sobota, 10 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 18. Odwiedziny



Dwa tygodnie, trzy dni, dwadzieścia dwie godziny i osiemnaście minut. Tyle czasu temu opuściłam Hogwart, być może już na zawsze. Nie było mi dobrze na moim urlopie od nauki. Miałam za dużo czasu na wszystko i dopiero teraz dopadły mnie myśli, że moje egzaminy wypadły całkowicie beznadziejnie. Co ja w ogóle nazmyślałam? Przy pytaniu trzynastym z zielarstwa odpowiedź wytrzasnęłam chyba z kosmosu. A pytanie dwudzieste piąte z historii magii? Pomyliło mi się z dwudziestym dziewiątym. Eliksirów wolałam nie wspominać. Wiedziałam, że to całkowita porażka, od kiedy tylko dowiedziałam się, że nad moim egzaminem będzie czuwał Snape. O Merlinie, a transmutacja? Klęska! Co ja sobie w ogóle wyobrażałam? Jeszcze się okaże, że będę musiała powtarzać i szósty rok! Durna, durna, durna. A Dumbledore? Co on sobie w ogóle myślał? Jakim cudem miałam się tego wszystkiego nauczyć? To chory pomysł z tym wcześniejszym wyjazdem. Szkoda, że dopiero teraz to dostrzegłam.
Dwa tygodnie, trzy dni, dwadzieścia dwie godziny i osiemnaście minut, a równocześnie dziewiętnaście tygodni i cztery dni. Piąty miesiąc. Półmetek ciąży. Mój brzuch był już coraz bardziej widoczny. Widziałam przerażenie w oczach mamy, kiedy wróciłam z Hogwartu i które rosło za każdym razem, gdy na mnie patrzyła. Za każdym razem robiło mi się dziwnie smutno. Teraz, kiedy sama miałam zostać matką, na niektóre sprawy patrzyłam inaczej. Jeśli według moich przypuszczeń, czy może raczej – pragnień, urodzę córeczkę, też będę tak opiekuńcza, jak moja własna mama. Taka kolej rzeczy. Nie wyobrażam sobie, żeby moja córka w wieku szesnastu lat była w ciąży. To takie… irracjonalne.
Właściwie mój powiększający się brzuch przyciągał oczy wszystkich, którzy znaleźli się w Norze. Cóż, Fred i George nie poprawili mi humoru, nawet jeśli takie były ich intencje, wyciągając wielki aparat fotograficzny i próbując mnie sfotografować. Cudem im umknęłam.
Najgorzej było, kiedy pewnego dnia zawitali do nas z wizytą Lupin i Tonks. Siedziałam akurat przy kuchennym stole, jedząc obiad. Byłam w domu tylko z mamą, która posadziła gości naprzeciwko mnie i oddaliła się, żeby nalać im zupy. Oboje byli bardzo zdziwieni, zastając mnie w domu.
- Dlaczego nie jesteś w szkole? – spytała Tonks.
Twarz mi płonęła. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Z pewnością siedziałabym tak i siedziała wiekami, gdyby nie wtrąciła się mama.
- Jest w ciąży – powiedziała nieporuszona.
Myślałam, że spalę się ze wstydu, kiedy wzrok Tonks i Lupina powędrował do mojego brzucha. Byli zszokowani. Niemal słyszałam ich myśli, niekoniecznie pochlebne. Należało mi się. W oczach stanęły mi łzy. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio czułam się taka upokorzona. Tonks spojrzała na mnie i zauważyłam na jej twarzy współczucie.
- Jeśli potrzebujesz jakiejś rady… - powiedziała spokojnie, ciepłym głosem. – Ja zawsze służę pomocą. Sama wiesz, Teddy niedawno się urodził.
No tak. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że Tonks była w ciąży, a tym bardziej, że miesiąc temu urodziła syna. Owszem, wiedziałam o tym, ale… No zapomniałam. Egoistka, znów przeleciało mi przez głowę. Ale to nie fair! Miałam tyle własnych problemów, zwłaszcza te ostatnie z Malfoyem, a miałam jeszcze pamiętać, kto kogo rodzi?
Skinęłam tylko głową, niezdolna do wypowiedzenia słowa.
- Który to miesiąc? – spytała zaciekawiona.
- Piąty – powiedziałam słabo, nadal ze łzami w oczach.
- A kiedy termin?
Pociągnęłam nosem, starając się nie patrzeć ani na nią, ani na Lupina. Czułam się jak na przesłuchaniu.
- Dziesiąty października – mruknęłam pod nosem.
Mama postawiła talerze zupy przed gośćmi, którzy zajęli się jedzeniem i jego komplementowaniem, a ja stwierdziłam, że nie jestem już im potrzebna, i uciekłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. Nie radziłam sobie. Było mi tak wstyd… A jak mama musiała się wstydzić za mnie! Pewnie teraz rozmawiali o tym. Wszyscy szeptali za moimi plecami, pewnie nawet myśleli, że o tym nie wiem. Cóż, nie będę ich wyprowadzać z błędu.
Powinnam odwiedzić Nicka. Obiecałam mu, że odezwę się do niego, kiedy wrócę do domu. Więc dlaczego tego nie zrobiłam? Przecież minęły już dwa tygodnie. Otóż dlatego, że… Hm, bałam się. Bałam się, jak na mnie zareaguje. Wcześniej przyjął do wiadomości, że jestem w ciąży, ale teraz… Teraz miałam brzuch. Teraz było widać. Jak zareagowałby na ten widok?
No dobrze, tak naprawdę nie chodziło o to. Chodziło o to, że… panicznie bałam się komukolwiek pokazać. Cóż, nigdy nie wyglądałam dorośle czy poważnie, może to przez te głupie, rude włosy, a także durne piegi rozsiane po całej twarzy. Nie byłam specjalnie wysoka, ani kobiecej budowy. No owszem, miałam troszkę więcej ciała tam, gdzie trzeba, ale prawda była taka, że zawsze ludzie brali mnie za młodszą, niż byłam w rzeczywistości. Ile lat daliby mi teraz? Czternaście? Piętnaście? Góra wczesne szesnaście. Nigdy nie powiedzieliby, że za trzy miesiące skończę siedemnaście. Przez to wszystko było mi jeszcze bardziej wstyd. Już sobie wyobrażałam te spojrzenia, gdy wszyscy mijają mnie na ulicy. Może troszkę za bardzo się tym przejmowałam, ale naprawdę, naprawdę nie chciałam być uważana za młodocianą kryminalistkę.
Już kilka razy wybierałam się do Nicka. Pierwszy raz był od razu po powrocie. Wtedy zatrzymałam się w połowie drogi, ponieważ dopadły mnie te głupie myśli. Stchórzyłam i zawróciłam. Później tylko przekraczałam próg domu, żeby pospiesznie do niego wrócić. Czas niestety nie działał na moją korzyść, z każdym dniem mój brzuch zbliżał się do wyglądu ogromnej piłki. Co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że lepiej będzie, jeśli już nigdy więcej nie spotkam się z Nickiem. Z drugiej strony przerażało mnie to. Jak to, miałam już go nie zobaczyć? Pomyśleć, że czas spędzony z nim był tylko snem? Przecież on był moim przyjacielem! To on wyciągnął do mnie rękę, to on mi pomagał, to on…
Cholera. Znowu ryczę.
Tym razem zacisnęłam mocno pięści i wstałam z łóżka. Tak nie może być. Oczywiście, najłatwiej jest łudzić się, że Nick sam do mnie przyjdzie, ale czasem dobrze jest zejść na ziemię i wziąć sprawy w swoje ręce. Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej czerwoną bluzkę, którą dostałam wieki temu od ciotki Muriel. Zachichotałam i rzuciłam ją na podłogę. Po pierwsze, w czerwonym kolorze było mi wybitnie nie do twarzy (i włosów), a po drugie, co przesądzało sprawę, i tak bym się w tę bluzkę nie zmieściła. Wyjęłam kolejną bluzkę, żółtą, z dekoltem w serek. Przy tej westchnęłam. Bardzo ją lubiłam, lecz, niestety, musiała poczekać kilka ładnych miesięcy na skorzystanie z jej usług. Następna była beznadziejna bluza, którą miałam na sobie podczas pierwszego spotkania z Nickiem. Uśmiechnęłam się, wspominając, jak na siebie wpadliśmy. Od tamtego czasu nawet na tę bluzę nie spojrzałam. Teraz cisnęłam ją na ziemię, obok czerwonej bluzki. Też nie było opcji, żebym się w nią wcisnęła, gdybym oczywiście chciała.
Po jakimś czasie zrobił się niezły bałagan. Byłam z siebie dumna, że mój pokój wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Ciuchy na łóżku, ciuchy na szafie, na podłodze, na biurku… I mój plan zostania przykładną, dbającą o porządek mamą coś wzięło. Pocieszałam się tylko myślą, że już niedługo będę pełnoletnia i sprzątanie będzie zajmować mi o wiele, wiele mniej czasu. A może też stanie się ono znośne? Chociaż trochę?
W rezultacie zostałam w tym, w czym byłam. Nie zmieniłam ani bluzy, ani spodni, ani nawet skarpetek. Podeszłam tylko do małego lustra zawieszonego nad biurkiem, żeby związać włosy. I byłam gotowa. Próbowałam jeszcze znaleźć sobie jakieś zajęcie, które przedłużyłoby, najlepiej do jutra, moje wyjście z domu. Jedynym, na co wpadłam, było posprzątanie pokoju, co doprowadziło do przyspieszonej ucieczki na korytarz.
Sądząc po panującej ciszy, Tonks z Lupinem już wyszli. Całe szczęście. Już bałam się, że będę musiała koło nich przeparadować. Nie myliłam się, w kuchni była tylko mama.
- Wychodzę – oznajmiłam, nie patrząc na nią. Bałam się, że stchórzę i nie pójdę.
- Dokąd?
Mama w ogóle mało się do mnie odzywała. To chyba był rodzaj kary dla mnie. Wzruszyłam tylko ramionami, nie zwalniając kroku.
- Na spacer. Będę wieczorem.
- Tylko nie za późno!
Coś łatwo poszło. Za łatwo. Byłam przygotowana na opór, tłumaczenie się, ale… No cóż, to chyba dobrze, że jest tak, a nie inaczej. Prawie biegiem wypadłam na główną drogę i pognałam w stronę miasta. Tak bardzo bałam się, że się rozmyślę, że przystanę, że zawrócę. Ale nie mogłam tego zrobić. Nie mogłam zawieść Nicka, a przede wszystkim samej siebie. Zawahałam się w miejscu, w którym zawróciłam za pierwszym razem, ale zrobiłam krok do przodu. Pokonałam barierę. Byłam z siebie dumna. Teraz już żwawym krokiem szłam do miasteczka. Pokonałam odległość dzielącą mnie od pierwszych bloków. Weszłam między nie. Jak na razie nie spotkałam ani jednej żywej duszy, ale miało się to zmienić w centrum. Stanęłam jak wryta na widok pierwszego przechodnia. No dobra, raz się żyje. Z ciężkim sercem wyszłam z cienia wprost na zalaną słońcem główną ulicę.
Czego się spodziewałam? Wlepionych we mnie spojrzeń? Może kilku stłuczek? No tak, wielkie wejście. Otóż się przeliczyłam. Ruch uliczny nie uległ zmianie. Samochody nadal sunęły leniwie naprzód, a przechodnie mijali mnie w pośpiechu. Poniekąd czułam się zawiedziona. No tak, szara, zwykła Ginny nie ma co liczyć na czyjeś zainteresowanie, nawet z kroczącym przed nią brzuchem. Rozczarowanie? O tak, to jest to. Ty głupia egocentryczko, wytknęłam sobie. Co ty myślałaś, wywołasz sensację? Nie będą mogli oderwać od ciebie wzroku? Dobre sobie.
A teraz najciekawsze pytanie: gdzie też podział się mój strach?
Wściekła, dotarłam w końcu na miejsce. No prawie. Zatrzymałam się przed blokiem Nicka, dopadły mnie różnorakie pytania. Może się narzucałam? A co, jeśli w ogóle nie było go w domu? Bez sensu. Weszłam do właściwej klatki. Nie musiałam dzwonić domofonem, bo drzwi były akurat otwarte. Ociągając się, zaczęłam wchodzić po schodach. Dotarłam na trzecie piętro i przystanęłam. „Dominic Attaway”, głosiła tabliczka na drzwiach. To tu. Przypomniałam sobie, jak miesiąc temu się tu wpakowałam, uciekając z domu. Uśmiechnęłam się lekko do wspomnień. Zawahałam się, ale nacisnęłam dzwonek. Czekałam chwilę, aż w końcu drzwi się otworzyły.
- Ginny! – Zza futryny wyjrzała uśmiechnięta twarz Nicka. – Jak miło, że wpadłaś! Już się zastanawiałem, co tam u ciebie.
- Mogę wejść? – spytałam. Chociaż powinnam się cieszyć ze spotkania z przyjacielem, znów dopadła mnie dziwna złość. W każdym razie nie byłam w najlepszym humorze na czułe powitania.
Nick zajrzał do wnętrza domu, a później spojrzał na mnie, zakłopotany.
- Eee, jasne, tylko… cóż, mam gości.
- Ach – powiedziałam tylko. No tak, tego nie przewidziałam. Dlaczego ubzdurało mi się, że Nick jest samotnikiem? – No cóż… To ja… - Zrobiłam krok w tył. – Hm, nie będę przeszkadzać. Wpadnę kiedy indziej.
- Nie wygłupiaj się – skarcił mnie Nick. – Właź, to tylko Angelique i Carl. Oglądamy film.
Jak na zawołanie z salonu dobiegły odgłosy strzelaniny. Nick znów zerknął do wnętrza mieszkania.
- Bardzo chcieli cię poznać – dodał ciszej. – Wreszcie będą mieli okazję.
Zmieszałam się. Opowiadał im o mnie? Wydało mi się to trochę dziwne. No ale cóż, może po prostu ja byłam dziwna. Nie zwierzałam się przecież Demelzie ze znajomości z Nickiem. Byłam dziwna, prawda? A potem wpadło mi do głowy coś jeszcze innego.
- A oni wiedzą, że ja jestem… że wyglądam tak? – Wskazałam na swój brzuch. Nick spojrzał na niego, a oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia.
- O… jaki duży… - wyjąkał.
Zaśmiałam się. Pierwszy raz od jakiegoś czasu szczerze się zaśmiałam.
- Jak masz miejsce dla dwóch osób to wejdę – powiedziałam.
- Ależ proszę. – Cofnął się, przepuszczając mnie w drzwiach.
Miło było znów znaleźć się w żółtym, obwieszonym fotografiami korytarzu. Czułam się w tym mieszkaniu bardzo swobodnie. Ściągnęłam buty i stanęłam w miejscu, czekając, aż Nick zamknie drzwi na zamek. Odwrócił się do mnie. Po jego minie zorientowałam się, że intensywnie nad czymś rozmyśla.
- Nie powinnaś wrócić wcześniej? Mówiłaś, że kończysz szkołę w połowie maja, a…
- Tak, wiem – przerwałam mu. – Może kiedyś ci to wytłumaczę. To jak? Poznasz mnie ze znajomymi?
- Jasne.
Nick zaprowadził mnie do zielonego salonu. Dźwięki telewizora umilkły. Zajrzałam zaciekawiona. Na beżowej, narożnej kanapie siedziały dwie osoby. Pierwszą z nich była blondwłosa dziewczyna o pociągłej twarzy. W jej rysach było coś, co dodawało jej powagi i lat. Wiedziałam, że była rok młodsza od Nicka. Mimo swoich siedemnastu lat, wyglądała na dwadzieścia. Rudowłosy mięśniak obejmował ją ramieniem. Wyglądał całkiem sympatycznie, choć jego ciemne oczy były całkowicie nieprzeniknione. Za to spojrzenie dziewczyny było niemalże życzliwe.
- To jest Ginny – przerwał ciszę Nick, wskazując na mnie. – A to Angelique i Carl.
Angelique uśmiechnęła się przyjaźnie, Carl tylko skinął głową.
- Nick dużo nam o tobie opowiadał – stwierdziła dziewczyna. Mówiła melodyjnym altem. – Nie mogłam się doczekać, żeby cię poznać.
- Miło mi – mruknęłam. Dziwnie się czułam, patrząc wprost w jej zielone oczy. Przypominały mi oczy pewnej osoby, którą jeszcze do jakiegoś czasu niezmiernie wielbiłam.
Wzrok Carla był utkwiony w moim brzuchu. Marszczył czoło. Czułam, że się czerwienię. Nick odchrząknął, złapał mnie za rękę i pociągnął na kanapę. Usiedliśmy, a Carl sięgnął po pilot od telewizora i nacisnął przycisk „play”. Z głośników huknęło z taką mocą, że wszyscy się wzdrygnęli. Zachichotałam, kiedy Nick przytomnie zerwał się z kanapy, żeby ściszyć kolumny. Ciekawe, czemu nie zabrał pilota Carlowi.
Z miejsca, w którym przed chwilą siedział Nick, ziała pustka. Kawałek ode mnie siedziała Angelique. Patrzyła w moją stronę. Na jej ustach błąkał się uśmiech. Poczułam, że chyba ją polubię.
Nick wrócił na miejsce. Siedział troszkę bliżej mnie, niż wcześniej. Nie wiedzieć czemu, zaczęło mi to przeszkadzać. Odsunęłam się kawałeczek. Może to przez obejmujących się Angelique i Carla? Chyba tak.
Film się skończył. W salonie zapadła nagle nienaturalna cisza, od której dzwoniło mi w uszach. Aż nagle wszyscy zaczęli mówić jednocześnie.
- Skoczę do łazienki – powiedział Carl.
- Następnym razem to ja wybieram film – stwierdziła Angelique.
- Jesteście głodni? – spytał Nick.
Tylko ja milczałam.
Po chwili Carl udał się do łazienki, a Nick do kuchni. Zostałam sama z Angelique. Nie wiedziałam, o czym mogłabym z nią rozmawiać. Jej poważny wygląd onieśmielał mnie.
- Mieszkasz gdzieś niedaleko? – spytała, zwalniając mnie z rozpoczęcia rozmowy. – Tak pytam, bo nigdy wcześniej cię nie widziałam, a powinnam…
- Rzadko bywam w mieście – powiedziałam. – Gdyby nie Nick, pewnie w ogóle by mnie tu nie było.
Uśmiechnęła się.
- Przepraszam, że tak po prostu pytam, ale… Co jest miedzy tobą i Nickiem?
- Słucham? – zdziwiłam się. Między mną i Nickiem?
Zmieszała się wyraźnie.
- No… on cały czas o tobie mówi. No i patrzy na ciebie jakoś tak… troskliwie. Jesteście razem?
- Słucham? – powtórzyłam, tym razem mocno zszokowana.
Nie, błagam, niech Angelique nie wciska mi tej samej gadki, co Demelza! Tego już bym nie zniosła. Kolejny domniemany adorator? Nie, nie, tylko nie to! Nie Nick!
- Jesteśmy przyjaciółmi – wymamrotałam.
- Ehm… No tak… - Angelique zwiesiła głowę. – Po prostu… Myślałam, że może jednak… Tak mi głupio, że jest, jak jest. Wiesz, ja i Nick chodziliśmy ze sobą.
- Wiem o tym – wtrąciłam. Zastanawiałam się, do czego prowadzi ta rozmowa.
- To dobrze, mogę przejść do następnego punktu. – Westchnęła. – A opowiadał ci o wypadku? – Skinęłam głową. – I o naszym zerwaniu też? – Ponownie potwierdziłam. – Pewnie masz mnie za wariatkę. Jak można zrezygnować z tak wspaniałego faceta, jakim jest Nick?
Po części tak właśnie sądziłam. Gdybym to ja miała takiego chłopaka, za nic bym go nie zostawiła. I nie lubiłam tej dziewczyny od chwili, której Nick mi o niej opowiedział. Chociaż musiałam przyznać, że nawet zaczynałam zmieniać co do niej zdanie. Chyba nie dało się jej nie lubić.
- Wszystko zaczęło się od przypadkowego spotkania z Carlem – ciągnęła. – Zaczęliśmy rozmawiać, spotykać się. Później dowiedziałam się, że jest przyjacielem mojego chłopaka. Stwierdziłam też, że muszę jak najszybciej zakończyć znajomość z jednym z nich. Ale którego wybrać? Nicka bardzo kochałam, był najdroższą mi osobą na świecie, przyjacielem, niemal bratem. A Carl? Ledwo go znałam. Bardzo… bardzo mnie pociągał. Nie wiem, przy nim czułam się niesamowicie, to przyspieszone bicie serca, rumieniec, szczęście… Ale to Nick dawał mi bezpieczeństwo. To Nick był przy mnie w każdej gorszej chwili mojego życia, wiedział, jak mnie pocieszyć. Carl tego nie umiał. Nie miałam pojęcia, którego z nich wolę, a nie chciałam ciągnąć podwójnego związku. Przede wszystkim dlatego, że żaden z nich nie wiedział o tym drugim. To były najgorsze miesiące mojego życia. A później mi odbiło. Zaczęłam podejrzewać Nicka o zdradę, choć sama byłam nie lepsza. Zaczęliśmy się kłócić. Potem ten wypadek… - Ukryła twarz w dłoniach. – Przez jakiś czas myślałam, że wiem, którego wybrać, a był nim Nick. Powiedziałam o nim Carlowi, który stwierdził, że taki układ mu nie pasuje i nie możemy więcej się spotykać. Byłam załamana. Wtedy też dokonałam wyboru. Zerwałam z Nickiem i błagałam Carla, żeby mi wybaczył.
Zamilkła. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ponadto zaczynałam się coraz bardziej do niej przekonywać. Nie umiałam stwierdzić, w jaki sposób zjednuje sobie ludzi.
- Nick bardzo to przeżył. – Oczy jej się zaszkliły. – Nigdy sobie tego nie wybaczę. A ostatnio… Ostatnio jest inny, odmieniony. Bałam się, że przeze mnie zostanie starym kawalerem, a tu ni stąd ni zowąd zaczął podśpiewywać pod nosem. Myślałam, że może to twoja sprawka…
Zerknęła na mój brzuch. Nagle zrozumiałam, o co chodzi.
- Nie, nie, to nie tak! – zaprotestowałam szybko. – Nick i ja po prostu się przyjaźnimy, to nie… Nie, to nie on jest ojcem! Boże, to tak wszystko wygląda?
To było straszne! Jak mogłam postawić Nicka w takiej sytuacji? Że jego przyjaciółka myślała, że przespał się z nieletnią? Że będziemy mieli dziecko? Zaczerwieniłam się momentalnie. Zrobiło mi się strasznie gorąco. A myślałam, że po tej dzisiejszej wizycie Tonks i Lupina nie spotka mnie nic bardziej żenującego! Właśnie zastanawiałam się, czy przypadkiem się nie rozpłakać.
- Merlinie, nie! – zaprzeczyła moim podejrzeniom Angelique. Moja ochota na płacz przeszła, jak ręką odjął.
- Merlinie? – powtórzyłam cicho, patrząc jej w twarz. Zmieszała się. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi salonu otworzyły się i wszedł Nick, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Zapraszam do kuchni – powiedział jak automat i wyszedł, zanim zdążyłam mu się przyjrzeć. Angelique zerwała się z miejsca, spojrzała na mnie jeszcze raz, przestraszona, po czym szybko wyszła z salonu. Starałam się uporządkować myśli.
Angelique powiedziała „Merlinie”, czy mi się przesłyszało? Nie mogło mi się przesłyszeć. A jeśli tak powiedziała, to…
- Ginny! – dobiegł mnie krzyk Nicka.
- Już idę! – odkrzyknęłam, wstając i idąc w stronę kuchni.
Carl i Angelique siedzieli już przy stole. Trzymali się za ręce, patrząc sobie prosto w oczy. Angelique nadal wyglądała na przestraszoną. Carl nie wyglądał inaczej niż w momencie, w którym weszłam do salonu. Nick właśnie nakładał na duży talerz zapiekanki z patelni. Zapach był przecudny, ale nie był w stanie odwrócić mojej uwagi od Angelique. Usiadłam przy stole bez większego entuzjazmu i zapatrzyłam się w swój talerz. Czy Angelique użyła tego słowa przypadkowo? Odruchowo? Usłyszałam, że Nick coś do mnie mówi. Zerknęłam w górę i okazało się, że stoi nade mną z dzbankiem soku pomarańczowego. Zasłaniałam mu dostęp do postawionej przede mną szklanki. Odsunęłam się kawałek, ułatwiając mu zadanie.
- Więc… Ginny… Masz rodzeństwo? – usłyszałam głos Carla. Po raz pierwszy odezwał się bezpośrednio do mnie.
- Tak, sześciu braci.
- Sześciu? – Wzbudziłam tym wyznaniem zainteresowanie całej trójki. – Żartujesz.
- Nie, naprawdę. – Uśmiechnęłam się lekko, sięgając po szklankę i upijając łyk. Z tych wszystkich wrażeń zaschło mi w ustach.
Zaczęli mnie wypytywać. Później każdy opowiedział o swoim rodzeństwie. Nick był jedynakiem. Angelique miała starszą siostrę, której nie widziała od trzech lat. Carl miał młodszego brata i siostrę. No a ja moją szóstkę.
Odniosłam wrażenie, że cała trójka próbuje mnie zagadać na siłę. Nie rozumiałam, dlaczego. Zadawali błahe pytania, na przykład jaki jest mój ulubiony kolor, a później porównywali go ze swoimi. Następnie skończyło się jedzenie (swoją drogą nadal byłam pod wrażeniem umiejętności kucharskich Nicka), a Carl i Angelique stwierdzili, że muszą jeszcze wyskoczyć na małe zakupy i w ten oto sposób zostałam sama z Nickiem. Tylko o tym marzyłam.
- Wiesz… - zaczęłam, kiedy zmywał naczynia. – Odniosłam wrażenie, że twoi przyjaciele myślą, że coś jest między nami. Tak przynajmniej dała mi do zrozumienia Angelique.
Nie wierzyłam, że właśnie to powiedziałam. Walnąć głową o stół, tylko do tego się nadaję. Ale musiałam przełamać czymś ciszę.
Nick znieruchomiał na chwilę, ale tylko na chwilę.
- Nie przejmuj się Angie – powiedział, odstawiając wytarty przed chwilą talerz do szafki. – Ona w każdej dziewczynie widzi moją przyszłą żonę. – Zaśmiał się trochę sztucznie, ale wychwyciłam to tylko dlatego, że byłam bardzo skupiona na każdym jego ruchu, wyrazie twarzy, intonacji głosu.
- To dziwne – mruknęłam. – Nie do końca rozumiem, dlaczego…
- Jest bardzo opiekuńcza – wyjaśnił Nick, zabierając się do wycierania kolejnego z rzędu talerza. – I chyba chce coś sobie udowodnić.
- Co takiego? – zaciekawiłam się.
Wzruszył ramionami.
- Żebym to ja wiedział. Ale pomówmy o czymś innym. Co u ciebie? Dobrze się czujesz?
- Tak – odpowiedziałam, trochę zła, że zmienia temat. – Wszystko dobrze. A u ciebie?
- Też dobrze – stwierdził ostrożnie, żeby już za chwilę ponownie zmienić temat. – A powiesz mi, dlaczego jesteś u mnie dopiero teraz?
Skąd ja to znałam? Już wcześniej zaczynał mówić o czymś innym, gdy tylko za dużo chciałam o nim wiedzieć. Niepokoiło mnie to trochę. Przecież byliśmy teraz przyjaciółmi! Chyba.
Westchnęłam i postanowiłam odpowiedzieć na jego pytanie.
- Szczerze mówiąc, trochę bałam się twojej reakcji na mój widok.
- A to dlaczego? – Wyczułam w jego głosie szczere zdziwienie, pomieszane z naganą.
- Hm…No wiesz, ten brzuch… Sama jestem w szoku, dziecko tak szybko rośnie… Jeszcze niedawno nie było nic a nic widać.
Nick odezwał się dopiero po chwili. Wydawało mi się, że rozważał, co powinien powiedzieć.
- Tak, rzeczywiście trochę się zdziwiłem. Ale nie rozumiem, czego się bałaś.
Machnęłam ręką.
- Nieważne. Ważne, że jestem.
W końcu odwrócił się w moją stronę, z uśmiechem na twarzy.
- Wierz mi lub nie, ale nawet gdyby wyrosła ci druga głowa, i tak bym cię lubił.
Zaśmiałam się.
- To bardzo miło z twojej strony.

* * *

Wracałam do domu z głową pełną myśli. Dzisiejszy dzień był pełen różnych dziwnych zdarzeń i niedopowiedzeń. Musiałam wszystko sobie dokładnie przemyśleć. Dlatego też nie pozwoliłam Nickowi się odprowadzić, chociaż nalegał.
Gdy wreszcie zobaczyłam majaczącą w oddali Norę, byłam już pewna trzech rzeczy.
Po pierwsze, Nick coś przede mną ukrywał, nie od teraz, ale od zawsze. A jego przyjaciele również o tym wiedzieli.
Po drugie, Carl nie pałał do mnie zbytnią sympatią, a jego wypowiedzi były wymuszone. Nie rozumiałam, dlaczego tak jest, przecież wyglądał na dość miłą osobę.
   Po trzecie, Angelique coś ukrywała, nie tylko coś związanego z Nickiem. Według moich przypuszczeń, była czarownicą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)