poniedziałek, 12 listopada 2012

Tylko ty jedyny: 31. Obojętne?



- Czy to twoja ostateczna decyzja?
Spojrzałam na nią i pokiwałam powoli głową. Miała łzy w oczach, a ja czułam, że w moich również się zbierają. I tak zwlekałam z przeprowadzką do końcówki sierpnia. Bardziej się już nie dało.
- Mamo, przecież będę cię odwiedzać - powtórzyłam spokojnie argument, który wysuwałam już po raz tysięczny. - I znając życie ty będziesz u mnie co dwa, trzy dni.
- U was - poprawiła, krzywiąc się. - Naprawdę nie wiem Ginny, nie rozumiem, dlaczego Malfoy?
Westchnęłam. O tym też z nią rozmawiałam.
- Draco i ja będziemy mieli dziecko - powiedziałam znudzonym głosem. - Wiem, że się mną zaopiekuje. Mną i dzieckiem.
Nie wiedziałam czemu, ale naprawdę szczerze w to wierzyłam. Pomimo tych wszystkich swoich wahań. Poza tym Draco musiał się jakoś zmienić od czasu, kiedy był uczniem Hogwartu. Świadczyła o tym sama chęć zajęcia się mną i dzieckiem, a także zaręczyny, pomijając wiele innych, istotnych drobiazgów i zachowań.
- Wolałabym, żebyś została w domu.
Wywróciłam oczami. Tak, to już wiedziałam. Dowiedziałam się o tym w dzień moich urodzin, kiedy po całej bijatyce wysłałam Draco do domu, żeby zmierzyć się z całą swoją rodziną. Kilka godzin później mama wzięła mnie na stronę i bardzo długo perswadowała mi wyprowadzkę. Ale się nie dałam.
- Mamooo… - jęknęłam i zrobiłam zbolałą minę. Zacisnęła usta i nic już nie powiedziała, a ja wróciłam do pakowania swoich rzeczy. Po kilku minutach wyszła z pokoju, zostawiając mnie samą.
Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, usiadłam na łóżku. Znowu naszły mnie wątpliwości, całe mnóstwo wątpliwości. Przyjrzałam się pierścionkowi na swoim palcu. Czy to było słuszne? Przygryzłam wargę. Właściwie od teraz miałam być zdana tylko na siebie. Ani rodzina, ani przyjaciele nie mieli stać między mną i światem. Miałam być wolna, dorosła, miałam sama kierować swoim życiem. Ale nie byłam pewna, czy właśnie tego chciałam. Chyba czułam się na to wszystko niegotowa. Chyba dotarło do mnie, że mam dopiero siedemnaście lat, że tak naprawdę nie jestem w stanie sobie ze wszystkim poradzić. Ale miałam Draco. Przecież miałam Draco. Tego chciałam… prawda?
Jakiś czas później, wydawałoby się, że parę godzin później, usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili w szparze ukazała się głowa Harry’ego.
- Cześć Ginny - powiedział.
Zdziwiłam się jego widokiem tak, że nie byłam w stanie wypowiedzieć słowa. Skinęłam mu głową.
- Mogę wejść? - spytał.
Ponownie skinęłam głową, zastanawiając się, po co w ogóle chce ze mną rozmawiać. Ponadto nie wybaczyłam mu jeszcze, że pomógł Ronowi pobić Draco na moich urodzinach. Wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Muszę z tobą o czymś porozmawiać - powiedział, podchodząc bliżej i patrząc mi intensywnie w oczy. Wyglądał dość blado. - To ważne.
Wzruszyłam ramionami, nie przerywając jednak kontaktu wzrokowego.
- Słucham.
Przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, po czym usiadł obok mnie.
- Miałem sen - wyznał.
Ja też miewałam sny. Na przykład ten, w którym moi bliscy zabijają Draco i moją córeczkę. Śnił mi się on niedawno. Zdziwiłam się wtedy, bo od dłuższego czasu mnie nie nawiedzał, i skrycie cieszyłam się myślą, że więcej mi się nie przyśni.
Tyle że u Harry’ego to zwykle było inaczej. Wciąż pamiętałam, jak przyśniło mu się, że wąż zaatakował tatę. Przestraszyła mnie myśl, że znów przyśniło mu się coś podobnego.
Usłyszałam, jakby z oddali, że coś do mnie mówi.
- Hm? - spytałam.
- Malfoy. Czy jesteś pewna, że…
Wywróciłam oczami.
- Harry, daj spokój, wiem, że to twój wróg, ale, na gacie Merlina, ja ci Parvati nie wybierałam!
Zamilkł na chwilę, ale nie trwało to długo.
- Próbuję tylko ci powiedzieć, że on był w moim śnie.
- Aha.
Powiedzmy, że złość na niego trochę zelżała, a jej miejsce zajęła ciekawość. Zastanawiałam się, co też takiego przyśniło się Harry’emu. Miałam tylko nadzieję, że nic się nie stało z Draco? Wciąż miałam przed oczami tatę w szpitalu, po ataku tego węża. A gdyby coś stało się Draco? Gdyby on…
- Ginny, jak dużo o nim wiesz?
Zmarszczyłam czoło. Nie wiedziałam, do czego dokładnie potrzebna mu była ta informacja, ale czułam, że to na pewno nic dobrego. Intuicyjnie nie zdradziłam, że właściwie wiem o nim bardzo mało.
- Hm, no cóż… Całkiem sporo. Chyba nie myślisz, że zaręczałabym się z kimś, kogo właściwie nie znam? - zachichotałam nerwowo. I dobrze myślał. Nieodpowiedzialna Ginny.
- Czy wiesz, czym on się zajmuje? - drążył Harry.
Nie chciałam klepać bez zastanowienia, co tylko pomyślę, więc przez dłuższą chwilę milczałam. Draco od września miał pracować w Ministerstwie, w dziale przestrzegania prawa. Tę informację chyba mogłam zdradzić, przecież nie przyniosłaby nikomu żadnej szkody. Podzieliłam się nią z Harrym, który uśmiechnął się blado.
- Tylko tyle?
- Co „tylko tyle”? - zdziwiłam się.
Widocznie się zmieszał.
- No… Tylko tyle wiesz o tym, co robi?
Zrozumiałam. Próbował wyciągnąć ze mnie wszystko, co wiedziałam. Czy szukał jakichś brudnych interesów? Jeżeli tak, to ja nie byłabym w stanie mu pomóc z tej prostej przyczyny, że właściwie sama nic nie wiedziałam.
- Harry, przepraszam cię, ale nie wydaje mi się, żeby…
- Czy wiesz o tym, że jest śmierciożercą? - przerwał mi, kiedy zaczynałam się tłumaczyć. Natychmiast zamilkłam. To chyba tego się obawiałam, prawda? Cały czas. Ale najdziwniejsze było to, że tak właściwie nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Dlaczego?!
- Na jakiej podstawie tak twierdzisz? - spytałam spokojnie, starając się nie pokazać tego, co naprawdę czuję. Zagubienie. Rozpacz. Strach. I obojętność.
- Widziałem go.
Zrobiłam zdziwioną minę.
- Chcesz powiedzieć mi, że widziałeś go, kiedy…
- Chodzi mi o to, że widziałem go w moim śnie.
Po kilku sekundach bardzo, bardzo powoli pokiwałam głową. Może trochę z niedowierzaniem i chyba to zauważył.
- Co, nie wierzysz mi? - spytał.
- Wierzę - odpowiedziałam szybko, niekoniecznie szczerze. Sama usłyszałam to we własnym głosie, tak więc i on pewnie się zorientował.
- Widziałem go - powiedział stanowczo. - Śnił mi się Voldemort i jego spotkanie ze śmierciożercami w jakimś lesie. Malfoy tam był.
Bardzo trudno było mi w to uwierzyć. Moje myśli skakały jak szalone, wynajdując wszystkie za i przeciw. Mimo to wciąż byłam opanowana przez to dziwne uczucie spokoju, obojętności. Informacja, że Draco jest śmierciożercą, powinna być dla mnie szokiem, powinna być dla mnie bardzo ważną informacją. Tak jednak nie było. Nadal nie mogłam zdobyć się na nic innego, jak tylko udawane przejęcie.
- A może… Jesteś pewien, że ci się nie przywidziało? To mógł być ktokolwiek. Przecież oni wszyscy mają te swoje szaty, kaptury, maski…
Harry pokręcił zdecydowanie głową.
- Nie, nie przywidziało mi się, to był on, to na pewno był on. Nie mógłbym się pomylić. Ginny, proszę cię, uwierz mi. Malfoy jest niebezpieczny. Mówił… Voldemort mówił coś o jakiejś rozmowie, jakimś planie, Malfoy powiedział, że go nie zawiedzie, że…
Czemu kręciłam głową z powątpiewaniem? Jeszcze rok temu uwierzyłabym Harry’emu bez żadnych oporów. Teraz chroniłam Draco. Czy to by znaczyło, że znalazłam się po innej stronie? Że nie myślałam już tak, jak „ci dobrzy”, jak Zakon? Że byłam… zła?
- To tylko sen - stwierdziłam. - To nie musiało zdarzyć się naprawdę. Pewnie po prostu dużo o nim myślałeś i…
- Czemu jesteś tak zaślepiona? - zapytał z wyraźnym poirytowaniem w głosie. - Czemu tak trudno ci przyjąć do wiadomości najprostszą informację? Malfoy-jest-śmierciożercą-i-nie-możesz-się-z-nim-zadawać - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Ta uwaga była dla mnie niczym kubeł lodowatej wody. Krew zaczęła szybciej krążyć w moich żyłach, a policzki zapiekły.
- Jak śmiesz! - wykrzyknęłam. - Jak śmiesz mówić mi, co mogę, a czego nie mogę robić?! Co cię to w ogóle obchodzi!
Chciałam się zerwać z łóżka, ale przytrzymał mnie za ramię.
- Ginny, mówię tylko, co jest dla ciebie dobre. Malfoy jest zły, zrozum to. Coś ci się może stać, on może cię nawet zabić.
- Draco - wysyczałam z naciskiem - mnie nie zabije. Draco mnie kocha, a ja kocham jego. Nawet jeśli jest śmierciożercą, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Czy to cokolwiek zmienia?!
- Ginny…
- Puść mnie! - krzyknęłam i wyrwałam się mu. Odeszłam parę kroków, wpatrując się w niego przymrużonymi oczami. - Jak w ogóle śmiesz tu przychodzić, wygadywać bzdury o moim narzeczonym i jeszcze twierdzić, że jestem w niebezpieczeństwie? Jak śmiesz twierdzić, że nie mogę czegoś robić? Jak możesz mówić, że… Jakim w ogóle prawem?!
Wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Był zszokowany. Z pewnością nie przewidywał, że mogłabym zachować się w ten sposób. Ja też nie. Stałam na środku pokoju, z wściekle czerwoną twarzą, zaciśniętymi pięściami i przyspieszonym oddechem. Dziecku się to nie spodobało. I to bardzo. Kopnęło tak mocno, że aż się skrzywiłam.
- Wiesz, nie spodziewałem się tego po tobie - powiedział spokojnie Harry. - Myślałem, że wojna ma dla ciebie jakieś znaczenie, że my wszyscy, twoja rodzina i przyjaciele, chociaż trochę się dla ciebie liczymy. A ty? - Pokręcił głową. - Co się z tobą dzieje, Ginny? Może, kto wie, za miesiąc czy dwa, będziesz miała na ramieniu Mroczny Znak?
Tego było już dla mnie za wiele. Wyciągnęłam różdżkę z kieszeni i wycelowałam w niego. Ręka lekko mi się trzęsła.
- Nigdy więcej nie waż się tak mówić - wycedziłam. - Nie waż się oskarżać ani mnie, ani Draco. To nie powinno cię w ogóle obchodzić. Wracaj do siebie, Potter. Wracaj do swojego idealnego świata, gdzie wszystko jest albo dobre, albo złe, i daj reszcie spokój. Po prostu sobie odpuść.
- Nie mogę sobie odpuścić! - krzyknął. - Zadręczam się myślą, że tak nisko upadłaś! Zawsze byłaś taka posłuszna, taka dobra…
- Za dobra dla Harry’ego Pottera, co? - Nie mogłam się powstrzymać przed wtrąceniem tego. Stare żale we mnie odżyły. - Zawsze taka dobra? Zawsze idealnie nie wtrącająca się w twoje sprawy, prawda? Zawsze na uboczu, zawsze pomiatana, zawsze…
- O czym ty mówisz? - przerwał mi, ale nie dałam się zagłuszyć.
- Nigdy mnie nie zauważałeś! Nigdy! Kochałam cię, rozumiesz? Kiedyś cię kochałam! A ty nie potrafiłeś tego dostrzec, nie potrafiłeś…
- Bo cię chroniłem! - Wstał i podszedł do mnie na taką odległość, że koniec mojej różdżki stykał się z jego klatką piersiową. - Nie jestem odpowiednią osobą dla ciebie i nigdy nią nie byłem. Miałem nadzieję, że zakochasz się w kimś lepszym, a nie, że będzie ci się wydawać, że kochasz Malfoya!
- Bo go kocham!
Pokręcił głową. Mimo że podnosił głos, był nadal spokojny. W przeciwieństwie do mnie. Ja nad sobą nie panowałam. Jak on w ogóle śmiał obrażać Draco? Jak śmiał obrażać mnie? I co ja w nim kiedykolwiek widziałam?
- Nie kochasz go. Gdybyś go kochała, nie zachowywałabyś się jak grymasząca panienka, która raczy się zgodzić na głupi pomysł Malfoya, żeby…
Nie wiedziałam, jak to się stało. Po prostu stwierdziłam, że w jednej chwili celuję w niego różdżką, a w drugiej upada ona na podłogę, a moja ręka ląduje z trzaskiem na jego policzku. Nie spodziewałam się jego reakcji. Spodziewałam się, że wyciągnie różdżkę, że krzyknie na mnie, że zrobi cokolwiek. Ale jego reakcją był raczej brak jakiejkolwiek reakcji. Po prostu stał i patrzył na mnie.
- Widzę, że wybrałaś - wycedził. - Serdeczne gratulacje na nowej drodze życia, pani Malfoy.
Żal mi było tracić na niego słów. Nie mogłam znaleźć w nim ani jednej z tych rzeczy, które kiedyś kochałam. Był kimś zupełnie innym. Kimś obcym. A może to ja się zmieniłam? Schyliłam się, żeby podnieść różdżkę, co z moimi obecnymi rozmiarami było nie lada wyczynem. Dziecko znów rozpoczęło serię kopnięć, tym razem jeszcze mocniejszych. Wyprostowałam się momentalnie, sycząc z bólu. Uciskało mnie na kręgosłup. Z tego wszystkiego, z całej złości na Harry’ego, z całej złości na siebie i na kopiące dziecko, łzy stanęły mi w oczach.
- Ginny? - Harry nagle złagodniał. - Ginny, co się dzieje?
- Nic - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. - Nic, co mogłoby cię interesować.
- Czy coś jest nie tak? - pytał. - Coś nie tak z dzieckiem? Nie chciałem cię zdenerwować, naprawdę…
- Daruj sobie - warknęłam. Podeszłam do łóżka i położyłam się na nim, zamykając oczy. Gładziłam powoli rękoma swój brzuch. - Już, już wszystko dobrze - mówiłam cicho i spokojnie. - Nie masz się co denerwować. Już jest wszystko dobrze.
Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że Harry stoi nade mną, wyciągając w moją stronę moją różdżkę. Sięgnęłam po nią. Dziecko powoli się uspokajało i ja też. Nie chciałam już dłużej tutaj tkwić. Wyczarowałam patronusa, który miał przekazać Draco, żeby już po mnie przyszedł. Kiedy srebrny cień wyskoczył przez okno, skierowałam różdżkę na swoje rzeczy, i nie przejmując się już, że coś będzie pogniecione, jednym zaklęciem kazałam się wszystkiemu znaleźć w kufrze. Powoli usiadłam. Harry cały czas stał nade mną i mi się przyglądał. Teraz jednak usiadł koło mnie.
- Proszę, nie rób tego. Nie wyprowadzaj się do niego. To będzie koniec, rozumiesz? On jest zdolny do wszystkiego. Jeśli przeciągnie cię na stronę Voldemorta… A co, jeśli zacznie kontrolować cię za pomocą imperiusa? Pomyślałaś o tym? Ginny, a jeśli będzie chciał wyciągnąć od ciebie informacje o Zakonie?
- Nie należę do Zakonu - powiedziałam. - Niby co miałabym mu przekazać? Ja nic nie wiem.
- Coś wiesz na pewno - upierał się. - A jeśli nie wiesz, jeśli rzuci na ciebie imperio, zmusi cię, żebyś się dowiedziała.
Popatrzyłam na niego ze złością. Nic nie rozumiał.
- Nie zrobiłby tego - stwierdziłam z przekonaniem. - Draco mnie kocha.
- Ja też cię kocham!
Tego było dla mnie za wiele. Roześmiałam się histerycznie. Draco? Nick? Harry? Nie, nie, to wszystko jest tylko głupim snem, to wszystko mi się śni. To był nawet śmieszny dowcip. Nagle wszyscy trzej się we mnie zakochali? Tak się w życiu nie zdarza. Tak się po prostu nie dzieje i już. Draco i Nick? Okej, powiedzmy, że okej. Ale Harry? Harry?!
- Czy muszę przypominać ci, że jesteś zaręczony z Parvati? - spytałam ironicznym tonem.
- I bardzo tego żałuję. Gdybym się jej nie oświadczył, ty nigdy nie… ugh… nie byłabyś w ciąży i żaden Malfoy nie mieszałby ci w głowie.
- Przecież kochasz Parvati.
Byłam o tym święcie przekonana i w styczniu, i teraz, w sierpniu. Nie zamydli mi oczu. Z pewnością mówi tak dlatego, że chce, żebyś nie wyprowadzała się do Malfoya, pomyślałam.
Harry zazgrzytał zębami.
- Nie tak, jak bym chciał.
No to masz problem, pomyślałam.
- Zażyj jakiś eliksir i po kłopocie. O czym my w ogóle rozmawiamy?
- O tym, że gdybym mógł cofnąć czas, to z tobą bym był.
- I zrozumiałeś to teraz, bo…
- Wiedziałem o tym od dawna, przecież ci mówiłem, chciałem cię chronić.
Wywróciłam oczami.
- No to jakoś ci nie wyszło.
- GINNY! - usłyszałam głos mamy z dołu.
Rozejrzałam się po pokoju, czy na pewno wszystko się spakowało, po czym spojrzałam triumfalnie na Harry’ego.
- Mój narzeczony przyszedł - zaakcentowałam. - Chyba musimy się pożegnać.
Wstałam i machnęłam różdżką na kufer, który uniósł się w powietrzu. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież, a kufer przelewitowałam na korytarz.
- Czekaj! - zawołał za mną. - Nie możesz tak po prostu…!
- Owszem, mogę - powiedziałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Zeszłam na dół, gdzie, jak się spodziewałam, czekał już na mnie Draco. Mama stała koło niego; oboje patrzyli na schody, wypatrując mojego przyjścia. Draco uśmiechnął się do mnie, a kąciki ust mamy opadły jak najniżej. Przy stole kuchennym siedzieli Hermiona z Ronem, trzymając się za ręce i szepcząc coś do siebie.
- Cześć - powiedziałam, kiedy pokonałam ostatni stopień. Draco podszedł do mnie i cmoknął w policzek.
- Cześć - odpowiedział.
Popatrzyłam na mamę. Nie wyglądała na udobruchaną. Przygryzłam wargi.
- Mamo… - mruknęłam, bo zauważyłam, że jej oczy strasznie błyszczą. - Mamo, proszę, nie płacz…
Podeszłam do niej i przytuliłam, a ona zaczęła szlochać.
- Obiecaj, że nie stracimy kontaktu. Że nie będzie tak, jak z Percym. Obiecaj.
- Mamo, obiecuję…
- I uważaj na siebie. A jeśli tylko się źle poczujesz, powiadom mnie natychmiast.
Uważałam za zbędne powiedzenie, że lekko boli mnie brzuch. Pomyślałam, że zaraz przejdzie.
- Tak, powiadomię.
- Ginny. - To Ron stanął za mną. - Chociaż nie pochwalam tego, że wiążesz się z tym palantem - tu Draco chrząknął znacząco, a Ron całkowicie go zignorował - to zawsze będziesz moją siostrą.
- I zawsze będziesz moją przyjaciółką - dodała Hermiona.
Uściskali mnie oboje. Kątem oka dostrzegłam, że Draco gapi się w sufit. Uśmiechnęłam się do siebie. Kilka minut później w końcu wyswobodziłam się z ich objęć i stanęłam koło Draco, który wyciągnął ku mnie filiżankę. Właściwie to nie wiedziałam, czemu tak się uczepił tych filiżanek. Spojrzałam na wszystkich po raz ostatni i przenieśliśmy się świstoklikiem w tę samą uliczkę, co zwykle. I choć do tej pory uśmiechałam się sztucznie, teraz przestałam. Krzyknęłam, kiedy poczułam gwałtowny ból brzucha. Draco przytrzymał mnie, kiedy się zatoczyłam.
- Co się dzieje? - spytał.
Wpiłam palce w jego ramiona.
- Boli… brzuch mnie boli… - wysapałam.
Pobladł natychmiast i chwycił mnie mocniej.
- Co robimy? - spytał. - Myślisz, że to już?
Pokręciłam głową. Łzy spływały mi po policzkach. Byłam przerażona.
- Nie, to nie to! - pisnęłam. - To… nie wiem!
Zaniosłam się histerycznym płaczem. Panikowałam. Bałam się, że coś mogło stać się dziecku.
- Do świętego Munga. Natychmiast - zadecydował Draco. A ja pokiwałam głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie bądź anonimem - podpisz się! Będę mogła Cię zapamiętać i wiedzieć, czy i o czym już z Tobą rozmawiałam :)