piątek, 9 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 12. Ucieczka



Z mamą nie poszło źle. Było trochę krzyków, płaczu, uścisków. Nie będę się nad tym specjalnie rozwodzić. Ważne jest to, że mam nadal dach nad głową, no i mam dokąd wrócić w przyszłym miesiącu. A także gdzie wychować dziecko. Tak nagle wszystko stało się o wiele prostsze. Tak po prostu.
Mama zobowiązała się, że powie tacie. Wyobrażała sobie, jak bardzo jest to dla mnie niekomfortowe. Poza tym była na mnie trochę zła, że nie powiedziałam jej od razu, ale też wpadła w poczucie winy, kiedy wyznałam jej, jak bardzo bałam się jej reakcji. Zalała się łzami i stwierdziła, że jest złą matką, skoro tak się jej obawiałam, i nie pomogło moje zdanie, że jest wspaniała. Za to porządny ochrzan dostało mi się za robienie pewnych rzeczy w nieodpowiednim wieku, zostałam odcięta od kieszonkowych aż do lata, ale ogólnie było całkiem nieźle. No bo hej, mogło być gorzej!
Ach, no i zapomniałabym o najważniejszym. Moja największa życiowa kara - muszę powiadomić każdego z braci. Koszmar czas zacząć! Ale na szczęście nie dostałam terminu odtąd dotąd, kiedy mam im powiedzieć, więc zdecydowałam się na błyskawiczną ucieczkę z domu, żeby spotkać się z Nickiem.
Droga jakoś szybko mi upłynęła, szybciej niż zwykle. A może po prostu szybciej szłam? W każdym razie na miejscu byłam przed czasem, zdecydowałam się więc na przechadzkę po parku. Nie był duży, ale za to przepiękny. Pełno zieleni, staw z kaczkami i łabędziami, drewniane ławki o pięknych, zdobionych oparciach. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim wzorem, na ogół parkowe ławki są takie bardziej… zwyczajne. Spacerując tak po wysypanej kamyczkami dróżce, straciłam zupełnie poczucie czasu. Wróciłam do rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy ktoś wyszeptał do mojego ucha przywitanie. Instynktownie podskoczyłam z krzykiem, a Nick wybuchnął wariackim śmiechem. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- I to cię bawi? Chcesz, żebym dostała zawału?
- Żebyś tylko widziała swoją minę - wykrztusił, poważniejąc, ale już po chwili znów śmiał się wniebogłosy.
Nie wytrzymałam z kamienną twarzą. Śmiech Nicka był zaraźliwy, więc już po chwili śmiałam się razem z nim. Przestaliśmy, kiedy zorientowaliśmy się, że ludzie dziwnie na nas patrzą, i umknęliśmy na którąś z ławek osłoniętych gałęziami ogromnej wierzby płaczącej.
Czas spędzony z Nickiem nie był czasem straconym. Nie, na pewno nie. Z nim było kupę śmiechu, potrafił zażartować ze wszystkiego, w dodatku w taki sposób, że wszystko stawało się prostsze. Ponadto był bardzo dobrym słuchaczem. Z niewyjaśnionych powodów budził moje zaufanie. Zanim się zorientowałam, już opowiedziałam mu o swoim małym problemie, ze wszystkimi szczegółami, od początku do końca. Zataiłam tylko, do jakiej szkoły chodzę.
- Masz bardzo wyrozumiałego dyrektora - stwierdził, zadumany. - Pewnie jest stary i bardzo mądry, a na dodatek zdobył sobie szacunek wśród uczniów, czyż nie? - spojrzał na mnie znacząco.
To była jedna z chwil, kiedy zastanawiałam się, czy on nie wie przypadkiem, kim ja jestem. Ale zawsze, kiedy miałam takie wrażenie, robił lub mówił coś, co zupełnie zbijało mnie z tropu.
- U mnie w szkole też była taka dziewczyna, tyle że dyrektorem był młody gbur, który bez skrupułów ją wywalił.
- A nie powinno być na odwrót? - zastanawiałam się. - To chyba młodsi powinni być bardziej tolerancyjni, prawda? Bardziej zbliżeni naszym czasom. A tu taka niespodzianka!
- Może po prostu twój dyrektor dużo już w życiu przeżył i nic nie jest w stanie go zaskoczyć?
Tak, z nim wszystko było prostsze. Takie wytłumaczenie w zupełności mi wystarczyło, a ponadto zaczęłam się głowić, dlaczego wcześniej na nie nie wpadłam. Odpowiedź była prosta - nie miałam takiego daru do rozgryzania ludzi, jak Nick, który już po niedługim czasie oświadczył:
- Wydaje mi się, że nie jesteś sobą, że tak naprawdę jesteś inna.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Masz rację - stwierdziłam po krótkiej chwili. - Masz absolutną rację. Nie wiem, kim jest ta osoba, która siedzi koło ciebie na ławce.
- Więc dlaczego nie odnajdziesz tamtej prawdziwej siebie?
Och tak, w świecie Nicka wszystko było proste. Ale musiałam go tym razem rozczarować.
- To nie jest takie łatwe.
- Dlaczego?
- Widzisz... - Zaczęłam wykręcać sobie palce. Ze zdziwieniem zauważyłam teraz, że zawsze tak robię, kiedy próbuję wyjaśnić coś trudnego. - Chyba trochę się w tym wszystkim pogubiłam.
- Tak, pogubić się jest łatwo, ale teraz musisz się odnaleźć.
Uśmiechnęłam się do niego. Zaczynałam wierzyć, że to rzeczywiście takie proste.
- A pomożesz mi? - spytałam.
- Jasne, kiedy tylko chcesz. Od jutra zaczynamy?
Posmutniałam.
- Nie wiem, czy jutro będę mogła wyrwać się z domu.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Do mojego brata przyjeżdżają dzisiaj szkolni przyjaciele, tak się składa, że Hermiona, jego dziewczyna, była kiedyś i moją przyjaciółką, więc mama uważa, że powinnyśmy spędzać czas razem - pożaliłam się.
- Nie opowiadałaś o niej. Co się stało, że już się nie przyjaźnicie?
Uśmiechnęłam się blado.
- Wszystko zaczęło się od takiej jednej głupoty. Harry, ten chłopak, o którym ci opowiadałam... Nawiasem mówiąc on też przyjeżdża.
Nick wyglądał na wstrząśniętego.
- Biedna dziewczyno. Ty chyba przyciągasz pecha.
- Możliwe. W każdym razie ciągle zwierzałam się Hermionie z uczucia do niego, a jej to się w końcu znudziło. Szczerze mówiąc, nie dziwię się, byłam nieznośna. Pokłóciłyśmy się, padło wiele niemiłych słów, a później omijałyśmy się szerokim łukiem. I tak już pozostało.
- Nie żałujesz?
Zastanowiłam się nad tym. Nie wiedzieć czemu, nigdy nie przyszło mi do głowy, że to, co czasem czuję na jej widok, jest żalem, że nasza przyjaźń skończyła się przez taką głupotę.
- Żałuję jak nie wiem - stwierdziłam w końcu. - Ale co się stało, to się nie odstanie.
- Nie, nie mów tak! - wykrzyknął nagle Nick. Zmarszczyłam czoło. - Nie możesz się poddawać. Kiedyś byłyście przyjaciółkami, dlaczego teraz też nie możecie?
I to także było proste. Tyle że niewykonalne.
- Nick, nie przyjaźnimy się od dobrych ośmiu miesięcy. Nie da się tak nagle wszystkiego naprawić.
Pokręcił głową.
- Właśnie, że się da, trzeba tylko chcieć.
- A może ja nie chcę? - mruknęłam.
- Więc najpierw zastanów się, czego chcesz.
Chyba rzeczywiście powinnam. Od jakiegoś czasu miałam jasno określone cele: powiedzieć mamie, donosić ciążę, wychować dziecko. I nic poza tym. Czyżbym zaniedbywała całe swoje życie? Wszystko to, co już przeżyłam?
- Nie wiem, czego chcę.
- I to chyba twój największy problem.
- Chyba powinnam zacząć się nad tym zastanawiać.
- Dobra myśl.
- A tak poza tym... Czemu nie opowiesz czegoś o sobie?
Spojrzał na mnie, zbity z tropu.
- A co chciałabyś wiedzieć? - spytał.
- Może jakaś mroczna przeszłość? Choć nie wiem, czy mi dorównasz. - Uśmiechnęłam się. Skoro zaczynałam krytycznie patrzeć na ciążę, to może wszystko zmierzało w dobrym kierunku do odzyskania równowagi?
- Jeździłem konno - stwierdził.
- I to ma być mroczne? Phi - zakpiłam. Nie mogłam się powstrzymać.
- Poczekaj, historia dopiero się rozkręca. Nie przerywaj - zażartował, kiedy otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć.
- Zamieniam się w słuch - zapewniłam, mimo jego zakazu.
Rzucił mi mordercze spojrzenie.
- Wszystko zaczęło się, kiedy miałem siedem lat. Zobaczyłem w telewizji wyścigi konne i zapragnąłem też tak jeździć. Mama była przeciwna, bała się koni. Mimo jej sprzeciwów, kiedy miałem dwanaście lat, poszedłem do pobliskiej stadniny, żeby podpatrzeć pracę stajennych. Dziwnym trafem zobaczyłem dziewczynkę, która czyściła konia. Była niziutka i bardzo drobna, ale spodobał mi się jej sposób patrzenia na zwierzę, z taką czułością. Podszedłem do niej, żeby się przywitać. To była Angelique. Wiesz, taka miłość od dziecka. To śmieszne.
- Nieprawda, urocze - sprzeciwiłam się. - Zawsze marzyłam o czymś takim. - I była to najprawdziwsza prawda. Zakochałam się w Harrym mając dziesięć lat i od tamtej pory myślałam, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Życie jednak pokazało, jak bardzo się myliłam.
- Mimo wszystko to banalne.
- Jak sobie chcesz. - Dla mnie wcale nie było to banalne.
- W każdym razie Angelique załatwiła mi ciekawy układ z właścicielem, miałem sprzątać w stajni, a w zamian pobierałem darmowe lekcje jazdy. Przez rok mama się nie zorientowała, a ja jeździłem coraz lepiej. Mój trener, pan Peterson, twierdził, że mam przed sobą wspaniałą przyszłość. Wróżył mi wiele zwycięskich wyścigów. Zapisał mnie na pierwszy wyścig w mojej kategorii wiekowej. Byłem podekscytowany, cieszyłem się, że spełnię swoje marzenie, ale okazało się, że potrzebuję zgody rodziców. I tu zaczęły się schody, bo mama nie wiedziała, że jeżdżę. W końcu powiedziałem jej, miałem nadzieję, że zmięknie, ale dostałem wieczny szlaban na jazdę konną. Przez miesiąc nie pokazywałem się w stajni, aż w końcu pan Peterson przyszedł do mnie do domu. Odbył rozmowę z mamą, ale nic to nie dało, była nieugięta. Przekonał mnie za to, że powinienem dalej przychodzić do stajni. Wymykałem się dwa razy w tygodniu i wszystko jakoś się układało, ale nadal nie wystartowałem w żadnym konkursie. Z czasem musiałem ograniczyć moje hobby, bo w roku szkolnym nie było mnie w domu, przychodziłem tylko w wakacje. Kilka miesięcy temu skończyłem osiemnaście lat i mogłem wystartować bez zgody mamy. To była dla mnie wielka szansa, niestety, mama o wszystkim się dowiedziała, przed wyścigiem podeszła do mnie, żeby wykrzyczeć wszystkie swoje żale. Z całej tej rozmowy wyszło tyle, że mama odeszła zapłakana, krzycząc, że jeśli wystartuję, nie mam po co wracać do domu. Byłem zdenerwowany, nie zamierzałem ustąpić. Podczas wyścigu miałem wypadek.
Podniósł bluzę, ukazując na prawym boku dwie długie szramy.
- Było sporo krwi. Lekarze bali się, że mnie nie odratują. Dwa połamane żebra, zwichnięty nadgarstek i skręcona kostka. To i tak lepiej niż mój koń. Trzeba było go uśpić.
- Boże - jęknęłam, po czym zorientowałam się, że policzki mam mokre od łez.
Nick zerknął na mnie.
- Hej, spokojnie, nic mi nie jest, zobacz. - Wstał i okręcił się wokół własnej osi, ale to nic nie dało. Nadal szlochałam. Chyba ciąża źle wpływała na moją wrażliwość.
- I co dalej? - spytałam. - Co się stało?
- Długa rehabilitacja i już nigdy nie wsiądę na konia. - Wzruszył ramionami, jakby nie za bardzo go to obchodziło. - Przede wszystkim przez wiele, wiele lat jeździłem na moim Kasztanku, a jak już go nie ma, cała jazda nie ma sensu.
Ukryłam twarz w dłoniach i zapłakałam. Nick usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Nie powinienem był ci tego mówić. Przepraszam.
- Powinieneś - zaprzeczyłam.
- Nie, nie powinienem. Płaczesz.
- No to co - zawyłam w jego ramię.
- I moczysz mi bluzę.
Parsknęłam śmiechem przez łzy i odsunęłam się od niego.
- Masz chusteczkę? - spytałam.
- Po co, przecież masz moją bluzę - oświadczył uroczyście.
Zaśmiałam się.
- To co, wybaczysz mi, że ci to opowiedziałem?
Kiwnęłam głową.
- Jasne. Ale tylko pod warunkiem, że opowiesz mi dokładnie, jak to było z Angelique.
Westchnął.
- To naprawdę nic ciekawego.
- No pewnie, tej historii to w ogóle do pięt nie dorasta. - Otarłam łzy rękawem. - W każdym razie masz szansę poprawienia mi humoru.
Wywrócił oczami.
- Niech ci będzie. - Zamyślił się, a później zaczął opowiadać. - W stajni zaprzyjaźniłem się z Angelique. Razem wszystko sprzątaliśmy, poza tym okazało się, że chodzimy do tej samej szkoły. Była tylko w niższej klasie. Młodsza o rok. Często rozmawialiśmy na różne tematy, przez kilka lat bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Kiedy miałem szesnaście lat, poczułem coś do niej. Powiedziałem jej o tym, a ona stwierdziła, że też coś do mnie czuje.
- Poczekaj - zarządziłam. - Tak po prostu, wprost jej powiedziałeś?
- Tak.
- Nie wierzę.
- I słusznie. Zwlekałem chyba ze dwa miesiące, aż w końcu powiedziałem jej to przez telefon.
- Romantyczne to to nie było.
- Wiem i żałuję. Nie skomentowała tego wtedy, dopiero kilka dni później, w stajni, zaproponowała, żebyśmy poszli gdzieś do restauracji. I tam mi powiedziała. Tak oto zostaliśmy parą.
- Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś ciekawszego - stwierdziłam.
Wzruszył ramionami.
- Co ci poradzę, że najciekawszą historię już słyszałaś?
- A jak się rozstaliście? - zainteresowałam się.
Westchnął.
- Jeśli to dla ciebie ciężkie, to nie mów - powiedziałam szybko, kiedy tylko się zorientowałam, że tak w istocie może być. Moja wstrętna ciekawość.
- Nie, nie, w porządku, już mi przeszło - zapewnił. - To było przed tym pechowym wyścigiem. Między nami zaczęło się psuć, ciągle się kłóciliśmy o głupoty. Nie było jej wtedy na widowni, i bardzo dobrze, przynajmniej nie musiała oglądać mojej porażki. Po wypadku czuła się winna, widziałem to, męczyła się, ale nie chciała mnie zostawić. Nie czułem się najlepiej, pod ciągłym nadzorem, te wszystkie rehabilitacje... Pokłóciliśmy się, a ona wyznała, że od kilku miesięcy spotyka się z Carlem, moim szkolnym przyjacielem.
- Już jej nie lubię - stwierdziłam. Jak tak można? Jeszcze żeby Carl był kimś obcym dla Nicka, to może i bym zrozumiała, ale przyjaciel?
- Przestań, różnie się w życiu zdarza.
- To nic nie zmienia.
- Nie mam do niej żalu.
To wyglądało szczerze. Może rzeczywiście nie cierpiał z tego powodu?
- Czemu się z nimi przyjaźnisz? - spytałam.
- A czemu nie?
- A czemu tak?
- Lubię ich. I, jak mówiłem, nie mam żalu.
Przyjrzałam mu się podejrzliwie. Cała jego sytuacja była dziwna. Może nawet trochę naciągana. Nie potrafiłabym teraz przyjaźnić się z Harrym i Parvati, choć tak właściwie nic mnie z Harrym nie łączyło, a co dopiero wtedy, kiedy byłabym jego dziewczyną przez dwa lata. Ale może po prostu Nick ma inną osobowość? To dobry człowiek, coś mi mówiło. Chyba nawet za dobry.
- Ale już późno - jęknęłam, zerkając na zegarek. - Tak dobrze mi się z tobą rozmawia, że chyba troszkę się zagapiłam. Muszę wracać na obiad. Przepraszam.
- To może cię odprowadzę? - zaproponował.
- Czemu nie. - Wzruszyłam ramionami. - Tylko bez przystanków na drodze, bo mi się śpieszy - zażartowałam.
Mimo obaw, bardzo szybko dotarłam do domu. Nick odprowadził mnie prawie pod same drzwi i dopiero wtedy zawrócił. Wydawało mi się to normalne, dopóki wchodząc do domu nie natknęłam się na czerwonego jak burak Rona.
- Kto to był?! - wykrzyknął.
- Znajomy.
- To ten, który zrobił ci dziecko?!
Stanęłam jak wryta. Więc Ron już wiedział? Skąd? Mama mu powiedziała? Jakie to niesprawiedliwe, że posądził akurat Nicka!
- Nie, nie ten! - krzyknęłam. - To moja prywatna sprawa, a tobie nic do tego!
- Czy zdajesz sobie sprawę, że zostanę wujkiem w wieku osiemnastu lat, a na dodatek matką będzie moja najmłodsza siostra?!
- Tak, zdaję sobie sprawę, a ty się uspokój!
- Powiedz mi tylko, który to, a zabiję sukin...
Zagotowało się we mnie.
- Ron, zamknij się! Nie waż się nawet ingerować w MOJE życie i w MOJE sprawy!
- Jak mam nie robić nic, kiedy ty będziesz miała bachora!
Przegiął strunę. Trzepnęłam go otwartą dłonią w policzek.
- Nie waż się mówić w ten sposób o moim dziecku!
- Co takiego?! - usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się. Z kuchni wyglądały głowy Freda, George'a, Harry'ego i Hermiony. Tego było już za wiele. Pognałam w stronę schodów, łkając.
- DAJCIE MI SPOKÓJ!!! - krzyknęłam jeszcze.
Wpadłam do swojego pokoju i sięgnęłam do szafy po plecak. Zaczęłam pakować rzeczy na chybił trafił, po czym zeszłam do ogrodu po bluszczu obrastającym ścianę. Pobiegłam przed siebie, ledwo widząc drogę.
- Nick, NICK! - zawołałam, kiedy niedaleko zamajaczyła postać chłopaka.
Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, rzuciłam mu się w ramiona i zapłakałam głośno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)