Dwa tygodnie,
trzy dni, dwadzieścia dwie godziny i osiemnaście minut. Tyle czasu temu
opuściłam Hogwart, być może już na zawsze. Nie było mi dobrze na moim urlopie
od nauki. Miałam za dużo czasu na wszystko i dopiero teraz dopadły mnie myśli,
że moje egzaminy wypadły całkowicie beznadziejnie. Co ja w ogóle nazmyślałam?
Przy pytaniu trzynastym z zielarstwa odpowiedź wytrzasnęłam chyba z kosmosu. A
pytanie dwudzieste piąte z historii magii? Pomyliło mi się z dwudziestym
dziewiątym. Eliksirów wolałam nie wspominać. Wiedziałam, że to całkowita
porażka, od kiedy tylko dowiedziałam się, że nad moim egzaminem będzie czuwał
Snape. O Merlinie, a transmutacja? Klęska! Co ja sobie w ogóle wyobrażałam?
Jeszcze się okaże, że będę musiała powtarzać i szósty rok! Durna, durna, durna.
A Dumbledore? Co on sobie w ogóle myślał? Jakim cudem miałam się tego
wszystkiego nauczyć? To chory pomysł z tym wcześniejszym wyjazdem. Szkoda, że
dopiero teraz to dostrzegłam.
Dwa tygodnie,
trzy dni, dwadzieścia dwie godziny i osiemnaście minut, a równocześnie
dziewiętnaście tygodni i cztery dni. Piąty miesiąc. Półmetek ciąży. Mój brzuch
był już coraz bardziej widoczny. Widziałam przerażenie w oczach mamy, kiedy
wróciłam z Hogwartu i które rosło za każdym razem, gdy na mnie patrzyła. Za
każdym razem robiło mi się dziwnie smutno. Teraz, kiedy sama miałam zostać
matką, na niektóre sprawy patrzyłam inaczej. Jeśli według moich przypuszczeń,
czy może raczej – pragnień, urodzę córeczkę, też będę tak opiekuńcza, jak moja
własna mama. Taka kolej rzeczy. Nie wyobrażam sobie, żeby moja córka w wieku
szesnastu lat była w ciąży. To takie… irracjonalne.
Właściwie mój
powiększający się brzuch przyciągał oczy wszystkich, którzy znaleźli się w
Norze. Cóż, Fred i George nie poprawili mi humoru, nawet jeśli takie były ich
intencje, wyciągając wielki aparat fotograficzny i próbując mnie sfotografować.
Cudem im umknęłam.
Najgorzej było,
kiedy pewnego dnia zawitali do nas z wizytą Lupin i Tonks. Siedziałam akurat
przy kuchennym stole, jedząc obiad. Byłam w domu tylko z mamą, która posadziła
gości naprzeciwko mnie i oddaliła się, żeby nalać im zupy. Oboje byli bardzo
zdziwieni, zastając mnie w domu.
- Dlaczego nie
jesteś w szkole? – spytała Tonks.
Twarz mi
płonęła. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Z pewnością siedziałabym tak i
siedziała wiekami, gdyby nie wtrąciła się mama.
- Jest w ciąży
– powiedziała nieporuszona.
Myślałam, że
spalę się ze wstydu, kiedy wzrok Tonks i Lupina powędrował do mojego brzucha. Byli
zszokowani. Niemal słyszałam ich myśli, niekoniecznie pochlebne. Należało mi
się. W oczach stanęły mi łzy. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio czułam się taka
upokorzona. Tonks spojrzała na mnie i zauważyłam na jej twarzy współczucie.
- Jeśli
potrzebujesz jakiejś rady… - powiedziała spokojnie, ciepłym głosem. – Ja zawsze
służę pomocą. Sama wiesz, Teddy niedawno się urodził.
No tak.
Zupełnie wyleciało mi z głowy, że Tonks była w ciąży, a tym bardziej, że
miesiąc temu urodziła syna. Owszem, wiedziałam o tym, ale… No zapomniałam. Egoistka, znów przeleciało mi przez
głowę. Ale to nie fair! Miałam tyle własnych problemów, zwłaszcza te ostatnie z
Malfoyem, a miałam jeszcze pamiętać, kto kogo rodzi?
Skinęłam tylko
głową, niezdolna do wypowiedzenia słowa.
- Który to
miesiąc? – spytała zaciekawiona.
- Piąty –
powiedziałam słabo, nadal ze łzami w oczach.
- A kiedy
termin?
Pociągnęłam
nosem, starając się nie patrzeć ani na nią, ani na Lupina. Czułam się jak na
przesłuchaniu.
- Dziesiąty
października – mruknęłam pod nosem.
Mama postawiła
talerze zupy przed gośćmi, którzy zajęli się jedzeniem i jego komplementowaniem,
a ja stwierdziłam, że nie jestem już im potrzebna, i uciekłam do swojego
pokoju. Usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. Nie radziłam sobie. Było
mi tak wstyd… A jak mama musiała się wstydzić za mnie! Pewnie teraz rozmawiali
o tym. Wszyscy szeptali za moimi plecami, pewnie nawet myśleli, że o tym nie
wiem. Cóż, nie będę ich wyprowadzać z błędu.
Powinnam
odwiedzić Nicka. Obiecałam mu, że odezwę się do niego, kiedy wrócę do domu.
Więc dlaczego tego nie zrobiłam? Przecież minęły już dwa tygodnie. Otóż
dlatego, że… Hm, bałam się. Bałam się, jak na mnie zareaguje. Wcześniej przyjął
do wiadomości, że jestem w ciąży, ale teraz… Teraz miałam brzuch. Teraz było
widać. Jak zareagowałby na ten widok?
No dobrze, tak
naprawdę nie chodziło o to. Chodziło o to, że… panicznie bałam się komukolwiek
pokazać. Cóż, nigdy nie wyglądałam dorośle czy poważnie, może to przez te
głupie, rude włosy, a także durne piegi rozsiane po całej twarzy. Nie byłam
specjalnie wysoka, ani kobiecej budowy. No owszem, miałam troszkę więcej ciała
tam, gdzie trzeba, ale prawda była taka, że zawsze ludzie brali mnie za
młodszą, niż byłam w rzeczywistości. Ile lat daliby mi teraz? Czternaście?
Piętnaście? Góra wczesne szesnaście. Nigdy nie powiedzieliby, że za trzy
miesiące skończę siedemnaście. Przez to wszystko było mi jeszcze bardziej
wstyd. Już sobie wyobrażałam te spojrzenia, gdy wszyscy mijają mnie na ulicy. Może
troszkę za bardzo się tym przejmowałam, ale naprawdę, naprawdę nie chciałam być
uważana za młodocianą kryminalistkę.
Już kilka razy
wybierałam się do Nicka. Pierwszy raz był od razu po powrocie. Wtedy
zatrzymałam się w połowie drogi, ponieważ dopadły mnie te głupie myśli.
Stchórzyłam i zawróciłam. Później tylko przekraczałam próg domu, żeby
pospiesznie do niego wrócić. Czas niestety nie działał na moją korzyść, z
każdym dniem mój brzuch zbliżał się do wyglądu ogromnej piłki. Co tylko
utwierdzało mnie w przekonaniu, że lepiej będzie, jeśli już nigdy więcej nie
spotkam się z Nickiem. Z drugiej strony przerażało mnie to. Jak to, miałam już
go nie zobaczyć? Pomyśleć, że czas spędzony z nim był tylko snem? Przecież on
był moim przyjacielem! To on wyciągnął do mnie rękę, to on mi pomagał, to on…
Cholera. Znowu ryczę.
Tym razem
zacisnęłam mocno pięści i wstałam z łóżka. Tak nie może być. Oczywiście,
najłatwiej jest łudzić się, że Nick sam do mnie przyjdzie, ale czasem dobrze
jest zejść na ziemię i wziąć sprawy w swoje ręce. Otworzyłam szafę i wyjęłam z
niej czerwoną bluzkę, którą dostałam wieki temu od ciotki Muriel. Zachichotałam
i rzuciłam ją na podłogę. Po pierwsze, w czerwonym kolorze było mi wybitnie nie
do twarzy (i włosów), a po drugie, co przesądzało sprawę, i tak bym się w tę
bluzkę nie zmieściła. Wyjęłam kolejną bluzkę, żółtą, z dekoltem w serek. Przy
tej westchnęłam. Bardzo ją lubiłam, lecz, niestety, musiała poczekać kilka
ładnych miesięcy na skorzystanie z jej usług. Następna była beznadziejna bluza,
którą miałam na sobie podczas pierwszego spotkania z Nickiem. Uśmiechnęłam się,
wspominając, jak na siebie wpadliśmy. Od tamtego czasu nawet na tę bluzę nie
spojrzałam. Teraz cisnęłam ją na ziemię, obok czerwonej bluzki. Też nie było
opcji, żebym się w nią wcisnęła, gdybym oczywiście chciała.
Po jakimś
czasie zrobił się niezły bałagan. Byłam z siebie dumna, że mój pokój wyglądał,
jakby przeszedł przez niego huragan. Ciuchy na łóżku, ciuchy na szafie, na
podłodze, na biurku… I mój plan zostania przykładną, dbającą o porządek mamą
coś wzięło. Pocieszałam się tylko myślą, że już niedługo będę pełnoletnia i
sprzątanie będzie zajmować mi o wiele, wiele mniej czasu. A może też stanie się
ono znośne? Chociaż trochę?
W rezultacie
zostałam w tym, w czym byłam. Nie zmieniłam ani bluzy, ani spodni, ani nawet
skarpetek. Podeszłam tylko do małego lustra zawieszonego nad biurkiem, żeby
związać włosy. I byłam gotowa. Próbowałam jeszcze znaleźć sobie jakieś zajęcie,
które przedłużyłoby, najlepiej do jutra, moje wyjście z domu. Jedynym, na co
wpadłam, było posprzątanie pokoju, co doprowadziło do przyspieszonej ucieczki
na korytarz.
Sądząc po
panującej ciszy, Tonks z Lupinem już wyszli. Całe szczęście. Już bałam się, że
będę musiała koło nich przeparadować. Nie myliłam się, w kuchni była tylko
mama.
- Wychodzę –
oznajmiłam, nie patrząc na nią. Bałam się, że stchórzę i nie pójdę.
- Dokąd?
Mama w ogóle
mało się do mnie odzywała. To chyba był rodzaj kary dla mnie. Wzruszyłam tylko
ramionami, nie zwalniając kroku.
- Na spacer. Będę
wieczorem.
- Tylko nie za
późno!
Coś łatwo
poszło. Za łatwo. Byłam przygotowana na opór, tłumaczenie się, ale… No cóż, to
chyba dobrze, że jest tak, a nie inaczej. Prawie biegiem wypadłam na główną
drogę i pognałam w stronę miasta. Tak bardzo bałam się, że się rozmyślę, że
przystanę, że zawrócę. Ale nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam zawieść Nicka, a
przede wszystkim samej siebie. Zawahałam się w miejscu, w którym zawróciłam za
pierwszym razem, ale zrobiłam krok do przodu. Pokonałam barierę. Byłam z siebie
dumna. Teraz już żwawym krokiem szłam do miasteczka. Pokonałam odległość
dzielącą mnie od pierwszych bloków. Weszłam między nie. Jak na razie nie
spotkałam ani jednej żywej duszy, ale miało się to zmienić w centrum. Stanęłam
jak wryta na widok pierwszego przechodnia. No dobra, raz się żyje. Z ciężkim
sercem wyszłam z cienia wprost na zalaną słońcem główną ulicę.
Czego się
spodziewałam? Wlepionych we mnie spojrzeń? Może kilku stłuczek? No tak, wielkie
wejście. Otóż się przeliczyłam. Ruch uliczny nie uległ zmianie. Samochody nadal
sunęły leniwie naprzód, a przechodnie mijali mnie w pośpiechu. Poniekąd czułam
się zawiedziona. No tak, szara, zwykła Ginny nie ma co liczyć na czyjeś
zainteresowanie, nawet z kroczącym przed nią brzuchem. Rozczarowanie? O tak, to
jest to. Ty głupia egocentryczko,
wytknęłam sobie. Co ty myślałaś, wywołasz
sensację? Nie będą mogli oderwać od ciebie wzroku? Dobre sobie.
A teraz
najciekawsze pytanie: gdzie też podział się mój strach?
Wściekła,
dotarłam w końcu na miejsce. No prawie. Zatrzymałam się przed blokiem Nicka, dopadły
mnie różnorakie pytania. Może się narzucałam? A co, jeśli w ogóle nie było go w
domu? Bez sensu. Weszłam do właściwej klatki. Nie musiałam dzwonić domofonem,
bo drzwi były akurat otwarte. Ociągając się, zaczęłam wchodzić po schodach. Dotarłam
na trzecie piętro i przystanęłam. „Dominic Attaway”, głosiła tabliczka na
drzwiach. To tu. Przypomniałam sobie, jak miesiąc temu się tu wpakowałam,
uciekając z domu. Uśmiechnęłam się lekko do wspomnień. Zawahałam się, ale nacisnęłam
dzwonek. Czekałam chwilę, aż w końcu drzwi się otworzyły.
- Ginny! – Zza
futryny wyjrzała uśmiechnięta twarz Nicka. – Jak miło, że wpadłaś! Już się
zastanawiałem, co tam u ciebie.
- Mogę wejść? –
spytałam. Chociaż powinnam się cieszyć ze spotkania z przyjacielem, znów
dopadła mnie dziwna złość. W każdym razie nie byłam w najlepszym humorze na
czułe powitania.
Nick zajrzał do
wnętrza domu, a później spojrzał na mnie, zakłopotany.
- Eee, jasne,
tylko… cóż, mam gości.
- Ach –
powiedziałam tylko. No tak, tego nie przewidziałam. Dlaczego ubzdurało mi się,
że Nick jest samotnikiem? – No cóż… To ja… - Zrobiłam krok w tył. – Hm, nie
będę przeszkadzać. Wpadnę kiedy indziej.
- Nie wygłupiaj
się – skarcił mnie Nick. – Właź, to tylko Angelique i Carl. Oglądamy film.
Jak na
zawołanie z salonu dobiegły odgłosy strzelaniny. Nick znów zerknął do wnętrza
mieszkania.
- Bardzo
chcieli cię poznać – dodał ciszej. – Wreszcie będą mieli okazję.
Zmieszałam się.
Opowiadał im o mnie? Wydało mi się to trochę dziwne. No ale cóż, może po prostu
ja byłam dziwna. Nie zwierzałam się przecież Demelzie ze znajomości z Nickiem.
Byłam dziwna, prawda? A potem wpadło mi do głowy coś jeszcze innego.
- A oni wiedzą,
że ja jestem… że wyglądam tak? – Wskazałam na swój brzuch. Nick spojrzał na
niego, a oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia.
- O… jaki duży…
- wyjąkał.
Zaśmiałam się.
Pierwszy raz od jakiegoś czasu szczerze się zaśmiałam.
- Jak masz
miejsce dla dwóch osób to wejdę – powiedziałam.
- Ależ proszę.
– Cofnął się, przepuszczając mnie w drzwiach.
Miło było znów
znaleźć się w żółtym, obwieszonym fotografiami korytarzu. Czułam się w tym
mieszkaniu bardzo swobodnie. Ściągnęłam buty i stanęłam w miejscu, czekając, aż
Nick zamknie drzwi na zamek. Odwrócił się do mnie. Po jego minie zorientowałam
się, że intensywnie nad czymś rozmyśla.
- Nie powinnaś
wrócić wcześniej? Mówiłaś, że kończysz szkołę w połowie maja, a…
- Tak, wiem –
przerwałam mu. – Może kiedyś ci to wytłumaczę. To jak? Poznasz mnie ze
znajomymi?
- Jasne.
Nick
zaprowadził mnie do zielonego salonu. Dźwięki telewizora umilkły. Zajrzałam
zaciekawiona. Na beżowej, narożnej kanapie siedziały dwie osoby. Pierwszą z
nich była blondwłosa dziewczyna o pociągłej twarzy. W jej rysach było coś, co dodawało
jej powagi i lat. Wiedziałam, że była rok młodsza od Nicka. Mimo swoich siedemnastu
lat, wyglądała na dwadzieścia. Rudowłosy mięśniak obejmował ją ramieniem.
Wyglądał całkiem sympatycznie, choć jego ciemne oczy były całkowicie
nieprzeniknione. Za to spojrzenie dziewczyny było niemalże życzliwe.
- To jest Ginny
– przerwał ciszę Nick, wskazując na mnie. – A to Angelique i Carl.
Angelique
uśmiechnęła się przyjaźnie, Carl tylko skinął głową.
- Nick dużo nam
o tobie opowiadał – stwierdziła dziewczyna. Mówiła melodyjnym altem. – Nie
mogłam się doczekać, żeby cię poznać.
- Miło mi –
mruknęłam. Dziwnie się czułam, patrząc wprost w jej zielone oczy. Przypominały
mi oczy pewnej osoby, którą jeszcze do jakiegoś czasu niezmiernie wielbiłam.
Wzrok Carla był
utkwiony w moim brzuchu. Marszczył czoło. Czułam, że się czerwienię. Nick
odchrząknął, złapał mnie za rękę i pociągnął na kanapę. Usiedliśmy, a Carl
sięgnął po pilot od telewizora i nacisnął przycisk „play”. Z głośników huknęło
z taką mocą, że wszyscy się wzdrygnęli. Zachichotałam, kiedy Nick przytomnie
zerwał się z kanapy, żeby ściszyć kolumny. Ciekawe, czemu nie zabrał pilota
Carlowi.
Z miejsca, w
którym przed chwilą siedział Nick, ziała pustka. Kawałek ode mnie siedziała
Angelique. Patrzyła w moją stronę. Na jej ustach błąkał się uśmiech. Poczułam,
że chyba ją polubię.
Nick wrócił na
miejsce. Siedział troszkę bliżej mnie, niż wcześniej. Nie wiedzieć czemu,
zaczęło mi to przeszkadzać. Odsunęłam się kawałeczek. Może to przez
obejmujących się Angelique i Carla? Chyba tak.
Film się
skończył. W salonie zapadła nagle nienaturalna cisza, od której dzwoniło mi w
uszach. Aż nagle wszyscy zaczęli mówić jednocześnie.
- Skoczę do
łazienki – powiedział Carl.
- Następnym
razem to ja wybieram film – stwierdziła Angelique.
- Jesteście
głodni? – spytał Nick.
Tylko ja
milczałam.
Po chwili Carl
udał się do łazienki, a Nick do kuchni. Zostałam sama z Angelique. Nie
wiedziałam, o czym mogłabym z nią rozmawiać. Jej poważny wygląd onieśmielał
mnie.
- Mieszkasz
gdzieś niedaleko? – spytała, zwalniając mnie z rozpoczęcia rozmowy. – Tak pytam,
bo nigdy wcześniej cię nie widziałam, a powinnam…
- Rzadko bywam
w mieście – powiedziałam. – Gdyby nie Nick, pewnie w ogóle by mnie tu nie było.
Uśmiechnęła
się.
- Przepraszam,
że tak po prostu pytam, ale… Co jest miedzy tobą i Nickiem?
- Słucham? –
zdziwiłam się. Między mną i Nickiem?
Zmieszała się
wyraźnie.
- No… on cały
czas o tobie mówi. No i patrzy na ciebie jakoś tak… troskliwie. Jesteście razem?
- Słucham? –
powtórzyłam, tym razem mocno zszokowana.
Nie, błagam,
niech Angelique nie wciska mi tej samej gadki, co Demelza! Tego już bym nie
zniosła. Kolejny domniemany adorator? Nie, nie, tylko nie to! Nie Nick!
- Jesteśmy
przyjaciółmi – wymamrotałam.
- Ehm… No tak…
- Angelique zwiesiła głowę. – Po prostu… Myślałam, że może jednak… Tak mi
głupio, że jest, jak jest. Wiesz, ja i Nick chodziliśmy ze sobą.
- Wiem o tym –
wtrąciłam. Zastanawiałam się, do czego prowadzi ta rozmowa.
- To dobrze,
mogę przejść do następnego punktu. – Westchnęła. – A opowiadał ci o wypadku? –
Skinęłam głową. – I o naszym zerwaniu też? – Ponownie potwierdziłam. – Pewnie
masz mnie za wariatkę. Jak można zrezygnować z tak wspaniałego faceta, jakim
jest Nick?
Po części tak
właśnie sądziłam. Gdybym to ja miała takiego chłopaka, za nic bym go nie
zostawiła. I nie lubiłam tej dziewczyny od chwili, której Nick mi o niej
opowiedział. Chociaż musiałam przyznać, że nawet zaczynałam zmieniać co do niej
zdanie. Chyba nie dało się jej nie lubić.
- Wszystko
zaczęło się od przypadkowego spotkania z Carlem – ciągnęła. – Zaczęliśmy rozmawiać,
spotykać się. Później dowiedziałam się, że jest przyjacielem mojego chłopaka.
Stwierdziłam też, że muszę jak najszybciej zakończyć znajomość z jednym z nich.
Ale którego wybrać? Nicka bardzo kochałam, był najdroższą mi osobą na świecie,
przyjacielem, niemal bratem. A Carl? Ledwo go znałam. Bardzo… bardzo mnie
pociągał. Nie wiem, przy nim czułam się niesamowicie, to przyspieszone bicie
serca, rumieniec, szczęście… Ale to Nick dawał mi bezpieczeństwo. To Nick był
przy mnie w każdej gorszej chwili mojego życia, wiedział, jak mnie pocieszyć.
Carl tego nie umiał. Nie miałam pojęcia, którego z nich wolę, a nie chciałam
ciągnąć podwójnego związku. Przede wszystkim dlatego, że żaden z nich nie
wiedział o tym drugim. To były najgorsze miesiące mojego życia. A później mi
odbiło. Zaczęłam podejrzewać Nicka o zdradę, choć sama byłam nie lepsza.
Zaczęliśmy się kłócić. Potem ten wypadek… - Ukryła twarz w dłoniach. – Przez
jakiś czas myślałam, że wiem, którego wybrać, a był nim Nick. Powiedziałam o
nim Carlowi, który stwierdził, że taki układ mu nie pasuje i nie możemy więcej
się spotykać. Byłam załamana. Wtedy też dokonałam wyboru. Zerwałam z Nickiem i błagałam
Carla, żeby mi wybaczył.
Zamilkła. Nie
wiedziałam, co powiedzieć. Ponadto zaczynałam się coraz bardziej do niej przekonywać.
Nie umiałam stwierdzić, w jaki sposób zjednuje sobie ludzi.
- Nick bardzo
to przeżył. – Oczy jej się zaszkliły. – Nigdy sobie tego nie wybaczę. A ostatnio…
Ostatnio jest inny, odmieniony. Bałam się, że przeze mnie zostanie starym
kawalerem, a tu ni stąd ni zowąd zaczął podśpiewywać pod nosem. Myślałam, że
może to twoja sprawka…
Zerknęła na mój
brzuch. Nagle zrozumiałam, o co chodzi.
- Nie, nie, to
nie tak! – zaprotestowałam szybko. – Nick i ja po prostu się przyjaźnimy, to
nie… Nie, to nie on jest ojcem! Boże, to tak wszystko wygląda?
To było
straszne! Jak mogłam postawić Nicka w takiej sytuacji? Że jego przyjaciółka myślała,
że przespał się z nieletnią? Że będziemy mieli dziecko? Zaczerwieniłam się
momentalnie. Zrobiło mi się strasznie gorąco. A myślałam, że po tej dzisiejszej
wizycie Tonks i Lupina nie spotka mnie nic bardziej żenującego! Właśnie
zastanawiałam się, czy przypadkiem się nie rozpłakać.
- Merlinie,
nie! – zaprzeczyła moim podejrzeniom Angelique. Moja ochota na płacz przeszła,
jak ręką odjął.
- Merlinie? –
powtórzyłam cicho, patrząc jej w twarz. Zmieszała się. Otworzyła usta, żeby coś
powiedzieć, ale w tym momencie drzwi salonu otworzyły się i wszedł Nick, z nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
- Zapraszam do
kuchni – powiedział jak automat i wyszedł, zanim zdążyłam mu się przyjrzeć.
Angelique zerwała się z miejsca, spojrzała na mnie jeszcze raz, przestraszona,
po czym szybko wyszła z salonu. Starałam się uporządkować myśli.
Angelique
powiedziała „Merlinie”, czy mi się przesłyszało? Nie mogło mi się przesłyszeć.
A jeśli tak powiedziała, to…
- Ginny! –
dobiegł mnie krzyk Nicka.
- Już idę! –
odkrzyknęłam, wstając i idąc w stronę kuchni.
Carl i
Angelique siedzieli już przy stole. Trzymali się za ręce, patrząc sobie prosto
w oczy. Angelique nadal wyglądała na przestraszoną. Carl nie wyglądał inaczej
niż w momencie, w którym weszłam do salonu. Nick właśnie nakładał na duży
talerz zapiekanki z patelni. Zapach był przecudny, ale nie był w stanie
odwrócić mojej uwagi od Angelique. Usiadłam przy stole bez większego entuzjazmu
i zapatrzyłam się w swój talerz. Czy Angelique użyła tego słowa przypadkowo?
Odruchowo? Usłyszałam, że Nick coś do mnie mówi. Zerknęłam w górę i okazało
się, że stoi nade mną z dzbankiem soku pomarańczowego. Zasłaniałam mu dostęp do
postawionej przede mną szklanki. Odsunęłam się kawałek, ułatwiając mu zadanie.
- Więc… Ginny…
Masz rodzeństwo? – usłyszałam głos Carla. Po raz pierwszy odezwał się
bezpośrednio do mnie.
- Tak, sześciu
braci.
- Sześciu? –
Wzbudziłam tym wyznaniem zainteresowanie całej trójki. – Żartujesz.
- Nie,
naprawdę. – Uśmiechnęłam się lekko, sięgając po szklankę i upijając łyk. Z tych
wszystkich wrażeń zaschło mi w ustach.
Zaczęli mnie
wypytywać. Później każdy opowiedział o swoim rodzeństwie. Nick był jedynakiem.
Angelique miała starszą siostrę, której nie widziała od trzech lat. Carl miał
młodszego brata i siostrę. No a ja moją szóstkę.
Odniosłam
wrażenie, że cała trójka próbuje mnie zagadać na siłę. Nie rozumiałam, dlaczego.
Zadawali błahe pytania, na przykład jaki jest mój ulubiony kolor, a później
porównywali go ze swoimi. Następnie skończyło się jedzenie (swoją drogą nadal
byłam pod wrażeniem umiejętności kucharskich Nicka), a Carl i Angelique
stwierdzili, że muszą jeszcze wyskoczyć na małe zakupy i w ten oto sposób
zostałam sama z Nickiem. Tylko o tym marzyłam.
- Wiesz… -
zaczęłam, kiedy zmywał naczynia. – Odniosłam wrażenie, że twoi przyjaciele
myślą, że coś jest między nami. Tak przynajmniej dała mi do zrozumienia
Angelique.
Nie wierzyłam,
że właśnie to powiedziałam. Walnąć głową o stół, tylko do tego się nadaję. Ale
musiałam przełamać czymś ciszę.
Nick
znieruchomiał na chwilę, ale tylko na chwilę.
- Nie przejmuj
się Angie – powiedział, odstawiając wytarty przed chwilą talerz do szafki. –
Ona w każdej dziewczynie widzi moją przyszłą żonę. – Zaśmiał się trochę
sztucznie, ale wychwyciłam to tylko dlatego, że byłam bardzo skupiona na każdym
jego ruchu, wyrazie twarzy, intonacji głosu.
- To dziwne –
mruknęłam. – Nie do końca rozumiem, dlaczego…
- Jest bardzo
opiekuńcza – wyjaśnił Nick, zabierając się do wycierania kolejnego z rzędu talerza.
– I chyba chce coś sobie udowodnić.
- Co takiego? –
zaciekawiłam się.
Wzruszył
ramionami.
- Żebym to ja
wiedział. Ale pomówmy o czymś innym. Co u ciebie? Dobrze się czujesz?
- Tak –
odpowiedziałam, trochę zła, że zmienia temat. – Wszystko dobrze. A u ciebie?
- Też dobrze –
stwierdził ostrożnie, żeby już za chwilę ponownie zmienić temat. – A powiesz
mi, dlaczego jesteś u mnie dopiero teraz?
Skąd ja to
znałam? Już wcześniej zaczynał mówić o czymś innym, gdy tylko za dużo chciałam
o nim wiedzieć. Niepokoiło mnie to trochę. Przecież byliśmy teraz przyjaciółmi!
Chyba.
Westchnęłam i
postanowiłam odpowiedzieć na jego pytanie.
- Szczerze
mówiąc, trochę bałam się twojej reakcji na mój widok.
- A to
dlaczego? – Wyczułam w jego głosie szczere zdziwienie, pomieszane z naganą.
- Hm…No wiesz,
ten brzuch… Sama jestem w szoku, dziecko tak szybko rośnie… Jeszcze niedawno
nie było nic a nic widać.
Nick odezwał
się dopiero po chwili. Wydawało mi się, że rozważał, co powinien powiedzieć.
- Tak,
rzeczywiście trochę się zdziwiłem. Ale nie rozumiem, czego się bałaś.
Machnęłam ręką.
- Nieważne.
Ważne, że jestem.
W końcu
odwrócił się w moją stronę, z uśmiechem na twarzy.
- Wierz mi lub
nie, ale nawet gdyby wyrosła ci druga głowa, i tak bym cię lubił.
Zaśmiałam się.
- To bardzo
miło z twojej strony.
* * *
Wracałam do
domu z głową pełną myśli. Dzisiejszy dzień był pełen różnych dziwnych zdarzeń i
niedopowiedzeń. Musiałam wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Dlatego też nie
pozwoliłam Nickowi się odprowadzić, chociaż nalegał.
Gdy wreszcie
zobaczyłam majaczącą w oddali Norę, byłam już pewna trzech rzeczy.
Po pierwsze,
Nick coś przede mną ukrywał, nie od teraz, ale od zawsze. A jego przyjaciele
również o tym wiedzieli.
Po drugie, Carl
nie pałał do mnie zbytnią sympatią, a jego wypowiedzi były wymuszone. Nie
rozumiałam, dlaczego tak jest, przecież wyglądał na dość miłą osobę.
Po trzecie, Angelique coś ukrywała, nie
tylko coś związanego z Nickiem. Według moich przypuszczeń, była czarownicą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)