zasługuje na czyjekolwiek zainteresowanie? Że jest… dobry?
Jak nazywało się to uczucie? Ach tak, rozczarowanie. Do oczu napłynęły mi łzy. Po co ja to w ogóle mówiłam? Nie lepiej było trzymać język za zębami? Starałam się walczyć z ogarniającym mnie, bezpodstawnym smutkiem, ale bezskutecznie. Równie dobrze mogłam kazać słońcu wyjrzeć zza chmur. Wpatrywałam się tępo w kawałek ziemi prześwitującej przez trawy. Byłam beznadziejna.
Drgnęłam, czując, że odległość dzieląca mnie i Malfoya zmniejszyła się. Niemal w tym samym momencie poczułam, jak jego dłoń unosi mój podbródek i przekręca lekko moją głowę tak, żeby mógł spojrzeć mi w oczy. Spanikowana, zaczęłam patrzeć na wszystko, tylko nie na niego. Łzy nadal zbierały się pod moimi powiekami.
- Nie zastanawiajmy się nad moją przeszłością – szepnął, a chwilę później westchnął. – Spójrz na mnie.
Mimo iż coś we mnie się buntowało, niemal machinalnie skierowałam na niego wzrok. Obraz był lekko rozmazany przez cisnące mi się do oczu łzy, ale udało mi się dostrzec jego zatroskaną minę. A może po prostu zaczynałam mieć zwidy.
- Nie płacz – powiedział, marszcząc czoło. – Dlaczego płaczesz? – chciał wiedzieć. – Co się stało?
Zorientowałam się, że łzy spłynęły mi już po policzkach. Zanim podniosłam dłoń, żeby je wytrzeć, on to zrobił. Zdumiona, znieruchomiałam. Moje serce trzepotało, chcąc wyrwać się na zewnątrz. Krew napłynęła mi do policzków. Straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Przez mój umysł przelatywało tysiące myśli, a każda tak szybko przemijała, że nie mogłam się na żadnej z nich skupić. Merlinie, pomyślałam, co się dzieje?
Aż nagle przyszło rozwiązanie. Tak proste, że aż otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
Demelza miała rację.
Powinnam go nienawidzić. Powinnam kazać mu odejść, zostawić mnie w spokoju i nigdy więcej nie pokazywać mi się na oczy. Ale nie mogłam tego zrobić. Zapomnieć o Malfoyu to tak, jakby zapomnieć o cząstce siebie. Może gdyby nie dziecko, może wtedy byłoby prościej? Może byłabym w stanie odrzucić każdą niechcianą myśl, zapomnieć, że istnieje ktoś taki jak on, ale prawda była taka, że nie zrobiłabym tego.
Nie nienawidziłam go, choć powinnam. Chociażby za to, jak zachowywał się w stosunku do mojej rodziny, w stosunku do Rona, do innych moich braci. Za to, jak wyzywał Colina, jak sprawiał niejednokrotnie, że odechciewało mu się czegokolwiek. Jak szydził z Demelzy i z tego, że spędza czas z takimi jak my, szlamą i zdrajczynią krwi. Powinnam go nienawidzić. Więc dlaczego tego nie robiłam? Dlaczego nie potrafiłam odrzucić myśli o nim?
Kilka miesięcy wcześniej nienawidziłam go całym sercem i nie sprawiało mi to problemów. Więc czemu teraz nie umiałam tak po prostu znów zacząć go nienawidzić?
Odpowiedź była prosta.
Bo czułam do niego coś więcej, niż powinnam.
I wcale nie było mi z tego powodu lepiej.
Milczałam uparcie, nie przestając wpatrywać się w jego piękne, jasne oczy. Jak kiedykolwiek mogłam myśleć o nich jako o bezlitosnych? Znienawidzonych? Pozostawało to dla mnie niepojęte.
Uświadomiłam sobie, że z chwilą, w której zamieniłam z nim pierwsze szczere słowo, mój świat uległ gwałtownej zmianie. Wszystko runęło, żeby odbudować się na nowo, ale zupełnie inaczej, niż stało poprzednio. Klucz do odpowiedzi był tylko jeden.
Pokój Życzeń.
Słyszałam kiedyś, że tam mogą spełniać się marzenia.
Nigdy nie marzyłam o tym, żeby zbliżyć się do Malfoya, broń Boże. Ale czy nie właśnie takie było moje życzenie? Czy nie chciałam właśnie tego? Marzyłam o miłości. O wielkiej, prawdziwej miłości. Marzyłam o osobie, która byłaby dla mnie wszystkim. Wszystkim, co mam, i wszystkim, czego potrzebuję. Całym moim światem. Osobie, która kochałaby mnie bezwarunkowo, nie dlatego, że to czy tamto, ale dlatego, że jestem jaka jestem. Która nie kochałaby mnie za coś, ale za nic. I, co najważniejsze – żebym ja ją kochała. Przypomniałam sobie moje myśli sprzed pięciu miesięcy.
Z życzeniami trzeba uważać. Może lepiej byłoby, gdybym o niczym nie marzyła. Żebym nie myślała. Czy tak właśnie chciał pokarać mnie los?
Boże, stało się. Ale dlaczego teraz? Dlaczego w tak nieodpowiednim etapie mojego życia?
Nie, to nie było tamto życzenie. Nie miałam osoby, która by mnie kochała. Nie miałam nikogo, kto martwiłby się o mnie, wspierał. To działało tylko w jedną stronę. Tylko że nadal nie potrafiłam pojąć, co takiego się stało, ani dlaczego.
- Co się stało? – Malfoy powtórzył miękko pytanie. Wstrzymałam oddech, czując, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
- J-ja… – zająknęłam się. Nie wiedziałam, co chcę powiedzieć.
Po policzkach popłynęło mi więcej łez. Pokręciłam głową.
Nie mogłam tego zaakceptować. Musiałam się stąd zmyć, zanim wszystko posunęłoby się za daleko. Musiałam się wycofać, zanim nie będę miała odwrotu. Musiałam uciec.
Zerwałam się nagle na równe nogi, spłoszona. Zaczęłam się wycofywać. Zdziwił się. Przez chwilę nie był w stanie się poruszyć, ale nim się spostrzegłam, na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. Wstał.
Cały czas był za blisko. Nie byłam w stanie powiedzieć, do czego jestem zdolna. Nowo odkryta, gorzka prawda o sobie paliła mnie od środka. To właśnie tak to wyglądało. To właśnie tak wszystko się przedstawiało. Zabrnęłam za daleko. Nie powinnam tego ciągnąć. Już i tak było mi ciężko.
- N-nie podchodź – wysapałam przestraszona. – Nie zbliżaj się.
Cofnęłam się jeszcze kilka kroków. Nie przejął się moimi słowami. Nadal szedł w moją stronę, znacznie szybciej, niż ja się poruszałam. Podbródek zaczął mi drgać. Opanowałam przemożną chęć opadnięcia na trawę i oplecenia kolan ramionami.
Serce nadal waliło mi jak młotem, a on nadal się zbliżał. Z mojego gardła wydobył się cichy szloch. Zalałam się łzami. Poddałam się.
Malfoy doskoczył do mnie w kilka sekund i objął ramieniem, kołysząc się lekko. Nie chciałam tego. Bałam się. A równocześnie tak bardzo pragnęłam…
- Ginny – mruknął mi do ucha. To był najwspanialszy dźwięk, jaki kiedykolwiek usłyszałam. Zadrżałam. – Masz rację, zmieniłem się. Zmieniłem się, ty mnie zmieniłaś. Daj sobie pomóc. Nie uciekaj.
Jeśli to wyznanie miało mnie uspokoić, to mu się to nie udało.
- Dlaczego? – załkałam w jego bluzę. – Czemu mi to robisz? Nie możesz po prostu mnie zostawić? Nie możesz zniknąć?
W odpowiedzi objął mnie mocniej.
- Nie zamierzam się stąd ruszać, musisz przyjąć to do wiadomości.
- Dlaczego? – spytałam ponownie. To wszystko nie mieściło mi się w głowie. – Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? – powtarzałam jak mantrę.
Nie mogłam uwierzyć, że cały świat nie stanął na głowie. Że całe życie toczyło się tak, jak dawniej. Ptaki nadal śpiewały nad naszymi głowami. Od niedalekiego pasma drzew dobiegał stukot dzięcioła. Gdzieś za wzgórzem szczekał pies. To wszystko żyło tak, jak powinno. To tylko w moim sercu działo się coś, czego nie powinno być.
- Bo zmieniłaś cały mój świat. Bo jesteś powodem, dla którego moje życie wygląda zupełnie inaczej, niż powinno. Bo zmieniłaś mój pogląd na wiele spraw. Bo… – Zaśmiał się cicho. – Bo jest coś, o czym nikt nie powinien się dowiedzieć, nawet ty. Wymieniać dalej?
Przytuliłam się do niego mocniej. Jak on cudownie pachniał! Dlaczego nigdy wcześniej nie zauważyłam, że jest taki wyjątkowy? Że nie ma nikogo, kto potrafiłby go zastąpić?
Uspokoiłam się. Łzy przestały spływać mi po policzkach. Ufałam sobie na tyle, żeby oderwać głowę od jego ramienia i spojrzeć mu w oczy. Zobaczyłam w nich to, co sama czułam. Zagubienie, strach, ale i szczęście.
- Co dalej będzie? – spytałam drżącym głosem. Czułam, że coś się zmieni. Wiedziałam, że teraz nastąpią zmiany. Ale jakie?
Uśmiechnął się lekko.
- Teraz… - Pochylił się nade mną, celowo przeciągając ciszę. – Teraz cię pocałuję.
Zanim zorientowałam się, co właściwie się dzieje, jego usta zbliżyły się do moich. Bałam się tego, potwornie się bałam, ale nie wyobrażałam sobie, żeby teraz coś mi przeszkodziło. To było to, czego podświadomie pragnęłam od dawien dawna. Od chwili, gdy całowałam go po raz pierwszy i, jak się okazało, nie ostatni. Nie byłam w stanie myśleć inaczej. Tak właśnie to wszystko postrzegałam. Nie mogło być inaczej.
W chwili, gdy nasze usta się złączyły, cały mój świat zawirował. Czułam się taka szczęśliwa, tak niesamowicie szczęśliwa! Krew wrzała w moich żyłach, a w brzuchu trzepotały motylki. Nigdy wcześniej czegoś tak intensywnego nie czułam, choć nie było to pierwszy pocałunek mojego życia. To było jak objawienie. Jak grom z jasnego nieba. Promyk słońca wyjrzał zza chmur, żeby przypatrzeć się naszej dwójce. Nie pasowaliśmy do siebie ani odrobinę, ale pragnęłam go bardziej, niż kogokolwiek innego.
I nagle poczułam coś dziwnego.
Odskoczyłam z krzykiem, łapiąc się za brzuch. Spanikowana, osunęłam się na ziemię. Zamknęłam oczy, żeby móc się skoncentrować. Co to było? Co się stało?
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą zmartwioną twarz Malfoya. W jego oczach czaiło się pytanie.
- T-to… - wyjąkałam. – Nie jestem pewna, ale…
Jakim cudem mogłam być pewna? Do cholery, byłam w ciąży po raz pierwszy, czy tak?! Pogładziłam brzuch. Przełknęłam ślinę, żeby zyskać na czasie, ale w końcu musiałam to powiedzieć.
- Wydaje mi się… Wydaje mi się, że dziecko właśnie… kopnęło.
Uśmiechnęłam się krzywo. Malfoy wyglądał na skołowanego.
- Czekaj, bo nie rozumiem. Mam się śmiać czy płakać?
Roześmiałam się serdecznie.
- To chyba dobrze – stwierdziłam. – Tak właśnie powinno być. Czytałam o tym. Ale nigdy nie pomyślałabym, że to może być takie dziwne…
Zamyśliłam się i aż podskoczyłam, kiedy wyczułam kolejne kopnięcie. Nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Byłam taka szczęśliwa! Malfoy przyglądał mi się podejrzliwie.
- Wszystko w porządku? – spytał.
- Jak najbardziej – rozchichotałam się. Wstałam. – Chce mi się tańczyć, chce mi się śpiewać! – wykrzyknęłam, wpatrując się w chmury. Znów się roześmiałam.
Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Najpierw płaczesz, teraz się śmiejesz… Nie rozumiem cię.
W przypływie nagłej radości doskoczyłam do niego i pocałowałam przelotnie.
- Jestem taka szczęśliwa!
Zaczęłam obracać się w miejscu.
- Wariatka – skwitował. – Jesteś wariatką.
Spojrzałam na niego spod rzęs.
- I co z tego? – sprowokowałam go. – Czy to coś zmienia?
Uśmiechnął się.
- Lubię wariatki. A teraz dam wariatce bluzę, żeby się wariatka nie przeziębiła.
Nie mogłam marzyć o niczym innym. Bluza była przesiąknięta jego zapachem, a mi zrobiło się rozkosznie ciepło. Opadłam na trawę, wpatrując się w niebo. Czy wcześniej byłam zła na chmury? Przecież one były takie piękne! Malfoy położył się obok mnie i chwycił mnie za rękę. Wszystko było takie nowe, takie inne. Jakbym odrodziła się z popiołów.
Splótł swoje palce z moimi. Przyszła mi do głowy pewna bardzo dziwna myśl. Od kiedy tylko pamiętałam, zwracałam się do niego po nazwisku. A imię?
- Przecież ty masz imię! – zdziwiłam się.
- Łał, czy ty właśnie odkryłaś Amerykę, Ginny? – rzucił kąśliwie.
Przymknęłam oczy. Przecież lubiłam ten jego ironiczny ton głosu. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Zebrałam w sobie wszystkie siły. Ciężko było mi wymówić to słowo.
- Draco – szepnęłam.
Spojrzał na mnie z zapytaniem w oczach. O co pytał tym razem? Czy zastanawiał się, dlaczego tak trudno było mi to powiedzieć? A może zareagował odruchowo na wołanie?
- Draco – powtórzyłam. – To jest twoje imię. Teraz tak będę do ciebie mówić – wymamrotałam.
Wywrócił oczami.
- Niech wariatka zamknie oczy i zastanowi się, czy wszystko u niej w porządku, a potem podzieli się ze mną spostrzeżeniami.
Wykonałam prośbę bez sprzeciwu. Teraz wiedziałam, że poszłabym i na koniec świata, gdyby mi kazał. Byłam zakochana.

* * *

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Wciąż i wciąż wracały do mnie wspomnienia z łąki. Kręciłam się niespokojnie. Chociaż wtedy było mi tak dobrze, teraz powróciły do mnie wszystkie obawy. Co teraz? Co teraz będzie? Nie byłam w stanie udawać, że nic się nie wydarzyło, ale przyjęcie tego do wiadomości również było trudne. Byłam tak zagubiona, jak jeszcze nigdy wcześniej. Przyszedł tutaj, przecząc wszystkim przyjętym prawom, postawił całe moje życie na głowie, po raz drugi z resztą, a potem odszedł. Czułam się taka bezbronna, opuszczona. Chciałabym, żeby został. Dawał mi irracjonalne poczucie bezpieczeństwa. Nie powinnam była nigdy obdarzać go jakimkolwiek uczuciem, a mimo to po prostu to zrobiłam. Byłam niemożliwa.
Teraz coś miało się zmienić. Nie przypuszczałam jednak, że aż tak wiele.

1 komentarz:

  1. Iii <3! Oby wiecej tego typu rodzialow. Oby jak najmniej Nicka ;).

    OdpowiedzUsuń

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)