Z mamą nie
poszło źle. Było trochę krzyków, płaczu, uścisków. Nie będę się nad tym specjalnie
rozwodzić. Ważne jest to, że mam nadal dach nad głową, no i mam dokąd wrócić w
przyszłym miesiącu. A także gdzie wychować dziecko. Tak nagle wszystko stało
się o wiele prostsze. Tak po prostu.
Mama
zobowiązała się, że powie tacie. Wyobrażała sobie, jak bardzo jest to dla mnie
niekomfortowe. Poza tym była na mnie trochę zła, że nie powiedziałam jej od
razu, ale też wpadła w poczucie winy, kiedy wyznałam jej, jak bardzo bałam się
jej reakcji. Zalała się łzami i stwierdziła, że jest złą matką, skoro tak się
jej obawiałam, i nie pomogło moje zdanie, że jest wspaniała. Za to porządny
ochrzan dostało mi się za robienie pewnych rzeczy w nieodpowiednim wieku,
zostałam odcięta od kieszonkowych aż do lata, ale ogólnie było całkiem nieźle.
No bo hej, mogło być gorzej!
Ach, no i
zapomniałabym o najważniejszym. Moja największa życiowa kara - muszę powiadomić
każdego z braci. Koszmar czas zacząć! Ale na szczęście nie dostałam terminu odtąd
dotąd, kiedy mam im powiedzieć, więc zdecydowałam się na błyskawiczną ucieczkę
z domu, żeby spotkać się z Nickiem.
Droga jakoś
szybko mi upłynęła, szybciej niż zwykle. A może po prostu szybciej szłam? W
każdym razie na miejscu byłam przed czasem, zdecydowałam się więc na
przechadzkę po parku. Nie był duży, ale za to przepiękny. Pełno zieleni, staw z
kaczkami i łabędziami, drewniane ławki o pięknych, zdobionych oparciach.
Jeszcze nigdy nie spotkałam się z takim wzorem, na ogół parkowe ławki są takie
bardziej… zwyczajne. Spacerując tak po wysypanej kamyczkami dróżce, straciłam
zupełnie poczucie czasu. Wróciłam do rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy ktoś
wyszeptał do mojego ucha przywitanie. Instynktownie podskoczyłam z krzykiem, a
Nick wybuchnął wariackim śmiechem. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- I to cię
bawi? Chcesz, żebym dostała zawału?
- Żebyś tylko
widziała swoją minę - wykrztusił, poważniejąc, ale już po chwili znów śmiał się
wniebogłosy.
Nie wytrzymałam
z kamienną twarzą. Śmiech Nicka był zaraźliwy, więc już po chwili śmiałam się
razem z nim. Przestaliśmy, kiedy zorientowaliśmy się, że ludzie dziwnie na nas
patrzą, i umknęliśmy na którąś z ławek osłoniętych gałęziami ogromnej wierzby
płaczącej.
Czas spędzony z
Nickiem nie był czasem straconym. Nie, na pewno nie. Z nim było kupę śmiechu,
potrafił zażartować ze wszystkiego, w dodatku w taki sposób, że wszystko
stawało się prostsze. Ponadto był bardzo dobrym słuchaczem. Z niewyjaśnionych
powodów budził moje zaufanie. Zanim się zorientowałam, już opowiedziałam mu o
swoim małym problemie, ze wszystkimi szczegółami, od początku do końca.
Zataiłam tylko, do jakiej szkoły chodzę.
- Masz bardzo
wyrozumiałego dyrektora - stwierdził, zadumany. - Pewnie jest stary i bardzo
mądry, a na dodatek zdobył sobie szacunek wśród uczniów, czyż nie? - spojrzał
na mnie znacząco.
To była jedna z
chwil, kiedy zastanawiałam się, czy on nie wie przypadkiem, kim ja jestem. Ale
zawsze, kiedy miałam takie wrażenie, robił lub mówił coś, co zupełnie zbijało
mnie z tropu.
- U mnie w
szkole też była taka dziewczyna, tyle że dyrektorem był młody gbur, który bez
skrupułów ją wywalił.
- A nie powinno
być na odwrót? - zastanawiałam się. - To chyba młodsi powinni być bardziej
tolerancyjni, prawda? Bardziej zbliżeni naszym czasom. A tu taka niespodzianka!
- Może po
prostu twój dyrektor dużo już w życiu przeżył i nic nie jest w stanie go
zaskoczyć?
Tak, z nim
wszystko było prostsze. Takie wytłumaczenie w zupełności mi wystarczyło, a
ponadto zaczęłam się głowić, dlaczego wcześniej na nie nie wpadłam. Odpowiedź
była prosta - nie miałam takiego daru do rozgryzania ludzi, jak Nick, który już
po niedługim czasie oświadczył:
- Wydaje mi
się, że nie jesteś sobą, że tak naprawdę jesteś inna.
Spojrzałam na
niego ze zdziwieniem.
- Masz rację -
stwierdziłam po krótkiej chwili. - Masz absolutną rację. Nie wiem, kim jest ta
osoba, która siedzi koło ciebie na ławce.
- Więc dlaczego
nie odnajdziesz tamtej prawdziwej siebie?
Och tak, w
świecie Nicka wszystko było proste. Ale musiałam go tym razem rozczarować.
- To nie jest
takie łatwe.
- Dlaczego?
- Widzisz... -
Zaczęłam wykręcać sobie palce. Ze zdziwieniem zauważyłam teraz, że zawsze tak
robię, kiedy próbuję wyjaśnić coś trudnego. - Chyba trochę się w tym wszystkim
pogubiłam.
- Tak, pogubić
się jest łatwo, ale teraz musisz się odnaleźć.
Uśmiechnęłam
się do niego. Zaczynałam wierzyć, że to rzeczywiście takie proste.
- A pomożesz
mi? - spytałam.
- Jasne, kiedy
tylko chcesz. Od jutra zaczynamy?
Posmutniałam.
- Nie wiem, czy
jutro będę mogła wyrwać się z domu.
- Dlaczego? -
zdziwił się.
- Do mojego
brata przyjeżdżają dzisiaj szkolni przyjaciele, tak się składa, że Hermiona,
jego dziewczyna, była kiedyś i moją przyjaciółką, więc mama uważa, że
powinnyśmy spędzać czas razem - pożaliłam się.
- Nie
opowiadałaś o niej. Co się stało, że już się nie przyjaźnicie?
Uśmiechnęłam
się blado.
- Wszystko
zaczęło się od takiej jednej głupoty. Harry, ten chłopak, o którym ci opowiadałam...
Nawiasem mówiąc on też przyjeżdża.
Nick wyglądał
na wstrząśniętego.
- Biedna
dziewczyno. Ty chyba przyciągasz pecha.
- Możliwe. W
każdym razie ciągle zwierzałam się Hermionie z uczucia do niego, a jej to się w
końcu znudziło. Szczerze mówiąc, nie dziwię się, byłam nieznośna. Pokłóciłyśmy
się, padło wiele niemiłych słów, a później omijałyśmy się szerokim łukiem. I
tak już pozostało.
- Nie żałujesz?
Zastanowiłam
się nad tym. Nie wiedzieć czemu, nigdy nie przyszło mi do głowy, że to, co
czasem czuję na jej widok, jest żalem, że nasza przyjaźń skończyła się przez
taką głupotę.
- Żałuję jak
nie wiem - stwierdziłam w końcu. - Ale co się stało, to się nie odstanie.
- Nie, nie mów
tak! - wykrzyknął nagle Nick. Zmarszczyłam czoło. - Nie możesz się poddawać.
Kiedyś byłyście przyjaciółkami, dlaczego teraz też nie możecie?
I to także było
proste. Tyle że niewykonalne.
- Nick, nie
przyjaźnimy się od dobrych ośmiu miesięcy. Nie da się tak nagle wszystkiego naprawić.
Pokręcił głową.
- Właśnie, że
się da, trzeba tylko chcieć.
- A może ja nie
chcę? - mruknęłam.
- Więc najpierw
zastanów się, czego chcesz.
Chyba
rzeczywiście powinnam. Od jakiegoś czasu miałam jasno określone cele: powiedzieć
mamie, donosić ciążę, wychować dziecko. I nic poza tym. Czyżbym zaniedbywała
całe swoje życie? Wszystko to, co już przeżyłam?
- Nie wiem,
czego chcę.
- I to chyba
twój największy problem.
- Chyba
powinnam zacząć się nad tym zastanawiać.
- Dobra myśl.
- A tak poza
tym... Czemu nie opowiesz czegoś o sobie?
Spojrzał na
mnie, zbity z tropu.
- A co
chciałabyś wiedzieć? - spytał.
- Może jakaś
mroczna przeszłość? Choć nie wiem, czy mi dorównasz. - Uśmiechnęłam się. Skoro
zaczynałam krytycznie patrzeć na ciążę, to może wszystko zmierzało w dobrym kierunku
do odzyskania równowagi?
- Jeździłem
konno - stwierdził.
- I to ma być
mroczne? Phi - zakpiłam. Nie mogłam się powstrzymać.
- Poczekaj,
historia dopiero się rozkręca. Nie przerywaj - zażartował, kiedy otworzyłam
usta, żeby coś powiedzieć.
- Zamieniam się
w słuch - zapewniłam, mimo jego zakazu.
Rzucił mi
mordercze spojrzenie.
- Wszystko
zaczęło się, kiedy miałem siedem lat. Zobaczyłem w telewizji wyścigi konne i
zapragnąłem też tak jeździć. Mama była przeciwna, bała się koni. Mimo jej
sprzeciwów, kiedy miałem dwanaście lat, poszedłem do pobliskiej stadniny, żeby
podpatrzeć pracę stajennych. Dziwnym trafem zobaczyłem dziewczynkę, która
czyściła konia. Była niziutka i bardzo drobna, ale spodobał mi się jej sposób
patrzenia na zwierzę, z taką czułością. Podszedłem do niej, żeby się przywitać.
To była Angelique. Wiesz, taka miłość od dziecka. To śmieszne.
- Nieprawda,
urocze - sprzeciwiłam się. - Zawsze marzyłam o czymś takim. - I była to najprawdziwsza
prawda. Zakochałam się w Harrym mając dziesięć lat i od tamtej pory myślałam,
że jesteśmy sobie przeznaczeni. Życie jednak pokazało, jak bardzo się myliłam.
- Mimo wszystko
to banalne.
- Jak sobie
chcesz. - Dla mnie wcale nie było to banalne.
- W każdym
razie Angelique załatwiła mi ciekawy układ z właścicielem, miałem sprzątać w
stajni, a w zamian pobierałem darmowe lekcje jazdy. Przez rok mama się nie
zorientowała, a ja jeździłem coraz lepiej. Mój trener, pan Peterson, twierdził,
że mam przed sobą wspaniałą przyszłość. Wróżył mi wiele zwycięskich wyścigów.
Zapisał mnie na pierwszy wyścig w mojej kategorii wiekowej. Byłem
podekscytowany, cieszyłem się, że spełnię swoje marzenie, ale okazało się, że
potrzebuję zgody rodziców. I tu zaczęły się schody, bo mama nie wiedziała, że
jeżdżę. W końcu powiedziałem jej, miałem nadzieję, że zmięknie, ale dostałem
wieczny szlaban na jazdę konną. Przez miesiąc nie pokazywałem się w stajni, aż
w końcu pan Peterson przyszedł do mnie do domu. Odbył rozmowę z mamą, ale nic
to nie dało, była nieugięta. Przekonał mnie za to, że powinienem dalej
przychodzić do stajni. Wymykałem się dwa razy w tygodniu i wszystko jakoś się
układało, ale nadal nie wystartowałem w żadnym konkursie. Z czasem musiałem
ograniczyć moje hobby, bo w roku szkolnym nie było mnie w domu, przychodziłem
tylko w wakacje. Kilka miesięcy temu skończyłem osiemnaście lat i mogłem
wystartować bez zgody mamy. To była dla mnie wielka szansa, niestety, mama o
wszystkim się dowiedziała, przed wyścigiem podeszła do mnie, żeby wykrzyczeć
wszystkie swoje żale. Z całej tej rozmowy wyszło tyle, że mama odeszła
zapłakana, krzycząc, że jeśli wystartuję, nie mam po co wracać do domu. Byłem
zdenerwowany, nie zamierzałem ustąpić. Podczas wyścigu miałem wypadek.
Podniósł bluzę,
ukazując na prawym boku dwie długie szramy.
- Było sporo
krwi. Lekarze bali się, że mnie nie odratują. Dwa połamane żebra, zwichnięty
nadgarstek i skręcona kostka. To i tak lepiej niż mój koń. Trzeba było go
uśpić.
- Boże -
jęknęłam, po czym zorientowałam się, że policzki mam mokre od łez.
Nick zerknął na
mnie.
- Hej,
spokojnie, nic mi nie jest, zobacz. - Wstał i okręcił się wokół własnej osi,
ale to nic nie dało. Nadal szlochałam. Chyba ciąża źle wpływała na moją
wrażliwość.
- I co dalej? -
spytałam. - Co się stało?
- Długa
rehabilitacja i już nigdy nie wsiądę na konia. - Wzruszył ramionami, jakby nie
za bardzo go to obchodziło. - Przede wszystkim przez wiele, wiele lat jeździłem
na moim Kasztanku, a jak już go nie ma, cała jazda nie ma sensu.
Ukryłam twarz w
dłoniach i zapłakałam. Nick usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Nie
powinienem był ci tego mówić. Przepraszam.
- Powinieneś -
zaprzeczyłam.
- Nie, nie
powinienem. Płaczesz.
- No to co -
zawyłam w jego ramię.
- I moczysz mi
bluzę.
Parsknęłam
śmiechem przez łzy i odsunęłam się od niego.
- Masz
chusteczkę? - spytałam.
- Po co,
przecież masz moją bluzę - oświadczył uroczyście.
Zaśmiałam się.
- To co,
wybaczysz mi, że ci to opowiedziałem?
Kiwnęłam głową.
- Jasne. Ale
tylko pod warunkiem, że opowiesz mi dokładnie, jak to było z Angelique.
Westchnął.
- To naprawdę
nic ciekawego.
- No pewnie,
tej historii to w ogóle do pięt nie dorasta. - Otarłam łzy rękawem. - W każdym
razie masz szansę poprawienia mi humoru.
Wywrócił
oczami.
- Niech ci
będzie. - Zamyślił się, a później zaczął opowiadać. - W stajni zaprzyjaźniłem
się z Angelique. Razem wszystko sprzątaliśmy, poza tym okazało się, że chodzimy
do tej samej szkoły. Była tylko w niższej klasie. Młodsza o rok. Często
rozmawialiśmy na różne tematy, przez kilka lat bardzo się do siebie
zbliżyliśmy. Kiedy miałem szesnaście lat, poczułem coś do niej. Powiedziałem
jej o tym, a ona stwierdziła, że też coś do mnie czuje.
- Poczekaj -
zarządziłam. - Tak po prostu, wprost jej powiedziałeś?
- Tak.
- Nie wierzę.
- I słusznie.
Zwlekałem chyba ze dwa miesiące, aż w końcu powiedziałem jej to przez telefon.
- Romantyczne
to to nie było.
- Wiem i
żałuję. Nie skomentowała tego wtedy, dopiero kilka dni później, w stajni,
zaproponowała, żebyśmy poszli gdzieś do restauracji. I tam mi powiedziała. Tak
oto zostaliśmy parą.
- Szczerze
mówiąc, spodziewałam się czegoś ciekawszego - stwierdziłam.
Wzruszył
ramionami.
- Co ci
poradzę, że najciekawszą historię już słyszałaś?
- A jak się
rozstaliście? - zainteresowałam się.
Westchnął.
- Jeśli to dla
ciebie ciężkie, to nie mów - powiedziałam szybko, kiedy tylko się zorientowałam,
że tak w istocie może być. Moja wstrętna ciekawość.
- Nie, nie, w
porządku, już mi przeszło - zapewnił. - To było przed tym pechowym wyścigiem.
Między nami zaczęło się psuć, ciągle się kłóciliśmy o głupoty. Nie było jej
wtedy na widowni, i bardzo dobrze, przynajmniej nie musiała oglądać mojej
porażki. Po wypadku czuła się winna, widziałem to, męczyła się, ale nie chciała
mnie zostawić. Nie czułem się najlepiej, pod ciągłym nadzorem, te wszystkie
rehabilitacje... Pokłóciliśmy się, a ona wyznała, że od kilku miesięcy spotyka
się z Carlem, moim szkolnym przyjacielem.
- Już jej nie
lubię - stwierdziłam. Jak tak można? Jeszcze żeby Carl był kimś obcym dla Nicka,
to może i bym zrozumiała, ale przyjaciel?
- Przestań,
różnie się w życiu zdarza.
- To nic nie
zmienia.
- Nie mam do
niej żalu.
To wyglądało
szczerze. Może rzeczywiście nie cierpiał z tego powodu?
- Czemu się z
nimi przyjaźnisz? - spytałam.
- A czemu nie?
- A czemu tak?
- Lubię ich. I,
jak mówiłem, nie mam żalu.
Przyjrzałam mu
się podejrzliwie. Cała jego sytuacja była dziwna. Może nawet trochę naciągana.
Nie potrafiłabym teraz przyjaźnić się z Harrym i Parvati, choć tak właściwie
nic mnie z Harrym nie łączyło, a co dopiero wtedy, kiedy byłabym jego
dziewczyną przez dwa lata. Ale może po prostu Nick ma inną osobowość? To dobry
człowiek, coś mi mówiło. Chyba nawet za dobry.
- Ale już późno
- jęknęłam, zerkając na zegarek. - Tak dobrze mi się z tobą rozmawia, że chyba
troszkę się zagapiłam. Muszę wracać na obiad. Przepraszam.
- To może cię
odprowadzę? - zaproponował.
- Czemu nie. -
Wzruszyłam ramionami. - Tylko bez przystanków na drodze, bo mi się śpieszy -
zażartowałam.
Mimo obaw,
bardzo szybko dotarłam do domu. Nick odprowadził mnie prawie pod same drzwi i
dopiero wtedy zawrócił. Wydawało mi się to normalne, dopóki wchodząc do domu
nie natknęłam się na czerwonego jak burak Rona.
- Kto to był?!
- wykrzyknął.
- Znajomy.
- To ten, który
zrobił ci dziecko?!
Stanęłam jak
wryta. Więc Ron już wiedział? Skąd? Mama mu powiedziała? Jakie to niesprawiedliwe,
że posądził akurat Nicka!
- Nie, nie ten!
- krzyknęłam. - To moja prywatna sprawa, a tobie nic do tego!
- Czy zdajesz
sobie sprawę, że zostanę wujkiem w wieku osiemnastu lat, a na dodatek matką
będzie moja najmłodsza siostra?!
- Tak, zdaję
sobie sprawę, a ty się uspokój!
- Powiedz mi
tylko, który to, a zabiję sukin...
Zagotowało się
we mnie.
- Ron, zamknij
się! Nie waż się nawet ingerować w MOJE życie i w MOJE sprawy!
- Jak mam nie
robić nic, kiedy ty będziesz miała bachora!
Przegiął
strunę. Trzepnęłam go otwartą dłonią w policzek.
- Nie waż się
mówić w ten sposób o moim dziecku!
- Co takiego?!
- usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się.
Z kuchni wyglądały głowy Freda, George'a, Harry'ego i Hermiony. Tego było już
za wiele. Pognałam w stronę schodów, łkając.
- DAJCIE MI
SPOKÓJ!!! - krzyknęłam jeszcze.
Wpadłam do
swojego pokoju i sięgnęłam do szafy po plecak. Zaczęłam pakować rzeczy na
chybił trafił, po czym zeszłam do ogrodu po bluszczu obrastającym ścianę.
Pobiegłam przed siebie, ledwo widząc drogę.
- Nick, NICK! -
zawołałam, kiedy niedaleko zamajaczyła postać chłopaka.
Zanim zdążył
cokolwiek powiedzieć, rzuciłam mu się w ramiona i zapłakałam głośno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)